Kathil opuściła pałac i jego hałaśliwą salę balową i ruszyła powoli w kierunku Sali sądów. Powoli weszła do wielkiego pomieszczenia i stojąc przez chwilę blisko drzwi rozejrzała się po nim. Gdy uspokojona stwierdziła, że sala jest pusta ruszyła w kierunku siedzisk sędziów i znalazła dogodne miejsce zapewniające możliwość odparcia ewentualnego ataku. Sprawdziła również miejsce pod kątem magii ale nie znalazła nic podejrzanego, miejsce wyglądało na czyste. Zajęła wybrane miejsce i tuż przed czasem zdecydowała się na użycie niewidzialności. Co prawda krótkotrwały efekt, ale liczyła na efekt zaskoczenia. Żałowała, że nie przy niej Logana ale cóż. Nie planowała tej eskapady - musiała zatem polegać na własnych umiejętnościach. Pozostało jej czekać.
Zjawiła się ona… Kathil mogła podejrzewać, że właśnie ta kobieta postanowiła się z nią umówić w tak niecodzienny sposób. Mirabeta… oczywiście.
Zimna i posągowa. I opanowana… jak zwykle.
Weszła i rozejrzała się zaciekawiona nie okazując niepokoju. Zupełnie jakby się nie bała ataku lub innego zagrożenia.
Kathil lekko pokręciła głową z uśmiechem przeznaczonym dla samej siebie i wyszła ze swojej kryjówki. Dygnęła:
-
Witaj, Lady Mirabeto. Widzę, że gwar balu nieco Cię znużył. Z przyjemnością dowiem się jak mogę pomóc tym razem.
- Sprawa jest delikatna i wymaga wyjątkowej dyskrecji. Stawka jednak nie będzie standardowa, a potrójna… zainteresowana?- zapytała kobieta niezaskoczona jej pojawieniem.
Kathil skinęła głową - to musiało być faktycznie coś większego. Mirabeta nie słynęła z rozrzutności.
-
Proszę o szczegóły.
- Chodzi o ród Rediec. To taki ród szlachecki żyjący w okolicy. Nic specjalnego w sumie. Chcę o nich wiedzieć wszystko co uda ci się wygrzebać na ich temat. - rzekła Mirabeta siadając z gracją na miejscu prokuratora.-
Ale… masz to uczynić dyskretnie i bardzo ostrożnie. Oraz…- splotła dłonie razem.- … wszelkie zdobyte informacje masz przekazywać mnie i tylko mnie. Nikt z moich podwładnych nie może się dowiedzieć o tym zleceniu. Nikomu nie wolno ci zdradzić czegokolwiek się dowiesz. Pewnie zdajesz sobie sprawę, że nie toleruję… nielojalności przy takich delikatnych sprawach?
- Zdobycie informacji na temat całego rodu może zająć nieco czasu i będzie wymagało sporych nakładów. Chyba, że są osoby lub obszary, które w pierwszej kolejności mają zostać sprawdzone? - spytała poważnym tonem Kathil. Nie bawiła się w kokietkę, nie przy prowadzeniu interesów -
Milady, to było jak mniemam pytanie retoryczne? Do tej pory nie miałaś powodów do podejrzewania mej nielojalności w stosunku do mych klientów. Niezależnie kim oni są. Inaczej nie rozmawiałybyśmy teraz, prawda? - skłoniła głowę przyglądając się Mirabecie.
-
Nie oczekuję grzebania w genealogii, to mogę zrobić nawet sama. Nie. Chodzi mi o żyjących członków i kondycję finansowo-towarzyską tego rodu.- odparła Mirabeta splatając dłonie.-
Tym razem jednak oczekuję czegoś więcej. Musisz odpowiednio dobierać współpracowników. Nie chcę by ktokolwiek się domyślał iż jestem Rediecami osobiście zainteresowana. Więcej… nie chcę, by w ogóle wydawało się, że ktoś się nimi interesuje.
- Oczywiście. Dobraniem ludzi nie musisz się pani kłopotać. Jak będziemy się kontaktować?
- Osobiście.- Mirabeta wyjęła z podręcznej aksamitnej torebki cztery pierzaste talizmany.-
Te są przygotowane pode mnie. Nie musisz im wyznaczać celu, wystarczy że podasz list.
Kathil wzięła talizmany od zleceniodawczyni:
-
Fundusze? - dodała. Zwyczajowo, otrzymywała niewielki budżet na opłatę ludzi koszty związane ze szczególnie nietypowymi zleceniami.
Mirabeta sięgnęła znów do torebki podając kolejny papier.-
Weksel kupiecki wystawiony na jeden z moich… słupów. Niemniej do zrealizowania w każdej placówce Rynku Sześciu Skrzyń i w każdym kościele Waukeen na terenie Sembi. Półtora tysiąca szlachciców.
Kathil przyjęła weksel i złożyła go, by wsunąć go za stanik.
-
Co do stawki… - zawiesiła głos -
5000 szlachciców będzie stanowić odpowiednią kwotę. - popatrzyła na Mirabetę. Selkirk wyglądała jakby ktoś ją spoliczkował, ale Kathil była za cwaną negocjatorką, by dać się nabrać na tą sztuczkę.-
Żartujesz sobie? Za takie coś? Przecież to nie jest niebezpieczna misja. I tak wykładam całkiem sporo na pokrycie kosztów samych badań. Cztery tysiące… powinny cię zadowolić.
Wesalt uśmiechnęła się uprzejmie:
-
Nie śmiałabym nigdy żartować sobie z Ciebie, milady. Jednakoż, gdyby misja wiązała się z większym ryzykiem, cena byłaby zdecydowanie wyższa. Życzysz sobie ekstra dyskrecji i całkowitej ciszy przy wykonywaniu zlecenia. A to niestety kosztuje również ekstra. 5000 to oferta specjalna, dla Ciebie milady, jako stałej i szanowanej klientki.
- Cztery i pół, to wystarczająca nagroda za dyskrecję i ciszę… w końcu nie wiadomo czy uda ci się znaleźć jakieś smakowite kąski. Czy one w ogóle istnieją.- mruknęła Mirabeta w odpowiedzi.
-
Milady składasz zamówienie na poszukiwania, nie zaś na zagwarantowanie znalezienia smakowitych kąsków. Wspominałaś też o potrójnej stawce. Potrójna stawka wynosiłaby 6000. - zawiesiła głos Kathil.
-
Zgoda… po jednym wszakże warunkiem. Jako zapłatę otrzymasz dwa tysiące od razu, a potem… kolejne wypłaty co miesiąc wysokości tysiąca szlachciców, przez trzy miesiące. - zgodziła się w końcu Mirabeta.
Kathil rozważyła ten warunek. Nie widziała powodów do podejrzliwości. Mirabeta nie oszukała jej wcześniej, nie mogła też raczej pozwolić sobie na opinię niesłownej pracodawczyni. Lojalność kroczy w takich przypadkach w obu kierunkach. Skinęła głową:
-
Zgoda. Comiesięczne wypłaty chciałabym jednak otrzymywać na imienny weksel i do rąk własnych - dodała z namysłem myśląc o nadciągającym stryju. Chciała mieć ewentualny plan zastępczy na fundusze. Na wszelki wypadek.
-
Niech tak będzie.- westchnęła Mirabeta po namyśle.-
Prześlę ci go wkrótce. Jeszcze coś?
- To chyba wszystko, milady. Rozpocznę śledztwo natychmiast. - Kathil dygnęła lekko i ruszyła ku wyjściu.
-
Nie jest to sprawa pilna, ale doceniam twój entuzjazm.- odparła kurtuazyjnie Mirabeta.
Wydarzenia balu sprawiły, że Kathil w drodze do domu postanowiła złożyć krótka wizytę jeszcze jednej osobie.
Co prawda ranek nie był najlepszym okresem do odwiedzania cioteczki Mei, która ledwie kilka godzin wcześniej kończyła nocne negocjacje z ważnymi dla niej osobami. Niemniej Kathil była w dość uprzywilejowanej pozycji i mogła sobie pozwolić na taki… wyskok. Toteż bez problemu została wpuszczona, najpierw do środka kamienicy, potem na prywatne pokoje, wreszcie do sypialni cioci, gdzie ona odpoczywała otoczona poduszkami i osłonięta kotarami.
Przeciągnęła się z niemal kocim pomrukiem i rzekła.-
A czemuż to tak wcześnie zakłócasz mój spokój Kathil? Coś się stało?
Kathil pochyliła się nad rozleniwioną ciocią i ucałowała ją czule w czoło:
-
Przepraszam, ciociu. Tylko na chwilkę. Zaraz będziesz mogła wracać do krainy snów. - przysiadła koło niej na łóżku.
-
Przyszłam, żeby zapytać o parę rzeczy, a mój kalendarz zaczyna pękać w szwach. - uśmiechnęła się do ciotuchny. -
Po pierwsze, czy kojarzysz Condrada, stryja mego nieboszczyka męża?
- Gdzieś popłynął i pewnie zaginął na morzu… To było lata temu.- mruknęła w odpowiedzi kobieta.-
Nie znałam go osobiście.
- Otóż żyje i ma się dobrze i wraca do Sembii. Będzie raczej na przyjęciu, które organizuję. Czy chcesz się zjawić?
- A powinnam? - westchnęła ironicznie Mea i pogłaskała Kathil po policzku. -
Zgoda, zgoda… zajrzę.
-
Nic nie powinnaś ciociu kochana, pytam tylko - dodała Kathil z uśmiechem -
Drugie pytanie: czy wiesz coś na temat… - zawahała się -
Złodziei Cienia?
- Zorganizowana bandyterka… rządzą półświatkiem… gdzieś tam. Przepędzili ich ponoć z… Waterdeep, bodajże?- zamyśliła się ciocia Mea próbując sobie przypomnieć. Po czym spytała.-
Gdzie o nich słyszałaś?
Kathil wzruszyła ramionami:
-
Próbują pojawić się w Sembii. Mogą w pewnym momencie pomyśleć również o rozmowie z Tobą. - powiedziała Kathil ze zmartwieniem i troską w głosie. Znała swoją ciocię i jej możliwości niemniej jednak i tak się martwiła. -
Będę wiedzieć więcej pojutrze. Na razie robią rozeznanie...hm… rynku. Zastanawiam się czy brnąć w ogóle w to. - dodała zamyślonym tonem. -
Jak sądzisz?
- Sytuacja jest kłopotliwa… Masz rację skarbie. Mogą spróbować się tu rozpanoszyć. Możliwe, że… ech… -zamyśliła się Mea.-
… to może zakończyć się rozlewem krwi w zaułkach. Ale skąd ty o tym wiesz?
-
Poznałam na balu jednego z agentów. Spotykam się z nim pojutrze w Żółtej Ciżemce. Był dość bezpośredni, co zdecydowanie pomogło w uzyskaniu informacji. - Kathil uśmiechneła się skromnie -
ale rzecz w tym, że szuka kogoś kto by był zainteresowany otwarciem filii. Jeśli Mirabeta albo Miklos przyjmą ofertę… - zawiesiła głos. Nie musiała kończyć, ciocia wiedziała co mogłoby to oznaczać. -
Spodobałam się mu jednak. Chce prowadzić negocjacje. Muszę to przemyśleć, ale chciałam Cię też ostrzec. Na wszelki wypadek.
- To byłaby ciekawa sytuacja. Bardzo profitowa… i bardzo niebezpieczna zarazem. Weszłabyś pomiędzy prawdziwe rekiny.- mruknęła ciocia.-
Tak czy siak warto trzymać rękę na pulsie. Bez względu na to czy się zdecydujesz czy mu odmówisz.
- Jest jeszcze jedna malutka sprawa: będę potrzebować jednej z mądrzejszych dziewczyn dla Wiligiana Krantza. Na czas przyjęcia u mnie, jako osobę towarzyszącą. Masz kogoś takiego?
- Skaaarbiiieeee…- wyjęczała ciocia.-
Bądź bardziej precyzyjna. Niska, wysoka? Ruda, blondynka, szatynka? Chuda, przy kości? Co twój Krantz lubi? I w jakich pozycjach?
- Jak ja - blondynka, średniej budowy i nieco wyższa. Lubi niebanalne osoby, z którymi może porozmawiać. Więc musi umieć nie tylko zadowalać w łożnicy, lecz pokazać się na przyjęciu, w towarzystwie. Acz jeśli Krantz chciałby przeciągnąć znajomość i do łoża, to niech próbuje i tam go usatysfakcjonować. Na mój koszt. - zaśmiała się.
-
Acha… czyli jednym słowem...Krantz zaczął smalić do ciebie cholewki?- westchnęła Mea.-
Można to było przewidzieć. Minął rok, a ty jesteś młodą wdówką zarządzającą małym majątkiem ziemskim. Apetyczny kąsek nie tylko dla łowców posagu.
-
Zaoferował coś w rodzaju hmmm usług - machnęła Kathil ręką -
lubię go, więc nie ma problemu. Usługi może wykonywać. W każdym bądź razie ukarałam go chyba wystarczająco - roześmiała się -
karząc mu stawić się na przyjęciu. Potrzebuje towarzyszki. - Przyślę Ci informację, o której rozpocznie się przyjęcie. A teraz wracaj, kochana do snu. W przeciwnym razie będziesz marudna wieczorem - dodała drocząc się z Meą.
-
Zgoda… podeślę ci jakąś ładną, bystrą i bezpruderyjną do oceny przed przyjęciem.- odparła ciocia kładąc się do snu.