Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2015, 15:34   #7
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Kathil opuściła pałac i jego hałaśliwą salę balową i ruszyła powoli w kierunku Sali sądów. Powoli weszła do wielkiego pomieszczenia i stojąc przez chwilę blisko drzwi rozejrzała się po nim. Gdy uspokojona stwierdziła, że sala jest pusta ruszyła w kierunku siedzisk sędziów i znalazła dogodne miejsce zapewniające możliwość odparcia ewentualnego ataku. Sprawdziła również miejsce pod kątem magii ale nie znalazła nic podejrzanego, miejsce wyglądało na czyste. Zajęła wybrane miejsce i tuż przed czasem zdecydowała się na użycie niewidzialności. Co prawda krótkotrwały efekt, ale liczyła na efekt zaskoczenia. Żałowała, że nie przy niej Logana ale cóż. Nie planowała tej eskapady - musiała zatem polegać na własnych umiejętnościach. Pozostało jej czekać.
Zjawiła się ona… Kathil mogła podejrzewać, że właśnie ta kobieta postanowiła się z nią umówić w tak niecodzienny sposób. Mirabeta… oczywiście.
Zimna i posągowa. I opanowana… jak zwykle.
Weszła i rozejrzała się zaciekawiona nie okazując niepokoju. Zupełnie jakby się nie bała ataku lub innego zagrożenia.
Kathil lekko pokręciła głową z uśmiechem przeznaczonym dla samej siebie i wyszła ze swojej kryjówki. Dygnęła:
-Witaj, Lady Mirabeto. Widzę, że gwar balu nieco Cię znużył. Z przyjemnością dowiem się jak mogę pomóc tym razem.
- Sprawa jest delikatna i wymaga wyjątkowej dyskrecji. Stawka jednak nie będzie standardowa, a potrójna… zainteresowana
?- zapytała kobieta niezaskoczona jej pojawieniem.
Kathil skinęła głową - to musiało być faktycznie coś większego. Mirabeta nie słynęła z rozrzutności.
- Proszę o szczegóły.
- Chodzi o ród Rediec. To taki ród szlachecki żyjący w okolicy. Nic specjalnego w sumie. Chcę o nich wiedzieć wszystko co uda ci się wygrzebać na ich temat.
- rzekła Mirabeta siadając z gracją na miejscu prokuratora.- Ale… masz to uczynić dyskretnie i bardzo ostrożnie. Oraz…- splotła dłonie razem.- … wszelkie zdobyte informacje masz przekazywać mnie i tylko mnie. Nikt z moich podwładnych nie może się dowiedzieć o tym zleceniu. Nikomu nie wolno ci zdradzić czegokolwiek się dowiesz. Pewnie zdajesz sobie sprawę, że nie toleruję… nielojalności przy takich delikatnych sprawach?
- Zdobycie informacji na temat całego rodu może zająć nieco czasu i będzie wymagało sporych nakładów. Chyba, że są osoby lub obszary, które w pierwszej kolejności mają zostać sprawdzone?
- spytała poważnym tonem Kathil. Nie bawiła się w kokietkę, nie przy prowadzeniu interesów - Milady, to było jak mniemam pytanie retoryczne? Do tej pory nie miałaś powodów do podejrzewania mej nielojalności w stosunku do mych klientów. Niezależnie kim oni są. Inaczej nie rozmawiałybyśmy teraz, prawda? - skłoniła głowę przyglądając się Mirabecie.
- Nie oczekuję grzebania w genealogii, to mogę zrobić nawet sama. Nie. Chodzi mi o żyjących członków i kondycję finansowo-towarzyską tego rodu.- odparła Mirabeta splatając dłonie.- Tym razem jednak oczekuję czegoś więcej. Musisz odpowiednio dobierać współpracowników. Nie chcę by ktokolwiek się domyślał iż jestem Rediecami osobiście zainteresowana. Więcej… nie chcę, by w ogóle wydawało się, że ktoś się nimi interesuje.
- Oczywiście. Dobraniem ludzi nie musisz się pani kłopotać. Jak będziemy się kontaktować?
- Osobiście.
- Mirabeta wyjęła z podręcznej aksamitnej torebki cztery pierzaste talizmany.- Te są przygotowane pode mnie. Nie musisz im wyznaczać celu, wystarczy że podasz list.
Kathil wzięła talizmany od zleceniodawczyni:
- Fundusze? - dodała. Zwyczajowo, otrzymywała niewielki budżet na opłatę ludzi koszty związane ze szczególnie nietypowymi zleceniami.
Mirabeta sięgnęła znów do torebki podając kolejny papier.- Weksel kupiecki wystawiony na jeden z moich… słupów. Niemniej do zrealizowania w każdej placówce Rynku Sześciu Skrzyń i w każdym kościele Waukeen na terenie Sembi. Półtora tysiąca szlachciców.
Kathil przyjęła weksel i złożyła go, by wsunąć go za stanik.
- Co do stawki… - zawiesiła głos - 5000 szlachciców będzie stanowić odpowiednią kwotę. - popatrzyła na Mirabetę. Selkirk wyglądała jakby ktoś ją spoliczkował, ale Kathil była za cwaną negocjatorką, by dać się nabrać na tą sztuczkę.- Żartujesz sobie? Za takie coś? Przecież to nie jest niebezpieczna misja. I tak wykładam całkiem sporo na pokrycie kosztów samych badań. Cztery tysiące… powinny cię zadowolić.
Wesalt uśmiechnęła się uprzejmie:
- Nie śmiałabym nigdy żartować sobie z Ciebie, milady. Jednakoż, gdyby misja wiązała się z większym ryzykiem, cena byłaby zdecydowanie wyższa. Życzysz sobie ekstra dyskrecji i całkowitej ciszy przy wykonywaniu zlecenia. A to niestety kosztuje również ekstra. 5000 to oferta specjalna, dla Ciebie milady, jako stałej i szanowanej klientki.
- Cztery i pół, to wystarczająca nagroda za dyskrecję i ciszę… w końcu nie wiadomo czy uda ci się znaleźć jakieś smakowite kąski. Czy one w ogóle istnieją.
- mruknęła Mirabeta w odpowiedzi.
- Milady składasz zamówienie na poszukiwania, nie zaś na zagwarantowanie znalezienia smakowitych kąsków. Wspominałaś też o potrójnej stawce. Potrójna stawka wynosiłaby 6000. - zawiesiła głos Kathil.
- Zgoda… po jednym wszakże warunkiem. Jako zapłatę otrzymasz dwa tysiące od razu, a potem… kolejne wypłaty co miesiąc wysokości tysiąca szlachciców, przez trzy miesiące. - zgodziła się w końcu Mirabeta.
Kathil rozważyła ten warunek. Nie widziała powodów do podejrzliwości. Mirabeta nie oszukała jej wcześniej, nie mogła też raczej pozwolić sobie na opinię niesłownej pracodawczyni. Lojalność kroczy w takich przypadkach w obu kierunkach. Skinęła głową:
- Zgoda. Comiesięczne wypłaty chciałabym jednak otrzymywać na imienny weksel i do rąk własnych - dodała z namysłem myśląc o nadciągającym stryju. Chciała mieć ewentualny plan zastępczy na fundusze. Na wszelki wypadek.
- Niech tak będzie.- westchnęła Mirabeta po namyśle.- Prześlę ci go wkrótce. Jeszcze coś?
- To chyba wszystko, milady. Rozpocznę śledztwo natychmiast.
- Kathil dygnęła lekko i ruszyła ku wyjściu.
- Nie jest to sprawa pilna, ale doceniam twój entuzjazm.- odparła kurtuazyjnie Mirabeta.


Wydarzenia balu sprawiły, że Kathil w drodze do domu postanowiła złożyć krótka wizytę jeszcze jednej osobie.
Co prawda ranek nie był najlepszym okresem do odwiedzania cioteczki Mei, która ledwie kilka godzin wcześniej kończyła nocne negocjacje z ważnymi dla niej osobami. Niemniej Kathil była w dość uprzywilejowanej pozycji i mogła sobie pozwolić na taki… wyskok. Toteż bez problemu została wpuszczona, najpierw do środka kamienicy, potem na prywatne pokoje, wreszcie do sypialni cioci, gdzie ona odpoczywała otoczona poduszkami i osłonięta kotarami.
Przeciągnęła się z niemal kocim pomrukiem i rzekła.- A czemuż to tak wcześnie zakłócasz mój spokój Kathil? Coś się stało?
Kathil pochyliła się nad rozleniwioną ciocią i ucałowała ją czule w czoło:
- Przepraszam, ciociu. Tylko na chwilkę. Zaraz będziesz mogła wracać do krainy snów. - przysiadła koło niej na łóżku.
- Przyszłam, żeby zapytać o parę rzeczy, a mój kalendarz zaczyna pękać w szwach. - uśmiechnęła się do ciotuchny. - Po pierwsze, czy kojarzysz Condrada, stryja mego nieboszczyka męża?
- Gdzieś popłynął i pewnie zaginął na morzu… To było lata temu.
- mruknęła w odpowiedzi kobieta.- Nie znałam go osobiście.
