Chloe Levittoux
Była spóźniona. Co najmniej o dwa dni. Jednak myśl o czekającym ją celu podróży nie zachęcała do pośpiechu. Cóż z tego, że zaczną bez niej? Gdyby nie układ z Księciem nigdy nie opuściłaby Paryża!
Chloe dojeżdżała do bram miasta w czarnej karocy ciągnionej przez 4 kare konie. Jej myśli były tak samo czarne jak one. I tak samo czarne jak cieniste bestie, które krążyły niezmiennie wokół niej…
Feria kolorów, zapachów i dźwięków, która uderzyła w wampirzycę niczym ściana, kiedy nareszcie minęła bramy Wenecji, była trudna do zniesienia. Przyprawiała o ból głowy sprawiała, że kły wysuwały się z dziąseł raniąc jej własne wargi.
-
Karnawał - warknęła cicho -
zabawa dla prostaków i bydła.
Czuła wewnętrznie, że to miasto jest inne. Emocje, które tłoczyły się na każdym rogu jak kule armatnie, gotowe w każdej chwili wybuchnąć szarpiąc i raniąc jej nerwy. I ta przedziwna aura, jakby dwa światy przecinały się właśnie w tym miejscu. Jedna wielka, przeklęta nekropolia….
Felicien Descoteaux
Przekraczając bramy Najjaśniejszej, Felicien wciąż jeszcze pogrążony był w ekstazie, którą odczuwał podczas każdej ze swoich opowieści. A ta, którą zachwycił goszczący go przed dwoma dniami dwór w Mediolanie, była zupełnie wyjątkowa.
Sztuka iluzji, którą opanował do mistrzostwa pozwoliła na kreację wszystkiego czego zapragnął. Gromkie brawa pobrzmiewały długo jeszcze echem w uszach Toreadora.
Doprawdy czymże było to zlecenie, z którym posłał go książę? Felicien był wszakże artystą… wybitnym bardem. Nie złodziejem, czy szpiegiem.
Mierził go fakt, że musiał poświęcić swój czas i kunszt tak przyziemnym zajęciom.
Niemniej jednak, zważywszy na pewne okoliczności, nie miał innego wyjścia.
Na pocieszenie pozostawała mu świadomość, że czas karnawału oferował okazję do zaprezentowania swojego kunsztu. Bo któż z tutejszych wampirów byłby zdolny oprzeć się takiemu widowisku?
Danika, córka Jana
-
Cenię sobie bezpośredniość - zaśmiał się chrapliwie Doża -
niemniej jednak pozwól Signorina, że pozostanę nadal odrobinę tajemniczy. Kwestię pochodzenia dokumentów wolałbym pozostawić na inny czas… kiedy już lepiej się poznamy. - Giovanni spojrzał na kainitkę -
A to, że akurat potrafisz Pani je odczytać to było przeczucie bardziej niż pewność… Być może za jakiś czas będę mógł powiedzieć coś więcej. Być może... - ton Carmelo podkreślał wypowiadane słowa. -
Oferuję przysługę za przysługę. Nie mniej, ale i nie więcej. Zostawiam Pani czas na zastanowienie się. Powiedzmy, do jutrzejszego wieczora. - mówiąc to poprosił gestem dłoni o zwrot dokumentu.
Danika niechętnie oddała zapisaną stronicę. Pozostawiał jej niewiele czasu. Ale przynajmniej miała jakiś wybór.
Kiedy otwierała usta do odpowiedzi otworzyły się jedne z zamkniętych wcześniej drzwi, a w nich ukazała się
kobieta, a zaraz za nią…. druga.
Carmelo odwrócił wzrok, niezadowolony.
-
Wybacz ojcze - głos pierwszej z kobiet brzmiał pokornie, jednak jej postawa i spojrzenie jakim obrzuciła Danikę były zaprzeczeniem tonu nadawanego wypowiedziom -
messer Donatello prosił żeby przekazać, że więzień gotów jest do …
-
Zamilcz Julio! - Carmelo zachrypiał głośno do ciemnowłosej kobiety -
powiedzcie Donatello, że zaraz do niego dołączę. A teraz zostawcie nas samych. Natychmiast.
Wyraźnie niezadowolone kobiety zniknęły za drzwiami.
-
Wybacz mi Signorina, moja nieznośna córka wciąż jeszcze uczy się ogłady towarzyskiej. - Carmelo z trudem hamował złość -
Cóż, wzywają mnie obowiązki, mam więc nadzieję, że będziemy mogli jutro kontynuować naszą rozmowę wieczorem, w Pałacu Dożów. Tymczasem jeden z moich ghuli odprowadzi Panią do sali balowej. - Giovanni skłonił lekko głowę po czym przywołał służącego, aby towarzyszył damie w drodze powrotnej.
Danika odetchnęła z ulgą, kiedy zdobione drzwi zamknęły się za nią z metalicznym odgłosem. W głowie dźwięczało już tylko jedno pytanie. O jakim więźniu wspomniała córka Carmelo? I do czego był gotów??
Antonio della Scala
Salvadore zniknął ponownie. Antonio rozglądał się niespokojnie po sali próbując wytropić poczynania Nosferatu, jednak po wampirze nie było ani śladu.
Pozostawało czekać i nasłuchiwać bicia zegara z pobliskiej wieży kościelnej.
To przeklęte zlecenie coraz mniej mu się podobało.
Nie dość, że bardzo szybko tracił towarzyszy to jeszcze w mieście pojawiła się Estera? Tylko czy aby na pewno? Czy może ktoś lub coś mamiło jego psyche?
Kiedy tak miotał się ze swoimi myślami przemykając wzrokiem po twarzach rozbawionego tłumu w dalszej części sali, tuż pod oknami napotkał krótkie, oceniające spojrzenie dwójki
kainitów, którzy po chwili pogrążyli się w rozmowie z trzecim. Oboje jako nieliczni nie nosili masek.
Towarzyszący im
trzeci z wampirów twarz miał ukrytą.
Kiedy rozległo się bicie zegara, wskazujące przemijającą godzinę, a Salvadore nie pojawiał się, Antonio miał ochotę po prostu ulotnić się. Wtedy poczuł na prawym ramieniu czyjąś doń.
Kiedy nerwowo obrócił głowę ujrzał przed sobą twarz... Daniki.