Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2015, 22:31   #33
Komtur
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
-Chciałaś wiedzieć, czemu to zrobili. Masz odpowiedź. - głos Ss’arisa przepełniony był obrzydzeniem i gniewem. - Oczywistym jest że nie zabijemy niewinnej kobiety. Nie ma nawet o tym mowy. - tu spojrzał na pozostałych - Trzeba wywołać poród i zabić to, co wyjdzie na ten świat, zanim zacznie stwarzać poważniejsze zagrożenie. - “to” wydawało mu się najlepszym określeniem, bo na pewno nie było dzieckiem. - Idę poszukać odpowiednich ziół, Bluszczu pójdziesz ze mną i mi pomożesz. Keira, pilnuj Ranai, spróbuj jej jakoś ulżyć w bólu do naszego powrotu. - oznajmił po czym skierował się w stronę roślinności, by znaleźć właściwe składniki.
- Czekajcie, nie spieszycie się aby za bardzo? - Kitaan był sceptyczny - chcę usłyszeć opinię Grimo, nie nieznanego mi medyka.
Zbrojmistrz ufał krasnoludowi i jego wiedzy o nadnaturalnym, a już ostatnie czego chciał to skrwawić nóż przez pomyłkę lub przesąd. Obejrzał się na małego adepta - Grimo? Co sądzisz?
-A ja w tym czasie poszukam ziół. Jeśli ten krasnolud miał rację, to będzie trzeba się pospieszyć. - odparł niewzruszony t’skrang odchodząc. - Rozpalcie ogień i znajdźcie mi jakieś naczynia, żebym mógł spreparować miksturę. - zatrzymał się na chwilę i przywołał Kitaana ręką - Jeśli moje domysły są poprawne, w łonie tej kobiety rozwija się pasożytniczy horror przekazywany przez akt seksualny. Najpewniej zakazili ją podczas gwałtu. - wyszeptał do niego - Porodu nie da się wywołać, będzie potrzebne cięcie, muszę zebrać coś co ją znieczuli, inaczej może umrzeć w trakcie. - dokończył dalej szepcząc.
W przypadku horrora, wielkość nie zawsze odpowiada słabości, dlatego Kitaan zamknął na chwilę oczy i zakuł swój umysł w astralną zbroję, by uodpornić się na złowrogi wpływ wyrywanego z łona potwora... jeżeli nim będzie.
- Jakby doszło do najgorszego, tnijcie - tu przekazał tskrangowi swój sztylet, ostry tak że ciął batystowe wstążki w powietrzu - Ja złapię to coś.
Wymownie założył pancerne rękawice, które zdjął by zająć się ranną.*
- Czekajcie chwilę przyjaciele. - powiedział Grimo - Spróbuję rozpoznać naturę istoty spoglądając w przestrzeń astralną, a potem wyrysuję wokół kobiety krąg życia. Jeszcze w życiu nie rzucałem tego czaru wokół istoty którą ma odpychać, aż ciekaw jestem efektu.
Nui pobladł wyraźnie na te słowa. Zresztą, od jakiegoś czasu, tylko bladł i czerwienił się ze złości na przemian.
- Grimo… - zwrócił się do krasnoluda - ...obawiam się, że jestem w stanie wyobrazić sobie co to spowoduje.
Nui Sin Yllandarik nie mówił tego nigdy swoim towarzyszom, ale swego czasu miał co nieco wspólnego z piratami na Wężowej Rzece. Ich praktyki bywały podłe.
- Ja…- zająkał się- ...ja słyszałem… wyobraź sobie co zrobi horror, chcąc za wszelką cenę wyjść z tej kobiety. Lepiej od razu ją uśmierćmy. - Nui złapał się za głowę, jakby chcąc wyrzucić z niej jakieś straszne obrazy. - Co za koszmar! - rozpaczał - Powiedz, że nie rozumiem tego co chcesz zrobić!
-Krąg nie jest złym pomysłem, ale nie w momencie gdy ta istota jest w środku. Dajcie mi czas na zebranie ziół. A jak wrócę wyjaśnię wam plan, do tego czasu darujcie sobie utarczki słowne. - odparł na tę wymianę argumentów Ss’aris, głosem niecierpiącym sprzeciwu. Naprawdę powinien się spieszyć, przecież w takich sytuacjach liczy się każda sekunda, a nie mógł przecież opuścić szermierki słownej…
Licząc że towarzysze zachowają tę odrobinę cierpliwości puścił się pędem w kierunku zarośli by znaleźć cokolwiek, co nada się na znieczulenie. Cokolwiek było tu dobrym słowem, bo znalazł tylko dziki mak i lulek, dużej mocy ich ekstrakty nie miały… Ale na bezrybiu i rak ryba, zebrał ile zdołał, po czym ruszył z powrotem do “obozu”.

