Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-11-2015, 20:07   #53
Ognos
 
Ognos's Avatar
 
Reputacja: 1 Ognos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skał
Nie wiedział co się dzieje. Jeszcze przed chwilą wszyscy się bawili jakby nigdy nic, podjadali pieczone udźce z dzika, kiście winogron aż sok spływał po brodach i tłustych paluchach. Teraz każdy lgnął do balustrady na krużgankach, żeby ujrzeć co się wyprawia na dole, na dziedzińcu, gdzie jeszcze przed chwilą szalały pokazy tancerek, kuglarzy i magii. Cyric nie miał możliwości podejść ani na krok do barierki, aby spojrzeć co się dzieje. Myślał, że zaraz Ci z pierwszego rzędu zaczną spadać na dół, skąd dobiegały głosy szaleńczego wycia. Co to jest do cholery? Jakieś zmorfiałe harce sobie wymyślili?! Nowobogaccy kurwa… - myślał niosąc na tacce oliwki. Duże i czarne… Dla celu wartego 30 lwów… celu wartego całego tego zamieszania, ale czy wartego śmierci Baltarysa? – koniec, zadanie.

Stał koło Fitzgeralda… Ciemnoskóry najemnik, którego mięśnie wyglądały jak kamienie. Słońce podkreślało ich każdy zarys na naoliwionej skórze. Jak ja mam to kurwa zrobić?! Przecież to jest istna maszyna do zabijania – Cyric próbował uruchomić swoje najgłębsze pokłady logiki, które pomogą mu znaleźć odpowiedź na to pytanie. Nikt nie miał broni. Przynajmniej nie dało jej się zauważyć. Nigdzie też nie było widać Tagmaty ani innych najemników. Tylko on.

Przepychał się pomiędzy podnieconymi uczestnikami imprezy uważając, żeby nie stracić oliwek z tacy w tym tłumie. Słyszał z dołu wycie jak i podniesiony krzyk jednej osoby. Chłopak domyślił się, że to może jakaś przemowa przed kolejnymi atrakcjami. Nie interesowało go zbytnio co się tam wyprawia, kto wyje, kto przemawia. Ważne było to, że działa to na jego korzyść. W miarę zbliżania się do celu wysunął w prawym rękawie sztylet, aby móc go trzymać stabilnie za rękojeść, ale jednocześnie by dalej był ukryty przed oczami postronnych. Przez głowę przebrnęła mu myśl, że nawet gdyby wyjął ten sztylet i zaczął się nim bawić i tak nikt by tego nie zauważył. Mieli lepsze atrakcje na dziedzińcu, cokolwiek to było.

Zaszedł go od tyłu udając, że chce spojrzeć na dół na całe zamieszanie, zachowywał się tak jak wszyscy, którzy rękami próbowali znaleźć dla siebie lukę w tym tłumie. Sprytnie wykorzystał moment, w którym najemnik taksował otoczenie po drugiej stronie krużganek, kiedy jego wzrok skierowany był w całkiem inną stronę. W jego ręce w momencie zalśnił sztylet.

***

Niepowodzenie Cyric’a tylko podjudziło już i tak pobudzone do granic pokłady adrenaliny. Wszystko wydarzyło się w przeciągu kilku sekund.

Błysk sztyletu…
Ogromna ręka najemnika, zbijająca z odpowiedniej trajektorii jego broń…
Ucieczka…
… pogoń…

Liczył, że zatraci się w tłumie imprezowiczów, doleci do drzwi budynku i znajdzie schronienie, które pozwoli mu zniknąć z oczu pogoni. Jednak się przeliczył. Ogromne cielsko czarnego tak przygwoździło go do ziemi, że na moment stracił oddech. Myślał, że każde żebro przebiło mu płuca w innym miejscu, jak dzieci dla zabawy przekłuwają zwierzęce pęcherze. Nie zdążył złapać tchu po upadku a już wisiał kilka centymetrów nad ziemią złapany w stalowy uścisk wojownika, który gdyby chciał mógłby zgnieść jego krtań w ułamku sekundy niczym skorupkę od orzecha. Szybkie spojrzenie na twarz oprawcy o mało nie spowodowało torsji u chłopaka. Wcześniej mu się tak nie przyglądał. Biała naga czaszka, długie związane włosy, spomiędzy których wyrastają długie pióra. Co to kurwa zmorfieniec jakiś?! – przerażenie Cyric’a było coraz większe. Wpatrywał się w niego ciemnymi oczami zagnieżdżonymi w białym morzu. Zwolnił uścisk. Chłopak nie pamiętał kiedy ostatni raz przełykał ślinę. Teraz oddałby wszystko, żeby móc ją przełknąć, ale w gardle miał sucho jak na pustyni. Ciemny zadał mu chyba pytanie, ale nie był w stanie go zrozumieć. Gwiazdy latały mu jeszcze dookoła głowy z braku tlenu.
- Puszczaj kurwa!

***

Jeżeli przed chwilą Cyric myślał, że jego żebra zostały połamane, to w tym momencie był tego niemal pewny. Uderzenie o posadzkę zostało poprawione pięścią z siłą jakiej mógłby pozazdrościć najlepszy w Skilthry kowal. W oczach mu poczerniało w momencie a o oddechu mógł całkowicie zapomnieć.

Chyba stracił na chwilę przytomność, bo ocknął się jak był wleczony przez wojownika w stronę niedoszłego miejsca zabójstwa. Słyszał jak w uszach dudnią mu słowa cedzone przez zęby - Kto cię przysłał?!
Miał już wszystkiego dość. Dopiero co stracił najbliższą osobę w swoim życiu, stracił 30 lwów, które mógł zyskać, a teraz na dodatek czuł, że żegna się ze swoim marnym żywotem. Instynktu przetrwania jednak nie był w stanie zahamować, podświadomie wiedział co ma robić, żeby walczyć o każde wytchnienie na tym parszywym świecie.

Gdy ich oczom zaczął ukazywać się Fitzgerald i jego najbliższe otoczenie, przy którym spędzał przyjęcie u Darkberga, wleczony przez Czarnego chłopak ostatkiem sił podniósł prawą rękę z wyciągniętymi palcami w jedną postać… Nie dbał o to, że każdy ruch, do którego zmuszał swoje ciało powodowało bezdech i paskudny ból w klatce piersiowej, wiedział, że musi to zrobić.
- To… o… to on… - powiedział na tyle wyraźnie, żeby usłyszał go nie tylko jego oprawca jak i ludzie, którzy z oburzeniem patrzyli na scenę mordobicia.

Kierunek jego wystawionej ręki jak i wzroku jednoznacznie wskazywały Meresiusa
 

Ostatnio edytowane przez Ognos : 11-11-2015 o 22:37.
Ognos jest offline