Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2015, 20:41   #19
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
“Trzy Korony i starcie we mgle”


Zaduch i harmider panujące w głównej izbie narastały z każdą chwilą, a dyskusja awanturników nie przyniosła większych odkryć. Zbyt mało wiedzieli, a zdobyte poszlaki wydawały się w żaden sposób ze sobą nie łączyć. Wszystkie dotychczasowe odkrycia przyniosły więcej pytań, niż odpowiedzi. Być może następny dzień miał być lepszy? Z rozmyślań wyrwała ich awantura, która wybuchła między głośnymi mieszkańcami północy, a grupą stałych bywalców lokalu. Napięcie między obiema zwaśnionymi stronami narastało z każdym wypowiedzianym słowem. Grupie miejscowych najwyraźniej niezbyt podobało się nieokrzesane zachowanie Kislevitów. Nie trzeba było wiele, by kłótnia przerodziła się w chaotyczną bójkę. Opętani wściekłością i alkoholem biesiadnicy rzucili się sobie do gardeł, przewracając stoły i krzesła. Na nic zdały się uspokajające okrzyki, a następnie groźby karczmarza.

- Śmierdziele - mruknął pod nosem Ludwig, nie wiadomo, czy pod adresem Kislevitów czy miejscowych. Biorąc pod uwagę to, jak na jego poglądzie o Altdorfczykach zawarzył wczorajszy dzień, można było pomyśleć, że idzie mu o tych drugich. Od dołączenia się do rozróby po stronie wąsatych zabijaków skutecznie odwodził go fakt, że kto by nie wygrał, karczmarz z knajpy wywali pewnie cudzoziemców i ich też zaaresztuje straż miejska. Tak był skonstruowany ten świat i Otto nie miał zamiaru nic z tym zrobić.

Nagłe uderzenie w okno sprawiło, że Lothar niemalże spadł z krzesła. Nie miało ono tyle siły, by rozbić szyby, jednak pozostawiło na niej ślad. Awanturnicy wybałuszyli oczy widząc strużki cieknącej krwi, spływające wolno po jej zewnętrznej stronie. Ludwig omal nie wywrócił stołu, gdy podnosząc się, zahaczył o blat brzuszyskiem.

- Popierdoliło ich wszystkich! - warknał i zerwał się z miejsca, owijając się wymiętym płaszczem. Sadząc długie kroki, dopadł karczemnych drzwi i bacząc na mogące nadlecieć od tyłu krzesło, tudzież od przodu ludzkie cielsko, natarł na klamkę. Kuhn wciąż spoglądał na poznaczone śladami krwi okno, zupełnie jakby miał tamtędy wedrzeć się jakiś mityczny stwór i rzucić na ludzi w sali. Po chwili przeniósł wzrok na okładających się pięściami i meblami uczestników bójki. Interwencja Straży wydawała się kwestią czasu, a kłopoty szykowały się dla wszystkich.
- To byłoby na tyle… - skwitował, dopijając resztę piwa i wstając z ławy. Najważniejszą zasadą karczemnych bójek było nie dobywanie ostrza. Ten, który zaczynał na ostre musiał liczyć się z reakcją pozostałych, niezależnie od strony, jaką trzymali. Tak naprawdę w czasie bójki już po kilku chwilach nie było wiadomo, kto czyją stronę trzyma, a kolejny uczestnik pojawiał się, gdy tylko nieopatrznie ktoś go trącił albo kuflem rzucił. Ludwig ruszył do drzwi rozgarniając po drodze blokujących drogę. Jego śladem podążyli Lothar i Wróbel, obaj ciekawi niezmiernie cóż to za krwawy ochłap ciśnięto w okno. Pozornie wystarczyło uważać na przypadkowe ciosy i odpychać walczących, jeśli znajdą się zbyt blisko. Lang natomiast chwycił mocniej tarczę, prawą reką wychylając resztę zawartości kufla. Otarł usta rękawem i ruszył za resztą na zewnątrz, gotów bronić się tarczą.

Lawirując między walczącymi, latającymi naczyniami i meblami, rzucanymi na ślepo przez pijaną gawiedź, awanturnicy wybiegli na dwór. Najwyraźniej w wirze wydarzeń toczących się w karczmie, jedynie oni zwrócili uwagę na ślady krwi na oknie. Ulica przed karczmą była opustoszała. Słońce już dawno zaszło, jednak mgła w dalszym ciągu nie ustąpiła. Ostrożnie stawiając kroki, awanturnicy przeszli na przyległą do karczmy ulicę. Uważnie wypatrując niebezpieczeństwa, przesuwali się wolnymi krokami w kierunku okna.
Ludwig schylił się nad zaspą pod ścianą budynku. Krwawa kula odznaczała się we śniegu. Nagle zamarł, wybałuszając oczy. Słowa ugrzęzły mu w gardle, a serce załopotało mocnej. Reszta również nachyliła się nad dziwnym, krwawym kształtem. Wkrótce i oni cofnęli się z odrazą, bowiem w słabym świetle padającym zza okna karczmy, awanturnicy rozpoznali okrwawioną głowę.

- Sven… - Ludwig wyjąkał półgłosem na widok pozbawionej wyrazu, martwej twarzy przyjaciela. Cała ta sytuacja wystarczyła by odwrócić uwagę awanturników wystarczająco długo by zbyt późno dostrzegli zagrożenie. Z mgły wokół nich, bowiem wyłoniło się sześć sylwetek. Uzbrojeni w pałki i miecze, napastnicy zaczęli gardłowo rechotać. Otoczeni, śmiałkowie zaczęli wyrzucać sobie, że byli tak nieostrożni.

Lang przeklinał się za nieostrożność. Ściskając kord w ręku i zasłaniając tors tarczą przygotowywał się do odparcia natarcia. Miał nadzieję, że reszta pójdzie jego przykładem i ustawi bojowy szyk. Miał zamiar zaatakować, kiedy napastnicy zbliżą się na odległość dogodną do zadania ciosu.

- To nie jest normalne by napadać grupę uzbrojonych ludzi - głos Wróbla nie dość że naturalnie był cichy to na dodatek łatwo było go przegapić w zawierusze przygotowań do walki - Warto by któryś z nich przeżył by odpowiedzieć nam na parę pytań
Szczupły mężczyzna kryjąc się za tarczą przygotował się by zadać cios pierwszemu z głupców, którzy podejdą wystarczająco blisko
- Brać tych z lewej! Ostatni pilnują pleców! - krzyknął Lothar, po czym ruszył w kierunku przeciwników. Widział szansę w szybkim natarciu na wroga, rozbiciu jednej grupy i spokojnym zakończeniu sprawy z drugą.
- Skurwiele… - Ludwig zbladł, widząc martwego przyjaciela. Ale nie rzucił się w kierunku przeciwników, a jedynie skinął Krukowi, dając znak, że powinni podejść do starcia spokojnie i z rozwagą.

Pewni swej wygranej napastnicy natarli na zapędzonych w pułapkę awanturników, licząc na szybkie zwycięstwo. Śmiałkowi jednak nie zamierzali dać za wygraną i z odwagą w sercach przyjęli na siebie szarżę przeciwników. Bronie starły się ze sobą z głośnym zgrzytem. Miecze i pałki przeciwników spadły na tarczę bądź przygotowane do parowania bronie. Jedne z oprychów wybałuszył oczy, kiedy impet jego uderzenia przyjęła tarcza Langa, a jego miecz pękła w pół. Ludwig jęknął cicho, gdy ciężka pałka napastnika trafiła go w ramię. Nagle powietrze przeszył agonalny krzyk. Wyskakując zza pleców Langa Krieg, zamachnął się na oślep tasakiem. Ten, ku zaskoczeniu bandziora, przebił się przez kaftan kolczy i zagłębił się w jego ciele aż po rękojeść. Oprych padł na ziemię bez zmysłów. Chociaż pierwszy cios Wróbla zdołał dosięgnąć wroga to nie udało mu się w niego włożyć odpowiednio dużej siły. Być może było to spowodowane faktem że w przeciwieństwie do niektórych śmiałków nie miał doświadczenia w walce w szeregu i w dwójnasób musiał uważać by nie zaburzyć szyku. Młody wysłannik świątyni Vereny nadrabiał to jednak spokojem i cierpliwością, nawet w takiej sytuacji i to właśnie je zamierzał wykorzystać by zyskać przewagę.

- Przegiąłeś pałę - warknął Ludwig, czując rozchodzący się po ramieniu skurcz. Zakręcił w powietrzu tasakiem i ciął z boku, wkładając w cios całą siłę i układając ostrze pod zmianę płaszczyzny i ominięcie pola parowania przeciwnika. To był brudny cios, niegodny fechmistrza czy szermierza, ale pasujący w sam raz do zbira. Jego zaletą była też możliwość bezpośredniego przejścia do zasłony i możliwość sparowania kontrataku przeciwnika.
- Skurwysyny… - wysyczał Kuhn przez zaciśnięte szczęki. Zważywszy na to, że nikt nie ruszył mu z pomocą, zabrzmiało to conajmniej dwuznacznie. Zatrzymał się, by zanadto nie oddalić się od reszty i przygotował na natarcie przeciwników. Lang zmełł w ustach przekleństwo, z satysfakcją patrząc jak ostrze zbira rozpękło się na jego zasłonie z tarczy. Dał dynamicznie krok do przodu, napierając na bandziora osłoną, by zaraz potem wrazić mu klingę w bebechy.

Odgłos uderzeń stali i drewna, choć tłumione wrzawą z karczmy, zaczęły dudnić w uszach walczących. Wróbel niemalże nie odleciał do tyłu, gdy oprych wbił głęboko miecz w jego tarczę. Oboje mocowali się przez chwilę, gdy w końcu, po mocnym szarpnięciu obu ze stron, udało im się wyswobodzić. Napastnik miał już ponowić atak, gdy z przerażeniem stwierdził, iż ostrze miecza pozostało wbite w tarczę sługi Vereny, a on pozostał w posiadaniu samej rękojeści. Szczęście w tej materii nie sprzyjało również Kriegowi, który po udanym ciosie w miecz przeciwnika, zgubił gdzieś połowę swego tasaka.
Po drugiej stronie pola walki, sytuacja miała się z goła poważniej. Bandzior skupiając się na postawnym mężczyźnie, kompletnie nie zwracał uwagi na Kruka. Nie zdążył jednak nawet pożałować tego błędu, gdy rapier z chirurgiczną precyzją, przeszył jego prawe ramię od boku, zagłębiając się aż po płuca. Jego ostatnim wspomnieniem, miało pozostać widmo, zbliżającego się niechybnie miecza Ludwiga.

Lothar zwinnie uchylał się przed atakami dwójki napastników. Starał kupić sobie jak najwięcej czasu, nim jego towarzysze w końcu ruszą mu z pomocą. Drewniana pałka śmigła od góry, przechodząc centymetry przed jego głową. Nie minęło jednak nawet jedno uderzenie serca, nim owa broń z impetem opadła w dół, miażdżąc brutalnie jego palec u nogi. Krzyk wydobył się z jego płuc, kiedy odstąpił o krok i poczuł jak krew zalewa wnętrze jego buta.
Jeden z oprychów wyciągnął sztylet, który zalśnił niebezpiecznie w mroku nocy. Drugi szykował się do ataku z drugiej flanki. Eckhart postanowił ostrożnie zaatakować tego który stał bliżej. W razie czego mógł osłonić się tarczą przed atakiem drugiego zbira.

Wróbel wiedział, że cierpliwość przyniesie rezultaty a ostrożna walka pozwoliła mu doprowadzić do sytuacji w której będzie miał przewagę. Nie obyło się co prawda bez udziału szczęścia gdy jego oponent stracił broń, jednak była to właśnie okazja na którą sługa Vereny liczył. Nie zaniedbując ostrożności wyprowadził pchnięcie chcąc zakończyć walkę albo przynajmniej poważnie zranić swego przeciwnika. Lothar zagryzł wargi, starając się przekuć cierpienie we wściekłość. Nawet bez oglądania stopy zdawał sobie sprawę, że nie jest dobrze, a każde stąpnięcie na zranioną nogę skutkowało nową falą bólu. Rana zmieniła jego priorytety w jednej chwili - już nie o skuteczny atak chodziło, tylko o utrzymanie się przy życiu na tyle długo, by reszta wynajętych przez Holsta mężczyzn mogła przyjść z pomocą. Oby nie trwało to zbyt długo.

Walka trwała nadal, nie wyłaniając zwycięzców. Choć awanturnicy zdołali pozbyć się już dwóch przeciwników, oprychy kontynuowały natarcie. Do Lothara w końcu dotarło upragnione wsparcie. Kruk i Ludwig uporawszy się z poprzednim przeciwnikiem, rzucili się naprzód. Stal przecinała powietrze, kiedy obie strony okazały swoje zdolności do unikania śmierci. W tym czasie Eckhart zmagając się z atakami dwóch napastników, ciął na odlew. Oprych jęknął i wypuścił, gdy miecz Langa wbił się mu w ramię, docierając aż do kości. Od strony Langa, Kriega i Wróbla, we mgle rozbrzmiało głośne przekleństwo i dziwny, charakterystyczny szczęk. Hochlandczyka przeszyły dreszcze, gdy rozpoznał go niemalże od razu. Dźwięk broni palnej.

Odsiecz kompanów pozwoliła Kuhnowi odetchnąć, gdy napastnicy stawili czoła nacierającym na nich niedoszłym ofiarom. Wiedział jednak, że wystarczy jeden celny cios lub nie dość szybki zwód i przewaga znów może być po stronie bandytów. Dlatego, mimo szczerej chęci ulżenia rannej nodze nie odpuścił i czekał na okazję do odwdzięczenia się za zmasakrowaną stopę. Wróbel widząc, że Kruk jest w niebezpieczeństwie i jednocześnie mając względny spokój od atakujących go bandytów podjął decyzję by wesprzeć kompana. Jeden z oprychów wydawał się szczególnie biegły w walce i to właśnie jego sługa Vereny zdecydował się obrać za swój cel. Lang wiedział, że ktoś celuje do nich z broni palej. Nie potrafił powiedzieć czy to muszkiet, garłacz czy pistolet. W każdym razie wiedział, że mają przesrane:

[i]- Panowie, kryć się!! - krzyknął i stanął w prostej linii z najbliższym bandytą. Zasłonił się tarczą i spróbował go zaatakować kordem.

Kruk jęknął w panice, gdy miecz przeciwnika przeciął płytko jego nogę. Cios nie był poważny, lecz w konsekwencji na nagły bodziec, Kruk zachwiał się i poślizgnął na śniegu. Nim zdołał się podnieść, kopniak przeciwnika uderzył w jego ramię, zaś drugi wgniótł mu do śniegu rękę ciężkim butem. Odsiecz przyszła niespodziewanie, kiedy z lewej strony nadbiegł Wróbel. Oprych wybałuszył oczy gdy włócznia przeszyła go tuż pod obojczykiem. Jego wrzask rozniósł się po ulicy, a następnie mężczyzna padł nieprzytomny. W napadzie wściekłości, Ludwig rzucił się na ostatniego po ich stronie oprych. Objął go w niedźwiedzim uścisku, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Mimo usilnych prób, rzezimieszek w żaden sposób nie mógł wyrwać się potężnemu mężczyźnie.

Opuszczeni przez Wróbla Lang i Krieg wybałuszyli w panice oczy, kiedy zza całunu mgły wyłoniła się postać. Nie mogli dostrzec jego twarzy, jednak to co trzymał w ręku nie nastręczało im większych wątpliwości.

- Uwaga! Garłacz! – Eckhard krzyknął, jednak jego słowa zagłuszył huk wystrzału.

Kule wyleciały z ciemnej czeluści lufy broni i zasypały awanturników jak i oprychów.

- Kurtt, co ty… - zaczął jeden z napastników, kiedy krzyknął, gdy jedna z kul trafiła go w pasie.

Następne kule przeszyły powietrze między Kriegiem i Langiem, lecąc na nie spodziewających się niczego towarzyszy z lewej flanki. Lothar ponownie jęknął, kiedy kula zahaczyła o jego bok. W tym samym czasie Ludwig, okręcił się wraz z pochwyconym zbirem, używając go jako ludzką tarczę. Wysiłek się opłacił, gdyż kula, która była przeznaczona dla niego, wbiła się w łokieć oprycha, który wrzasnął pielgrzymowi do ucha i wypuścił broń. Krew zabarwiła śnieg. Dwóch pozostałych po prawej stronie zbirów, odwróciło się na pięcie. Najwyraźniej śmierć towarzyszy i niespodziewany atak z tyłu, w końcu zniechęcił ich do dalszej walki. Kurtt najwyraźniej zawiedziony efektem swego strzału, również zaczął się wycofywać we mgłę. Odgłos strzału w końcu zwrócił uwagę biesiadników, którzy zaczęli wybiegać z karczmy. Pierwsi którzy wybięgli stanęli jak wryci, na widok zasapanych i okrwawionych awanturników. Trupy leżących na ziemi zbirów, również zrobiły swoje. Ktoś krzyknął:

- Straż! Wezwijcie straż!

Pozostali przy życiu bandyci zaczęli się szybko oddalać. Kuhn nie zamierzał nikogo gonić. Mocno ucierpiał w czasie tej potyczki, co do przyczyn której mógł się jedynie domyślać, a chyba tylko Ludwig wiedział coś więcej. Miał tylko nadzieję, że nie oberwał za jakąś durnotę - chociaż po namyśle mógł stwierdzić, że cokolwiek by to nie było, to nie znał się z wielkoludem na tyle dobrze, żeby karku za niego nadstawiać. Szczególnie, jeśli ten nie wyjaśni nawet przyczyn gorącego przyjęcia zgotowanego przez bandę zbirów. Mógłby zacząć chociażby od zdradzenia tajemnicy kim był właściciel głowy, która w tak malowniczy sposób pierdyknęła w okno gospody. Zamiast nadwyrężania rwącej jak diabli nogi postanowił wrócić do karczmy i z pomocą szynkarza, a właściwie któregoś z jego młodych pomagierów, uzyskać pomoc cyrulika. Miał w rzyci zbirów i śledztwo dla Holsta, jeśli nie będzie w stanie normalnie chodzić. Po wyłuszczeniu sprawy gospodarzowi pozostawił zdawkowe “Będę u siebie w pokoju” i udał się na kwaterę. Potyczka ze zbirami zastała go nieprzygotowanym, a on nie zwykł po dwakroć popełniać tego samego błędu. Oczekiwanie na medyka zajęło mu szykowanie zbroi kolczej i kuszy z zapasem pocisków.

Wróbel również nie zamierzał ścigać bandytów. O ile tym razem udało im się ujść z życiem o tyle próba pościgu mogła zaprowadzić ich prostu w pułapkę. Być może postawa sługi Vereny wydawać się mogła zbyt ostrożna jednak unikanie zbędnego ryzyka pozwoliło mu do tej pory wyjść cało z kilku naprawdę paskudnych opresji i nie zamierzał kusić losu zmieniając swe nawyki. Szanse na to, że napastnicy mieli przy sobie coś co pozwoli zidentyfikować ich lub ich mocodawców nie były zbyt wielkie, jednak Wróbel i tak zdecydował się ito sprawdzić.

Lang z Krukiem najwyraźniej nie podzielali ostrożności towarzyszy, gdyż bez słowa rzucili się w pogoń za tajemniczymi napastnikami. Nie zdążyli postąpić nawet piętnastu kroków, a już zniknęli we mglę. Chrzęst ich oddalających się kroków zniknął równie szybko, przytłumiony przez biesiadników i jęki rannego oprycha. W tym czasie Wróbel pochylił się nad martwimi oprychami w poszukiwaniu jakichś wskazówek. Niestety jego przypuszczenia potwierdziły się. Nie znalazł żadnych informacji o tym kim mogli być lub dla kogo pracowali. Poza koszulkami kolczymi ich napastnicy nie mieli przy sobie niczego nazbyt wartościowego. Nim sługa Vereny skończył przeszukiwanie zwłok, Ludwigowi skutecznie udało się spacyfikować schwytanego napastnika, posyłając go na ziemię i przygniatając ciężarem swego ciała. Po kilku chwilach usilnych prób wyswobodzenia się, oprych jęknął i skapitulował. A kiedy Krieg z Lotharem pokrótce stereścili karczmarzowi całe zajście, do akcji wkroczyła zawezwana straż miejska.

Wróbel odetchnął z ulgą, kiedy osobą, która im przewodziła okazał się sierżant Siegeler, którego wraz z Langiem zdążyli już poznać. Po przyjęciu dokładnych wyjaśnień w tej sprawie, sierżant nakazał swoim ludziom posprzątanie całego bałaganu, zaś Wróblowi by odwiedził go jutro z samego rana. Nie długo potem Siegeler wraz z resztą straży odeszła, zabierając ze sobą dwójkę pozostałych przy życiu bandziorów. Na pożegnanie obiecali również przysłać do karczmy cyrulika by opatrzył ranę Lothara, zaraz po tym jak ten skończy opatrywać oprychów
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline