Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2015, 17:03   #93
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Jeszcze na polu walki, Szuter zastanawiał się w którą stronę powininen skierować motocykl. Nie był na tyle głupi, by nie wiedzieć tu się stało i co się dzieje. Być może gdyby motocykl odpalił, jechałby zadowolony so Szczoty myśląc, że zrobił dobry interes. Niestety prochy znalezione w baku tłumaczyły strzelaninę, oraz dziwne zniknięcie rannego motocyklisty.
Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że poprzedni właściciel choppera musi być właśnie przesłuchiwany, lub właśnie wydał wszystkie informacje i kona cicho gdzieś w rowie.

Miał dwie możliwości: olać karawanę z którą przecież nie był jakoś specjalnie związany i jechać do Cheb, za prochy kupić paliwo i jechać czym dalej o Detroit. Było to kuszące, ale nie znał tak dobrze rejonu, jak właściciele białego i czarnego złota. Mógł więc wrócić do karawany i odpalić temu chujowi Szczocie porcję za ochronę. Wydawało się to wtedy nawet rozsądne, więc mężczyzna ostatecznie skierował koła motocyklu w kierunku karawany, ale teraz rozmawiając z przywódcą karawany czuł jak go krew zalewa. Jedna taka porcja dałaby więcej dochodu niż cała ta wyprawa, a ten gnój chciał połowy?
Szuter szykował długą i bolesną śmierć dla tego sukinsyna, ale jego rozważania przerwał warkot silników. Mężczyzna nie był nawet z okolic Detroit, ale rozpoznał warkot wielu maszyn, w tym bardziej równą pracę jednostki większej, należącej prawdopodobnie do samochodu.

- Miałeś swoją szansę - rzucił do Szczoty, dodając w myślach "Łajzo".
Obserwował jak zza zakrętu wynurzają się uzbrojeni w półautomaty brudasy na motocyklach eskortujących jeden, zadbany samochód. Odbezpieczył P90 obserwując otoczenie. Nie miał szans na ucieczkę, zresztą byłoby to źle odebrane. Widział jak reszta karawaniarzy w mniejszej lub większej panice rozgląda się po okolicy, później ładuje swoje archaiczne bronie i szuka osłony przed kulami za wozami i drzewami. Szuter mógłby przysiąc, że czuje smród gówna w gaciach każdego z tych "karawaniarzy". Ta sprawa zdaje się przerastać ich małe ograniczone Chebańskie móżdżki. Mimo nerwowej atmosfery, którą wyczuwał również od przyjezdnych, nikt jeszcze nie wystrzelił.
~ Dobrze, to znaczy, że będą najpierw gadać. ~ Szuter w myślach układał plan wyjścia z tej sytuacji. Szkoda, że nie miał w dłoni granatnika. Byłoby zdecydowanie łatwiej. Ten niestety spoczywał w piórniku na kierownicy, nie było więc czasu na jego dobycie.

- Ej, ty, na motorze! - krzyknął grubas wskazując łapą na Szutera. - Fajnie, że nam zaoszczędziłeś kłopotu z szukaniem naszego motoru. Dawaj go tutaj i spadaj to będziesz cały. - zakrzyknął ponownie przenosząc wskazujący gest gdzieś od jeźdźca na zabłocony asfalt parę kroków od siebie.

Szuter posłał mu swój nazimniejszy uśmiech podobny do przedwojennych pralinek Merci - wyrażający więcej niż 1000 słów, z których żadne nie było podziękowaniem. Uśmiech, zwiastujący długą bolesną śmierć poprzedzoną odkrajaniem różnych kawałków ciała. Nie zdołał jednak odpowiedzieć, gdy drzwi samochodu wciąż pyrkającego na jałowym biegu się uchyliły i do "rozmowy" dołączył mężczyzna, który sądząc po ubiorze dowodził tą całą bandą.
Dało to zabójcy dodatkowych kilka sekund, na opracowanie dobrego planu wykaraskania się z tej sytuacji. Pozwolił więc mężczyznom wypowiedzieć się wyławiając bardzo interesujące wieści.
Otóż, okazuje się, że w Detroit zasłużył sobie na nową ksywkę - Dekorator. Wnioskował to po tym, że nie spotkał jeszcze innego trepa z P90, więc musieli mówić o nim. Tylko dlaczego Dekorator? Będzie musiał o to spytać.
Póki co postanowił skorzystać na reputacji i rozegrać to możliwie bezkrwawo i z korzyścią dla siebie.

- Pan Brown - uśmiechnął się schodząc z motocykla w taki sposób, żeby wszyscy mogli zobaczyć jego lśniące, czarne P90. Uśmiechnął się paskudnie do Grubasa, by ten doskonale zrozumiał z kim próbował pogrywać. Przez chwilę zastanawiał się, czy jak podejdzie bliżej poczuje ten charakterystyczny zapach strachu zmieszanego z potem.
Póki co wyciągnął spokojnie fajka kontynuując - Robienie interesów z panem Shultzem zawsze należało do przyjemności, tak też będzie tym razem.
Rozejrzał się po okolicy, powoli lustrując przestraszonych, ale zaciekawionych karawaniarzy, spiętych i nerwowych gangerów, spoconego grubasa, niebo, swoją charakterystyczną PMkę i powiedział trochę głośniej, by być słyszalnym przez wszystkich zainteresowanych ściskając niezapalonego fajka w kąciku ust.
- Demonstracja siły jest zbędna, szkoda mi zostawiać dobre pestki na takim pustkowiu, dogadamy się.
- Demonstracja siły często powstrzymuje innych przed użyciem siły. -
zauważył filozofcznie pan Brown. Ostrożne i spokojne ruchy Szutera wyraźnie skupiły na sobie większość uwagi mafiozów i gangerów. Karawaniarzy chyba zresztą też. I dobrze. Oznacza to, że Szuter przejął inicjatywę i to on rozdaje karty.
- Tylko w przyadku ludzi nierozsądnych, a obaj do takich nie należymy - odpowiedział uśmiechając się. Zwracał się bezpośrednio do szefa gangu, by dobitniej pokazać swoją pozycję, nawet jeśli była mocno iluzoryczna.
Żaden ze zbirów nie podszedł, co świadczyło, że póki co Szuter panuje nad sytuacją, albo pan Brown pozwala mu panować. Tak, czy inaczej Hegemończyk nie byłby sobą, gdyby tego nie wykorzystał.
- Masz ogień? Moja zapalniczka zawieruszyła się gdzieś w Detroit. - spytał wyjmując towar z kieszeni. Położył go na motocyklu i przywołał do siebie Sednę.
- Cóż kochanie, będziesz musiała oddać paczuszki - dodał patrząc się na cycki dziewczyny, po czym wyjął pozostałe paczki schowane w jukach motocykla. Nadal śmierdziały benzyną, ale były dobrze zaklejone, więc samym prochom nic nie powinno się stać.
- Panowie, nie chciałbym żeby w ten piękny wiosenny dzień komukolwiek stała się krzywda, więc proszę obie strony o kilka głębszych wdechów. Świeże powietrze wszystkim zrobi dobrze. - uśmiechnął się zgarniając paczki i kierując się w stronę Grubasa.
Rzucił mu niedbale prochy sprawdzając refleks. Takie informacje zawsze mogą być przydatne. Jak nie dziś, to za parę miesięcy.
- Tylko ich nie zgub następnym razem! - Przemiędolił fajka ustami z jednego kącika do drugiego, czekając na pana Browna, który kiwnął głową.
Jeden z gangerów podjechał i zgarnął towar, zaś grubas niechętnie wyciągnął zapalniczkę i przypalił zabójcy fajka lustrując podejrzliwie jego i polewaczkę.
Szuter zdawał sobie sprawę, że kusi los i wydmuchnięcie dymu w twarz grubasa może być tym, co przepełni czarę cierpliwości pana Browna, więc spojrzał tylko w oczy mężczyźnie mówiąc - Dzięki koleś. Przyjżyj się temu cudu, jeśli chcesz, ale niech Cię nie korci, by sprawdzać co potrafią wystrzelone z niego pestki. - Cała sytuacja była surrealistyczna. Spodziewał się już kilku ciosów, być może nawet kulek, ale widocznie ludzie mają większy respekt do cwaniaków z przerośnietym ego. Widać nie była to tylko cecha hegemończyków. Nie zastanawiał się jednak zbytnio i podszedł do pana Browna

- Proszę przekazać pozdrowienia panu Shulz'owi, jeśli kierujecie się wprost do Detroit - powiedział ciszej, żeby ciekawskie uszy karawaniarzy i Szczoty musiały zapracować na informacje.
- Jak już będziemy mieć cały towar to właściwie koniec i wracamy do domu. - wzruszył niedbale ramionami. Wciąż jednak w drugiej łapie trzymał swoje UZI najwyraźnie mając nad wyraz skromne zaufanie w tej chwili do Szutera i jego kolegów z karawany. Zresztą wszyscy zmotoryzowani prezentowali podobną postawę a i karawaniarze rewanżowali im sie tym samym.
- Nie potrzebujecie pewnej ręki i bystrego oka Panie Brown? - spytał ciszej, ale z całą stanowczością. Nikt nie mógł winić go za zgarnięcie motocykla i sprzętu, a rozwiązanie całej sytuacji bezkrwawo powinno dodać mu parę punktów w tej dziwnej negocjacji.
Karawana była jego planem awaryjnym, gdyby nie znalazł roboty dla siebie. Pan Brown, czy Shultz mogli mieć robotę w sam raz dla niego.
 
psionik jest offline