Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2015, 05:53   #51
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Osada na wzgórzu otoczona była grubym i wysokim ostrokołem. Beorningowie, gdy dojechali do domu Oserda, przywitały ich otwierające się wrota. Kilkanaście budynków wokół kilku domów to było wszystko, na co składało się warowne gospodarstwo. Może inaczej wyglądałoby powitanie Irgun, Eddy i Rathara, gdyby nie dwóch jeźdźców, którzy towarzyszyli im przez kilka godzin, jako eskorta. Jeżeli wargowi jeźdźcy wciąż podążali ich tropem w tej dolinie, to usieli mieć albo takie rozkazy, lub nie szanować swego podłego życia.

Ianor i Afemer, nie wzięli od pobratymców ani miedziaka, a towarzyszach postanowili, o jak mówili, i tak podążali w tym samym kierunku. Dwóch tych przyjaciół, spowinowaconych więzami rodzinnych małżeństw młodymi było wojami, pełnymi wesołości, lecz z twardej jak końskie kopyta gliny ulepieni.
Beornigów podjęła w roli gospodarza żona Osreda, Grimwyn. Niewiele starsza od Rathara była, o urodzie pospolitej jasnych włosów, niebieskich oczu i energicznej, szczupłej budowie średniego wzrostu ciała. Jej matka i babka zajęły się opatrunkami jeźdźców. W osadzie mieszkało wielu wojów z rodzinami i liczni jeźdźcy obecni byli w Długim Domu podczas poczęstunku.
Rathar wiedział, że ten lud, który osiadł w małych gromadach kilka lat temu nad rzeką, przybył z północy. Nie walczyli oni w bitwie o Stary Bród po żadnej ze stron, a to dlatego, że nic o niej nie wiedzieli. Choć z tej części doliny bliżej było do górskiego domu Wszędobylskiego, to jakże różni byli ci twardzi osadnicy od miejscowych górali, zamieszkujących Mgliste, mogłoby się zdawać od zawsze. Za to o wiele więcej wspólnego miała z nimi Edda i nie tylko o hodowle koni tu chodziło, lecz również drobne szczeóły w sposobie ubierania, ozdób, czy wystroju wnętrz, czy nawet tego jak zbudowana była osada.

Tyko gustowny przepych, który niekoniecznie nachalnie, lecz jednak wyzierał z każdego kąta, był czymś, czego Pięć Strumieni, choć zabiedzoną społecznością nie było, to mogło pozazdrościć, a zwłaszcza tutejszych koni. Kto wie, czy te pod siodło Beorn nie trzymał dzięki Osredowi. Tylko kuców na podobieństwo beorneńskie tutaj nie było w stajniach.

- Zostańcie u nas do czasu, aż wydobrzejecie. – zaproponowała przy wieczerzy. – Każę przygotować wam gościnny dom. Wasze rany szybciej się zagoją. Mąż mój wróci lada dzień z synami. Rad będzie was poznać.

Grimwyn nie zadawała żadnych wścibskich pytań. Być może uznała, że za stan zdrowia pobratymców odpowiedzialne są Warglingi. Mogło być też tak, że wiedziała o wszystkim tak czy inaczej lub wolała, aby goście sami opowiedzieli o tym, co uważają za słuszne.

- Jakie wieści niesiecie ze sobą? – zapytała.




Syn Thoralda znalazł pień rozmiarów satysfakcjonujących. Pozbył się odzienia odczuwając zawiewający, wiosenny chłód. Rzucił się w fale uczepiony pniaka, wypłynął ku zachodniemu brzegowi i pozwolił, aby nurt Wielkiej Rzeki porwał go w swe ujęcie. Spływ nie trwał długo. Prąd nie był wcale tak narowisty jak Spiesznej na Bystrzy, ani tak zimny, lecz mocarny inaczej. Gdy zaczął okalać wyspę, szybko przekonał się, że wodorosty zapuszczały się bardzo daleko od brzegu. Muskały łydki i uda. Głaskały po stopach. Kiedy miał wrażenie, że wpłynął w sieci, zaraz potem zrozumiał, że to rośliny oplatały pień i jego nogi zaciskającymi się pętlami. Na zdało się wierzganie, szarpanie, a nawet cięcia sztyletem. Każdą odciętą wierzbową wić zastępowały dwie kolejne.

Wodorosty ciągnęły człowieka do brzegu, niczym rybak zbierający sieci. Potężne, stare, pochylone nad rzeką wierzby rosły w oczach.
Rośliny jak węże oplotły nogi i korpus rycerza. Wciągały pod wodę. Zacisnąć chciały się na szyi ofiary, lecz te zapędy Mikkel skutecznie do tej pory odpierał ostrzem noża, tylko dzięki byciu wytrawnym pływakiem nie dając się podtopić. Dobytek Dalijczyka wraz z pniakiem leżał już w piachu plaży zaplątany w liście.

W końcu poczuł muł pod nogami, a wierzby wtedy ciągnęły z jeszcze większą mocą, jakby wiedziały, że człowiek będzie skutecznie stawiał opór na lądzie. Gałęzie wżynały się w nogi i ręce do krwi i niemal drętwienia.



 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline