Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2015, 15:34   #32
Ulli
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Mimo sprzeciwu niektórych członków drużyny Keira postawiła na swoim. Ranai została ułożona na skrzyni wozu. Widząc, że nikt się do tego nie garnie sama zleceniodawczyni usiadła na koźle. Swojego wierzchowca przywiązała z tyłu i ruszyli. Jechali w całkiem znośnym tempie, niewiele odbiegającym od tego jakim jechali przed przygarnięciem ciężarnej i wozu. Niestety Ranai bardzo źle znosiła podróż. Wiła się na wozie jak piskorz i coraz głośniej jęczała trzymając się za brzuch. Keira robiła więc dość często przerwy co dodatkowo denerwowało co bardziej narwanych "Nieposkromionych". W nie najlepszych humorach i przemieszczając się szarpanym tempem doczekali się wieczora. Tradycyjnie już grupa łowiecka w składzie Bluszcz, Ss'aris i Nui ruszyła na polowanie i rekonesans. Tym razem mieli znacznie więcej szczęścia niż ostatnio. Ich łupem padł młody koziołek sarny.

Celnym okiem i silnym ramieniem popisał się Ss'aris. To jego celny rzut włócznią zapewnił podróżnikom świeże mięso na szlaku. Bluszcz wylądował i głośno komentując polowanie zaczął się bawić zdobyczą. Próbował podnosić głowę, ciągnął za nogi i tym podobne.

Niestety w obozie nie działo się dobrze. Ranai jęczała coraz głośniej i częściej. Keira próbowała jej jakoś pomóc, ale nie była w stanie. Ciężarna nie chciała jeść i co jakiś czas traciła przytomność, mocno się przy tym pociła. Keira zobowiązała się czuwać całą noc przy chorej. Zdawała sobie sprawę, że jej decyzja odnośnie tego czy ją zabrać wywołała wystarczające niezadowolenie, by jeszcze wymagać aby "Nieposkromieni" zajmowali się chorą.

Noc minęła niespokojnie. Śpiących budziły co jakiś czas krzyki chorej. Nad ranem czekała ich kolejna niespodzianka. Kruki...


... już nie jeden kruk a całe stado kręciło się wokół obozowiska. Wszystkie się wam uporczywie przypatrywały.

- Wstrętne ptaszyska!- odezwał się Bluszcz i jednocześnie rzucił kamieniem w najbliżej siedzącego kruka. Ten tylko odfrunął kilka metrów dalej i dalej się przyglądał wędrowcom. Wietrzniak był wyraźnie nie w humorze. Miał za sobą podobnie jak większość prawie bezsenną noc a dzień nie zapowiadał się wiele lepiej.

Keira była wyraźnie niewyspana. Świadczyło o tym ciągłe ziewanie i podkrążone oczy. Zdecydowano żeby ruszać jak najszybciej. Sama Keira ponaglała. Chciała jak najszybciej znaleźć osadę w której byłaby jakaś akuszerka lub znachor, którzy by się zaopiekowali Ranai.

Sama Ranai tego dnia była znacznie cichsza niż ostatnio. Niestety nie za sprawą poprawy stanu zdrowia tylko dlatego, że przez dotkliwy ból była przez większość podróży nieprzytomna. Inna dobra strona wyruszenia w podróż to pozbycie się natrętnego towarzystwa kruków. Ptaki nie podążyły za podróżnikami. Odleciały na południe.

Podróż upływała dość spokojnie. Klimat stopniowo zmieniał się na coraz cieplejszy i suchszy. Chociaż nie zostawili jeszcze za sobą łańcucha górskiego Tylonów to coraz więcej wskazywało na to, że wkrótce to się wydarzy.

Niespodziewanie późnym popołudniem natknęli się na innych podróżników. Z naprzeciwka nadjeżdżała karawana. Jedenaście wozów plus dwudziestu pięciu konnych. Wszyscy pod bronią. Jeźdźcy to głównie orkowie, oprócz tego trzech elfów i dwóch ludzi. Za to woźnice to w większości krasnoludy. Gdy obie grupy podróżników zbliżyły się na tyle by się porozumieć otyły, stary krasnolud podniósł się na koźle i machając ręką przemówił.

-Witajcie wędrowcy. Niech wszystkie dobre Pasje nieba wam przychylą. To zaiste dobry omen spotkać innych podróżników na drodze. Wędrujemy od Iopos i jesteście zaledwie trzecią grupą, którą mijamy. Zwę się Mundakr, kupiec z Wielkiego Targu.

-Bądź pozdrowiony Mundakrze. Ja jestem Keira. Ścigamy grupę złoczyńców, którzy napadli mnie pod Kratas. Nie widzieliście ich może po drodze?

Krasnolud splunął, zeskoczył z kozła i podszedł do "Nieposkromionych" a za nim reszta członków karawany, otaczając grupę. Co bardziej ciekawscy wymieniali uwagi odnośnie ekwipunku, pokazując palcami co bardziej niezwykłe elementy uzbrojenia. Szczególną uwagą cieszyła się zbroja Kitaana i latający fotel Ss'arisa.

-Chyba tak. Nie dalej jak wczoraj mijaliśmy grupę dwunastu jeźdźców. Jedenastu ubranych na czarno i zakapturzonych oraz jeden w bogato wyszywanej szacie. Ten w wyszywanej szacie jako jedyny odpowiedział na pozdrowienie, ale wszyscy bez zatrzymywania się pognali przed siebie. Od razu wydali mi się podejrzani.- splunął ponownie.

Do rozmowy wtrącił się też Bluszcz, który przysiadł swoim sokołem na burcie wozu.

-Krasnoludzie nie macie może ze sobą jakiegoś medyka? Mamy chorą na wozie. Jej rodzinę zabili ci sami złoczyńcy, których szukamy.

-Owszem mamy. Budludnirze bądź tak dobry i obejrzyj chorą- zakrzyknął w kierunku jednego z wozów.

Starusieńki, siwobrody krasnolud stękając z wysiłkiem zeskoczył z kozła i targając wielką skórzaną torbę z narzędziami lekarskimi i medykamentami ruszył ku podróżnikom. Z niemałym trudem po kole wdrapał się na wóz. Ranai akurat była przytomna i trzymając się za brzuch cicho pojękiwała. Widać było, że krasnoludzki cyrulik zna się na rzeczy. Zmierzył chorej puls, przykładając dłoń do czoła ocenił gorączkę, zaczął obmacywać brzuch. Na koniec wyciągnął z torby drewnianą trąbkę i przytknąwszy do brzucha zaczął nasłuchiwać. W trakcie nasłuchiwania mina mu coraz bardziej rzedła i robił się coraz bielszy na twarzy. W końcu pospiesznie spakował swoje narzędzia i jak poparzony zeskoczył z wozu prawie się przewracając. Bez zwłoki podbiegł do Mundakra i łapiąc go za ramię zaczął mu coś szeptać do ucha. Przywódca karawany też wyraźnie pobladł. Szeroko otwartymi ze strachu oczami zmierzył "Nieposkromionych" po czym zakrzyknął.

-Ruszamy, wszyscy na wozy i konie! Raz, raz!

Sam Mundakr dał przykład swoim ludziom prawie biegiem dopadając wozu i gramoląc się na kozioł.

Bluszcz, który ze zdumieniem obserwował tą nagłą odmianę w zachowaniu członków karawany podleciał do Mundakra i zagadał.

-Cóż takiego się stało, że uciekacie od nas jak poparzeni?

Krasnolud skrzywił się i popatrzył z odrazą na wietrzniaka.

- Coś co jest w tej kobiecie rusza się, ale nie ma serca i tętna. Poza tym brzuch jest nienaturalnie duży. Cokolwiek jest w środku nie jest to dziecko. Nie wiem czy jesteście czcicielami horrorów czy tylko pechowcami, ale nie chcemy mieć z tą sprawą nic wspólnego.

Powiedział po czym smagnął konie batem i cała karawana ruszyła. Jeszcze tylko minąwszy wóz z chorą splunął przez ramię. Wkrótce zniknęli za zakrętem.

Keria sprawiająca wrażenie zszokowanej patrzyła dłuższą chwilę w ślad za karawaną. Gdy ostatni wóz zniknął im z oczu wybuchła płaczem.

- Jak to, co on miał na myśli, że nie jest to dziecko? Co powinniśmy teraz zrobić? Przecież jej nie zabijemy.

Powiodła nieprzytomnym spojrzeniem po "Nieposkromionych".
 
Ulli jest offline