Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2015, 12:13   #365
Raist2
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Marcus stał oparty o płot. Też patrząc na “rozmówcę”. “A mogłem spieprzać jak byłą okazja”.
Nie wytrzymał w końcu.
- To słucham panie władzo.
- Wiesz dlaczego tu jestem. Ostatnio w nocy byleś strasznie zapracowany…
- Ostatniej nocy? No faktycznie, byłą niezła impreza, trochę się popiło, pośmiało. Ale skąd to pan może wiedzieć? Aaaa, interwencja jakaś była? Obiecuję że następnym razem przypilnuję żeby ściszyli muzykę.
- Ochroniarz wylądował w szpitalu… przeżyje. Tylko dlatego jeszcze rozmawiamy.
- potrząsnął ręką wysuwając spod rękawa koszuli jakąś indiańską bransoletkę. - Na oko tandeta dla turystów, tyle że zrobiona z kłów jakiś zwierząt. Dużych zwierząt. - Chcesz dołożyć cząstkę do odbudowy kulturalnej tego regionu?
“Fuck.”
- Ale ja naprawdę nie wiem o co panu chodzi, ani kim pan jest. Coś się komuś stało? Mam nadzieję że nic poważnego. Tyle ostatnio się w mieście dzieje.

Marv oderwał się od ściany i swobodnym krokiem podszedł do Marcusa, stanął twarzą w twarz z nim i wypuścił dym prosto w jego twarz.
- Odświeżyć ci pamięć? Uprzedzam, że to terapia szokowa.
- Co ty człowieku ode mnie chcesz? Bo jeszcze nie sprecyzowałeś. Ja wiem tylko tyle ile mówią na ulicy. Na ulicy trąbią ostatnio coś, tylko nie wyraźnie… Nie, nie trzeba od razu pomagać, wystarczy zapewnić że się nie pomoże w odzyskaniu pamięci.
- Marcus uniósł ręce jakby nie chciał żeby Marv dalej do niego podchodził.
- Lubię jak wszyscy pamiętają - odpowiedział - jestem uczynnym człowiekiem i z chęcią pomagam. Więc pytam po raz drugi, czy ci pomóc?
Mimo, że to Marcus był tym który porastał futrem to w obecności Marva Kovalskiego czuł się nieswojo.
“Pryk stary. Dałby wreszcie spokój i powiedział co chce usłyszeć.”
- Są sprawy, w których nawet najlepsza spluwa nie pomoże. A nie którzy chcą te sprawy rozwiązać. Tylko nie każdy chce współpracować tak jak ja. Np. jest pewna knajpka karaoke na plaży, tamtejsi nowi goście mogą stwarzać problemy - “Dobrze że mi się przypomniało” - A tu wiem że każdy który wie o co chodzi jest w stanie coś zrobić.
- Nie obchodzi mnie knajpa, obchodzi mnie port.
- Włożył papierosa do ust. Marcus odniósł wrażenie, że tylko po to by mieć wolne ręce. - Na trzy… jeden...
- Co Ty chcesz od portu? Jeden gościu się zezłościł, pohałasował, a że ktoś nie chciał mieć problemów to nadgorliwi dostali w czapę. I tyle, żadnego nic nie przyzwoitego. W końcu gdyby duże zwierzęta się pokazały to inaczej by się to skończyło prawdopodobnie.
- … trzy
- usłyszał Marcus jakby miał watę w uszach. W dodatku leżał na plecach w uliczce i strasznie łupało go w czaszce. Na dodatek napierdzielał go nos, a coś o metalicznym posmaku spływało do ust. Dotknął dłonią i spojrzał na palce. Krew. Spojrzał na Kovalskiego i zobaczył, że ten odpala drugiego, stojąc ze dwa metry od niego.
- Żar mi odpadł - wyjaśnił - zdarza się. To jak? Pamiętasz już? - powtarzał się jak zdarta płyta.
Gniew zaczął wzbierać powoli w Marcusie. Żeby ten dziad, zwykły człowiek, małpa pieprzona, miał czelność powalić go na ziemię, rozkwasić mu nos, i jeszcze żądać od niego co kolwiek? Gdyby nie zdrowy rozsądek już by go rozszarpał…… a przynajmniej by próbował, bo coś mu mówiło że wcale nie było by to takie pewne, chuj ponoć twardszy jest niż by się zdawać mogło.
- Kurwa. - usiadł wypluwając krew - Widać nie którym trzeba wszystko mówić wprost. Są rzeczy o których na pewno nie wiesz, i nie mam czasu je tłumaczyć. Ważne jest to że dwoje dzieciaków zaginęło, a ja ich szukam. W porcie chciałem zdobyć jakieś informacje o nich, facet nie chciał mówić, wystrzelił, ochrona przyjechała, dostali w czapę, i tyle. Gdybym chciał ich zabić to już byście musieli ich zbierać po okolicy. To samo się tyczy rabunku, nic nie zginęło, a nikt by mię tam nawet nie powstrzymał, czyli złodziejem nie jestem. Proste?
- I co tak ciężko było?
- odwrócił się i odchodząc rzucił przez ramię - Idź na korespondencyjny kurs dla detektywów. Chyba że wolisz żebym dał ci kilka wykładów gratis?
- Pierdol się.

Po zniknięciu Marva z oczu Marcus podniósł się, otrzepał tyłek i ruszył w stronę wyjścia z alejki. Po wejściu na ulicę rozejrzał się czy nie stoi nigdzie ten chuj złamany, Marv. Nie widział go. Podbiegł truchtem na parking szpitala, ale już nikogo tam nie było.
- Gdzie oni kurwa poleźli teraz, co? - ze złości kopnął jakąś puszkę która poleciał w cienie świtu.

Looking back at me I see
That I never really got it right
I never stopped to think of you
I'm always wrapped up in
Things I cannnot win
You are the antidote that gets me by
Something strong


Usłyszał dzwonek w swoim telefonie.
- O, mała satelita sobie o mnie przypomniała. - odebrał - Co jest?
 
Raist2 jest offline