RETROSPEKCJA
Bitaan po zabawie wyszedł na zewnątrz by zaczerpnąć powietrza i spojrzeć w gwiazdy. One były znajome. Zawsze były znajome, gdziekolwiek by się nie znalazł. Westchnął ciężko dając upust zebranej podczas tańca energii.
- Taki los… - mruknął do siebie.
Coś mu jednak nie pasowało. Jakaś myśl nie dawała spokoju. Spojrzał za siebie w stronę wejścia prowadzącego do ich chaty. Alan wciąż skazywał się na dobrowolny ostracyzm. Od incydentu w świątyni bał się półorka, ale też lubił go. Może to mu ciążyło na sercu?
Spojrzał znowu w gwiazdy zastanawiając się co tak naprawdę wie o półorkach. Gdzie się rodzili? Dzikie plemiona, lub miasta i wsie. Zależy kto kogo w łożu odwiedził. Alan nie wyglądał na miastowego. Był zbyt cichy i wyobcowany. Znał naturę. Wieś czy plemię? Tengu zamierzał się tego dowiedzieć.
Cofnął się do pomieszczenia i podszedł do Alana, mając nadzieję że ten jeszcze nie śpi. Kucnął przy nim i potrząsnął za ramię.
- Alan?
Wielki półork mruknął coś pod nosem i otworzył oczy. Przez chwilę Bitaan zastanawiał się, czy w spojrzeniu które zobaczył krył się gniew czy zwykłe niewyspanie.
-Co?
-Ugh… khmm… chodź. Coś ważnego
Bitaan wyprostował się, kiwnął raz jeszcze dziobem i pazurzastą łapą zachęcając Alana do podniesienie się z ziemi. Będąc pewnym, że ten nie zamierza wrócić do snu, ruszył w stronę wyjścia. Gdy znów ujrzał niebo nad sobą przystanął na moment. Chłopak ociągał się z wstawaniem. Raz, że chciało mu się spać. Dwa, że kruk miał tendencję do ładowania się w kłopoty, a Alana razem ze sobą. Ale skoro to było ważne. Zaspany umysł jakoś nie zarejestrował, że reszta kompanii słodko spała.
Bard poczekał, aż towarzysz wyjdzie z budynku i podreptał w kierunku pomostu. Tam zatrzymał się i odwrócił w stronę Alana.
- Czemu się boczysz? - zapytał wprost.
Półork popatrzył na barda półprzytomnie i wydał z siebie kolejne:
- Co? - Alan całkiem nieźle radził sobie z monosylabami.
- Czemu się boczysz - powtórzył bard, ale po chwili wyjaśnił. - Podróżujemy razem, ale mam wrażenie że przy najbliższej okazji z chęcią byś się pożegnał.
Przez chwilę zapadła cisza, gdy drwal zastanawiał się nad usłyszanymi słowami. Były prawdziwe. Od kiedy spotkał w lesie to dziwne, klasztorne towarzystwo natknął się wyłącznie na niebezpieczeństwa. Bitaanowi to odpowiadało, ale Alanowi kompletnie nie. Dlatego w końcu kiwnął głową.
-Tak.
Bitaan kraknął zadowolony, że uzyskał odpowiedź. Zamiast jednak pytać dalej, sięgnął do pasa i wysunął zza niego amulet. Wyciągnął go w kierunku półorka rozkładając rzemień pomiędzy dłońmi - tak jakby chciał wsunąć go na głowę drwala.
- Masz.
- Co to? -chłopak był wyraźnie zdziwiony gestem swego rozmówcy i nie dało się nie zauważyć, że cofnął trochę głowę.
Bard odchrząknał.
- Alanie - zaczął mówić oficjalnym tonem, lekko go obniżając. - Daję ci ten oto magiczny amulet, aby chronił cię podczas przygód, przed niebezpieczeństwami wszelakimi, przed potworami wszelakimi i ciosami wrażych ostrzy zarazem.
Niecierpliwie ponowił gest dając półorkowi znak by przełożył głowę przez rzemień.
- Dlaczego? - zdziwienie półorka wcale nie malało.
- Bo jesteś mi druhem - odpowiedział bez wahania Bitaan. - Bo cię lubię i chcę ci to dać.
Teraz to tengu był zdziwiony. Był przyzwyczajony, że istoty w świecie zawsze biorą, jak ktokolwiek coś im daje. To było naturalne. Opuścił lekko dłonie.
- Poza tym - dodał. - Szalony już nam raczej nie wypłaci monet za ochronę. No i powinniśmy się trzymać razem w tym dziwnym świecie. Ja dla przykładu daaaaaawno temu opuściłem swoje plemię. Nie jestem jednak samotnikiem. Lubię towarzystwo. W towarzystwie łatwiej się żyje i podróżuje. Powiedzmy że ten amulet to taki prezent. Dowód na to że cię lubię. Może być?
Półork nieszczególnie zgadzał się z poglądami barda. Samotność oznaczała spokój. Towarzystwo to wytykanie palcami i wstyd. Nie zawsze można obejść się bez innych, ale kiedy tylko się dało, to samotność była lepsza. Nie wzdragał się jednak dłużej przed podarunkiem i przestał odsuwać głowę.
Bitaan zarzucił amulet półorkowi przez głowę.
- Ha! No to teraz jesteśmy prawie jak jedno plemię.
Bard kraknął zadowolony i poklepał Alana po ramieniu.
- Świętowaliśmy już wcześniej, ale z innego powodu. Rzeknij… jak w twoich rejonach świętuje się wielkie wydarzenia?
- Nie wiem - odparł. Ale nie była to do końca prawda, więc dodał - pije się. I tańczy.
- Hmmm… późno już, ale przy najbliższej okazji… - zawahał się. - Co ja kraczę…
Wyciągnął manierkę i odkorkował ją. Zapachniało leciwym alkoholem. Od pasa odtroczył drewniany kubek i przelał trunek do naczynia, które jakby się zastanowić mogło być w zasadzie jakimś instrumentem muzycznym - bo niby jak tengu miałby pić z kubka?
- Wypijmy tak symbolicznie. A po wszystkim będziemy świętować huczniej.
- A co tu świętować? - zapytał, ale przyjął kubek i pociągnął łyk. W gardle paliło jak zaraza, ale jakoś Alan się nie rozkaszlał.
- Wszystko. To że żyjemy i to że podróżujemy razem. Każdą przygodę - Bitaan chciał wymieniać dalej, ale ugryzł się w język. - Po prostu wszystko. Niemniej…
Wyciągnął słomkę i wsunął ją w bukłak, po czym siorbnął dwukrotnie. Zakłapał dziobem i zasyczał wystawiając język na powietrze.
- Khm… niemniej… póki co ten skromny toast nam wystarczy. Późno już, a jutro wstajemy skoro świt. Jednak z chęcią posłucham co nieco o twojej osobie podczas wędrówki. Zapytasz pewnie co chciałbym wiedzieć. Zripostujesz że nie ma nic ciekawego, a jednak! - tengu podniósł palec do góry, ale nie pozwolił Alanowi jeszcze odpowiedzieć. - Nurtuje mnie pytanie, o twoją przeszłość. Gdzie się urodziłeś? Jak zostałeś wychowany? Jakie miejsca zwiedziłeś?
Bitaan zakorkował manierkę i przytroczył ją do pasa. Powoli skierował się w stronę chaty, którą opuścili.
Półork poczłapał za nim, noga za nogą. Amulet chyba nie działał, bo nie czuł się z nim na szyi jakkolwiek inaczej. Co pewnie tłumaczyło, czemu go otrzymał. Zastanawiał się też, co niby mógłby powiedzieć o swoim życiu. Nic ciekawego, ani nic przyjemnego. Po co bardom słuchać o życiu drwali? |