Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2015, 12:25   #385
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Plebania

Cassey w samej koszulce trzęsła się lekko od porannego chłodu i zmęczenia. Otworzyła drzwi plebanii i na czubkach palców wsunęła się do środka. Pomachała Seanowi, który zaparkował na szczycie ulicy i zamknęła drzwi. Prosząc Heliosa, aby żadna klepka parkietu nie zaskrzypiała ruszyła powoli do schodów. Po kilku krokach z kuchni dobiegło ją głośne chrząknięcie wuja i Cas zastygła w połowie ruchu z głową wciśniętą między ramiona, skulona w półkroku.
Przeanalizowała szybko swoje opcje i z westchnieniem weszła do kuchni.
Wujek siedział przy stole nad kubkiem parującej herbaty i rozłożoną gazetą. Podniósł wzrok bez słowa. Cas nienawidziła, gdy tak robił. Mimo, że zdawała sobie sprawę, że to zagrywka psychologiczna, wciąż miała wrażenie, że skrywa najcięższe grzechy i przewinienia wszechświata.
- Cześć wujku - podeszła do księdza i bez słowa wcisnęła się mu na kolana i wtuliła. Też miała swoje sztuczki, chociaż teraz akurat sama nie była pewna, czy to sztuczka przez nią przemawia.
- Jesteś zmarznięta.
- Mhm
- Cas zamknęła oczy czerpiąc poczucie bezpieczeństwa od wujka.
- Nie odbierałaś telefonu.
- Padł, głupi rupieć.

- Weźmiesz prysznic, zrobię Ci herbaty, a potem mi opowiesz, czemu spędziłaś noc poza domem.
- Ok, ale jeszcze chwilkÄ™..
.
Ksiądz pogładził dziewczynę po głowie i poszukał w sobie pokładów cierpliwości. W tym momencie zadzwonił telefon w kieszeni dziewczyny. Cassey spięła się i sięgnęła aby wyjąć komórkę.
- Jay, nie mogę teraz rozmawiać…
- Teraz telefon działa? Kto to jest Jay?
- spytał wujek marszcząc brwi.
Cas zeskoczyła z jego kolan i zamigała, żeby dał jej chwilkę.
- Cassey, rozmawiamy, odłóż telefon - powiedział Mattias z naciskiem.
- Jay, oddzwonię później. - Cassey zrobiła się całkiem malutka. - To ja pójdę pod prysznic - i zwiała łomocząc po schodach. Przez następne 15 minut zmywała z siebie przeżycia z Umbry, zapach Billa, opłakała śmierć Jacoba. W końcu zeszła ponownie do kuchni, przebrana, z mokrymi, potarganymi włosami i zapuchniętymi od płaczu oczami.
Siadła smętnie przy stole i objęła kubek z gorącą herbatą. Nie spoglądając na wuja powiedziała beznamiętnie:
- Pojechałam z Seanem zobaczyć ten opuszczony hotel przy Interstate 95. Było nieźle dopóki nie znaleźliśmy rannego psa. Ktoś go okaleczył potwornie, cały grzebiet miał rozorany, ledwo zipiał. Musiałam się nim zaopiekować, znaleźć pomoc. Sean mnie potem odwiózł. - wzruszyła ramionami - A Jay, to znajomy, nowy fan bloga. Chciał się umówić na następne zwiedzania.
- To ten Jay był z Tobą i Seanem? Czemu płakałaś?

Cassey spuściła głowę i zamrugała:
- Nie, dopiero od następnego zwiedzenia chce być. Bo nie rozumiem, jak ktoś może tak skrzywdzić inną istotę.
Ksiądz zmierzył dziewczynę spojrzeniem zdając sobie sprawę, że nie mówi mu wszystkiego. Wiedział też, że wrzaski i krzyki nic nie pomogą. Na chwilę obecną udał, że kupił jej opowieść.
- Jesteś głodna?
- Nie bardzo…
- siorbnęła herbaty - Za chwilę muszę iść do szkoły. - ziewnęła ukradkiem.
- Ano musisz… Wiesz, że po szkole masz być zaraz w domu i masz zakaz zwiedzania na następny tydzień.
Podsunął jej kanapkę z masłem orzechowym i dżemem.
- Zjedz.
- Mhmm
- Porozmawiamy dłużej jak wrócisz ze szkoły.

Cassey nic nie odpowiedziała. Ugryzła kanapkę, łyknęła herbaty i zgarnęła plecak. Założyła kaptur czystej bluzy na głowę i wsunęła ciemne okulary na nos; wyszła z domu. Zamiast do szkoły udała się do mieszkania, w którym został Bill i Marcus. Dotarcie zajęło jej nieco, bo pokluczyła tak, aby wyglądało, że jednak do szkoły jedzie. Po drodze przeszła jeszcze przez sklep i za niewielkie oszczędności kupiła siatę świeżego żarcia: ciepłe pieczywo, bekon, jajka, kawę, mleko. Po drodze mruknęła do zaparkowanego KITTa:
-Cześć.
Zapukała do drzwi rozglądając się wokół okolicy.
- Marcus, to ja. - powiedziała przez drzwi i gdy otworzył wcisnęła mu wielką siatę i wsunęła się do środka. Machnęła dłonią zebranym i zaczęła smażyć bekon i jajecznicę.
- Ej, niech ktoś kawę zrobi. Żarcie gotowe.
Nabrała ciepłej jajecznicy i bekonu na talerz i podeszła do Billa, budząc go, żeby zjadł.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 13-11-2015 o 13:22.
corax jest offline