Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2015, 19:21   #179
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Mały człowieczek, ku lekkiemu zdziwieniu Brent, grzecznie czekał na jej powrót. Nie uciekł, nie schował się, tylko dalej kiwał sobie nogami i spoglądał na rozciągające się nad nim Miasto Drzwi.
- No i jest nasz krwawnik- stwierdził trochę kpiąco na widok archiwistki. - A zatem czas na spacer.
Trasa była Ender już znana, czujnie przez to baczyła, czy aby niziołek nie próbuje jej wyprowadzić w pole. Wszak wciąż była przekonana, że to jakaś pułapka. Za nic nie dała by się więc wpakować w niebezpieczeństwo przez niedopatrzenie. Halfling jednak maszerował (a właściwie truchtał, aby dotrzymać kroku znacznie wyższej od niego kobiecie) wprost do Dzielnicy Gildii. Tam też nie marnował czasu i szedł ku staremu domostwu w alejce, pewnym krokiem kogoś, kto dobrze zna okolicę.

- No i jesteśmy – oznajmił, gdy stanęli na dziedzińcu. - Każdy trep w Ulu biłby się, żeby móc mieszkać w takim kufrze. Parter nie zawali się pewnie przez całe lata.
"Każdy trep również wierzyłby we wszystko, co mu mówią..." - skomentowała w myślach archiwistka.
- Podziwiam umiejętności odnajdywania zalet tam, gdzie ich nie ma - odpowiedziała podtrzymując uprzedzenia, co do miejsca wktórym się znajdowali. - Będę tuż za panem, panie halflingu - dodała w grzecznościach oznajmiając jednocześnie, że nie ma w zamiarach przejmować inicjatywy w pierwszej wizycie widzianej już rudery.
Niziołek nie przejął się złośliwostką, a może nawet jej nie zrozumiał. Wmaszerował przez uchylone drzwi, które osiadły już zupełnie na podłodze i swym donośnym głosem zawołał:
- Pani Annabell! Gości prowadzę!
Naturalnie mógł to być jakiś sygnał do ataku, toteż archiwistka przezornie trzymała się z tyłu, na progu. Nie wiedziała czego się spodziewać, ale to co usłyszała było cokolwiek dziwne. Stukot kopyt. Stuk, stuk, stuk. Lekko zdziwiona Brent rozejrzała się po hallu, aż ujrzała wychodzącą ze ściany zjawę.


1

Pół kobieta, pół koń unosiła się o stopę nad posadzką, ale jej kroki wciąż rozbrzmiewały echem w pustych korytarzach. Diablę zatem wcale nie zbzikowało, budynek naprawdę był nawiedzony. Srebrzyste włosy i jednakowej barwy ogon powiewały u niej, jakby trącane wiatrem. Za życia centaurzyca musiała być piękna, miała symetryczne, szlachetne rysy twarzy, jej sierść miała kojącą, brązową barwę. Teraz jednak efekt psuła wielka dziura ziejąca w jej lewym boku.

Archiwistka uniosła lekko głowę przyglądając się wnikliwie centaurzycy. "Duch... Poszukujący ochotników... Do wyprawy na zakurzony plan... A jednak... A jednak..." - zważyła w myślach. "Szlag by trafił twoją dociekliwość, Brent...". Po paru chwilach analizowania wyraźnie spojrzała na niziołka a jedyne, co zostało uniesione to brwi, starające się w milczeniu wyciągnąć z niego całą resztę przemilczanych lecz istotnych szczegółów. Wzrok ten nie trwał nieskończoność, po kolejnej chwili wróciła na ducha. Delikatnie skinęła głową. Archwistka była tutaj zaproszonym gościem a w dobrym tonie było pozwolenie gospodarzowi rozpoczęcia dialogu, chociażby od zaproszenia do środka.
- Dzień dobry - centaurzyca pokłoniła się na przednich nogach. - Zapraszam, zapraszam. Rozumiem, że pani w sprawie ogłoszenia?
- Na to wygląda... Dzień dobry. Zapewne pani Annabell? - odpowiedziała uprzejmie archiwistka robiąc małą przerwę wchodząc parę kroków do środka. - Ender Brent, dział Archiwum Gmachu Zapisów.
Brent wyciągała już rękę by podać dłoń w geście biznesowego powitania, lecz powstrzymała się w połowie. "Jak można uściskać dłoń duchowi?" - skajała się w duchu. Poczuła się nieco niezręcznie nie wiedząc jak się zachować. Skomentować rzecz tak oczywistą i oklepaną, że aż mdłą dla drugiej osoby? Czy przemilczeć i liczyć na obopólne zrozumienie sytuacji?
- Wybaczy pani, kontakt z uduchowionymi w moim zawodzie jest dość... Nikły... - dopowiedziała uznając, że odrobiny szczerości nigdy za wiele. - Wracając do ogłoszenia... Gmach Zapisów byłby zainteresowany. Ze szczątkowej relacji pani pracownika wygląda na zbieżność interesów. Chętnie usłyszałabym szczegóły całego przedsięwzięcia.
Duch nie wyglądał na specjalnie przejętego niezręcznością. Nie mogąc uścisnąć oferowanej dłoni, po prostu pomachał archiwistce.
- Gmach Zapisów? Cały? To chyba bardzo dużo urzędników, a mnie na zatrudnienie ich wszystkich na pewno nie stać. No chyba, że pracujecie po bardzo preferencyjnych cenach… - zaczęła nieskładnie mówić, najwyraźniej zdziwiona usłyszaną deklaracją.
Archiwistka w głębi duszy nie była pewna, czy Annabell pokusiła się na słaby żart, czy faktycznie nie zrozumiała charakteru przekazanej informacji. Druga opcja zaczynała być coraz bardziej prawdopodobna. Pasowałoby to do beznadziejnego przeprowadzenia rekrutacji i jak wielce nieszczęśliwego doboru miejsca... "Na cóż duchowi bogata rezydencja, skoro może zaszyć się w opuszczonej skrzyni i zmienić ją gdy poprzednia się rozpadnie...?" - przeleciało jej przez głowę. Cóż... Kompletny brak podejścia, czy ogłady biznesowej... Pozostawało mieć nadzieję, że sam cel wyprawy, wbrew przewidywaniom, poprawi tendencję spadkową.
- Nie cały. Przynajmniej nie w ten sposób - zaczęła wyjaśniać rezygnując ze zbędnego dłuższego wywodu. - Gmach Zapisów obecnie skupia się na dokumentacji portali, lecz też jest zainteresowany aktualizacją informacji na temat planów. Jako urzędniczka reprezentuje jego interesy.
Annabell ucichła na chwilę, przetrawiając usłyszane słowa.
- Interesy Gmachu Zapisów mogą zatem zazębiać się z moimi. Otóż mnie interesuje rzadki przedmiot znajdujący się na Mechanusie. Ponieważ jedynym sposobem jego odnalezienia jest odnalezienie samego planu, zainwestowałam dużo brzdęku w poszukiwania. Trójka obiecujących poszukiwaczy przygód... - urwała, wyraźnie sobie coś przypominając. - Nasza rozmowa może być bardzo akademicka, bowiem ci poszukiwacze przygód wybrali się już do portalu. Zatem skrótowo, oferuję dwa astralne diamenty za dostarczenie mi z Mechanusa przedmiotu zwanego telekomunikatorem. Ja, jak i moi szanowni współpracownicy znamy portal i pasujący do niego klucz. Jeżeli jest pani zainteresowana wyprawą i satysfakcjonuje panią wypłata to decydować trzeba się szybko. Jak moi dotychczasowi śmiałkowie dotrą na Żużle to oferta przestanie obowiązywać.
- Rozumiem... - odpowiedziała pod nosem bardziej do siebie niż do ducha.
"Dwa astralne diamenty... Razy czterech ochotników... Doliczając poprzednie zadania, o których wspominał halfling... Oraz logiczny stosunek kosztów do korzyści... Wychodzi z jakieś dwadzieścia astralnych diamentów..." - rachowała w głowie analizując sytuacje. "Jakim cudem tak majętna osobistość może tak bardzo nie znać się na biznesie?". Po paru chwilach Brent wróciła do rozmowy.
- Plan Porządku jest dość "duży" by odszukać jeden przedmiot. Śmiem twierdzić, że nie jest to jakiś magiczny kamień zagubiony na dnie oleistego oceanu, skoro proponuje pani taką kwotę... Nie będzie nic obraźliwego w tym, że zapytam, czy przez przypadek nie należy już do kogoś?
- Tak, telekomunikator należy do kogoś, konkretnie do Stowarzyszenia Porządku. Ale nie jest to unikat, więc pewnie byliby gotowi się z jednym rozstać. Mogę odpowiadać na pani pytania długo i tak wyczerpująco jak umiem, ale z naszej dwójki mnie akurat czas nie goni - duch mało subtelnie, ale i bez celowej złośliwości przypominał, że decyzję trzeba było podjąć szybko.
- Rozumiem - powtórzyła archiwistka bardziej stanowczo. - Póki wszystkie czynności nie będą stały w sprzeczności z prawem myślę, że interes pani jak i Gmachu Zapisów wystarczająco się pokrywa. Nie widzę zatem przeciwskazań, by nie uczestniczyć w pani wyprawie. Ubolewam nad brakiem czasu, by to od pani usłyszeć wszystkie szczegóły, lecz zapewne pani współpracownicy posiadają pełny wachlarz informacji dotyczący sprawy?

- Przepraszam – centaurzyca nieoczekiwanie zwróciła się do niziołka. - Miałabym wielką prośbę. Eladrinka, żywy kryształ i ludzki mężczyzna udali się jakiś czas temu na Żużle. Czy mógłbyś spróbować ich dogonić i poprosić, żeby wrócili?
- No nie wiem szefowo – halfling nie wyglądał na zadowolonego. - Żużle to wyprawa w jedną stronę.
- Dlatego proszę, żebyś ich dogonił zanim tam dotrą. Odwdzięczę się.


Żużle nie były najbezpieczniejszym z wyborów. Z drugiej strony nie wymagały wymyślania kolejnego podstępu aby dostać się do Wielkiej Kuźni. Ostrzaki nie okazały się co prawda ostatnim razem najbystrzejszymi ze strażników, ale może była to po prostu kiepska zmiana? Zmęczeni, niedoświadczeni rekruci? Na dodatek porośnięta kolcokrzewem i mchem rudera w Ulu odznaczała się tym, że trio już posiadało klucz do znajdującego się w niej portalu. No a jakby ktoś był leniwy, to na dodatek na Żużle było bliżej. Wystarczyło przejść przez Dzielnicę Urzędniczą, kiedy Niższa, gdzie znajdowała się wieża zegarowa, znajdowała się po drugiej stronie Sigil.
Tyle tylko, że Dotian, Estel i Garion nie dotarli na Żużle. Nieopodal Gmachu Rozrywki zostali bowiem dogonieni przez dorożkę, poruszającą się z prędkością grożącą solidnym mandatem. Najwyraźniej jednak klient, rozczochrany i ogólnie niechlujny niziołek, miał dość brzdęku w sakwie by pokryć dodatkowe koszta.
- A niech mnie porwą w labirynty, jednak was dogoniłem – rzucił z uśmiechem człowieczek, swym przekleństwem wywołując nerwową reakcję woźnicy. - Ja od pani Annabell. Ma do was jakąś sprawę zanim ruszycie gdzie ruszycie. Znalazł się ktoś do pomocy i nie będzie opłacany z waszej doli.
Czarodziej i wojownik kojarzyli tego konkretnego halflinga. Widzieli go po powrocie z Arvandoru, odbierając kwit do Przechowalni Alstona. Prawdopodobnie nie był to więc żaden przekręt. Owszem, centaurzyca ostrzegała że miał lepkie palce, ale przecież całej trójki nie okradnie. Nie mógł być na tyle zbzikowany by narażać się śmiałkom gotowym odkrywać ponownie zaginione plany. W dodatku dorożka była już opłacona... Mechanus dryfował sobie po Morzu Astralnym od setki lat, jaką różnicę zrobi mu kolejna godzina czy dwie?


Ender zdążyła usłyszeć od ducha trochę szczegółów, kiedy czekały na powrót niziołka. Telekomunikator był wedle śpiewki mechanicznym przedmiotem potrafiącym w jakiś sposób przekazywać myśli, na sposób podobny telepatii. Służył on Stowarzyszeniu Porządku do utrzymywania kontaktu z modronami bez konieczności wzajemnego naruszania terytorium. Owych telekomunikatorów było kilka, lecz ich bardzo konkretne przeznaczenie sprawiało, że nie były wykorzystywane poza Mechanusem – trudno było bowiem poza Mechaniczną Nirwaną natknąć się na jakiegoś modrona. Niejasny był też dokładny sposób działania urządzenia, ani nawet jego zasięg. Informacje, jakie posiadała Annabell posługiwały się zębatkami jako miarą odległości, lecz ile to było w jardach i stopach? Można było tylko zgadywać (szczególnie, jeśli jakiś trep zacząłby dopytywać o czyje stopy chodzi, goblina czy olbrzyma). Zapytana o to dlaczego chce w ogóle chce wejść w posiadanie takiego mechanicznego kuriozum, centaurzyca beztrosko stwierdziła, że z powodu jego niezwykłości. Uważała się bowiem za kolekcjonerkę rzeczy rzadkich i niespotykanych. Cóż, w Klatce byli i tacy którzy kolekcjonowali czaszki – Annabell na ich tle wypadała całkowicie normalnie.
Informacje, którymi duch chętnie się dzielił, musiały jednak zostać na chwilę porzucone z powodu powrotu rezolutnego halflinga.
- Najpierw jeden gość, teraz trójka gości. Nic tylko tu trochę ogarnąć i zrobić salę do potańcówek – oznajmił od drzwi, prowadząc Aedd'aine, Kanciastego i Twinklestara.

_________________________
1 - grafika ducha cenataurzycy autorstwafresh4u
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 21-04-2016 o 18:15.
Zapatashura jest offline