Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2015, 23:54   #15
Bronthion
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Pierwszą rzeczą, jaka się przebiła przez ból głowy i półprzytomną świadomość, był śmiech jakichś ludzi. Stłumiony prawdopodobnie jakąś ścianą, bo nie brzmiał tak, jakby był daleko, jednak był przygłuszony. Sergis czuł, że leżał na podłodze. Brakowało mu siły, by otworzyć oczy. Zawroty głowy sprawiły, że znów stracił przytomność.

Kolejne wydarzenie sprawiło, iż znów się przebudził. Więziona z nim kobieta została z krzykiem wyciągnięta z pomieszczenia. Alchemik nie miał pojęcia, jaki był cel, jednak wiedział, że nie jest on żaden miły biorąc pod uwagę śmiechy bandytów. Wzięli ją… i już nie wróciła.

Od tego momentu był przytomny, choć Sergis czuł, że jego łeb mógł eksplodować w każdej chwili. Mijały dni. Jego nadgarstki pozostawały skrępowane za plecami. Rozwiązywali go tylko na jakiś kwadrans w ciągu dnia, by mógł zjeść jakiś dawany przez nich posiłek. Każdy ruch palców wywoływał ból, gdyż w tym czasie wracało do nich krążenie.

Pokój, w którym przebywał, był niewielkich rozmiarów. W sporej szafie była tylko brudna, śmierdząca pościel oraz zardzewiała tarka do prania. Na łóżku znajdował tylko tylko i wyłącznie materac. Przesłonięte podartą zasłoną okno wpuszczało jedynie minimum światła do wewnątrz. Ewidentnie widać było, że nikt z tego pomieszczenia nie korzystał od bardzo dawna.

Od pewnej chwili trwała w głównej sali jakaś bandycka biesiada, kiedy to z jakiegoś powodu wszystko ucichło z powodu trzasku jakichś drzwi, a co za tym idzie - przybycia jakiegoś gościa. Kilkanaście minut później z głośnym hukiem spadły na ziemię naczynia.

Bandyta, który w tym czasie rozluźniał więzy Sergisa, odstawił miskę ze strawą na bok i na szybko próbował związać liny. Jego spojrzenie pozostawało kpiące.

- Tylko nie próbuj nam tu uciekać psi synu, bo poczujesz jak to jest być naszpikowanym bełtami - zagroził rozbójnik o twarzy krzywej niczym zakrzywiony sejmitar, po czym wyszedł trzaskając drzwiami.

Sergis potulnie pokiwał głową udając pełne posłuszeństwo i uległość, ale jego myśli obrały zupełnie inny tor. “Psi synu? Tylko na tyle stać twój mały mózg? Pewnie równie mały co twa kuśka. Bohater się znalazł, z bandą za plecami przeciw kobiecie i związanemu.

Po wyjściu zbója alchemik szarpnął się gniewnie i o dziwo wyczuł, że jest skrępowany nieco lżej niż wcześniej, bandyta w pośpiechu ewidentnie nie wywiązał się perfekcyjnie z powierzonego mu zadania. To była jego szansa.

Kiedy szarpał się z więzami rozmyślał równocześnie nad swoim losem. By to pierun strzelił, uciekł jednej bandyckiej szajce po to by wpaść w łapska innej. Szczęśliwie nie domyślili się jego profesji, jego niewielkiego towarzysza również nie znaleźli. Pogratulował mądrości księdze sądząc, że to ona wybrała formę zwierzęcia, gdyby przylazł do niego królik albo lis byłoby znacznie gorzej, a słyszał o takich chowańcach czarodziejów. Skorpion był o wiele poręczniejszy, a gdyby ktoś pchał łapy tam gdzie nie trzeba to solidna dawka trucizny mogła być jego ostatnią linią obrony gdyby spętano mu ręce.

Kiedy pomyślał o skorpionie, nagle coś przyszło mu do głowy i gdyby miał już możliwość to uderzyłby się w czoło. Kiedy targował się z kupcami o miejsce na okręcie to poczuł coś, ale zignorował, był już zmęczony podróżą, spragniony i głodny, chciał już tylko usiąść na tyłku i zjeść. Odczucie, które wtedy go nawiedziło było podobne do tych nielicznych, które starał się mu przekazywał pajęczak, odczucie, impuls mówiący „nie, to zły pomysł”. Sergis jednak nie był na siebie zły, dopiero od niedawna nawiązał połączenie z nim, nic dziwnego, że w pełni nie rozpoznaje „dialogu” z jego strony. Obwinianie się też nic by teraz nie dało, trzeba było stąd prysnąć.

Bandycka biesiada była jego szansą, co prawda chwilę temu głosy ucichły i spadło coś na podłogę. Sergis uznał, że przybył dowódca szajki i nie był z czegoś zadowolony, tak czy inaczej zapewne wszyscy lub przynajmniej większość zbójów była zebrana w głównej sali.

Kiedy w końcu udało mu się uwolnić z więzów spojrzał na miejsce, w którym wcześniej leżała towarzyszka jego niedoli. Pokiwał przecząco głową sam do siebie wiedząc, że i tak prawdopodobnie już po niej. Poza tym nie był bohaterem, miał już wystarczająco wiele na głowie, ucieczka to już nie było byle co, a musiał jeszcze odnaleźć swoje rzeczy. Gdyby chodziło o same eliksiry to machnąłby na nie ręką, ale księgi nie mógł zostawić, była zbyt cenna.

Odetchnął głęboko dodając sobie odwagi, wymacał ręką chowańca sprawdzając, czy z nim wszystko w porządku i ostrożnie wyjrzał na zewnątrz.

Skorpion był cały i zdrów, lecz jego irytacja przelała się na umysł Sergisa szybko niczym woda z wodospadu. Ewidentnie było widać, a raczej czuć, że jest zły. Alchemik nie skomentował tego w żaden sposób, jakby on był zadowolony z obecnej sytuacji…

Drewniane, niezbyt solidne drzwi lekko zaskrzypiały.

Pierwsza rzecz, jaka mu się rzuciła w oczy, to czarna niedźwiedzia skóra rzucona na podłogę jako dywan, zaś na ścianach wisiały głowy okazałych jeleni. Na środku stał kamienny kominek, którego ogień płonął w stronę zwróconych w stronę dwuskrzydłowych drzwi bandytów. Dostrzegł również schody prowadzące na górę - na balkonik stanowiący przejście do kolejnego pokoju. Kilka kolejnych wejść do innych pomieszczeń znajdowały się na północy. Było dość ciemno w tej części holu.

Jego ucieczka nie została zauważona z powodu skupienia, jakim bandyci darzyli lekko uchylające się drzwi. Usłyszał jakieś głuche uderzenie. Człowiek, który ewidentnie był tym, co nieudolnie go związał, przemówił do kogoś tak głośno, że było go wyraźnie słychać po drugiej stronie sporej wielkości budynku.

- Lepiej się poddajcie i chodźcie po dobroci. Szef chciałby rozmawiać z takimi, jak wy - efektem tych słów był śmiech pozostałych osób zebranych naokoło stołu.

Intelekt Sergisa pracował na najwyższych obrotach, rozważał możliwości. Możliwe, że zaraz dojdzie do walki, w którą nie zamierzał się mieszać, przynajmniej w tej chwili. Najlepiej by sami się tam pozabijali. Z drugiej strony nie wiedział kto z kim będzie walczył, mogli to być strażnicy z czego byłby zadowolony, ale mogła to być konkurencyjna grupa, a jaka by ona nie była to nie była mu przyjazna. Rozważał też plan by rozejrzeć się po okolicy, odzyskać rzeczy i uciec przez okno, nie obchodziły go miejscowe potyczki.

Kątem oka zauważył stojący przy dwuskrzydłowych drzwiach szpadel i wziął go jako prowizoryczną broń. Bandyci może i teraz skupili uwagę na tym co działo się przed nimi, ale nie byli głusi, a on jakby nie patrzeć nie był mistrzem złodziejstwa, w zasadzie to nigdy niczego nie ukradł. Wolał teraz pozostać w ukryciu i poczekać na rozwój wypadków, jeśli dojdzie do walki to odgłosy bitwy zagłuszą jego myszkowanie po pokojach lub łażenie po schodach, a gdyby ktoś skierował się w jego stronę po kusze czy inną broń to miał swoje sposoby by po cichu poradzić sobie z przeciwnikiem, przynajmniej jednym. Schował się za najbliższą ścianą i nasłuchiwał co się dalej stanie.

- Może szef sam do nas przyjdzie i sam z nami porozmawia. Nie chciałabym wylądować przed nim z ostrzem w plecach - powiedziała powoli jakaś kobieta - prawdopodobnie osoba która otwierała drzwi.

- Niestety jest zajęty. Ugaszcza naszych gości - odpowiedział jej bandyta - Ale mogę zagwarantować, że znajdzie dla was czas, jeśli złożycie broń. Bardzo nalegamy, byście to zrobili, ponieważ nie możemy biesiadować z bronią w ręku.

Wciąż nikt nie zwracał na Sergisa uwagi. Być może było to jakieś zrządzenie losu. Alchemik zdecydował się nadal nie wychylać i czekać na rozwój wypadków, był jednakże gotowy gdyby któryś z bandytów szedł w jego stronę za jakąkolwiek potrzebą.

Słuchałby prawdopodobnie dalej, gdyby nie fakt, że otworzyły się przed nim jakieś drzwi. Biorąc pod uwagę aromatyczny zapach, jaki się rozniósł, była to kuchnia. Wyszła z niej półorczyca w pełnym rynsztunku. Wyglądała przez chwilę tak, jakby chciała coś krzyknąć w stronę bandytów, lecz stanęła w pół kroku i obejrzała się w stronę alchemika. Musiała go zauważyć kątem oka. Natychmiast dobyła krótkiego miecza i groźnie się popatrzyła na nieproszonego gościa.

Szczęśliwie alchemik był w pełni gotowości. Nie dał jej czasu by mogła zaalarmować towarzyszy. Niemal instynktownie zrobił to co ćwiczył już wiele razy, mentalnie nakazał jej zasnąć. Zwykle poprzedzał to pstryknięciem palców dla lepszego efektu wizualnego, ale w tej chwili wolał nie przeginać.

Jego przeciwniczka zachwiała się niczym akrobata na linie, jednocześnie upuszczając dzierżoną broń, a w jej oczy ewidentnie straciły blask - stały się puste. Rozdziawiła szeroko usta, z kącika jej ust poleciała ślina. Nie minęły trzy sekundy, kiedy przewróciła się na plecy i zaczęła cicho chrapać. Ewidentnie zasnęła.

Sergis zerknął czy nikt nie usłyszał brzdęku broni, jednakże dźwięk zlał się z całą gamą hałasów, które pojawiły się w jednej chwili, był bezpieczny. Nie wiedział kto zalał bandytów ogniem, ale podziękował mu w duchu, bardzo ułatwiło to sprawę. Przekradł się w stronę orczycy ściskając w ręku broń. Stanął nad nią, postawił stopę na jej mostku i oparł szpadel o grdykę, a następnie pchnął z całej siły w dół miażdżąc gardło. Skrzywił się na ten widok i odwrócił wzrok, mimo wszystko nie lubił rozlewu krwi i starał się go unikać jak tylko mógł, ale czasami nie miał wyboru.

W tym czasie walka w drugiej części holu rozpętała się na dobre. Dryblas, który wcześniej mówił, wydawał polecenia, jednak jedno z nich przykuło jego uwagę.

- Doug i Mario - pójdźcie po Ten-Perry i obejdźcie ich z drugiej strony!
Dwie sekundy później do jego części pomieszczeni wpadły dwie osoby w wieku może dwudziestu lat. Popatrzyli najpierw na ciało półorczycy, a później na alchemika. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo i ten będący bliżej schodów mający rude krótko ścięte włosy krzyknął:

- Więzień zbiegł!

Nikt tego jednak nie mógł usłyszeć, a to dlatego, że opętańcze krzyki ludzi przy drugich drzwiach zagłuszyły wszystko.

Sergis nie łudził się, że zbyt długo uda mu się pozostać niezauważonym. Kiedy zobaczył dwóch młokosów wpadł mu do głowy pewien pomysł.

-Uwięzienie mnie było błędem - powiedział do rudego - Odezwij się jeszcze raz to wyrwę Ci język i każę go zjeść. Ona też mnie nie posłuchała - wyciągnął zakrwawiony szpadel z gardła półorczycy i pokazał go przeciwnikom - Rzuć broń i poddaj się to tylko Cię ogłuszę i przeżyjesz, jeśli nie to… - wycelował zakrwawioną łopatę w stronę jego towarzysza, a przez jego myśl przemknęło “Oby się udało…” - Skończysz jak on, giń.
Wyjątkowe szczęście dopisywało dziś Sergisowi, człowiek którego wskazywał szpadlem upadł jak długi na ziemię. Alchemik liczył, że w ogólnym chaosie rudy pomyśli, że tamten faktycznie zginął od jego jednego słowa i nie zauważy oddechu.

