Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2015, 14:26   #31
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację

Coś kłębiło się w jej głowie gdy niepewnym spojrzeniem obrzucała trupy, w których tkwiły hobbickie strzały. Nie wiedziała dokładnie co to było. Nie przybrało jeszcze krztałtu żadnej konkretnej emocji. Bo i czasu na to nie było. Nadal szybko oddychała, a serducho łomotało się w jej piersi tak jakby koniem kto po niej galopował. I nie dziwota. Hildegarda Oldbuck właśnie przeszła swój chrzest bojowy. Walnie przy tym przyczyniajac się do zgonu conajmniej dwóch Dużych Ludzi. Dużych i Brzydkich, trzeba dodać, bo w żadnej mierze nie przypominali przyzwoitych mieszkańców Bree. O Malbornie to w ogóle nie było co wspominać. Tłuste, skołtunione włosiska rosły na ich gębach jakby brody w każdym kierunku zapuszczali, a i zapach przepoconej baranicy nie skłaniał do sympatii. Mimo to… coś tam się w jej główce działo… Coś raczej nieprzyjemnego.
Nie chcę o tym myśleć teraz - stwierdziła w swojej głowie - Pomyślę o tym jutro.

Skrawkiem ucha przysłuchując się wymianie zdań Thyriego i wyratowanych krasnoludów, podeszła do martwego Cyrnana. Zły Człowiek. Jego nie było jej żal nic, a nic.
Kucnęła i odchyliła poły wełnianej kufajki. Intuicja podpowiadała jej, że zbój powinien mieć przy sobie coś co w jakiś sposób będzie mieć związek z jego konszachtami z trollami. Które to zgodnie ze słowami Malborna nie były przecież normalnym zjawiskiem. Na tym polu czekało ją jednak rozczarowanie. Cyrnan okazał się najzbójszym zbójem pod słońcem. Miał więc przy sobie jedynie oręż i nieco srebra, którego oczywiście bez żalu go pozbawiła. I nic więcej. Zadnej mapy wiodącej do zbójeckiej kryjówki, czy jakiś niesamowitych precjozów zrabowanych podróżnym. Nic!
Wstała. Ostatecznie nie poszło im tak tragicznie. Zbójcy zostali rozgromieni, a krasnoludy uwolnione. Nikt też nie ucierpiał na tyle by wymagać jakiejś natychmiastowej pomocy uzdrowiciela. Wypadało czym prędzej wrócić na szlak… A jednak. Jednak trollowe leże i ją przyciągało. Może nie kierowała nią w tym paląca potrzeba zemsty jak w przypadku trójki krasnoludów. Może było to coś bardziej zbliżonego do niezdrowej ciekawości jaką zdawał się z nią dzielić w tym zakresie mistrz Thyri upierający się przy drugim wejściu do jaskiń. A może po prostu chciała zakończyć tę przygodę jak należy.

Rada, że Thyri pierwszy zabrał głos w naradzie i że głos ten był niejako i jej głosem, kiwała energicznie głową nad każdym jego słowem do momentu aż… nazwał ją Włamywaczem. Uśmiechnęła się z wdzięcznością. Co prawda uznał w tym stwierdzeniu, że niejako wszyscy hobbici to Włamywacze, a ona jest po prostu jedynym jakiego mają na podorędziu, ale Hilly pracowicie zagłuszyła tę myśl wyobrażeniem trollowego legowiska i wagi zadania jakie małomówny krasnolud uznał, że można powierzyć tylko jej.
Pogłówkowała chwilę nad pomysłem drugiego wejścia do podziemi. Sama wychowała się w smajalu toteż w tej materii aż tak w ciemię bita nie była. I możliwość taka sensowną się jej zdała.
- Pójdę z Tobą - zdecydowała hobbitka.


 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline