Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-11-2015, 17:56   #381
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Cassey kazała Billowi wskoczyć na stół w kuchni, wywalając Marcusa i Seana z pomieszczenia. Opatrzyła Billa jak umiała, pierwszy raz w życiu zszywając komuś skórę na grzbiecie. Zapewne przy większej wprawie, nie zmarnowałaby aż tylu produktów, ale teraz to nie miało znaczenia. Zakleiła pozszywane rany i dała mu się napić i naszprycowała środkami przeciwbólowymi. Zaprowadziła Billa do salonu i opatuliła tak, żeby przypadkiem go już bardziej nie urazić. Pogładziła go po głowie i odsunęła się.

- Marcus, zostań z nim, daj mu wody i jedzenia jak się troche obudzi. Zadzwoń do mnie za parę godzin, ok? Ja muszę wracać na plebanię. Sean mnie podwiezie. - rzuciła proszące spojrzenie na kumpla i ruszyła ku drzwiom.
 
corax jest offline  
Stary 12-11-2015, 18:23   #382
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
- Ej, ale mię wywalasz na chuj? Co ja krwi nie widziałem? - Casey spojrzała tylko na niego - Dobra, dobra, już idę.
Czekając w salonie usadowił się na sofie nogi wywalając na stół. Wyciągnął papierosa i pogrążył się w myślach patrząc się w sufit. Kiedy Casey weszła dźwigając Billa na rękach Marcus spojrzał na nią - Trzeba było zawołać chucherko, ciężkie bydle musi być. - podniósł się z kanapy i pomógł jej położyć Billa.
- Wiem, wiem pielęgniareczko, widziałem podobne przypadki. Idź, idź, popatrzę na niego, dam też znać komu trzeba.
Gdy został sam zdał sobię sprawę że już jest ranek, a on dawno nie jadł, poszedł do lodówki przyrządzić coś sobie i Billowi, będzie potrzebował dużo siły żeby z tego się wylizać “A trzeba było się kurwa nauczyć Matczynego Dotyku.”.
Po zjedzeniu zadzwonił do KITT’a, wg niego on najlepiej się nadawał do przekazywania wiadomości wszystkim w szybkim czasie, chociaż dalej nie wiedział jak to robił.
- Siemka. Jest problem, Brzydal miał bliskie spotkanie z grabiami, całe plecy do wymiany, nie prędko wstanie na nogi o własnych siłach, do tego staruszek z knajpy nie wrócił, i nie wróci. I zasadniczo jest dupa, przydało by się przegrupować, jest co obgadać. Wysyłam wam adres.
 
Raist2 jest offline  
Stary 12-11-2015, 20:32   #383
 
pppp's Avatar
 
Reputacja: 1 pppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skał
Zanim pył po przebitej ścianie opadł na ziemię, KITT już dawno grzał w długą. Jay z nadzwyczajną zręcznością manewrował po wąskich zaułkach, by spokojnie wyjechać na główną kilka przecznic dalej.
- Musimy naprawić karoserię - dopiero teraz zatroskał się Wypłosz i podał mały pakunek nakrytemu tylko skórzaną kurtką Chrisowi - Masz tu ciuchy na zmianę, powinny pasować. Nie wstydź się, jestem dyplomowanym pielęgniarzem, zresztą nie będę patrzeć - karzełek rozłożył się wygodnie z tabletem na tylnym siedzeniu KITTa - Raczej nie zabrałeś telefonu ze sobą, co? Kasuję już jego zawartość, ale nie wiem, czy nie za późno. Zaskakujące, wokół Cattie i Gold Rainwood już jest spory ruch w sieci. Za szybko na gliny, to raczej tamci... A może to tylko przypadek, ciężko mi powiedzieć. To musi być ktoś dobry - Wypłosz wydawał się wyraźnie podekscytowany - Ale nie tak dobry, jak gość, który parę godzin temu ktoś zhakował nasz cały system łączności. Przechwytywał połączenia, niektóre podsłuchiwał, inne blokował. Robił to naprawdę dobrze i w bardzo dyskretny sposób. Nie znam nikogo w tej okolicy kogo by było na to stać, oprócz pająka. Usuwam właśnie blokady, ale...

Szczęśliwie, właśnie ten moment, tuż po wyłączeniu wrogich programów, zadzwonił Marcus i przekazał Hiobowe wieści:
- Jedziemy, Marcus - odezwał się KITT - Dzięki za informację.
- [i]To co, Chris, Sweet Suicide, czy może odwiedzimy chorego wszyscy razem? - zapytał z ciekawości Stevie - A może powiesz nam, co ustaliłeś w trakcie swojego śledztwa w sprawie porwania dzieciaków? Electronic Inc. wydają się dobrym tropem, ale pewnie ustaliłeś coś jeszcze?
 
pppp jest offline  
Stary 12-11-2015, 23:23   #384
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Jayson "Godzilla" Atkinson - Pomiot Godzilli



Jay właśnie przeżywał kolejny etap huśtawki nastrojów. Najpierw czekanie aż Steve wystawi tego cwaniaka na zewnątrz, potem zaskakująca zmiana planów, nerwowość improwizacji, kompletnie zaskoczenie przebiegiem wypadków w sali głównej, pościg za porywaczem, krótkotrwały rozbłysk radości gdy udało mu się odbić kumpla, nerwowość by nie skończyć jak on, niespodziewanie miła i ładna blondzia od robienia kawy no i te ściany co się wcale nie okazywały takie filmowe nawet po zarzyganiu. No i ta ekscytacja.

Jak słyszał pękające drewno mebli, słyszał huk uderzeń o ścianę, o spadające naokoło i jego samego odłamki tego wszystkiego. Taaak, Godzilla silniała w nim z każdym rozsianym gramem i decybelem hałasu i chaosu. Już czuł jak zaczyna się rozbudzać coś co mogło się przerodzić w rzucanie samochodami i łamianiem ścian. Ale niestety została już tylko jedna, ostatnia szafka. Ale metalowa dla odmiany. Metalowej dzisiaj jeszcze nie rozwalał.

- Hej, nie musisz dziękować. Dzięki nam wreszcie zamówią ci nowe zabawki bo stare właśnie się zużyły jak widać i zobaczysz, wszyscy w firmie będą ci zazdrościć. No ja też nie wiem co byś bez nas zrobiła w tej sprawie ale z nas pomocne chłopaki to korzytaj z okazji póki się nadarza. - rzekł do osłupiałej dziewczyny w objęciach kumpla i w międzyczasie spokojnie podchodząc do ostatniego, dużego mebla w pomieszczeniu. Musiał coś powiedzieć bo zaczynało go już nosić. Rosła w nim chęć destrukcji, niszczenia, rozrywania pazurami, rozszarpywania zebami, rozchlapującej się wokół posoki, gorących wnętrznościach spływających ochłapami wzdłuż gardła i pyska... Dłonie dotknęły chłodnej i płaskiej powierzchni metalu. Przyszło opamiętanie. Sapnął i chwycił cały, metalowy słupek wraz z zawartością i tym razem nie cisnął tylko ruszył używając go jako tarana celując w osłabione już miejsce poprzednimi uderzeniami. Wrzasnął przy tym, nastąpił kolejny huk i wreszcie odgłos pękającego ostatecznie muru. Jay puścił zdeformowany słupek i w chmurze odłamków drewna, kawałków metali, szybujących kartek, sypiącego się tynku wylądował na zewnątrz. Okazało się że KITT już na nich czekał więc zatrzymał swój skok opierając się dłońmi o maskę supersamochodu.

Odwócił się i wrócił na chwilę do otworu w ścianię machając na kumpla, że droga wolna. - Hej, maleńka, nie płacz kiedy odjadę bo mi serce pęknie! - krzyknął na koniec do wciąż chyba oniemiałej blondynki stojącej w głębi pomieszczenia i już po chwili siedzieli obaj w samochodzie i ku zdziwieniu Atkinsona był tam już Chris. - Hej a gdzieś ty się podziewał? Znów cię masa ciekawej zabawy ominęła. - mruknął wcisjakąc gaz do dechy i razem z KITT'em dali popis zakręcając bączka w miejscu aż zadymiły opony zostawiając spaloną gumę na parkingu. Jay był święcie przekonany, że właśniena pewno tak superagenci powinni odjeżdżać z miejsca akcji. Zresztą zbliżające się psiarskie syreny skłaniały do całkiem solidnego pośpiechu.

Musiał się na tym nieco skupić, no i jeszcze raz przęzyć to co się właśnie przydałzyło no i kurde zastawnowić się nad tym no a potem Steve zaczął nawijac i też mówił całkiem ciekawe rzeczy.

- Kurde, Steve co tam się stało? Miałeś go wyprowadzić na zewnątrz a wyglądało, ze cię zdjął w mgnieniu oka. Gdyby nie KITT to nie wiem kiedy bym skumał, że coś nie tak. - zaczął od początku by się nie pogubić. Ponadto ciekawiło go co się tam właściwie stało. Bo wyglądało przez moment, że Wypłosza wcięło bez żadnego ostrzeżenia tak samo jak młodych.

- I kurwa... Widziałeś tego w drzwiach? Ja pieprzę to był cholerny fomor na moje oko. Dobrze, że cię nie zgarnęli bo cholera wie gdzie by cię powieźli. Może tam gdzie i młodych... Bo coś mi się widzi sporo podobieństw. - pokręcił głową znów przeżywając to co się dopiero stało. Dopiero teraz tak na dobre zaczynało do niego docierać gdzieś tam głębiej, że naprawdę mógł stracić kumpla. Wcześniej jakoś rozważał to jedynie jako jedną z opcji jako reakcję na wydarzenia ale zbyt wiele się działo by to mogło się jakoś ukorzenić głębiej ale teraz to już robiło na nim wrażenie.

- Ktoś nas zhakował? Podsłuchiwał co sobie gadamy? I to mówisz tak sprytnie? To chujowo... Mogli wiedzieć gdzie i kiedy będziemy... Hmm... No to chyba najważniejsze sprawy trzeba by zacząć obgadywać twarzą w twarz i ugadywać się tylko na jakieś spotkania... Albo jakiś szyfr wymyślić... - Jay już się uspokajał i zaczynał na gorąco główkować nad tym co powiedział kumpel z tylnego siedzenia.

- A z Billem nie ma co dumać, jedziemy do niego i zobaczymy jak im poszło. - rzekł kierując KITT'a na wspomiany adres klubu Jacob'a. - I właśnie Chris, nawijaj bo sam widzisz co się wokół dzieje. Trzeba zgarnąć do kupy wszystkie puzzle to może coś się zacznie wyłaniać na obrazku. - poparł pytanie Wypłosza i zerknął nieco na siedzącego obok kotołaka. Prowadził już spokojnie i zgodnie z przepisami by nie rzucać się w oczy. Męczące i irytujące i prawdziwe marnotrastwo talentów i możliwości i Kierowcy i Samochodu ale jednak musieli się wszyscy stosować do jakiś priorytetów.


- Cas? Tu Jay, Słuchaj jedziemy do was z KITT'em, Steve'm i Chris'em. Musimy pogadać. Wszyscy. Sprawy się pokomplikowały. - zadzwonił do ich niedużej i opierzonej. Wiedział, że KITT i tak się z nimi już skontaktował no ale jednak chciał i jej i reszcie dać znać, że nie tylko KITT o nich pamięta. No i właśnie musieli pogadać.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 13-11-2015, 12:25   #385
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Plebania

Cassey w samej koszulce trzęsła się lekko od porannego chłodu i zmęczenia. Otworzyła drzwi plebanii i na czubkach palców wsunęła się do środka. Pomachała Seanowi, który zaparkował na szczycie ulicy i zamknęła drzwi. Prosząc Heliosa, aby żadna klepka parkietu nie zaskrzypiała ruszyła powoli do schodów. Po kilku krokach z kuchni dobiegło ją głośne chrząknięcie wuja i Cas zastygła w połowie ruchu z głową wciśniętą między ramiona, skulona w półkroku.
Przeanalizowała szybko swoje opcje i z westchnieniem weszła do kuchni.
Wujek siedział przy stole nad kubkiem parującej herbaty i rozłożoną gazetą. Podniósł wzrok bez słowa. Cas nienawidziła, gdy tak robił. Mimo, że zdawała sobie sprawę, że to zagrywka psychologiczna, wciąż miała wrażenie, że skrywa najcięższe grzechy i przewinienia wszechświata.
- Cześć wujku - podeszła do księdza i bez słowa wcisnęła się mu na kolana i wtuliła. Też miała swoje sztuczki, chociaż teraz akurat sama nie była pewna, czy to sztuczka przez nią przemawia.
- Jesteś zmarznięta.
- Mhm
- Cas zamknęła oczy czerpiąc poczucie bezpieczeństwa od wujka.
- Nie odbierałaś telefonu.
- Padł, głupi rupieć.

- Weźmiesz prysznic, zrobię Ci herbaty, a potem mi opowiesz, czemu spędziłaś noc poza domem.
- Ok, ale jeszcze chwilkę..
.
Ksiądz pogładził dziewczynę po głowie i poszukał w sobie pokładów cierpliwości. W tym momencie zadzwonił telefon w kieszeni dziewczyny. Cassey spięła się i sięgnęła aby wyjąć komórkę.
- Jay, nie mogę teraz rozmawiać…
- Teraz telefon działa? Kto to jest Jay?
- spytał wujek marszcząc brwi.
Cas zeskoczyła z jego kolan i zamigała, żeby dał jej chwilkę.
- Cassey, rozmawiamy, odłóż telefon - powiedział Mattias z naciskiem.
- Jay, oddzwonię później. - Cassey zrobiła się całkiem malutka. - To ja pójdę pod prysznic - i zwiała łomocząc po schodach. Przez następne 15 minut zmywała z siebie przeżycia z Umbry, zapach Billa, opłakała śmierć Jacoba. W końcu zeszła ponownie do kuchni, przebrana, z mokrymi, potarganymi włosami i zapuchniętymi od płaczu oczami.
Siadła smętnie przy stole i objęła kubek z gorącą herbatą. Nie spoglądając na wuja powiedziała beznamiętnie:
- Pojechałam z Seanem zobaczyć ten opuszczony hotel przy Interstate 95. Było nieźle dopóki nie znaleźliśmy rannego psa. Ktoś go okaleczył potwornie, cały grzebiet miał rozorany, ledwo zipiał. Musiałam się nim zaopiekować, znaleźć pomoc. Sean mnie potem odwiózł. - wzruszyła ramionami - A Jay, to znajomy, nowy fan bloga. Chciał się umówić na następne zwiedzania.
- To ten Jay był z Tobą i Seanem? Czemu płakałaś?

Cassey spuściła głowę i zamrugała:
- Nie, dopiero od następnego zwiedzenia chce być. Bo nie rozumiem, jak ktoś może tak skrzywdzić inną istotę.
Ksiądz zmierzył dziewczynę spojrzeniem zdając sobie sprawę, że nie mówi mu wszystkiego. Wiedział też, że wrzaski i krzyki nic nie pomogą. Na chwilę obecną udał, że kupił jej opowieść.
- Jesteś głodna?
- Nie bardzo…
- siorbnęła herbaty - Za chwilę muszę iść do szkoły. - ziewnęła ukradkiem.
- Ano musisz… Wiesz, że po szkole masz być zaraz w domu i masz zakaz zwiedzania na następny tydzień.
Podsunął jej kanapkę z masłem orzechowym i dżemem.
- Zjedz.
- Mhmm
- Porozmawiamy dłużej jak wrócisz ze szkoły.

Cassey nic nie odpowiedziała. Ugryzła kanapkę, łyknęła herbaty i zgarnęła plecak. Założyła kaptur czystej bluzy na głowę i wsunęła ciemne okulary na nos; wyszła z domu. Zamiast do szkoły udała się do mieszkania, w którym został Bill i Marcus. Dotarcie zajęło jej nieco, bo pokluczyła tak, aby wyglądało, że jednak do szkoły jedzie. Po drodze przeszła jeszcze przez sklep i za niewielkie oszczędności kupiła siatę świeżego żarcia: ciepłe pieczywo, bekon, jajka, kawę, mleko. Po drodze mruknęła do zaparkowanego KITTa:
-Cześć.
Zapukała do drzwi rozglądając się wokół okolicy.
- Marcus, to ja. - powiedziała przez drzwi i gdy otworzył wcisnęła mu wielką siatę i wsunęła się do środka. Machnęła dłonią zebranym i zaczęła smażyć bekon i jajecznicę.
- Ej, niech ktoś kawę zrobi. Żarcie gotowe.
Nabrała ciepłej jajecznicy i bekonu na talerz i podeszła do Billa, budząc go, żeby zjadł.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 13-11-2015 o 13:22.
corax jest offline  
Stary 14-11-2015, 18:17   #386
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Pod barem

Przebudzony ze snu Bill przyjaźnie polizał Cassey w rękę, po czym dźgnął nosem worek, do którego zapakował swoje rzeczy, który dotąd trzymał pod pyskiem. Niektórzy mogli uważać poplamione zakrwawione ubrania za śmieci, ale jego życie nauczyło, że tego typu śmieci mogą być wykorzystane na różne sposoby. Poprzez Marcusa poradził kruczycy żeby oprócz workami wyłożyli tylne siedzenie kartonami, na których spał, bo ich też nie chciał zostawiać.

Dojazd i leczenie

Podczas transportu leżał spokojnie od czasu do czasu popiskiwał z bólu, ale starał się trzymać mocno żeby nie okazywać słabości przy Marcusie. Zaciskając szczęki do krwi wytrzymał zabiegi, kruczycy choć miał wrażenie, że dziewczyna nie ma pojęcia, co robi a instynkty wilka podpowiadały mu, że należy rozerwać szwy i wylizać rany.

Zapadł w niespokojny sen, w którym widział pogrzeby i palenie ciał wielkich wojowników w uszach słyszał żałobne wycie, które odprowadzało ich dusze w zaświaty...

Poranek

Ahrun obudził się wściekły i zdezorientowany. Przez chwilę za bardzo nie wiedział gdzie jest, ale pierwsze otępienie szybko minęło a wczorajsze wydarzenia wróciły do niego niczym kac. Przez chwilę rozważał czy nie pozostać w formie wilka, ale utrudniałoby mu to gadanie z resztą ekipy a pełny pęcherz pomógł w podjęciu ostatecznej decyzji powrócił do formy człowieka, co skończyło się otwarciem wszystkich wczorajszych ran.

- Wybacz, że niszczę twoją wczorajszą pracę młoda, ale nie będę robił za pieska karmionego z miseczki i wyprowadzanego na spacer. Tak jest po prostu wygodniej - Wyjaśnił okrywając się kocem, pod którym spał - Czy możesz mi wskazać gdzie tu jest kibel i dać mi jakieś bandaż elastyczny i mój worek z ciuchami żebym nie zakrwawił ci chałupki niczym ubojni ? - Poprosił, po czym ciężkim krokiem poczłapał się do łazienki.
 
Brilchan jest offline  
Stary 14-11-2015, 18:26   #387
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Cassey odstawiła talerz z nietkniętą jajecznicą i wzruszyła ramionami:
- Twoje plecy. Nie moja chata, a kibelek jest tam.
Wcisnęła się na parapet okna, podciągnęła kolana pod brodę i otoczyła ramionami. Jakby się kto przyjrzał dokładniej, w tej swojej za dużej bluzie z nastroszoną szczotką dosychających, sterczących uparcie włosów, przypominała nabzdyczałego godnie kruka. Przysłuchując się rozmowie i dźwiękom pożeranego jedzenia, obserwowała senną uliczkę.

W pewnej chwili jakby przypomniała sobie o czymś i wyciągnęła swoją komórkę. Jedną z trzech już jakie nosiła. Komórkę Billa położyła na stole, żeby nie zapomnieć mu jej oddać.
Ze swojej nastukała smsa do Adriana, pocierając po ptasiemu policzkiem o ramię:
"Możliwe szybkie spotkanie? O której? Cassey."
 

Ostatnio edytowane przez corax : 16-11-2015 o 13:04.
corax jest offline  
Stary 17-11-2015, 10:12   #388
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Chris wziął pakunek od Wypłosza i wyciągnął stamtąd dżinsy.
”Na wszystkie myszy świata... niech to nie będą rurki...” przemknęło mu przez myśl.

W pewnym momencie zamarł słuchając Steviego.
”Zaskakujące, wokół Cattie i Gold Rainwood już jest spory ruch w sieci.”
Powoli odwrócił się ku niemu.
- To ty wczoraj grzebałeś wokół mnie w sieci? – wycedził.
- Żyjesz w Miami od wczoraj? – odrzekł mag spokojnie.
- Pytam czy to Ty szperałeś po moim ogonie w sieci – kotołak wciąż wpatrywał się w Wypłosza.

- Jesteś znany w Miami, sprawdzałem cię po raz pierwszy, kiedy dołączyłem do Rozjemców.
- Jak wiesz cokolwiek o Rainwood musiałeś szperać mocniej.
- Ta wiedza jest powszechniejsza niż ci się wydaje. – Steviemu nie drgnęła nawet powieka.
- Taaa.
- Zapytaj Jay’a
- Ktoś coś wie. Ktoś mniej, ktoś więcej. – bastet na powrót zaczął siłować się z dżinsami.
- Największy kłopot, że został tam też twój motor. – Wypłosz zdecydował się zmienić temat.
- To problem?
- Naturalnie, ale nie da się na to nic poradzić.
- Kupię nowy – Chris w końcu wciągnął spodnie na dupsko. Stare porwane spoczęły na podłodze samochodu. - Co zaś do Golda to nigdy nie kontaktuję się przez komórkę, skoro monitorujesz zwiększony ruch w sieci wokół tej firmy musiałeś ją monitorować wcześniej.
- Nawet nie wiesz w ilu firmach już zdarzyło mi się pracować. – Twarz maga wciąż nie zdradzała emocji. - A co do telefonu, to nie chodzi o to z kim rozmawiasz, ale gdzie jesteś kiedy masz go przy sobie...
- Co wiesz? – Kotołak spytał patrząc przez okno samochodu.
- Nic nie wiem. Ty tutaj jesteś szafarzem sekretów i tajemnic. Chętnie zacznę się uczyć u prawdziwego mistrza tego fachu. I posłucham co ty wiesz. - Stevie powiedział szczerze.
- Nic nie wiesz a monitorujesz ruch w sieci wokół Rainwood? – na twarz Chrisa wypełzł lekki uśmieszek.
- Posłuchaj, nie mam takiej pozycji jak ty, aby pozwalać sobie na jakieś rozkojarzenie w trakcie czegoś tak ważnego dla mnie jak to śledztwo – odpowiedział po chwili Wypłosz. - Jestem w stu procentach skoncentrowany na znalezieniu dzieciaków i podążam każdym śladem, który wydaje się cokolwiek rokować. Są bardzo różne tropy, prowadzące w różne strony. Pewnie wiesz, że ktoś usiłuje bardzo usilnie wrabiać w to zamieszanie pewną grupę motocyklistów, prawda?
- Rozumiem. – zgodził się kotołak. – Masz długopis?
- Naturalnie, mam długopis.
- Poproszę – powiedział bastet i po chwili wziął podanego mu „Bic'a”. - Daj numer do siebie. Rozumiesz – miałem w komórce.
- Jasne, ale na razie go nie używaj. Starałem się zabezpieczyć nasze komórki jak tylko mogłem, ale jestem przekonany, że ktoś bardzo delikatnie wszedł na naszą linię. Dopóki pająk jest w mieście, tego typu kontakt jest problematyczny.
Chris pokiwał głową ryjąc tuszem długopisu ciąg cyfr na swoim przedramieniu.
- Masz ćwierćdolarówkę? – spytał po chwili.
- Tak.
- Mogę pożyczyć?
- Możesz dostać w prezencie, jestem dziś szczodry. – Wypłosz sięgnął do kieszeni i podał monetę, kotołak przejął ją i zaczął się nią nieświadomie bawić, obracał pieniążkiem w palcach. Wciąż zerkał za okno samochodu, jechali w kierunku bagien, przedmieścia przerzedzały się.
- Wysadźcie mnie tutaj – rzucił ni to do maga, ni to do KITTa, ni to do Godzilli.
- Może jednak pogadamy, jak pęcherz ciśnie to... – Mag zaczął chcąc zażartować coś o nocniku będącego wyposażeniem samochodu.
Chris spojrzał na niego ostro.
– Chcesz zobaczyć coś naprawdę strasznego? – Stevie zrezygnował z żartów stając się na powrót poważny.
- Nie, zatrzymajcie się. Wysiadam.
- Zanim wysiądziesz, to czy wiesz, kim są technokraci? – Mag spojrzał uważniej na Chrisa. - Po odejściu „Krótkiego” nie ma nikogo oprócz KITTa, kto by mógł blokować ich podglądanie i dlatego musimy pogadać teraz, a nie później. Bo gdzie indziej nie będę mógł przekazać danych o Electronic Inc. To nie jest kwestia tego, że szczególnie cię lubię, Chris.
- Świetnie. To zatrzymaj, mów, a ja zaraz spadam.
- Co zatrzymać?
- Ten dyliżans.
- Kiedy stoimy to jesteśmy na widoku. Musimy jechać i to najlepiej z daleka od kamer, telefonów i szeroko pojętej cywilizacji
- To pogadamy następnym razem.
- Problem polega na tym, że nie możemy mieć tutaj technokracji i Pentex o których nikt nic nie wie. W Miami ktoś musiał słyszeć o Electronic Inc, sądzę, że ty również. I dlaczego oni tutaj są i nikt z nimi nic nie robi? Nie są dobrze zakamuflowani - Mag starał się zainteresować kotołaka tym co ma do przekazania. A przede wszystkim sytuacją w mieście, którą uważał za bardzo groźną.
- Stevie, ja i tak mam podarte gacie. – odrzekł Chris nawiązując do tego, co leżało pod jego stopami i sugerując, że nowe, podarowane mu dżinsy nie są wysoko na jego liście przejmowania się garderobą. - Nie zmuszaj mnie bym wyszedł z drzwiami KITTa. – Mięśnie na jego ramionach nabrzmiały, choć nie zaczynał przemiany to aluzja była dość jednoznaczna.
Wypłosz westchnął.
- Do niczego cię nie zmuszam, chciałbym tylko, abyś mi pomógł z tymi fomorami. Słuchaj, fomor to nie jest pluszowy miś, je idzie wyczuć na kilka kilometrów. Ja tego nie potrafię, ale nikt o nich nie wiedział? Nikt z dużych graczy? Nie wierzę. A przecież fomory to nie jest nasza liga. Chciałeś się wycofać, sądzę, że wiesz o co jest grane
- Pomogę. Wcześniej to była sprawa tego wilczego dandysa, teraz to już moja. – Kotołak przekrzywił nieco głowę i zmrużył oczy. - Ale po pierwsze nie ufam tym co wokół mnie grzebią za mocno. Po drugie żeby przepłoszyć tych zjebów za Starbucksem wystawiłem się i muszę posprzątać swoja kuwetę, nie mam czasu taplać się w bagnach. – Skinął głową w kierunku przedniej szyby, bo na bagna jechali, przedmieścia się powoli kończyły. - Wiec zatrzymaj.
KITT zwolnił i zaparkował na poboczu.


- Chris, wiesz czemu wokół ciebie grzebią? – Wypłosz nie rezygnował choć kotołak już chwycił za wewnętrzną klamkę.
- To raczej nie z powodu tych ślicznych ślepiów, prawda?
- Nie. Bo ty byś skorzystał na zamieszaniu wywołanym upadkiem Adriana.
- Wiesz o mnie sporo, więc wiesz że to Adrian chroni mnie przed Sladem, Mastersem i Pricem. – Bastet roześmiał się, choć temat nie był do śmiechu. – Zaiste, jego upadek – moja korzyść.
- Zobacz co się stało w Starbucksie. Wiesz dlaczego to była taka porażka? Bo mnie to przerasta. nie jestem w stanie się na to przygotować. - Stevie dalej argumentował. Zależało mu, żeby w kamuflażu KITTa w końcu rozmówić się z Chrisem.
- To nie była porażka. Zastawili na nas pułapkę, a zyskali tylko mój telefon.
- Wpadliśmy w tę pułapkę, bo nie zdołałem się przygotować. – Stevie spojrzał uważniej na basteta. - Ten gość był prawdopodobnie konstruktem, a ja tego nie wydedukowałem. Zabrakło mi czasu. Przyznaję się do błędu.
- A ja za rękę Stevie prowadzić nikogo nie mam zamiaru, Adrian rano zaproponował mi ustanowienie mnie szefem „Rozjemców”. Odmówiłem. – Chris nacisnął na klamkę.- Ja tu jestem tylko na gościnnych występach, wbrew mej woli. – Przez chwilę na jego twarzy odmalowała się złość. - Nagle wokół mnie rozpętuje się smród, odpowiedz sobie kogo to przerasta. Szczeniak i Laura mi tak po prawdzie powiewają. Ot chichot losu.
- Nie proszę o prowadzenie za rękę. – Mag nie dawał się sprowokować. - Ale w tej chwili jesteś w gównie po uszy. Ja też, z innej strony. Zatem może skończymy z obwąchiwaniem się i podzielimy naszymi informacjami.
- Pytałem, co o mnie wiesz - nie odpowiedziałeś, wyczułem niechęć do dzielenia się info. – Chris wciąż nie otwierał drzwi, spojrzał jedynie na Wypłosza.
- Jestem niechętny do dawania informacji. Ale mam zupełnie przeciwne podejście do współpracy - zagadnięty odpowiedział ostrożnie.
- Podstawą współpracy jest zaufanie. – Kotołak zmrużył oczy.
- Możesz mnie przeczytać?
Na twarzy Chrisa pojawiło się zdziwienie, jakby nie wiedział o co chodzi.
- Nie wiem, czytać myśli? Tak jak to robią kotołaki? – wyjaśnił mag. - Bo jeśli możesz to czytaj.
Chris roześmiał się głośno.
- Problem z czytaniem myśli jest taki, ze gdy ludzie zapraszają do tego, mogą podsuwać to co chcą, a nie co kryje się w głowach – wyjaśnił z ognikami wesołości w oczach. - Magowie tym bardziej.
- No dobra, skoro budujemy zaufanie, to zacznijmy od tego, że nie jestem magiem.
- Ja wole odpowiedzi, czemu grzebałeś wokół mnie i do czego dotarłeś?
- Byłeś podejrzany, dlaczego miałbym cię nie sprawdzić? – wyjaśnił Stevie - Członkostwo w grupie śledzących to dobry kamuflaż, dodatkowo odstajesz od naszej zbieraniny koneksjami i pozycją. Poza tym nie śledziliśmy cię inwazyjnie. Nie czytałem prywatnych maili. Przede wszystkim zbadaliśmy skąd się logowałeś komórką, stąd reszta była prosta. Wiele rzeczy można wyczytać między wierszami w oficjalnie dostępnych danych.
- To pierwsza część odpowiedzi, a druga? – Kotołak nie dawał się zbyć łatwo.
- Dam ci wgląd w akta. – westchnął Wypłosz sięgając po laptopa.
- Poproszę.
Mag podał bastetowi laptop z odpaloną bazą danych dotyczących Chrisa na temat śledztwa. Ten zaczął buszować po informacjach, choć widać było, że nie jest specem w ogarnianiu urządzeń elektronicznych. Widok jak posługiwał się touchpadem wywoływał skojarzenia z męką na „Pasji” Mela Gibsona.
- Jest wiele wskazówek, które sugerowały, że jesteś... byłeś? - związany z porwaniem. – Mag wyjaśnił tłumacząc poniekąd mnogość informacji o Chrisie kompletowanych w ramach śledztwa.- Dziele się tym co mam, oczekuje współpracy i wsparcia.
Kotołak nie odpowiadał chłonąc informacje wyświetlane przez ciekłokrystaliczny ekran.
- Pentex jest bardzo silny i nie możemy im dać szansy na przygotowanie się. – Wypłosz ciągnął obserwując basteta. - Fomory, wspomagani naturalni... Ten typ ze starbucksa to najpewniej android. I takich typów mieli praktycznie na zewnątrz, czyli w środku muszą mieć coś mocniejszego.
- Ten typ ze starbucksa mógłby być i dinozaurem. Pentex mi tu nie po drodze, chętnie ich pomogę wywalić. Chcesz współpracy polegającej na zaufaniu - jak na razie grzebiąc wokół mnie je naruszyłeś. Choć przyznaję, powody polegające na podejrzeniach mogłeś mieć jak najbardziej mocne.
- Na moim miejscu też zająłbyś się najbliższymi zagrożeniami. Sprawdzam wszystko i wszystkich, nie ma tutaj immunitetów. – Wypłosz uśmiechnął się lekko. - Wiesz dobrze, że gdybym teraz nie zaczął rozmowy z grubej rury, to już byś wysiadł. Chcę ci pokazać, że coś potrafię i umiem się obrócić. Sprawdzałem logowania Twojego telefonu i ogólnie dostępne info o tobie. Żadnych włamań, bo nie włamywałbym się bez ważnych powodów. Nie mam zamiaru wchodzić w twoje prywatne sprawy, nie interesują mnie. Od dawna podejrzewałem, że w Miami coś jest nie tak. W końcu widzę, że mam rację, ale jednocześnie, że coś przerasta drastycznie moje możliwości.
Chris nie odpowiadał zaczytany w danych.
- Pentex to nie jest zagrożenie dla mnie, tylko dla nas wszystkich. – Mag kontynuował korzystając z tego, że bastet nie zabiera głosu. - Dam ci całe akta. Wszystko, co pracowicie zbierałem przez ten czas o Miami. Całościowy obraz sprawy. Część wątków musiałem zarzucić. wiem, że ta informacja będzie wartościowa dla ciebie.
- Kuszące... – Chris oderwał wzrok od ekranu i obrócił głowę ku rozmówcy.

Mag sięgnął ku klawiaturze przebiegając po niej palcami. „Wirtuoz” przemknęło przez myśl kotołakowi. Chłopak był mistrzem w tym co robił.
Znów skoncentrował się na touchpadzie i ekranie chłonąc odblokowane dane.

- Powiem Ci co teraz będzie Stevie - rzekł po dłuższej chwili zamykając laptopa. – Kotek zaraz wysiada, dotelepie się do budki telefonicznej i zleci parę spraw jakie w związku z tym co stało się za Starbucksem czekać nie mogą. Potem pójdę na policję i zgłoszę napad, kradzież spluwy, komórki i portfela - to też zaczekać nie może. Potem ewentualnie pochytamy z Pentexem. Pochytamy mocno, bo mnie wkurwili. Ale czy będziemy to robić w atmosferze wzajemnego zaufania i przyjaźni czy tez każdy sobie po swojemu, zależy od tego czy mnie wystawiłeś sprzedając mi mniej o mnie niż wiesz, a ja się o tym dowiem. To tak jak Ty miałeś podejrzenia ze jestem kretem, tak ja mogę uznać że jesteś dla mnie niebezpieczny. Wiec co z tym zrobimy?
Wypłosz skinął głową.
- Ale na psy tak czy owak iść muszę – rzekł kotołak znów sięgając po klamkę.
- Sprawdzę najpierw na miejskim monitoringu czy nie jest nagrane jak strzelasz ze spluwy. – Stevie otworzył laptop i przejechał palcami po klawiaturze. - Bo będziesz to musiał uwzględnić w zeznaniach.
- Monitoring zostaw, nie będzie go nawet jeżeli jakimś cudem były tam kamery. – Chris uśmiechnął się lekko. - Nie tylko Ty umiesz się włamywać do baz. - Mrugnął wesoło.
- A jednak jest – odpowiedział mag. – Ale nie widać.
- No to mniej roboty. – Chris nie ukrywał, że jest pod wrażeniem.
- Sprawa wygląda tak - po prostu spotkajmy się w jakimś miejscu za dwie godziny, dam ci plany kompleksu Electronic inc. i omówimy atak. - Wypłosz odłożył sprzęt i spojrzał na rozmówcę.
- Nie wiem ile będą mnie trzymać na komisariacie. – Kotołak podrapał się po brodzie. - Zapisz ten nr to będzie jeden z moich co będzie przy mnie.
- Wejdziemy do serwerowni i zaczniemy tam pracę.
- Stevie, o akcji na Pentex pogadajmy później, przy wszystkich – Chris otworzył drzwi i wysiadł z samochodu. Boso, w samych dżinsach. Na gołą klatkę piersiową zarzucił rozwaloną w szwach kurtkę.- Im mniej wiem w tej chwili, tym lepiej. Do nocy kupa czasu, a jestem na celowniku.
- Weźmiesz swoich hakerów?
- Wezmę. – powiedział bastet schylając się i grzebiąc po kieszeniach swoich starych spodni. Prócz garści pogiętych sygnetów wyjął stamtąd papierosy i zapalniczkę. Okulary założył 'na bakier', tyłem do przodu, rękawiczki wsadził za spodnie. - A teraz odmeldowuje się, zadzwonię, albo ty zadzwoń na podany numer.
- Dobra – zgodził się Wypłosz.
- Spotkamy się za dwie godziny lub kiedy gliny mnie puszcza po przyjęciu zgłoszenia rabunku. – Chris odpalił papierosa.
- To zadzwoń jak będziesz wolny, ja poskładam Billa i uważaj na pająka, pająk to jeszcze większe jajko niż pentex.
Kotołak zaskoczony lekko uniósł brwi słysząc o Billu, ale nie mieli całego dnia na omawianie wszystkiego.
- Fajny jesteś Stevie, wolę Cie jako kumpla niż się zastanawiać czy dobrze że odwracam się plecami. – rzekł waląc lekko dwa razy w dach w znanym geście „jedź/stój” dawanym zwykle kierowcom przez pasażerów jadących na tyłach pickupów.
- Chris, zależy mi na tym mieście.
- Mi też, trochę. Do zobaczenia.
- Bye.
Kotołak trzasnął lekko drzwiami.

