Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2015, 22:13   #10
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Kred Windath z otwartymi ustami spojrzał nad swoją głowę. Ogromny fragment sklepienia zawisł nad nim, a on potrzebował chwili, by przeanalizować sytuację i usunąć się z miejsca, w którym owe głazy miały upaść.
- Po moim trupie - odpowiedział na słowa jej towarzyszki Oren, która swą magiczną mocą uratowała go od zmienia swej ludzkiej formy w naleśnik. - Jednak muszę dostać się do mojej komnaty. Bez swojego wyposażenia na wiele się nie przydam - odpowiedział, uśmiechając się do niej słabo.
- Nie masz wiele czasu - odparła na to, podchodząc bliżej. - Zamek za chwilę runie - oznajmiła kładąc dłoń na jego piersi. - Szkoda jednak, by twoje drogie zabawki się zniszczyły - zakończyła z uśmiechem, od którego Kredowi zakręciło się w głowie i to dosłownie. Świat począł wirować wokoło, z każdym kolejnym obrotem zmieniając nieco swój wygląd, by na koniec przemienić się w dobrze już mu znaną komnatę zamkową. Jedyna różnica polegała na tym że brakowało części ściany wychodzącej na ogrody.
Innowator chciał krzyknąć, ale zanim zdołał wydusić z siebie jakikolwiek dźwięk, było już po wszystkim. To znaczy, znalazł się w innym miejscu, tak jak to wydarzyło się w zamku Rozetty. Kred podejrzewał Oren o potężną magię przemieszczania się w przestrzeni, ale nigdy nie zdołał zastrzec, iż nie chce brać już w tym udziału. Jak zwykle odbyło się to bezboleśnie.
- Błagam cię, Oren, następnym razem mów, że zaczynasz czynić. Nie lubię być zaskakiwany - powiedział nieco zgryźliwie i począł się rozglądać po swojej komnacie. Jak zwykle była zawalona różnymi narzędziami i przyborami. On jednak wiedział, czego tu szuka. Najpierw musiał się przebrać. Torby podróżne czekały już spakowane. Tak samo broń.
- Poczułbym się swobodnie, gdybyś odwróciła wzrok - rzekł, otwierając zdobioną szafę, w której trzymał swój strój podróżny.
- To byłoby nierozsądne - odparła, rozglądając się po wnętrzu. - Twoje ciało nie ma tajemnic, których bym nie znała, a tak będę mogła zareagować na niebezpieczeństwo, które mogłoby ci zagrozić. Pospiesz się jednak - ostrzegła na koniec, podchodząc do dziury w ścianie i wyglądając na ogród.
- Przypominam, że jestem gentlemanem i nie wypada mi się obnażać w towarzystwie niewiast - zaczął. Ostatecznie prychnął i począł rozpinać guziki od smokingu, a swój dotychczasowy kapelusik rzucił w kąt. Pozbywając się niewygodnej i niepraktycznej krochmalonej koszuli odsłonił swój tors, który nie imponował podkreślonymi połaciami mięśni. Kred wierzył, że jego największa siła znajdowała się pod czaszką. Równie sprawnymi ruchami pozbył się eleganckich spodni i zostając w samej bieliźnie, wydobył swój strój. Jakże za nim tęsknił. Mnóstwo pojemnych kieszeni. Tych widocznych i tych ukrytych. Mógł w nim przenosić wiele podstawowych narzędzi, które ułatwiały mu życie. Wspomniana odzież była dla niego jak mundur. Mundur inżyniera. Nie zwlekając, szybko wskoczył w spodnie i buty oraz nałożył przewiewną koszulę i kurtę. Nie mógł zapomnieć o cylindrze, który zbierał kurz od jakiegoś czasu. Jeszcze tylko zapiąć pas, narzucić podręczne torby oraz pokrowce z bronią i był gotowy.
- Dobra, zabieraj nas stąd. Chyba, że odwidziała ci się już walka o swoją wolność.
Oren nie odpowiedziała, zamiast tego ruszyła w jego kierunku, w tym samym momencie, w którym za jej plecami pozostała cześć ściany runęła w dół, zabierając ze sobą całkiem pokaźnych rozmiarów fragment posadzki.
- Potrzebujemy naszych wierzchowców - oznajmiła mu, ponownie kładąc dłoń na jego piersi. - Pozostali już wyruszyli.
Krótka chwila zawirowań i byli w stajni, aczkolwiek tym razem wyglądało na to, że owa podróż wywarła nieco niekorzystny wpływ na Oren, gdyż ta zachwiała się nieco, szybko jednak równowagę odzyskując.
- Agracha wysłałam za pozostałymi. Ruszajmy…
Kred ponownie przemilczał zmianę miejsca położenia w przestrzeni, od której robiło mu się niedobrze. Może w końcu się przyzwyczai. Zamiast tego rozejrzał się po stajni. Dostrzegł tu wierzchowce, którymi wcześniej się poruszali.
- Jesteś w stanie jechać? - zapytał, intonując głos w czymś, co mogło uchodzić za zatroskanie.
Odpowiedziało mu stanowcze skinięcie głową, jednak żadne słowa nie padły.
Windath uznał, że każda chwila spędzona w tym miejscu była już niepotrzebną zwłoką, toteż naprędce zarzucił siodło na swego wierzchowca i dosiadł go. Nim zdążył się z tym uporać, Oren wyjechała ze stajni, toteż Kred ruszył w pościg za nią.

Może będzie miał jeszcze okazję, by jej podziękować. Nie chciał się do tego przyznać, ale uratowała mu życie.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline