Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-11-2015, 21:56   #8
Aveane
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Widział po swoich towarzyszach, że ulewa wypłukuje z nich dobre nastroje. Może nie ze wszystkich, ale na pewno z większości. On jednak nie tracił pogody ducha. Młodzieńczy wigor nie przegrał ze słotą, pozwalając Fervalowi przeć naprzód z uśmiechem, który z każdą godziną opadów nieuchronnie przygasał. Pozytywny wyraz twarzy nie oznaczał jednak, że Danre szedł bez trudu. Chłopak przyzwyczajony do życia w mieście był najzwyczajniej w świecie zmęczony. Nie pogodą, gdyż niejednokrotnie na ulicy złapała go burza. Męczyła go podróż. Przez ostatni rok jego aktywność fizyczna składała się naprzemiennie ze spokojnego chodu i szybkiego biegu. Nie przywykł do długodystansowego marszu. Patrząc na niego można było pokusić się o stwierdzenie, że nie przywykł do jakiegokolwiek wysiłku.

Niewyróżniający się wzrostem nastolatek z pewnością nie należał do buzujących testosteronem herosów z legend, których mięśnie grają pod skórą, gotowe wręcz ją rozerwać. Chude ciało ledwo utrzymywało wyprostowaną sylwetkę pod ciężarem niewielkiego plecaka. Pomimo założonego kaptura, jego brązowe, mokre od deszczu włosy przylepiły się do gładkiego czoła. Grzywka, którą z reguły układał na bok, prostując się pod ciężarem wody niemal wchodziła mu do błękitnych oczu. Twarz nie odznaczała się żadnymi bliznami, zdobiły ją jedynie drobne zadrapania. Często gościł na niej uśmiech osoby pewnej siebie.

Ubranie, w którym ruszył w podróż różniło się od tego, w którym zobaczyli go po raz pierwszy w jednej z karczm w Saelmur. Wtedy ubrany był jak biedak, teraz prezentował się trochę lepiej. Zarzucony na głowę szary kaptur był częścią płaszcza w tymże kolorze, otulającego jego ramiona. Spod kurty z ciemnej skóry wystawał kołnierz lnianej koszuli, lekko poprzecierany i zabrudzony. Skórzane bryczesy, które powinny opinać nogi noszącego, były za szerokie dla patyków, na których przyszło mu się poruszać. Przynajmniej buty wydawały się być dobrze spasowane. Do pasa, oprócz dwóch pochew z podniszczonymi krótkimi mieczami, przytroczoną miał również saszetkę, dużą na półtorej dłoni. Nie otwierał jej jednak w podróży, więc można się było jedynie domyślać, co on tam trzyma. O pośladki obijała mu się też niewielka pałka.

Przez pierwsze dni Ferval nie udzielał się zbytnio w dyskusjach, z reguły tylko się przysłuchiwał. Starał się zapamiętać, kto w ogóle jest kim. Wcześniej prawie w ogóle nie podróżował, a co dopiero z taką grupą ludzi. I nieludzi. Ostatniego dnia z rana sam jednak zaczął temat.
- Wiecie, że jutro jest turniej w Stonebrook? Podobno - zawiesił głos i rozejrzał się, szukając wśród zgromadzonych oznak zainteresowania - nagrody są całkiem pokaźne. A jak mogą sobie pozwolić na turnieje, to chyba nasza pomoc nie jest aż tak pilnie potrzebna, żeby nie mogła zaczekać jednego dnia.
Potrząśnięcie głową przez Sadima przy wzmiance o turnieju było ewidentnym znakiem, że ma inne plany.
- Skoro oferują za pomoc aż tysiąc sztuk złota na głowę, to sądzę, że sprawa jest wyjątkowo pilna - stwierdził błyskawicznie po słowach łotrzyka. - Najpierw mam zamiar sprawdzić, w czym rzecz, a następnie dopiero będę się zajmował własnymi sprawami. Wy możecie robić jak chcecie.
- Po części masz rację - Danre pokiwał głową. Wiedział, że sama propozycja pójścia na turniej nie wystarczy, dlatego już wcześniej przygotował sobie argumenty.- Zwróć jednak uwagę na fakt, że jeśli nie pójdziemy na turniej, nie mamy zbytniej szansy, żeby zgarnąć kasę z nagród. Kasa to sprzęt, sprzęt to szansa na przeżycie. Przydałaby się chociażby lepsza broń, bo ta niedługo mi przerdzewieje - połowicznie wysunął z pochew obydwa miecze, pokazując ich niezbyt dobry stan. Były lekko wyszczerbione i mocno porysowane. Na szczęście jeszcze rdza w nie nie weszła. - Nie wspominając o takich “drobiazgach” jak rękawice czy haki wspinaczkowe.
- W takim razie nie lepiej rozejrzeć się za pewniejszą pracą? Turniej możesz przegrać i nie mieć z niego nic. Może się okazać też, że musisz zapłacić wpisowe. Poza tym ja nie jestem najlepszy w walce, bo zapewne o taki turniej chodzi - przywoływacz klepnął swój sztylet przy pasie i uderzył odrobinę mocniej w błotnisty grunt. Młodzieniaszek pokręcił głową z uśmiechem.
- Nie tylko walki. Sztuki magiczne też są w cenie na tym turnieju. Łucznicze zdolności zresztą również.
- Jednak wciąż pozostaje jedna rzecz - jeśli przegrasz, to nic nie dostaniesz. Mówię - lepiej poszukać jakiegoś pewnego źródła zarobku.
- I za pewne źródło zarobku uznajesz misję, której natury nie znasz, a podczas której zapewne przyjdzie ci otrzeć się o śmierć? Powiedzmy sobie szczerze, gdyby nie było ryzyka śmierci, wysłaliby kogoś od siebie, a nie bandę obcych ludzi, za którymi nikt płakać nie będzie.
- Nie. Myślałem raczej o znalezieniu czegoś “pewniejszego” w Stonebrook, a nie koniecznie o misji, którą nam zlecono. Ja zawsze jestem chętny do pomocy, ale zazwyczaj wolę wiedzieć z czym przyjdzie mi się zmierzyć - Sadim popatrzył w bliżej nieokreślony punkt przed sobą, po czym znów spojrzał na swojego rozmówcę - O ile takowa się w mieście znajdzie, ale myślę, że z tym większego problemu nie będzie.
- I jeden dzień opóźnienia w szukaniu czegoś pewniejszego jest aż tak wielką przeszkodą? - Ferval spojrzał na niego szczerze zdumiony. - Wystarczyłoby, że coś by nas na drodze zatrzymało na jeden dzień i wyszłoby na to samo, a tak masz okazję zarobić. No i zmierzyć się z innymi, sprawdzić się w swojej dziedzinie - uśmiechnął się lekko, a w jego oczach pojawił się lekki błysk. Był jeszcze w tym wieku, w którym współzawodnictwo niesie ze sobą ogromne pokłady adrenaliny i podniecenia. Przywoływacz spojrzał wpierw na idącą koło niego blondwłosą kobietę, po czym znów na chłopaka z powątpiewaniem.
- Nawet jeśli, to wątpię, że wpuszczą naszą dwójkę na ring jednocześnie. Poza tym zapewne jest więcej lepszych magów ode mnie. Ja nawet magii ofensywnej nie znam. Śmiem stwierdzić, że jestem nowicjuszem.
- A myślisz, że ja jestem specjalistą? - Danre wybuchnął głośnym, szczerym śmiechem. - Ale powiedzmy sobie szczerze - nawet jak będą lepsi od nas, to może się czegoś od nich nauczymy. Wszystko, co pozwoli nam przeżyć, jest w cenie. Według mnie warto ten dzień poświęcić. No i może akurat to nie magia ofensywna będzie oceniana. Jak nie zajrzysz, to nigdy się nie dowiesz - wzruszył ramionami. Słyszał kiedyś o jakimś gnomim naukowcu - Szrodingerze - i jakimś jego eksperymencie o tym, że goblin w pudełku jest i go nie ma, ale nie do końca rozumiał, o co w tym chodzi. W każdym razie było tam coś o zajrzeniu do pudełka.
- Widzę, że wam się nudzi! - doskoczyła do nich z radością Szara i choć po drodze się potknęła o niewidzialny korzeń, na pewno nikt tego nie dostrzegł! - Jeśli nie macie nic przeciwko kantowaniu, to zawsze mogę pomóc z ogrzanego siedziska na widowni!
Ferval uśmiechnął się szeroko na słowa wyroczni.
- A wyglądam jak zwolennik uczciwego współzawodnictwa? Jeśli jesteś w stanie zrobić to tak, żeby nas nie nakryli, to jak najbardziej.
- Żartujesz, prawda? - stwierdziła idąca w pobliżu blondwłosa kobieta, której imienia nikt nie znał. - Na turniejach oszustwo to plama na honorze. Nie należy robić takich rzeczy.
Białowlosa wzruszyła ramionami.
- Jak chcecie, ja i tak w tym udziału nie wezmę, nie jestem wojownikiem, ani czarnoksiężnikiem, w sumie to tam no… Jak chcecie! - powtórzyła się i wycofała w tył, by iść za nimi. Pomyślała sobie, że najprędzej nadawałaby się na festyny, by powróżyć z ręki. Zupełnie bezużyteczna. Włócząc się za mężczyznami, wciąż mogła podsłuchiwać ich rozmowę, taka niedobra! Nie tylko mogła, robiła to! Ferval spojrzał na towarzyszkę Sadima, mrużąc chytrze oczy.
- To pójdziemy tam i wygramy uczciwie, dobra?
- Będę trzymać za was kciuki - rzuciła krótko, acz miło i radośnie podsłuchująca kobieta. Łotrzyk odwrócił się do niej i dopiero wtedy zauważył, że zajęci rozmową oddalili się od pozostałych o dobre siedemdziesiąt metrów. Poczekał na resztę i zrównał z nimi krok. Wiedział, że usłyszeli jego propozycję, czekał więc na pozostałe opinie.

Gdy dotarli do znaku, odetchnął z ulgą. W końcu koniec tego przeklętego łażenia, w końcu trafi tam, gdzie się dobrze poczuje. W tłumie zawsze było najlepiej. Często znalazł się ktoś, kto nie potrafił przypilnować sakiewki i równie często w okolicy był ktoś, na kogo można było zrzucić winę w przypadku nakrycia. Usłyszał słowa Loratha i zdziwił się, że w ogóle potrafi mówić. Niemniej jednak była to sytuacja, której nie mógł przegapić. Stanął obok barbarzyńcy i razem z nim zapatrzył się w las. Po chwili odezwał się swobodnym, niezobowiązującym tonem:
- Wiesz co? Gdzieś tam - wskazał palcem w stronę lasu, który przyprawiał go o dreszcze - podobno są grobowce. Ludzie mają dziwną tendencję, żeby dać się pochować ze swoim dobytkiem. Bez sensu. Pomyśleć, ilu ludzi zginęło, bo dobrą broń zamknęli w grobowcach - westchnął z żalem, wcale nie udawanym - a my musimy bronić swoich przyjaciół takim szmelcem znalezionym na bazarze - z niechęcią w głosie uderzył rękojeść jednego ze swoich mieczy.
- Uhm... - mruknął w odpowiedzi Odmieniec, chociaż trudno było określić, z czym właściwie się zgadza. Młodzieniec dalej stał obok niego, gdy usłyszał kolejne słowa Odmieńca. Racja, pomyślał. W taką ulewę? Jednak towarzyszka Sadima już kierowała się w tamtą stronę. Patrzył zaniepokojony na plecy kobiety, gotów w każdej chwili ruszyć biegiem za nią.
 

Ostatnio edytowane przez Aveane : 13-11-2015 o 22:55.
Aveane jest offline