- Chris… Bo może zapomniałeś jak mówiłem na początku… Ale jakby co… Wyrwij drzwi KITT’owi a ja ci wyrwę rękę. Kto tyka Muszkieterów mnie tyka. Mam nadzieję, że się rozumiemy w tej materii. - Jay się w końcu wychylił tak by złapać się spojrzeniem z stojącym na zewnątrz bastetem.
Chris olał przemowę Godzilli składając rękę w gest dotykania kciuka w złączone palce reszty dłoni.
Jak zwykle mężowie pokazują kumplom gdy przemawiają obok ich żony.
- Do zobaczyska - odszedł.

Godzila wyskoczył po swojej stronie auta i ruszył za oddalajacym się kotłoakiem. - Ej siersciuszku… A dokąd to tak ci śpieszno? Nie skończyłem do ciebie mówić jeszcze jakbyś nie załapał. Wróć jak na dobrego kotka przystało i pogadajmy jeszcze chwilę. Tak w ramach dobrej woli. Bo inaczej pomyślę sobie o tobie całkiem brzydko - rzekł do pleców kotołaka decydowanie mało przyjemnym tonem.
- Co tam, tylko szybko, nie mam czasu na takie bzdury. - Chris odwrócił się z nonszalancją. - Robota jest.

- Jak chcesz grać z nami w zespole to się stosuj do zasad zespołu a nie jakichś kocich figlów. Daliśmy ci konkret, zabraliśmy cię z kotła w pączkodajni, nie wnikam w zbieg okoliczności pomiędzy palantami stamtąd a twoim powrotem więc lepiej przyjdź z konkretem na te spotkanie. Albo...
- Albo?
- Przestań się kręcić pod nogami gdy ci to wygodne albo nie. Jesteś z nami na 100% albo spadaj. - wycedził przez zęby Godzilla patrząc na cherlaweg kotołaka.
- Ok idź do Adriana, załatw by mnie z roboty zwolnił. - Chris zbliżył się do Godzilli kilka kroków - Ja się tu nie prosiłem.

- Masz coś pod deklem nie tak? - spytał Jay nieco przekrzywiając głowę patrząc krytyczno - niedowierzającym wzrokiem na kotołaka. - Jak cię szef przydzielił do tego stada i tej roboty to chyba jasne gdzie masz być i co robić no nie?
- No to właśnie ocaliłem wam dupy pod Starbucksem. Mało?
- Czego tu nie kumasz? A jak ci nie pasi to sam sobie L4 załatwiaj - warknął rozeźlony mokol widząc pretensjonalny ton kotołaka.
- Niestety Adrian nie honoruje lekarzy, Big Guy.

- Mhm… Ocaliłeś nas w pączkodajni. Jaasnee… Normalnie przybyła nam z odsieczą kocia kawaleria. - parsknął mokol na słowa o niedawno zakończonej akcji.
- Uciekli przed policją, którą “zawołałem”. Wystawiłem się. Moja legalna broń u nich. Ty mi tu coś pieprzysz Jayson, a nie mam całego dnia. O co chodzi?

- Zdumiewajacym zbiegiem okoliczności po psy mógł zadzwonić ktokolwiek. - Wzruszył ramionami mokol i wcale nie wyglądał na przekonanego, że Chris ma w tym jakąś zasługę. - I to ja się pytam o co ci cały czas chodzi. Przychodzisz, odchodzisz, masz jakieś wąty, pretensję, że Steve cię sprawdził. A teraz wiesz to co my i co? Nic. - rozłożył ręce patrząc wymownie na Chrisa i jego pomoc i współudział w dotychczasowym poczynaniach.
Kotołak położył dłoń na czole i przejechał nią aż po brodę.
- Sluchaj Jayson. Moja bron i komórka jest u Pentexu. Użylem spluwy by ocalić dupska tobie i Steviemu aby gnoje uciekli. Jak za 5 minut zastrzelą z mojej broni kogoś, zanim to zgłoszę że bron mi ukradli, to pójdę siedzieć na 20 lat. Bez zawiasów. Ponial? Będziesz tu stał i pieprzył to może Ty jesteś wtyka by Rozjemców osłabić moim odstrzałem?
- Mogłeś pójść razem ze mną to byś nadal pewnie miał komplet, a jak się zachciało łazić kocimi ścieżkami… - Rozłożył ręce i skrzywił usta w grymasie “no co na to poradzić?”. - A co mi tu kit wciskasz o jakiś gliniarskich sprawkach? Nie urodziłem się wczoraj. Nawet mortale mają swoje inteligencje i tak łatwo nie wsadzają na 20 lat. A równie dobrze można argumetnować, że mają tam włosy czy co tam od Steve...
Chris machnął ręką i skierował się ku budce telefonicznej
- ...na ubraniu i je mogą podłożyć w jakieś miejsce by go wrobić. - Mokol znów zdawał się nieprzekonany do wersji kotołaka.
Widząc jak ten odwrócił się plecami złapał go za bark i odwrócił go gwałtownie z powrotem do siebie twarzą. - Słuchaj pierdolony gnoju po pierwsze nie skończyłem z tobą gadać więc kurwa mi tu nie opdpierdalajaj jakichś sierściuchowych jazd a po drugie to jak jeszcze raz usłyszę, że rozpowiadasz, że jestem kapusiem to cie kurwa znajdę i ci upierdolę ten kłamliwy ozór na początek jasne? - warknął trzymając mniejszego zmiennokształtnego w swoich łapach.
- Skończyłeś?
- Tak. Skończyłem. Możesz odejść. - rzekł Godzilla puszczając kotołaka.
- Och dziękuję milordzie! - zakpił Chris odchodząc w kierunku budki telefonicznej.
- Znaj łaskę pachołku. - Jay równie kpiąco dostosował się do stylu kotołaka.


