Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2015, 23:38   #78
Okaryna
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
Konie. Wszędzie, kurwa, konie. Od zajebania tych przeklętych szkap wałęsających się w tę i we w tę. Tina nie chciała rzucać się w oczy. Była wdzięczna za ratunek. Niemniej… Po dobie wysłuchiwania dwuznacznych szeptów czworonogów nawet święty mógł opiździeć. Nie wychodząc jednak z roli ponurej sępicy zapatrzonej w swoją siostrę, od czasu do czasu dawała Whitney znaki, że zaraz nie wyrobi i powystrzela chabety jak kaczki. Bliźniaczka jednak, skutecznie ignorowała tajemnicze pląsy, spojrzenia i pomruki rangerki. Jeno Hilda czerpała nieograniczoną radość z tortur jakie odczuwała jej oprawczyni. Ba! W swojej kurzej sukowatości posunęła się do tego, że otwarcie obgadywała wraz z wierzchowcami, otaczających ich ludzi.
Na ratunek biednej dziewczynie przybyli gangerzy, którzy ku uciesze… Chyba tylko Tiny, pozabijali się na ulicy, pozostawiając po sobie bajzel, który był o wiele milszy dla oka niż ciągłe bagna, trawa, bagna, krzaki.
No i ten motor. Samotny. Błyszczący. Wołający: “Przyjdź po mnie, weź mnie, będę tylko twój. Pojedziemy dalekooo ku zachodzącemu słońcu i będzie to piękny początek naszej wspólnej znajomości!”
- Whit, chcę go, nie ignoruj mnie, chce ten motor. - burknęła popychając bliźniaczkę i pokazując jej palcem swojego wybranka. - Idę po niego, nie zatrzymasz mnie… - mruknęła wodząc błędnym wzrokiem po ludziach którzy ją otaczali. A więc tak wyglądali jeźdźcy przeklętych kuców. Dobrze wiedzieć. Zaraz… Ktoś tu nimi chyba dowodzi. Wypadałoby powiedzieć, że się odłącza, bo przecie nie będzie pytać o zgodę.
Kręcąc się nerwowo na wozie, do którego powoli zaczęła przyrastać, wyhaczyła wzrokiem sylwetkę mężczyzny, z którym Whitney niedawno pertraktowała o przyjęciu ich do karawany. Przypomnienie sobie jego imienia, nastręczyło jej nie lada kłopotu ale w końcu jednak metodą skojarzeń doszła do wniosku, że facet albo wabi się Szczotka albo Zmiotka. Jedno i drugie było tak samo lamerskie, zupełnie jak nazwa gangu Płonące Panewki. Obierając cel, zeskoczyła z siedziska i oddaliła się od siostry.

Rangerka podeszła pod jedyny w karawanie barakowóz, który służył Szczocie za kwaterę na czas podróży. Tam zauważyła, że gada z tym kolesiem co wczoraj w nocy wyruszył z innymi by ratować konia co zwiał i przyprowadził go z powrotem.

Interakcje nigdy nie były mocną stroną Tiny, dlatego zazwyczaj prowadziła samotniczy tryb życia lub wiązała się z równymi pokrakami społecznymi co ona. Wydawało się, że w karawanie są raczej ludzie ogarniający rzeczywistość, dlatego dziewczyna zaczynała się troszkę denerwować, gdy dystans między nią a Szczotą powoli się zmniejszał.
- Yo. - przywitała się zachrypniętym głosem olimpijskiej palaczki, niedbale machając przy tym ręką, przez co nie do końca było wiadomo czy każe mężczyznom usunąć się z drogi, czy po prostu macha im na dzień dobry. Dziewczyna nie chciała przerywać konwersacji ale z drugiej strony czekać też nie miała zamiaru. Chrząknąwszy popatrzyła pytająco na obu towarzyszy po kolei, po czym jak gdyby nigdy nic wypaliła na jednym wydechu - To ja ide po motor, nie przeszkadzajcie sobie, pomyślałam, że po prostu dam znać… dogonię was. - wzruszając ramionami i drapiąc się po szyi zakręciła się w kółko dając sobie czas na podjęcie planu działania poczym obrała swój kolejny cel.

- Że co?! - prychnął szef wyprawy słysząc oświadczenie pracownicze o jednostronnym udaniu się w swoją stronę za swoimi sprawami. - Kotku na głowę upadłaś? - Tina nie była specem od konwersacji ale zdawała sobie sprawę, że na to pytanie niekoniecznie trzeba odpowiadać. Ten facet obwieszony bronią skończył swoją gadkę z szefem i udawał się w swoją stronę. Wyglądało na to, że się dogadali i teraz idzie ogarnąć sprawę jednoślada. - Nigdzie nie idziesz moja droga. Nie bez mojego zezwolenia. A te mogę Ci udzielić jak mi powiesz co mi dasz w zamian za to, że miałbym ci go udzielić. Na ekstra działkę na razie nie zapracowałaś to nie masz z czego rezygnować jak tamci. Więc? Jaka jest twoja oferta? - facet zdawał się być rozdrażniony jej postawą i gadką i wyglądało, że jest u kresu cierpliwości by zwyczajnie nie dać znaku do odjazdu razem z siostrami Winchester. Wówczas pewnie ten cały Szuter i ta Indianka zgarnęliby motor.

Motor. Ten motor był piękny. Piękniejszy niż spycharka i Miss Universe razem wzięci. Zrozumiała więc bez problemu zachciankę siostry. Mogła odpuścić jednoślad jedynie wiedząc, że będzie on należał do siostry, którą pewno czasem przekabaci na przewiezienie tym cudem. Odprowadziła bliźniaczkę wzrokiem, kiedy ta po oznajmieniu, że idzie po maszynę po prostu to uczyniła. Jednak po drodze napotkała problem w postaci faceta,Szczoty - mamuśki całej tej ferajny. A widząc po jego reakcji to nie spodobało mu się to co usłyszał od Tiny. Whitney bez wahania ruszyła ku rozmawiającym łapiąc się na pytanie co też siostrunia może zaoferować w zamian za pozwolenie na zdobycie motoru.
- Służę pomocą w sprawach mechanicznych. Jestem monterem od lat, a usługi takich się trochę ceni, prawda? - rzuciła przez ramie Tiny uśmiechając się pogodnie.

- Jesteś monterem? Nie chwaliłaś się. - odrzekł szef trawiąc chwilę słowa drugiej z bliźniaczek drapiąc się po szczotkowatej szczecinie. - Dobra, to możecie iść z tamtą dwójką. Ale cały szpej jaki przywieziemy a będzie wymagał naprawy naprawisz mi za friko. Wchodzicie w to? - spytał gdy przemyślał sprawę w zmienionej sytuacji.

- Nie zdradza się od razu wszystkich swoich zalet - odparła na to z tajemniczym uśmiechem - i jasna sprawa. Byle motor był nasz. Bez podziałki z nikim innym - a co! Trza było od razu stawiać sprawę jasno!

“Że gówno, niedojebany konioklepie.” odpowiedziała mu w myślach Tina, spoglądając na faceta z mieszaniną politowania z obrzydzeniem. Nie była ani szczęśliwa z możliwości dyskusji ze Szczotą, ani z tego, że do akcji wkroczyła Whitney, która do końca życia będzie ją wykorzystywać do załatwiania różnych spraw, tłumacząc się “załatwiłam ci motor, to teraz zapierdalaj na pustynie szukać zaginionej arki, załatwiłam ci X to teraz przynieś mi Y, załatwiłam ci TO to teraz zaiwaniaj jak niewolnik do końca swojego życia”.
- Nie wchodź z tą cipą w układy bo cie tylko wyrucha - burknęła do rozmówców, pozostawiając im interpretacje swoich słów i kierując się do wozu, by przepakować swoje rzeczy.
- Czasem się dziwię, czemu się do mnie nie przyłączysz skoro sama nienawidzisz ludzi. - piuknęła Hilda buszująca w szpargałach rangerki i najwidoczniej doskonale obserwująca otoczenie.

- Na razie to nie jest mój motor więc nie będę nim kupczył. Tamci dwoje już po niego jadą więc się sami ugadujcie i dzielcie. A siostrzyczka niech bardziej pilnuje swojego pyskatego pyszczka nim go ma jeszcze w takim nie zmienionym kształcie. - odparł handlarz w stronę rozmawiających z nim sióstr w tym jednej która pokazywała mu już swoje plecy ale słyszała całkiem dobrze co powiedział. Szczota zdawał się stracić zainteresowanie kto, czym i jak wysięgnie czy nie ten motor póki sprawa ponownie nie będzie dotyczyć jego samego czy jego karawany. Tymczasem wspominana dwójka już załadowana na konia ruszała właśnie przez podmokłą łąkę w stronę porzuconego motocykla.

Nie potrafiła zrozumieć o co tym razem chodziło Tinie. Chciała ten motor czy nie?!
- Obawiam się, że wymiana nieaktualna - powiedziała naprędce i zaraz odwróciła się, aby ruszyć za bliźniaczką.
- Co ty znowu odwalasz? Hilda znowu ci coś nagadała czy coś? - zaczęła ostro.

- Ty nędzna, ludzka, kreaturo! Trochę pokory i szacunku jak zwracasz się do mojej kurzej osoby! - kokoszka zatrzepotała buńczucznie skrzydełkami, po czym trzymając w dziobie nabój, przegalopowała po wozie, buńczuczno gdacząc - Widzieliście to? Widzieliście, słyszeliście??!! Niesłychane! - Hilda jeszcze przez pewien czas pokrzykiwała w kierunku pasących się koni, które z zaciekawieniem obserwowały sytuację.
- Pomyślałam, że fajnie by było ugrać sobie własny środek transportu ale nie mam zamiaru uczestniczyć w pojedynku na prztykanie się przyrodzeniami. - odparła gorzko dziewczyna, segregując rzeczy w plecaki - Tamta dwójka jest wystarczająco żałosna by to robić… starczy tego. - dmuchnąwszy w opadające kosmyki, Tina popatrzyła na siostrę po czym dodała już zupełnie innym tonem, jakby rozpoczynając całkowicie nową konwersację - Zamienił stryjek siekierkę na kijek… lepiej uważaj bo zmienisz się w robokopa pod biczem tego dupka. Zaczynam żałować, że zgodziłam się na szalony pomysł zabawy w najemnika - widac było, że rangerkę coś trapi ale wątpliwe by wyjawiła co.

- Och przestań, nie jest tak źle! Ważne, że nam kto dupę osłania i może nawet jakaś kasa wpadnie, a ty jak zwykle swoje. czyli tylko pizdęczysz zamiast się cieszyć z tego co mamy. Może wolałabyś się taplać dalej w bagnach, co? - zapytała niecierpliwie.

- Skoro lubisz zapierdalać bez gwarancji, że dostaniesz swoją działke to droga wolna a ode mnie się odwal. Już jednego tyrana przeżyłam, nie potrzebuje kolejnej matki w postaci Zmioty czy Szczoty czy innych Grabi, który będzie mi mówić kiedy wolno mi szczać a kiedy spać. To nie są jakieś niewolnicze wykopki ziemniaków na zadupnym Teksasie. - syknęła wściekle, zabierając kurze nabój i przez chwilę pstrykając ptaszynę w dziób, który usilnie próbował złapać palce Tiny. W końcu jednak dziewczyna znudziła się codziennymi pieszczotami z kurakiem i przygarbiona poczłapała w nieokreślonym kierunku kopiąc gruz, ew. kawałki trupów jakie napotkały nosy jej butów, przy okazji unikając bliższego kontaktu z końmi, które prychały i parskały skubiąc pyskami co popadnie.

Whitney westchnęła na poczynania siostry. Nie miała ochotę znowu odświeżać tego tematu więc po prostu postanowiła milczeć. I mimo, że motor kusił całą swoją okazałością to dziewczyna stwierdziła, że zostawi go tamtym sępom. A niech mają swój sępi dzień dziecka. Nie miała ochoty targować się pod samą maszyną z jakimś fagasem i jego cizią o sprzęt podejrzanej wartości. Po za tym tamci jakoś nawet nie kwapili się, aby się z nimi chociażby przywitać przez te parę dni. No trudno, jak widać wszędzie tworzyły się grupy. Ale to tylko oznaczało, że Whitney postanowiła mieć ich na oku i na pewno łatwo od niej pomocy nie uzyskają, a co!
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline