Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2015, 07:25   #77
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
pisane we współpracy z Zombiałke i MG

Poranek zaczął się od rozróby, strzelania, trupów i niemiłej niespodzianki. Blue po części żałowała, że nie podpierdoliła czarnej bejcy póki miała okazję i nie rozbijała się teraz po swoim rewirze z talonami na dwieście litrów benzyny. Zapoznane poprzedniego wieczora towarzystwo latało za głównodowodzącym tym całym burdelem jak banda szczeniaków, uciekając na bezpieczną odległość ilekroć padł na nich wściekły wzrok i o wiele boleśniejsze ciosy. Nikt z nich nie zginął, ją też zostawiono w spokoju. Na jak długo wolała nie przekonywać się na własnej skórze, ale wycofanie się cichaczem wydałoby się podejrzane a w zestawieniu z wystrzelanymi w nocy na dachu informacjami ktoś mógł dojść do wniosku, że obca laska maczała w kradzieży swoje zdolne palce. Z całej bandy tylko nawiedzona przez ducha poprzednich Świąt lekarka była najbardziej spokojna i statyczna. Siedząc na zajmowanej poprzedniej nocy przez łysego i blondynkę sofie, powoli i metodycznie doprowadzała się do porządku, obserwując pozostałych w milczeniu i pozornym spokoju. Można było się nabrać, gdyby nie drżące dłonie i chorobliwa bladość, upodabniająca się do trupa. W pewnym momencie ich spojrzenia się spotkały a w jej oczach panna Faust dostrzegła coś, czego nie potrafiła nazwać. Omijając centralną część pokoju podeszła do niej i zagadała. Było jej żal oderwanej od realiów i standardów detroickiej hołoty gówniary, wyglądającej w tym momencie tak nie na miejscu, jak to tylko możliwe.
- A to się porobiło - z wybitnie niezadowoloną miną założyła ręce na piersi i oparła się plecami o ścianę - Dawaj schodzimy z widoku, łapiemy coś do żarcia i idziemy się alkoholizować do ostatniego rzędu. Normalnie jak na tym filmie... jak on miał? Ten o pobudce na nieświadomce i brakującym aucie.

Od ponownej pobudki w wybitnie nerwowej atmosferze i przy akompaniamencie krzyków, przekleństw oraz siania terroru Alice czuła się rozbita, przerażona i poniekąd winna paskudnej niespodzianki, zafundowanej okolicy z samego rana przez anonimowego złodzieja. Przecież wiedziała o szykowanej kradzieży, dostała informacje - winna je przekazać komuś kompetentnemu, lecz zamiast tego zmilczała, obiecując podjąć temat dopiero, gdy informator znajdzie się daleko poza podejrzeniami. Dotrzymała danego słowa, ale nie poprawiało to jej samopoczucia. Sytuacja nie była w żaden sposób zabawna, mimo to wystarczyło parę wypowiedzianych żartobliwym tonem zdań, by przed oczami ujrzała oglądaną dawno temu komedię. Trafne skojarzenie, nie ma co. Zamaskowała parsknięcie nagłym atakiem kaszlu i na krótka chwilę się rozpogodziła
- “Stary gdzie moja bryka?” - szepnęła konspiracyjnie z całych sił starając się nie uśmiechać. Jeszcze tego by brakowało, aby miotający się po okolicy okradziony ganger dostrzegł podobną niestosowność zachowania. Szybko ponownie pobladła i zacisnęła usta w wąską kreskę, przypominając sobie jak bez mrugnięcia okiem wspomniany osobnik pozbawił życia szefa zmiany swojej ochrony.
- Oby i w tym wypadku wszystko dobrze się skończyło. - z kieszeni kurtki wyciągnęła dwa papierosy i jednego wręczyła blondynce.

- Nie pal tyle bo nie urośniesz…- Julia wysiliła się na kolejny dowcip, podpalając skręta i przysiadając się tuż obok medyczki. Rzucała się dzięki temu mniej w oczy i nie ryzykowała zarobienia strzała w pysk. Tego jeszcze kurwa brakowało.

- Na to już trochę za późno, nie sądzisz? - Alice westchnęła ze smutkiem i spoglądając na plecy szamoczącego się w amoku Guido dopowiedziała szeptem - Tak jak i na wiele innych rzeczy.

- Słuchaj Kurdupelku, nie miałam pojęcia że ktoś podpierdoli furę dzisiaj, dobra? Czy ja wyglądam na jebanego jasnowidza? Jakbym znała przyszłość podcierałabym się sztonami do końca długiego, szczęśliwie zaćpanego życia. - Blue obruszyła się wyraźnie i z całkowicie uzasadnionego powodu. Znowu pożałowała że nie jebnęła bryki kiedy miała okazję. Zachciało się jej dymania, to została wydymana. Pod każdym względem i kątem. A teraz jeszcze rzucano w nią bezpodstawnymi oskarżeniami. Tak się kończyło jak człowiek chciał być dobry, okolica nijak nie doceniała tych starań. - Będę się zwijać. W razie czego szukaj mnie w Grzeszniku. To klub w Downtown, przy 10tej alei. Łatwo poznać, wygląda z zewnątrz jak kościół a w środku jak burdel. Bo to burdel w dawnym kościele. Tylko nie zaczynaj mi tu nawijać o karze boskiej. Boga nie ma, inaczej już dawno wybiłby resztę tych, co ciągle szwendają się po ziemi w dupie mając wszystkie jego przykazania. Nie ma różnicy co jest teraz w środku… a jeśli nie widać różnicy to po co przepłacać? - dokończyła wzruszając ramionami.

Savage drgnęła i spojrzała zaskoczona na drugą kobietę. Zdawała sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach normy i obyczaje podupadły, ale żeby otwierać dom publiczny w dawnym miejscu modlitw trzeba było wykazać się wyjątkowym cynizmem, jednak ten problem nie leżał w jej gestii.
- Jeżeli Boga nie ma, to kto gasi światło w lodówce? - mruknęła, obracając w palcach niezapalonego papierosa.

- Pewnie jakiś jebany czarnuch. - Blondynka odpowiedziała bez zwłoki i z absolutną pewnością świadczącą o szczerej wierze w wypowiadane słowa - Te brudne skurwysyny wszystko kradną.

- Blue… kolor skóry nie jest wyznacznikiem wartości człowieka. Rasizm, jak każda forma nietoleranc...

- Nie jestem rasistką, wszystkich ludzi traktuję jakby byli biali. Masz i się nie uruchamiaj - Julia bez ceregieli wsadziła rudej do ust zapalonego fajka, nim ta na dobre się rozkręciła. Jak to się człowiek musiał poświęcać dla swojego dobra psychicznego - Szanuj oddech bo zadyszki dostaniesz.

Lekarka prychnęła po czym odchrząknęła wyraźnie zmieszana i zaciągnąwszy się porządnie, skupiła uwagę na własnych dłoniach. Kłopoty z autem zapewne powstrzymają Guido przed podjęciem konkretnych działań w związku z planowaną wyprawą, lecz popsują mu również humor do tego stopnia, że cała najbliższa mu okolica bardzo owe niezadowolenie odczuje. Marnowali czas, a nie mieli go w nadmiarze.
- Posłuchaj... - zaczęła gdzieś po trzeciej porcji nikotynowego dymu - Powiedz chłopakom prawdę.

- O nie nie nie nie i jeszcze raz ni chuja! - pokręciła przecząco głową - Nie mieszam się w to osobiście.

- Mieszanie jest wbrew kulturze picia? - Alice z trudem zamaskowała rosnącą irytację. Zgrzytnęła zębami i przydusiła dopalonego papierosa w stojącej na podłodze popielniczce.

- Właśnie. Widzisz? Jak chcesz to wiesz i potrafisz. I jeszcze w chuj niezdrowe. Widziałaś jak rozjebał tego leszcza z dołu. Trzy dziury użytkowe w zupełności mi do szczęścia wystarczą - warknęła teraz już wyraźnie zła. Jeszcze tego brakowało żeby wściekły pojeb zarżnął ją w obskurnej melinie wewnątrz obleśnego i badziewnego ponad wszelkie normy kurwidołka... bo miastem się tego nie dało nazwać.

- Porozmawiaj z Guido. Sama. Osobiście. - powtórzyła raz jeszcze, przyglądając się blondynce wyjątkowo uważnie i z powagą - Mleko już się rozlało, chcesz czy nie jesteś tutaj z nami. Widziała to masa osób. Zakwaterowałaś się w dzielnicy Schultz’a, prowadzisz interesy z jego przedstawicielami. Jeżeli teraz znikniesz bez słowa wydasz się niewiarygodna... z czystym sumieniem nie salwowałabyś się ucieczką. Podobne zachowanie automatycznie wciągnie cię na listę podejrzanych. Tak będzie lepiej wyglądać, niż jeżeli ja to zrobię… a zrobię na pewno i to w trybie dosyć pilnym. Masz ostatnią szansę mówić za siebie. Jako handlowiec potrafisz negocjować i szukasz tu kogoś.

