Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2015, 22:37   #16
Eleishar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Nie spać, zwiedzać...


Ashur mógł nieco odpocząć gdy oczekiwał powrotu Ana z biblioteki. Gdzieś w międzyczasie dostał wiadomość sms od Iruty, “Anioły w mieście. Twój cień śmierdzi.” na szczęście bądź nie, Ashur już o tym wiedział.
Gdy An wrócił niespecjalnie był na siłach czy ochocie zadawać się z Ashurem, więc zwykła lokaj, o dziwo żywa, przyniosła mu lektury.
Znalazło się tutaj kilka historycznych ksiąg o nekromancji, w większości sięgających nie dalej niż do drugiej wyprawy krzyżowej. Większość z nich znał, ale znalazł się też jeden antyczny gem. Tłumaczenie dziennika greckiego nekromanty. Nie był to oczywiście oryginał, ale struktura tekstu wskazywała, że księga nie miała w sobie celowych luk.
Z niej Ashur dowiedział się, że już w antycznych czasach sztuka ta była w miarę rozwinięta. Jak się można spodziewać przypisywano ją zarówno Hadesowi jak i Thanatosowi, zależy gdzie o niej czytać. Wedle dziennika nie działała ona na herosach, wywołując skutki bardzo podobne do tych które odczuwa An. Jeden z starożytnych tytanów, których uwięził Zeus, również zajmował się nekromancją. Wedle wiedzy Ashura Tytani nie byli niczym innym jak najpotężniejszymi z gigantów. Autor dziennika nie pisał za wiele o źródle magii, acz zaznaczył swoje podzięki tytanom za wskazanie ludziom drogi.

Księgi o ludziach przeklętych An znalazł tylko dwie. Jedną, którą Ashur już czytał. O człowieku który zmieniał w złoto wszystko to co dotknął jako kara za chciwość. Swoją klątwę zwalczył odcinając przeklęte dłonie i zakładając magiczne protezy, technicznie samej klątwy z siebie nie zdejmując. Jego ręce stały się starożytnym artefaktem o którym słuch zaginął kilka tysiącleci temu.

Druga, nieznana Ashurowi księga wspominała o mężczyźnie który bardzo często dostawał sraczki i został wyleczony przez maga-alchemika. Ciężko było stwierdzić, czy ofiara klątwy nie miała po prostu słabego układu pokarmowego.

Gdy chłopak dostał sms od Iruty uśmiechnął się tylko pod nosem. Odpisał mu krótko “Wiem o tym.” Poza tym oczekiwanie na dostawę książek minęło mu bez żadnych “atrakcji”. Gdy do niego dotarły pozostało wziąć się za lekturę, dużo do przeczytania nie miał, ale nie należało tracić wiary w możliwość znalezienia właściwych tropów.
Po przerzuceniu wszystkich tomów Ashur wziął się za przetrawianie informacji. Wszystko zaczynało układać się we w miarę spójną całość. Krok za krokiem sytuacja się klarowała.
-Leczenie sraczki alchemią dziś nazywa się lekiem bez recepty. - mruknął lekko rozbawionym tomem przetwarzając w głowie to, co wyczytał z ksiąg o przeklętych. Po kilku minutach w głowie miał już gotowy obraz.
-Ludzie rozwój nekromancji w pewnym stopniu zawdzięczają tytanom, którzy byli gigantami, tylko wyższego sortu. - myślał na głos - Jeśli moja teoria o przeklęciu ich rasy przez Mortis jest poprawna, pośrednie działanie nie poskutkowało przeniesieniem klątwy. - podrapał się po głowie - Póki co wychodzi na to, że z klątwą można poradzić sobie na trzy sposoby - zdjąć ją, przejąć nad nią kontrolę, albo ją obejść. Tak właśnie zrobił ten przeklęty chciwiec, obszedł działanie uroku. To może być klucz do pomocy Anowi. - zrobił krótki wdech i zaczął szkicować. Chciwiec, którego historia upowszechniła się (oczywiście zmieniona) w micie o królu Midasie zadziałał w całkiem prosty sposób, jeśli można tak nazwać zbudowanie magicznych protez. Nie mógł działać bezpośrednio, więc stworzył przekaźnik, tym sposobem unikał aktywacji klątwy. Podobnie sprawa mogła się mieć z ludzkimi nekromantami czerpiącymi swą wiedzę od tytanów, nie sięgnęli prosto do Mortis, więc nie zostali przeklęci. Jeśli te przypuszczenia były słuszne, Ana można było podciągnąć do tej samej kategorii. Młodzik musiał działać pośrednio i potrzebował do tego odpowiedniego przekaźnika. Szkic nabierał coraz większego detalu, pojawiały się opisy inkantacji i przypisy odnośnie odpowiednich materiałów. Projekt “klucza” dla Ana z każdym pociągnięciem ołówka zbliżał się do ukończenia, a Ashur rysował jak natchniony. Jeszcze kilka chwil i schemat był gotów. Hindus sięgnął do Cienia i przywołał jedną z licznych zjaw zamieszkujących w tej posiadłości po drugiej stronie zasłony.
-Udaj się do Ana i przekaż mu, że mam coś co może być rozwiązaniem jego problemu. - wydał duchowi polecenie.
Na reakcje nie było trzeba czekać długo. Po zaledwie kilku minutach An wypadł z cienia ściany o mało się nie potykając. Ubrany w piżamę z różowymi czaszkami i skrzyżowanymi piszczelami był w pełni gotowy do wysłuchania raportu. - Coś ty znalazł?! - spytał.
Ashur dużym wysiłkiem woli powstrzymał się by nie parsknąć na komiczność tej sceny. Na jego twarzy wykwitł jedynie nieznaczny uśmiech.
-Na podstawie tego co wyczytałem z ksiąg narodziła się w mojej głowie teoria. Może najpierw wyjaśnię Ci jej podłoże, potem przejdę dalej. - zaczął widząc entuzjazm młodzika - Według źródeł historycznych to giganci a ściślej tytani byli tymi, którzy w czasach starożytnych przyczynili się do rozwoju nekromancji wśród ludzi. Jednakże mimo pobierania przeklętych nauk, ludzie nie mają podobnych problemów z tą sztuką. - wskazał na tłumaczenie zapisków Greka - Porównując to z sytuacją którą przedstawia historia tego chciwca... - tu podsunął Anowi właściwą książkę - Doszedłem do wniosku że klątwę która nad Tobą ciąży można obejść. Potrzebny jest do tego odpowiednio skonstruowany przekaźnik mocy magicznej. - zrobił pauzę by dodać swojej wypowiedzi nieco dramatyzmu - Taki jak ten. - pokazał dzieciakowi swój projekt.
-Jak mam na to patrzeć? - spytał An, nie do końca pewny czym do końca jest przekaźnik. - I jak to niby działa?
-Już Ci tłumaczę. - odparł spokojnie Ashur - W historii którą Ci podsunąłem, zapewne kiedyś już ją czytałeś, ale to nieistotne - przeklęty nie był w stanie niczego dotknąć, bez przemienienia tego w złoto. Znalazł więc obejście tworząc magiczne protezy swoich dłoni. Tym sposobem bowiem, to nie on dotykał wszystkiego co brał w ręce. - zrobił chwilę przerwy, żeby An mógł przyswoić pierwszą porcję informacji - Ten przekaźnik będzie dla Ciebie tym, czym te magiczne dłonie dla niego. Innymi słowy, choć ożywieńcy będą twoimi kreacjami i pod twoją kontrolą, będzie to tak jakbyś nie Ty rzucał zaklęcie, ponieważ jego źródłem będzie “klucz”, jak źródłem dotyku w tej historii stała proteza, a nie człowiek. Ty będziesz wolą, a przekaźnik jej wykonawcą, tak jakbyś wydał komuś polecenie. Tak jak tytani pokazali ludziom, Ty pokażesz to różdżce, berłu czy jakikolwiek kształt przybierze ten katalizator. I tak jak ludzie nie cierpią z powodu klątwy Mortis, tak twoje kreacje również powinny być wolne od jej następstw.
An stał w miejscu z głębokim zamysłem wypisanym na twarzy. To mogło działać...chociaż niekoniecznie. - Mam dwa pytania. - oznajmił w końcu. - Dlaczego chciwiec nie założył rękawiczek? Albo poprosił komuś aby to zrobili, nie wiem. Ostatecznie jakoś dał radę uciąć sobie dłonie. Po drugie, co jest przeklęte? Moje dłonie, czy moja mana?
-Wyobraź sobie poruszanie dłońmi zamkniętymi w ciasno przylegających workach ze złota grubości paru milimetrów, to niemal niemożliwe i na dodatek męczące. - odparł żartobliwie Ashur - Może to brzmieć śmiesznie, ale po części mogło mieć wpływ na jego decyzję. Magiczne dłonie, nawet wykonane z litego metalu, po użyciu odpowiednich zaklęć niczym nie różnią się funkcjonalnie od normalnych. - westchnął - Warto też wziąć pod uwagę, że dotknięciem zamieniał w złoto również żywych, wątpię by ktokolwiek odważył się zaryzykować swoim żywotem tylko po to by założyć jakiemuś chciwcowi rękawiczki. To tak gwoli pytania numer jeden. Co do drugiego… Przeklęty jesteś Ty, co za tym idzie twoja mana. Dlatego potrzebny jest katalizator. Mana będzie źródłem jego mocy owszem, ale to nie będzie twoja moc sensu stricte. To jak z przemianą prądu zmiennego w stały, niby ten sam a jednak co innego. Konwersja energii magicznej przez “klucz” powinna stworzyć neutralną manę z twojej, nazwijmy ją “zanieczyszczonej”. Klątwa sama w sobie nie jest maną, oddziałuje jedynie na twoją manę, ale twoją konkretnie. Innymi słowy jeśli coś zmieni naturę many z twojej na własną, niezwiązaną z tym urokiem efekt klątwy nie wystąpi. Tak właśnie ma działać przekaźnik. - spauzował na chwilę, An mógł nie nadążać za jego tokiem myślenia - Zaklęcia będą funkcjonować normalnie, aczkolwiek konieczność stosowania medium pośredniego, może spowodować niewielkie zwiększenie wymaganego nakładu energetycznego. Coś jeszcze budzi twoje wątpliwości?
-Właściwie nie. Wygląda jak skuteczne rozwiązanie, pytanie, czy będz-
-Będzie. – Z cienia w podłodze wyrosła ogromna czaszka, a zaraz za nią połowa tułowiu. Właściciel posesji nie do końca mieścił się w jej rzeczywistych pomieszczeniach. Wraz z nim ukazał się wcześniej wyciągnięty przez Ashura duch. Widać cienie były pełne konfidentów. - Ludzie nie używają różdżek bo są im potrzebne. Patrzyli na nas, i stwierdzili, że też powinni. – jego głos był poniekąd roześmiany. - Acz miałem nadzieję, że sam do tego dojdziesz. Twoja magia będzie słabsza niż powinna, jeżeli stracisz katalizator, jesteś martwy. Twoich potomków czeka to samo. – wyjaśnił szkielet. - No chyba, że przełamiesz klątwę. Poza tym, ciało licza jest niezwykle skuteczne w filtrowaniu many. – Mimo, że olbrzym mówił do Ana, przyglądał się Ashurowi. - Prawie perfekcyjna robota. Wyciągnąłeś tylko jeden zły wniosek, tak naprawdę nieistotny. Przynajmniej w tej sprawie. Może kiedyś ci się rozjaśni.

-Przyznaję że mogłem gdzieś popełnić błąd, ale pierwszy raz w życiu zajmowałem się czymś takim. - odparł rozbrajająco szczerze pół-demon - Nie mniej, dziękuję za uznanie. Miło usłyszeć słowa pochwały od kogoś tak doświadczonego.
Olbrzym kiwnął głową. W międzyczasie An trząsł się w miejscu, patrząc raz w lewo raz w prawo i zdecydowanie nie wiedząc co zrobić z swoją energią.
-Ja zrobię rózgę. - oznajmił Licz, zapadając się z powrotem w podłogę.
An ostatecznie skoczył z uściskiem na Ashura. - Dzięki! - krzyknął, uradowany.
