Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2015, 11:47   #34
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Ucieszyła się, że Casadian zabrał ją z tego nudnego spotkania. Podobnie jak wcześniej ucieszyła się, ze gdzieś wychodzą z jego willi.

„Klan Malkava” brzmiał interesująco, przez chwile zastanawiała się, czy ona też tam będzie. Zdążyła się już dowiedzieć, że członkiem klanu staje się przez spokrewnienie – ale na razie nie dopytała Kasadiana z jakiego klanu był jej ojciec. Rozumiała już za to, że wampir wyrządził jej przysługę – olbrzymią przysługę – zabierając ją z tego hangaru. I czuła wdzięczność. Dlatego była posłuszna mężczyźnie.

Lisa zawiodła, Kasadian widział to na jej twarzy gdy mijała go skrytego pod zasłoną niewidoczności. Malkavian nie był zachwycony tym rozwinięciem sprawy ale czas który spędził samotnie w swej willi dał mu czas do przemyśleń i możliwe udało mu się znaleźć rozwiązanie.

Kasadian jak zwykle pojawił się w pokoju Isobel niczym duch, nie usłyszała skrzypienia drzwi czy desek podłogi. Stary zamek też nie postanowił się odezwać.
- Musimy porozmawiać dziecko - odezwał się głos Wampira który usiadł na fotelu który wcześniej zajmowała Lisa, drewniane wieszaki ciągle leżały na podłodze zmieszane z górą ubrań Isobel które Kasadian rozkazał jej matce przynieść na miejsce, a młoda Toreadorka wyrzuciła w panice.
- O tym kim jesteś, o tym co się wydarzy i o tym co już było, o twoim ojcu.
- Isobel - usłyszał z szafy. - Mam imię i nie jestem dzieckiem.
- Dobrze więc Isobel - powiedział Kasadian tak jak by smakował jej imię w trakcie jego wypowiadania.
- Wyjdź proszę.

Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. W końcu jednak dziewczyna wyszła z szafy i usiadła na drugim fotelu.
- Ta druga kobieta mnie nie znosi - powiedziała.
- Może…. choć ja uważam, że jeszcze cie po prostu nie zna - odparł Kasadian starając się nie wiązać, przynajmniej chwilowo, z żadną ze stron tego jakże śmiesznego i błahego dla niego konfliktu
- Przeżyłaś swą pierwszą noc i dzień jako wampir, wiesz już, jak mam nadzieje, że ojciec skradł z twego życia słońce - powiedział Malkavian wracając do swego spokojnego normalnego tonu - i zakładam, że chciałabyś mnie zapytać o wiele rzeczy. Pytaj więc.

Dziewczyna pokiwała głową. Ona też przemyślała i zrozumiała niektóre rzeczy.
- Mój ojciec złamał prawo, tak? Jakie? Co to znaczy? Zostanie ukarany, czyli zabiją go, tak?
- Pokrótce tak, właśnie tak się dzieje. Ale ty pragniesz dłuższego wyjaśnienia więc takie ci zaprezentuje. - powiedział i wygodniej rozsiadł się w fotelu starszy pozwalając sobie nawet na, jakże frywolne, wyciągnięcie nóg przed siebie.
- Jednakże nie będzie to ani krótka ani łatwa odpowiedz więc słuchaj uważnie. - mówił zmieniwszy znowu ton, tak, że Isobel straciła wrażenie, że rozmawiają. Słuchała teraz opowieści.
- Nasz…. gatunek istnieje tak długo jak sama ludzkość, nie pojawiliśmy się magicznie gdzieś na kresach wschodniej europy w wiekach średnich, nie wypełzliśmy z piekieł ani nie jesteśmy tworem profanowania krzyża czy innych wymysłów współczesnego filmu i literatury. Aż do wieków średnich nie było wśród nas jedności istniały co prawda klany, odpowiedniki rodziny wśród wampirów ale nie łączyło nas wiele. Każdy był Panem swoich włości i nikt nie miał prawa nakazać mu niczego. Wszystko jednak musiało się zmienić, ludzie pojęli kim jesteśmy i nauczyli się nas zabijać. Mroczne wieki to nie tylko termin zacofania ludzkości to też mroczny czas dla wampirów, ojciec wysyłał synów na stracenie by móc uciec, a córka własną matkę. W tych czasach wampiry zaczęły łączyć się w grupy, Koterie, jak je nazywamy i wspólnie zaczęli tworzyć własne prawa. Po paru wiekach powstały dwie grupy Camarilla i Sabat. Sabat to grupa do której należał twój ojciec, Camarilla grupa do której należę Ja. Grupy te różnią się diametralnie, twój ojciec jak z resztą inne wampiry Sabatu uważał, że śmiertelnych trzeba złamać. Zdeptać i upokorzyć, uczynić z nich zwierzęta hodowlane za które je uważa. Ukarać ludzkość za to, że śmiała podnieść rękę na swych Panów w mrocznych wiekach. W drodze do tej zemsty nic ich nie ogranicza, mordują i niszczą wszystko co im wadzi. Dlatego ojciec nie odzywał się do ciebie przez te wszystkie lata, byłaś dla niego córką kozy którą, kiedyś gdy sam był nikim, uważał za żonę. Nie pytał się czy wybierzesz noc bo nie miało to dla niego znaczenia, nie miałaś zdania bo kto pyta o zdanie psa. Nawet jeżeli to jego ulubiony pupil. - tu zrobił pauzę by Isobel przetrawiła to co właśnie jej przekazał.
- A ja nawet nie byłam ulubionym pupilem - dodała dziewczyna cicho.

Kasadian spojrzał na dziewczynę, usłyszał jej krótką wypowiedź, ale nie skomentował jej. Dziewczyna musiała usłyszeć resztę, jego opowieści. Inna sprawa, że ta i tak nie oczekiwała na nie odpowiedzi.
- Camarilla natomiast dział inaczej - mówił dalej ciągnąc swą wypowiedz - także jesteśmy wampirami Moja Droga nie będę cię okłamywał, nie stronimy od ludzkiej krwi i nie upodlamy się stawiając się niżej niż oni jako przeklęci czy upadli. Dano nam moc i nieśmiertelność nie bez powodu. Lecz samych ludzi postrzegamy inaczej, są naszymi korzeniami, nie doskonałymi i kruchymi niczym papier, lecz ciągle korzeniami. Widzimy co ludzkość potrafi osiągnąć, a co przez wieki jej uniemożliwialiśmy w naszej pysze. Wampiry Camarilli są pasterzami nie wilkami z głębi lasu - mówił a jego słowa układały się niczym melodia - Sabat wypowiedział nam wojnę, nie wspieramy jego sprawy więc jesteśmy wrogiem i traktują nas niewiele lepiej niż zwykłych śmiertelników. Sabat nie boi się ludzi, tylko Camarilla stoi mu na drodze. Dlatego pochwyciłem twego ojca i oddałem go naszemu Szeryfowi, on dowie się co planował twój ojciec i ochroni tą wyspę przed atakiem Sabatu- tu znowu przerwał - rozumiesz już dlaczego ?

Isobel pokiwała głową. Głos Kasadiana działał na nią kojąco. Wyciszał jej emocje i dzięki temu fakty szybciej do docierały do dziewczyny. Do tego - wierzył w to, co mówił. Nie udawał, jak tamta kobieta. Isobel czytała takie rzeczy. Zaciętość zniknęła z jej twarzy, pojawiał się głęboki smutek.
- Nie chciałam, żeby tak się stało. Czy to da się cofnąć?
- Nie wiem, o co pytasz ale znam odpowiedz na oba pytania: nie. Ani czyny twego ojca ani twoja przemiana nie może zostać cofnięta. - odpowiedział Kasadian ku rozpaczy nastolatki.

Wiedziała, że taka będzie jego odpowiedź. Miała nadzieję, że będzie inna, choć wiedziała, że musi być taka. Przez chwilę mocowała się sama ze sobą.
- Dziękuję - powiedziała, spoglądając w końcu na Kasadiana. - Mogłeś mnie tam zostawić, prawda? -
- Nie mała Isobel - odpowiedział Kasadian wstając z fotela - powinienem cię zgładzić - odparł kierując się w stronę drzwi które następnie otworzył kluczem - choć ze mną wiele musisz się jeszcze nauczyć

Dziewczyna poszła bez słowa. Przepełniała ją teraz wdzięczność do nowego opiekuna, choć - oczywiście - nie potrafiłaby nazwać tego uczucia.

