Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2015, 00:12   #87
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Spokój był ostatnią rzeczą, o jakiej mogli marzyć nikczemni. Czy Khaidar się do nich zaliczała - na chwilę obecną przytaknęłaby podobnej tezie, godząc przy okazji z tym co czekało ich tuż za progiem. Kolejna podróż, kolejne kroki wielkiego planu, którego ostateczny sens znali może bogowie, lecz nie ich wybrańcy. W założeniu, w najlichszej teorii wiedzieli na czym polega zadanie. Przypominało to bardziej majaczące na granicy widoczności światełko niż jasną, wyraźną drogę do celu… ale narzekanie nie leżało w naturze skrytobójczyni. Nie gdy miała coś jeszcze do zrobienia. Pani życzyła sobie aby jej wola stała się ciałem, reszta przestawała mieć znaczenie. Obroża którą nałożyła na swoje narzędzie należała do wygodnych, mimo że dołączona do niej smycz nieuchronnie prowadziła noszącego ku zagładzie. Cóż począć? Wszyscy mieli jakąś rolę do odegrania.

Czas podobny karemu rumakowi, zarżał i ruszył z kopyta, przyspieszając do ostrego galopu, a Sentis skupiła się tylko na tym, by nie zostawać zbytnio w tyle. Naprędce ułożony w obolałej głowie plan zakładał dozbrojenie się w sposób najlepszy z możliwych. Nie mogła zawieść, ta opcja nawet nie wchodziła w rachubę. Z rozmysłem wybierała kolejne śmiercionośne przedmioty, dołączając do kolekcji posiadanych już roboczych narzędzi. Noże najróżniejszych kształtów i rozmiarów, o ostrzach prostych, falowanych i ząbkowanych krawędziach. Niektóre zdobione, inne zaś proste, funkcjonalne. Piękne w swej surowej formie. Znalazła też kilka sztuk z wydrążonymi na truciznę rowkami - te najbardziej ucieszyły zakapturzona kobietę. Nic tak nie ułatwiało potyczki jak zafundowanie przeciwnikowi dodatkowych bodźców w postaci dobrze dobranej toksyny.

W końcu Khaidar pokiwała w milczeniu głową, wyraźnie zadowolona z nowych zabawek. Zgarnąwszy po drodze garść kosztowności na drobne wydatki, skierowała swe kroki ku pozostawionej przy ognisku Lorett. Chciała się przyjrzeć się, na własne oczy zobaczyć bariery prywatnych komnat Pierwszej Nekromantki i pomyśleć jak je ominąć. Mogły one zawierać kolejne przydatne suweniry. Kobieta nie obraziłaby się za dodatkowe fiolki z płynną śmiercią, lecz wpierw trzeba było znaleźć do nich drogę.
Lorett, która wciąż siedziała tam, gdzie zastali ją pierwsi wybrańcy, którzy opuściwszy skarbiec wspięli się na wyższe poziomy zamku. Na widok Khaidar nie podniosła jednak spojrzenia, zupełnie jakby wszystko co interesowało czarnowłosą znajdowało się w owych płomieniach, które miała przed sobą.

- Zadowolona? - padło pytanie tuż przy uchu skrytobójczyni, zdecydowanie za blisko. - Czy także planujesz ruszyć na zwiedzanie zamkowych komnat?
- Masz obiekcje? - mruknęła cicho pod nosem, obracając głowę w kierunku z którego dobiegły słowa, a przed oczami zatańczyły czerwone świetliki. Mar... jakże on ją irytował swoim pojawianiem się znienacka, jednak jego przydatność brała górę nad pozostałymi wadami - Możliwe.
Skrzywiła się, bo podrażnione głoskami gardło zapiekło. Dawno się nie odzywała, nie widziała w tym potrzeby.
- Nie - odpowiedź padła natychmiast i nawet brzmiała na szczerą. - Gdzie zatem się udamy wybranko?
- Prywatne komnaty. - Uśmiechnęła się lewym kącikiem ust. Duch się przyda, zawsze lepiej jest go mieć po swojej stroni i przy sobie - Znasz drogę i możesz mnie tam zaprowadzić?
- Zaprowadzić mogę ale wejść… To już inna sprawa - odpowiedział.
- Prowadź. - Ruszyła przed siebie, omijając bez słowa zapatrzoną w ogień czarnowłosą - Propozycje? Tylne furki, słabe elementy. Żadna bariera nie jest idealna.
Mar od razu do niej dołączył, idąc tuż przy jej ramieniu.
- Ta jest… Rozetta była i nadal pozostaje potężnym magiem, a co za tym idzie jej moc jeszcze przez jakiś czas będzie chronić najdroższych jej rzeczy. Może gdybyś znała zakazaną magię… Tej jednak nie znasz, a co za tym idzie, musisz czekać, całkiem jak ci, którzy podzielają twoje pragnienie zdobycia skarbów nekromantki.
Khaidar zmrużyła oczy i zgrzytając zębami pokręciła głową. Widać nie tylko czerwie ciągnęło do gnijącej padliny.
- Kto jeszcze tam idzie? - spytała, obrzucając ducha dość kwaśnym spojrzeniem - I czy Yura nie mogłaby z tym pomóc?
- Yura jest z Litworem - wyjaśnił Mar. - Hassan i Nymph zdają się być dość mocno zainteresowani prywatnymi komnatami nekromantki. Co w sumie dziwić nie powinno. Jeżeli jednak to trucizn szukasz - delikatny uśmiech na jego twarzy sugerował iż jest szansa na to, że duchy czytać w myślach potrafią - to powinnaś udać się do komnat alchemika. Właściciel co prawda zabrał już pewnie najcenniejsze mikstury, jednak coś dla ciebie powinno się znaleźć.
Do lewego kącika ust dołączył prawy i oba wygięły się ku górze, burząc zwyczajowo obojętną minę jaką Sentis raczyła całą okolicę.
- Prośba… zirytuj mnie w najbliższej przyszłości i zaleź za skórę, bo zaczynam cię lubić - parsknęła i machnąwszy ręką gdzieś przed sobą, dopowiedziała. - Alchemik. Poprowadzisz skoro już tu jesteś?
- Cokolwiek moja wybranka sobie zażyczy - głos jego ociekał miodem, a na ustach błąkał się złośliwy nieco uśmiech.
Droga do pracowni alchemika, w przeciwieństwie do tych, które obrali pozostali członkowie drużyny, nie wiodła w górę, a na dół. Co prawda należało obejść wielkie schody i pokonać liczne korytarze, a następnie dość zaniedbaną klatkę schodową, gdy jednak stanęli przed drzwiami z metalu, które Mar otworzył przenikając przez nie dłonią i otwierając liczne zasuwy, okazało się iż było warto. Miejsce, u progu którego stanęli było ogromne. Z powodzeniem można by w nim urządzać bale. Kamienna posadzka ozdobiona byłą licznymi zwojami i księgami porozrzucanymi w iście artystycznym nieładzie. Na stołach piętrzyły się fiolki, słoje i karafki z cieczami, które przy dobrych chęciach można było nazwać odrażającymi. Pod ścianami stały regały. Kiedyś zapewne znajdowały się na nich eksponaty i okazy które były używane w pracy alchemika, teraz jednak tylko niektóre z nich mogły poszczycić się jakąkolwiek zawartością.
Na drugim końcu sali znajdowały się niewielkie drzwi i to tam Mar skierował swe kroki. Po ich otwarciu ich oczom ukazał się schowek pełen puszek, woreczków, słojów i wolno leżących eksponatów. Tu także panował nieopisany bałagan, jednak zniszczenia były mniejsze, a szansa na znalezienie czegoś przydatnego, większa.

Kobieta stąpała ostrożnie, odgarniając stopą porozrzucane po ziemi bambetle, byle tylko niczego nie połamać ani nie zgnieść. Ktoś najwyraźniej się spieszył, żałowała iż nie dane jej było ujrzeć laboratorium w pełnej krasie. Musiało stanowić nie lada widok. Powoli, metodycznie rozpoczęła oględziny, zaczynając od lewej strony. Od czegoś zawsze trzeba zacząć.
- Widzisz coś przydatnego? - rzuciła do białowłosej zjawy bez większego entuzjazmu.
Mar, który ograniczył się do przystanięcia w progu i oparcia się o framugę, wzruszył ramionami.
- Nie dla mnie, wybranko. Tobie jednak mogłaby się spodobać zawartość fiolki, tej, po prawej, przy której znajduje się twoja śmiercionośna ręka. Miałem kiedyś z nią styczność, tylko raz na szczęście, ale jak widać zadziałała bezbłędnie. Wrażenie zdecydowanie do przyjemnych nie należało. Dwie półki nad twoją głową zawierają niezbyt przydatne dla zwykłego śmiertelnika, nawet będącego alchemikiem, trucizny powodujące długie, bardzo bolesne objawy. Uważaj jednak na tą na końcu, w poskręcanej fiolce. Wolałbym nie musieć tłumaczyć Yurze i naszej pani dlaczego wybranka będąca pod moją opieką nagle utraciła nie tylko życie ale i duszę. Tahara nie należy do zbyt wyrozumiałych w tej kwestii….
Kończąc mówić uniósł głowę, przymknął oczy i… zniknął, by ponownie pojawić się, zwyczajowo, tuż przy Khaidar.
- To zaś każda wybranka posiadać powinna - wyszeptał czule, niczym kochanek do swej partnerki, jednocześnie zapinając z cichym “klik” złoty naszyjnik na jej szyi.


Sentis zamarła z ręką wyciągniętą w prawą stronę. Chłodny dotyk metalu dookoła szyi przyprawiał o ciarki, tym bardziej jeśli posiadało się wiedzę kto właśnie majstruje przy zapięciu. Duchy winny być niematerialne…
Kobieta uniosła pytająco brwi, spoglądając w ciszy to na wisior, to na białowłosego. Wyraźnie oczekiwała rozwinięcia owej nurtującej duszę kwestii, a że Mar czytał w myślach, nie musiała wyrażać ich na głos.
Westchnienie Mar’a zabrzmiało niemal… żywo.
- Nie możesz po prostu przyjąć daru i nie zadawać pytań? - Postawa Khaidar wyraźnie bawiła ducha, który odsunął się jednak nieco by dać jej więcej przestrzeni.
Zamiast odpowiedzieć znów się uśmiechnęła. Tym jednym prostym stwierdzeniem rozbawił ją do żywego. Pytania...przecież o nic nie pytała - potwierdziłby to każda z towarzyszących im istot, prócz Yury oczywiście.
Założywszy ręce na piersi kobieta skrzywiła się, przez jej twarz przebiegła drobna fala skurczy aż finalnie przyozdobił ją uśmiech prawie pozbawiony cynizmu. Dawno się nie uśmiechała, zbyt dawno. Zgarnęła w palce łańcuszek po czym podniosła go na wysokość oczu. Piękna robota, bez dwóch zdań. Podziękowała duchowi w myślach,lecz swoją odpowiedź i tak chciała uzyskać. Ot, z czystej, niczym nieskrępowanej kobiecej ciekawości… bo przecież nie chodziło o złośliwość. Skądże znowu.
Odpowiedział jej uśmiechem, lekkim, nawet mogącym uchodzić za przyjaznym, gdyby nie ta nutka … krwiożerczości w jego spojrzeniu.
- To twór pięknej, starej i całkiem już zapomnianej magii. Pozwoliłem sobie na małe przywłaszczenie go gdy ci na górze zdjęli częściowo zaporę jaką Rozetta postawiła przy swych komnatach. Nie byłoby sprawiedliwym gdyby moja podopieczna nie dostała czegoś odpowiedniego na zakończenie tej dość interesującej przygody.
Khaidar pokręciła głową wciaż z tą samą miną.
-A podobno bariera była idealna…- westchnęła. Nie była zła, w gruncie rzeczy cieszyła się, że znaleźli się tutaj. Pokoje Rozetty jawiły się teraz jako miejsce wyjątkowo zatłoczone. Naraz kobieta drgnęła i wyciągnąwszy ręke spróbowała dotknąć swojego towarzysza ciekawa czy palce przejdą prze niego jak przez mgłę, czy zatrzymają się w jakiś sposób. Magiczny wisior musiał mieć zastosowanie. Wolała sprawdzić sama, a pytać dopiero w ostateczności.
- Nawet idealne rzeczy można zniszczyć gdy sięgnie się po to, po co sięgać się nie powinno - odrzekł na jej słowa, jednocześnie z pewnym smutkiem przyglądając się jej działaniom. Dłoń Khaidar przeniknęła bowiem przez niego, pozostawiając na niej delikatny, chłodny ślad, jakby włożyła ją do zaspy śnieżnej lub górskiego potoku.
- Nie istnieje magia, która pozwoliłaby na to, co właśnie próbowałaś zrobić.
-Więc co potrafi twój prezent? - cofnęła powoli dłoń.
Mar wykonał ruch, jakby chciał ją powstrzymać przed zabraniem dłoni, jednak wstrzymał się, ograniczając do długiego, niemal wrogiego spojrzenia, jakim obdarzył ową część ciała kobiety.
- Ochroni cię, gdy mnie nie będzie w pobliżu. Jeżeli znajdziesz się na granicy śmierci, zabierze cię z niej i pozwoli żyć dalej. Jeżeli poprosisz Yurę, ta przy pomocy Oren może także związać mnie z nim częściowo, abyś zawsze mogła przyzwać mnie w potrzebie. Jest cenny, Khaidar. Postaraj się nigdy go nie utracić, a będziesz mogła cieszyć się życiem przed długi, długi czas.
Głos Mar’a zdawał się mieć niemal hipnotyzujący efekt. Płyn w delikatnym pojemniku zaczął falować, przyciągając zarówno spojrzenie ducha jak i skrytobójczyni.
- Tak, to piękna magia - powtórzył Mar. - Powinno się jednak dziękować wiekom, które przeminęły, za to, że została jednak zapomniana.

Sentis przytaknęła ponuro. Czuła dziwny smutek przez który widziany przez nią świat utonął w mroku jesiennego zmiechrzu. Ciemnym, zimnym i jakże przygnębiającym zjawisku.
- Dziękuję Mar - odpowiedziała, szczerze doceniając wartość podarunku. Nim jednak ukryła go bezpiecznie pod koszulą dodała - Mówisz o wiązaniu. Nie jestem idealnym wyborem jeśli chodzi o towarzystwo… i nie mów mi o wybrańcach i powinności. Pytam czy ty tego chcesz.
- Wybrańcy… Powinność… - Każde z tych słów ozdobione było sporą dozą sarkazmu. - Służę, co nie znaczy, że muszę wychwalać zarówno misję, którą mi zlecono, jak i jej cel. Gdy jednak tkwisz przez lata, zamknięty, pozbawiony możliwości swobodnego poruszania się, zależny od kaprysów innych, nawet marny wybór jest wyborem wartym zastanowienia. Ty zaś - mówiąc uniósł dłoń i “dotknął” twarzy kobiety - do marnych nie należysz.
- Mogę się okazać o wiele gorsza od tych, którzy trzymali cię w zamknięciu. - zwróciła jego uwagę na ten prosty fakt. Chłód na policzku był nawet przyjemny. Tak samo jak cisza towarzysząca ich rozmowom. Żadnego głuchego łomotu w skroniach, potężniejącego wraz z pojawianiem się na horyzoncie kolejnych ludzi. - Jeżeli powiesz tak, porozmawiam z Yurą. Jeżeli zaś nie...tematu nigdy nie było.
Śmiech, który rozbrzmiał był nawet przyjemny dla ucha, być może dlatego, że był to dźwięk raczej cichy, zdecydowanie złowrogi i kuszący jednocześnie owym mrocznym, chłodnym zabarwieniem.
- Gorsza? Droga wybranko, tyś z gorszym nie miała jeszcze do czynienia. Twoja osoba będzie wytchnieniem, przyjemnym oderwaniem, powiewem świeżości. Nie, nie okażesz się gorsza, zapewniam. Z Yurą zaś sam porozmawiam. Jest moim naczyniem, uczyni to, o co ją poproszę.
- Skoro taka jest twoja wola - cofnęła się i milcząc zebrała wskazane wcześniej przez niego fiolki, łącznie z ową niebezpiecznie pokręconą. Wetknęła każdą w osobną kieszeń płaszcza, gładząc niemal pieszczotliwie ich szklaną powierzchnię. Raz jeszcze rozejrzała się po pokoju, wzruszyła ramionami i wyszła. Skoro mieli już wszystko, pozostawanie w tym miejscu uznała za bezcelowe. Wróciwszy do reszty nasunęła kaptur na sam czubek nosa i zaszyła się w odosobnionym kącie, mając dość rozmów przebywania z żywymi jak na jeden dzień.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline