Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2015, 11:35   #39
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Mała hobbitka znad brandywińskiego bagienka. Takie poręczne coś co to zawsze gdzieś można wysłać, bo jak jaka łasica, czy inna glizda, wszędzie wlezie. Ale, żeby wysłuchać?? Gdzie tam. Potargane krasnoludy cel miały dla siebie tylko jeden i niezachwiany. Nie pomogło tłumaczenie, żeby coś więcej jej wyjaśniły skoro karku ma dla nich nadstawiać. A niech sobie otwierają te wrota ogniem i toporem jak im tak do trolla śpieszno. Proszę bardzo!
Nabzdyczona jak Maggot nad ostatnią pieczarka, usiadła na ostatniej pozostałej przy ognisku zbójców kłodzie tuż obok strzygącego uchem myszatego muła. Postanowiła, że nawet palcem nie kiwnie w przygotowaniach, które miały tu miejsce. I ostentacyjnie zakładając ramię na ramię starała się jak najdobitniej dać to wszystkim do zrozumienia. Oczywiście bezskutecznie. Krasnoludy jadły na potęgę jakby to miało zwiększyć ich szanse w walce z trollem, Gondril z Malbornem dyskutowali na temat ziół, a mistrz Thyri podziwiał czar, którym niejako na wieki zamknął jaskinię trolla, co wcale się hobbitce zresztą takim pewnym nie wydawało. Właściwie tylko ten nieszczęsny myszaty muł zwracał na nią jakąkolwiek uwagę. A był to ten sam muł, który za nic miał podczas potyczki jej klepanie w zad i teraz patrzył na nią wybitnie mułowym spojrzeniem, z którego jednak przez mułość zdawała się przezierać zgoła hobbicka satysfakcja. “Widzisz? Oni też cię nie słuchają”. W odpowiedzi pokazała mu język i oparła się o ścianę wąwozu patrząc na krzątaninę innych. Szczególnie Thyriego i Malborna. Kolejne dwa zdradzieckie muły. Pierwszy przytakiwał póki słowa hobbitki były po jego myśli. Jak coś nie podpasowało, to od razu, że niegrzeczna i że nie godzi się i że nie ma w ogóle mowy o tym by z kogokolwiek jakieś tajemnice wyciągać. A potem jeszcze coś szeptał z tym Vidarem. A niech ich gęś kopnie. I Malborn nielepszy. “Cień zasnuwa me serce!” “Los tej krainy będzie ciążył nam na sumieniach!” Ughh… . Jeszcze się przekonają obaj, że to poważniejsza sprawa! I że trzeba było jej słuchać wprzód, a nie tylko do jaskini wysyłać. Ha! Właśnie. Niech sobie szukają tych ziółek dłuuugo i namiętnie. Jak wrócą to im powie, że ucho od pstrąga. Ona do trolla nie wraca. I niech się mistrzunio sam przeciska!

W takich mniej więcej tonacjach rozbrzmiewały myśli hobbitki gdy jej towarzysze sposobili się do starcia z trollem. Pytania Gondril, czy pójdzie razem z nimi poszukać ziół, udała, że nie słyszy, a gdy ekipa zielarzy ruszyła w chaszcze, wyciągnęła z połów kamizeli elfi kamień, którym takim blaskiem zaskoczył ją w pieczarze i zaczęła oglądać go dając ujście złości w zaciekawieniu.

Dłonią dotknęła gładkiej powierzchni kamienia i pogładziła ją. Zimna. Dwie myśli od razu wpadły jej do głowy. Pierwsza, pęknąć kamień na dwie połówki i zobaczyć co tam w środku takie świecące jest. Druga, jako logiczne następstwo, że przecież byłoby to karygodne zniszczenie pięknego przedmiotu, który swoim blaskiem przecież zupełnie niespodzianie dodał jej otuchy w trollowym mroku…

Hmmm…

A gdyby tak…

Wstała. Podeszła do wrót do jaskini. Thyri twierdził, że są nie do otworzenia… Wcale się jej takimi nie wydawały. A już napewno nie dla trolla, który kłodami rzucał jak jabłkami. Na czarach co prawda się nie znała, ale przecież to tylko stare drewno było… Spojrzała w niebo, na którym nadal jaśniało słońce. Znów na drzwi do jaskini…
Wróciła do obozowiska i bez cienia wstydu, czy zażenowania zaczęła przeglądać swoje i towarzyszy manatki. Pobieżnie oczywiście. Potrzebowała… o! Rondelek podróżny i… koc… Nie omieszkała też od zdradzieckich mułów zabrać derki. Po czym oczywiście ignorowana przez krasnoludy, zabrała się za pracę. Pozatykała po cichu wszystkie szpary w drzwiach, po czym na wejście zarzuciła koc tworząc tym samym coś jakby kotarę. Rogi koca zaczepiła o szczeliny w skale upychając je tak by trzymały się na przysłowiowe słowo honoru.
Potem minęła krasnolud i zaopatrzona w rondelek ruszyła do rysy.
Wnętrze pieczary nie różniło się specjalnie od tego jakim je zostawiła. Troll był na swoim miejscu. Zupa też. Hilly skuliła się w ciasności rozpadliny, zatkała usta wnętrzem rondelka i na miarę swoich możliwości zadudniła niskim głosem.
- Amosie! Amosie! Mówię do ciebie ja! Wielki Żołądek! Duch opiekuńczy jaskiń, podziemnych pieczar i ich mieszkańców! - nie wychylała się ze swojej kryjówki. Dała jednak chwilę swojemu głosowi na pobrzmienie echem w legowisku i trollowi na rozejrzenie się - Amosie! Amosie! Hańbą okryłeś tę pieczarę i cały ród trollowy! Zmrok zapadł, a Ty kryjesz się, jak jakiś elf przed kilkoma słabymi krasnoludami. Pozwalasz obrażać się i cienką zupę na trzech tylko głowach zamiast na sześciu gotujesz! Albo zmyjesz tę hańbę zaraz Amosie! Albo wypędzę cię z tej jaskini. Światłem!
Co rzekłszy wychyliła nieco na widok kamień elfów, którego blada poświata z pewnością musiała być teraz zauważona.
- Śpiesz się Amosie! Śpiesz, bo zaznasz jaskiniowej mocy słońca, którym rozbłysnę!
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline