Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2015, 21:10   #30
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdyby Rubin była w tym momencie w ludzkiej postaci, Garet miałby szansę dostrzec jej twarz i zdobiący ją uśmiech psotnego chochlika. Na jego nieszczęście, nie była. Miast ruszyć powoli, dając jeźdźcowi czas na dostosowanie się do specyficznego rytmu w jakim poruszało się jej ciało, smoczyca wystartowała z impetem, przewracając przy tym stół i zrzucając na podłogę zarówno skrzynię z winem jak i wszystkie kielichy. Pierwsze chwile Gareta podróży na jej grzbiecie przebiegły więc przy wtórze tłuczonego szkła.
Dotarcie do otworu prowadzącego do tunelu, zajęło kilka, niezwykle szybkich i gwałtownych, uderzeń ludzkiego serca. Mężczyzna mógł dojrzeć ze swego miejsca wylot, który jaśniał wysoko nad jego głową. Gdy jednak spojrzał w dół…
Tunel zdawał się nie mieć końca i prowadzić do samego serca ziemi. Silne prądy wprawiały w ruch jego odzienie i włosy. Głębia zdawała się przyciągać go niczym pokusa, której nie sposób się oprzeć. Rubin machnęła skrzydłami raz i drugi, jednak ani nie wzbiła się w górę, ani też nie skoczyła w dół. Miast tego obróciła łeb w jego stronę, czekając na decyzję, która najwyraźniej do niego należeć miała.
- No to naprzód - powiedział.
Serce miał gdzieś w okolicach gardła, żałował, że nie zdążył skosztować tego wina, które (jak zdążył zauważyć) było zacnej jakości, ale nie zamierzał się wycofać.
Na przód najwyraźniej nie było tym co po głowie Rubin chodziło. Garet zdążył jeszcze dostrzec rząd zębisk ukazanych mu w smoczym odpowiedniku uśmiechu, po czym oboje runęli w dół. Rubin złożyła skrzydła dzięki czemu tempo spadania dodatkowo nabrało szybkości. Ponowne ich rozłożenie nastąpiło dopiero przy czwartej z rzędu wnęce w tunelu, w którą oboje wlecieli z szybkością, która ledwie pozwalała na dojrzenie szczegółów otoczenia.
Nisko pochylony nad grzbietem smoczycy Garet zbytnio się owemu otoczeniu nie przyglądał. Pęd powietrza wyciskał mu łzy z oczu, a na dodatek obawiał się nieco, że Rubin w jakimś momencie zapomni o swym jeźdźcu, że nie przyzwyczajona do "bagażu" nie dopasuje się do kolejnej dziury, w jaką wlatuje, i że Garet zakończy życie jako krwawa plama na skalnej ścianie - to wszystko nieco psuło mu przyjemność płynącą z lotu, który przewyższał wszystko, co można było słyszeć w baśniach i pieśniach.
Wbrew czarnomyśleniu Gareta do żadnego wypadku nie doszło. Fakt - gdy wreszcie Rubin wylądowała na jednym ze złotych tronów w największej jaskini, jaką mężczyzna miał okazję kiedykolwiek oglądać, był on przemoczony do suchej nitki po zbyt bliskim spotkaniu z wodospadem przez który przelecieli, jednak nie licząc owej niedogodności każda kość w jego ciele pozostała w dokładnie takim samym stanie, w jakim była gdy startowali.
Jeżeli skarby w górnej sali wydały się człowiekowi nieprzebrane, tak to, co zgromadzono w sali tronowej, całkowicie przyćmiło owe wrażenie. Ściany jaskini zdobiły olbrzymi statuy smoków, które swymi łapami podtrzymywały strop, upstrzony mieniącymi się w blasku ognistych kul szafirami. Podłogę wyłożono sztabami złota, a każda z nich zawierała w swym środku diament. Same zaś trony były dziełem mistrza złotnictwa, tworząc niepowtarzalną symfonię złota, srebra i kamieni szlachetnych. Rubin, która łaskawie odczekała, aż Garet opuści jej grzbiet, przybrała na powrót ludzką powłokę. Siodło także zniknęło, co bez wątpienia było sporym udogodnieniem dla ich ewentualnych, przyszłych podróży.
Garet parę razy głęboko odetchnął, po czym parę razy mrugnął, by pozbyć się resztek łez i wody. Potem otarł twarz mokrym rękawem.
- To było wspaniałe - powiedział. Czy owa wspaniałość należała do największych przyjemności, jakie go spotkały w życiu? Tego aż tak nie był pewien. - Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem - dodał. To z kolei było całkowitą prawdą, a radość w jego głosie płynęła zarówno z faktu, iż lot przeżył, jak i wrażeń, jakie w tej chwili doznawał.
- Ale to nieuczciwe - dodał. - Jesteś całkiem sucha...
Potrząsnął głową, a krople wody poleciały na wszystkie strony.
- To da się całkiem łatwo poprawić - odparła przywołując swoje węże, które najwyraźniej, gdy nie służyły do przypiekania wroga, nadawały się doskonale do podgrzewania powietrza i suszenia ubrań. - I jak ci się podoba mój dom? - zapytała, rozkładając ręce i obracając się wokół własnej osi.
- Śliczny - odparł Garet. - Wspaniały. Według mnie - idealny dla smoków. Ale, jak na mój gust, mało przytulny. Chociaż nie wątpię, że znalazłoby się paru władców, którzy natychmiast zamieniliby swoje zamki i pałace na tę jaskinię - dodał z uśmiechem.
Wolał nie mówić, że wnet poczułby się tutaj dziwnie samotny.
- Mało przytulny? - zadziwiła się Rubin. - To najprzytulniejsze miejsce w jakim kiedykolwiek byłam. Powinieneś zobaczyć lochy… - Z czułością pogładziła oparcie tronu. - Masz jednak rację, władcy tego świata oddaliby wiele by móc zasiąść na jednym z tych miejsc. Nigdy tak jednak się nie stanie. Skarby tu zgromadzone przepadną wraz z śmiercią ostatniego smoka.
- Jesteś pewna, że jesteś ostatnim smokiem? - spytał Garet, nie wdając się w dyskusję na temat pojęcia "przytulność". - Świat jest wielki. Może inne smoki mieszkają gdzie daleko? Jak to się mówi - na krańcach świata? Gdzieś, gdzie jest cisza i spokój?
- Możliwe - zbyt wiele wiary w tym słowie jednak nie było. - Więc? Co sądzisz o nowym sposobie podróżowania? - zmieniła szybko temat.
- Szybki - odpowiedział natychmiast Garet. - Widowiskowy... dla kogoś, kto patrzy z boku. No ale ja, przyznam się, za dużo szczegółów nie widziałem. Z pewnością to kwestia przyzwyczajenia. Jakby nie było, to był mój pierwszy lot w takim wspaniałym stylu.
- Zatem nieco wolniej następnym razem - zgodziła się. - Gotowy do drogi powrotnej? Możesz zabrać coś na pamiątkę jak chcesz…
Rzuciwszy propozycję, powróciła do swojej naturalnej formy, w której czuła się znacznie lepiej. Szczególnie tu, w sercu góry.
- Wszak nie będę ci wydłubywać płytek z podłogi - uśmiechnął się Garet. - Gotowy.
~ Zatrzymamy się w górnej sali zatem, może coś przypadnie ci do gustu ~ oznajmiła podstawiając łapę.
Garet skorzystał z zaproszenia, zajmując miejsce w siodle, po czym starannie pozapinał wszystkie pasy.
Rubin odczekała tyle, ile wymagały tego przygotowania, po czym wzbiła się w powietrze. Pamiętając słowa swego jeźdźca, tym razem powstrzymała się przed zwiększaniem prędkości, dzięki czemu Garet miał okazję dokładniej obejrzeć cuda smoczego świata.
Górna sala kryła w sobie wiele skarbów, które przez ich właścicieli uważane były za mniej ważne. Lawirując pomiędzy wzgórzami złota i innych drogocennych przedmiotów, Rubin wyraźnie szukała czegoś. Gdy zaś znalazła ową rzecz, a raczej rzeczy, wylądowała przed nimi.
~ Dosiadanie smoka nie należy do bezpiecznych, przyda ci się więc ochrona. Nie jestem pewna, kto jest jej twórcą, jednak wiem, że ma w sobie dość magii ochronnej by zapewnić ci przeżycie nawet w wypadku twardego lądowania. Miecz, który leży obok należał kiedyś do Iliada. Nie zawiera w sobie magii, jednak jest to ostrze jakiego nie znajdziesz już w świecie ludzi. Nie stępi się, nie złamie i przedrze się przez każdy armor. Swego czasu zwano go Smoczym Pazurem.
