Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-11-2015, 20:56   #31
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
- Od kiedy to można wymagać ZBYT wiele od najlepszego zwiadowcy w Barsawii? - odpyskował zbrojmistrz wietrzniakowi, pokazując że cięty język bynajmniej nie jest zarezerwowany dla tskrangów i skrzydlatych.

-Zamiast się przemądrzać weź lepiej zawiń w coś ciała, zanim złożymy je do mogiły. To pomoże im zapewnić niezakłócony spoczynek. - zawołał t’skrang pomiędzy wymachami łopatą. Wiedzał że nawet prowizoryczne całuny dodatkowo zatrzymają zapach rozkładu, co zwiększy prawdopodobieństwo, że padlinożercy nie wywąchają nieszczęśników.
-A tak przy okazji, uważam że Ranai nie powinna iść z nami. - dodał swoje trzy miedziaki do tematu - My zmierzamy w stronę niebezpieczeństwa, a ona jest brzemienna. Niech rusza w przeciwną stronę, a potem do wioski Irrerda Kamiennego Łba. Niech tam powoła się na nas, powinni się nią zaopiekować. - zaproponował.

Keira spojrzała wyraźnie wzburzona na Ss’arisa.
- Nie spodziewałam się tego po tobie t’skrangu. Chcesz zostawić kobietę w takim stanie samą sobie? Ona nie jest w stanie powozić. Przeżyła szok. Sądząc zaś po tym jak trzyma się za brzuch i jęczy źle znosi ciążę. Nie wyobrażam też sobie jak by miała znaleźć tą ukrytą ścieżkę. My jej nie wypatrzyliśmy. A co jeżeli wóz nie będzie w stanie nią jechać? Ma iść, być może wiele dni, na własnych nogach? Nie pozwolę na to. Zabieramy Ranai i wóz z nami. Zostawimy ją w pierwszej napotkanej wiosce. Nie sądzę byśmy stracili więcej niż dzień. Tyle można odżałować.

Keira odwróciła się od Ss’arisa i przemówiła do kobiety.
- Dokąd wędrowaliście? Gdzie jest jakaś twoja rodzina?

Ranai łkając wydukała.
- Za Tylonami szlak się rozwidla. Północna droga wiedzie do Iopos. Mieliśmy osiąść w pierwszej wiosce na tym szlaku. Mieszka tam brat mojego zmarłego męża.

- Czekaj czekaj! - drugi T’skrang nieelegancko wtrącił się Keirze między słowo, energicznie wymachując rękoma - Może pojedź z nią, zadbaj o wszystko, a my zajmiemy się naszym zleceniem? Chcesz byśmy ich odnaleźli, to pozwól działać. Phr!

- Jak sobie to wyobrażasz Nui? Mam was puścić samych a potem uwierzyć wam na słowo, że wykonaliście zadanie? Wybacz, ale to zbyt poważna sprawa bym mogła zrezygnować z uczestnictwa w niej. Poza tym co byście zrobili gdyby zaszła konieczność wykonania kolejnego rytuału krwi? Nie macie o tym pojęcia.

- Na jedno wychodzi! Z tobą i tak nam się nie uda. Wasza arcymagnificencja nie ma pojęcia o pościgach. Czas nagli, czas goni, czas upływa!

- Jest mi bardzo przykro, że tak mnie oceniasz. Widać już zapomniałeś, że mówiłam, że jestem iluzjonistką dziesiątego kręgu. Widziałam prawdopodobnie więcej niż wy wszyscy razem wzięci. Ja po prostu się nie godzę na nieludzkie potraktowanie tej kobiety. Martwi mnie też twa mała wiara. To przecież absolutnie nie przekreśla naszych szans. Wioska tej kobiety jest po drodze. Nieznacznie tylko zwolnimy. Nic się nie stanie jeśli dotrzemy do Iopos dzień później.

- No ja nie mam siły! S’Saris trzymaj mnie bo padnę! Dzień zwłoki nic nie zrobi. Przecież oni tylko wiedzą, ze ich ścigamy, przecież zaczekają!

Keira westchnęła ze smutkiem.
- Zajmowałam się kryształem całe swoje życie. Wierz mi w jeden dzień nic nie zrobią. Najpierw Veneron będzie musiał zgromadzić w bibliotekach i u mędrców Ioppos odpowiednią wiedzę. To zajmie nie jeden a być może kilka dni. Akurat tyle byśmy zdążyli ich dopaść. Więcej wiary, także we mnie.

- Pamiętaj pani dziesiąty krąg, że musimy ten kryształ jeszcze odbić. A w jeden dzień problem może znacznie urosnąć. Ale co ja tam wiem. Phr!

Keira prychnęła rozdrażniona.
- Mówisz Nui jak stara baba w jakiejś wiosce na sawannie nie jak żądny przygód adept. Naturą spraw jest to, że lubią się komplikować. Po to macie swoje talenty by te problemy rozwiązywać.

- Słuchaj Keira - głos Nui wyraźnie spoważniał i słychać było weń groźną nutę - Dopiero co straciliśmy Yandii po takiej... Phr! przygodzie. Nie jestem żądnym przygód adeptem. Nie. Już nie. Wykonuję to zadanie, bo oni je wykonują - wskazał resztę Nieposkromionych Pogromców - nie chcę komplikacji. Dlaczego nie może polecieć na S’Sarisowym fotelu? Po co targać ten wóz? Pojadę na zmianę z S’Sarisem na którymś z tych koni - wskazał zwierzęta przy wozie. - To wszystko - Nui wbił ze złością kolejną łopatę w ziemię, a wysypując urobek nie omieszkał przysypać nóg iluzjonistki.

Keira odskoczyła prychając gniewnie.
- Nie zamierzam się o to kłócić. Musicie wziąć pod uwagę, że to co znajduje się na tym wozie to cały dobytek tej kobiety. Jeśli jej go pozbawimy zostanie z niczym. Poza tym brałam pod uwagę, że żaden z was nie jest kawalerzystą. Utrzymanie się na koniu bez siodła w dodatku koniu pociągowym, nieprzyzwyczajonym do jeźdźca, może się dla was okazać wyzwaniem ponad siły.
No i wygodniej byłoby Ranai gdyby mogła leżeć na skrzyni wozu. Jednak jeśli stawiacie sprawę na ostrzu noża nie będę się upierać przy wozie. Zależy mi jedynie żebyśmy nie zostawiali jej na pewną śmierć na pustkowiu.
- rozejrzała się po reszcie drużyny- a wy co sądzicie? Też jesteście tak nieprzejednani?
Bluszcz, który do tej pory przysłuchiwał się z zainteresowaniem odchrząknął i przemówił.

- Keira mówi całkiem do rzeczy. Moim zdaniem dla tak wielkich bohaterów jak ja żadnym problemem jest jednoczesne uratowanie Barsawii i tej kobiety.
Wietrzniak uśmiechnął się szeroko i ponownie splótł ręce na piersi. Emanował pewnością siebie i zadowoleniem.

-Źle mnie zrozumiałaś. - Ss’aris uniósł głos - Uznałem że podróż w naszym towarzystwie może narazić ją na dodatkowe komplikacje, a w najgorszym wypadku nawet utratę dziecka. Ale skoro tak bardzo nalegasz, niech jedzie z nami.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 02-11-2015 o 21:00.
Rewik jest offline  
Stary 03-11-2015, 15:34   #32
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
Mimo sprzeciwu niektórych członków drużyny Keira postawiła na swoim. Ranai została ułożona na skrzyni wozu. Widząc, że nikt się do tego nie garnie sama zleceniodawczyni usiadła na koźle. Swojego wierzchowca przywiązała z tyłu i ruszyli. Jechali w całkiem znośnym tempie, niewiele odbiegającym od tego jakim jechali przed przygarnięciem ciężarnej i wozu. Niestety Ranai bardzo źle znosiła podróż. Wiła się na wozie jak piskorz i coraz głośniej jęczała trzymając się za brzuch. Keira robiła więc dość często przerwy co dodatkowo denerwowało co bardziej narwanych "Nieposkromionych". W nie najlepszych humorach i przemieszczając się szarpanym tempem doczekali się wieczora. Tradycyjnie już grupa łowiecka w składzie Bluszcz, Ss'aris i Nui ruszyła na polowanie i rekonesans. Tym razem mieli znacznie więcej szczęścia niż ostatnio. Ich łupem padł młody koziołek sarny.

Celnym okiem i silnym ramieniem popisał się Ss'aris. To jego celny rzut włócznią zapewnił podróżnikom świeże mięso na szlaku. Bluszcz wylądował i głośno komentując polowanie zaczął się bawić zdobyczą. Próbował podnosić głowę, ciągnął za nogi i tym podobne.

Niestety w obozie nie działo się dobrze. Ranai jęczała coraz głośniej i częściej. Keira próbowała jej jakoś pomóc, ale nie była w stanie. Ciężarna nie chciała jeść i co jakiś czas traciła przytomność, mocno się przy tym pociła. Keira zobowiązała się czuwać całą noc przy chorej. Zdawała sobie sprawę, że jej decyzja odnośnie tego czy ją zabrać wywołała wystarczające niezadowolenie, by jeszcze wymagać aby "Nieposkromieni" zajmowali się chorą.

Noc minęła niespokojnie. Śpiących budziły co jakiś czas krzyki chorej. Nad ranem czekała ich kolejna niespodzianka. Kruki...


... już nie jeden kruk a całe stado kręciło się wokół obozowiska. Wszystkie się wam uporczywie przypatrywały.

- Wstrętne ptaszyska!- odezwał się Bluszcz i jednocześnie rzucił kamieniem w najbliżej siedzącego kruka. Ten tylko odfrunął kilka metrów dalej i dalej się przyglądał wędrowcom. Wietrzniak był wyraźnie nie w humorze. Miał za sobą podobnie jak większość prawie bezsenną noc a dzień nie zapowiadał się wiele lepiej.

Keira była wyraźnie niewyspana. Świadczyło o tym ciągłe ziewanie i podkrążone oczy. Zdecydowano żeby ruszać jak najszybciej. Sama Keira ponaglała. Chciała jak najszybciej znaleźć osadę w której byłaby jakaś akuszerka lub znachor, którzy by się zaopiekowali Ranai.

Sama Ranai tego dnia była znacznie cichsza niż ostatnio. Niestety nie za sprawą poprawy stanu zdrowia tylko dlatego, że przez dotkliwy ból była przez większość podróży nieprzytomna. Inna dobra strona wyruszenia w podróż to pozbycie się natrętnego towarzystwa kruków. Ptaki nie podążyły za podróżnikami. Odleciały na południe.

Podróż upływała dość spokojnie. Klimat stopniowo zmieniał się na coraz cieplejszy i suchszy. Chociaż nie zostawili jeszcze za sobą łańcucha górskiego Tylonów to coraz więcej wskazywało na to, że wkrótce to się wydarzy.

Niespodziewanie późnym popołudniem natknęli się na innych podróżników. Z naprzeciwka nadjeżdżała karawana. Jedenaście wozów plus dwudziestu pięciu konnych. Wszyscy pod bronią. Jeźdźcy to głównie orkowie, oprócz tego trzech elfów i dwóch ludzi. Za to woźnice to w większości krasnoludy. Gdy obie grupy podróżników zbliżyły się na tyle by się porozumieć otyły, stary krasnolud podniósł się na koźle i machając ręką przemówił.

-Witajcie wędrowcy. Niech wszystkie dobre Pasje nieba wam przychylą. To zaiste dobry omen spotkać innych podróżników na drodze. Wędrujemy od Iopos i jesteście zaledwie trzecią grupą, którą mijamy. Zwę się Mundakr, kupiec z Wielkiego Targu.

-Bądź pozdrowiony Mundakrze. Ja jestem Keira. Ścigamy grupę złoczyńców, którzy napadli mnie pod Kratas. Nie widzieliście ich może po drodze?

Krasnolud splunął, zeskoczył z kozła i podszedł do "Nieposkromionych" a za nim reszta członków karawany, otaczając grupę. Co bardziej ciekawscy wymieniali uwagi odnośnie ekwipunku, pokazując palcami co bardziej niezwykłe elementy uzbrojenia. Szczególną uwagą cieszyła się zbroja Kitaana i latający fotel Ss'arisa.

-Chyba tak. Nie dalej jak wczoraj mijaliśmy grupę dwunastu jeźdźców. Jedenastu ubranych na czarno i zakapturzonych oraz jeden w bogato wyszywanej szacie. Ten w wyszywanej szacie jako jedyny odpowiedział na pozdrowienie, ale wszyscy bez zatrzymywania się pognali przed siebie. Od razu wydali mi się podejrzani.- splunął ponownie.

Do rozmowy wtrącił się też Bluszcz, który przysiadł swoim sokołem na burcie wozu.

-Krasnoludzie nie macie może ze sobą jakiegoś medyka? Mamy chorą na wozie. Jej rodzinę zabili ci sami złoczyńcy, których szukamy.

-Owszem mamy. Budludnirze bądź tak dobry i obejrzyj chorą- zakrzyknął w kierunku jednego z wozów.

Starusieńki, siwobrody krasnolud stękając z wysiłkiem zeskoczył z kozła i targając wielką skórzaną torbę z narzędziami lekarskimi i medykamentami ruszył ku podróżnikom. Z niemałym trudem po kole wdrapał się na wóz. Ranai akurat była przytomna i trzymając się za brzuch cicho pojękiwała. Widać było, że krasnoludzki cyrulik zna się na rzeczy. Zmierzył chorej puls, przykładając dłoń do czoła ocenił gorączkę, zaczął obmacywać brzuch. Na koniec wyciągnął z torby drewnianą trąbkę i przytknąwszy do brzucha zaczął nasłuchiwać. W trakcie nasłuchiwania mina mu coraz bardziej rzedła i robił się coraz bielszy na twarzy. W końcu pospiesznie spakował swoje narzędzia i jak poparzony zeskoczył z wozu prawie się przewracając. Bez zwłoki podbiegł do Mundakra i łapiąc go za ramię zaczął mu coś szeptać do ucha. Przywódca karawany też wyraźnie pobladł. Szeroko otwartymi ze strachu oczami zmierzył "Nieposkromionych" po czym zakrzyknął.

-Ruszamy, wszyscy na wozy i konie! Raz, raz!

Sam Mundakr dał przykład swoim ludziom prawie biegiem dopadając wozu i gramoląc się na kozioł.

Bluszcz, który ze zdumieniem obserwował tą nagłą odmianę w zachowaniu członków karawany podleciał do Mundakra i zagadał.

-Cóż takiego się stało, że uciekacie od nas jak poparzeni?

Krasnolud skrzywił się i popatrzył z odrazą na wietrzniaka.

- Coś co jest w tej kobiecie rusza się, ale nie ma serca i tętna. Poza tym brzuch jest nienaturalnie duży. Cokolwiek jest w środku nie jest to dziecko. Nie wiem czy jesteście czcicielami horrorów czy tylko pechowcami, ale nie chcemy mieć z tą sprawą nic wspólnego.

Powiedział po czym smagnął konie batem i cała karawana ruszyła. Jeszcze tylko minąwszy wóz z chorą splunął przez ramię. Wkrótce zniknęli za zakrętem.

Keria sprawiająca wrażenie zszokowanej patrzyła dłuższą chwilę w ślad za karawaną. Gdy ostatni wóz zniknął im z oczu wybuchła płaczem.

- Jak to, co on miał na myśli, że nie jest to dziecko? Co powinniśmy teraz zrobić? Przecież jej nie zabijemy.

Powiodła nieprzytomnym spojrzeniem po "Nieposkromionych".
 
Ulli jest offline  
Stary 09-11-2015, 22:31   #33
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
-Chciałaś wiedzieć, czemu to zrobili. Masz odpowiedź. - głos Ss’arisa przepełniony był obrzydzeniem i gniewem. - Oczywistym jest że nie zabijemy niewinnej kobiety. Nie ma nawet o tym mowy. - tu spojrzał na pozostałych - Trzeba wywołać poród i zabić to, co wyjdzie na ten świat, zanim zacznie stwarzać poważniejsze zagrożenie. - “to” wydawało mu się najlepszym określeniem, bo na pewno nie było dzieckiem. - Idę poszukać odpowiednich ziół, Bluszczu pójdziesz ze mną i mi pomożesz. Keira, pilnuj Ranai, spróbuj jej jakoś ulżyć w bólu do naszego powrotu. - oznajmił po czym skierował się w stronę roślinności, by znaleźć właściwe składniki.
- Czekajcie, nie spieszycie się aby za bardzo? - Kitaan był sceptyczny - chcę usłyszeć opinię Grimo, nie nieznanego mi medyka.
Zbrojmistrz ufał krasnoludowi i jego wiedzy o nadnaturalnym, a już ostatnie czego chciał to skrwawić nóż przez pomyłkę lub przesąd. Obejrzał się na małego adepta - Grimo? Co sądzisz?
-A ja w tym czasie poszukam ziół. Jeśli ten krasnolud miał rację, to będzie trzeba się pospieszyć. - odparł niewzruszony t’skrang odchodząc. - Rozpalcie ogień i znajdźcie mi jakieś naczynia, żebym mógł spreparować miksturę. - zatrzymał się na chwilę i przywołał Kitaana ręką - Jeśli moje domysły są poprawne, w łonie tej kobiety rozwija się pasożytniczy horror przekazywany przez akt seksualny. Najpewniej zakazili ją podczas gwałtu. - wyszeptał do niego - Porodu nie da się wywołać, będzie potrzebne cięcie, muszę zebrać coś co ją znieczuli, inaczej może umrzeć w trakcie. - dokończył dalej szepcząc.
W przypadku horrora, wielkość nie zawsze odpowiada słabości, dlatego Kitaan zamknął na chwilę oczy i zakuł swój umysł w astralną zbroję, by uodpornić się na złowrogi wpływ wyrywanego z łona potwora... jeżeli nim będzie.
- Jakby doszło do najgorszego, tnijcie - tu przekazał tskrangowi swój sztylet, ostry tak że ciął batystowe wstążki w powietrzu - Ja złapię to coś.
Wymownie założył pancerne rękawice, które zdjął by zająć się ranną.*
- Czekajcie chwilę przyjaciele. - powiedział Grimo - Spróbuję rozpoznać naturę istoty spoglądając w przestrzeń astralną, a potem wyrysuję wokół kobiety krąg życia. Jeszcze w życiu nie rzucałem tego czaru wokół istoty którą ma odpychać, aż ciekaw jestem efektu.
Nui pobladł wyraźnie na te słowa. Zresztą, od jakiegoś czasu, tylko bladł i czerwienił się ze złości na przemian.
- Grimo… - zwrócił się do krasnoluda - ...obawiam się, że jestem w stanie wyobrazić sobie co to spowoduje.
Nui Sin Yllandarik nie mówił tego nigdy swoim towarzyszom, ale swego czasu miał co nieco wspólnego z piratami na Wężowej Rzece. Ich praktyki bywały podłe.
- Ja…- zająkał się- ...ja słyszałem… wyobraź sobie co zrobi horror, chcąc za wszelką cenę wyjść z tej kobiety. Lepiej od razu ją uśmierćmy. - Nui złapał się za głowę, jakby chcąc wyrzucić z niej jakieś straszne obrazy. - Co za koszmar! - rozpaczał - Powiedz, że nie rozumiem tego co chcesz zrobić!
-Krąg nie jest złym pomysłem, ale nie w momencie gdy ta istota jest w środku. Dajcie mi czas na zebranie ziół. A jak wrócę wyjaśnię wam plan, do tego czasu darujcie sobie utarczki słowne. - odparł na tę wymianę argumentów Ss’aris, głosem niecierpiącym sprzeciwu. Naprawdę powinien się spieszyć, przecież w takich sytuacjach liczy się każda sekunda, a nie mógł przecież opuścić szermierki słownej…
Licząc że towarzysze zachowają tę odrobinę cierpliwości puścił się pędem w kierunku zarośli by znaleźć cokolwiek, co nada się na znieczulenie. Cokolwiek było tu dobrym słowem, bo znalazł tylko dziki mak i lulek, dużej mocy ich ekstrakty nie miały… Ale na bezrybiu i rak ryba, zebrał ile zdołał, po czym ruszył z powrotem do “obozu”.

Zbieranie ziół zajęło Ss’arisowi niecałą godzinę. Następna godzina to sporządzenia naparu w kociołku. Z podaniem go Ranai juz nie było problemu. Kobieta co prawda narzekała na smak, ale posłusznie wypiła. Nim zasnęła zdołała jeszcze powiedzieć.
- Dziękuję wam. Od początku wiedziałam, że to nie jest ciąża, ale bałam się wam powiedzieć. Gdy straciłam przytomność nie miałam brzucha. Pojawił się dopiero po przebudzeniu. Większość dawców imion by mnie zabiło razem z tym co mam w środku. Jesteście szlachetni, że staracie się mnie uratować.
Więcej nie powiedziała bo zasnęła. Zespół operacyjny mógł przystąpić do działania.
Ss’aris sięgnął po swój przybornik medyczny i wyciągnął małą buteleczkę z antyseptykiem. Podniósłszy suknię kobiety, wylał odrobinę na kawałek płótna i posmarował brzuch w miejscu cięcia, przetarł ostrze sztyletu, a następnie zaczął myć dłonie. Nie po to ją ratowali, żeby umarła na gangrenę, czy inne paskudztwo.
-Grimo, zacznij rysować krąg. Kiedy będziemy wyciągać to coś, zamkniesz go. Bluszcz, obserwuj teren, zapach krwi może ściągnąć drapieżniki. - zaczął objaśniać plan, zgodnie z obietnicą - Kitaan, będziesz mi asystował, wyjmiesz pasożyta, żebym mógł skupić się na pacjentce. Keira, zaraz po wyjęciu potwora postaram się szybko zamknąć cięcie Ranai, choć będzie to prowizorka powinna wystarczyć żeby się nie wykrwawiła. Kiedy tylko skończę szyć, masz ją stąd natychmiastowo wyciągnąć i dopilnować żeby przeżyła. - tłumaczył spokojnie - Nui, masz okazję się popisać, gdy Kitaan będzie trzymał horrora, masz dobić to paskudztwo, myślę że z takim przeciwnikiem sobie poradzisz. - nie mógł się powstrzymać od małej złośliwości. - Jeśli tak się z jakiegoś powodu nie da, wywiąże się walka, wtedy wszyscy wiemy co robić. Jak będzie po wszystkim trzeba będzie pozszywać Ranai porządnie. - Gdy upewnił się, że wszyscy znają swoje role, przyłożył sztylet do skóry pacjentki i zaczął cięcie.

“Nieposkromionym” po przewodnictwem Ss’arisa wydawało się, że mają sytuację pod kontrolą. Nie przewidzieli jednak, że mają do czynienia z bardzo inteligentnym przeciwnikiem, który od pewnego czasu uważnie im się przysłuchuje korzystając ze zmysłów Ranai. Gdy tylko t’skrang wykonał pierwsze podłużne cięcie, nim zdołał sięgnąć do brzucha wydarzyło się coś niespodziewanego. Z brzucha z dzikim skrzeczeniem w erupcji rozerwanych tkanek i krwi wyskoczyło COŚ!


Przygotowany do działania Kitaan próbował to coś pochwycić, ale silny i zwinny stwór wyślizgnął mu się z rąk i odtoczył na bok, po czym stanął na dwóch łapach i kłapiąc pyskiem szykował się do skoku na najbliżej stojącego Nuiego. Keira widząc rozerwaną na strzępy Ranai zemdlała. Szybko powiększająca się kałuża krwi i obrażenia jakim uległa pacjentka nie pozostawiały wątpliwości, że nie żyje. Przynajmniej nie cierpiała.



W tym samym momencie Grimo dokończył zaklęcie kręgu życia. Gdy tylko domknął krąg stwór ryknął rozdzierająco i podskakując przemieścił się poza zasięg zaklęcia.


Wściekły potwór ryknął raz jeszcze próbując dostać się do wnętrza kręgu a gdy zorientował się, że nie jest w stanie skoczył w przydrożne krzaki i zniknął wam z oczu. Słyszeliście jeszcze odgłos łamanych gałęzi i człapanie łap stwora.

Bluszcz wystrzelił w ślad za nim ze swego wietrzniackiego łuku, ale chybił.

- Paskudztwo, co robimy? Ścigajmy go!
Zachęcał rozemocjonowany wietrzniak.
Słowa Bluszcza to było, aż nadto by Nui pognał za znienawidzonym horrorem. Jeszcze nim zdążył otworzyć usta, T’skrang wyskoczył poza krąg Grimo.
- Shimoram! - wrzasnął i pobiegł za horrorem w stronę zarośli. Nie wbiegł jednak w nie na ślepo. O nie! Z wysoko uniesionym rapierem, złożył ciało w jednej linii, gotów do pchnięcia. Kiedy słyszał ruch, doskakiwał tam. Swym młodym okiem wyszukiwał plugawego ciała stwora, zachowując jednak bezpieczny dystans. Nui i horror badali się wzajemnie, wyczekując odpowiedniego momentu do morderczego ataku. Lecz Nui zachowywał czujność, a horror pozostawał niewidoczny.
Stwór jednak nie miał zamiaru czekać na t’skranga. Pomknął gdzieś między gęstymi tu krzakami, które skutecznie utrudniły pogoń fechmistrzowi. Z pomocą pośpieszył Bluszcz.
- Za mną, widzę jego trop.
Wietrzniak zsiadł ze swego wierzchowego sokoła i na piechotę zaczął przedzierać się przez zarośla śladem potwora.
Ss’aris pogonił zaraz za Nui skacząc w zarośla.
-Nie uciekniesz mi! - warknął z furią, przeskakując nad kolejnymi krzakami.
- Chodźcie za mną!- zakrzyknął jeszcze za towarzyszami.
Nui, który już miał załamać ręce, że nie udało się dopaść bydlaka, ożywiony, ruszył pierwszy zaraz za Bluszczem. Zupełnie nie przejmował się omdlałą Keirą, którą pozostawia za plecami, choć sam fakt omdlenia nie uszedł jego uwadze.
Kitaan, któremu bestia zwinnie wywinęła się spod palców zaklął ciężko i ze zgrzytem dobył miecza, chcąc przeciąć horrora na pół. Nie zdążył, nowonarodzony koszmar był dużo szybszy od pancernego zbrojmistrza i dał nogę. Mieczowładny ruszył za nim, brzęcząc zbroją i torując sobie drogę rozcinając gałęzie blokujące mu ścieżkę.

Grimo posłusznie zastosował się do próśb przyjaciół i zajął się omdlałą Keirą. Reszta “Nieposkromionnych” ruszyła w pościg za potworem. Bluszcz nie miał najmniejszych problemów z tropieniem stwora. Sam horror nie miał widać też głowy do zacierania swoich śladów. Prowadził ich ostro na południe. Po mniej więcej czterech godzinach forsownego marszu w dość mocno grzejącym słońcu wszyscy poza t’skrangami byli spoceni i zmęczeni. Niespodziewanie zarośla zaczęły się przerzedzać a teren stawał się coraz bardziej pagórkowaty. W końcu ukazała się im chata samotnie stojąca wśród wzgórz.



Co ciekawe nad chatą latało, donośnie kracząc ogromne stado kruków. Było ich lekko licząc sto sztuk.
Zasapany Bluszcz wskazał swoją drobną rączką chatę.
- Ta paskuda polazła tam. Nie zawrócimy chyba po przejściu takiego szmatu drogi? Pakujemy się do środka!

Wietrzniak przewodząc grupie odważnie podszedł do chaty i pchnął drzwi. “Nieposkromieni” odważnie wpakowali się do środka. Chata w środku wyglądała na równie biedną i zaniedbaną co na zewnątrz. Był tam prymitywny stół, jeden stołek i łóżko na którym leżał ork. W rogu chaty do skoku szykowała się kreatura za które tu przyszliście. Ork zerwał się z łóżka i na widok intruzów dziko ryknął. Już na pierwszy rzut oka było widać, że coś z nim nie w porządku. Jego skóra się łuszczyła i odpadała płatami, brzuch miał równie duży jak swego czasu Ranai, może nawet większy i jego oczy nie pozostawiające wątpliwości co do tego czym się stał.



Rozgorzała walka.


***


Tymczasem na szlaku...

Grimo nie zamierzał siedzieć na tyłku gdy horror szalał w okolicy i gdy tylko zdołał ocucić Keirę zaproponował jej pójście za towarzyszami.
Keira ocucona prze krasnoluda otwarła oczy i podniosła się. Spojrzała jeszcze raz na rozszarpane ciało Ranai i z trudem stłumiła łkanie.
- Powiadasz Grimo, że chcesz iść za towarzyszami? Nie zatrzymuję. Jeśli tylko dasz rady podążyć ich tropem idź. Zniszczenie śmiertelnego wroga dawców imion jest bardzo ważne. Ja zostanę. Bez mojego kryształu i tak nie mogę czarować. Na nic się nie przydam. Poza tym ktoś musi się zaopiekować końmi i pochować Ranai.

Keira wyglądała na zdruzgotaną. Podniosła się powoli i podeszła do wozu, by wziąć z niego jedną z łopat. Popatrzyła jeszcze raz na martwą po czym odeszła na pobocze drogi i zaczęła kopać.
Grimo wahał się przez chwilę, a potem ruszył śladem przyjaciół. Miał nadzieję że będzie w stanie znaleźć, pozostawione przez biegnących kumpli, ślady.
Z podążaniem śladem grupy nie miał trudności nawet ktoś nie potrafiący tropić jak Grimo. Połamane gałęzie i trawy wskazywały kierunek w którym udali się towarzysze krasnoluda. Wertepy i długie szaty ksenomanty nie ułatwiały marszu krótkonogiemu krasnoludowi, ale nieustępliwie posuwał się do przodu. W końcu po kilku godzinach stanął przed chatą. Drzwi były otwarte a ze środka dobiegały krzyki i odgłosy walki. Krążące na domostwem kruki krakały złowieszczo.
 
Komtur jest offline  
Stary 10-11-2015, 15:27   #34
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Na takie plugastwo sposób jest jeden, przelew krwi...


Ss'aris wyskoczył do przodu. Nie patrzył co robi reszta Nieposkromionych, nie musiał, w bitewnym rytmie każdy z nich tańczył na swój sposób, a oni wiedzieli jak stawiać kroki, by się wzajemnie nie podeptać.
-En Garde! - ryknął wyprowadzając paskudne pchnięcie na nogę horrora, było ono jednak jedynie zwodem, a gdy bestia chwyciła przynętę podskakując, fechmistrz skręcił nadgarstek uderzając od dołu na korpus. Horrora spojrzał na niego, jakby chciał zmusić do zmiany kierunku ciosu, ale Ss'aris pozostał nieugięty. Trzasnęły małe wyładowania elektryczne i ostrze zostawiło długą przypaloną smugę na czymś, co prawdopodobnie było klatką piersiową potwora. Chwilę potem szermierza nie było już na miejscu, spojrzawszy lekko w górę widać było jak trzyma się jednej z belek stropowych w dość nietypowej pozie, z rapierem wciąż wycelowanym w horrora, który przytłoczony bólem padł na podłogę, jednakże bardzo szybko się z niej poderwał.
Czekając na kolejny moment do ataku, zauważył jak opętany ork odsłonił prawy bok, puścił się więc, przetoczył po podłodze i pchnął tworząc mu paskudną ranę tuż pod żebrami, przeciwnik wytrącony z rytmu chybił swojego celu, na który zamierzał się właśnie paskudnymi pazurami. Chwilę potem horror, najwidoczniej wyczuwając okazję wyprowadził swoimi dziwnymi szponami dwa uderzenia w plecy Ss'arisa, ten jednakże pierwszego z łatwością uniknął, a drugie spokojnie sparował, wykonując przy tym zgrabny piruet. To właśnie był Ognisty Tancerz, płomienia nie da się dotknąć, a za każdym razem gdy on dotknie ciebie, odczujesz to boleśnie.
Kitaan wszedł w tym momencie Ss'arisowi nieco w paradę, ale sprawił że ork stracił równowagę, co szermierz natychmiast wykorzystał, uderzając w pozbawione osłony podbrzusze, zostawiając paskudny choć nie tak groźny jakby chciał, ślad. Horror najwidoczniej uznał że poszuka sobie łatwiejszego celu i skierował ataki na drugiego z szermierzy, jednakże Nui również zdołał uniknąć jego uderzeń.
Fechmistrz usłyszał ryk, to Bluszcz posłał szczęśliwą strzałę i zakończył żywot horrora, którym planował zająć się t'skrang...
-To był mój przeciwnik! - warknął do wietrzniaka po czym z furią wbił ostrze w gardło żyjącego jeszcze orka i kończąc jego nędzną egzystencję.
Zobaczył jak ork rzężąc osuwa się na ziemię, nie nieruchomieje jednak. Jego ciałem wstrząsają coraz silniejsze konwulsje. W końcu w erupcji krwi i flaków i przy odgłosie rozrywanych powłok brzusznych i skóry stanowiącej pancerz na zewnątrz wydostaje się potwór, który siedział w środku. Choć łudząco podobny do dopiero co zabitego horrora jest jednak dobre półtora raza większy i ma kilka szponiastych wypustków więcej. Po jego obślizgłej skórze ściekają pozostałości płynów ustrojowych żywiciela.
Stwór od razu stanął na muskularnych nogach, zmierzył przeciwników spojrzeniem swych paciorkowatych, smolistoczarnych oczu, rozwarł pysk zaopatrzony w dwa rzędy szablastych zębów i ryknął. Nie był jednak głupi. Zamiast rzucić się na ślepo do ataku postanowił zapewnić sobie wsparcie. Spojrzał na rozszarpane zwłoki leżące w kałuży krwi na podłodze. Rozwarł bezgłośnie pysk patrząc na ciało swojego żywiciela. Wtem ku swojemu zdziwieniu Ss'aris zauważył jak świeżo położone przez niego zwłoki ożywają. Ork podparł się rękami po czym z pewnym trudem wstał patrząc na całą grupę całkiem przytomnym jak na trupa wzrokiem.
Nie czekając aż bestia zadziała, Ognisty Tancerz znów ruszył w bój wyprowadzają serię pchnięć, mających wybić przeciwnika z równowagi, po czym potężnym ciosem postanowił przebić mu korpus nad szyją. Chyba znów przeczuwając paskudne następstwo bycia trafionym horror skupił na Ss'arisie wzrok próbując zmusić go do zmiany trajektorii, jednakże bezskutecznie. Rapier błyskając małymi piorunami odnalazł swój cel i chyba przebił jakiś istotny narząd, bo horror dość niemrawo podnosił się po powalającym impecie uderzenia.
Kolejne pchnięcie, wyprowadzone niedługo po pierwszym miało zakończyć żywot potwora, tym razem jednak moc horrora okazała się większa i ostrze ześlizgnęło się z właściwej trajektorii przemykając tuż jego obok głowy. Wykorzystując uzyskane otwarcie bestia uderzyła jednakże jej cios ześlizgnął się po pancerzu z krwawych kamieni, zostawiając jednakże dość bolesnego siniaka.
~Jak nic nadwyrężony mięsień. - podsumował fart horrora w myślach.
W tym czasie pod naporem pazurów orczego ożywieńca Kitaan i Grimo, który pojawił się chwilę wcześniej padli na ziemię, tracąc przytomność.
Ss'aris wiedział że musi zadziałać prędko, pozbawiony mocy swojego pasożyta ork powinien legnąć trupem ponownie. Wyskoczył w górę, odbił się od belki i gdy znalazł się nad horrorem wraził ostrze głęboko, przebijając to co można by nazwać sercem.
-Giń ścierwo! - ryknął t’skrang pogrążając ostrze po raz kolejny w ciele potwora.
Celny cios Ss’arisa sprawił, że horror wydał przeciągły pisk, po czym padł na ziemię wywalając długi rozwidlony jęzor. Jeszcze w opadającego horrora, już i tak martwego Nui pchnął swym rapierem, trafiając prosto w oczodół. Rapier wbił się głęboko, czyniąc okropną ranę. T’skrang z trudem wyjął ostrze. Musiał zaprzeć się przy tym nogą o łeb potwora, omal się nie wywracając.
Bluszcz krzyknął triumfalnie i wzniósł rączki w górę. W tej samej chwili ożywiony przez horrora ork-władca zwierząt też padł bezwładnie na ziemię. Widać gdy zabrakło woli, która kazała mu żyć nie był w stanie kontynuować swej bluźnierczej egzystencji.
-Ha! I tak to się powinno robić! - krzyknął triumfalnie, po czym otarł ostrze i schował je do pochwy.
 
Eleishar jest offline  
Stary 12-11-2015, 20:57   #35
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Błysnęły ostrza.
Kitaan schowany za Blaskomiotną wyprowadził szerokie cięcie mieczem. Pewny, prosty i mocny cios, nijak niepodobny do finezyjnej szermierki w wykonaniu fechtmistrzów, przebił grubą i twardą skórę horrora i pozaziemska jucha bryzgnęła wokół znacząc ciemnymi znakami ściany, ubrania i oręż. Chwilę później dołączył Ss'aris i wspólnie powalili bestię. Ale nie zamierzała ona zdychać, o nie! Zerwała się na równe nogi brocząc krwią. Zatoczył się nieco gdy niczym szerszeń ukąsiła go strzała Bluszcza, jednak wciąż był zwinny, umknął przed kolejnym kitaanowym ciosem, pomny na ostrość zbrojmistrzowskiej klingi. Jednak słanial się już, Bluszcz z Ss'arisem zapędzali go już w kąt i wygląda na to, że mieli zamiar zaraz dobić.
Widoczność w hełmie bywa nieco ograniczona, zwłaszcza w pomieszczeniach, chwilę więc trwało zanim zorientował się, gdzie jest drugi z przeciwników. Ork okazał się być adeptem, groźnym adeptem... zignorować pazury Władcy Zwierząt to proszenie się o śmierć. Kitaan znów wzniósł tarczę stawiając zaporę między sobą a wrogiem i opuścił morderczą stal na horrorowego niewolnika. Ponownie ciało pękło pod ostrym jak brzytwa metalem, chrupnęły pękające kości. Ork zwalił się na ziemię a czarna krew na ostrzu zmieszała się z czerwoną.
Dobił go Nui, a w tym samym czasie celna wietrzniacka strzała zakończyła żywot horrora.

Emocje po walce zaczęły nieco opadać, gdy ciało wciąż obficie krwawiące, martwe ciało Dawcy Imion zaczęło drgać. A potem wydarzenia potoczyły się szybko, niczym migoczące barwy w therańskim kalejdoskopie.
Z trzewi wyskoczyła bestia, większa i groźniejsza. Plugawa magia zawirowała i znów rozgorzała walka, z tymi samymi, a jednak groźniejszymi przeciwnikami. Kitaan pamiętał jeszcze, że do chaty wpadł Grimo mieszając się w rozróbę, on sam ciął ożywione truchło orka, które zamierzało go rozszarpać, ale zbyt wolno i zbyt niecelnie. Cios, który powinien zdekapitować żywotrupa zaledwie obciął mu ucho i zdjął skalp wielkości wietrzniackiej dłoni.
A potem żywotrup wpadł na Kitaana i lawina ciosów uderzyła w zbrojmistrza niczym szponiaste tsunami.
Mieczowładny przyjął szał pazurów na tarczę, Blaskomiotna z łatwością wytrzymała uderzenia magicznych szponów, które mogłyby wybebeszyć słonia. Jednak żywotrup odepchnął tarczę w bok, a nim zbrojmistrz znów się zastawił następne ciosy spadły już na kitaanowy kirys. Hartowana stal starła się z magią wrogiego adepta, jęcząc i sypiąc iskrami. W końcu napierśnik pękł, zwisając na skórzanych pasach, ork chlasnął elfa po piersi i brzuchu. Przeszywanica, która nie była przeszkodą dla jego szponów nasiąkła krwią.
Wszystko zrobiło się czarne...
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 12-11-2015 o 20:59.
TomaszJ jest offline  
Stary 13-11-2015, 20:46   #36
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację

Oto wpadli do zabudowy, w całej swej wspaniałości! Nieposkromieni Pogromcy wdarli się do pomieszczenia z uniesioną bronią, gotowi na wszystko. Przystanęli nieomal w biegu. Nui, który przez swe niedopatrzenie został z tyłu akurat w najważniejszym momencie, zatrzymał się wpadłszy na plecy towarzyszy. W pysku wciąż trzymał niedojedzone jabłko, kiedy spóźniony, dobywał rapiera. Stając na palcach dostrzegł wroga. Horror już czaił się do skoku w lewym rogu chaty. Ork natomiast jakby zaskoczony zerwał się z łóżka. Wszyscy zaatakowali horrora, lecz nie Nui. Nui wiedział, że ork może być równie niebezpieczny.

- Argh! – krzyknął rzucając weń niedojedzonym jabłkiem.

Trafił pięknie. Prosto w czoło.
Jabłko potoczyło się ze stukotem po nagich deskach. Kiedy się zatrzymało Nui podniósł wzrok, a trafił on bezpośrednio w oczy potężnego orka. Wyraźnie rozeźlonego.

Nui przełknął głośno ślinę.

Ork rzucił się w szale na Nui. Ten stał nieomal nieruchomo, jakby sparaliżowany strachem, lecz widać było w jego oczach, żartobliwy błysk. Paraliż ten był jedynie udawany! Gdyby tylko pierwszy cios miał sposobność w jakikolwiek sposób mu zaszkodzić, zareagował by natychmiast. Rozeźlony przeciwnik, źle ocenił dystans i wystarczył drobny krok w tył, by zejść z jego linii. Kolejne ataki pełne frustracji nie były lepsze. Nui obracając się przez plecy, trącił masywnym ogonem nogi orka, wytrącając go z uderzenia, a samemu, unikając reszty ciosów. Zaś jego naturalnie szybkie ruchy pozwoliły wymierzyć cios w zwróconego doń tyłem przeciwnika. Czerwona posoka skropiła pomieszczenie. Odskoczył od przeciwnika by uniknąć walki w bliskim zwarciu. To byłoby niekorzystne dla niego, skoro posługiwał się rapierem, lecz oto Kitaan nadbiegł z lewa, wywracając rozwścieczonego orka.

- Czy to naprawdę było konieczne? – zapytał, lecz gdy głos dobiegł uszu elfa, Nui już tam nie było. Za to jego rapier dźgał leżącego przeciwnika. Nawet nie zauważył atakującego go z drugiej strony horrora. Poruszał się szybko i to wystarczyło, by oba ataki chybiły. Kiedy wreszcie go zauważył, ze zdziwieniem stwierdził, że horror tuż obok niego, za przykładem orka, właśnie pada martwy ugodzony strzałą Bluszcza.

- Czy wszyscy to widzieli? Bo nie zrobię tego ponownie ha! Ileż... – urwał bowiem- zwłoki orka zaczęły drgać w przypływie magii.

- Amolta! Amolta shivoam!
Nui doskoczył by dźgnąć drgające ciało, lecz na nic się to zdało, z wnętrza wyskoczył półtora razy większy krewniak znanego już im horrora. Nieco oszołomiony Nui ruszył wreszcie za przykładem Ss’arisa i wspólnie napierali na potwora. Padł szybko, a kiedy padał Nui chwilę jeszcze męczył się z wciśniętym zbyt głęboko rapierem.

- Nie mogę wyjąć... – usprawiedliwił się przed Ss’arisem, kiedy ten chwilę patrzył jak Nui męczy się ze swoją bronią- ...pewnie w kość wlazło. – Nui naparł na czaszkę nogą i prawie się przy tym wywracając, oswobodził rapier.

Bluszcz krzyknął triumfalnie i wzniósł rączki w górę. W tej samej chwili ożywiony przez horrora ork-władca zwierząt też padł bezwładnie na ziemię. Widać gdy zabrakło woli, która kazała mu żyć nie był w stanie kontynuować swej bluźnierczej egzystencji. Nieprzytomni Kitaan i Grimo powoli odzyskiwali przytomność. Bluszcz zabrał się zaś do przeszukiwania chaty. Wiele do szabrowania nie było. Znajdowały się tu tylko łóżko, zydel i niedbale sklecony stół. Jednak gdy wietrzniak zajrzał pod łóżko aż westchnął.

- Tu jest skrzynia!- zawołał do towarzyszy.

Z pomocą t’skrangów wyciągnął ją spod łóżka. Na szczęście nie była zamknięta. Gdy ją otwarli wszyscy westchnęli. Była po brzegi wypełniona srebrnymi throalskimi monetami. Ork jak się okazało zgromadził całkiem spory majątek zanim został opętany przez horrora.
Bluszcz zafrasował się na chwilkę.

- Chyba pomożecie mi je zanieść do drogi? Nie udźwignę tylu monet.

-Za to ja udźwignąłbym Ciebie razem ze skrzynią, mały przyjacielu. - zaśmiał się Ss’aris

Nui sięgnąwszy po prześcieradło orka, starannie czyścił teraz nim swój rapier i z pełen zadowolenia zapytał, śmiejąc się przy tym:
- Grimo, Kitaan, poszliście śladem Wielkiej Keiry? Phr! Właśnie! Co z nią? Idziemy dalej bez tej jędzy? - Nui czyścił broń jeszcze chwilę, po czym wykonał kilka cięć w powietrze, odtwarzając kilka sekwencji z minionej walki by zachowały się w pamięci, po czym schował ostrze do pochwy.

-Jeśli pójdziemy dalej bez tej, jak to określiłeś jędzy, to zostanie nam do wykonania zadanie, ale nie dostaniemy za nie zapłaty, czyli bez sensu. - podsumował go Ss’aris - Keira pewnie została przy naszych wierzchowcach, o ile z nimi nie uciekła, by wystawić nas na pastwę swoich rzekomych oprawców.

Nui zmierzył się wzrokiem ze swym krewniakiem i przyjął prześmiewczo przemądrzałą pozę.
- ...a czy ja mówię, żeby dalej wykonywać to zadanie? Phr! Po konie rzecz phrroczywista! Ale dalej to już bez niej. I tak nie zapłaci. Że niby da wszystko co ma? Wierzycie w to?- tu ściszył głos, mimo że przecież nikt ich nie podsłuchiwał - ...a jak naprawdę chcecie odnaleźć ten kryształ… znam kogoś kto zapłaci o wiele lepiej. Tak, tak! - zatarł szelmowsko ręce, co świadczyło że jak miał w zwyczaju, znów przybrał jakąś rolę. - Będzie z pięć, sześć tysięcy srebra...- zmienił temat, oceniając zawartość znaleziska. Na pysku malował mu się niezwykle cwany uśmiech.

-Też jej do końca nie ufam, wiadomo że coś ukrywa. Ale jak nie będzie chciała zapłacić, gdy wywiążemy się z naszej części umowy, to zawsze można ją przycisnąć. - odparł spokojnie Ss’aris - Poza tym, nie uważasz że to nieco poniżej godności porządnego awanturnika zostawiać na środku szlaku kogoś, komu obiecało się pomoc? Na pewno jest to poniżej godności takiego szlachetnego szermierza, jak ja. - napuszył się.

- W takim razie jest nas już trzech - Nui spojrzał ukradkiem na Grimo - Nie przekonam was, widzę, ale miejmy się na baczności. Kiatsu kya’apas. - ostatnie słowa Nui zrozumiał tylko Ss’aris, było to stare już powiedzenie T’skrangów, rzadko dziś używane.
 
Rewik jest offline  
Stary 13-11-2015, 22:33   #37
Konto usunięte
 
Ulli's Avatar
 
Reputacja: 1 Ulli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputacjęUlli ma wspaniałą reputację
"Nieposkromieni" odnieśli kolejne zwycięstwo. Co prawda niektórzy jak Grimo, czy Kitaan prawie przypłacili to życiem, ale horrory w którymi walczyli i ich sługa skończyli o wiele gorzej. Szczególnie zadowolony był Bluszcz, który nie mógł się nachwalić przewag jakie niby miał poczynić w walce z wrogiem wszystkich dawców imion. Wietrzniakowi nie można było odmówić odwagi, ale jego udział w zwycięstwie był raczej znikomy. Niemniej towarzysze przyzwyczajeni do jego temperamentu nie wyprowadzali go z błędu. Bogatsi o górę srebra opuścili przeklętą chatę. To co zwróciło ich uwagę to brak kruków, które gdy wchodzili krążyły nad domostwem. Widać ze śmiercią władcy zwierząt zniknęła więź jaka łączyła je z tym miejscem.

Droga z powrotem do traktu była za sprawą dźwiganego srebra jeszcze bardziej męcząca niż ta, którą pokonali do chaty. Po czterech i pół godzinie dotarli do pozostawionych koni i Keiry. Kobieta dość nieoczekiwanie wybuchnęła płaczem na ich widok. Przypadła do Kitaana przytuliła się do niego i przez chwilę szlochała.

- Martwiłam się, że już was nie zobaczę- powiedziała gdy w końcu udało jej się opanować.

- Kitaanie jesteś ranny?- spytała widząc zaschniętą krew na ubraniu zbrojmistrza.

Uspokojona, że to nic poważnego poprosiła by opuścić to miejsce jak najprędzej.

- Ranai pochowana. Wyprzęgnijmy konie z wozu, by nie zginęły z głodu w zaprzęgu i ruszajmy jak najprędzej. Nie przejedziemy pewnie do zmroku więcej jak dwóch - trzech mil, ale to lepsze niż nocować tutaj.

Wszyscy się z tym zgodzili. Z wozu zabrano tylko część prowiantu i ruszyli. Tak jak przypuszczali po około godzinie zapadły ciemności. Tym razem Bluszczowi nie chciało się ruszać na polowanie. T'skrangi też wolały pozostać w obozie. Fechmistrze przeżywali jeszcze niedawną walkę. Kitaan zajęty był doprowadzaniem do porządku swojego odzienia i zbroi, podobnie Grimo. Wystawiono warty a reszta zasnęła niespokojnym snem. Keirę szczególnie męczyły koszmary. Kilkukrotnie budziła się z krzykiem. Przez sen zdarzyło jej się mamrotać coś o Tisoarze, strażniczce i krysztale. Zbudzili się skoro świt. Keira w nie najlepszym nastroju.

Po śniadaniu ruszyli w dalszą drogę. Krajobraz uległ dużej zmianie. Skończył się łańcuch górski Tylonów, który do niedawna towarzyszył naszym wędrowcom. Klimat uległ znacznemu ociepleniu, w powietrzu czuć było wilgoć. Raz po raz byli nękani przez przelotny deszcz bądź mżawkę. Zmieniała się także roślinność. Była coraz bujniejsza. Zostali otoczeni przez dźwięki typowe dla tropikalnej dżungli.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rOR8p_xMczg[/MEDIA]

Wkrótce krzewiaste zarośla przeszły w regularny las, wędrowcy zaś dotarli do długo oczekiwanego rozwidlenia traktu. Odnoga północna prowadziła na sawannę i dalej do Iopos, południowa do Przełęczy Szponu i dalej do odradzającego się orkowego królestwa Kara-Fahd.

Nieoczekiwanie powstało małe spięcie co do tego jaką drogę wybrać.

- Mylisz się wietrzniaku! Ruszyli na północ ku Iopos- przekonywała zdezorientowana Keira.

- To ty się mylisz KOBIETO! Czyżbyś się znała na tropieniu? Mówisz do największego eksperta w dziedzinie tropienia w Barsawii! Ruszyli na południe, choć zaczęli zacierać ślady. To jednak za mało jak dla mnie- argumentował purpurowy z wściekłości Bluszcz.

- A co jeśli się mylisz? Stracimy szansę na dogonienie ich.

- Nie mylę się na wszystkie Pasje!

Nie wiadomo jakby się to skończyło, gdyby tej wymiany zdań nie przerwały dziwne śmiechy i chichoty, które zaczęły dobiegać z przydrożnych zarośli. Wkrótce uszu wędrowców dobiegł delikatny dźwięk fletu. Zafrapowany Bluszcz zamilkł by po chwili ruszyć w tamtą stronę. Gdy już był całkiem blisko, nad głowy drużyny wystrzeliły spomiędzy roślin dziesiątki wietrzniaków. Roześmiane, tańczące ze sobą, niektóre grające na instrumentach muzycznych. Rozśpiewane, dokazujące towarzystwo zaczęło wirować nad ich głowami. Niektóre przedrzeźniały niedawno kłócących się Keirę i Bluszcza. Bluszcz natychmiast dał się porwać, wzbił się w powietrze i przyłączył do powietrznego tańca. Po mniej więcej minucie od grupy oddzieliła się wietrzniaczka. Jak na resztę towarzystwa wyglądała wyjątkowo statecznie.


-Witajcie w Puszczy Liaj! Zwę się Iantris i jestem starszą osady. Wybaczcie moim krewniakom, ale nieczęsto widujemy tu podróżnych a już zupełnie wyjątkowo wietrzniaki. Wierzymy, że to znak od Pasji. Zechciejcie przyjąć dzisiaj naszą gościnę. Obiecujemy dobre jedzenie, opowieści i muzykę. Jeśli macie ochotę możecie wziąć udział w konkursie obelg. Jeszcze raz zapraszam.


Kobieta - wietrzniak uśmiechnęła się do was tajemniczo i wykonała zapraszający gest. Zaraz też podleciał Bluszcz i zaczął was przekonywać.

- Proszę, proszę, proszę! Tak bardzo chcę się trochę zabawić! Jeden dzień niczego nie zmieni.

- No nie wiem Bluszczu- ostrożnie zaczęła Keira- pamiętaj, że podróżujemy z misją ocalenia Barsawii przed wielkim niebezpieczeństwem. Nie mamy czasu na zabawę. A co wy myślicie?- zwróciła się do reszty "Nieposkromionych".
 
Ulli jest offline  
Stary 19-11-2015, 07:35   #38
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
- “W jeden dzień nic nie zrobią”- Nui celowo użył słów, które z rana wypowiedziała Keira. Wypowiedział je nawet całkiem podobnym głosem. Bardziej na przekór Keirze, niż dla własnej zachcianki poparł Bluszcza, choć musiał przyznać konkurs obelg brzmiał interesująco. - Wiele dzisiaj przeszliśmy. Kitaan i Grimo potrzebują odpoczynku, a i ty Pani potrzebujesz wytchnienia.
Keira westchnęła smutno.

- Dziekuję Nui za troskę, ale bardziej od odpoczynku potrzebuję wypełnić obowiązek, który na mnie ciąży. Niemniej rozumiem, że Bluszcz bardzo pragnie zabawy z krewniakami. Może rzeczywiście masz rację. Ostatecznie już trochę dzisiaj przejechaliśmy.

-Aye, niech nasi dwaj nieszczęśnicy odpoczną, trzeba być w pełni sił gdy zajdzie potrzeba. Widać Nui, że twój język jest szybszy od miecza. - przyznał rodakowi rację Ss’aris, przy okazji lekko naśmiewając się z jego dość powolnej reakcji podczas ostatniej potyczki.

- Phr!… i rapierem z łatwością bym cię ubiegł, co wielokrotnie udowadniałem. - mówiąc to, Nui leniwie czyścił pazurem zęby. Był jednak gotów by w razie konieczności zareagować, na ewentualny atak Ss’arisa.

-Tiaaa udowadniałeś, że potrafisz błyskawicznie schować ogon pod siebie i wiać gdzie pieprz rośnie, wymachując przy tym rapierem jak dzieciak patykiem. - odpowiedział teatralnie wręcz znudzonym tonem Ss’aris, po czym ziewnął. Lubił prowokować Nui, jakby nie patrzeć to była esencja doprowadzania do starć. - Przypomnieć Ci, że jeszcze ani razu ze mną nie wygrałeś? - ziewnął szeroko i zmrużył oczy. Czuł pod łuskami jak w powietrzu rośnie napięcie, jeszcze trochę nacisku i powinno wystrzelić.

- Przypomnij, przypomnij… bo jakoś nie pamiętam! - Nui odstąpił na dwa kroki i wyciągnął swój rapier mierząc nim w Ss’arisa - ...coś mi się wydaje, że to nie mi pamięć szwankuje, przyjacielu!

-Wedle życzenia. - zachichotał - Ale zaczekajmy z tym, aż dotrzemy na miejsce postoju, nie chcemy przecież wyjść na nieokrzesanych siepaczy, prawda?

- Pomyślałbym, że tchórzysz, lecz za dobrze cię znam! Doskonale wiem, kiedy trzęsiesz się ze strachu, bo nie raz to widziałem. Niechaj będzie... - Nui schował rapier na miejsce i przybrawszy śmiertelnie poważną minę wrócił do toczonej rozmowy

- Co to za obowiązek, który spędza ci sen z powiek pani?- zapytała zatroskana Iantris.

- Musimy odzyskać skradziony przez czcicieli Raggoka artefakt. Właśnie ich ścigamy. W niepowołanych rękach jest bardzo niebezpieczny.

Iantris zamyśliła się.
- Niech zgadnę, jedenastu ubranych na czarno ponuraków i jeden mężczyzna w bogato zdobionej szacie wskazującej na adepta sztuki magicznej?

- Tak! Widzieliście ich?- spytała z nadzieją Keira.

- Pojechali na południe. Nie dalej jak wczoraj. Nie zrobili na nas dobrego wrażenia, wiec schowaliśmy się przed nimi. Jesteśmy pokojowo nastawionym ludem.

-Niby pokojowy z was lud, ale wojować na słowa lubicie. - zaśmiał się Ss’aris - Chyba że to zaproszenie na konkurs obelg było zwykłą uprzejmością, a mając przeciwko sobie język równie ostry co miecz pochowacie się po dziuplach. - zakpił, prowokująco.
-... i szybki… - wtrącił między słowa Nui, potakując kpiąco.

- Od wojowania na słowa t’skrangu nikomu nie stanie się krzywda- pośpieszyła z odpowiedzią Iantris- co najwyżej ucierpi duma jeśli ktoś ma ją nazbyt wybujałą. Ale to akurat może wyjść tylko na zdrowie. Jeśli tylko masz ochotę będziesz mógł się zmierzyć z naszymi prześmiewcami.

-Ależ oczywiście, że mam ochotę. - odparł entuzjastycznie Ss’aris.

- Ha!- zakrzyknął Bluszcz- Widzisz wątpiąca Keiro kto ma teraz rację? Powinnaś przeprosić, że zanegowałaś moje kompetencje.
Wietrzniak wypiął pierś i popatrzył na Keirę z wyższością.

- Oczywiście przepraszam. Chociaż nic z tego nie rozumiem. Czego Veneron może szukać na południu? Muszę sobie wszystko przemyśleć.
Keira wyglądała wyraźnie na zafrasowaną.

-Jak na tak doświadczoną awanturniczkę, wykazujesz się momentami wręcz dziecięcą naiwnością. - burknął Ognisty Tancerz, jakby chodziło o oczywistą oczywistość - Veneron zapewne spodziewa się pościgu, więc zmierza w kierunku jak najbardziej oddalonym od naszego kolejnego celu. Tym sposobem minimalizuje prawdopodobieństwo naszego sukcesu, na wypadek własnej porażki, a przynajmniej ma taką nadzieję, bo nie wie z kim ma do czynienia! - odparł zamartwiającej się iluzjonistce, jak zawsze pewny siebie.

- Nie siedzimy w głowie Venerona - powiedział Kitaan, wciąż osłabiony po odniesionych ranach - I dlatego właśnie jest to pościg. On wybiera dokąd ucieka, my go gonimy. Gdybyśmy wiedzieli dokąd zdąża, wynajelibyśmy podróż powietrznym statkiem, jak wcześniej sugerowano, zaczaili się na nich na trakcie i wówczas nazywało by się to "zasadzką".

-No to też prawda, przewidując ruchy celu zyskalibyśmy znaczącą przewagę. - przytaknął elfowi szermierz.

- Wszystko będziecie mogli przemyśleć przy poczęstunku i dobrej zabawie. Zapraszam, chodźcie z nami.- powtórzyła zaproszenie Iantris.
Ponieważ nawet Keira nie była przeciwna przyjęto gościnę. Tylko Grimo był milczący i zamyślony, ale złożono to na karb ksenomanckiego usposobienia. Niestety wietrzniaki nie potrzebowały ścieżek przez dżunglę, leciały po prostu ponad zaroślami. Za to drużyna musiała się przedzierać przez gęste zarośla. Jedynie Ss’aris na swoim latającym fotelu mógł lecieć jak wietrzniaki górą. Na szczęście osada nie znajdowała się daleko od traktu. Po mniej więcej piętnastu minutach byli na miejscu. Znaleźli się na sporej polanie z rosnącym pośrodku ogromnym drzewem na którym znajdowały się domki wietrzniaków. U podnóża drzewa znajdowała się grota, którą wskazano drużynie jako miejsce gdzie mogą złożyć swoje rzeczy i jeśli mają taką ochotę odpocząć przed ucztą. Tymczasem wietrzniackie plemię trudziło się przy przygotowaniu poczęstunku. Na wielkich płachtach na łące zaczęto gromadzić drewniane naczynia, znosić owoce, miejscowi myśliwi oporządzili pekari i zaczęli je piec na ruszcie nad wielkim ogniskiem. Polanę wypełnił gwar rozmów i śmiechów. Wietrzniackie dzieci bawiły się w berka między pracującymi przy organizacji przyjęcia dorosłymi. Słońce przemieściło się na zachód i nastało późne popołudnie. W końcu wszystko było gotowe i Iantris zaprosiła gości do “stołu” i przemówiła.

- Dzisiaj radosny dzień. Za sprawą Pasji spotkaliśmy naszego krewniaka z dalekich stron i możemy gościć jego przyjaciół. Dzielimy się więc tym co za sprawą Jaspree dała nam dżungla. Bawcie się i radujcie na chwałę Pasji.

Koniec przemówienia został przyjęty oklaskami i radosnymi okrzykami. Rozbrzmiała muzyka.

Część wietrzniaków zaczęła pląsać w parach lub w pojedynkę, inni posilali się i wypytywali “Nieposkromionych” o przygody.

-Dziękujemy bardzo za tak miłe przyjęcie panno Iantris. - odezwał się do starszej młody szermierz. - Opowieści wam się zachciewa? Posłuchajcie zatem historii z czasów zanim ta zacna grupa przybrała swój obecny kształt. - zrobił dramatyczną pauzę - Byłem wtedy, proszę ja was chłystkiem który niedawno wszedł w wiek dorosły, jednakże memu talentowi do walki już wtedy równych nie było. - czy ktoś spodziewał się że fechmistrz nie będzie opowiadał o sobie? wątpliwe. - Wiedząc jak wspaniałe posiadam umiejętności, zgłosiłem się do turnieju szermierczego, organizowanego w najbliższym mieście. Przyznam że nie było to zbyt pasjonujące przeżycie i nad zwycięstwem nie musiałem się szczególnie napracować. - ton Ss’arisa wyraźnie wskazywał, że nie widział w swym zwycięstwie sprzed lat nic niezwykłego - To co zasługiwało na prawdziwą uwagę tamtego dnia, wydarzyło się już po turnieju. Z mieszkiem ciężkim od nagrody udałem się do najlepszej gospody, by godnie uczcić swój sukces. Racząc się doskonałym posiłkiem i winem, spostrzegłem że ktoś mastruje mi przy sakiewce, więc zgrabnie podciąłem delikwentowi nogi, mym niezawodnym ogonem. Wstaję ja Ci od stołu, by pouczyć w mym mniemaniu wyjątkowo rozczarowanego przeciwnika z turnieju i nagle języka w gębie zapominam. Mnie Ognistemu Tancerzowi zabrakło słów, albowiem na podłodze nie leżał żaden wątpliwych zdolności szermierz, a piękna elfka. Oh jakże piękna… Jako gentleman pomogłem jej wstać, a że byłem w dobrym humorze zaprosiłem ją do stolika i nawiązałem konwersację. Tamten dzień odmienił moje życie, wtedy bowiem narodziła się moja przyjaźń z Yandii, Uśmiechniętą Złodziejką. I właśnie od naszej dwójki zaczęła się formować ta awanturnicza drużyna, którą dziś macie okazję podziwiać. - dokończył z uśmiechem, spodziewając się, że wietrzniaki i tak zaczną zadawać pytania.
 
Rewik jest offline  
Stary 19-11-2015, 19:46   #39
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Bitwy nie tylko na słowa...


Wietrzniaki skupione wokół gości przycichły na chwilę zasłuchane w opowieść. Gdy Ss’aris skończył zaczęły głośno między sobą ją komentować. W końcu jakiś młody wietrzniak zebrał się na odwagę i zadał pytanie Ss’arisowi.

- Nie ma z wami elfki. Chyba zmyśliłeś całą opowieść. Poza tym nie chce mi się wierzyć, że rzeczywiście wygrałeś ten turniej.
Niektóre z wietrzniaków zaczęły się śmiać, inne popatrzyły na t’skranga co ten odpowie.
-Yandii nie żyje, nie chcę wdawać się w szczegóły jej śmierci. Ale każdy z moich towarzyszy może wam o niej opowiedzieć jakąś ciekawą historię. - odparł Ss’aris - A o moich umiejętnościach szermierczych zdążycie się dziś jeszcze przekonać.

Młody wietrzniak zaczerwienił się i grzecznie przeprosił. Po chwili kłopotliwego milczenia wróciła jednak wesołość i na nowo rozbrzmiały rozmowy.



Gdy już zabawa na dobre się rozkręciła i zaczęło się ściemniać Iandris wstała i przekrzykując gwar ogłosiła.
- Moi drodzy pora na konkurs obelg.
Zebrane wietrzniaki wydały radosny okrzyk.
- Czy są chętni?
Wystąpiło dwóch wietrzniaków.
- A, Thoniant i Kirwaldin! Zaczyna Kirwaldin. Do czterech obelg. Potem wydamy werdykt.
- Thoniant to nasz myśliwy, za to Kirwaldin jest adeptem iluzjonistą, na razie dość niskiego kręgu- szepnęła do “Nieposkromionych”, którzy siedzieli tuż przy niej.
Blondwłosy wietrzniak zmierzył swojego rywala pewnym siebie wzrokiem i powiedział.

- Jesteś ślepy jak golec piaskowy i zręczny jak hipopotam.
Publika zareagowała śmiechem, ale zaraz umilkli.
- Na twe sztuczki nie nabrałoby się nawet stado pijanych małp.
Odgryzł się łowca.
- Pijana małpa to jedyne co jesteś w stanie upolować, pod warunkiem, że sama nadzieje się na twoją włócznie.
-Jesteś równie wyszczekany jak harpia i tak samo urodziwy.
- Ty za to ze swoją urodą miałbyś szansę jedynie u pangolusa i to u tego bardziej zdesperowanego.
-Jak dla mnie, to żaden z nich nie miałby szans, nawet u zdesperowanego pangolusa… - szepnął Ss’aris do Iandris, chichocząc złośliwie.
- Powiedział wężowy język, którego jedyną umiejętnością jest zwodzenie i okłamywanie innych.
- Lepszy inteligentny i wygadany iluzjonista niż myśliwy ofiara.
- Twoja matka miała rogi!
Po ostatniej obeldze publika zareagowała brawami zaś Iandris przemówiła.
- Który według was zasłużył na wygraną?
Wietrzniaki zaczęły wykrzykiwać nazwiska swoich ulubieńców. Jedni krzyczeli Thoniant, inni Kirwaldin.
Iandris unosząc ręce uciszyła zebranych.
- Pojedynek był remisowy, ale tradycja mimo wszystko nakazuje wskazać zwycięzcę. Wobec czego ostateczna decyzja należy do mnie. Wskazuję Kirwaldina.
Wietrzniaki nagrodziły wybór brawami, zaś niedawni przeciwnicy uścisnęli sobie dłonie.

- A może ktoś z was chce się zmierzyć z Kirwaldinem?- zaproponowała “Nieposkromionym” Iandris.
-A ja chcę oczywiście! Mali egoiści nawet nie pomyśleli, że ktoś może skutecznie podciąć im skrzydełka! - udając oburzenie zgłosił się Ss’aris.
Iandris zaśmiała się dziewczęco.
- Byłam pewna, że któryś z was się zgłosi. Kirwaldinie reprezentuj nas godnie. Proponuję by zaczynał zwyciężca. Zasady bez zmian.

Kirwaldin zmierzył oceniająco wzrokiem Ss’arisa odchrząknął i rozpoczął pojedynek.

- Spod jakiego kamienia wypełzłaś przerośnięta traszko i czym się zajmujesz poza łapaniem dżdżownic? To może uatrakcyjnić pojedynek.
-Nie wiem czy jest sens bym Ci o tym opowiadał. I tak nie zrozumiałbyś celu czynności bardziej skomplikowanej niż polowanie na robale. - zriposotwał t’skrang
Wietrzniak zaśmiał się.
- My wietrzniaki nie polujemy na robaki chyba, że wybieramy się na ryby. Widać trafiłem w czuły punkt skoro tak się uczepiłeś tematu dżdżownic. No nic, żałuję, że nie nakopałem pewnej ich ilości. Dałby ci je, ty byś się na nie rzucił i miałbym wygraną w kieszeni. Widzę rapier u twego boku. Służy do czegoś innego poza grzebaniem w ziemi za dżdżownicami i drapaniem się po plecach?
-Świetnie robi się na nim szaszłyki z małych skrzydlatych istotek. Aczkolwiek gdybym spróbował tego z Tobą, twoje ego pękłoby po ukłuciu jak balon i pewnie nic by z Ciebie nie zostało. - uśmiechnął się drapieżnie Ss’aris.
Kirwaldin zaśmiał się dźwięcznie.
- Doprawdy, t’skrang wyglądający na fechmistrza martwi się o ego biednego wietrzniaka. Wzruszyłem się.- tu wietrzniak wykonał ruch jakby ocierał łzę- jak to mówią “szewc bez butów chodzi”. Twój dowcip jest równie cięty co u pijanego trolla i założę się, że cechuje cię ta sama zręczność. Lepiej dla ciebie byś unikał ostrych narzędzi ofiaro.
-A wiesz, poznałem swego czasu trolla, który nadał swojemu toporowi imię “Dowcip”, ustrojstwo było tak ostre że cięło kamienie bez zarysowania. Raz po pijaku uciął nim skrzydełka jednemu wietrzniakowi. - zaśmiał się Ss’aris. Wplatając dodatkową aluzję w ripostę liczył na dodatkowe “punkty” - Jeśli zaś ja miałbym przerzucić się na coś naprawdę tępego, to musiałbym zacząć machać Tobą jako orężem.
Wietrzniak ponownie się zaśmiał i aż zaklaskał w uznaniu wysiłków przeciwnika.
- Jeśli dał się podejść jakiemuś pijanemu, niezdarnemu trollowi to wcale mi go nie żal. Co zaś do posługiwania się wietrzniakiem jako bronią to jest to jakaś myśl. Przynajmniej wtedy nie zrobiłbyś sobie krzywdy. Inna sprawa jak taka niezdara złapała by wietrzniaka. Zmień lepiej dyscyplinę. Może spełniłbyś się jako trubadur. W opowiadaniu bzdur jesteś całkiem niezły. Co ty na to?
-Wydaje mi się, że pałka model wietrzniak miałaby tendencję do lecenia właścicielowi z rąk. A złapanie wietrzniaka, który widzi tylko czubek własnego nosa, to żaden wyczyn. - zakpił t’skrang - Ty za to doskonale sprawdzasz się w swojej dyscyplinie. Przez chwilę niemal uwierzyłem, że iluzja Ciebie jako kogoś kto zna się na kpinach jest prawdziwa.

Wietrzniaki oglądające turniej zaczęły spontanicznie bić brawo, gdy padła ostatnia obelga. Śmiały się i głośno komentowały. Kirwaldin podszedł do Ss’arisa i podał mu swoją drobną rączkę gratulując udanego pojedynku. Iandris wstała i uniosła ręce próbując uciszyć towarzystwo. Gdy zebrani trochę się uspokoili przemówiła.

- Pojedynek był bardzo wyrównany. Niemniej prawa gościnności i sprawiedliwość nie pozwala mi ogłosić innego wyniku jak zwycięstwo naszego gościa. Brawo Ss’aris.
Podniosła się wrzawa i wszyscy jeszcze raz zaczęli bić brawo.
- Niestety nie przewidzieliśmy żadnych nagród poza naszym uznaniem. To musi ci wystarczyć. A teraz bawmy się dalej.
-To mi w zupełności wystarczy. Przednio się ubawiłem podczas tego pojedynku. - odparł t’skrang z uśmiechem.
-Dobra, teraz pokażę wam że ostrzem fechtuję nie gorzej niż słowem. - powiedział podnosząc się z miejsca - Nui, chciałeś żebym odświeżył Ci pamięć, więc stawaj! - to rzekłszy odskoczył w tył dając popis kilku figur akrobatycznych i wylądował zgrabnie przed ogniskiem mierząc czubkiem rapiera w swego pobratymca.

Nui patrzył na popisy Ss’arisa, jak starszy brat na wymachujące drewnianą szabelką rodzeństwo. Zresztą był nawet kilka lat starszy od Ss’arisa.
- Tylko nie zrób sobie krzywdy, młodzieńcze. - Spokojnym ruchem, z cholewy buta wyjął sztylet i odwinął materiał, który go zabezpieczał. Chwycił go w prawą rękę (był bowiem leworęczny). Lewą ręką sięgnął po swój rapier..
- Odsuńcie się - polecił zebranym, po czym sam ustawił się w szermierczej postawie. - Do trzech trafień, lub jednego sztychu kończącego, bo z takim artyzmem więcej raczej nie przetrzymasz...- zaproponował, poprawiając skórzane rękawice.
-Zobaczymy słowiku czy tak samo zaśpiewasz gdy złoję Ci skórę. - uśmiechnął się złośliwie, ale z nutą politowania
-En garde! - zakrzyknął i wystrzelił jak sprężyna, błyskawicznie skracając dystans. Nui nie miał nawet czasu na unik i płaz ostrza uderzył go w ramię. - Punkt! - uśmiechnął się Ss’aris.
Nui nie odpowiedział nic, tylko wykorzystując sytuację, odbił rękę Ss’arisa, czyniąc dla siebie przestrzeń i pchnął najpierw rapierem, lecz Ognisty Tancerz uskoczył przed ciosem, demonstrując niebywały refleks. Nui skrócił dystans doskonałą pracą nóg, a śladem rapiera, ruszył sztylet trzymany w drugiej dłoni. Oba ataki były błyskawiczne. Wprawny szermierz zauważyłby, że pierwszy cios był jedynie pozorowany. To sztylet miał dosięgnąć celu.
Nui był szybki, ale nie dostatecznie, Ss’aris błyskawicznie odskoczył wykonując zgrabne salto w tył i przypadł w rozkroku do ziemi podpierając się lewą ręką.
Nui przystanął, jakby samemu nie dowierzając temu czego był świadkiem. Nie miał jednak czasu nad tym dłużej się zastanawiać.
Ss’aris był doskonałym akrobatą i wiedział że to daje mu przewagę, z której nie zamierzał rezygnować. Zerwał się z ziemi po czym będąc już tuż tuż, wygiął się wręcz niemożliwie w tył i wykonał piruet przechodzący pod paradą Nui, po czym delikatnie nacisnął czubkiem rapiera na tył jego głowy.
-Wygrałem, co było do przewidzenia. - podsumował starcie.
- Ha! - Nui odsunął się od ostrza wymierzonego w jego głowę i odwrócił się do Ss’arisa - Rozbawiłeś mnie, a i walczysz jakbyś z cyrku pochodził! Phr! Szczęście nowicjusza, nic więcej.
-Tak Ci spieszno do kolejnego manta? No to dawaj, masz szansę na rewanż. - Ss’aris ponownie przybrał postawę. - Chociaż, przeciwko tobie to chyba przesada. - powiedział, opuszczając broń.
Nui zrobił przesadnie udawaną minę, wyrażającą ogromne przerażenie.
- Ojej! Tak się boję… co ja teraz zrobię? - spoważniał - Może przestanę dawać ci fory? Spróbuj teraz mnie trafić!
Ss’aris niespecjalnie przejął się słowami pobratymca. W dwóch susach znalazł się przed Nui, roztrącił rapierem jego ręce i uderzył płazem w jego brzuch. - To było wyzwanie? - skwitował próbę prowokacji, której jego przeciwnik chyba zdążył już pożałować.
Uderzenie nawet zabolało starszego T’skranga, jednak nie dał tego po sobie znać.
- Brawo! Z nieruchomym celem już sobie radzisz. Słuchaj dalej wujka Nui, a może pewnego dnia powalczymy na poważnie. W zasadzie możemy spróbować teraz, jeśli się nie boisz.- Nui stanął po raz trzeci naprzeciw Ss’arisa. Ten mógł dostrzec już teraz, że Nui zmienia styl walki, co było dla niego dosyć charakterystyczne. Często walczył używając skrajnie nawet różniących się stylów. Niemniej jednak nie oznaczało to, że wcześniej nie walczył na poważnie. Musiał jednak jakoś zachować twarz. Ewidentnie Ss’aris był tego dnia w znacznie lepszej predyspozycji. Nui stał się znacznie ruchliwszy i nim doszło do kolejnego zwarcia, długo krążyli wokół siebie, a Nui stosował najróżniejsze techniki mające rozbić lub rozdrażnić przeciwnika.
Młodszy z t’skrangów naprawdę poważnie zdenerwował się przez słowa oponenta, gdy tak okrążali się wzajemnie, widać było jak w jego ciele narasta napięcie. Miał swoją dumę, a Nui ją uraził, teraz będzie musiał ponieść konsekwencje. Tym razem nie skakał, ani nie fikał, zwyczajnie przebiegł tych kilka kroków, nawet nie myśląc o unikach. Jego przeciwnik najwidoczniej się tego nie spodziewał, bo już po chwili czubek rapiera Ss’arisa znajdował się pod jego brodą.
-Kto tu czyich rad powinien słuchać? - warknął.
- Khamorro! - warknął Nui w języku T’skrangów, po czym rzucił swój rapier na ziemię i bez słowa odszedł do swojego stolika. Sięgnął po kufel piwa, a ponieważ był on przystosowany dla wietrzaków, co chwila dolewał trunku. Po dziesiątym uniósł kufel do góry i już lekko pijany wykrzyknął:
- Za młodego i gibkiego Ognistego Tancerza, który jest mi jak brat i wiecznie mnie irytuje! - Nui opróżnił kolejny kufel, a dopijając głośno uderzył nim o stół.
- Mógłbyś synku podać mi rapier? - zwrócił się po chwili do Ss’arisa z drapieżnym uśmiechem
Ss’aris wsunął but pod rapier i szybkim ruchem podrzucił go w górę, łapiąc w prawą dłoń, po czym obrócił go rękojeścią do przodu.
-Oczywiście, przecież zwycięski kapitan zawsze oddaje pokonanemu jego szablę, na znak przyjęcia kapitulacji. - odparł odwołując się do starego marynarskiego zwyczaju i podsunął Nui rękojeść.
Nui przyjął swój rapier
- Dobry chłopiec. - nalał trunku do drugiego kufla- Masz. Napijmy się, bo... khik! ...na tsszeźwo nie zdzierżę…
-Już trzeźwy nie jesteś, inaczej pamiętałbyś że przegrać z “chłopcem” to jeszcze większy wstyd. - zaśmiał się przyjmując kufel - Zdrówko!
- Ja pszegrałem? Nie… nie pamiętam... kiedy? -stuknął się z Ss’arisem- zdrowie! khik!
-Teraz już ci przypominać nie będę. Do rana i tak zdążyłbyś znowu zapomnieć. - odparł z uśmiechem i wychylił kufelek.

Wietrzniaki zachęcone przez swą przywódczynie znowu niezmordowanie zaczęły tańczyć i grać na instrumentach. Niepostrzeżenie wieczór przeszedł w noc. Dodatkowym akompaniamentem dla bawiących się stały się nocne odgłosy dżungli. W całym towarzystwie tylko Keira była smutna i zdawała się nad czymś myśleć. W pewnym momencie jej oczy otwarły się szerzej jakby ze zdziwienia. Wstała i szybko podeszła do Kitaana siedzącego nieopodal.

- Wiem, wiem co zamierza Veneron. Nie potrzebuje już magicznej wiedzy zgromadzonej w Iopos. On zmierza do Tisoary, do miejsca gdzie wszystko się zaczęło. Chce wykorzystać magię, którą są nasiąknięte tamtejsze mury by zawładnąć kryształem. Musimy się śpieszyć. Ach, przeklęta noc. Trudno poczekamy.

Odeszła od Kitaana i usiadła, ale była zafrasowana i spięta. Nie interesowała się zabawą. Za to Bluszcz był w swoim żywiole. Zawarł bliską znajomość z miejscową wietrzniaczką, bardzo urodziwą zresztą. Trochę tańczyli potem usiedli przy jednej z płacht. Zamiast jedzenia bardziej zajmowały ich jednak rozmowy i żarciki. Bez przerwy chichotali. W końcu trzymając się za ręce odeszli gdzieś w mrok.
Ss’aris zamierzał zamienić parę słów z Kitaanem, ale widział że ten jest zajęty Keirą, więc siedział sobie spokojnie z napitkiem czekając na swoją kolej. Całkiem ciekawą rozmowę prowadzili, Nui oczywiście mógł mieć problemy z usłyszeniem jej, bo był już wstawiony, ale Ss’aris miał więcej umiaru, dzięki czemu mógł wytrwać na zabawach dłużej. No i lepiej mu szło podsłuchiwanie
 
Eleishar jest offline  
Stary 19-11-2015, 20:06   #40
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Kitaan, który przebrał się w stroją elfią szatę i płaszcz z migoczącej wszystkimi barwami tęczy łusek espagry podszedł do Keiry.
- W jakie jeszcze miejsca może Veneron zmierzać? Iopos było wcześniej oczywiste, teraz Tiosara. Ma jeszcze inną alternatywę? Pytam, bo znajomość jego zamiarów może być przydatna. Na razie błądzimy jak krasnoludy we mgle, kierowani przez Ciebie. A co jeżeli jedna z niespodzianek które drań nam zostawia dosięgnie Ciebie?
Kobieta uśmiechnęła się na słowa Kitaana i popatrzyła na niego wdzięcznie.

- Dziękuję ci. Nie pamiętam kiedy ktoś wypowiadał się o mnie z troską. Moim życiem rządzi obowiązek, który złożono na moje barki kiedy jeszcze byłam bardzo młodą dziewczyną. Wszystko co nastąpiło w moim życiu potem było temu podporządkowane. Teraz mam poczucie, że zawiodłam. To uczucie nie opuści mnie dopóki nie wrzucę kryształu do Morza Śmierci. Co do Venerona i tego dokąd może zmierzać i co planować to możemy spodziewać się wszystkiego, ale Tisoara jako cel ostateczny wydaje mi się pewna. No raczej ruiny Tisoary- Keira pobladła wypowiadając ostatnie zdanie- cokolwiek Veneron nie przyszykuje musimy zwyciężyć. Od tego zależą losy Barsawii. Od tego zależy to by żadnego miasta nie spotkał już los Tisoary. Mam nadzieję Kitaanie, że pomożesz mi tego dokonać. Czy mogę na ciebie liczyć?
Wypowiadając ostatnie słowa musnęła delikatnie opuszkami palców policzek elfa i uśmiechnęła się tajemniczo.
- Tu jessteś Mieczoładny! - nieco wstawiony Nui wcisnął swój wścibski łeb między dwa gołąbeczki niwecząc całą magię chwilii. Biorąc pod ramię Kitaana, poderwał go, zmuszając by wstał - Napij się z nami Kitaan! - wziął pod drugie ramię Ss’arisa, który akurat się napatoczył - Próbujemy właśnie... khik! ...z Tańczącym Ogniem ustalić nową nazwę naszej... khik!... drużyny. - odepchnął lekko Ss’arisa i uniósł dłoń do góry, wskazując coś na niebie - Nazwę, która po wszy...wszystkie wieki upamiętni Yandii. Bo musisz pszyznać… “Nieposkromieni Pogromcy” brzmi głupio... - Nui obrzucił Ss’arisa gniewnym spojrzeniem jakby to jego winił za taki stan rzeczy. Po czym zafrasował się lekko i pogrążył w milczeniu, poważnie się nad czymś zastanawiając.
- Kitaan...Czy ja wam w czymś przeszkodziłem?
-Rzekłbym że wtrąciłeś się w samą porę, bo jeszcze chwila i Kitaan nie utrzymałby swojego przyjaciela w ryzach, jeśli wiesz o co mi chodzi. - skwitował ze stoickim spokojem Ss’aris, jakby prowadzili rozmowę przy herbacie - Keira, o ile rzeczywiście ma tak na imię, zdecydowanie stara się uwieść naszego zbrojmistrza, zapewne by mieć poparcie w razie jakiegoś kryzysu. - pociągnął z kufelka - Tisoara pasuje do moich podejrzeń jak dobra rękawiczka. Będziemy musieli przycisnąć naszą nową znajomą, by wydobyć z niej kilka odpowiedzi. - wyraził swoje wątpliwości.

Keira poczerwieniała widocznie na twarzy i obdarzyła Ss’arisa przeszywającym spojrzeniem.
- Nie wiem o czym mówisz Ss’arisie! Nie sądzę by t’skrang zrozumiał moje zamiary względem…
-niedokończyła, wydawała się wyraźnie poruszona i zawstydzona- zresztą nieważne. Nie rozumiem dlaczego miałbyś mnie podejrzewać. Nie okłamałabym was w żadnej ważnej sprawie. Co do tych drobnych, no cóż, kobiety mają swoje sekrety. Kobiety iluzjonistki mają je podwójnie. Mam nadzieję, że to zrozumiesz. Bez waszej pomocy wielu dobrych dawców imion zginie. Co do tego mówiłam szczerą prawdę.- skończyła i zmierzyła t’skranga dumnym wzrokiem.