Lisa stała za drzwiami z założonymi krzyżem na piersiach rękami, a jej mina nie wyrażała zadowolenia. Zupełnie inne słowa, niż sama słyszała, perfidia. Nie mogła się doczekać, kiedy zetknie się z nimi na korytarzu.
Gdy tylko wyszli spojrzała na Kasadiana z wyrzutami, Isobel zaś nie uraczyła nawet swym wzrokiem.
- Piękne słowa, Kasadianie. Czyżbym od dziś była pastereczką? - spytała z pogardą.
- I to co ty usłyszałaś, i to co właśnie przekazałem Isobel, było prawdą Piękna Liso - powiedział Kasadian zatrzymując się gdy Lalka postanowiła przemówić, był świadomy tego, że stała na progu jej kroki usłyszał z daleka.
- Świat nie jest prosty niczym w powieści, ty potrzebowałaś odstąpić krok od swego człowieczeństwa by pojąć kim się stałaś. Isobel ojciec wtrącił w przepaść i ona musiała powrócić. -
- Ufałam Ci. - powiedziała ze smutkiem w głosie - Ale cóż, trudno. Idź się zająć swoją nową ulubienicą, pasterzu, a ja pójdę gdzie indziej. - rzekłszy to odwróciła się na pięcie i udała się w stronę wyjścia.

Kasadian zatrzymał ją jednak delikatnie odziana w rękawiczkę z cielęcej skóry dłoń opadła na jej ramię i choć dotyk był delikatny niczym muśnięcie Lisa miała wrażenie, że na jej ramieniu spoczęła stalowa sztaba.
- Nie odchodź Moja droga… sama jesteś młoda w nocy zrozum tą, która los wepchnął w Nasz świat. Ty miałaś wybór. Ją z niego odarto.
Próbowała strącić jego dłoń.
- Nie pamiętasz już? Jestem wilkiem, a Pasterze nie znoszą wilków. - odparła jedynie, wciąż nie zerkając na dziewczynę. W sumie, to była jej obojętna, jakoś nie potrafiła jej winić za to, że tutaj jest, tym bardziej, że była dość uroczą nastolatką.
- Tak jak i ja - odpowiedział i ujął dłoń kobiety - Dwojaka jest natura każdego wampira, to też zrozumiesz i to prędzej niż myślisz.
- Póki co nie chcę Cię widzieć. Puść mnie. - odparła oschle.
- Idź więc, dowiodłaś mi swego rozsądku. Masz moje zaufanie. Czyń co uważasz. - odpowiedział jej Kasadian i zabrał dłoń z jej ramienia.
- Niebieski - odezwała się Isobel, śledząca dotąd milcząco tą fascynują wymianę. - Lubię niebieski, Liso.
Blondynka po raz pierwszy zerknęła na dziewczynę. Uśmiechnęła się lekko.
- Cieszę się. Jutro taki Ci przyniosę. - powiedziała, po czym pewnym siebie krokiem oddaliła się, kierując się do swojej sypialni.



Zadbała o strój, skoro mielia iść do kogoś, kto jest WAŻNY a Casadianowi zależało na tej wizycie. Zrezygnowała z szortów i topu, założyła zamiast tego jasną spódnicę i białą bluzkę.

Lisa jak zwykle wyglądała oszołamiająco, Isobel patrzyła na nią z zazdrością. Nie miała takich sukien - a nawet jakby miała, to nie miałaby czym ich wypełnić i by się zwieszały smętnie na jej ciele. Lisa była piękna i seksowna, ale nic więcej. Isobel z bezwzględna, nastolatkową trafnością oceniła kobietę już pod czas ich pierwszego spotkania.

Trzy dni minęły od ostatniego polowania Lisy, a głód znowu zaczął pojawiać się na krawędzi świadomości. Kasadian jednak nie zabierał jej na kolejne łowy, wspominał za to w trakcie ich nocnych spotkań o jakimś dziecku, kolejnym młodym wampirze, który Kasadian przygarnął niczym zbłąkane kocie.
- Mam dla Ciebie zadanie moja droga.... - zaczął rozmowę starszy gdy tylko wszedł do pomieszczenia w którym przebywała Lisa.
- Chodź proszę za mną . -
Lisa z zobojętniałą miną wstała z fotela i podeszła do wampira. Spojrzała na niego wymownie mrużąc oczy i przechylając głowę w bok, jakby chciała wydobyć informacje z wnętrza jego głowy.
- Zadanie? Czemuż miałabym wykonywać jakieś prace? - spytała ze smutkiem w głosie.
- Poznasz naszą małą wampirkę i przyuczysz według własnego uznania. - odpowiedział Kasadian - jest jeszcze dzieckiem, a jak widzę.moje metody wychowawcze sięgają czasów z poprzedniej epoki -
- Że co proszę? - spytała z wyraźnym niezadowoleniem, a jej postawa od razu przybrała formę zamkniętą, poprzez ułożenie rąk krzyżem na piersiach.
- O czym Ty do mnie mówisz? - dopytała gniewnie.
- Masz zagrać dla mnie rolę starszej koleżanki, może przyjaciółki która chroni młodszą przed gniewem starego wampira - powiedział.
- Po co Ci jakaś młoda wampirka? Ja Ci już nie wystarczam? - spytała z ogromnym smutkiem, odwracając się bokiem do Kasadiana i spuszczając głowę w dół.
- Jesteś mą partnerką w nocy Liso, krwią z mej krwi. Lecz jak wkrótce zapewne się przekonasz, świat, do którego przystąpiłaś, jest domeną nieustannych sporów o władzę. Przy szachownicy są tylko dwie role albo jest się grającym albo pionkiem. Mam już swoją królową, mego laufra, ale wciąż potrzebuje pionków by móc grać. - mówił enigmatycznie Malkavian - ofiarowuję ci część władzy nad tym pionem Liso, nie odtrącaj tego.
Aktorka, gdyby tylko mogła, westchnęłaby ciężko. Mimo niemożności wynikającej z fizjologii, teatralnie wykonała owy gest, choć bez oddechu nie było to takie samo.
- Dobrze więc. Prowadź.

Kasadian wstał z fotela i zaprowadził Lisę do kolejnego skrzydła willi. Młoda Malkavianka od razu zauważyła, że to skrzydło jest bardzo podobne do tego, w którym Kasadian zamknął ją w pierwszych jej dniach po przemianie ale było trochę mniejsze. Nie musieli szukać długo, szloch niósł się po korytarzach i bezbłędnie zaprowadził ich do pokoju w którym skryła się Isobel. Kasadian wręczył wtedy klucz do skrzydła Lisie i powiedział.
- Uczyń mnie dumnym Moja Piękna, liczę na Ciebie. - i pozostawił swą podopieczną samą ze swym zadaniem.

Skrzywiła się ponownie. Jej mina była tak mocno nieusatysfakcjonowana, że każdy mógłby się poczuć skrępowany. Mimika ta jednak nie gościła długo, gdyż aktorskie zapędy Lisy, przepędziły widoczne niezadowolenie. Użyła danego jej klucza, by przejść przez drzwi, które następnie zamknęła za sobą na zamek, ponownie go używając.
Rozejrzała się poszukując jakiegoś dzieciaka. Stukot jej obcasów zawsze zdradzał jej pozycję.

Isobel - zamknięta w swojej bezpiecznej szafie - usłyszała, ze ktoś wchodzi do pokoju. Przestała płakać i przycisnęła się mocniej do tylnej ściany mebla. A może to policja? Zorientowali się, że ten szaleniec ja tu trzyma.. Nie wyszła jednak - planowała nie opuszczać swojego schronienia tak długo, jak się da.
- I tak Cię było słychać. - oznajmiła Lisa wchodząc w głąb pokoju i rozglądając się po nim. Był podobny do jej, choć dużo brzydszy. Przynajmniej taką opinię miała blondynka, a wiadomo, że nie było w niej ani krzty obiektywizmu.
- Możesz wyjść, jeśli chcesz. - dodała spokojnym, kobiecym głosem i przejechała palcem po biurku, jakby chciała sprawdzić warstwę, siedzącym na nim, kurzu. Usiadła sobie na fotelu i założyła nogę na nogę. Nie miała zamiaru nikogo do czegoś zmuszać.
- Nie chcę - usłyszała Lisa z szafy.
- Nie mam zamiaru Cię zmuszać ani przekonywać. - odparła w stronę, z której dochodził głos nastolatki. Blondynce naprawdę nie robiło to większej różnicy, robiła tylko to, o co poprosił ją Kasadian.
- Z początku bycie tym, kim jesteś, może wydawać się beznadziejne i… Można poczuć zawód. Jednakże Kasadian jest dobry. Chce dla Ciebie jak najlepiej, nie chce, byś była smutna - powiedziała troskliwie, choć troska była udawana, Lisa dobrze wiedziała jak ukrywać swoje prawdziwe emocje i odczucia oraz jak sprawić, by głos jej był przyjemny i ciepły.
Przez dłuższy czas z szafy nie dochodziły żadne odgłosy. Lisa zaczęła się już powoli zastanawiać, czy przyjdzie jej spędzić w tym miejscu całą noc, kiedy nagle dziewczęcy głos zapytał.
- Znasz go? Dobrze?.
Lisa uśmiechnęła się pod nosem.
- Znam. - skłamała przepięknie, co szło jej wyśmienicie. Uwielbiała odgrywać swoje role.
- On martwi się o Ciebie, jest mu przykro, że nie umie złapać z Tobą kontaktu. Czemu go odtrącasz? - ciągnęła dalej, matczynym głosem, pełnym troski i przejęcia. Chyba dostane Oskara.
- Zapewniam Cię, że nie jest złą osobą - dodała na koniec.
- Czy jest teraz noc? - dobiegło jeszcze z szafy.
- Owszem. Inaczej bym spała. - odparła z powagą.
W szafie coś zahurgotało, a potem drzwi powoli się otworzyły. Lisa ujrzała chudą i bladą nastolatkę, z potarganymi włosami, w za dużej podkoszulce.
Dziewczyna spojrzała na kobietę z zachwytem.
- Musisz być wampirem - westchnęła. - Jesteś piękna.
Lisa pękła wewnętrznie z dumy
- Ach, to dzięki niemu.

Na twarzy Isobel pojawiło się zacięcie.
- On nie jest dobry - potrząsnęła głową. - Oddał mojego tatę na śmierć, a mnie tu zostawił samą, w ogniu.
- Jak to w ogniu? - spytała niby zainteresowana. Kwestię ojca póki co pominęła, nie znała sytuacji, a prędzej uwierzyłaby Kasadianowi, niż jakiejś dziewczynce.
- Trudno to wyjaśnić - Isobel zmieniła temat. - Czy on ciebie słucha? Może go poprosisz, żeby pozwolił mi wrócić do domu?
Z trudem się powstrzymała, by nie parsknąć
- W swoim domu nie będziesz bezpieczna. Nikt nie zrozumie tego, kim jesteś, Ty nie będziesz potrafiła tego zrozumieć i w końcu dopadnie Cię blask poranka i umrzesz w potwornych cierpieniach… Nie życzę Ci tego. Dom był bezpiecznym miejscem, kiedy byłaś ludzkim dzieckiem. Teraz, będąc … dzieckiem Kasadiana, nigdzie nie będziesz bezpieczna, tylko przy nim. - pierwsza rozbudowana wypowiedź, znów rola odegrana perfekcyjnie, tyle uczuć i emocji. Liso, jesteś wspaniała!
- Jak Ci na imię?
Dziewczyna skrzywiła się.
- Isobel. Ale mylisz się, on nie jest moim ojcem, a ja świetnie potrafię dbać o siebie. Już dawno nie jestem dzieckiem.
- Cieszę się, że potrafisz. - odparła z lekkim uśmiechem i przechyliła głowę lekko w bok.
- Wiem, że nie jest Twoim ojcem. - zaśmiała się krótko - Moim też nie jest. Ale stworzył nas, a w takiej sytuacji zostaje przyjęte to głupie nazewnictwo. - westchnęła z niezadowoleniem na myśl o tym, jak się do niej czasami zwracał.
- Może ciebie - prychnęła dziewczyna. - Mnie nie. Nic od niego nie potrzebuję.
- A Ciebie stworzył ktoś inny? Czemu z nim nie jesteś?
- Bo ten dureń go oddał jakiemuś szeryfowi! - wybuchnęła dziewczyna. - Wiec nie wciskaj mi to głodnych kawałków jaki jest dobry, i jak sie mną przejmuje! Bo to pieprzone bzdury!
- Masz prawo mieć swoje zdanie - rzuciła blondynka z niesmakiem. Oczywiście, że nie mogła uwierzyć komuś takiemu. Kasadian był nieskazitelny!
- Ale może po prostu porozmawiacie ze sobą i dowiesz się, czemu tak się stało? Szeryf brzmi jak ktoś, kto egzekwuje prawo. Być może Twój stwórca zrobił coś nielegalnego, a Kasadian Cię przygarnął. - Lisie ulżyło. Jeśli to nie on ją stworzył, to by znaczyło, że w pierwotnych planach wcale jej nie chciał. I całe szczęście! Po co mu ktoś inny, skoro ma ją?
- Gdyby mu nie zależało na Twoim dobru, to by Cię zostawił na pastwę losu. Przyszedłby świt i byś spłonęła, jak ten… LESTAT! Oglądałaś “Wywiad z wampirem?”
- Co? - spytała. - Oglądałam Zmierzch. Ale to jest durne. A mój tata na pewno nic nielegalnego nie zrobił! Nielegalne to jest trzymanie kogoś wbrew jego woli. I zabieranie komórki. To jest nielegalne. Zgłoszę to na policje, jak tylko stad wyjdę. - przyjrzała się kobiecie. - Wyglądasz jak taka aktorka z filmu, co moja mama ogląda.

Lisa uśmiechnęła się ponuro
- Wydaje Ci się. - odparła kłamliwie z ładnym uśmiechem. - Zmierzch jest strasznym gównem, nie wiem jak można to oglądać. - odparła fukając. Nie dostała głównej roli, więc musiało to być szitem, ot, prosta dedukcja.
- No i dlaczego zabrał Ci komórkę? Czy może ją zgubiłaś? No i ten, kto Cię zamienił, spytał Cię wpierw, czy tego chcesz? - lawina pytań spłynęła na dziewczynę, zupełnie jakby blondynka straciła resztki empatii i zrozumienia.

Dziewczyna przykuliła ramiona, ale szybko odzyska rezon.
- No co ty, kto widział gubić komórkę. Wszystko tam mam, fejsa, a tutaj nawet telewizora porządnego nie ma. Zabrał mi ten Kasadian, złośliwe. - westchnęła. - Ostatnio nikt mnie nie pyta, co chcę. Tata też nie pytał.. Ale wrócił tu, specjalnie dla mnie.
- Wrócił i patrz gdzie jesteś. Przykro mi - ponowne kłamstwo przemknęło przez jej usta zupełnie, jakby nim nie było.
- Co byś chciała? Spytam Kasadiana o komórkę, chcesz?
- Koniecznie - rozpromieniła się dziewczyna. - Jeszcze zapytaj, kiedy pojedziemy do mojego taty. I kiedy będe mogła iśc do domu. Mogę iść z tobą?
- Nie idę teraz do Kasadiana, wiesz… On nie zawsze chce, bym była przy nim. Porozmawiam gdy tylko nadarzy się okazja. Ale mogę tutaj jeszcze posiedzieć, może chcesz o coś spytać? No i ewentualnie, gdyby nie miał Twojego telefonu, może być nowy? Kupię Ci, jeśli chcesz. - lekki i przyjemny uśmiech zagościł na jej twarzy. W sumie, to fajna mała z niej była. Byle tylko Kasadian nie wolał Isobel od Lisy.
- Pewnie - ucieszyła się Isobel, ale że nie urodziła się wczoraj, to szybko dopytała : - Ale tak po prostu mi kupisz komórkę? Co będziesz chciała w zamian?

Lisa zdziwiła się
- Nic. Stać mnie to Ci kupię, wielkie mi halo. - odpowiedziała wzruszając ramionami.
- Tak po prostu...? - Isobel trudno było uwierzyć w nagłą szczerość obcej kobiety.
Coś jej jeszcze przyszło do głowy.
- Może wyjdziemy na dwór? Jest noc, nie ma się czego obawiać .
- Tak po prostu. Kasadianowi zależy na tym, byś nie była smutna, a ja mam dużo kasy i kilka tysięcy mniej, nie zrobi mi żadnej różnicy. A jeśli chcesz wyjść, to musimy spytać Kasadiana. Pewnie jeśli tylko o tym pomyślisz, to zaraz zjawi się obok.
- Tobie też nie wolno bez niego wychodzić? Myślałam, że możesz iść, gdzie chcesz.. Tylko do ogrodu, tu jest tak nudno...
- Jestem młodym wampirem, podobnie jak Ty. Nie powinnam sama wychodzić, jeszcze nie teraz. Ufam Kasadianowi i sądzę, że Ty też powinnaś. Póki co nie zrobił nic, przez co miałabym się czuć źle i sądzę, że nigdy tego nie zrobi. Kocha mnie, na swój własny sposób i nijak to życie ma się do Zmierzchu, wierz mi.
- Skoro Cię kocha, to nie będzie zły jak wyjdziemy na chwilę... Prawda?
- A Twoja matka by nie była, gdybyś po nocy się włóczyła narażając własne życie? Tutaj schemat jest ten sam. Jak się kocha, to się martwi.
- No weź... Nie chcę się włóczyć , tylko wyjść na chwilę do ogrodu. Sama mówiłaś, że w dzień nie da rady.
- W dzień się śpi - uśmiechnęła się z rozbawienia. Jeszcze do niedawna sama tego nie rozumiała. - Jeśli chcesz wyjść, musisz spytać Kasadiana. Zawołaj go. Zobaczysz, że nie jest taki zły.

Isobel przewróciła oczami.
- Nie ufa ci. Inaczej byś mogła wychodzić sama.
- Prędzej tobie, to Ty chcesz uciekać, a nie ja. Mnie jest tu dobrze
Isibel znowu prychnęła, a potem dopadła drzwi, którymi weszła kobieta. Szarpnęła je raz, i drugi przekonując się, ze są zamknięte.
- Nienawidzę cię! - rzuciła. - A jego jeszcze bardziej! Wynoś się stąd, wynoś! - krzyczała, a potem w geście bezradności schowała się z powrotem do szafy.

Lisa miała ochotę się śmiać, tylko jej aktorski fanatyzm nie pozwalał jej na to. Wstała niespiesznie z fotela, a stukot jej obcasów narastał w uszach Iso, kiedy blondynka zbliżała się do szafy. Otworzyła ją.
- My Ciebie nie znienawidzimy, Isobel. Bez względu na to, jak bardzo będziesz przerzucać na nas swoją złość, będziemy tutaj dla Ciebie. Jutro kupię Ci telefon, ok? Powiesz mi, jaki kolor lubisz? Powiesz tylko to i pójdę, jeśli tego chcesz. - powiedziała troskliwie z lekkim uśmiechem na ustach, z którego biło przyjemne ciepło. Gdy tylko opuści ten pokój, sama sobie wręczy minimum Nagrodę Publiczności, a potem urządzi imprezę w swoim pokoju.
Jedyna odpowiedzią było kilka drewnianych wieszaków, które ciśnięte z nieposkromiona furią przeleciały niebezpiecznie blisko głowy Lisy.
- Ok. Dostaniesz sraczkowaty. - rzuciła w odpowiedzi i wycofała się idąc w kierunku drzwi.



Lisa sądziła, że jest mądra, przebiegła i cały czas próbowała siebie taką – nieudolnie – odegrać. Do tego cały czas kłamała. Isobel wyczuwała takie rzeczy na kilometr.

Obserwacja Lisy była – w sumie – dość zajmującym zajęciem. W domu drugiej starszej, jak dziewczyna nazwała sobie w myślach panią Harriet, Lisa znów próbowała zwrócić na siebie uwagę. Isobel często postępowała podobnie, więc od razu to rozpoznała. Ale po początkowym zaciekawieniu poczuła żenadę. Uznała, że Lisa przegina, i to ostro.

Miała nadzieję, ze Casadian nie będzie miał z tego powodu przykrości. Że nie oddadzą go szeryfowi, czy coś. W końcu uznała, ze nie warto zaprzątać sobie dłużej myśli Lisą. Jechali gdzieś razem z Casadianem!

- Gdzie jedziemy? - dopytała zamiast tego podekscytowana, gdy wsiadali do taksówki. - I po co poszliśmy do tej kobiety?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 12-11-2015 o 17:09. Powód: literówki i format
kanna jest offline