- A jak ty kurwa myślisz co mi zrobi, jak nagle podbiję do niego i powiem że od wczoraj wiedziałam o tym że mu chcą zajebać tą wychuchaną, wydmuchaną furę nad którą się tak spuszcza?

Alice zamknęła oczy i oparła potylicę o miękką poduchę za sobą. Czemu zawsze wszystko musiało spadać na jej głowę, czym sobie na to zasłużyła? Zaczynała poważnie zastanawiać się nad przebranżowieniem i zmianą usług. Ostatnimi czasy zdecydowanie za dużo mieszała się w sprawy dalece wykraczające poza powszechnie przyjęte standardy usług medycznych.
- Spokojnie... nic ci nie zrobi. - westchnęła z rezygnacją i przygryzając wargę kontynuowała zmęczonym tonem - Czemu miałby to zrobić? Jesteś w mieście od niedawna, przyjechałaś z Vegas w hm, “interesach rodzinnych”, tak to nazwijmy. Skoro przebywasz często w domu publicznym mieszczącym się w dzielnicy Schultz’a, poniekąd masz okazję słyszeć różne ciekawe plotki. Ludzie zwykle rozluźniają się i tracą czujność w towarzystwie dużej ilości alkoholu, pięknych oraz chętnych kobiet, a także najróżniejszych środków odurzających. Usłyszałaś fragment rozmowy w której wymieniono nazwisko właściciela dzielnicy i fakt, że zlecił swojemu człowiekowi Hand’owi dostarczenie do swojego garażu czarnego BMW. Talony na dwieście litrów paliwa są porządną gratyfikacją, gwarantującą duże zainteresowanie wśród szeregowych członków tamtejszego półświatka. Jako ktoś spoza Detroit, kto na dobrą sprawę nie łapie wszystkich tutejszych niuansów, nie musiałaś kojarzyć kto jest jej właścicielem. Twoja rodzina na co dzień nie zajmuje się rynkiem motoryzacyjnym. Domyśliłaś się wszystkiego dopiero po fakcie. Teraz, rano. Przecież rozmawiałyśmy o tym w nocy... o Vegas, o tamtejszych imprezach, ciuchach i kasynach. O tym że w Det nie ma elektrowni, a szkoda. Takie tam, babskie plotki i opowieści z wielkiego świata. - otworzyła jedno oko i posłała rozmówczyni uspokajający uśmiech - Nie jesteś w żaden sposób powiązana ze sprawą, lecz masz na jej temat istotne informacje którymi chcesz się podzielić z racji na… cóż. Ten detal zostawiam do wolnej interpretacji. Wiesz... Taylor to zdolny i uroczy mężczyzna, a małomówność nie jest podobno największą z jego zalet.

- Taaa… dobrze się posuwa i na widok tej brodatej mordy człowiek nie ma się ochoty porzygać. I przypierdolić potrafi koncertowo - Julia wyszczerzyła się szerokim, szczerym wyszczerzem zawodowego niewiniątka - Tylko widzisz Kurdupelku... jest jeden problem. Twój Romeo normalnie jest nieźle narwany a teraz dostał regularnego wkurwa na najwyższym poziomie. Jestem spoza ekipy, podbiję do niego i zacznę bajerę to źle skończę. Nie po to wywaliłam u Cleo worek sztonów żeby wracać z imprezy z pizdą na pół twarzy… albo nie wrócić w ogóle, bo mu coś odjebie na wstępie i skręci mi kark. Ciebie nie rozwali, piegowatej mordeczki też ci nie rozkwasi, bo lipa i siara potem posuwać taką obitą laskę. Zresztą przy wyglądzie osieroconego szczeniaka którego ktoś właśnie wyciągnął ze studzienki odpływowej po burzy...no sorry. Nawet się ciebie nie chce bić, szkoda ręki. Zrób jeszcze te wielkie oczy i nawijaj jak w nocy na dachu, a będzie git. Liczę na ciebie, Kurdupelku - ze zbolała miną zabrała rudej niepodpalonego fajka i wstał z kanapy - Zostaję, tylko idę się odlać i ogarnąć. I pewnie tego kurwa pożałuję już zaraz .
Co miała sama ryzykować osobiście? Od tego miało się ludzi.

Savage odczekała aż blondynka zniknie w dalszej części kręgielni i dopiero wtedy podniosła się do pionu i podeszła do ciskającego gromy czarnowłosego gangera. Stał odwrócony plecami i właśnie wymieniał garść ostrych uwag z Taylorem i resztą bandy. Znała ten lodowaty, wibrujący od ledwo tłumionej furii głos. Podobny ton zawsze zwiastował pojawienie się kolejnych siwych włosów na rudej głowie.

- To musiał być ktoś spoza dzielni. Nikt kurwa tutaj nie zajumałby tej bryki. Chyba że samobójca… - nawijała Viper gdy za ladą przerobioną na bar rozkminiali co i jak się mogło stać. Teraz gdy pierwszy szok już minął zaczynało się główkowanie kto mógł to zrobić i gdzie szukać sprawcy.

- Gnój musiał nią odjechać i wyjechać czyli przejechać przez całą dzielnicę… - szef pokiwał głową zgadzając się ze słowami podwładnej i podniósł do góry palec i pomachał nim do rytmu tego co mówił. - Hektor i Paul, zaginajcie na rogatki i sprawdźcie kiedy kurwa moja bryka wyjechała, z kim i gdzie. - wskazał palcem na obu bliźniaków wciąż nim kiwając to na jednego to drugiego.

- No ale wiesz Guido jak był cwany to mógł ominąć nasze posterunki… - zaczął mówić białas ale Latynos mu przerwał.

- Pewnie, przejedziemy się jak któryś coś widział to się dowiemy. - zapewnił od razu widząc jak ogniki furii znów zaczynają płonąc w oczach szefa gdy Paul zaczął nawijać swoje uwagi.

- To trefna bryka. Dlatego nikt by jej nie zajebał. Chyba nawet w całym mieście. No chyba, że jest niewąsko pierdolnięty, czuje się jakby miał czołg za plerami albo zwinął na zamówienie spoza miasta. Tutaj nikt by nią nie jeździł nawet jakby zdobył to po co komu bryka nie do jeżdżenia? - Taylor podsumował swój punkt widzenia na sprawę. Jak każdy rodowity Detroitczyk pojmował sprawy motoryzacji, praw i rynku nią zarządzających od podszewki a do tego znał jawne i mniej jawne układy w mieście.

- To fakt… Ale ktoś mógł powinąć ją nie po to by nią jeździć. Może chciał mi gnój dowalić albo pójść o jakiś zakład… - szef wzruszył ramionami sięgając po kolejnego fajka a zamyślone spojrzenie prześliznęło się z zastępcy na rudą lekarkę ale najwyraźniej patrzył ale nie widział jej.

- Guido? - odezwała się na tyle głośny by usłyszał ją przez hałasujący za ich plecami tłumek gangerów.

Dopiero gdy wydała z siebie głos spojrzał na nią przytomniej.
- No? - spytał krótko wydmuchując kłąb ze gandziowego skręta podnosząc przy tym brew i czekając co powie dalej.

-Wybacz że przerywam naradę, ale to może cię zainteresować. - dziewczyna stanęła w miejscu i zadzierając głowę do góry odetchnęła nieznacznie. Przynajmniej mężczyzna przestał się obijać po całej okolicy, rzucać klątwami oraz używać zwrotów uchodzących za wybitnie niecenzuralne. Rozumiała jego wzburzenie, gniew i czysty chaos jaki wokół siebie teraz tworzył. Żaden człowiek - czy to pastor czy ganger czy lekarz - nie lubił być okradany. Podobne zdarzenie porównać się dało do mentalnego gwałtu, brutalnego ciosu w twarz i zabrania rzeczy wyjątkowo wartościowej. Dodatkowo stawiało pod znakiem zapytania czyjąś nietykalność, ogólnie pojęte bezpieczeństwo, a także podważało pozycję w oczach reszty bandy. Pozycję i tak nadszarpniętą po zimowym powrocie z Cheb bez tego cholernego gunship'a.
- Najprawdopodobniej twój samochód został skradziony na polecenie White Hand’a i tam właśnie zmierza, bądź bezpośrednio do jego przełożonego. Podobno Ted Schultz zażyczył sobie mieć w swojej kolekcji zadbane czarne bmw. Owa fanaberia jest warta dwieście litrów paliwa… talonów, tak? Nieważne. - odkaszlnęła i kontynuowała cichym, spokojnym głosem, nie spuszczając wzroku z oczu dowódcy - Hand rozesłał zlecenie po tamtejszej dzielnicy, chętnych do zarobku na pewno nie zabrakło. Chęć posiadania, ekscentryzm kolekcjonera dóbr luksusowych...to również nieistotne. Informacje są wiarygodne. Pytanie brzmi jak namierzyć i odzyskać twój samochód? Może jeszcze nie dotarł do miejsca docelowego.

- Pytanie brzmi skąd ty masz nagle takie informacje? - gdy się wtrąciła i zaczęła sprzedawać swoje rewelacje nagle cała grupka skupiona wokół szefa, łącznie z nim samym zamarła i ucichła słuchając rudowłosej. Gdy skończyła jeszcze chwilę wgapiali się w nią ale zaraz przenieśli wzrok na Guido czekając jak na to zareaguje. Nie czekali byt długo. Ten zmrużył oczy i w tej chwili wyglądał jak żywe ucieleśnienie podejrzliwości i niedowierzania. Powoli uniósł dłoń i złapał nią podbródek Alice unosząc go ku górze tak jakby chciał dokładniej zobaczyć wyraz jej twarzy. - I to takie konkretne. Skąd wiesz o kim i o czym Schultz gada z Hand’em? - dopytał się wyczekującym tonem.

- Rozmawiałam przed chwilą z Jul… z Blue, dziewczyną którą przyprowadził Taylor - przeniosła wzrok na łysego - Usłyszała jak ludzie Schultza rozmawiali w Grzeszniku, tym domu publicznym w zaadaptowanym kościele w Downtown. Mówili o czarnym bmw, skojarzyła o co chodzi dopiero jak ci je ukradziono. Jest spoza miasta, nie zna wszystkich tutejszych osobistości, ani tego ile i jakiej marki samochodów u nas jeździ. W Vegas chyba nie przykładają do tego tak dużej wagi. - znowu spojrzała na Guido - Wydaje mi się, że odrobinę obawiała się twojej reakcji na podobne rewelacje po tym co spotkało Martin'a. Sytuacja jest wyjątkowo nerwowa, więc żeby nie narażać się na ryzyko oberwania twoim gniewem i niezadowoleniem przyszła z tym do mnie. Uznała że to rozwiązanie nie przysporzy jej dodatkowych, bolesnych nieprzyjemności. Ona jest obca, my działamy w jednym zespole... zresztą i tak zwykle za dużo gadam. Czasem są to rzeczy które ci się nie podobają, mimo to gdybyś chciał zrobić mi krzywdę, obdarłbyś mnie ze skóry już dawno temu. - wzruszyła na koniec ramionami.

- Ta odstawiona blondzia? No niegłupia babka… -
pokiwał głową ale wzrok wciąż miał utkwiony w twarzy lekarki. - Gdzie ona jest? Dawaj ją tu. - rozejrzał się po czeluściach kręgielni jakby spodziewał się wyłowić charakterystyczną blondynę z przerzedzonej już znacznie grupy jaka się jeszcze wewnątrz znajdowała.

- Inteligentna, rozsądna i chce pomóc, inaczej zmyłaby się po angielsku nie mówiąc ani słowa… chociaż to trochę komplikuje jej życie - lekarka uniosła rękę i zacisnęła palce na zwisającej luzem wielkiej łapie. Uśmiechając się łagodnie dopowiedziała - Poczekaj chwilę, pytała o toaletę. Kobiety też z niej korzystają, nawet te wyszykowane u Cleo.






Oczekiwanie nie trwało długo. Stukocząc obcasami Blue przeparadowała przez salę lawirując zręcznie między kręcącymi się tam gangerami. Odświeżona i z poprawioną tapetą od razu poczuła się bardziej pewnie. Profesjonalnie zblazowaną miną obrzuciła grupę nocnych imprezowiczów. Na widok nieobitego rudzielca prawie się uśmiechnęła. Gówniara stała na nogach, nie przemodelowano jej pyska...znaczy nie poszło aż tak źle. Kiedy medyczka pomachała do niej, przyspieszyła kroku i mrugnęła w przelocie do Taylora. Dochodząc do wyraźnie odcinającej się na tle pozostałych ludzki grupki ścisnęła mocniej trzymany w zamkniętej dłoni obdrapany szton.

- Coś wiesz o wyroku na moją brykę? Schultz maczał w tym swoje łapy? Od kogo masz te info? - szef gangu nie bawił się zbytnio w ceregiele od razu przechodząc do rzeczy. Facet nadal był spięty i wściekły choć na razie na kontrolowanym przez siebie poziomie. Pozostała część jego sztabu przybrała postawę wyczekującą.

- Słyszałam że Staremu staje na myśl o jakiejś tutejszej czarnej bejcy na przedwojennych blachach. Jakoś wątpił, że właściciel będzie chciał ją opylić a ma pierdolca na punkcie niemieckich klasyków, dlatego zlecił swojemu waflowi jej skołowanie. Płaci papierami na dwie bańki i nie obchodzi go jak, ale fura ma stanąć u niego. Temat podłapałam w Grzeszniku, wieczorami kręci się tam masa jego ludzi… nie baluję ze wszystkimi i nie znam ich z imienia. - blondynka rozłożyła bezradnie ręce, streszczając pokrótce to co nawijała zeszłej nocy - Nie wiem kto konkretnie się nie bał i zajebał twoją niunię, Hand dał cynk wszystkim obrotnym na rewirze. Miało być załatwione cicho, dyskretnie a cel odstawiony w stanie nienaruszonym. Zgred wstawi ją sobie do garażu i będzie się nad nią brandzlował przed snem...czy co on tam ze swoją kolekcją robi.

- Jebany stary cwel! - wrzasnął w końcu Guido. Póki blondynka sprzedawała swoje rewelacje słuchał w napięciu. Nazwisko jednego z najważniejszych osób w mieście o którym wspomniała wcześniej Alice a teraz potwierdziło samo jej źródełko informacji poruszyło jednak resztę zgromadzenia i patrzyli na szefa niepewnie. Co jak co ale akurat nazwisko Schultz wiele znaczyło w tym mieście a i poza nim a w połączeniu z imieniem Ted od razu każda dyskusja nabierała ciężaru właściwego najwymowniej mierzonego ołowiem. Guido tymczasem miotał się jeszcze chwilę z wściekłości, kopnął jakiś drobiazg na pod drugi koniec baru ale w końcu się uspokoił, oparł o blat i skrzyżował ramiona na piersi. Najwyraźniej po wybuchu gorących emocji teraz nastąpił etap zimnej kalkulacji.
- A właściwie to coś ty za jedna? - spytał nagle całkiem neutralnym tonem patrząc podejrzliwie na główne źródło informacji w czarnej mini i wysokich szpilkach. Julia miała wrażenie, że facet ją właśnie wycenia czy szacuje próbując oszacować z kim ma do czynienia i na co ja stać.

- Blue. Przedsiębiorca i przedstawiciel handlowy - na jej twarzy pojawił się czarujący uśmiech - Działam w imieniu rodziny Faust, którą reprezentuję poza Vegas. Przyjechałam tu w interesach i przy okazji zapoznaję się z miejscowymi atrakcjami. Wiele się mówi o Mieście Szaleńców, byłam ciekawa ile w tym prawdy.

- Mhm… - szef gangu kiwnął głową przyjmując najwyraźniej do wiadomości to co mówił jego gość. - Przedstawiciel handlowy i przedsiębiorca… - powtórzył jej słowa jakby je smakując na podniebieniu. - Niezła bajera. - kiwnął w końcu lekko kiwając głową. - I teraz robisz interesy z Schultz’ami? I bujasz się po ich dzielni? - spytał upewniając się albo jakby miał jakiś pomysł z tym związany.

- Można to tak określić - uśmiechnęła się nieznacznie. Mina gangera wybitnie nie przypadła jej do gustu. Że też zawsze musiała się w coś wpierdolić - Ale zanim się napalisz powiem ci że interesy moich pracodawców nie dotyczą bryk i tu nie mam kontaktów. Mogę nie być za dobrym szpiclem... jeśli to ci chodzi po głowie.

- Jak robisz tu interesy to musisz mieć tu kontakty. Inaczej się nie da. - ganger skwitował krótko swoją filozofię. Chyba niezbyt wierzył, że da się w branży być aż tak zielonym by nie znać się z nikim. Przynajmniej jak się traktowało sprawę na serio i na serio się było kimś kim mu powiedziała, że była. - Bujasz się po dzielni Schultz’a swobodnie więc już się nadajesz na szpicla. - pokiwał głową jakby rozważał jakiś kolejny punkt w swoim planie. - No i na koniec sama nie zaprzeczasz, że nie możesz być szpiclem a jedynie targujesz się o cenę. - uśmiechnął się w końcu pod nosem pierwszy raz chyba tego poranka. - Słuchaj Blue, sprawa jest dość prosta. Masz takich ciekawych kolegów u Schultzów na wysokich stołkach co sie z Handem bujają to się zorientuj gdzie kurwa chujki powieźli moją brykę i kurwa który cwel się nie bał jej zajebać. - gdy mówił o bryce i złodzieju na moment głos mu stwardniał a na skroni zapulsowała żyłka. - Zrobimy deal. Ty się wywiesz coś dla mnie i dasz mi to co chcę na widelcu a ja ci zapłacę te 200 papierów skoro na tyle ten stary ramol wycenia moją brykę. - przedstawił swoją ofertę Guido czekając co powie blondyna.

Julia słuchała z uwagą i w skupieniu a obdrapany szton rozpoczął swój taniec pomiędzy palcami jej prawej dłoni. Zatrzepotała niewinnie rzęsami kiedy wypomniał blondynce drobny zabieg uskuteczniony już na początku rozmowy.
- Ciekawa propozycja - z rozmysłem przeniosła wzrok na skaczący żeton - Fundusze zawsze się przydają i lepiej je mieć niż nie mieć, no nie? - tu pochwyciła go w pięść. Chuchnęła w nią a kiedy otworzyła dłoń krążka w niebiesko-czarne paski już tam nie było. Wróciła do obserwowania Guido, puściła mu oko i z wyćwiczonym uśmiechem handlowca zaczęła wykładać swoją wersję - Słuchaj Guido, widzę że jesteś człowiekiem interesu. Zakręcę się przy temacie i ogarnę kto ci podpierdolił furę z trawnika przed domem, ale nie chce papierów. Gambel rzecz nabyta i szybko się go rozpierdala na głupoty. Jako poważnego przedsiębiorcę bardziej interesują mnie… - zamyśliła się i na ułamek sekundy zmarszczyła czoło -... inwestycje. W dzielnicy czarnuchów jest ktoś, kogo chcę mieć. Laska. Widziałam ją wczoraj na aukcji, ale jeden czarny skurwysyn mnie przebił i ją kupił… szkoda jej dla tego jebanego eunucha. Wiem gdzie mieszka, gdzie ją trzyma. Problem jest z jej wydostaniem... - teraz ona warknęła ze złością, prychnęła i znowu mówiła fachowo - Pomoc przy bryce za pomoc przy skórce. To moja propozycja.

- A o jakiej konkretnie pomocy mówisz? - spytał na razie przechodząc gładko nad resztą jej wypowiedzi.

- Znacie to miasto, macie szybkie fury i ludzi umiejących je zgrabnie prowadzić. Z tego co słyszałam nieźle też strzelacie, nie boicie się wyzwań. I tak myślałam czy nie podnająć kogoś od was. Pierwsze prawo biznesu: jak korzystać z usług to tylko specjalistów - nawijała dalej, obserwując twarz potencjalnego kontrahenta wyjątkowo uważnie - Chcę to załatwić po cichu, wyprowadzić skórkę i wywieźć ją do siebie. Ale sprawy lubią się komplikować, a plany pierdolić. Nikt nie będzie płakał za jebanymi bambusami… Dlatego wsparcie paru twoich ludzi i ich karabinów bardzo mnie ucieszy. Tak samo jak ktoś kto odwiezie skórkę do Downtown albo na granicę rewiru Zgreda. Tam już skołuję transport. Jak widzisz nic skomplikowanego. Robota jakich pewno setki już wykonywaliście.

- Paru ludzi i fur? Paru runnerowych bryk pełnych białasów w głąb czarnuchowej dzielni? Myślisz, że mam za dużo fur i ludzi? - prychnął szef gangu słysząc jej odpowiedź. Wykrzywił kącik ust, cmoknął, zmrużył oczy, oparł pięści na biodrach i chwilę główkował. - Mogę dać ci jedna furę i dwóch ludzi. Więcej na taki numer nie ma sensu. Na 24 h. Jak dasz mi moje info które od ciebie chcę. - w końcu odezwał się przedstawiając swój punkt widzenia.

- Myślałam że lubisz swoją brykę dlatego się rozprułam - podeszła do niego powolnym krokiem. Nawet na obcasach była od niego niższa ale bez tragedii. Wystarczyło unieść wzrok żeby gapić mu się w twarz - Nie chcę armii, wystarczy jeden wóz z bagażnikiem i ogarnięta ekipa. Trzech ludzi, z moimi będzie komplet. Ryzykuję wszystkim z własną dupą na czele. Jeżeli ktoś zaczai że sypnęłam i jeszcze ci pomagam przestanę być taka śliczna, ruchliwa i wygadana… a jak dojdzie to do moich pracodawców wiele ze mnie nie zostanie. Drugie prawo biznesu, Guido - tam gdzie interes tam nie ma miejsca na sentymenty... ale to ryzyko które dla dobra przyszłej, owocnej współpracy jestem gotowa podjąć. Więc jak?

- Świetnie rozumiem kochanie czym ryzykujesz. A ja ryzykuję swoimi brykami, ludźmi i zatargiem z Camino bo chyba byle cienias nie sprzątnąłby ci tej skórki sprzed tego zadziornego noska prawda? Więc i pewnie stać go nie tylko na nią. - znów przedstawił swoją wizję tych rozrachunków zysków i strat do ewentualnego ryzyka. On pewnie cenił swoje zasoby i ryzyko tak samo jak ona swoje. - Jak to ci pasuje to mamy deal. - brunet wyciągnął swoją łapę w tradycyjnym geście finalizowania umowy.

- Jesteście dobre mordy, polubiłam was… Niech będzie moja strata - wykrzywiła usta w smutnej minie, ale błyszczące z uciechy oczy przeczyły pozornemu niezadowoleniu. Uścisnęła rękę gangera - Obie strony ustaliły warunki i zgodziły się na nie przy świadkach. Umowę uważam za zawartą. Interesy z tobą to przyjemność. Napijmy się ! - w głosie Blue zabrzmiał czysty entuzjazm i radość. Suszyło ją po wczorajszej imprezie, jeszcze bardziej suszyło ją po trzaskaniu mordą które właśnie uskuteczniła. Było co oblewać. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem wydostanie Angel zrobi się o wiele łatwiejsze. A jak na dodatek udałoby się złapać złodzieja i dostarczyć go cwanemu Runnerowi obwiązanego wstążką i z kwiatkiem w dupie, będą podstawy do dalszej współpracy - Każdy układ trzeba oblać, na szczęście i dla powodzenia.

- No, no… Jak mówisz… - kiwnął zgodnie głową szef bandy wyraźnie się rozprężając. - Dowiedz się gdzie trzymają moją brykę i co za skurwiel ją zajebał i będziemy świętować nie raz takie umowy i w ogóle czeka nas świetlana przyszłość i takie tam. Od razu trzeba było przyjechać tutaj i z nami robić biznesy a nie się bujasz u tych sztywniaków. - rzekł już luźniejszym tonem herszt. Kiwnął niezbyt precyzyjnie w stronę swoich najbliższych pracowników i Latynos z jego białasowym bliźniakiem momentalnie skołowali jakieś szkło z czymś na pewno promilowym. Było to dość łatwe bo w końcu gadali przy ladzie przerobionej na bar.

- Umowa handlowa między rodziną którą reprezentuję i ludźmi Zgreda jest starsza ode mnie… ale to nie znaczy, że nie wolno mi wyszukiwać nowych potencjalnych kontrahentów. Zwłaszcza jeśli są oni równie obrotni i czarujący co ty - uśmiechnęła się delikatnie przyjmując szkło. Uniosła je jak do toastu i przepiła do Guido - Ten kontrakt to początek owocnej i długoterminowej współpracy. Czuję to w kościach.

Dopijając drinka myślała już tylko o tym, żeby opuścić podniszczoną kręgielnie i wrócić do siebie. Troy powinien już zajechać pod ten pierdolnik... a Egor na pewno ucieszy się że Blue znów postanowiła go odwiedzić. Prawdziwi przyjaciele pomagali sobie cokolwiek by się nie działo... i choćby skały srały dało się na nich liczyć.

Albo otrzymać dobrą cenę za ich zwłoki.

 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 30-10-2015 o 21:07. Powód: dodanie zjedzonej części na prośbę gracza
Zuzu jest offline