- KItaan! Mam wspaniałą myśl, godną mej wspaniałej osoby! - Nui ściszył głos i wygłosił jako swój pomysł, pomysł który najprawdopodobniej Kitaan próbował dopiero co wcielić w życie - … a jakbyś to ty tą swoją ...khik!...ładną buźką zaświecił? - Nui znów wyciągnął rękę ponad głowę i kolistym ruchem wskazał niebo - Niczym księżyc w pełni, rozsjaśnił jej mroczne obhlicze i trzymając za dłonie nadobny sekret wydobył? Hm? Kitaan?
- Zwierzanie się przyjaciołom z sekretów zdobytych od damy uznałbym za chamstwo i szczyt nieobyczajności - odparował Kitaan - Omawialiśmy ewentualne kroki Venerona. Poza tym napić się? Zanim wyzwę któregoś z was spryciarze na pojedynek obelg byłoby to wyrzucanie miażdżącej przewagi w błoto.
- Jusz mu rozum wypruła! Pozswól, że wyrównam szanse jeszcze tochę - Nui wychylił kolejny kielich, opróżniając go jednym haustem*
-Jeśli wszystko co mówiłaś jest prawdą, to dużo przed nami ukryłaś. Rzekłbym nawet, że o wiele za dużo… Poza tym, wiem że nie mówiłaś nam całej prawdy. - spojrzenie Ss’arisa było twarde jak kamień gdy mówił do Keiry - Kryształ z Tisoary zawiera w sobie esencję tysięcy horrorów, prawdopodobnie ich uwolnieni zaowocowałoby katastrofą na miarę pogromu. Mało tego, gdy wspomniałem o pieśni na jego temat przy naszym pierwszym spotkaniu i powiązałem ją z twoim zaginionym skarbem, udawałaś że nie masz pojęcia o co chodzi. A nie kto inny, tylko właśnie Ty jesteś następczynią Tigany, a może nawet nią samą skrytą pod innym imieniem…
Keira zadarła wysoko nosek pod bezlitosnym spojrzeniem Ss’arisa.
- Czyż to nie są szczegóły? Czy wiedząc jakie zagrożenie stanowi kryształ pozwolicie by był zabawką nieobliczalnych głosicieli Raggoka? Jaka różnica czy jest tam jeden horror czy tysiąc? Kryształ trzeba zniszczyć! Co zaś do imienia to tylko głupi dawcy imion funkcjonują i przedstawiają się tym prawdziwym. Wszyscy i zapewne także ty używacie fałszywych imion, więc nie wiem o co masz do mnie pretensje.
Kobieta popatrzyła błagalnie na Kitaana jakby oczekując, że ten ją wesprze.
- Ja tylko wyglądam na dżentelmena - uśmiechnął się nieładnie Mieczowładny - I generalnie zamierzałem spytać o to samo co Ss'aris. Tylko po uprzednim zmiękczeniu, które koledzy mi paskudnie przerwali.
Keira sprawiała wrażenie wyraźnie rozczarowanej. Fuknęła nawet z rozdrażnieniem.
- Nie rozumiem po prostu czego ode mnie chcecie. Powtórzę jeśli nie zrozumieliście. Nie okłamałam was w żadnej istotnej kwestii. Jeśli czegoś nie powiedziałam to dlatego, że sama mam ograniczoną wiedzę. Jeśli to już wszystko to panowie raczą wybaczyć. Położę się spać, rozbolała mnie głowa.
Przewróciła oczami, odwróciła się i ruszyła w stronę jaskiń, które wietrzniaki przygotowały dla gości.


Kitaana i Nui'ego pojedynek nieoficjalny

- No dobra, mięczaki, kto ma ochotę zmierzyć się ze stalowym umysłem zbrojmistrza? - uśmiechnął się Kitaan, podejrzewając swoją nieuchronną porażkę... ale nie bez walki. Lata słuchania bardów i fechtmistrzów, połączone z jego własnym negocjatorskim talentem i nerwami z żelaza dawały mu podstawy sądzić, że łatwo nie przegra...
- Ssz’aris. Jak myszlisz... czy będzie to zbytnim dyshonorem mierzyć się z kimś tak... khik!...miałkim?
- Masz rację. Ss'aris, może ty się skusisz, skoro Nui uważa się za zbyt miałkiego?
- Nitsz z tych rzeczy! - Nui pogroził Kitaanowi palcem - Niedość, że pięknuś to jeszcze głuchy… Wytłumaczę waćpano… o ...khik!... wi, bo widzę, że umysł niedość lotny. Ja - zabrał palec sprzed twarzy elfa i dźgnął się nim w pierś- Nui… to thakie imię. Ja pytałem, czy ty niezbyt miałki, czszyli że ty. Nie ja.
- Chyba jestem zbyt ładny, bo wszyscy mają mnie za głupiego. Przecież wiem co słyszałem. Inni też. Nie musisz odkręcać kota ogonem. To nie dyshonor przyznać, że jest się już zmęczonym. - Kitaan z politowaniem spojrzał na podpitego T'skranga... oczywiście z udawanym politowaniem, bo znał niebieskiego i jego język. Zwłaszcza po alkoholu...
- Ja odrwacam khota ogonem? Ja?! - Nui zbliżył swą rozeźloną twarz do twarzy Kitaana. Wyglądało to tak, jakby chciał doprowadzić do rękoczynów, lecz zaraz jego oblicze wypogodziło się nagle, a głos przybrał słodką i niewinną barwę - Naprawdę wszystko w buźkę poszło.
- Cóż wybacz. U Ciebie czasem trudno odróżnić - zbrojmistrz miał twarz niewiniątka.
Nui wyczuł podstęp w wypowiedzi Kitaana i wiedział, że lepiej tego pytania nie zadawać, lecz ciekawość wzięła górę.
- Co od czego?
- Ogon od pyska rzecz jasna - powiedział Kitaan, z zaskoczonym wyrazem twarzy.
- Przeciesz ja nie mam pyska, ogon gada Kitajku. To tylko ogon.
-Ktoś tu musi ratować honor naszej zacnej rasy… - westchnął Ss’aris - Dobra Kitaan, dawaj. Pokażmy naszym gospodarzom prawdziwy pojedynek na obelgi. - dorzucił z uśmiechem.
- Chwilkę, tylko dobiję - szepnął mu elf i już głośniej odpowiedział drugiemu T’skrangowi
- Masz rację, głupiec ze mnie. Od razu powinienem poznać. Pewnie że ogon, skoro z otworu poniżej takie łajno leci...
-Dobra błystek, oszczędzaj siły bo niczego ciekawego dla naszych skrzydlatych przyjaciół nie zostawisz. - wtrącił się ponownie Ss’aris by uciąć ich dyskusję.
- A było tak zabawnie - rozmarzył się Kitaan Mieczowładny, szczęśliwy jak świnia w błocie, że pokonał fechmistrza na jego własnym polu. Oczywiście pijanego fechtmistrza, ale i tak był to wyczyn!
-Zabawnie dopiero będzie przyjacielu, o ile się nie popłaczesz w trakcie. - zadrwił fechmistrz - Panno Iandris, szykuj publikę na kolejną rundę szermierki słownej! - zawołał do starszej.
- Proszę się nie krępować. Jestem pewna, że wszyscy chętnie posłuchamy- odpowiedziała starsza osady. Inne wietrzniaki na chwilę przycichły i zaczęły słuchać.


Ss'aris i Kitaan stają w szranki!

-Proponuję te same zasady co wcześniej. Do czterech obelg, zaczyna zwycięzca poprzedniego starcia. Czyli będę pierwszy, może być? - zwrócił się do swego rywala.
- Dawaj co masz najlepszego - odparł Kitaan - Języka rannego nie mam, ucha też więc oszczędzać mnie nie musisz.
-Może uszy i język w całości, ale czy aby twoje jaja mają się dobrze? W końcu, jeśli chowasz się na co dzień w stalowej puszce, musisz sobie coś rekompensować. - zaczął delikatnie, .
- Autorytetem to nie jesteś, przyjacielu. Ostatni raz jajo widziałeś, jak się wykluwałeś! - odparował równie delikatnie zbrojmistrz - poza tym wszyscy wiedzą, że Tskrangi swoje jaja zostawiają bezpiecznie w niall.
-A weź sobie wyobraź, żeby jakiś pisklak miał takiego ojca jak ja. Wpadłby w kompleksy nie mogąc dorównać niedościgłemu wzorcowi swego opiekuna. - zaśmiał się, przełykając tę dość poważną zniewagę - Powiedz mi, czy Ty w sumie nie wolisz facetów? Na co dzień błyszczysz się bardziej niż psu jajca i w sumie nigdy Cię nie widziałem z kobietą. - zakpił t’skrang
- Oczywiście, że się błyszczę! Do tego pachnę i jestem na tyle dyskretny by się nie obnosić z moimi wybrankami. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak to działa na damy... choć nie. Pewnie sobie wyobrażasz. Codziennie. A teraz wybacz na sekundę, muszę coś przemyśleć.[/i]
Kitaan zmarszczył brwi i zamilkł i zamknął oczy. I cisza. Minęła minuta, druga, trzecia...
w końcu otworzył oczy i rzekł niesamowicie poważnie.
- Przepraszam Cię najmocniej Ss'arisie. Próbowałem. Naprawdę próbowałem sprostać Twojemu wyzwaniu, ale nie udało się i muszę oddać Ci honor.
Spauzował.
- Nijak, po prostu nijak nie jestem sobie w stanie wyobrazić tak chuchrowatego pisklaka, który uznałby Cię za niedościgniony wzór. Po prostu nie potrafię!
-Widać nadmiar nieupuszczonego napięcia seksualnego uciska Ci mózg. Spójrz no tylko! - odpyskował, po czym wykonał kilka popisów muskulatury i formy - Nie chuchro, a każdy pisklak marzyłby żeby mieć kogoś w tak doskonałej formie fizycznej, oraz ostrym języku. Ale co Ty możesz wiedzieć o wychowywaniu dzieci? Wy elfy jesteście wciąż dziećmi gdy każdy inny wokół jest już dorosły, bo wasze metody wychowawcze się nie sprawdzają. Musisz być tego świadom, skoro nadal nie masz dziecka. - zakończył.
- Ech, ten mój nadmiar napięcia uciskającego mózg. Masz szczęście. Nie wiadomo jak bym Cię zmaglował, jakbym był w pełni sprawny. Ale nic, trzeba radzić sobie z tym, co się ma - Kitaan przybrał smutną minę - ugodziłeś w czuły punkt, zły tskrangu. Bardzo chciałbym mieć dzieci... być ojcem. Kto tego nie chce. Niestety, nie mogę. Jak tu podjąć się trudów wychowania młodych, jak ciągle trzeba wyciągać z kłopotów takie niedojrzałe dzieciaki, jak ty! Ale jak któregoś szczęśliwego dnia dorośniesz, na pewno przyjdę po twoje rady! Zrobię na odwrót i wychowam wspaniałe dzieciaki!
-Mówi o ratowaniu ten, którego po ostatnim starciu musiałem zbierać z podłogi! - Ss’aris autentycznie i szczerze wybuchnął śmiechem - Jeśli kiedykolwiek spadniesz ze swojego wyobrażenia o sobie na rzeczywistość, to zostanie z Ciebie mokra plama.
Wietrzniaki gdy pojedynek dobiegł końca zaczęły spontanicznie bić brawo.
- Jesteście nie gorsi w tym niż wietrzniaki- pochwaliła pojedynkowiczów Iandris- I nie bądź taki skromny Kitaanie, całkiem dzielnie stawałeś. Po prostu Ss’aris przynajmniej dzisiaj jest w nadzwyczajnej formie. To bardzo dobre zakończenie naszego przyjęcia. Za dwie-trzy godziny świt. Pora się trochę zdrzemnąć tym bardziej, że niektórzy mają mocno w czubie. Jeszcze jeden taniec na zakończenie. Muzykańci, Grać!- zakomenderowała Iandris.
- A wszystkiego, chłopaki nauczyłem się od Was - Kitaan objął obu t'skrangów - [i]Dzięki i wybaczcie, że ja byłem młotem, fechtmistrzowskie ego kowadłem, a między jednym a drugim akurat znalazły się wasze chude, t'skrangowe zadki! Idziemy pić!
-Ucz się, ucz. Nauka do potęgi klucz! - odparł Ss’aris -Skoro to ostatni, zapraszam panią do tańca. - zwrócił się do Iandris, porywając ją w tany.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 19-11-2015 o 20:09.
TomaszJ jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172