Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-11-2015, 19:25   #31
 
Arkantos's Avatar
 
Reputacja: 1 Arkantos nie jest za bardzo znany
- W mojej opinii najlepszym sposobem będzie przeniknięcie do kręgu bliskich współpracowników ofiary zamachu. Trzeba dowiedzieć się komu byłoby na rękę zabicie go. Należy także rozpytać się w środowisku mafijnym czy takie zlecenie otrzymali i od kogo. Jedyne co mogę powiedzieć teraz jest stwierdzenie, że nasz kandydat musiał komuś zajść za skórę. - Powiedział Adam.
- Lecz z wielką chęcią posłucham także innych opinii.
 
Arkantos jest offline  
Stary 09-11-2015, 19:45   #32
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Mięśnie Davida napięły się gdy usłyszał przytyk Nortona. Został nazwany sekretareczką bez manier. Cóż zatem teraz musiał wykorzystać szansę daną mu przez mentorkę. Musiał pokazać, że jest godzien zasiadania przy stole z innymi członkami klanu.
Po wysłuchaniu Adama ukłonił się delikatnie swej mentorce w podzięce za udzielenie głosu. Spojrzał jeszcze na Nortona i rzekł:
- Nazywam się David Wheatstone - jego wzrok zdawał się mówić "co ty niby wiesz o manierach" - nie mam doświadczenia w kwestii zamachów, ale jak każde zdarzenie posiada przyczynę, przebieg oraz skutek. Dlatego uważam, że analizę przypadku powinniśmy zacząć od jego przebiegu.
David złożył dłonie w piramidkę. Specjaliści od PR byliby dumni, że tak przyswoił sobie te jakże proste, ale za razem poprawiające nastawienie rozmówców gesty.
- Wiemy, że zamach był nieudany. Pytanie, czy jego udaremnienie było skutkiem działań ochrony, czy też może od początku było planowane. Obydwa te przypadki należy traktować niezależnie. Załóżmy zatem na początek, że zamach miał się nie udać. Z marketingowego punktu widzenia napędzi to wyborców kandydatowi, który był celem zamachu. Jak słusznie zauważył mój przedmówca należy się zastanowić nad szukaniem winowajcy w najbliższych kręgach urzędującej głowy państwa. Tak się składa, że posiadam pewne znajomości w ministerstwie obrony urzędującego prezydenta. Mogę wykonać kilka telefonów. Zapytać o szczegóły, które mogą okazać się ważne, a jednak nie wyciekły do mediów.
David oparł się wygodnie w fotelu. A dłonie położył na oparciach.
- Co do skutków, to jak się domyślam nasza społeczność dysponuje już kimś w szeregach policji, kto będzie motał w śledztwie i odsuwał je na właściwe dla nas tory.
Na zakończenie powiódł wzrokiem po zebranych i ponownie ukłonił się Harpii, dziękując za udzielenie głosu.
Był silny. Pewny siebie. Przystojny. Jak codzień wykorzystywał krew głównie do poprawiania wyglądu, choć zauważył, że w klanie Toreadorów jest to powszechna praktyka. Teraz był wśród nie ufających sobie, zadufanych inteligentnych intrygantów. Intrygantów, którzy byli teraz jego najbliższymi. Zupełnie jak na spotkaniu Rady Nadzorczej. Nowe życie tak inne, a jednak tak znajome.

David zdawał się świetnie odnajdywać w sytuacji. Zmienił się w ciągu tych kilku tygodni.

Kilka tygodni spędził z Caroliną i Leonem na nauce swoich wampirzych mocy. Poznawał róźne sposoby w jaki może wykorzystywać swój urok osobisty, umiejętności manipulacji, mówienia i przekonywania innych do swoich racji. W końcu dowiedział się jak Carolina sprawiła, że w samochodzie mało co nie obślinił tapicerki. Ucząc się tej mocy z zaskoczeniem odkrył, że Carolina musiała coś do niego mówić, gdy go“zauroczyła” .

To było ciekawe odkrycie i od tego momentu, próbował wielokrotnie, wykorzystywać tę sztuczkę na niej, Leonie i Devonie, aby przekonać ich do tego co chciał osiągnąć.

Właśnie szkolił się w panowaniu nad kolejnym stopniem tej mocy - czyli wywieranie przerażającego wrażenia na innych przy pomocy samego spojrzenia.
Z lekkim zawodem Carolina odkryła, że niestety nie oddziedziczył jej mocy szybkości. Za to kolejna moc, jaką okazało się posiadł, sprawiła mu wiele frajdy. Podbijanie zmysłów: smaku, słuchu, węchu, wzroku - to było jak oglądanie filmów 4d na tripie. Picie krwi z podbitym smakiem wprawiło go za pierwszym razem niemalże w ekstazę.

Dzień po dniu nauki, wymagające skupienia. Prawie zapomniał o laboratorium, o pracy, o żonie. Za dużo nowych bodźców.
Gdy zaczął w widoczny sposób ogarniać całość ale jednocześnie czuć się zestresowany tempem nauki, Carolina stwierdziła, że pojedziecie na imprezę, gdzieś… Dała Davidowi wybór lokalu i poprosiła tylko, żeby dał znać jak się ma ubrać. Osobie z jej statusem nie wypada się “wypuścić” nieprzygotowanej.

Tygodnie leciały bardzo szybko. Praca zaczęła odchodzić powoli na dalszy plan. David za to zanurzał się coraz głębiej w świat wampirów. Tym razem on mógł wybrać miejsce wyprawy. Zdecydował się na klub, który często odwiedzał ze znajomymi z ministerstwa. Miał tam kartę vipwską, więc nie powinno być problemu. Ubrał się w luźną koszulę, po czym zapukał do drzwi za którymi spodziewał się zastać mentorkę. Jeszcze zanim otworzyła powiedział:
Jestem gotowy, żeby wyjść. Impreza w stylu smart-casual. Nie musisz się śpieszyć z przygotowaniem, lokal czynny całą noc.

Carolina otworzyła drzwi rozczochrana jak nieboskie stworzenie, w halce i narzuconym na to szlafroku, z telefonem przy uchu. Wysłuchała rozmówcy i z furia zakończyła połączenie.
Rzuciła parę przekleństw i urwała rejestrując Twą obecność. Gwizdnęła i uśmiechnęła się:
No, no, mi amado. Wytaczasz ciężką arytlerię, widzę. Dobrze, daj mi pół godziny.

David poszedł do ogrodu. Zaczął spacerować i spoglądać na księżyc. W końcu podszedł do swojego Audi, które stało zaparkowane w tym samym miejscu od jego przeprowadzki do willi. Nie był tak zapalonym kierowcą, jak jego mentorka, ale ten samochód był symbolem. Stał uziemiony tak, jak uziemiony był tutaj David. Oparł się o maskę i czekał.

Carolina zjawiła się faktycznie po pół godzinie, stukając niebotycznymi obcasami, zrobiona.
Bez słowa rzuciła mu kluczyki do samochodu i nie czekając na szarmancki gest, otworzyła drzwi po stronie pasażera i wsunęła się na siedzenie.
- Na coś czekamy jeszcze? - ponagliła.
Widząc kobietę zagwizdał przeciągle.
- Nigdy nie wiem, czy tak na mnie działasz, czy to ten Zachwyt.
Wsiadł do samochodu i ruszył. Wszelkie wspomagania i skrzynia s-tronic były tak inne od samochodów, które wybierała Carolina. David starał się przede wszystkim nie zwracać na nich uwagi, więc nie szarżował między kolejnymi skrzyżowaniami. Lokal był jednak dość daleko od will.
W końcu dotarlli na miejsce.
- To tutaj.
Jazda autem bardzo go uspokoiła. Carolina zdawała się rozumieć, że czegoś mu w jego istnieniu brakuje.
Gdy zaparkował przed klubem, podbiegł do nich valet boy i usłużnie otworzył drzwi Carolinie.
Odebrał od Davida kluczyki i wręczył niewielki żeton jako pokwitowanie.
Carolina wsunęła dłoń pod jego ramię i szepnęła:
- To Twój wieczór. Dzisiaj Ty rządzisz - na jej twarzy pojawił się lekko kpiący uśmieszek. - Na co przede wszystkim masz ochotę?

Na dźwięk słów “ty rządzisz” przebiegł w głowie Davida obraz Caroliny uprawiającej brutalny seks z innymi mężczyznami. Na jego oczach. Lubił patrzeć. Lubił oglądać jak coś co powinno sprawiać rozkosz sprawiało równocześnie ból. Lubił decydować o tym kogo i kiedy ma spotkać ból.
Odwzajemnił uśmiech. Wyciągnął ramie, tak, żeby mogła go złapać.
- Wejdziemy, posłuchamy muzyki, może z kimś porozmawiamy? Może nie wyjdziemy stąd sami? Kilka osób tutaj mnie zna, ale rotacja jest tak duża, że mało prawdopodobne, abyśmy się z kimś spotkali. No i jeśli wszystko się ułoży, to może coś dziś wypijemy.
Nie chciał tego przyznać głośno, ale ostatnio picie krwi sprawiało mu największą przyjemność.

Carolina wsunęła dłoń w jego wyciągniętą rękę i skinęła głową:
- Jak sobie życzysz, mi amado. Dzisiaj Twoje życzenie jest rozkazem - zaśmiała się pokazując rząd białych ząbków. Przesunęła sugestywnie językiem tam gdzie normalnie pojawiały się kły.
Podreptała u jego boku do wejścia.

- To będzie interesujące - poznać Twój świat. - wsunęła niewielką torebkę pod pachę i pogłaskała jego ramię wolną dłonią.
Przy wejściu David machnął tylko czarną kartą ze złotym napisem wielkiemu gorylowi. Weszli bez problemu do przedsionka, z którego elegancka kobieta zapraszała ich na piętro, gdzie znajdowała się sfera VIP. David pomachał przecząco głową.
- Tym razem spróbujemy kogoś poznać poza strefą VIP - ciężko jednoznacznie powiedzieć czy kierował te słowa do kobiety z obsługi, czy może raczej do swojej partnerki.
Weszli do dużej sali, która w większości składała się z parkietu. Parkietu pełnego młodych wyginających się ciał. W dużej mierze turystów. W koło słychać było muzykę elektroniczną.
- Tutaj przychodziłem często wybierać mężczyzn, którzy później uprawiali seks z moją żoną. Cóż. Aktualnie nie mam z nią kontaktu, w zasadzie mieszkam z inną kobietą. Czasem też poznawałem tutaj kobiety z którymi ją zdradzałem. Innymi razy też piłem drinki - pociągnął ją bliżej baru.
- Tutaj się nie napijemy, ale obecność alkoholu w dłoniach wzbudzi zaufanie jeśli kogoś poznamy. Tym bardziej, że może mi tutaj uda się kogoś Zachwycić?
Carolina przysłuchiwała się Jego słowom. Gdy opowiadał o swojej seksualnej przeszłości przejechała palcem wskazującym po jego wargach. Przyglądała się ruchowi ust, gdy kontynuowałeś wspomnienia.
- Brakuje Ci tego? - spojrzała poważnie na Davida gdy stanęli przy barze. - Czy to tylko próba przekazania mi tego na co masz dzisiaj ochotę - dodała unosząc lekko brew z uśmiechem.
- Nie wiem czy mi tego brakuje. Cuba Libre raz, - powiedział podniesionym głosem do barmana.
- Chyba nie. Na pewno nie z Tobą. Widzisz, żona była tylko moja, mogłem ją mieć zawsze. Dlatego podniecało mnie to “zarządzanie” nią. Ty do mnie nie należysz. Nie miałem Cię nigdy. Ciebie najpierw chciałbym jako kochankę. Albo chciałbym dziś kogoś tu zaciągnąć do łóżka i pić razem z Tobą! W ogóle chciałbym pić. Uwielbiam to odkąd mnie nauczyłaś. Na co masz ochotę? - wyjął kartę kredytową żeby zapłacić za drinki
Carolina nie odpowiedziała ale podała mu swoją torebeczkę i zrobiła kilka kroków idąc tyłem. Jej oczy błyszczały jak zawsze wtedy, gdy wpadała na jakiś pomysł, zabawny według jej standardów. Po chwili wmieszała się w tłum na parkiecie i zniknęła Davidowi z oczu.

Wypatrywał jej w tańczącym tłumie, gdy poczuł bardziej niż usłyszałeś wibrowanie. Telefon ukryty w torebce podskakiwał rytmicznie na barze. Gdy ponownie wrócił wzrokiem do tłumu tańczących ciał, zobaczył Carolinę tańczącą z jednym z mężczyzn. Odwróciła go tak by móc się przyglądać swojemu podopiecznemu z drugiego punktu w pomieszczeniu. Przysunęła się blisko mężczyzny i przejechała dłońmi po jego torsie. Na twarzy pojawił się lekki znak zapytania. Poruszała się uwodzicielsko, kręcąc powoli biodrami i drażniąc tanecznego partnera. David wiedział jednak, że to on tak naprawdę jesteś jej widownią. Odwróciła się tyłem do mężczyzny, odgarnęła włosy na jedno ramię i jak w zwolnionym tempie pochyliła się do przodu, wypinając tyłeczek i ocierając o biodra mężczyzny. Pokręciła biodrami z prawa na lewo, z lewa na prawo, zagryzając lekko dolną wargę i czekając na reakcję wampira lub znak co ma robić dalej.
David patrzył na tę scenę z uwagą. Nie czuł już tych samych rzeczy, które tak na niego wpływały za życia. Jednak w dużym stopniu nadal powodowało to jakąś formę przyjemnego podniecenia. Patrzył na dziewczynę i posłał jej buziaka w powietrzu.

Ręce mężczyzny objęły pazernie jej biodra i przyciągneły ją do jego krocza. Ruch był mocny, i Carolina niemal straciła rówowagę. Uniosła brew obserwując Davida cały czas. Potem najwyraźniej zmieniła zdanie bo wyprostowała się i zanim facet zdażył zareagować znikła ponownie w tłumie. Mężczyzna pokręcił się chwilę i ruszył w jej ślady.

Torebka ponownie rozszalała się na barze, wibrując znacznie dłużej niż poprzednio.

Minął kawałek, zaczął się drugi. W końcu Carolina pojawiła się w zasięgu wzroku swego widza ponownie, tym razem, z kobietą, która z budowy ciała przypominała bardzo żonę Davida. Drobna blondynka z obfitym biustem. Gdy wyłowił je z tłumu Carolina właśnie całowała ją namiętnie, dłońmi pieszcząc pośladki dziewczyny. Wydawało się, że sprawia jej to przyjemność. W końcu oderwała się od towarzyszki, odsunęła jej włosy z karku, wplatając w nie palce. Odgięła nieco jej głowę. Palcem wolnej ręki przesunęła po szyji, tam gdzie wiedział, że najlepiej, najsmaczniej się wgryzać. Spojrzała pytająco na Niego.
Szeroki uśmiech zagościł na twarzy Davida. Kiwnął głową na znak aprobaty. Odstawił drinka i palcem wskazującym poruszał, żeby wskazać kobiecie co ma robić.
- Chodź i zabierz koleżankę - powiedział. Choć raczej go nie usłyszała, to jednak ruch warg był dość jednoznaczny. Oblizał usta na koniec zdania.
Carolina nachyliła się do dziewczyny i niby całując jej ucho, coś wyszeptała. Blondynka spojrzała na nią jakby bijąc się z myślami, Carolina wskazała na stojącego przy barze Davida. To zdaje się przełamało jej wątpliwości i dała się pociągnąć wampirzycy w jego kierunku.
- Mi amado - powiedziała Carolina - to Sophie. Sophie to David.
Sophie wyciągnęła do Ciebie dłoń i uśmiechnęła się:
- Miło mi poznać. - popatrzyła to na mężczyznę to na Carolinę lekko speszona - Więc jak to … przepraszam - roześmiała się nieco nerwowo, nieco z podnieceniem - co robimy?
David wziął wyciągniętą dłoń i delikatnie ucałował. Podał też dziewczynie swojego drinka.
- Nam również miło poznać, proszę napij się. Rozluźnij.
David nie mógł się opanować. Po ćwiczeniach na Leosie i Devonie wreszcie miał okazję przetestować zachwyt na kimś żywym.
- A co takiego ty chciałabyś dziś robić? - Zapytał dziewczyny.
W tym samym czasie postukał w torebkę Caroliny dając jej do zrozumienia, że coś się w niej działo.

Gdy podawał drinka blondynce, Carolina stanęła za nią i objęła ją delikatnie w pasie. Oparła brodę o jej ramię i leciutko dmuchnęła na szyję.
Sophie przymknęła lekko powieki, na jej twarzy pojawiły się leciutkie wypieki.
- Carolina wspomniała, że mielibyście ochotę na dodatkowe towarzystwo - wyjąkała gdy dłonie Caroliny pogładziły jej brzuch i zaczęły wolniutko wspinać się w górę. Sophie wciągnęła powietrze i jak zaczarowana wpatrywała się w usta. wampira Dłonie Caroliny leciutko ujęły jej piersi, sama wampirzyca z zadowoleniem również wpatrywała się w niego.
- Tak, Sophie. David ma dzisiaj urodziny. I chcę mu sprawić przyjemność, taki specjalny prezent. - polizała koniuszek ucha blondynki. - Pomożesz nam świętować, prawda? - ścisnęła sutki Sophie mocno, wpatrując się w Twoją twarz. Sophie wydała cichy jęk i pokiwała głową.
David delikatnie dłonią przeczesał włosy dziewczyny. Przysunął swoją twarz bliżej. Rękę zatrzymał na jej policzku.
- Nie myśl o sobie jako o “dodatkowym” towarzystwie. Dziś uczynimy cię gwiazdą wieczoru. Możliwe, że przeżyjesz coś najprzyjemniejszego w swoim życiu. Niedaleko stąd jest całkiem miły motel.
Pocałował dziewczynę. Czuł jej ciepło. Czuł jej puls. Zapach jej skóry uderzał do głowy. Była taka pełna krwi. W końcu się oderwał i ucałował Carolinę. Jej smak już znał, ale czuł podniecenie na myśl o tym co ich czekało.
- Chcesz iść z nami? - zapytał Sophie, choć już wiedział jaka będzie odpowiedź.
Sophie pokiwała głową i popchnięta leciutko przez Carolinę wtuliła się w Davida. Gdy całowaliście się z Caroliną, Sophie lekko pogładziła go po brzuchu, jej palce rozpięły dwa guziki koszuli. Wsunęła dłoń i zaczęła delikatnie wodzić palcem wokół jego sutka. Zostawiła kilkanaście drobnych pocałunków na jego szyi. Dłoń Caroliny zacisnęła się na jego pośladku, gdy wampirzyca oddawała pocałunki.
Oderwała się od Davida i mruknęła Ci do ucha:
- Idźcie przodem, dogonię Was, tylko sprawdzę o co chodzi. - sięgnęła po torebkę i wyciągnęła komórkę.
Ruszyłeś z wtuloną w Ciebie blondynką. Wyszliście z klubu, a Sophie stawała się coraz to odważniejsza. Zdecydowanie pomysł jej się podobał.
Carolina pojawiła się niedługo po tym jak valet boy podstawił samochód z miną lekko nietęgą.
Usiadła za Sophie na tylnym siedzeniu.

Kilka chwil później zatrzymał samochód na motelowym parkingu.
Wysiedli i skierowali się do recepcji by wynająć pokój. David zapłacił gotówką za pokój na jedną noc. Recepcjonista nie skomentował kwestii - chyba klienci jak oni zdarzali się tu nagminnie. Po drodze do pokoju Carolina szepnęła, że będzie musiała załatwić pewną kwestię po drodze do domu.
- Przepraszam, mi amado, nie chcę psuć Ci Twojego wieczoru, ale to nie może czekać do jutra. - wymruczała przepraszająco.
David podał klucze do pokoju Sophie. Zapamiętał numer i powiedział dziewczynie na ucho:
- Wejdź do pokoju, rozbierz się do naga. Zawiąż sobie oczy i połóż na łóżku. Zaraz dołączymy.
Gdy dziewczyna odeszła poza zasięg ich głosu rzekł:
- O co chodzi? Kto do Ciebie cały czas wydzwania? Mogę jakoś pomóc?
- Pomóc możesz, zawożąc mnie w jedno miejsce. Interesy - powiedziała wymijająco Carolina. - Ale to za chwilę. - wtuliła się w niego i pogładziła po ramieniu z uśmiechem - Należy Ci się ten wieczór więc póki co, chodź świętować urodziny. - pocałowała Cię leciutko i pociągnęła do pokoju.

David ruszył bez zbędnego wahania. Sophie jeszcze nie zdążyła zrobić tego o co ją prosił, więc zaczął pomagać jej w rozbieraniu. Sam też rozpiął koszulę, a pasek od spodni posłużył mu do skrępowania rąk dziewczyny. Rękaw koszuli zasłonił oczy blondynce. Później powoli zaczął pieścić dziewczynę. Przyciągnął też do siebie Carolinę, na której ciele również co jakiś czas składał pocałunki. Chodź czuł, że to co się dzieje może być jeszcze bardziej przyjemne, to był zaniepokojony problemami swojej mentorki. Dość szybko zbliżył się do szyi dziewczyny. Przyciągnął do siebie też Carolinę ściskając mocno jej idealne włosy. Szybkim ruchem otworzył tętnicę dziewczyny, a wampirzycę przysunął na tyle blisko, by ich usta zetknęły się na gorącym strumieniu krwi. Wiedział już doskonale na ile może sobie pozwolić, więc z każdej sekundy starał się czerpać maksimum przyjemności. Bliskość jego stwórczyni potęgowała doznania. Ich wargi się spotykały. Języki ocierały o siebie. Jednak krew z tętnicy wypływała bardzo szybko. Zaraz mogli przeholować. David zaczął zalizywać ranę. Spijał resztę krwi z szyi, po czym w naturalny sposób upajał się krwią z ust Caroliny. Pocałunki stawały się coraz intensywniejsze, żeby tylko czuć jeszcze ten smak na jej języku.

Stracił poczucie czasu. Pożądanie fizyczne...bestia… głód…wszystko zaczęło się mieszać ze sobą. Krew, jej smak, jej zapach, zapach krwi na skórze blondynki, smak zakrwawionych ust Caroliny. W pewnym momencie usłyszał swój własny chrapliwy pomruk, któremu towarzyszył podobny, wydawany przez Toreadorkę. To ocuciło go nieco i wybiło ze spirali ekstazy. Carolina opadła na niego, włosy rozrzucając mu na twarzy, ramionach. Przez chwilę leżeli wtuleni i dochodziliście do siebie. Carolina objęła go mocno udami i cmoknęła w zagłębienie szyji.
- Wszystkiego dobrego z okazji urodzin - zaśmiała się wprost do jego ucha.
Powoli i z ociaganiem odsunęła się nieco od Davida i poklepała Sophie po policzku.
- Sophie, Sophie, obudź się.
Dziewczyna wymruczała coś nieprzytomnie.
- Sophie popatrz na mnie. - gdy blondynka otworzyła oczy i próbowała zogniskować spojrzenie, Carolina powiedziała:
- Byłaś w klubie tego wieczora, i spotkałaś przystojniaka o imieniu Daniel. Poszłaś z nim do motelu, spędziłaś z nim noc. Było niesamowicie. Gdy się obudziłaś, po nim nie został żaden ślad. Źle się poczułaś, zapewne po ilości alkoholu w klubie. Pojechałaś do szpitala, aby sprawdzić swój stan zdrowia. Do klubu nie wrócisz.
Puściła twarz dziewczyny i zaczęła się zbierać.

- Chodź, mi amado. Już czas na nas.

David bez zbędnego ociągania założył koszulę. Uwolnił też nadgarstki dziewczyny i ponownie założył pasek do spodni. Wyszli z pokoju i szybko wsiedli do samochodu.
- Dziękuję za prezent. Nie wiem jak to robią wampiry, ale to było lepsze niż orgazm - westchnął - To dokąd jedziemy? - Odpalił samochód i wyjechał z parkingu

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 10-11-2015 o 09:52. Powód: Dodanie retrospekcji
Mi Raaz jest offline  
Stary 10-11-2015, 11:13   #33
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Lisa wyszła z biura całkowicie oburzona. Gdyby nie fakt, że tego wieczoru założyła nowe buty, na pewno by w coś przykopała, no ale przecież nie będzie sobie niszczyła obcasów! Stojąc na tyłach budynku wyjęła telefon komórkowy i z niesamowitą wściekłością zaczęła wystukiwać sms'a, który z prędkością światła poleciał do Kasadiana.
Wyszłam stamtąd, nie wiem po co żeś mnie zostawił z tym pudłem!
Nie wracam do willi, zostań sobie sam z Isobel, jeśli tak bardzo musicie być sam na sam!
Jestem na skraju wytrzymałości, jeśli coś mi się stanie to będziesz miał mnie na sumieniu!
NARA!



Po wysłaniu wiadomości Lisa fuknęła. Bardzo głośno i złowieszczo! Wściekle. Błyskawicznie wybrała numer do swojego Menedżera i przyłożyła telefon do ucha. Załkała na próbę i zawyła cicho, póki w słuchawce dał się jeszcze słyszeć dźwięk próby połączenia. W końcu mężczyzna odebrał.