- Otóż żyje i ma się dobrze i wraca do Sembii. Będzie raczej na przyjęciu, które organizuję. Czy chcesz się zjawić?
- A powinnam?
- westchnęła ironicznie Mea i pogłaskała Kathil po policzku. - Zgoda, zgoda… zajrzę.
- Nic nie powinnaś ciociu kochana, pytam tylko - dodała Kathil z uśmiechem - Drugie pytanie: czy wiesz coś na temat… - zawahała się - Złodziei Cienia?
- Zorganizowana bandyterka… rządzą półświatkiem… gdzieś tam. Przepędzili ich ponoć z… Waterdeep, bodajże?
- zamyśliła się ciocia Mea próbując sobie przypomnieć. Po czym spytała.- Gdzie o nich słyszałaś?
Kathil wzruszyła ramionami:
- Próbują pojawić się w Sembii. Mogą w pewnym momencie pomyśleć również o rozmowie z Tobą. - powiedziała Kathil ze zmartwieniem i troską w głosie. Znała swoją ciocię i jej możliwości niemniej jednak i tak się martwiła. - Będę wiedzieć więcej pojutrze. Na razie robią rozeznanie...hm… rynku. Zastanawiam się czy brnąć w ogóle w to. - dodała zamyślonym tonem. - Jak sądzisz?
- Sytuacja jest kłopotliwa… Masz rację skarbie. Mogą spróbować się tu rozpanoszyć. Możliwe, że… ech…
-zamyśliła się Mea.- … to może zakończyć się rozlewem krwi w zaułkach. Ale skąd ty o tym wiesz?
- Poznałam na balu jednego z agentów. Spotykam się z nim pojutrze w Żółtej Ciżemce. Był dość bezpośredni, co zdecydowanie pomogło w uzyskaniu informacji. - Kathil uśmiechneła się skromnie - ale rzecz w tym, że szuka kogoś kto by był zainteresowany otwarciem filii. Jeśli Mirabeta albo Miklos przyjmą ofertę… - zawiesiła głos. Nie musiała kończyć, ciocia wiedziała co mogłoby to oznaczać. - Spodobałam się mu jednak. Chce prowadzić negocjacje. Muszę to przemyśleć, ale chciałam Cię też ostrzec. Na wszelki wypadek.
- To byłaby ciekawa sytuacja. Bardzo profitowa… i bardzo niebezpieczna zarazem. Weszłabyś pomiędzy prawdziwe rekiny.
- mruknęła ciocia.- Tak czy siak warto trzymać rękę na pulsie. Bez względu na to czy się zdecydujesz czy mu odmówisz.
- Jest jeszcze jedna malutka sprawa: będę potrzebować jednej z mądrzejszych dziewczyn dla Wiligiana Krantza. Na czas przyjęcia u mnie, jako osobę towarzyszącą. Masz kogoś takiego?
- Skaaarbiiieeee…
- wyjęczała ciocia.- Bądź bardziej precyzyjna. Niska, wysoka? Ruda, blondynka, szatynka? Chuda, przy kości? Co twój Krantz lubi? I w jakich pozycjach?
- Jak ja - blondynka, średniej budowy i nieco wyższa. Lubi niebanalne osoby, z którymi może porozmawiać. Więc musi umieć nie tylko zadowalać w łożnicy, lecz pokazać się na przyjęciu, w towarzystwie. Acz jeśli Krantz chciałby przeciągnąć znajomość i do łoża, to niech próbuje i tam go usatysfakcjonować. Na mój koszt
. - zaśmiała się.
- Acha… czyli jednym słowem...Krantz zaczął smalić do ciebie cholewki?- westchnęła Mea.- Można to było przewidzieć. Minął rok, a ty jesteś młodą wdówką zarządzającą małym majątkiem ziemskim. Apetyczny kąsek nie tylko dla łowców posagu.
-Zaoferował coś w rodzaju hmmm usług - machnęła Kathil ręką - lubię go, więc nie ma problemu. Usługi może wykonywać. W każdym bądź razie ukarałam go chyba wystarczająco - roześmiała się - karząc mu stawić się na przyjęciu. Potrzebuje towarzyszki.
- Przyślę Ci informację, o której rozpocznie się przyjęcie. A teraz wracaj, kochana do snu. W przeciwnym razie będziesz marudna wieczorem - dodała drocząc się z Meą.
- Zgoda… podeślę ci jakąś ładną, bystrą i bezpruderyjną do oceny przed przyjęciem.- odparła ciocia kładąc się do snu.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 04-12-2015 o 08:28.
corax jest offline