- W końcu jesteś. Nie z grabiami, ze zmorą. Pająk zeżarł Jacoba, zmora chciała zeżreć mnie, ale Bill mnie uratował. Miejscówkę mam od Guerrero, safehouse z zapasem leków i wogóle. Czekamy na transport, mój znajomy już jedzie, powinien być za parę minut. Tyle, że to mortal.
- I nie, u mnie nie bardzo - dorzuciła ze złością. Wyluzowany Marcus zaczął jej grać na i tak napiętych już nerwach. - Myślisz, że jakby było bardzo, to siedziałabym koło śmietnika, a on leżałby na kartonach?
Dopowiedziałaby parę innych słówek, ale akurat Sean napatoczył się u wyjścia uliczki. Cassey pomachała mu z dala.
Gdy Sean podszedł bliżej przestawiła:
- To Sean, a to Marcus, a to... Bill - wskazała na śpiącego na jej kolanach wilka. - Zobacz jaki poraniony.
Sean wyciągnął dłoń do Marcusa na powitanie i zrobił wielkie oczy na widok wielkiego psa. Odruchowo zatkał nos ramieniem.
- Przecież trzeba go do weterynarza zabrać - zaczął.
Cassey w miedzy czasie delikatnie zaczęła tarmosić Billa, próbując go dobudzić.
- Hej, śpiochu, wstawaj. Transport przyjechał. Marcus też jest. Chodź, wstań, szczeniaku. - czochrała Billa zdecydowanymi ruchami na karku. - Nie, musimy go tylko zawieźć do domu, opatrzeć. Marcus się nim potem zaopiekuje.
- Sean, Marcus, weźcie przygotujcie auto, tutaj są worki, żeby nie zakrwawić bryki.
Sama poczekała aż Bill się ruszy.
- Zostań w wilczej formie, ok? - wyszeptała mu do ucha, gdy Sean odszedł kawałek.
Ostatnio edytowane przez corax : 12-11-2015 o 16:08.
|