Zbieranie ziół zajęło Ss’arisowi niecałą godzinę. Następna godzina to sporządzenia naparu w kociołku. Z podaniem go Ranai juz nie było problemu. Kobieta co prawda narzekała na smak, ale posłusznie wypiła. Nim zasnęła zdołała jeszcze powiedzieć.
- Dziękuję wam. Od początku wiedziałam, że to nie jest ciąża, ale bałam się wam powiedzieć. Gdy straciłam przytomność nie miałam brzucha. Pojawił się dopiero po przebudzeniu. Większość dawców imion by mnie zabiło razem z tym co mam w środku. Jesteście szlachetni, że staracie się mnie uratować.
Więcej nie powiedziała bo zasnęła. Zespół operacyjny mógł przystąpić do działania.
Ss’aris sięgnął po swój przybornik medyczny i wyciągnął małą buteleczkę z antyseptykiem. Podniósłszy suknię kobiety, wylał odrobinę na kawałek płótna i posmarował brzuch w miejscu cięcia, przetarł ostrze sztyletu, a następnie zaczął myć dłonie. Nie po to ją ratowali, żeby umarła na gangrenę, czy inne paskudztwo.
-Grimo, zacznij rysować krąg. Kiedy będziemy wyciągać to coś, zamkniesz go. Bluszcz, obserwuj teren, zapach krwi może ściągnąć drapieżniki. - zaczął objaśniać plan, zgodnie z obietnicą - Kitaan, będziesz mi asystował, wyjmiesz pasożyta, żebym mógł skupić się na pacjentce. Keira, zaraz po wyjęciu potwora postaram się szybko zamknąć cięcie Ranai, choć będzie to prowizorka powinna wystarczyć żeby się nie wykrwawiła. Kiedy tylko skończę szyć, masz ją stąd natychmiastowo wyciągnąć i dopilnować żeby przeżyła. - tłumaczył spokojnie - Nui, masz okazję się popisać, gdy Kitaan będzie trzymał horrora, masz dobić to paskudztwo, myślę że z takim przeciwnikiem sobie poradzisz. - nie mógł się powstrzymać od małej złośliwości. - Jeśli tak się z jakiegoś powodu nie da, wywiąże się walka, wtedy wszyscy wiemy co robić. Jak będzie po wszystkim trzeba będzie pozszywać Ranai porządnie. - Gdy upewnił się, że wszyscy znają swoje role, przyłożył sztylet do skóry pacjentki i zaczął cięcie.

“Nieposkromionym” po przewodnictwem Ss’arisa wydawało się, że mają sytuację pod kontrolą. Nie przewidzieli jednak, że mają do czynienia z bardzo inteligentnym przeciwnikiem, który od pewnego czasu uważnie im się przysłuchuje korzystając ze zmysłów Ranai. Gdy tylko t’skrang wykonał pierwsze podłużne cięcie, nim zdołał sięgnąć do brzucha wydarzyło się coś niespodziewanego. Z brzucha z dzikim skrzeczeniem w erupcji rozerwanych tkanek i krwi wyskoczyło COŚ!


Przygotowany do działania Kitaan próbował to coś pochwycić, ale silny i zwinny stwór wyślizgnął mu się z rąk i odtoczył na bok, po czym stanął na dwóch łapach i kłapiąc pyskiem szykował się do skoku na najbliżej stojącego Nuiego. Keira widząc rozerwaną na strzępy Ranai zemdlała. Szybko powiększająca się kałuża krwi i obrażenia jakim uległa pacjentka nie pozostawiały wątpliwości, że nie żyje. Przynajmniej nie cierpiała.



W tym samym momencie Grimo dokończył zaklęcie kręgu życia. Gdy tylko domknął krąg stwór ryknął rozdzierająco i podskakując przemieścił się poza zasięg zaklęcia.


Wściekły potwór ryknął raz jeszcze próbując dostać się do wnętrza kręgu a gdy zorientował się, że nie jest w stanie skoczył w przydrożne krzaki i zniknął wam z oczu. Słyszeliście jeszcze odgłos łamanych gałęzi i człapanie łap stwora.

Bluszcz wystrzelił w ślad za nim ze swego wietrzniackiego łuku, ale chybił.

- Paskudztwo, co robimy? Ścigajmy go!
Zachęcał rozemocjonowany wietrzniak.
Słowa Bluszcza to było, aż nadto by Nui pognał za znienawidzonym horrorem. Jeszcze nim zdążył otworzyć usta, T’skrang wyskoczył poza krąg Grimo.
- Shimoram! - wrzasnął i pobiegł za horrorem w stronę zarośli. Nie wbiegł jednak w nie na ślepo. O nie! Z wysoko uniesionym rapierem, złożył ciało w jednej linii, gotów do pchnięcia. Kiedy słyszał ruch, doskakiwał tam. Swym młodym okiem wyszukiwał plugawego ciała stwora, zachowując jednak bezpieczny dystans. Nui i horror badali się wzajemnie, wyczekując odpowiedniego momentu do morderczego ataku. Lecz Nui zachowywał czujność, a horror pozostawał niewidoczny.
Stwór jednak nie miał zamiaru czekać na t’skranga. Pomknął gdzieś między gęstymi tu krzakami, które skutecznie utrudniły pogoń fechmistrzowi. Z pomocą pośpieszył Bluszcz.
- Za mną, widzę jego trop.
Wietrzniak zsiadł ze swego wierzchowego sokoła i na piechotę zaczął przedzierać się przez zarośla śladem potwora.
Ss’aris pogonił zaraz za Nui skacząc w zarośla.
-Nie uciekniesz mi! - warknął z furią, przeskakując nad kolejnymi krzakami.
- Chodźcie za mną!- zakrzyknął jeszcze za towarzyszami.
Nui, który już miał załamać ręce, że nie udało się dopaść bydlaka, ożywiony, ruszył pierwszy zaraz za Bluszczem. Zupełnie nie przejmował się omdlałą Keirą, którą pozostawia za plecami, choć sam fakt omdlenia nie uszedł jego uwadze.
Kitaan, któremu bestia zwinnie wywinęła się spod palców zaklął ciężko i ze zgrzytem dobył miecza, chcąc przeciąć horrora na pół. Nie zdążył, nowonarodzony koszmar był dużo szybszy od pancernego zbrojmistrza i dał nogę. Mieczowładny ruszył za nim, brzęcząc zbroją i torując sobie drogę rozcinając gałęzie blokujące mu ścieżkę.

Grimo posłusznie zastosował się do próśb przyjaciół i zajął się omdlałą Keirą. Reszta “Nieposkromionnych” ruszyła w pościg za potworem. Bluszcz nie miał najmniejszych problemów z tropieniem stwora. Sam horror nie miał widać też głowy do zacierania swoich śladów. Prowadził ich ostro na południe. Po mniej więcej czterech godzinach forsownego marszu w dość mocno grzejącym słońcu wszyscy poza t’skrangami byli spoceni i zmęczeni. Niespodziewanie zarośla zaczęły się przerzedzać a teren stawał się coraz bardziej pagórkowaty. W końcu ukazała się im chata samotnie stojąca wśród wzgórz.



Co ciekawe nad chatą latało, donośnie kracząc ogromne stado kruków. Było ich lekko licząc sto sztuk.
Zasapany Bluszcz wskazał swoją drobną rączką chatę.
- Ta paskuda polazła tam. Nie zawrócimy chyba po przejściu takiego szmatu drogi? Pakujemy się do środka!

Wietrzniak przewodząc grupie odważnie podszedł do chaty i pchnął drzwi. “Nieposkromieni” odważnie wpakowali się do środka. Chata w środku wyglądała na równie biedną i zaniedbaną co na zewnątrz. Był tam prymitywny stół, jeden stołek i łóżko na którym leżał ork. W rogu chaty do skoku szykowała się kreatura za które tu przyszliście. Ork zerwał się z łóżka i na widok intruzów dziko ryknął. Już na pierwszy rzut oka było widać, że coś z nim nie w porządku. Jego skóra się łuszczyła i odpadała płatami, brzuch miał równie duży jak swego czasu Ranai, może nawet większy i jego oczy nie pozostawiające wątpliwości co do tego czym się stał.



Rozgorzała walka.


***


Tymczasem na szlaku...

Grimo nie zamierzał siedzieć na tyłku gdy horror szalał w okolicy i gdy tylko zdołał ocucić Keirę zaproponował jej pójście za towarzyszami.
Keira ocucona prze krasnoluda otwarła oczy i podniosła się. Spojrzała jeszcze raz na rozszarpane ciało Ranai i z trudem stłumiła łkanie.
- Powiadasz Grimo, że chcesz iść za towarzyszami? Nie zatrzymuję. Jeśli tylko dasz rady podążyć ich tropem idź. Zniszczenie śmiertelnego wroga dawców imion jest bardzo ważne. Ja zostanę. Bez mojego kryształu i tak nie mogę czarować. Na nic się nie przydam. Poza tym ktoś musi się zaopiekować końmi i pochować Ranai.

Keira wyglądała na zdruzgotaną. Podniosła się powoli i podeszła do wozu, by wziąć z niego jedną z łopat. Popatrzyła jeszcze raz na martwą po czym odeszła na pobocze drogi i zaczęła kopać.
Grimo wahał się przez chwilę, a potem ruszył śladem przyjaciół. Miał nadzieję że będzie w stanie znaleźć, pozostawione przez biegnących kumpli, ślady.
Z podążaniem śladem grupy nie miał trudności nawet ktoś nie potrafiący tropić jak Grimo. Połamane gałęzie i trawy wskazywały kierunek w którym udali się towarzysze krasnoluda. Wertepy i długie szaty ksenomanty nie ułatwiały marszu krótkonogiemu krasnoludowi, ale nieustępliwie posuwał się do przodu. W końcu po kilku godzinach stanął przed chatą. Drzwi były otwarte a ze środka dobiegały krzyki i odgłosy walki. Krążące na domostwem kruki krakały złowieszczo.
 
Komtur jest offline