- Kilian? Przyjeżdżaj po mnie. Ale już!
- Co za różnica, co się stało? Masz tutaj być.
- Czekam na Ciebie dziesięć minut, a potem idę w tą ciemną otchłań i jeśli ktoś mnie napadnie, to będziesz mnie miał na sumieniu.
- Mało mnie obchodzi, że już spałeś. Masz tutaj być, bo nie ręczę za siebie!
- Dobrze. Nie ruszam się.
- powiedziała w końcu spokojniej i załkała rzewnie - Ale tylko przez dziesięć minut, rozumiesz?
- Dobrze. I zostaję u Ciebie na noc.
- Kasadian? Mówiłam Ci o tej nowej, Isobel, prawda?
- Tak tak, o tej rozryczanej smarkuli. No, to właśnie sobie z nią gdzieś polazł, a mnie tutaj zostawił!!
- poskarżyła się smutno.
W ten na horyzoncie dojrzała jakąś dziwną zjawę. Blondwłosą kobietę, toćka w toćkę wyglądająca jak ona sama. Zmrużyła oczy przyglądając się tej dziwnej istocie, zamyśliła się.
- Kilian. Ktoś w zasięgu mego wzroku, wygląda jak ja. - powiedziała niepewnie do słuchawki telefonu. Nastała chwila ciszy i konstelacji, po czym Lisa odetchnęła z ulgą.
- Aaa, no tak, masz rację. Fani są popierdoleni. Mam nadzieję, że złamie serę w tych szpilach, idiotka.
- A Ty znowu o Kasadianie? Nie udawaj, że Ci przykro, że mnie zostawił, wiem, że go nie lubisz, bo z nim mieszkam. Ruszaj po mnie swój menedżerski tyłek, bo Cię wyjebie na zbity pysk! I załatwiaj mi lepsze role, niż to gówno co ostatnio! - wydarła się na koniec i rozłączyła niespodziewanie. Uśmiech na jej ustach sugerował, że jest z siebie bardzo dumna, a pokaz swego udawanego smutku, był po prostu na medal.
Lisa nawet nie miała zamiaru ruszać się z miejsca. Schowała telefon do malusiej torebeczki i stała w bezruchu. Wykorzystała moc niewidzialności, która pozwalała jej stać się kimś niedostrzegalnym, o ile tylko stało się w bezruchu gdzieś na uboczu, a blondynka właśnie to czyniła. Fani naprawdę mieli nasrane we łbach, żeby się za kogoś przebierać i popierdalać na nabrzeżu, to trzeba mieć zdrowo najebane pod sufitką. Pannę Langdon czekało teraz 10 minut stania w miejscu, póki jej słodki Kilian po nią nie przyjedzie.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 12-11-2015, 11:47   #34
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Ucieszyła się, że Casadian zabrał ją z tego nudnego spotkania. Podobnie jak wcześniej ucieszyła się, ze gdzieś wychodzą z jego willi.

„Klan Malkava” brzmiał interesująco, przez chwile zastanawiała się, czy ona też tam będzie. Zdążyła się już dowiedzieć, że członkiem klanu staje się przez spokrewnienie – ale na razie nie dopytała Kasadiana z jakiego klanu był jej ojciec. Rozumiała już za to, że wampir wyrządził jej przysługę – olbrzymią przysługę – zabierając ją z tego hangaru. I czuła wdzięczność. Dlatego była posłuszna mężczyźnie.

Lisa zawiodła, Kasadian widział to na jej twarzy gdy mijała go skrytego pod zasłoną niewidoczności. Malkavian nie był zachwycony tym rozwinięciem sprawy ale czas który spędził samotnie w swej willi dał mu czas do przemyśleń i możliwe udało mu się znaleźć rozwiązanie.

Kasadian jak zwykle pojawił się w pokoju Isobel niczym duch, nie usłyszała skrzypienia drzwi czy desek podłogi. Stary zamek też nie postanowił się odezwać.
- Musimy porozmawiać dziecko - odezwał się głos Wampira który usiadł na fotelu który wcześniej zajmowała Lisa, drewniane wieszaki ciągle leżały na podłodze zmieszane z górą ubrań Isobel które Kasadian rozkazał jej matce przynieść na miejsce, a młoda Toreadorka wyrzuciła w panice.
- O tym kim jesteś, o tym co się wydarzy i o tym co już było, o twoim ojcu.
- Isobel - usłyszał z szafy. - Mam imię i nie jestem dzieckiem.
- Dobrze więc Isobel - powiedział Kasadian tak jak by smakował jej imię w trakcie jego wypowiadania.
- Wyjdź proszę.

Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. W końcu jednak dziewczyna wyszła z szafy i usiadła na drugim fotelu.
- Ta druga kobieta mnie nie znosi - powiedziała.
- Może…. choć ja uważam, że jeszcze cie po prostu nie zna - odparł Kasadian starając się nie wiązać, przynajmniej chwilowo, z żadną ze stron tego jakże śmiesznego i błahego dla niego konfliktu
- Przeżyłaś swą pierwszą noc i dzień jako wampir, wiesz już, jak mam nadzieje, że ojciec skradł z twego życia słońce - powiedział Malkavian wracając do swego spokojnego normalnego tonu - i zakładam, że chciałabyś mnie zapytać o wiele rzeczy. Pytaj więc.

Dziewczyna pokiwała głową. Ona też przemyślała i zrozumiała niektóre rzeczy.
- Mój ojciec złamał prawo, tak? Jakie? Co to znaczy? Zostanie ukarany, czyli zabiją go, tak?
- Pokrótce tak, właśnie tak się dzieje. Ale ty pragniesz dłuższego wyjaśnienia więc takie ci zaprezentuje. - powiedział i wygodniej rozsiadł się w fotelu starszy pozwalając sobie nawet na, jakże frywolne, wyciągnięcie nóg przed siebie.
- Jednakże nie będzie to ani krótka ani łatwa odpowiedz więc słuchaj uważnie. - mówił zmieniwszy znowu ton, tak, że Isobel straciła wrażenie, że rozmawiają. Słuchała teraz opowieści.
- Nasz…. gatunek istnieje tak długo jak sama ludzkość, nie pojawiliśmy się magicznie gdzieś na kresach wschodniej europy w wiekach średnich, nie wypełzliśmy z piekieł ani nie jesteśmy tworem profanowania krzyża czy innych wymysłów współczesnego filmu i literatury. Aż do wieków średnich nie było wśród nas jedności istniały co prawda klany, odpowiedniki rodziny wśród wampirów ale nie łączyło nas wiele. Każdy był Panem swoich włości i nikt nie miał prawa nakazać mu niczego. Wszystko jednak musiało się zmienić, ludzie pojęli kim jesteśmy i nauczyli się nas zabijać. Mroczne wieki to nie tylko termin zacofania ludzkości to też mroczny czas dla wampirów, ojciec wysyłał synów na stracenie by móc uciec, a córka własną matkę. W tych czasach wampiry zaczęły łączyć się w grupy, Koterie, jak je nazywamy i wspólnie zaczęli tworzyć własne prawa. Po paru wiekach powstały dwie grupy Camarilla i Sabat. Sabat to grupa do której należał twój ojciec, Camarilla grupa do której należę Ja. Grupy te różnią się diametralnie, twój ojciec jak z resztą inne wampiry Sabatu uważał, że śmiertelnych trzeba złamać. Zdeptać i upokorzyć, uczynić z nich zwierzęta hodowlane za które je uważa. Ukarać ludzkość za to, że śmiała podnieść rękę na swych Panów w mrocznych wiekach. W drodze do tej zemsty nic ich nie ogranicza, mordują i niszczą wszystko co im wadzi. Dlatego ojciec nie odzywał się do ciebie przez te wszystkie lata, byłaś dla niego córką kozy którą, kiedyś gdy sam był nikim, uważał za żonę. Nie pytał się czy wybierzesz noc bo nie miało to dla niego znaczenia, nie miałaś zdania bo kto pyta o zdanie psa. Nawet jeżeli to jego ulubiony pupil. - tu zrobił pauzę by Isobel przetrawiła to co właśnie jej przekazał.
- A ja nawet nie byłam ulubionym pupilem - dodała dziewczyna cicho.

Kasadian spojrzał na dziewczynę, usłyszał jej krótką wypowiedź, ale nie skomentował jej. Dziewczyna musiała usłyszeć resztę, jego opowieści. Inna sprawa, że ta i tak nie oczekiwała na nie odpowiedzi.
- Camarilla natomiast dział inaczej - mówił dalej ciągnąc swą wypowiedz - także jesteśmy wampirami Moja Droga nie będę cię okłamywał, nie stronimy od ludzkiej krwi i nie upodlamy się stawiając się niżej niż oni jako przeklęci czy upadli. Dano nam moc i nieśmiertelność nie bez powodu. Lecz samych ludzi postrzegamy inaczej, są naszymi korzeniami, nie doskonałymi i kruchymi niczym papier, lecz ciągle korzeniami. Widzimy co ludzkość potrafi osiągnąć, a co przez wieki jej uniemożliwialiśmy w naszej pysze. Wampiry Camarilli są pasterzami nie wilkami z głębi lasu - mówił a jego słowa układały się niczym melodia - Sabat wypowiedział nam wojnę, nie wspieramy jego sprawy więc jesteśmy wrogiem i traktują nas niewiele lepiej niż zwykłych śmiertelników. Sabat nie boi się ludzi, tylko Camarilla stoi mu na drodze. Dlatego pochwyciłem twego ojca i oddałem go naszemu Szeryfowi, on dowie się co planował twój ojciec i ochroni tą wyspę przed atakiem Sabatu- tu znowu przerwał - rozumiesz już dlaczego ?

Isobel pokiwała głową. Głos Kasadiana działał na nią kojąco. Wyciszał jej emocje i dzięki temu fakty szybciej do docierały do dziewczyny. Do tego - wierzył w to, co mówił. Nie udawał, jak tamta kobieta. Isobel czytała takie rzeczy. Zaciętość zniknęła z jej twarzy, pojawiał się głęboki smutek.
- Nie chciałam, żeby tak się stało. Czy to da się cofnąć?
- Nie wiem, o co pytasz ale znam odpowiedz na oba pytania: nie. Ani czyny twego ojca ani twoja przemiana nie może zostać cofnięta. - odpowiedział Kasadian ku rozpaczy nastolatki.

Wiedziała, że taka będzie jego odpowiedź. Miała nadzieję, że będzie inna, choć wiedziała, że musi być taka. Przez chwilę mocowała się sama ze sobą.
- Dziękuję - powiedziała, spoglądając w końcu na Kasadiana. - Mogłeś mnie tam zostawić, prawda? -
- Nie mała Isobel - odpowiedział Kasadian wstając z fotela - powinienem cię zgładzić - odparł kierując się w stronę drzwi które następnie otworzył kluczem - choć ze mną wiele musisz się jeszcze nauczyć

Dziewczyna poszła bez słowa. Przepełniała ją teraz wdzięczność do nowego opiekuna, choć - oczywiście - nie potrafiłaby nazwać tego uczucia.

Lisa stała za drzwiami z założonymi krzyżem na piersiach rękami, a jej mina nie wyrażała zadowolenia. Zupełnie inne słowa, niż sama słyszała, perfidia. Nie mogła się doczekać, kiedy zetknie się z nimi na korytarzu.
Gdy tylko wyszli spojrzała na Kasadiana z wyrzutami, Isobel zaś nie uraczyła nawet swym wzrokiem.
- Piękne słowa, Kasadianie. Czyżbym od dziś była pastereczką? - spytała z pogardą.
- I to co ty usłyszałaś, i to co właśnie przekazałem Isobel, było prawdą Piękna Liso - powiedział Kasadian zatrzymując się gdy Lalka postanowiła przemówić, był świadomy tego, że stała na progu jej kroki usłyszał z daleka.
- Świat nie jest prosty niczym w powieści, ty potrzebowałaś odstąpić krok od swego człowieczeństwa by pojąć kim się stałaś. Isobel ojciec wtrącił w przepaść i ona musiała powrócić. -
- Ufałam Ci. - powiedziała ze smutkiem w głosie - Ale cóż, trudno. Idź się zająć swoją nową ulubienicą, pasterzu, a ja pójdę gdzie indziej. - rzekłszy to odwróciła się na pięcie i udała się w stronę wyjścia.

Kasadian zatrzymał ją jednak delikatnie odziana w rękawiczkę z cielęcej skóry dłoń opadła na jej ramię i choć dotyk był delikatny niczym muśnięcie Lisa miała wrażenie, że na jej ramieniu spoczęła stalowa sztaba.
- Nie odchodź Moja droga… sama jesteś młoda w nocy zrozum tą, która los wepchnął w Nasz świat. Ty miałaś wybór. Ją z niego odarto.
Próbowała strącić jego dłoń.
- Nie pamiętasz już? Jestem wilkiem, a Pasterze nie znoszą wilków. - odparła jedynie, wciąż nie zerkając na dziewczynę. W sumie, to była jej obojętna, jakoś nie potrafiła jej winić za to, że tutaj jest, tym bardziej, że była dość uroczą nastolatką.
- Tak jak i ja - odpowiedział i ujął dłoń kobiety - Dwojaka jest natura każdego wampira, to też zrozumiesz i to prędzej niż myślisz.
- Póki co nie chcę Cię widzieć. Puść mnie. - odparła oschle.
- Idź więc, dowiodłaś mi swego rozsądku. Masz moje zaufanie. Czyń co uważasz. - odpowiedział jej Kasadian i zabrał dłoń z jej ramienia.
- Niebieski - odezwała się Isobel, śledząca dotąd milcząco tą fascynują wymianę. - Lubię niebieski, Liso.
Blondynka po raz pierwszy zerknęła na dziewczynę. Uśmiechnęła się lekko.
- Cieszę się. Jutro taki Ci przyniosę. - powiedziała, po czym pewnym siebie krokiem oddaliła się, kierując się do swojej sypialni.



Zadbała o strój, skoro mielia iść do kogoś, kto jest WAŻNY a Casadianowi zależało na tej wizycie. Zrezygnowała z szortów i topu, założyła zamiast tego jasną spódnicę i białą bluzkę.

Lisa jak zwykle wyglądała oszołamiająco, Isobel patrzyła na nią z zazdrością. Nie miała takich sukien - a nawet jakby miała, to nie miałaby czym ich wypełnić i by się zwieszały smętnie na jej ciele. Lisa była piękna i seksowna, ale nic więcej. Isobel z bezwzględna, nastolatkową trafnością oceniła kobietę już pod czas ich pierwszego spotkania.

Trzy dni minęły od ostatniego polowania Lisy, a głód znowu zaczął pojawiać się na krawędzi świadomości. Kasadian jednak nie zabierał jej na kolejne łowy, wspominał za to w trakcie ich nocnych spotkań o jakimś dziecku, kolejnym młodym wampirze, który Kasadian przygarnął niczym zbłąkane kocie.
- Mam dla Ciebie zadanie moja droga.... - zaczął rozmowę starszy gdy tylko wszedł do pomieszczenia w którym przebywała Lisa.
- Chodź proszę za mną . -
Lisa z zobojętniałą miną wstała z fotela i podeszła do wampira. Spojrzała na niego wymownie mrużąc oczy i przechylając głowę w bok, jakby chciała wydobyć informacje z wnętrza jego głowy.
- Zadanie? Czemuż miałabym wykonywać jakieś prace? - spytała ze smutkiem w głosie.
- Poznasz naszą małą wampirkę i przyuczysz według własnego uznania. - odpowiedział Kasadian - jest jeszcze dzieckiem, a jak widzę.moje metody wychowawcze sięgają czasów z poprzedniej epoki -
- Że co proszę? - spytała z wyraźnym niezadowoleniem, a jej postawa od razu przybrała formę zamkniętą, poprzez ułożenie rąk krzyżem na piersiach.
- O czym Ty do mnie mówisz? - dopytała gniewnie.
- Masz zagrać dla mnie rolę starszej koleżanki, może przyjaciółki która chroni młodszą przed gniewem starego wampira - powiedział.
- Po co Ci jakaś młoda wampirka? Ja Ci już nie wystarczam? - spytała z ogromnym smutkiem, odwracając się bokiem do Kasadiana i spuszczając głowę w dół.
- Jesteś mą partnerką w nocy Liso, krwią z mej krwi. Lecz jak wkrótce zapewne się przekonasz, świat, do którego przystąpiłaś, jest domeną nieustannych sporów o władzę. Przy szachownicy są tylko dwie role albo jest się grającym albo pionkiem. Mam już swoją królową, mego laufra, ale wciąż potrzebuje pionków by móc grać. - mówił enigmatycznie Malkavian - ofiarowuję ci część władzy nad tym pionem Liso, nie odtrącaj tego.
Aktorka, gdyby tylko mogła, westchnęłaby ciężko. Mimo niemożności wynikającej z fizjologii, teatralnie wykonała owy gest, choć bez oddechu nie było to takie samo.
- Dobrze więc. Prowadź.

Kasadian wstał z fotela i zaprowadził Lisę do kolejnego skrzydła willi. Młoda Malkavianka od razu zauważyła, że to skrzydło jest bardzo podobne do tego, w którym Kasadian zamknął ją w pierwszych jej dniach po przemianie ale było trochę mniejsze. Nie musieli szukać długo, szloch niósł się po korytarzach i bezbłędnie zaprowadził ich do pokoju w którym skryła się Isobel. Kasadian wręczył wtedy klucz do skrzydła Lisie i powiedział.
- Uczyń mnie dumnym Moja Piękna, liczę na Ciebie. - i pozostawił swą podopieczną samą ze swym zadaniem.

Skrzywiła się ponownie. Jej mina była tak mocno nieusatysfakcjonowana, że każdy mógłby się poczuć skrępowany. Mimika ta jednak nie gościła długo, gdyż aktorskie zapędy Lisy, przepędziły widoczne niezadowolenie. Użyła danego jej klucza, by przejść przez drzwi, które następnie zamknęła za sobą na zamek, ponownie go używając.
Rozejrzała się poszukując jakiegoś dzieciaka. Stukot jej obcasów zawsze zdradzał jej pozycję.

Isobel - zamknięta w swojej bezpiecznej szafie - usłyszała, ze ktoś wchodzi do pokoju. Przestała płakać i przycisnęła się mocniej do tylnej ściany mebla. A może to policja? Zorientowali się, że ten szaleniec ja tu trzyma.. Nie wyszła jednak - planowała nie opuszczać swojego schronienia tak długo, jak się da.
- I tak Cię było słychać. - oznajmiła Lisa wchodząc w głąb pokoju i rozglądając się po nim. Był podobny do jej, choć dużo brzydszy. Przynajmniej taką opinię miała blondynka, a wiadomo, że nie było w niej ani krzty obiektywizmu.
- Możesz wyjść, jeśli chcesz. - dodała spokojnym, kobiecym głosem i przejechała palcem po biurku, jakby chciała sprawdzić warstwę, siedzącym na nim, kurzu. Usiadła sobie na fotelu i założyła nogę na nogę. Nie miała zamiaru nikogo do czegoś zmuszać.
- Nie chcę - usłyszała Lisa z szafy.
- Nie mam zamiaru Cię zmuszać ani przekonywać. - odparła w stronę, z której dochodził głos nastolatki. Blondynce naprawdę nie robiło to większej różnicy, robiła tylko to, o co poprosił ją Kasadian.
- Z początku bycie tym, kim jesteś, może wydawać się beznadziejne i… Można poczuć zawód. Jednakże Kasadian jest dobry. Chce dla Ciebie jak najlepiej, nie chce, byś była smutna - powiedziała troskliwie, choć troska była udawana, Lisa dobrze wiedziała jak ukrywać swoje prawdziwe emocje i odczucia oraz jak sprawić, by głos jej był przyjemny i ciepły.
Przez dłuższy czas z szafy nie dochodziły żadne odgłosy. Lisa zaczęła się już powoli zastanawiać, czy przyjdzie jej spędzić w tym miejscu całą noc, kiedy nagle dziewczęcy głos zapytał.
- Znasz go? Dobrze?.
Lisa uśmiechnęła się pod nosem.
- Znam. - skłamała przepięknie, co szło jej wyśmienicie. Uwielbiała odgrywać swoje role.
- On martwi się o Ciebie, jest mu przykro, że nie umie złapać z Tobą kontaktu. Czemu go odtrącasz? - ciągnęła dalej, matczynym głosem, pełnym troski i przejęcia. Chyba dostane Oskara.
- Zapewniam Cię, że nie jest złą osobą - dodała na koniec.
- Czy jest teraz noc? - dobiegło jeszcze z szafy.
- Owszem. Inaczej bym spała. - odparła z powagą.
W szafie coś zahurgotało, a potem drzwi powoli się otworzyły. Lisa ujrzała chudą i bladą nastolatkę, z potarganymi włosami, w za dużej podkoszulce.
Dziewczyna spojrzała na kobietę z zachwytem.
- Musisz być wampirem - westchnęła. - Jesteś piękna.
Lisa pękła wewnętrznie z dumy
- Ach, to dzięki niemu.

Na twarzy Isobel pojawiło się zacięcie.
- On nie jest dobry - potrząsnęła głową. - Oddał mojego tatę na śmierć, a mnie tu zostawił samą, w ogniu.
- Jak to w ogniu? - spytała niby zainteresowana. Kwestię ojca póki co pominęła, nie znała sytuacji, a prędzej uwierzyłaby Kasadianowi, niż jakiejś dziewczynce.
- Trudno to wyjaśnić - Isobel zmieniła temat. - Czy on ciebie słucha? Może go poprosisz, żeby pozwolił mi wrócić do domu?
Z trudem się powstrzymała, by nie parsknąć
- W swoim domu nie będziesz bezpieczna. Nikt nie zrozumie tego, kim jesteś, Ty nie będziesz potrafiła tego zrozumieć i w końcu dopadnie Cię blask poranka i umrzesz w potwornych cierpieniach… Nie życzę Ci tego. Dom był bezpiecznym miejscem, kiedy byłaś ludzkim dzieckiem. Teraz, będąc … dzieckiem Kasadiana, nigdzie nie będziesz bezpieczna, tylko przy nim. - pierwsza rozbudowana wypowiedź, znów rola odegrana perfekcyjnie, tyle uczuć i emocji. Liso, jesteś wspaniała!
- Jak Ci na imię?
Dziewczyna skrzywiła się.
- Isobel. Ale mylisz się, on nie jest moim ojcem, a ja świetnie potrafię dbać o siebie. Już dawno nie jestem dzieckiem.
- Cieszę się, że potrafisz. - odparła z lekkim uśmiechem i przechyliła głowę lekko w bok.
- Wiem, że nie jest Twoim ojcem. - zaśmiała się krótko - Moim też nie jest. Ale stworzył nas, a w takiej sytuacji zostaje przyjęte to głupie nazewnictwo. - westchnęła z niezadowoleniem na myśl o tym, jak się do niej czasami zwracał.
- Może ciebie - prychnęła dziewczyna. - Mnie nie. Nic od niego nie potrzebuję.
- A Ciebie stworzył ktoś inny? Czemu z nim nie jesteś?
- Bo ten dureń go oddał jakiemuś szeryfowi! - wybuchnęła dziewczyna. - Wiec nie wciskaj mi to głodnych kawałków jaki jest dobry, i jak sie mną przejmuje! Bo to pieprzone bzdury!
- Masz prawo mieć swoje zdanie - rzuciła blondynka z niesmakiem. Oczywiście, że nie mogła uwierzyć komuś takiemu. Kasadian był nieskazitelny!
- Ale może po prostu porozmawiacie ze sobą i dowiesz się, czemu tak się stało? Szeryf brzmi jak ktoś, kto egzekwuje prawo. Być może Twój stwórca zrobił coś nielegalnego, a Kasadian Cię przygarnął. - Lisie ulżyło. Jeśli to nie on ją stworzył, to by znaczyło, że w pierwotnych planach wcale jej nie chciał. I całe szczęście! Po co mu ktoś inny, skoro ma ją?
- Gdyby mu nie zależało na Twoim dobru, to by Cię zostawił na pastwę losu. Przyszedłby świt i byś spłonęła, jak ten… LESTAT! Oglądałaś “Wywiad z wampirem?”
- Co? - spytała. - Oglądałam Zmierzch. Ale to jest durne. A mój tata na pewno nic nielegalnego nie zrobił! Nielegalne to jest trzymanie kogoś wbrew jego woli. I zabieranie komórki. To jest nielegalne. Zgłoszę to na policje, jak tylko stad wyjdę. - przyjrzała się kobiecie. - Wyglądasz jak taka aktorka z filmu, co moja mama ogląda.

Lisa uśmiechnęła się ponuro
- Wydaje Ci się. - odparła kłamliwie z ładnym uśmiechem. - Zmierzch jest strasznym gównem, nie wiem jak można to oglądać. - odparła fukając. Nie dostała głównej roli, więc musiało to być szitem, ot, prosta dedukcja.
- No i dlaczego zabrał Ci komórkę? Czy może ją zgubiłaś? No i ten, kto Cię zamienił, spytał Cię wpierw, czy tego chcesz? - lawina pytań spłynęła na dziewczynę, zupełnie jakby blondynka straciła resztki empatii i zrozumienia.

Dziewczyna przykuliła ramiona, ale szybko odzyska rezon.
- No co ty, kto widział gubić komórkę. Wszystko tam mam, fejsa, a tutaj nawet telewizora porządnego nie ma. Zabrał mi ten Kasadian, złośliwe. - westchnęła. - Ostatnio nikt mnie nie pyta, co chcę. Tata też nie pytał.. Ale wrócił tu, specjalnie dla mnie.
- Wrócił i patrz gdzie jesteś. Przykro mi - ponowne kłamstwo przemknęło przez jej usta zupełnie, jakby nim nie było.
- Co byś chciała? Spytam Kasadiana o komórkę, chcesz?
- Koniecznie - rozpromieniła się dziewczyna. - Jeszcze zapytaj, kiedy pojedziemy do mojego taty. I kiedy będe mogła iśc do domu. Mogę iść z tobą?
- Nie idę teraz do Kasadiana, wiesz… On nie zawsze chce, bym była przy nim. Porozmawiam gdy tylko nadarzy się okazja. Ale mogę tutaj jeszcze posiedzieć, może chcesz o coś spytać? No i ewentualnie, gdyby nie miał Twojego telefonu, może być nowy? Kupię Ci, jeśli chcesz. - lekki i przyjemny uśmiech zagościł na jej twarzy. W sumie, to fajna mała z niej była. Byle tylko Kasadian nie wolał Isobel od Lisy.
- Pewnie - ucieszyła się Isobel, ale że nie urodziła się wczoraj, to szybko dopytała : - Ale tak po prostu mi kupisz komórkę? Co będziesz chciała w zamian?

Lisa zdziwiła się
- Nic. Stać mnie to Ci kupię, wielkie mi halo. - odpowiedziała wzruszając ramionami.
- Tak po prostu...? - Isobel trudno było uwierzyć w nagłą szczerość obcej kobiety.
Coś jej jeszcze przyszło do głowy.
- Może wyjdziemy na dwór? Jest noc, nie ma się czego obawiać .
- Tak po prostu. Kasadianowi zależy na tym, byś nie była smutna, a ja mam dużo kasy i kilka tysięcy mniej, nie zrobi mi żadnej różnicy. A jeśli chcesz wyjść, to musimy spytać Kasadiana. Pewnie jeśli tylko o tym pomyślisz, to zaraz zjawi się obok.
- Tobie też nie wolno bez niego wychodzić? Myślałam, że możesz iść, gdzie chcesz.. Tylko do ogrodu, tu jest tak nudno...
- Jestem młodym wampirem, podobnie jak Ty. Nie powinnam sama wychodzić, jeszcze nie teraz. Ufam Kasadianowi i sądzę, że Ty też powinnaś. Póki co nie zrobił nic, przez co miałabym się czuć źle i sądzę, że nigdy tego nie zrobi. Kocha mnie, na swój własny sposób i nijak to życie ma się do Zmierzchu, wierz mi.
- Skoro Cię kocha, to nie będzie zły jak wyjdziemy na chwilę... Prawda?
- A Twoja matka by nie była, gdybyś po nocy się włóczyła narażając własne życie? Tutaj schemat jest ten sam. Jak się kocha, to się martwi.
- No weź... Nie chcę się włóczyć , tylko wyjść na chwilę do ogrodu. Sama mówiłaś, że w dzień nie da rady.
- W dzień się śpi - uśmiechnęła się z rozbawienia. Jeszcze do niedawna sama tego nie rozumiała. - Jeśli chcesz wyjść, musisz spytać Kasadiana. Zawołaj go. Zobaczysz, że nie jest taki zły.

Isobel przewróciła oczami.
- Nie ufa ci. Inaczej byś mogła wychodzić sama.
- Prędzej tobie, to Ty chcesz uciekać, a nie ja. Mnie jest tu dobrze
Isibel znowu prychnęła, a potem dopadła drzwi, którymi weszła kobieta. Szarpnęła je raz, i drugi przekonując się, ze są zamknięte.
- Nienawidzę cię! - rzuciła. - A jego jeszcze bardziej! Wynoś się stąd, wynoś! - krzyczała, a potem w geście bezradności schowała się z powrotem do szafy.

Lisa miała ochotę się śmiać, tylko jej aktorski fanatyzm nie pozwalał jej na to. Wstała niespiesznie z fotela, a stukot jej obcasów narastał w uszach Iso, kiedy blondynka zbliżała się do szafy. Otworzyła ją.
- My Ciebie nie znienawidzimy, Isobel. Bez względu na to, jak bardzo będziesz przerzucać na nas swoją złość, będziemy tutaj dla Ciebie. Jutro kupię Ci telefon, ok? Powiesz mi, jaki kolor lubisz? Powiesz tylko to i pójdę, jeśli tego chcesz. - powiedziała troskliwie z lekkim uśmiechem na ustach, z którego biło przyjemne ciepło. Gdy tylko opuści ten pokój, sama sobie wręczy minimum Nagrodę Publiczności, a potem urządzi imprezę w swoim pokoju.
Jedyna odpowiedzią było kilka drewnianych wieszaków, które ciśnięte z nieposkromiona furią przeleciały niebezpiecznie blisko głowy Lisy.
- Ok. Dostaniesz sraczkowaty. - rzuciła w odpowiedzi i wycofała się idąc w kierunku drzwi.



Lisa sądziła, że jest mądra, przebiegła i cały czas próbowała siebie taką – nieudolnie – odegrać. Do tego cały czas kłamała. Isobel wyczuwała takie rzeczy na kilometr.

Obserwacja Lisy była – w sumie – dość zajmującym zajęciem. W domu drugiej starszej, jak dziewczyna nazwała sobie w myślach panią Harriet, Lisa znów próbowała zwrócić na siebie uwagę. Isobel często postępowała podobnie, więc od razu to rozpoznała. Ale po początkowym zaciekawieniu poczuła żenadę. Uznała, że Lisa przegina, i to ostro.

Miała nadzieję, ze Casadian nie będzie miał z tego powodu przykrości. Że nie oddadzą go szeryfowi, czy coś. W końcu uznała, ze nie warto zaprzątać sobie dłużej myśli Lisą. Jechali gdzieś razem z Casadianem!

- Gdzie jedziemy? - dopytała zamiast tego podekscytowana, gdy wsiadali do taksówki. - I po co poszliśmy do tej kobiety?
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 12-11-2015 o 17:09. Powód: literówki i format
kanna jest offline  
Stary 13-11-2015, 13:09   #35
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Podczas całej wpowiedzi młodego wampira, Harpia spoglądała na Adama badawczo oceniając jego zachowanie. Z zainteresowaniem zauważyła, że jego pierwszą sugestią była mafia. Sama zamierzała zająć się swoim kartelem.
Zaangażowanie w tym momencie Adama mogłoby stanowić dobrą okazję na bliższe poznanie go i... naprowadzenie go na jedynie słuszne relacje. - pomyśłała.
Zachowanie Davida sprawiło, że uśmiechnęła się w duchu. Jej amado, stworzenie korporacji, był w swoim żywiole i... sprawiało mu to przyjemność. Zmarszczyła brwi z leciutką dezaprobatą, gdy wspomniał otwarcie o kontaktach w ministerstwie. Za szybko wyłożył swoje karty, teraz już za późno. Być może jeszcze uda się odwrócić to na korzyść. Rzuciła skrycie spojrzeniem na Andrew ponownie sprawdzając jego ... obawy.
- Skąd podejrzenie o powiązaniach z mafią? - spytała Adama z zaciekawieniem.
- Davidzie, skontaktuj się ze swoimi ludźmi w ministerstwie i porozmawiaj. Twarzą w twarz. Przekażesz mi czego się dowiedziałeś. Co do maskowania śladów, nie wątpię, że księżna podjęła odpowiednie kroki i proces maskowania już się rozpoczął. To nie zmienia faktów, że winny musi zostać znaleziony.
- Devonie, a czy Ty masz jakieś przemyślenia? – popatrzyła na swojego papito krążącego jak dzikie zwierzę po klatce.
 
corax jest offline  
Stary 13-11-2015, 15:51   #36
 
Alien_XIII's Avatar
 
Reputacja: 1 Alien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie cośAlien_XIII ma w sobie coś
Devon patrzył i słuchał szczerząc zęby w uśmiechu, który z jednej strony mógł oznaczać, że ma genialną myśl, albo też, że podoba mu się rozwój sytuacji.
Chodził dookoła pokoju powolnym krokiem.
-Wszyscy chcą pomóc. To dobrze, dobrze, dobrze. -

Stanął koło Adama i zbliżył twarz nieprzyjemnie blisko jego
-Trybiki w twojej głowie Bladolicy kręcą się jak należy.
Kaczka leży na ziemi, więc szukamy śrutu i strzelby. Bardzo dobrze, dobrze. -


Odsunął się od niego i stanął koło Davida
-Władco Piekieł...tabelki, kosztorysy, rozmowy z sekretareczkami, kawa biała, czarna czy z dodatkiem magnezu. Jak ty to dobrze wiesz. Mądra głowa, bardzo mądra.
Kaczka mogła mieć małe kaczątka. Kaczka mogła dostać śrutem albo laserem z orbity.Jakie miała pierze? Wypchamy jej pierzem jakieś poduchy?Oh bla bla bla. Weź herbatę z cytryną wreszcie proszę, bo wszyscy patrzą!
-

Zaczął kierować się w stronę Andrew
-Kaczkę zje biedna rodzina i wypluje kulki. Albo promienie lasera. Skąd mogę wiedzieć takie rzeczy?
Będziemy sprawdzali jakim palcem poleciał strzał? Będziemy mierzyć paznokcie polującego? Czy może...ale tylko może... -


Stanął koło niego i zmierzył go wzrokiem.
-...może to polowanie było nie na Karaibach, a w Texasie, gdzie bronią się nie strzela, a broń się wyznaje. Może.
Myślisz, moja Wielokolorowa Mandarynko, że ktoś strzelając do kaczek chce przepłynąć przez Rzekę w Podziemiach? Boisz się, że zagłaszczą Cerbera? Ukradną nasze Obbole?
Co jest zapisane w Wielkiej Księdze twego umysłu? Co chowasz przed naszymi oczyma?
Wszyscy chcą pomóc. To dobrze. Czy dobrze?
 
__________________
Great men are forged in fire
it is the privilege of lesser men to light the flame

Ostatnio edytowane przez Alien_XIII : 17-11-2015 o 00:16.
Alien_XIII jest offline  
Stary 13-11-2015, 21:15   #37
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
-O ile dowodzenie byłoby kuszące to wolałbym żeby zajął się nim ktoś kto lepiej zna miejscowe warunki, mimo wszystko wciąż jestem tu tylko przyjezdnym. Chyba że nie będzie innych kandydatów. Ale musimy decydować szybko czas nie czeka na nikogo
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 15-11-2015, 13:12   #38
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Wymieniono oszczędne uściski dłoni. Dwerryhouse i Trevis nie tracili czasu. Kazali poczekać swoim podopiecznym, a sami udali się za drzwi, zza których wydobywały się kłęby zimnej pary. David opadł na sparciały fotel, poklepując poły marynarki w bezowocnym poszukiwaniu wiśniowej cygaretki.
- Noż do chuja. Musiałem zostawić u siebie - mruknął pod nosem - Macie co zajarać? - rzucił do nowoprzybyłych.
Bez względu czy został poczęstowany lub nie, nachylił się do nich, trzymając łokcie blisko siebie. Nigdy nie wskazuj dłonią na rozmówcę: to była jedna z nielicznych zasad protokołu, którego musiał niechętnie się nauczyć.
- Wygląda na to, że będziemy dzielić tę, jakże malowniczą kompaniję. Słuchajcie. Obecnie przyjmuję rozkazy tylko od generała, więc jeśli nie będziecie wchodzić mi na głowę, ja nie wejdę na waszą.
Z trudem powstrzymywał się od prowokacji. Pokusa była silna, ale nie wiedział jeszcze z kim w istocie miał do czynienia. Tylko głupiec rozpoczynał rozgrywkę bez dobrej znajomości jej zasad. To co natomiast powiedział osobnik, który przedstawił mu się jako Stephen, uznał za rozsądną deklarację.

Szeryf i ambasador powrócili z niechybnie ożywionej dyskusji. Teraz mieli przedstawić sytuację młodszym, oczywiście przepuszczone przez informacyjne sito. Kiedy wyłuszczyli szczegóły, Dwerryhouse ostentacyjnie rzucił dokumenty na stolik. David szybko przejrzał je i kiwnął głową.
- Myślę że najlepszą osobą do rozdawania kompetencji jest sir Trevis.

Co dokładnie widzimy na zdjęciach? Jeśli nie ma tam nikogo charakterystycznego postanowię sprawdzić pierwszą z brzegu osobę (skoro tak zależy nam na czasie).
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 15-11-2015 o 16:36.
Caleb jest offline  
Stary 15-11-2015, 16:20   #39
 
Okaryna's Avatar
 
Reputacja: 1 Okaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputacjęOkaryna ma wspaniałą reputację
Po co on tu w ogóle był? Nie czuł żadnego zainteresowania sprawą zamachu na głowę tego malućkiego państewka.
A tak, to przez ojca. On kazał im wszystkim udać się na to zebranie.
Od samego początku czuł na sobie taksujące spojrzenia innych wampirów. nie żeby nie przywykł, a nawet nie uwielbiał uczucia spojrzeń na sobie, ale te były inne. Te wcale nie miały zamiaru go kochać.
Stał więc na uboczu oparty o ścianę i tasował talie kart w skupieniu. Nie miał zamiaru się odzywać nie pytanym. Obserwował za to wszystkich czujnie i wysłuchiwał wszystkiego. Nic nie mogło zostać przeoczone.
 
__________________
Once upon a time...
Okaryna jest offline  
Stary 16-11-2015, 00:34   #40
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
21 stycznia, 2015

Carolina Diaz, David Whetstone, Leon Bouchard, Devon Ravens, Adam Berevand

- Nie mam zwyczaju zanudzać cię opowieściami o każdym swoim kroku - burknął potomek księżnej, ale szybko zmitygował się pod spojrzeniem zmrużonych oczu - O dwudziestej pierwszej, po prostu chciałem mieć czas na przygotowania - została mu niecała godzina - I nie, nie dostałem żadnego zbędnego balastu - mam się tym zająć sam -
Andrew wyraźnie nie był zainteresowany dalszą częścią spotkania- zerkał to na drzwi, to na telefon, to na zegrek. Za to był jednocześnie na tyle obyty w towarzystwie żeby zauważyć że jeszcze nie może wyjść...i na tyle rozsądny by tego nie lekceważyć.

[***]

Andrew bez specjalnego zainteresowania wysłuchał wypowiedzi Adama - najwyraźniej był zajęty własnymi myślami. Chwilę później, kiedy tylko usłyszał głos Davida, przez twarz przemknął mu kpiący uśmieszek. Złożył dłonie małpując gest mówcy i słuchał z uprzejmą ciekawością wypisaną na twarzy. Za to pytanie o zdanie bredzącego szaleńca najwyraźniej przerosło już jego cierpliwość. Kiedy Devon podszedł do niego wstał, zgarnął jasną marynarkę z oparcia i ukłonił się gospodyni - najwyraźniej czekał na zgodę na opuszczenie narady.

Lisa Langdon

Lisa, stojąca poza percepcją zwykłych śmiertelników, uświadczyła króciutki spektakl - chwilę po niej z budynku wysypali się ludzie, rozbiegając się po kompleksie. Jeden z nich podszedł do sobowtóra dziewczyny, ale po wymianie kilku zdań powędrował dalej.

Tuż przed końcem deadline'u który wyznaczyła Kilianowi przez oświetlony plac przemaszerował elegancki brunet. La Fillette, jeden z posłów wybranych w tej kadencji - Lisa kojarzyła go dzięki jego kampanii wyborczej. Zbliżył się do drugiej Lisy...i od razu beszczelnie złapał ją za tyłek.

Stephen Herman, Matthew Welsh, David Akerman


Adres: osiedle St Clair, w górach powyżej Port-of-Spain. Dla miejscowych - stosunkowo bogata dzielnica, niektórzy mają prywatną ochronę a wszyscy służbę.

Podpisane zdjęcia całej piątki: nikt publicznie znany, ale jeden z nich, Francis Borde, ma zdjęcie w mundurze policyjnym (Stephen rozpoznaje insygnia, gościu był w grupie szybkiego reagowania, a David wręcz raz spotkał typa osobiście). Reszta ( dwie kobiety i dwóch mężczyzn, cała czwórka tutejsza sądząc po fizjonomii) ma neutralne zdjęcia w cywilnych ciuchach



- Gdybym chciał wybrać przywódcę, już bym to zrobił. Ale nie może to być Tremere...zwłaszcza ci którzy się spóźniają - generał wyraźnie nie był zadowolony próbą zrzucenia tego z powrotem na niego - Wasza decyzja, już! I jazda w drogę! -
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172