Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2015, 22:48   #29
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Treal i Ruatahl


Ruatahl biegł przed Netlinem, który ruszył tuż za nim, zmierzając w stronę rozpaczliwego krzyku. Podobnie Treal kierował się w tamto miejsce, niepewny co zastanie na miejscu. Mogło być to wszystko i cała trójka, choć dwaj kapłani nie wiedzieli o tym trzecim, doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale…

...czy spodziewali się tego?

To była chwila, gdy ci, którzy ruszyli na ratunek dotarli do źródła krzyku. Na środku, pomiędzy przerzedzonymi drzewami stał stwór mocno wyższy niż na metr, masywny o aparycji wilka. Ciemnoszara sierść pomimo spokoju powietrza falowała niczym targana silnym wiatrem, jakby tworzył ją unoszący się dym; powycierana w wielu miejscach, kawałkami wydarta okrutną siłą odsłaniając stare blizny, a jedna z takich blizn ciągnęła się przez pysk istoty. Głęboka, aż do samej kości.
Oczy, jarzące się w ciemności niby dwa szmaragdy wpatrywały się w Ruatahla, który przybiegł chwilę przed Trealem, żeby przenieść spojrzenie na drugiego elfa, gdy ten pojawił się na miejscu.

Ale najgorsze było to, że bestia trzymała w swoich pokaźnych zębiskach ramię młodego, ciemnoniebiesko włosego pół elfa, który rażony bólem odchodził od zmysłów.

Oczom dwóch ukazał się pokaźnej postury słoneczny elf o złotych włosach. Miał na sobie grubsze odzienie, ale dojrzeli pod nim mithralowy napierśnik. W dłoniach trzymał długi miecz wysadzany czerwonymi kjelnotami. Kiedy elf ujrzał nowo przybyłych kiwnął im głową, treal uniósł nieco wyżej miecz i gwizdnął na bestię, aby zwrócić całą jej uwagę na sobie.
- Mama nie uczyła, że nie atakuje się tych mądrzejszych? - ruszył powoli w stronę stwora w nadziei, że nowe zagrożenie sprawi, że zostawi zdobycz.

Kapłan Obrońcy zawahał się i zatrzymał, widząc wyłaniającego się z lasu Tel’Quessir. Nieufnie przyglądał się i elfowi, i wilkowi podobnemu stworowi. Wyciągnął zbrojne w puklerz ramię w kierunku towarzyszącego mu półelfa, powstrzymując kapłana Sehanine Moonbow. Podobnie jak drugi przybysz był elfem słonecznym, ale tam gdzie tamten miał złote kędziory, Gwiezdny Miecz miał grzywę wypłowiałą od słońca. Jego oczy skryte były pod wypukłymi soczewkami, był wysoki i smukły a twarz miał brązową niczym heban. Miał na sobie niebieską szatę kleryka Corellona Larethiana i podróżny płaszcz, plecak na grzbiecie, w dłoni trzymał ostrze rozmiarami dorównujące dwuręcznemu mieczowi. Opaska przecinała mu czoło a spod odzienia błyszczała stal.



Nie odpowiedział na skinięcie Tel’Quessir, zamiast tego szybko rozejrzał się i miękkim, równym krokiem jął podchodzić do “wilka” i jego ofiary. Czujnie, nasłuchując każdego dźwięku i nieustannie omiatając wzrokiem istoty na polanie, na nieco ugiętych nogach, gotowy w każdej chwili do ataku czy uniku. Palce wolnej ręki zwinął w opancerzoną metalem pięść gdy dzięki kryształowym soczewkom przyjrzał się dokładniej “wilkowi”.
To, co zobaczył nie dawało wątpliwości, co do natury istoty, która przypatrywała się nowoprzybyłym cierpliwie, nie puszczając drżącego pół elfa, który w obawie o swoją rękę nie szarpał się. "Wilk" skupił spojrzenie na Ruatahlu i wtedy w głowach kapłanów oraz Treala rozległo się gardłowe, trochę znużone:

- Nie radzę wam… podchodzić.

Treal potrząsnął głową po nagłej inwazji do swego umysłu. Nie spodziewał się, że bestia będzie myślo-mówcą.
- Wypuść tego pół elfa, a rozważymy to…

- Właśnie zawiązujemy… przyjaźń. On tak tego… chciał.

- Przyjacielski co? Też się chętnie zaprzyjaźnię. Dawaj łapę, ostrzegam zęby nie są aż tak ostre to trochę to zajmie.
- Wypuść dzieciaka - odezwał się Gwiezdny Miecz, warkliwie i bez najmniejszego śladu humoru. - Wtedy porozmawiamy.

To chyba nie wy jesteście tutaj do stawiania… warunków.
Odparła mrukliwie bestia.
Powiedzcie raczej… Co dostanę, jeżeli go… puszczę?
- Czym jesteś? - kapłan przyglądał się “wilkowi” z kamienną twarzą.

- Jestem Śmiercią… Głupców.
Nadeszła znudzona odpowiedź.
- Piękny tytuł - słoneczny elf skinął głową potwierdzająco. - Ktoś ci go nadał? Brat, siostra, rodzic czy może samemu go sobie przyznałeś? Pytam, by się wywiedzieć co cię interesuje, może samotny jesteś albo potrzebujesz akceptacji? Po bliznach poznaję że życie cię nie pieściło…

- Czas mi go… nadał. Czas i… wydarzenia.
- I nikt ponadto, bo nigdy o tobie nie słyszałem. - stwierdził Treal - Czymkolwiek jesteś, wątpię, abyś był "Śmiercią" czegoś innego NIŻ głupców.
- Próbujesz mnie… prowokować. Ale ja wciąż nie wiem co otrzymam jeżeli go… puszczę.
- Zależy ci na przyjaźni z nim, z tym dzieciakiem? - Ruatahl zapytał, podsuwając się o pół kroczku. - Czy może na czymś innym? Złoto, jakaś umowa, może coś z kosztowności? Jeśli uchylisz rąbka tajemnicy, może dojdziemy do porozumienia, Śmierci…
- A może poszukujesz rozrywki? - Treal opuścił miecz - Istota o twej formie i imieniu musi lubować się w pogoniach. Nie uwierzę, że to dziecko, które zwisa ci z zębów było dobrym źródłem zabawy.
Korzystając z tego że drugi elf się odezwał i bodaj na chwilę odwrócił uwagę “wilka” - zapewne odwrócił - Gwiezdny Miecz skupił się na jednym ze swoich przedmiotów, wysyłając mentalny rozkaz. Przedmiot sam w sobie nie był niebezpieczny, ale magia jaką był nasycony mogła zdradzić coś więcej niż to co magia wpleciona w soczewki była w stanie wykryć - choć informacja o tym że stwór emanował skumulowanym złem też była cenna.
W oczach Ruatahla Śmierć Głupców, jak i reszta zgromadzonych, pozostała w takiej formie, w jakiej ich widział przed wydaniem mentalnego rozkazu. Stwór natomiast przekrzywił łeb i do każdego ponownie doszła wiadomość:

Przyjaźni? Czym jest ta… przyjaźń? Przyzwoleniem na dominację tego… drugiego.

Zamyśliła się wyraźnie Śmierć Głupców.
- Naprawdę nie znasz istoty przyjaźni? Tam skąd pochodzisz nie jest ona znana? - kapłan Obrońcy odezwał się z nieskończoną cierpliwością, badając “wilka” cal po calu magicznym wzrokiem. - Jak znalazłeś tego dzieciaka?


Treal, Ruatahl, Feylan


Feylan dobiegł do miejsca, w którym znajdował się już Treal… wraz z innym, słonecznym elfem oraz pół elfem, a cała trójka skupiona była na tym, co rozgrywało się przed nimi. Pomimo iż nie atakowali, sytuacja była napięta i Dandradin od razu zrozumiał dlaczego.

Oczom Feylana ukazał się masywny stwór przypominający mającego mocno ponad metr wilka, trzymający zębami za ramię młodego, niebieskowłosego pół elfa. Ciemnoszara sierć wilczej istoty, powycierana w wielu miejscach, niczym dym falowała niby pod wpływem silnego wiatru, którego nie było. Miejscami ktoś ją wydarł pozostawiac odsłonięte stare blizny, w tym jedną ciągnącą się przez pysk, głęboką aż do samej kości. Istota spojrzała na nowo przybyłego wejrzeniem szmaragdowych oczu i zacisnęła mocniej zęby wokół ramienia pół elfa, co spowodowało, iż ten zemdlał z bólu na miejscu.
Treal spojrzał na swego towarzysza nie odwracając się od istoty przed nim.
- Duży gadający wilk, który nazywa się "Śmierć Głupców" mówi ci to coś?*
- Nie- krótko rzucił tropiciel, skupiwszy swój wzrok na bestii. Pierwszy raz widział takie zwierzę, ale jeśli zdążyło się przedstawić jego towarzyszowi, może da się mu przemówić do rozsądku. Leśny elf spoglądał przez krótki moment w bystre, zielone oczy wilka, po czym rozkładając uzbrojone ręce na boki, ruszył do przodu. Co prawda oręż pozostał w dłoniach, ale podobne odsłonienie się na atak miało zasugerować bezbronność i zdanie się na wolę zwierzęcia.
- Jeśli istotnie zwiesz się “Śmierć Głupców”, czemuż Nas nękasz? Jak widzisz nie jesteśmy tak głupi, by rzucić się bez namysłu w Twą paszczę.- zagadywał zwierzę, wyczekując, czy wypuści zdobycz by odpowiedzieć lub chociaż rzucić się na niego. Jeśli Śmierć się nie odezwie, może pozwoli chociaż podejść do siebie i wyrwać zdobycz z pyska. W końcu przewaga należała do elfów…
Niestety, nadzieje Feylana, że stwór odzywając się puści nieprzytomnego pół elfa okazały się płonne, bowiem słowa Śmierci Głupców rozległy się w umysłach mężczyzn.

To wy przyszliście… do mnie. Odejdźcie w spokoju nie… odwracając się. On jest… mój.
Ostatnie słowo zostało wypowiedziane z groźniejszym pomrukiem, jednak bestia nie wzmocniła uścisku na ramieniu młodzika.
Gwiezdny Miecz milczał i szykował się do ataku. Nie wiedział czym jest stwór - zwykłym zwierzęciem nie był, ale Prawdziwe Widzenie nie zdradziło niczego. Beznamiętnie zdecydował by “wilka” traktować jako wilka właśnie co do słabości i silnych stron… przynajmniej w walce i dopóki nie odkryje czym ten jest w istocie. Jeśli stwór był źródłem szaleństwa czy magii wokoło, kapłan Obrońcy miał obowiązek go zabić.
- Ojcze Elfów, obdarz mnie swą łaską - szepnął. Nie używał zaklęć by nie ostrzec stwora gestami czy formułami modlitw, zamiast tego wezwał zesłane przez Corellona Larethiana moce. Zbroił swą duszę kiedy jego ciało przekształcało się by skuteczniej ranić. Ktoś go jednak ubiegł.

Leśny elf nie spuszczał wzroku z wilka.
- Byłbym głupcem, gdybym nie podjął ostatniej próby- podjął rozmowę, specjalnie dobierając słowa- Jeśli ten mikry elf jest Ci potrzebny na posiłek, to może zgodziłbyś się go odstąpić w zamian za jakąś lepszą zdobycz? Dowiodłeś już swej łowieckiej sprawności, a teraz dowiedź, że Twe imię nie przyniesie zgudy i Tobie.- tropiciel miał co prawda złę przeczucia co do negocjacji z potworem, ale inteligencja w oczach wilczura sugerowały, że użycie trafnych argumentów może uchronić ich od konieczności zabicia niezwykłego stworzenia.
Treal natomiast wiedział, że bez rozlewu krwi się nie obędzie. Im dłużej zwlekali tym gorsze stawały się szanse młodego pół elfa. Bez ostrzeżenia doskoczył do bestii i wymierzył jej cios przez pysk aktywując zaklęcie wewnątrz czerwonych kryształów swej broni.
Śmierc Głupców prawie automatycznie puścił bezwładną rękę pół elfa. Treal wyprowadził cios, który idealnie sięgnął celu ryjąc w pysku stworzenia ranę, która wydawała się bliźniaczą do tej blizny, jaką Śmierć Głupców już posiadała acz nie była tak okrutnie głęboka. Stwór zaskowyczał i odskoczyłł do tyłu, po czym zawył, a od tego wycia wszystkim zgromadzonym zakręciło się w głowach. Ruatahl zobaczył, że bestia skierowała na swój wzrok na niego i na symbol Corellona, który nosił. Oczy zabłyszczały bardziej w mroku nocy, a Śmierć Głupców zaczęła poświęcać tyle uwagi Trealowi, co kapłanowi Stwórcy Elfów ignorując drugiego kleryka oraz Feylana.

Wojownik rzucił się na wilka, uprzedzając Ruatahla. Ten czym prędzej przyzwał jeszcze jedną moc. Krótkie, grube futro w jednej chwili przebiło się przez jego skórę a cała sylwetka przygarbiła się i nabrała masy. A potem małpie podobny stwór skoczył na wilka z dłońmi zaciśniętymi na rękojeści ogromnego miecza.
Dandradinowi nie pozostało nic innego jak dołączyć towarzyszy w skoordynowanym ataku. Gdy wilk zamarł wpatrzony w nowopoznanego, miecze w dłoniach tropiciela zwróciły się w jego kierunku. Pozostając opanowanym, leśny elf skoczył naprzód, dostrzegając jeszcze kątem oka jak włochaty stwór pędzi na Śmierć Głupców z miejsca, w którym przed chwilą stał elf. Nie tracąc czasu oflankował wilczura, tnąc go przez bok.
Treal wypowiedział szybką formułkę, ujął oburącz miecz, który zaczął świecić niebieką poświątą i wymierzył dwa ciosy bestii w nadziei, że zmusi ją do odsunięcia się od pół elfa.
Miecz Feylana chybił celu, chociaż prze chwilę mogło się wydawać, że ciął odpowiednio, jednak zamiast natrafić na cielsko bestii, przeszedł bez szkody dla niej jakby przez dym. Cios Treala dopiął swego, jednak zaklęcie w nim zawarte nie wyrządziło stworzeniu widocznej szkody. Można było się zastanawiać czy to nie zachęci Śmierci Głupców do dalszego ataku, ale zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Zanim Ruatahl zdołał dopaść wilkopodobnego stwora, ten skoczył na elfa powalając go, po czym… rzucił się do ucieczki.

Kapłan Obrońcy potrząsnął głową, oszołomiony tak gwałtownym atakiem i impetem z jakim runął w poszycie. Zaraz jednak poderwał się na równe nogi.
- Zajmij się chłopakiem! - ryknął do Netlina a sam rzucił się w ślad za “wilkiem”, polegając na magii wplecionej w buty i przekształcającym się ciele. Pomknął jak wiatr, gnany zimnym, beznamiętnym postanowieniem by dopaść zagadkowe stworzenie.
Zdezorientowany Feylan dopadł po krótkiej wymianie spojrzeń z Trealem, do rannego. To nie był pierwszy raz, gdy elf doglądał czyichś ran. Szybkim rzutem oka ocenił stan leżącego, sprawdzając prędko, czy prócz ugryzienia nie ma innych wartych zainteresowania ran. Wyciągnął z plecaka wysłużony, acz kompletny zestaw medyczny i wziął się za odkażanie rany i jej opatrywanie. Ślina psowatych często powoduje, że rany paskudnie się paprzą, a kto wie, jakie ohydztwa miał w paszczy Śmierć Głupców… Nie rozpraszał się w swej cichej pracy pytaniami, ani nie zadręczał losem Khaana. Rudowłosy mag i tak był dla nich niewygodny i kto wie, czy nie sprowadziłby na nich śmierci, gdyby musieli zajmować się nim dalej, w wędrówce przez te niebezpieczne obszary...
- Zajmij się nim. Nie mogę zostawić tego kapłana samego z tą bestią. - Ruszył biegiem za kapłanem, magia jego butów zwiększyła jego pęd. Czy naprawdę wszyscy kapłani Corellona tytuł "obrońca" tłumaczyli jako "ten co zabija zagrożenie"?
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline