Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-10-2015, 14:34   #20
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
31 Ulriczeit 2511 KI

Po długiej i obfitującej w krwawe wydarzenia nocy, w końcu nastał dzień. Dzień, który mógł przywieść odpowiedzi, jak i nowe pytania. Tajemnice Altdorfu zawisły w powietrzu, zakradając się między stare, jak i nowe zabudowania stolicy, gotowe uchylić przed awanturnikami rąbek prawdy. Wystarczyło jedynie po niego sięgnąć, i uwolnić ją z całunów niewiedzy, mroku i kłamstw. Jednak czy w sercach śmiałków, nadal pozostała siła i wytrwałość, by to zrobić? Czy ośmielą się ponownie, zagrać z niewiadomym złem i stawić mu czoła? Biel znów miała być świadkiem ich poczynań.

Poranek nastał pełen chłodu i mroku. Z irytacją awanturnicy spojrzeli na sypiące się z nieba obficie płaty śniegu. Najprawdziwsza zawierucha rozpętała się na zewnątrz i nie zapowiadało się, by miała zamiar prędko ustąpić. Choć dla mieszkańców odległych, północnych prowincji, Kislevu czy Norski, taki widok mógłby stanowić nieodzowny cykl zimy, dla mieszkańców Altdorfu było to nie małe zaskoczenie, albowiem od dawna taka zawieja nie odwiedzała tych rejonów. Wychylając się zza okien bohaterowie mogli dostrzec, ledwo widoczne pod płachtą mgły i śniegu postacie ludzi, w pocie czoła odśnieżających ulicę przed swoimi przybytkami. Taki dzień z pewnością nie sprzyjał załatwianiu spraw na zewnątrz. Nie mieli jednak wyboru.

Lothar jęknął z bólu, wstając z łóżka. Widok starannie zabandażowanego palca u nogi sprawił, że skrzywił się. Mimo to, musiał przyznać, że przysłany przez straże miejskie medyk, to nie byle jaki konował. W niezrozumiały dla Kuhna sposób, udało mu się poskładać jego palec do kupy i go zdezynfekować. Jednakowoż medyk nie był zachwycony wykonywaniem swojej roboty o tak później porze, dlatego w ramach rekompensaty wyżył się na sakiewce Lothara, ubierając z niej aż 12 srebrnych monet.

Kiedy awanturnicy zeszli na w końcu na śniadanie, dotarła do nich kolejna zła wiadomość. Kruk i Lothar nie wrócili w nocy. Czy dwójka towarzyszy rzuciwszy się wczorajszej nocy w pogoń, wbiegli wprost w objęcie śmierci? Czy kiedykolwiek będzie im dane się ze sobą jeszcze spotkać? Los bywa bowiem przewrotny i nierzadko potrafi przynieść najmniej prawdopodobną odpowiedź.

W końcu awanturnicy skończyli śniadanie i z niechęcią wyjrzeli na zewnątrz. To będzie długi dzień...


Wróbel



Przekraczając progi jednej z placówek straży miejskiej, sługa Vereny strzepnął z siebie zalegającą na jego płaszczu grubą warstwę śniegu. Odetchnął z ulgą, gdy uwolniony z panującego na zewnątrz mrozu, mógł ogrzać swe ręce przy palenisku w jednym z pomieszczeń, do którego zaprowadził go jeden ze strażników.

Budynek w którym się znajdował był tylko trochę większy niż najzwyklejszy dom mieszczański. Jedynie płaski dach i kamienne ściany wyróżniały go spośród standardowych miejskich zabudowań. Wnętrze było skromne. Kilka stolików i szafek, przy których strażnicy spożywali śniadanie, schody prowadzące na piętro, biurko, przy którym przyjmowano zgłoszenia. Nic specjalnego. Biuro sierżanta również nie odchodziło od przyjętych standardów budynku. Jedyną rzeczą, która wyróżniała się na tle owej schludności wystroju była srebrna statuetka przedstawiająca kobietę z przewiązanymi opaską oczyma dzierżącą wagę i miecz skierowany w dół - Verenę.

Wróbel usiadł na twardym krześle, po drugiej stronie biurka, za którym siedział sierżant Siegeler. Na blacie przed nim, poza podobizną Pani Sprawiedliwości, znajdowały się ułożone w ładzie papiery i kałamarz.

- Miło mi znów Pana widzieć - zaczął sierżant. - Jeszcze raz pragnę Panu podziękować za wczorajszą pomoc w sprawię tego mutanta. Łowcy Czarownic przybyli kilka chwil po waszym wyjściu. Zabrali ciało mutanta jak i dziwną szkatułkę. Obeszło się bez większych kłopotów, co zapewne było waszą zasługą. Niech Pan podziękuje ode mnie swemu przyjacielowi. Szkoda, że nie przyszedł dziś z Panem.

- Chciałbym się jednak odwdzięczyć za pomoc. Zanim przejdę jednak do kwestii tych bandytów, którzy napadli was wczoraj, chciałbym dowiedzieć się trochę więcej o Panu jak i waszym zainteresowaniu sprawą rzekomo zaginionych mieszkańców dzielnic biedoty.

Sierżant oparł się na krześle i wyłożył na biurko splecione palcami dłonie.


Lothar, Ludwig, Krieg


Trójka awanturników wybrała się do dzielnicy portowej. Podróż w taką zawieruchę nie należała z pewnością do najprzyjemniejszych. Mimo, że rzeka była stosunkowo blisko, to dotarcie tam zajęło im dłuższą chwilę, ze względu na kulejącego Lothara, który musiał ostrożnie stawiać kroki przedzierając się przez powstające w zawrotnym tempie zaspy. Kiedy w końcu dotarli na miejsce, ulicę nad rzeką świeciły pustkami. W taką pogodę z pewnością nie było zbyt wielu chętnych do pracy. Z tego powodu, Ludwig zaproponował odwiedzenie tawerny, w której dzień wcześniej rozmawiał jeszcze ze swym przyjacielem.

“Pełny Kufel” ponownie pękał w szwach. Uciekając przed śnieżycą, gawiedź wypełniła tawernę po brzegi. Dym i zapach ryb był jeszcze bardziej dokuczliwy tego dnia. Co gorsza, nie było nawet gdzie usiąść. Na szczęście awanturnicy nie mieli zamiaru tu odpoczywać. Od razu rozeszli się po karczmie i poczęli dopytywać się o “Krwawy Statek”, będący obiektem licznych plotek. Lothar słusznie spostrzegł podobieństwo tej historii, z tym czego świadkiem był w siedzibie Nakrapianych Sów.

Wyciąganie informacji od zajęło im sporo czasu i uszczupliło zawartość ich sakiewek. Miejscowi nie byli zbyt chętni do gadki, z jakimiś nieznajomymi “wymoczkami”, jednak ich nastawienie zmieniało się proporcjonalnie, do ilości postawionego im alkoholu.

Przystanąwszy na uboczu, cała trójka postanowiła zebrać zdobyte informację do kupy. Plotka o Krwawym Statku okazała się jak najbardziej prawdziwa. Przybył od do Altdorfu jakieś dwa tygodnie temu i wzbudził olbrzymią sensację, zwłaszcza wśród pracowników i mieszkańców portu. Wiele różnych dodatkowych informacji, przewinęło się w opowieściach miejscowych, jednak tylko trzy powtarzały się na tyle często, by móc je uznać za autentyczne. O jednej z nich Lothar dowiedział się już dzień wcześniej od Edmunda. Statek obecnie znajdował się w zamkniętych dokach straży miejskiej, gdzie tylko nieliczni mieli wstęp. Ludwig dowiedział się natomiast, że statek należał niegdyś do jednej z korsarskich załóg, która przez ostatnie miesiące stanowiła prawdziwe utrapienie dla handlarzy rzecznych.

Dopytując się, o osoby, które uczestniczyły w wejściu na statek, Lothar często miał okazję usłyszeć o dokerze imieniem Klemens Heise. Miał on być rzekomo pierwszą osobą, która wkroczyła na statek, a następnie wezwała straż. Od tamtego czasu doker rzadko opuszczał swoją chatkę nad brzegiem Reiku. Karczmarz raz na kilka dni widział się z nim, kiedy Klemens przychodził uzupełnić zapasy alkoholu i jedzenia. Ten jednak nie mówił nigdy zbyt dużo.

W czasie naradzania się z towarzyszami, Ludwig spostrzegł nagle, że progi tawerny przekroczyły znajome mu twarze. Trójka łachmaniarzy, w których towarzystwie spotkał dzień wcześniej Sven, stanęła w drzwiach tawerny, wypatrując wolnych miejsce. Nagle ten, zwany Rybą, spostrzegł Ludwiga i razem z Ortwinem poczęli przeciskać się przez tłum w jego kierunku. Ludwig ze zdziwieniem stwierdził, że trzeci z mężczyzn nadal stał w drzwiach i przyglądał się im z rozdziawionymi ustami. Mężczyzna nie spuszczając awanturników z oczu, zaczął powoli wycofywać się na zewnątrz.
 
Hazard jest offline