Kamizela, którą Rubin określiła jako gwarancję przeżycia w razie upadku, zdecydowanie mniej zainteresowała Gareta niż niemagiczny miecz. Smoczy Szpon, Smoczy Pazur, Smocze Ostrze. Różne nazwy, jaką na przestrzeni wieków ludzie nadawali broni, którą ponoć władał Iliad. Ba, nawet nazwy Smoczy Jęzor i Kieł Smoka się pojawiały. I tak, jak niektórzy nie wierzyli w istnienie Iiada, tak jego broń przeszła nie tyle do legend, ale wprost do historii Rune.
- Wiesz może, gdzie spoczywa Iliad? - spytał.
Czy wiedziała? Oczywiście że tak, wszak sama składała go do owego grobu. Baśnie ludzkie opowiadały jakoby odszedł do magicznej krainy i biorąc pod uwagę czym królestwo smoków było, niewiele z prawdą się mijały.
~ Wiem ~ odpowiedziała.
- Gdzie? Jeśli oczywiście możesz powiedzieć.
~ W jednej z jaskiń, głęboko w Srebrnych Górach. Ukryty przed wzrokiem ludzkim przez smoczą magię. Kiedyś cię tam zabiorę… ~ Za tymi słowami kryła się jednak pewna niechęć sugerująca, iż na ów moment będzie musiał poczekać, lub też na niego zasłużyć.
- Nie spieszy mi się - odparł Garet. - Połowa rodów Rune umieszcza Iliada w swym drzewie genealogicznym - powiedział z lekkim uśmiechem - a nawet nie wiadomo z całą pewnością, czy miał dzieci. Niestety, kroniki z tamtych czasów są, delikatnie mówiąc, niekompletne. No a do kronikarzy też można mieć wiele uwag krytycznych. Dla mnie, prawdę mówiąc, najważniejsze jest to, że wiem, iż naprawdę istniał. A jego broń...
Westchnął, po czym wyciągnął broń z pochwy nietkniętej zębem czasu.
Ostrze zalśniło bladym blaskiem, odbijając światło płynące ze ścian i sufitu.
Legendarny Smoczy Pazur wyglądał tak, jak gdyby dopiero co opuścił warsztat płatnerza. Na klindze nie było najmniejszej nawet szczerby, najmniejszej nawet rysy.
- Wspaniała broń - powiedział cicho, bardziej do siebie, niż do Rubin.
~ Tak ~ zgodziła się z nim, tchnąc smutek w myśli człowieka. ~ Wspaniała broń. ~ Zbliżyła pysk do miecza, dotykając go lekko, z czułością. ~ Iliad pozostawił po sobie dwóch synów i córkę. Ich potomkowie wciąż żyją na ziemiach ich przodka, aczkolwiek wątpię by należeli do owych rodów, o których wspomniałeś. Tylko jeden z nich, najmłodszy syn, pochodził z prawowitego łoża, a jego linia wymarła na długo przed twoim przyjściem na świat.
- Niektórzy ziemie by całowali, gdyby mogli udowodnić, że od Iliada pochodzą, choćby i z nieprawego łoża - uśmiechnął się Garet. - Zapewniam cię, że mi to do szczęścia nie jest potrzebne. Przodkowie, o których wiem, w zupełności mi wystarczają. I tak tworzą bardzo ciekawą... kolekcję osób.
~ Dobrze zatem… Pora ruszać by zdążyć przed wschodem słońca. Chyba że wolisz już teraz pokazać się światu z… nowej strony ~ na powrót rozbawienie powróciło do myślowych przekazów jakimi zasypywała umysł Gareta.
- Nie, nie, nie... - zapewnił ją Garet. - Nie jestem żądny sławy. Przynajmniej nie z tej strony. W zupełności mi wystarczy uwolnienie królewny. Poza tym nie wierzę, byś chciała się ujawnić światu, nawet jeśli nie boisz się kłopotów, łowców smoków i wszelakiego tałatajstwa, polującego na smocze skarby, smoczą głowę lub samą chęć zobaczenia smoka, i to bez względu na konsekwencje.
Rubin nie odpowiedziała. Zamiast tego podłożyła łapę i cierpliwie czekała na to by Garet zajął swoje miejsce.
 
Kerm jest offline