[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=xHwag0dpKds[/MEDIA]
Amos zrwał się na równe nogi, tak szybko jak na to pozwalało jego opasłe, wielkie cielsko. Wcisnął głowę w kark i rozejrzał się po jaskini zdumiony. Widząc chłodne, niebieskawe światło emitujące z rysy pękniętego sklepienia cofnął się w najdalszy kąt groty.
- Magia, sztuczka czy cuda? – szepnął odruchowo zakrywszy się ramieniem i spozierał ostrożnie spod pachy.
Trwał chwilę sprawiając wrażenie wytężonego wysiłku umysłowego.
- Nocy czekać nie muszem? – łypnął okiem na wrota, spomiędzy których, nie świdrowały już pojedyncze strużki światła.
Dopadł do drzwi, odrzucił beczki i zrzucił sztabę. Kopnął we wrota, a one choć drgnęły, to nadal stały zawarte. Strach wymalował się na głupawej gębie trolla. Z bojaźnią obejrzał się przez ramię ku sklepieniu i zmrużył oczy.
Amos chwycił garniec i wylawszy dymiącą strawę, z krzykiem wściekłości, może nawet bólu, założył kocioł na głowę. Popędził ku drzwiom wziąwszy rozbieg z najdalszego zakątka pieczary. W końcu ruszył biegiem przez środek jaskini. Zadudniła skała pod ciężarem trollowych stóp. Posypały się kamyki ze szczelin, także wokół Hilly. Panna Oldbuck zaparła się plecami i nogami o wąskie ściany krzywizny tunelu, aby nie wypaść jak strząchnięte jabłko w ogrodową trawę.
Troll z impetem masy olbrzymiego ciała rąbnął głową w drewniane wrota.
Krasnoludzkie zawiasy nie puściły, ani drewno związane mocą Złamanych Zaklęć dzieci Durina. To skała, w którą wprawione były wrota, wydarta ze ścian runęła wraz z ciałem Amosa na trawiaste kępy rzecznej plaży. Przejście do pieczary zatrząsało się w posadach. Na sklepieniu pojawiły się rozchodzące wzdłuż, pękające rysy w kamieniu. Na plecy i nogi trolla zwaliły się w tumanach pyłu i ziemi wielkie bloki skalne i głazy. Sypały się do czasu, aż wejście do groty szczelnie zakryte było od ziemi po czubek otworu skruszoną skałą.
Amos leżał z rozpostartymi, masywnymi ramionami z twarzą w piachu i wielkim kotłem na głowie. Słońce chyliło się ku spokojnie na zachodniej stronie nieba i z ukosa rzucało cień przez skałę pieczary na jego ciało.
Wstrząsy w grocie szybko przybrały na sile. Otwór, w którym siedziała Hilly poszerzył się znacznie i wraz ze spadającymi kamieniami, w dół pieczary poleciał Hobbit. Spotkanie ze skalnym podłożem przyniosło ból, lecz nie utratę świadomości. Kamienie i skały, co runęły zaraz potem sypiąc się wokoło Hobbita boleśnie gruchotały o jej ciało. Szczęściem Panna Olbuck była mała. Mniejsza od wielu odprysków skalnych, na których zatrzymywały się kolejne. Kurz i pył wdzierały się do ust i oczu. Ciemność zaglądała w oczy.
Kiedy wszystko ucichło czuła, że żyje. Krzyczały jej o tym skarżące się sińce i potłuczenia, rozcięcia i być może połamane kości. Lecz wciąż dychała z leżącym na piersi głazem. Przez cień podziemia przebijał się błękitnawy blask wokół białego jak śnieg kryształu, który utkwił nad jej głową między kamieniami.
Zdało się jej, że z oddali, spod ziemi, słyszy miarowe odgłosy rytmicznych uderzeń, jakby bicia w bęben.