Godzilla wsiadł do samochodu, KITT ruszył, a Chris klnąc potoczył się boso w kierunku telefonu podrzucając w ręku ćwierćdolarówkę.

post by pppp, Leoncoeur, Pipboy79 on g-doc.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 17-11-2015 o 10:44.
Leoncoeur jest offline  
Stary 17-11-2015, 10:15   #389
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Chris przeszedł przez Frontage Road równoległą do "Dwudziestki siódemki" jaką w kierunku bagien pomknął KITT. Budka telefoniczna wisiała na ścianie sporego kompleksu przy autostradzie mieszczącego jakiś motel, pizzerię i kto wie co jeszcze.
Zdjął kurtkę wieszając ją na krzaku stanowiącego część klombów na dziedzińcu kompleksu i w samych jeansach zbliżył się do telefonu.
Pająki-srajaki, kamery, podsłuchy, paranoja zaczęła udzielać się i jemu. Wszak w kurtkę typ z furgonetki mógł włożyć jakieś pluskwowe paskudztwo.

Wrzucił monetę i wybrał numer.
Po dwóch sygnałach odebrał jakiś zblazowany (sądząc po głosie) typ.
- Hallo?
- Hej Mark, dwie sprawy. Pierwsza - zapisz ten numer. - Podał numer budki telefonicznej widniejący na tabliczce przy automacie.

"Rozmowy z tym numerem - tylko szyfrowane połączenia, a szyfrowane znaczy tylko stąd. W tą stronę najwyżej kilkanaście sekund" - mawiała. Chris się na tym nie znał, potulnie stosował się do tego gdy zaszła potrzeba.

- Po drugie idź obudź Panią i niech oddzwoni.
- Wolałbym nie, przed ranem zaczęła ciemnieć. Zabije.
- Wiem Mark, widziałem. Ale ja cie zabiję jak ten telefon za kilka minut nie zacznie dzwonić. - Chris odłożył słuchawkę kończąc połączenie.
Usiadł na krawężniku i spokojnie czekał wystawiając twarz ku słońcu.
Telefon zaczął dzwonić, kotołak wstał i podniósł słuchawkę.
- Cattie? - spytał przekrzywiając głowę i przytrzymując w ten sposób słuchawkę między szyją a ramieniem. Jedną ręką wyciągnął do ust papierosa ze zmaltretowanej paczki, druga przypalił go benzynową zapalniczką.
- To ja, Mark. - głos był stłumiony, rozmówcę coś chyba bolało. - Nie była zadowolona, kazała się odpieprzyć. Mocno.
- Posłuchaj mnie uważnie Mark. - Bastet uniósł dłoń z papierosem i ścisnął palcami nasadę nosa masując ją lekko. - Idź tam jeszcze raz i powiedz na jaki numer dzwonię, bo zapewne tego nie zrobiłeś, prawda?
- Tak, ale...
- Skup się Mark. Idź i poproś by podeszła do telefonu.
- Ja... Ja...
- Tak, będzie "aj, aj", a nawet "ajajaj" jak tego nie zrobisz. - Chris na powrót odłożył słuchawkę i znów zaczął czekać, tym razem oparty o ścianę.

Czekał dłużej.
Telefon znów zaczął dzwonić.
- Czego? - warknęła zanim zdążył coś powiedzieć.
- Ukradli mi telefon i...
- Przykro mi, dobranoc.
Rozłączyła się.
Chris odłożył słuchawkę i odpalił kolejnego papierosa.
Zaciągnął się dymem.
Był spokojny jak oaza pełna tybetańskich mnichów, jak autobus spokoju.
Czy jakoś tak.
Znów dzwonek.
- Hallo? - spytał uprzejmie przykładając słuchawkę do ucha.
- Znalazłam ci rozwiązanie, taka jestem sprytna - jej głos ociekał cynizmem. - Idź kup nowy, do tego czasu rozmień pieniądze i dzwoń z budek... och na to już chyba wpadłeś?
- Portfel też mi ukradli, była grubsza zadyma.
- Któż śmiał napaść biednego małego kotka? Och co za źli ludzie!
- Nie wiem czy ludzie. Jeżeli wierzyć jednemu z chłopaków od Adriana to Pentex, Technokracja, takie tam typy. - Znów zaciągnął się papierosem.
W słuchawce zapadła cisza.
- Nic ci nie jest? - spytała po dłuższej chwili. Głos miała bardziej miękki.
- Jeszcze nie, ale za jakieś dziesięć minut to się zmieni. Mała jest spore szambo. - powiedział odwracając się do ściany i zakrywając lekko usta pod pozorem trzymania przy nich papierosa.
Stevie był mistrzem w budzeniu paranoi, mikrofony kierunkowe...
Psia mać, Chrisowi nie podobało się iż w ogóle zaczyna myśleć w ten sposób.
- To co grzebali wokół mnie wczoraj... to mógł być ten chłopak z Rozjemców Adriana, sprawdzali mnie. Choć równolegle mógł grzebać i ktoś inny. Sęk w tym, że jak zajumali mi komórkę, zaczęli grzebać wokół Ciebie. I wokół GR.
- Rozumiem.
- Uważaj i to mocno, przygotuj się na wszelki wypadek. Mogą kropnąć z grubej rury, to wysoka liga. Play-Off to dla nich norma.
- Przygotuję się na wszelki wypadek.
- Mocno się przygotuj Catt.
- Mhm, komórkę im spalić?
- Mhm, ale spróbuj ich wpierw lokalizować, tylko tak by nie wiedzieli skąd ją śledzą.
- Och! Będziesz mnie teraz uczył jak mam to zrobić cybernetyczny geniuszu? - Znów sarkazm i bitchavatar. Jeżeli informacja nią wstrząsnęła to już wracała do równowagi, lepszych symptomów nie można było sobie wymarzyć.
- Poblokuj moje karty kredytowe...
- Och! To z przyjemnością! Mogę częściej?
- ...i daj znać do Suicide...
- Koncert życzeń.
- Niech dwóch chłopaków akurat wolnych i Doug podjadą pod Starbucksa na - Chris podał lokalizację miejsca zadymy. - Niech młody weźmie mój paszport i moje zapasowe kluczyki, on jeden wie jak odblokować zapłon.
- Motor też zgubiłeś?!
- Skarbie, skupmy się dobrze? - Kotołak zaczął masować skroń. - Najpewniej tam stoi. Daj mu ten numer, niech go nie używa ale ma przy sobie. - Podyktował kontakt do Wypłosza po czym trzymając fajka w zębach zaczął ścierać go z ramienia. - Czy motor będzie tam czy nie - niech potem jadą na najbliższy posterunek policji będący przy Hilleach Gardens. I jak jestem na jakichś kamerach w kompleksie przyautostradowym przy wylotówce dwudziestki siódemki przy Hilleach Gardens, to niech mnie nie będzie.
- Tak?
- Powiedzmy, że nie wyglądam wyjściowo.
- Zastanowię się - mruknęła. W tle słyszał jakieś cichsze polecenia, chyba kazała działać Markowi w jakiejś kwestii. - To wszystko?
- Nie.
- No to pa.
- Cattie... - Zaciągnął się ostatni raz i zgasił papierosa na ścianie. - Cisza w słuchawce sugerowała, że nie przerwała połączenia.
- Daj policji anonimowy donos, próba ciężkiego pobicia na Saint George, między King Arthur a King William, przy międzystanowej dwudziestej siódmej. Wykalibruj to tak by byli za jakieś pięć minut z interwencją.
- A jak będą za dziesięć minut.
- Lepiej by byli za pięć, pa.
Nie pożegnała się, odłożyła słuchawkę.
On też.

Wolnym krokiem podszedł do kurtki i na powrót ją nałożył, po drodze klnąc gdy nadepnął bosą nogą na jakiś porzucony kapsel. Pogwizdując lekko skierował się wzdłuż Frontage, na południowy zachód, w kierunku miasta i pobliskich slamsów w Hilleach Gardens.
Idąc leniwym krokiem starał się kontrolować czas, nie za szybko, nie za wolno.
Zastanawiał się co będzie jeżeli nie znajdzie ofiar w ciągu pięciu minut.


Na próżno, byli tam.
Kilku latynosów stanowiących blisko dziewięćdziesiąt procent tutejszej populacji. Dwóch siedziało na krawężniku, kolejny pociągał z butelki po wodzie mineralnej, ale mętny żółtawy płyn sugerował, że zamiast aqua vita "królowie życia" raczyli się raczyć jakimś tutejszym bimbrem.
- Cześć karaluchy - Chris rzucił z pogardliwym uśmiechem gdy się zbliżył. Wcześniej patrzyli na niego zaciekawieni, wyglądał wszak jak ostatni obdartus.
- Spytałbym która godzina, ale wcześnie jeszcze. Chyba nie zdążyliście jeszcze ukraść żadnego zegarka. - Miał nadzieję, że mówią po angielsku.
Siedzący patrzyli na siebie lekko zszokowanni, choć ten stan mijał szybko przechodząc w furię. Stojący chciał coś powiedzieć unosząc przy tym butelkę i wskazując kotołaka palcem dłoni w jakiej ją trzymał.
- Nienienienienie! - Bastet pokręcił głową. - Ja preferuję whiskey. Szczyny twojego psa proponuj swojej matce, brudasie.

Skoczyli na niego momentalnie, on zaś zaczął uskakiwać starając się kluczyć by trzymać ich na dystans, na dłuższą metę nie miał na to jednak szans. Nie z trzema. Gdy już go dopadli i rozpoczęli właściwą część zabawy, przez pierwszych kilkanaście ciosów utrzymywał się na nogach broniąc się nieskładnie aby nie za szybko zaczęli go masakrować na glebie. W pewnym momencie jednak mocne uderzenie w brzuch zgięło go wpół, a soczysty kop w twarz dopełnił dzieła.
Na asfalt prysnęła szeroka smuga krwi z rozbitego nosa.
Przyskoczyli wszyscy razem i zaczęli kopać leżącego. Środkowoeuropejscyi imigranci podobno nazywali to jakoś w stylu “Obereck s’Pchytoopem”, czy jakoś tak. Latynosi podobnie jak Chris nie znali polskiego jednak intuicyjnie radzili sobie świetnie.
Kotołak zwymiotował gdy jedno ze szczególnie mocnych kopnięć trafiło go w okolice wątroby, raczej poczuł niż usłyszał, że coś trzasnęło w żebrach.
Przyjął pozycję embrionalną chroniąc głównie brzuch i twarz, choć też bez pełnego sukcesu. Na lewe oko już właściwie nic nie widział opuchlizna rosła momentalnie.
Pięć minut o ile dobrze wyliczył minęło w okolicach zerwania się gnojków z krawężnika, lecz radiowozu nie było widać.
Albo gliniarze zwlekali po przyjęciu zgłoszenia, albo…
Ech, uroczo dowcipna z niej czasem dziewczyna...
Zaczęli już wolniej ale bardziej metodycznie kończyć zabawę. Jedno mocne depnięcie z góry w nerkę sprawiło, że Chris zawył i odchylił się odruchowo. Stracił przez to desperacko trzymaną kurczową gardę, a jeden z tych Jesusów czy innych Javierów czy Chico tylko na to czekał. Kolejny kop w twarz rozwalił prawy łuk brwiowy, Bastet zasadniczo przestał już cokolwiek widzieć.

Usłyszał za to (w końcu!) policyjną syrenę i krzyki zapewne wysiadających z wozu policjantów, od strony King Arthur.
Napastnicy w pierwszej chwili zamarli zaskoczeni, wszak patrole tu były bardzo rzadkie a żaden z tutejszych przecież nie zadzwoniłby ze zgłoszeniem. Zrzucili wszystko na karb solidnego pecha i puścili się wariackim biegiem pomiędzy niskie domki okolicznego sąsiedztwa profesjonalnie rozbiegając się w kilku kierunkach.
Chris splunął krwią i resztkami wymiocin, otarł posokę płynącą mu z rozwalonego łuku brwiowego na niezapuchnięte oko.
Jęknął gdy zobaczył gliniarzy.
Co było nie tak z tym światem?
Co było nie tak z tym dniem?
Policjanci również byli latynosami.

- Napadli - wystękał, chwiejnie podnosząc się na czworaki - Portfel, komórka, broń, wszystko zabrali.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 17-11-2015 o 10:50.
Leoncoeur jest offline  
Stary 17-11-2015, 21:23   #390
 
pppp's Avatar
 
Reputacja: 1 pppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skał
Przejazd przez bagna trwał nieco dłużej, ale za to Jay i Wypłosz mogli mieć pewność, że nikt ich nie śledzi. Ten pierwszy pewnie prowadził auto, ten drugi skupił się na maskowaniu śladów z rozróby wokół Starbucksa.

Na złomowisku czekała już Angie. Szybka kosmetyka urazów KITTa i zmiana koloru na turkusowy musiała na razie wystarczyć.
- Wydaje mi się, że jesteśmy czyści, Angie, ale mogłabyś mi pomóc usuwać ślady? - Stevie poprosił o wsparcie demonicę, kiedy już wszyscy wsiedli do auta - Co się z tobą działo, nie mogłem złapać z tobą kontaktu.
- Pułapka w Umbrze - Angie się wzdrygnęła - Ledwo się wyrwałam.
- Będziemy potrzebować nowych telefonów. I kilku słuchawek do szybkiej komunikacji
Demonica się tylko szeroko uśmiechnęła.

Jay jeszcze parkował KITTa, kiedy Wypłosz z wielką torbą lekarską pod pachą wparował do domku. Garbus natychmiast skierował się w stronę Billa i obejrzał jego rany:
- Potrzebujesz czegoś poważniejszego niż opatrunki. Być może Angie zdoła coś zrobić, ja mogę ci je co najwyżej przewiązać, ale tak czy owak nie postawię cię szybko na nogi - Wypłosz wysłuchał Billa, po czym zwrócił się do wszystkich, kiedy już zebrali się przy łożu boleści wilkołaka:
- Sprawdzaliśmy firmę, z której pochodziła furgonetka, do której prawdopodobnie porwano Szczeniaka i Laurę. Są związani z Electronic Inc i zatrudniają fomora. Zaskoczyli nas, ale mniej więcej jesteśmy teraz pewni, że to oni stoją za porwaniem. Co z naszej strony, co u was? Co się stało z Jacobem?
 
pppp jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172