Matthew Winder Dwójka strażaków stanęła jak wryta. Człowiek pochodnia to nie było to czego mogli się spodziewać. Poczuli potworny strach. To coś biegło w ich stronę. Było coraz bliżej. Napięcie sięgało zenitu...
W końcu adrenalina zrobiła swoje. Caly strach, zaskoczenie sytuacją, obawa o Audrey po którą przecież tutaj przyszedł... Ten cały stres musiał gdzieś znaleźć ujście. Matt odruchowo chwycił strażacką siekierę, przypiętą do pasa. Nie myślał o Royu. Patrzył na zbliżający się kształt, narastało w nim napięcie, strach i złość. Zacisnął rękę na stylisku. "Podejdź no tylko" - zaszumiało w głowie. Świat zawirował, widział tylko to... coś.
Roy za to kolejny raz już dzisiaj wykazał się opanowaniem. Albo po prostu w sytuacji stresowej sprawiał tylko takie wrażenie? Nie potrafił ocenić jak szybko się to wszystko działo, serce biło mu jak oszalałe, zareagował jednak w porę...
Matt zamachnaÅ‚ siÄ™ tak mocno jak tylko potrafiÅ‚, trafiÅ‚ napastnika w bark. Uderzenie byÅ‚o tak silne, że niemalże odrÄ…baÅ‚o rÄ™kÄ™ od pÅ‚onÄ…cego ciaÅ‚a. Siekiera weszÅ‚a gÅ‚Ä™boko, zachwiaÅ‚a celem, ale nie przewróciÅ‚a go. Albo raczej przewróciÅ‚a – wprost na Matta. RozpÄ™dzony, kryczÄ…cy jeszcze przeraźliwiej ognisty ksztaÅ‚t wpadÅ‚ na strażaka. Uderzyli z impetem o ziemiÄ™. Ciężkie, jak siÄ™ okazaÅ‚o, ciaÅ‚o przygniotÅ‚o Matta. Trzymana przez pÅ‚onÄ…cego butelka pÄ™kÅ‚a. PÅ‚omienie rozlaÅ‚y siÄ™ po podÅ‚odze, wzięły w swoje objÄ™cia dwoje leżących. Matt poczuÅ‚, że pÅ‚onie. OgieÅ„ co prawda nie byÅ‚ w stanie strawić kombinezonu, jednak mógÅ‚ skutecznie usmażyć noszÄ…cego go strażaka... Temperatura podniosÅ‚a siÄ™ momentalnie, ciepÅ‚o zaczęło parzyć. Matt wydaÅ‚ z siebie makabryczny krzyk, po czÄ™sci z bólu, po części ze strachu przed leżącym na nim truchÅ‚em. Nie majÄ…cym już oczu, a jednak Å›widrujÄ…cym spojrzeniem. Nie majÄ…cym już ust, a jednak wykrzywiajÄ…cym je w przerażajÄ…cym grymasie...
CaÅ‚e szczęście Roy zareagowaÅ‚ w porÄ™. ZrobiÅ‚ użytek z podrÄ™cznej gaÅ›niczki, nie pozwalajÄ…c pÅ‚omieniom pochÅ‚onąć jego partnera. SkierowaÅ‚ strumieÅ„ biaÅ‚ej substancji wprost na pÅ‚onÄ…cych. PÅ‚omienie znikaÅ‚y tak szybko, jak siÄ™ pojawiÅ‚y. Agresor zawyÅ‚, Roy potraktowaÅ‚ go solidnym kopniakiem. SzamotajÄ…cy siÄ™ Matt wydostaÅ‚ siÄ™ spod leżącego na nim „czÅ‚owieka”.
- Å»yjesz stary?! – Roy dopadÅ‚ partnera, odciÄ…gnÄ…Å‚ go od wierzgajÄ…cego po podÅ‚odze popalonego ciaÅ‚a
- Mów do mnie! – potrzÄ…snÄ…Å‚ nim lekko, klepnÄ…Å‚ w twarz. We wzroku partnera Roy dostrzegÅ‚ bÅ‚ysk wracajÄ…cej Å›wiadomoÅ›ci.
- Pomóż mi wstać – odezwaÅ‚ siÄ™ sÅ‚abo Matt. Jego twarz wykrzywiÅ‚ grymas bólu, gdy stanÄ…Å‚ na poparzonych nogach – Zabierz mnie stÄ…d, bo zaraz zwariujÄ™.
Popatrzyli na wyjącego potępieńczo i orającego po podłodze zwęglonymi kończynami człowieka.
- Zabierz mnie stÄ…d... – powtórzyÅ‚ Matt. Roy, prowadzÄ…c go pod ramiÄ™, ruszyÅ‚ do wyjÅ›cia.
__________________ "Jeżeli zaczynamy liczyć historię postaci w kartkach pisma maszynowego, to coś tu jest nie tak..."
"Sesja to nie wyścig" +belive me... if I started murdering people, there would have no one been left |