-Z grzeczności rzekłbym że nie ma za co, ale to byłoby kłamstwo. - powiedział ze śmiechem Hindus, ściskając Ana po męsku. - Teraz tylko pokaż wynikami w Akademii że moje nauki nie poszły na marne.
-Pewnie. - obiecał An, odklejając się i podchodząc do ściany. - O reszcie pogadamy kiedy indziej. - zasugerował, wpadając w cień i najprawdopodobniej wracając do swojego pokoju. Ostatecznie planował drzemkę zanim tutaj przyszedł.
Nic tak nie poprawia humoru, jak świadomość że udało się osiągnąć cel. Ashur wstał od stolika i z zadowoleniem rzucił się na łóżko, by dać chwilę odpoczynku zmęczonej głowie.
-Niezły jestem! - pochwalił sam siebie i uciął sobie piętnaście minut drzemki.
Po krótkim relaksie wstał, podszedł do drzwi i dotykając klamki rzucił zaklęcie. Następnie przeszedł do Cienia i skoczył do swojego pokoju hotelowego, póki co sprawdzając czy akurat nie ma tam nikogo z obsługi, bo swoim pojawieniem się znikąd mógłby u takiej osoby wywołać niemały szok. Nie zauważywszy nikogo, wynurzył się z Cienia i połączył apartament z Labiryntem, dzięki temu nie będzie zużywał energii na podróże. Rozebrał się i poszedł wziąć porządną kąpiel. Potem ubrał się w wyjściowe ciuchy i zmienił postać, żeby żaden Vigilantii go nie rozpoznał, w końcu młodzież też mieli w swoich szeregach i mógł na któreś z nich trafić na imprezie. Tym razem jednak nie był gentlemanem w średnim wieku, a młodym przystojniakiem.


Tak przygotowany wrócił do posiadłości, a potem ruszył na podbój nocnego Londynu. Z młodości trzeba umieć korzystać.


Ashur trafił do klubu w pobliżu centrum londynu. Centrum imprez ulokowane było w podziemiu centra handlowego, tuż pod parkingami. Miejsce było ogromne, pełne świateł, neonów, z ogromną sceną na której tańczyli dwaj mniej opanowani czy też bardziej pijani studenci.
Na sali pełno było zarówno pań co panów, zazwyczaj w kilkuosobowych grupach, poubierani na kolorowo i często wyposażeni w świecące patyki. Jedyne miejsca do siedzenia znajdowały się przy ścianach i pod barem, zaś gdy ktoś był nieco bardziej odważny, mógł tańczyć na specjalnych wzniesieniach. Większość z nich była okupowana przez kobiety.
Jedyną wadą był zakaz palenia. Podziemne umiejscowienie nie sprzyjało wentylacji.
Noc zapowiadała się naprawdę wesoło. Studenci po prawdzie zazwyczaj upijali się zbyt szybko, ale to oznaczało więcej chętnych studentek dla niego. Uśmiechnął się pod nosem na tę myśl. Zakaz palenia mu nie przeszkadzał w najmniejszym stopniu, nie palił papierosów i nie lubił dymu, nawet doceniał to że właściciele lokalu go wprowadzili. Podszedł do baru, zamówił sobie piwo i usiadł zwracając się w stronę podwyższeń na których wywijały co gorętsze panny. Zaczął się im przyglądać, by wypatrzeć w tej zbieraninie swoją dzisiejszą “ofiarę”, powoli sącząc przy tym browarka.
W tym samym czasie w którym Ashur przyglądał się zgromadzonym, co po niektórzy wertrowali jego. W pewnym momencie znalazł się nawet ktoś dość zainteresowany aby wejść z chłopakiem w interakcje. Silne uderzenie otwartej dłoni w plecy Ashura było sposobem powitania nieznajomej.
Była to młoda dziewczyna, może nieco ponad dwadzieścia lat. Niska, niespecjalnie obdarzona rozmiarem. W zamian za to pełna entuzjazmu z żywym, tęczowym tematem w swojej aparycji.
- Yo! Nowy. - wzruszyła ramionami, niby to chwaląc się jakim to jest stałym bywalcem. - Moja ekipa się zmyła. Postaw mi browca.
-Oy! - przywitał się również chłopak - Jasne, siadaj. - powiedział klepiąc stołek obok. Dopił duszkiem swojego browara i pokazał barmanowi by ten podał mu dwa kolejne. W międzyczasie, uczulony ostatnimi wydarzeniami skupił wzrok na aurze nowej towarzyszki. Gdy dostał swoje zamówienie podał jej jedną z butelek po czym uniósł swoją.
-Zdrówko! - rzekł z uśmiechem. - Chyba że zamierzasz mi uciec, skoro dostałaś co chciałaś. - dopowiedział rozbawionym tonem, przy okazji pokazując jej język.
-Naaa, może więcej z ciebie wydoję. - uśmiechnęła się nieznajoma, siadając obok. Jej aura była...niemal całkowicie niemagiczna. Najzwyklejszy człowiek. - Ty skąd? Brytyjsko nie wyglądasz.
-Owszem brytyjski nie jestem, przyjechałem z Rzymu. - odparł - A Ty? Bo bardziej mi wyglądasz na Miami niż Londyn. - wzruszył ramionami.
-Style, baby. Teraz żaden brytyjczyk nie wygląda na brytyjczyka. To niemodne. Poza tym, cholera go wie czym jest brytyjczyk od kiedy pootwierali nam granice. Od cholery tu nietutejszych. - to powiedziawszy zaciągnęła sowity łyk piwa. -I po cholere tutaj aż z Rzymu gonisz? Chcieli z ciebie zrobić gladiatora czy jak?
-Zwyczajnie lubię UK. - odparł z uśmiechem - No i kocham podróżować. Jakoś rzadko zagrzewam gdzieś miejsca na dłużej, wolę zwiedzać świat.
-Taaa, a po sześćdziesiątce zorientujesz sie, że nie masz planu emerytalnego i gówno gdziekolwiek przepracowałeś. Powodzenia. - zaśmiała się kobieta. - Podróżowanie to z lekka przywilej.
-Jeśli dożyję sześćdziesiątki to będę się tym martwił. - odparł z krzywym uśmieszkiem - W dzisiejszych czasach nigdy nie wiadomo. Pewnie masz mnie za dziwaka, co? - uniósł jedną brew.
-Teraz to co najwyżej za emo. - klepnęła silnie w plecy Ashura. - Jesteś w klubie, tu nikt nie jest normalny. Inaczej wyleciałbyś przez drzwi. Nie psuj klimatu!
-Do emo to mi daleko. - parsknął - Wiesz jak to mówią, żyj szybko, umieraj młodo. Choć do umierania to mi się nie spieszy. - puścił jej oczko. - Dobra, ja się szlajam po świecie, a Ty co porabiasz w życiu? Pomijając dojenie obcych na browary, rzecz jasna. - zaśmiał się.
-Studiuje. Sztukę! - uśmiechnęła się.
-Można było się domyślić, po tak barwnej postaci. - odpowiedział z uśmiechem - Na wielu sztukach znać się można, ale prawdziwa sztuka wielu ludziom umyka. - zarzucił “złotą myślą”.
-Nah, pierdolisz. Co to ma w ogóle znaczyć? - spytała niezbyt przekonana dziewczyna. -Sztuka to zwykła nauka, wystarczy się nauczyć. Reszta to praktyka. Jak się nabazgrasz to zacznie wyglądać porządnie.
-Jest sztuka i sztuka. - pociągnął łyk piwa - No i dla każdego sztuką może być co innego. No i oczywiście nieśmiertelne stwierdzenie “to nie lada sztuka”. - zaśmiał się - Poza tym, zawsze mi powtarzano że sztuki nie można się nauczyć, tylko trzeba ją czuć. Z drugiej strony wszystkiego podobno idzie się nauczyć… Wybacz wychodzi ze mnie filozof. - speszony potarł się po potylicy.
-Są dwa rodzaje artystów: Ci co się nauczyli, więc robią sztukę, i ci co im się nic nigdy nie chciało w życiu robić, więc znaleźli sobie chujową wymówkę na profesje. Jeżeli ktoś “czuje sztukę” to ma nie równo pod sufitem. - zaprezentowała swój punkt widzenia kobieta.
-A temu to się zaprzeczyć nie da. - zachichotał Ashur - Wystarczy spojrzeć jak wielu artystów którzy ją czuli zrobiło ze swoim życiem coś głupiego, niektórzy nawet więcej niż raz. O taki Van Gogh chociażby, najpierw sobie ucho upieprzył, a jakiś czas później wpakował sobie kulkę. - zamyślił się pociągając z butelki - Ja tam się na sztuce nie znałem nigdy. A jak patrzę na kawałek białego płótna w ramie i słyszę że kosztuje pięć milionów dolarów, to utwierdzam się w przekonaniu że nadal się na niej nie znam. - parsknął.
-Oh! On sobie ucha nie uciął! - wtrąciła studentka. - W tamtym okresie Van Goh żył wspólnie z swoim najlepszym przyjacielem, planowali zrobienie tego domu sztuki gdzie wszyscy świetni artyści pracowaliby razem. Pokłócili się kiedyś o kobietę, kumpel Van Goha...y...Gauguin! Był dość ogarniętym szermierzem. Urżnął mu ucho szablą, potem się ogarnęli. Żeby Gaugin nie musiał lecieć za kraty Van Goh wziął winę na siebie. - opowiedziała dość energicznie historię. - Boom. Robił dobrą sztukę ale był normalny...jeszcze.
-O patrz, człowiek uczy się przez całe życie. Kolejny dowód na to, że ludzie którzy dają się zanadto ponieść emocjom nie powinni dostawać broni do ręki. - skomentował newsa chichocząc złośliwie - Swoją drogą, z tym radzę sobie znacznie lepiej niż ze sztuką. - napomknął, po czym zajrzał do swojego browarka i z rozczarowaniem ujrzał że flacha jest niemal pusta. - My tu gadu gadu, a w butelkach widać dno. To co, jeszcze po jednym? - zapytał swoją nową koleżankę po czym dopił swojego Grolscha.
-Pewnie! - trzasnęła na stół swoją również pustą butelką. W jej kieszeni zawibrował telefon, szybko wyjęła go aby zobaczyć wiadomość, po czym rzuciła na stół. W wiadomości do “cioci” był tekst “schowaj książki przed jezusem”. - Mogę mieć ćpunów w rodzinie. Mam nadzieję, że to nie deal-breaker. Jesteś ostatnim pajacem który stawia mi piwo, reszta sie już oduczyła.
-To nie jest deal-breaker, nie martw się. Acz nazywając mnie pajacem nie zachęcasz do stawiania kolejnych. - prztyknął ją palcem w nos i uśmiechnął się, żeby podkreślić żartobliwy ton drugiej części wypowiedzi. Dał znać barmanowi i otrzymał kolejne dwie butelki. - Przywykłem już do spotykania naprawdę dziwnych ludzi na swojej drodze, Ty wydajesz się przy nich ekstremalnie normalna. Także, be my guest. - dorzucił po raz kolejny wznosząc butelkę by mu przybiła.
-Nie mam nic przeciw! - uśmiechnęła się przyjmując ofertę.
-Uprzedzam lojalnie, wyjdziesz stąd na czterech. - uśmiechnął się złośliwie - Jeśli dasz radę o własnych siłach. No to na hejnał! - rzekł wychylając całe piwo na raz.
Widząc prędkość Ashura dziewczyna lekko sie speszyła. - Ja już byłam najebana zanim do ciebie podeszłam. Oczywiście, że mnie odpierdoli zanim stąd wyjdę. - po których słowach rzuciła się na butelkę.
-Punkt za odwagę. Acz w tym tempie padniesz zanim porządnie się wstawię. - zaśmiał się i zamówił kolejne dwa. Tym razem bynajmniej nie zamierzał się spieszyć.
-Eeeetam. Jak jestem pijana to mogę pozwać cie o gwałt bo tak. - przypomniała pokazując język. - Nie sądzę aby specjalnie coś mi groziło. No, mów do mnie dalej. Czym się właściwie zajmujesz w Londynie? Tylko zwiedzasz?
-Nie twierdzę że coś Ci grozi, pomijając kaca dnia następnego. - sam wystawił język - Zwiedzam, próbuję nawiązywać nowe znajomości i dobrze się bawić, a przynajmniej nie chodzić spać na trzeźwo, bo lata szkoda. - dorzucił wesołym tonem. Dziewczyna była już mocniej podpita, więc przyjrzał się jej aurze ponownie, chciał sprawdzić czy ta mała anomalia nie stała się bardziej widoczna. Miał podejrzenie, że dziewczyna może coś ukrywać, po alkoholu ukrycie tajemnicy bywało trudniejsze, ze względu na rozproszenie koncentracji.
Jej obraz był identyczny do tego co poprzednio. Oparła się o blat baru, aby ułatwić sobie spoglądanie na Ashura. -Kaca się przeżyje. No, to jak można zarobić tyle hajsu aby było cie stać na wycieczkę do jakiejś Brytanii w środku roku? Czy po prostu szczęśliwie urodzony? Chociaż wtedy nie byłbyś w barze.
-Szczęśliwie urodzony to chyba dobre określenie. Ale nie uważam żeby z tego powodu trzeba było zadzierać nosa. - odparł - Nieważne ile masz w portfelu, nadal jesteś człowiekiem, a po co trzymać się wśród sztywniaków? Wolę takich którzy potrafią się bawić, niezależnie od zasobów finansowych. - zakończył nieco filozoficznie.
-Whoo! Golddig! - uradowała się dziewczyna. - To stawiaj następnego...yyy...ziom.
-To teraz już ziom, a nie nowy? - zarechotał - Ah ten kapitalizm. - westchnął teatralnie.
-Jeszcze jedną kolejkę. - rzucił do barmana.
-Mówiłem że na czterech stąd wyjdziesz. - uniósł brwi.
-Eeeee tam...mam swoje triki. - zarechotała łapiąc butelkę. - Jak pomożesz mi się stąd wywlec to nawet ci pokażę.
-Chyba nie myślałaś że Cię na pastwę losu zostawię, skoro z mojej ekhm… “winy” będziesz w takim stanie? - udał oburzenie.
-Wciąż pozywam jak mnie przelecisz. - uśmiechnęła się. - Co najwyżej będę w tym stanie z twojego portfela.
-Co Ty masz z tym przeleceniem? Chyba Ci się chce, że ciągle o tym gadasz. - zaśmiał się - Tylko nie jestem w twoim typie. - wystawił język.
-Oh come on. Jesteśmy w klubie. Jedyne dwa tematy o których sie tu rozmawia to alkohol i sex. - zauważyła - Niby o czym mam żartować? Parabolach?
-Zawsze można rozmawiać o prawach fizyki, jeśli jakieś znasz. - zachichotał - Chociażby, powyżej kolana napięcie rośnie, a opór maleje. - mrugnął do niej.
-See? Teraz łapiesz. - chlustnęła z butelki. - W sumie dawaj na dwór. Musze zapalić. - zaproponowała, niemrawo podnosząc się z miejsca.
-Palenie szkodzi zdrowiu i sprawności seksualnej. - pouczył ją żartobliwie i podniósł się ze stołka. - Pomóc Ci?
-Yup, przyda sie. - kiwnęła się nieco w stronę Ashura, próbując zrobić krok w przód.
Chłopak podał jej ramię, żeby się na nim oparła.
-No to chodźmy. Tylko powoli, żebyś mi się nie rozchwiała zanadto.
Dwójka udała się na górę, do parkingów. Dziewczyna była dość cicho, zmęczenie i upojenie musiało się dawać jej we znaki.
Z odrobiną zamulenia wyjęła z kieszeni papieros i wsadziła go do ust. Oparła się o ścianę z nietypowym grafiti i powoli zapaliła peta zaciągając się nim.
-To moje bazgroły. - pochwaliła się z pierwszym wydechem.
-Nie będę udawał, że wiem o co w nich chodzi. Aczkolwiek kolorystyka niezła, tylko jak pijany spojrzy, może ubarwić podłogę parkingu. - zażartował. Abstrakcja połączona z zawirowaniami w głowie raczej nie mogła się dobrze skończyć.
-To mapa. - uśmiechnęła się dziewczyna, po chwili gmerania wyciągnęła spod bluzy puszkę farby w sprayu i rzuciła ją Ashurowi. Przedmiot, a przynajmniej jego zawartość zdecydowanie była magiczna. -Rozkmiń o co chodzi. Będziesz miał faze.
-Mapa? Ale czego? - zainteresował się - I po co dajesz mi farbę w sprayu? - udawał że nie wie o magii przedmiotu, ale nie wiedział czy dziewczyna była jej świadoma.
-Drogi. Między moim domem, a tą knajpą.- zaśmiała się. -I paroma innymi miejscami. - wyrzuciła odrobinę niedopalonego papierosa na podłogę, po czym oparła się o grafiti czołem. - To tego, no, nara. - po tych słowach wpadła do środka ściany.
-What the fuck?! - wyrwało się Ashurowi. Dziewczyna zapewniła mu właśnie rozkminę na resztę nocy. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek trafił na taki artefakt, acz jego działanie przypominało mu zaklęcie z jego własnego repertuaru. Ciekaw był, jak bardzo trzeba było być nawalonym, by po namalowaniu grafitti spróbować przez nie przejść. Skupił wzrok na malowidle, chcąc je przeanalizować. Może dzięki temu zdoła ją złapać.
Patrząc na obraz przez magię, Ashur migiem spostrzegł czym jest kreacja. Był to faktycznie labirynt cieni, tylko nieco mniej stabilny. Po pierwsze, na obrazach nie było żadnych zabezpieczeń. Wiedząc czym jest grafiti, można przez nie przejść bez pytania. Po drugie, był tu silny przepływ magiczny. Dziewczyna musiała przez to przelatywać jak przez dziurę w podłodze.
Prawdziwa psychodela. W sumie to tłumaczyło ludzi, którzy po pijaku wychodzili z knajp i budzili się w całkowicie innym miejscu, nie wiedząc jak tam dotarli.
-No dobra, przyjrzyjmy się bliżej i spróbujmy złapać tę małą złośnicę. - spróbował wzrokiem wyłapać przepływ, który uaktywnił się gdy dziewczyna wskoczyła do labiryntu, zamierzał go potem użyć. Gdy namierzył właściwy strumień, zrobił krok do przodu i wszedł do labiryntu, podążając za swoją nową znajomą.
Bo zbliżeniu się do drugiego otworu, Ashur dojżał, że za bramą znajduje się dość mały, kwadratowy pokój z jakimś jednym biurkiem, krzesłem, pomazanymi w grafiti ścianami, oraz półnagą pijaną dziewczyną leżącą ryjem na jakimś brudnym, lekko podrzyganym materacu.
Zbliżając się do wyjścia, Ashur odczuł również coś jeszcze. Narastającą obawę.
Coś najwidoczniej czaiło się wokół, jednakże chłopak niezrażony parł do przodu. Gdy wynurzał się po drugiej stronie zatoczył się by wyjść na zagubionego.
-Ło matko, ale faza! - rzucił głosem specjalnie ubarwionym na lekko niepewny ton.
Od dziewczyny wydał się jakiś pomruk. Nie podniosła się jednak z “łóżka”. Chyba zdążyła już zasnąć.
~Rany, tej to w życiu musi być ciężko… - pomyślał ze współczuciem rozglądając się po pokoju. Wyciągnął z kieszeni parę grubszych banknotów i zawinął w kartkę, na której zostawił podpis “Dzięki za wieczór i “przejażdżkę”, that was pretty weird. PS nie przeleciałem Cię, nie martw się.” i zostawił ją na biurku. Po czym przeszedł przez grafitti by wrócić tam skąd przyszedł. Odnotował w pamięci, że aura unormowała się w miarę jak oddalał się od pomieszczenia. Tu widocznie działo się coś więcej, ale nie była to dobra pora na sprawdzanie takich zjawisk.
 

Ostatnio edytowane przez Eleishar : 22-11-2015 o 14:38.
Eleishar jest offline