- Tobą też mam się zająć, chłystku? Rzuć broń i poddaj się po cichu to może przeżyjesz jako jedyny z całej tej bandy. Skarby mnie nie interesują, będziesz mógł wziąć co tam zostanie po szefie, na pewno ma trochę złota, które byś bardzo chciał.

Sergis wyciągnął też z kieszeni płaszcza dość sporego zielonego skorpiona o imponującym żądle i upuścił go na ziemię.

- Mój przyjaciel jest głodny, ale wystarczą mu teraz dwa ciała, jego trucizna wyjątkowo dobrze rozpuszcza humanoidy.

- O bogowie, proszę, nie! - wybełkotał cały roztrzęsiony rudy chłopak i skulił się w kącie. - Nie chcę tak umierać. Weź sobie wszystko, pozwól mi tylko odejść. Proszę, zostaw mnie.

Zaczął tak pleść bez sensu, w międzyczasie odrzucając krótki miecz i puklerz.

Alchemik poczuł, że skorpion przejawiał totalny brak zainteresowania losami bandytów oraz ogólne znudzenie całą sytuacją. Pajęczak podreptał szybko w stronę śpiącego i wdrapał mu się na głowę, przygotowując się do dźgnięcia go w oko.

-Zaczekaj-stanowczo powiedział do niego alchemik starając się powstrzymać go przed głupotą. Co on sobie myślał? Obudziłby go tylko i wszystko wzięłoby w łeb- Za moment to zrobisz.-pajęczak wahał się przez chwilę i niechętnie się rozluźnił.

Sergis zauważył też jak do środka pomieszczenia wpadła jakaś baba zabijająca wszystko na swojej drodze, a zaraz za nią jakiś ryczący wariat z mieczem. Przełknął nerwowo ślinę, nadal nie wiedział czy są sprzymierzeńcami, czy wrogami, a w bitewnym chaosie kiedy adrenalina daje o sobie znać mógł równie dobrze zostać przez nich wzięty za bandytę. Miał jednak nadzieję, że ciała zbójów wokół i jego odmienny wygląd sprawią, że najpierw będą pytać, a potem atakować. O ile nie uda mu się wcześniej zwiać z pola widzenia. Proces myślowy i wnioski trwały w jego głowie ułamek sekundy, wrócił do ogrywania swojej roli i spojrzał na rudego kulącego się w kącie.

- Grzeczny chłopiec. -wysyczał przez zęby- Będziesz żył.-mówiąc to podszedł do niego i zdzielił szpadlem w łeb, chłopak padł bezwładnie na ziemię. Miał nadzieję, że faktycznie tylko ogłuszył, choć zaraz zbeształ się w myślach, że przejmuje się takimi pierdołami jak życie bandyty, który chwilę tamu chciał wypruć mu flaki, ale może to była nuta wdzięczności za nie sprawianie mu większych problemów…

Następnie skierował swoje kroki do szybkiej egzekucji śpiącego; wiedział że zostało mu niewiele czasu, za mało by w spokoju mógł uciec, musiał najpierw dokończyć to co zaczął.

Dobił leżącego w ten sam sposób, który zastosował na orczycy i ponownie odwrócił wzrok. Zebrał z podłogi chowańca, schował do kieszeni płaszcza i wyjrzał zobaczyć, która ze stron wygrywa. Gdyby nie ta cholerna księga to wiałby przez najbliższe okno, ale najpierw musiał ją odnaleźć. Miał nadzieję ze zwycięstwo będzie po stronie grupy, która zaatakowała bandytów, a którzy w podzięce za zajęcie się trójką zbójów pozwolą mu zabrać swoje rzeczy i wyruszyć w dalszą drogę.

Walka za tylną ścianą kominka dobiegła w tym czasie końca. Sergis widział, że bandyci zaczęli robić już bardzo głupie rzeczy - w strachu. Szybko wywnioskował, że prawdopodobnie nigdy nikomu nie stawili czoła w otwartej walce, co w przypadku BANDYTÓW było bardzo normalne.

Odgłosy walki ucichły. Gdy się wychylił zza rogu, to dostrzegł, że na placu boju pozostały tylko trzy postacie, czyli osoby, które napadły siedzibę jego ciemiężców, oraz właśnie wynoszony ze stróżówki płonący stół wraz z ławami. Pożar na szczęście nie był tak duży, by zająć chociażby drewniane, wysokie sklepienie.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 23-10-2015 o 23:57.
Bronthion jest offline