Błagania Elgasta w końcu zostały wysłuchane. Po trudach i znojach związanych z długą podróżą, w końcu udało im się dłużej zabawić w karczmie i napić się porządnie. Gorzałka była całkiem dobra, jak na tę spelunę. Reuter nie poczuł nawet obrzydliwego zapachu, który unosił się pomieszczeniu. Liczyło się tylko jedno, napić się i to najlepiej jak najszybciej. Niestety najpierw podano im coś do jedzenia. Elgast spojrzał na jadło z niesmakiem. Przecież nie o to mu chodziło, nie po to tu przyszedł. Nie można było tak zacząć jeść bez odpowiedniego podkładu. Szybko wypił kilka łyków gorzały i dopiero wtedy był w stanie coś zjeść.
Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy. Elgast czuł lekki niedosyt. Był w stanie normalnie chodzić, nie czuł się śpiący, ani nie zasnął pod stołem. Widać za mało wypił, ale niestety robota wzywała.
Gdy Reuter usłyszał o smoku tylko głośno się zaśmiał. Tak… Na pewno… Smok tutaj… I co jeszcze? Coś musieli dosypywać do tej gorzały, albo może to opary z moczu, których nawdychali się w karczmie. Elgast słyszał w swoim życiu już takie bajki. Kmieciowi na pewno coś się przywidziało i tyle. Łotrzyk postanowił usiąść na ziemi i poczekać na dalszy rozwój wydarzeń. Za stary już jest na takie latanie w jedną i drugą stronę. |