Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2015, 23:03   #5
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tańce, hulanki, swawole...
Nic z tego Twemowi nie odpowiadało. No, może prócz tego ostatniego, na dodatek w bardzo, ale to bardzo wąskim gronie.
Na sławie i rozgłosie nie zależało mu w najmniejszym nawet stopniu. Wprost przeciwnie - jego działania wymagały pozostawania w cieniu, a rozpoznawalność była mu potrzebna jak dziura w moście. Z tego też powodu, chociaż wziął udział w uroczystym przyjęciu na cześć herosów, którzy pokonali Rozettę, później zdecydowanie przestał udzielać się towarzysko i publicznie. I to nie tylko z wymienionych wcześniej powodów. Miał świadomość tego, że pokonanie Rozetty nie wszystkim się spodobało, podobnie jak i uwolnienie Senny nie wszystkim przypadło do gustu.
Po co więc miał się narażać na różne nieprzyjemności?
No i nie musiał korzystać z darmowych poczęstunków, ofiarowanych przez tych, którzy chcieli się grzać w blasku jego sławy. Stać go było na to, by z własnej kieszeni płacić za rachunki. Prawdę mówiąc stać go było na to, by wykupić wszystkie gospody i burdele w Cyth, ale to również do szczęścia nie było mu potrzebne. Przynajmniej na razie.
Jako że na głowie miał ważniejsze rzeczy, złożył część zdobyczy w skrytce w banku H&R, zaś sam zaczął szukać sposobów i środków, które mogłyby mu pomóc w realizacji kolejnego zadania. Wszak nikt nie powiedział, że z czasem będzie prościej. Raczej można się było spodziewać czegoś całkiem przeciwnego.

* * *

Mieszkańcy Cyth chwalili się tym, że można tu dostać wszystko - od przypraw z dalekich stron, przez stroje, broń, księgi, po przedmioty magiczne. Problemem jednak było to, że nic z tych rzeczy Twemowi nie odpowiadało. No, prawie nic. Dzięki pomocy Lorett kupił więc parę drobiazgów, po czym zaszył się w laboratorium, by między innymi uzupełnić zapas bełtów, których sporo zużył podczas niedawnych starć.

* * *

Księgi, rozmowy z mądrymi i doświadczonymi ludźmi - to wszystko zdało się Twemowi niewystarczającym źródłem wiedzy. Dlatego też, gdy tylko w Cyth pojawiła się arcykapłanka Tahary, Twem od razu postarał się o spotkanie w cztery oczy.

- Witaj, pani - przywitał się, do słów powitania dołączając ukłon, któremu jednak dużo brakło do czołobitności.
Kobieta odwróciła się do niego, zaprzestając podziwiania nocnego nieba, które upstrzone gwiazdami, skłaniało do refleksji. Jej postać na owym tle, w niezbyt przyjemny sposób sprowadzała myśli ku zadaniu jakie czekało na Wybranych. Białe włosy, szkarłatne spojrzenie, młodość trwająca kilkadziesiąt lat.
- Witaj, Wybrańcze - odezwała się cichym, melodyjnym głosem, opuszczając zasłony, tak iż widok na balkon i gwiazdy, został mu odebrany. Dłonią wskazała na wygodny z wyglądu fotel, stojący przy kominku. Ledwie tlący się żar oraz liczne świece, sprawiały że salonik w którym arcykapłanka przyjęła swego gościa, sprawiał przytulne wrażenie. - Z czym do mnie przychodzisz? - zapytała, siadając na drugim z foteli i nalewając wina z karafki, która stała na znajdującym się między nimi stoliku.
- Chodzi mi o naszą kolejną misję. - Twem usiadł wygodniej. - A dokładniej o naszych przyszłych przeciwników i sposoby walki z nimi. Ty, pani, powinnaś o tym wiedzieć najwięcej.
- O waszym kolejnym celu nic mi jeszcze nie wiadomo, czy mógłbyś wyjaśnić nieco dokładniej? - zapytała odkładając karafkę i przesuwając kielich w jego stronę.
Twem upił odrobinę wina
- Naszym celem są Łzy Tahary - odparł.
- Kalante - skinęła głową w odpowiedzi, a jej mina, przyjazna od chwili gdy na niego spojrzała, stwardniała. - Zatem czeka was ciężka walka. Możliwe także, że do walki tej nie dojdzie. Pani Nocy słynie ze swej nieprzewidywalności. Masz jednak rację, że oczekujesz najgorszego. Ja jednak - rozłożyła ręce, w geście bezradności - niewiele mogę ci pomóc. Nie posiadam odpowiedniego artefaktu, który mógłby ją pokonać. Jedyne co mogę ci zaofiarować to…
Nie dokończyła. Miast tego jej spojrzenie powędrowało w stronę balkonu. Zasłony poruszały się lekko, unoszone powiewami wiatru. Panowała cisza… Głęboka, pełna sekretów cisza.
Twem również spojrzał w stronę balkonu, ale natychmiast przeniósł wzrok na arcykapłankę.
- Ktoś nas może podsłuchiwać? - spytał uprzejmie.
Na odpowiedź musiał odczekać dłuższą chwilę. Kobieta bowiem sprawiała wrażenie jakby zapomniała o jego obecności.
- Ktoś zawsze słucha - odparła, gdy jej spojrzenie ponownie spoczęło na Twemie. - Niekiedy także odpowiada na to co zostało powiedziane.
Mówiąc podniosła się z fotela i kroki swe skierowała ku balkonowi.
- Być może będę jednak mogła ci pomóc - oznajmiła rozchylając zasłony i opuszczając salon.
Twem wstał i poszedł za arcykapłanką.
Mimo iż odległość jaka ich od siebie dzieliła nie była zbyt duża, to jednak dopiero gdy wkroczył na balkon, dostrzegł kolejnego gościa arcykapłanki, przed którym ta się zatrzymała. Dziewczę, nie więcej niż lat piętnaście mające, stało spokojnie, z oczami przymkniętymi, i łagodnym, słodkim uśmiechem na twarz. Jej strój był wyszukany, zdobny i nieco zbyt wiele odsłaniający. Była to jednak kwestia gustów, a te, jak wiadomo, nie w każdej części krainy takie same były. W blasku gwiazd i księżyca jej skóra lekko promieniała - blada i doskonała.
Gość nie w porę... A dokładniej - Twem nie spodziewał się, że Neris Kef trzyma kogoś na balkonie.
- Dobry wieczór - powiedział, chociaż nie był całkowicie pewien, co sądzić o spotkanej na balkonie dziewczynie. Coś mu się w niej nie podobało... I bynajmniej nie chodziło tu o strój.
- Nie odpowie - miast dziewczęcia, głos zabrała Neris. - Chciałeś pomocy i została ci ona ofiarowana. Przynieś proszę pusty kielich - dodała, delikatnie muskając twarz nieznajomej opuszkami palców.
Twemowi cała sytuacja coraz mniej się podobała, ale po sekundzie wahania wykonał polecenie. Wziął jeden ze stojących na stoliku kielichów i wrócił na balkon.
- Proszę... - Podał kielich arcykapłance.
Ta, gdy Twem zajmował się zadaniem jakie mu zleciła, zdążyła dobyć sztyletu.
- Dziękuję - odparła odbierając od niego naczynie i podchodząc bliżej dziewczęcia, a następnie wbiła go w jej szyję. Krew pojawiła się natychmiast i wartkim strumieniem spływać poczęła do podstawionego naczynia.
Twem skrzywił się i cofnął o krok. Była to jednak jedyna reakcja na to, co widział.
Gdy kielich się napełnił, odstąpiła od swej ofiary i zwróciła do Twema.
- Teraz możesz ją zabić. Celuj w serce i użyj podarowanego ci sztyletu - poleciła.
- Zabić? Dlaczego? - Twem nie potrafił zrozumieć, jakim celom miało to wszystko służyć. I coraz bardziej żałował, że przyszedł prosić o pomoc i informacje.
- Ponieważ, Wybrańcze - odparła, łagodnie się do niego uśmiechając - masz przed sobą Dziecię Nocy, twego wroga, który, gdyby dano mu ku temu okazję, zabiłby cię bez chwili wahania, wcześniej pobawiwszy nieco by krew twa lepszego smaku nabrała.
Dziecię Nocy... Wampirzyca... Twem najchętniej obejrzałby zęby owego dziewczęcia, chociaż i tak w tym momencie był niemal pewny, że arcykapłanka mówi prawdę.
- Nóż?
Nijak nie pasowało to do plotek, które opowiadano na temat wampirów. Kołek w serce, głowę odciąć, wystawić na światło słoneczne...
- Sztylet - poprawiła go, mierząc przy tym zaniepokojonym spojrzeniem. - Z pewnością już wcześniej zabijałeś więc nie powinno być z tym problemu, prawda?
- Zwykle moja... ofiara... usiłowała mnie zabić - odparł. - Ale skoro mówisz...
Sięgnął po sztylet, z którym się nie rozstawał od chwili, gdy dostał go od Arin, po czym wbił go w serce dziewczyny.
Na efekt działania nie trzeba było długo czekać. Dziewczyna otworzyła oczy, krwiste, lśniące niczym kamienie szlachetne. Z otwartych ust wydobył się długi, przeciągły jęk. Kły były przy tym doskonale widoczne, co pozwoliło Twemowi na pełne usprawiedliwienie swego czynu.
Skóra zaczęła odpadać od ciała, ciało od kości. Kości zaś poczęły zamieniać się w pył. Wkrótce jedynym co zostało ze słodkiej dziewczyny był kopczyk prochu, który wiatr porwał w swe władanie, sprawiając iż wszelki ślad po niej odszedł w zapomnienie. Niemal…
- To należy do ciebie - oznajmiła Lady Neris, wyciągając w stronę Twema kielich z krwią.
- Wino, to jeszcze rozumiem - powiedział Twem - można wypić. A co mam zrobić z tą krwią? Wysmarować i wampiry uznają mnie za swojego?
- Masz ją wypić gdy dotrzecie na miejsce - wyjaśniła mu spokojnie. - Nie całość, wystarczy fiolka.
Twem skinął głową.
- A jakieś inne sposoby? Bardziej materialne? - spytał. - Coś jak ten sztylet? Ludzie wiele opowiadają, a nie we wszystko należy wierzyć. Czosnek, święcona woda, bieżąca woda..
- Czosnek raczej na niewiele się zda - odparła, uśmiechając się. - Woda także, nawet ta, na którą zostaną odprawione rytuały. Światło dnia, wasze sztylety, to najpewniejsze sposoby. Ogień także zapewne mógłby im szkody poczynić, lecz aby dostać się w pobliże Kalante, będziesz musiał posiadać coś więcej niż środki, które wymieniłam. Krew jej dzieci w twym ciele powinna ochronić cię przed jej urokami oraz dać ci szansę na to by wzgardziła twą krwią. Wbrew bowiem wierzeniom, nie żywi się ona na swych dzieciach.
- Czyli, w razie czego, mogę się tym - uniósł puchar - podzielić z innymi?
- Oczywiście - zgodziła się.
- A jak na wampiry działają iluzje? Potrafią je przejrzeć, czy też można je oszukać dobrą iluzją?
- Będziesz musiał sam się przekonać, jednak nie liczyłabym na to, że ułuda cokolwiek pomoże. W końcu kto jak kto ale Pani Nocy jest jej mistrzynią.
Odpowiadając, skierowała swe kroki ku wnętrzu salonu.
- Też prawda... Trucizny zapewne też nie działa na Dzieci Nocy? - Strzałki usypiające?
Odpowiedziała po chwili, sadowiąc się w fotelu.
- To broń przeciwko żywym, w zaś do czynienia z martwymi istotami będziecie mieli. Choć martwe to nie do końca odpowiednie określenie. Wiecznie żyjące - prędzej.
- Rozumiem. - Twem uśmiechnął się, niezbyt radośnie. - Potrafią latać? Zamieniać się w mgłę? Są szybsze od zwykłego człowieka?
- Odpowiedź brzmi tak na dwa ostatnie pytania - odparła.
Twem westchnął.
- Nie brzmi to najlepiej. Z mgłą niezbyt dobrze się walczy. Jest na to jakiś sposób?
- Jeżeli istnieje, to nie jest mi znany. Te sztuczki jednak tylko ze strony Kalante was czekają, a ona, jak rzekłam, może okazać się zarówno wrogiem jak i sojusznikiem. Nikt tak naprawdę nie wie, co siedzi w jej głowie, może poza samą Taharą, która najwyraźniej wszelkimi środkami dąży do tego, by wspomóc was w tym zadaniu - odpowiedziała, sięgając po wino.
- Cóż... wystarczy zatem, ze dotrzemy do Kalante i z nią porozmawiamy. - W głosie Twema zabrzmiał ledwo zauważalny cień ironii. - Dziękuję ci, pani, za rady. A o to - wziął do ręki kielich z krwią Dziecka Nocy - szczególnie zadbam.
- Do zobaczenia - powiedział.

* * *

Laboratorium, znajdujące się w podziemiach siedziby namiestniczki, było wspaniale wyposażone, a fiolek różnych rozmiarów było tam pod dostatkiem. Oczywiście Twem mógł przelać zawartość pucharu do jakiejś flaszki, a potem, w krytycznej sytuacji, pociągnąć z gwinta, jednak ten sposób zdał mu się nieco mało elegancki. Poza tym, gdyby miał się dzielić z innymi...
Fiolki, starannie zakorkowane, trafiły do wyściełanej szkatułki, gdzie były zabezpieczone przed stłuczeniem, i mogły spokojnie czekać na na chwilę, gdy powinny zostać użyte.
Potem Twem wrócił do swego pokoju, zjadł spóźnioną kolację, po czym poszedł spać.

* * *

Twem spał snem sprawiedliwego, gdy nagle cały zamek, siedziba namiestniczki, zatrząsł się w posadach, a sekundę później z sufitu jego sypialni zaczął się sypać tynk.
Nivio, najwyraźniej obdarzony lepszym refleksem, niż jego pan, rzucił się w stronę wychodzących na ogród drzwi.
Twem był w nieco gorszej sytuacji, niż pies, który cały swój dobytek miał na grzbiecie. Co prawda od dawna się nauczył, że najważniejsze rzeczy trzeba mieć w plecaku, przy łóżku, ale owe najważniejsze rzeczy to nie było wszystko, co posiadał. Wciągnąwszy błyskawicznie spodnie i buty wyrzucił przez rozwalone drzwi plecak, a potem, poganiany szczekaniem psa, chwycił w rękę broń, i z resztą ubrania pod pachą wybiegł z budowli, która na jego oczach zaczęła się rozsypywać...
Znalazłszy się w bezpiecznej odległości od zamieniającego się w ruinę zamku, gdzie już nie groziło mu oberwanie spadającą cegłą, ubrał się do końca, a potem, w towarzystwie jeżącego sierść Nivio, wybrał się na poszukiwanie pozostałych Wybrańców i Towarzyszy.


To, co stało się z Elissą, oznaczało nie tylko to, że nikt z nich nie jest bezpieczny. Oznaczało to również, ze powinni jak najszybciej ruszyć w drogę, powstrzymać Darkara. Za wszelką cenę.
 
Kerm jest offline