Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-11-2015, 20:24   #7
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Ponury Barbarzyńca Lorath

Spadające, z pozbawionego koloru nieba, krople deszczu wcale nie przeszkadzały Lorathowi, który bez słowa skargi parł przed siebie. Nigdy się nie skarżył, jak również prawie nigdy nic nie mówił. Ciągle ponury jak pogoda, w której podróżowali. A podróżowali już wiele dni. Od rozległej puszczy Chondal, którą niegdyś mógł zwać domem, przez setki mil ciągnących się w nieskończoność szlaków. Odmieniec z rozczarowaniem stwierdził, że reszta świata nie różni się tak bardzo od miejsca, w którym się wychowywał. Mniej drzew i dzikich zwierząt, więcej rozległych pól i zabudowań ludzkich. Wszystko jednak pozostawało niezmiennie szare. Tak jak on sam.
Niemalże białe i kompletnie przemoczone długie włosy, opadały na jego twarz, klejąc się do skóry. Narzucony nisko na głowę kaptur, prawie kompletnie zasłania jego wizerunek. Tylko od czasu do czasu, kiedy spoglądał niemo w dal lub w górę, na zachmurzone niebo, dawał szansę na dokładniejsze przyjrzenie się mu. Błękitne symbole oplatały jego pozbawioną wszelkich emocji twarz o jasnej karnacji. Zaś szare oczy zdawały się być odzwierciedleniem natury Lorahta. Wysoki, szczupły i cierpliwy jak zima. Ponury i nieciekawy jak jesień.
Przy pasie nosił ciężki żelazny topór. Krótki łuk miał przerzucony przez ramię, a zapas strzał podskakiwał lekko, z każdym następnym krokiem. Jednak najbardziej zwracała uwagę, dzierżona przez niego długa włócznia. Nie była to jednak ta, którą odziedziczył po ojcu. Tamta misternie wykonana przez jego plemię, złamała się wiele dni wcześniej, kiedy próbował upolować jakieś zwierzę, by mogli z Szarą oszczędzić na posiłku w karczmie. Bez sentymentów odrzucił ją, tak samo jak odrzucił swoją przeszłość. Nigdy nie potrafił zrozumieć, swoich braci, którzy przez wiele pokoleń przekazywali sobie jedną broń, traktując ja jak bezcenny artefakt. Jakby krew nią przelana, sprawiała, że grot mógł ranić głębiej, a ostrze przecinać szerzej. Ilekroć elf by się nie głowił, nigdy nie mógł zrozumieć jak ktokolwiek mógł przywiązywać się do jakichś rzeczy. Nie rozumiał tego, jak i wielu innych rzeczy. Być może dlatego, że był odmieńcem...

Kiedy przystanęli przed starym znakiem granicznym, Odmieniec spojrzał na rozciągający się po ich prawej stronie las. Mierzył go swym spojrzeniem przez chwilę, po czym, ku zaskoczeniu wszystkich, z jego ust dobyły się słowa. Ciche, spokojne i pozbawione wszelkiego wyrazu.
- Ciernisty Las, spory i niebezpieczny. Bez grubego odzienia i butów, ciężko będzie przedrzeć się przez kolce… A bez dobrej broni przez wilki i niedźwiedzie.
Kiedy zamilkł, w dalszym ciągu spoglądał na las i nie wydawało się, by chciał cokolwiek dodać. I tak w ciągu tych kilku sekund powiedział więcej, niż w przeciągu ostatnich trzech dni.
Zdawkowe słowa wymieniał jedynie z Szarą, która stanowiła jego jedyną więź z przeszłością. Czasem zastanawiał się, dlaczego jeszcze go nie opuściła i nie wybrała sobie lepszego kompana podróży. Przysiągł strzec jej w czasie tej długiej wędrówki, jednak sam był świadom, że nie stanowił on dobrego towarzystwa. Nie mógł jej nawet obronić przed największym zagrożeniem, które wciąż na nią czyhało. Chciał jej pomóc, a świadomość niemocy denerwowała go.
Być może dlatego nie miał nic przeciwko dołączenia do tej dziwnej zgrai, którą napotkali przed kilkoma dniami? Może oni byli w stanie pomóc jej lepiej. Nie ufał im i specjalnie się z tym nie krył. Zaufania nie można było zdobyć pięknymi słowami. Dopiero czas i wspólne trudy, będą mogły pokazać, czy naprawdę są godnymi jego zaufania. Niemalże się uśmiechnął na tą myśl. A kogo miałoby obchodzić jego zaufanie?

Przesuwając swoje spojrzenie po otoczeniu, nagle zamarł, a jego szare źrenicę rozszerzyły się delikatnie. Jego uwagę zwróciło ognisko rozpalone na szczycie wzgórza.
- W taką ulewę - mruknął niemalże niedosłyszalnie. Dziwił się, jak komuś udało się rozpalić ogień, kiedy od kilku dni okolicę ogarniała ulewa i zapewne żaden kawałek drewna nie pozostał suchy. W brew reszcie towarzyszy, naszła go myśl, by jednak sprawdzić kim jest ujrzany przez Rathana osobnik. Sam nie mógł stwierdzić, czy tylko dla zaspokojenia własnej ciekawości, czy by jak najdłużej móc pozostać na wolności, poza murami miasta.
Jednak okrzyk radości Szarej wyrwał go z zamyślenia i odsunął na bok ten głupi plan. Nie widział w zasadzie powodu, by wyjść na spotkanie osobnika stojącego przy ognisku. W końcu co miałby mu powiedzieć? Zaś odciąganie chwili, w której trafi do miasta, również było głupie. Kiedy już ktoś uświadomi sobie, co musi zrobić, lepiej zrobić to od razu niż żyć w wiecznym strachu. Tak powiedziałby jego ojciec.

Nie rzekłszy słowa więcej, Odmieniec odwrócił się w stronę miasta i przyspieszając kroku ruszył za Szarą.
 
Hazard jest offline