Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2015, 18:55   #23
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Twórczość Wspólna

Kred Windath w ostatniej chwili wymanewrował swoim wierzchowcem, o włos unikając zderzenie z Oren, która gwałtownie spięła swojego konia. Jak się okazało, w końcu dotarli do reszty Wybrańców. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, bowiem bystre spojrzenie inżyniera szybko wyłapało brak co najmniej jednej osoby. Ci, którzy jednak się tu znajdowali, wyglądali, jakby mieli nie lada kłopoty. Gęsta, złowieszcza mgła roztaczająca się nad prądem rzeki, zburzony most i stadka zwierząt wszelakiej maści uciekające w popłochu. Na dodatek jakaś niewyraźna sylwetka w centrum tego wszystkiego. To zdecydowanie nie wyglądało dobrze. Kred spojrzał na swoją towarzyszkę i musiał przyznać, że nie miał jeszcze okazji oglądać jej w takim stanie. Nie wyglądała na spanikowaną, to nie było w jej stylu. Jednak ściągnięte mięśnie twarzy i rozszerzone źrenice zdradziły jej obawy kołatające gdzieś w tym wypełnionym magiczną energią sercu.
- Że kto? - zapytał bezmyślnie po tym, jak wspomniała Odrodzonego. Skupiwszy spojrzenie na przynoszącej gęsią skórkę istocie, Kred zaczął odczuwać intensywne mrowienie. Magia. Potężna.
Zanim jednak zdołał cokolwiek zrobić, Twem wypytał Oren o szczegóły tego stworzenia i powziął decyzję ucieczki. Zapewne najmądrzejsza, na jaką mogli się zdecydować.
Kred jednak przyglądając się chłopcu i rozpamiętując słowa, które przed chwilą wypowiedział, doszedł do jednej, jaskrawej myśli, która przyćmiła jego umysł.
- Zniszczcie naczynie... - powtórzył nieobecnym głosem. Twem wraz ze swoim wiernym psim przyjacielem rzucili się do ucieczki, jednak innowator, niczym zaczarowany wciąż wpatrywał się w Odrodzonego, tracąc na chwilę kontakt z otoczeniem.*
- Kochani, czymkolwiek to nie jest, wiejemy, to nie miejsce, nie czas na dywagacje. - Rzucił Litwor wyciągając nogi i starając się oddalić od mgły. - Następnym razem daj mi chociaż strzelić. - Rzucił do Nymphaei, zaś do Oren skierował się na końcu. - Co to za odrodzony? Nie podobał mi się ten dzieciak jak sto diabłów. - Przerywał tylko na złapanie oddechu.
- Ludzka forma Darka’ra - odparła Oren, powtarzając się.
- Następnym razem dam mu cię po prostu zabić - odwarknęła Nymph, która ostrożnie cofała się, cały czas utrzymując wodną barierę.
- Dziękuję za uratowanie moich zacznych czterech liter, po prostu mam dziką chęć wpakować mu strzałę między oczy. Tak, domyślam się że byłoby to ekstremalnie głupie, ale… co on w jakiejkolwiek formie robi tutaj, po tej stronie gór? - Wychrypiał magobójca, gdy dotarło do niego wszystko.
Hassan chwilę przyglądał się całemu zajściu po czym powiedział obracając swojego konia, tak, że był gotowy dać nogę.
- Jeśli to Darkar w czystej cielesnej formie rozsądnie będzie się oddalić, jak sugerował Litwor. Jakiś pomysł jak zmylić jego tropy?
- Jeżeli jest tym, za kogo bierze go Oren to nasze wysiłki i tak na nic się nie zdadzą - odpowiedział Sitar, wciąż pochylony nad swą towarzyszką.
- On nie czyha na was - zwróciła uwagę czerwonowłosa. - Skoro wciąż żyjecie to widać wasza śmierć przestała być dla niego najważniejszą.
- Nie mniej jesteś częścią nas. - zauważył kapłan schodząc z konia i podchodząc do rannej sprawdzić co jej dolega, że tak szybko osunęła się, jakże niedawno, na ziemię.
Ulria nie była ranna, co kapłan mógł stwierdzić gdy tylko znalazł się bliżej. Nie było krwi, nie było ran.
- Jego oferta mogłaby ułatwić wam zaządanie. Nikt więcej by nie zginął. Jesteście pewni, że chcecie ją odrzucić? - zapytała Oren.
- Aha i zaufać Darkarowi, który wymienia swoje nieprzydatne narzędzia jak… eeee o, jak esencję się w czajniczku w herbaciarni wymienia. - Z pytania wyszło mu nieco stwierdzenie, ale nie przejął się tym zbytnio.
- Jak sama wcześniej zauważyłaś, jesteś kluczowa na tej scenie w finalnym akcie. - zauważył Hassan po czym złożył dłonie w modlitwie i zaczął cicho mówić klęcząc przy towarzyszce.
- Dobry Sylefie, dawco życiodajnego oddechu. Racz proszę, prosimy Ciebie, byś uzdrowił i sprawił, by towarzyszka nasza, Ulria, odzyskała swe siły, a wszelkie szkody wyrządzone zostały uzdrowione. - Nim wypowiedział ostatnie słowa położył dłoń nad jej czoło by przekierować moc swego patrona, jeśli zdecyduje się… oczywiście, wysłuchać prośby.
- Decyzja jest wasza - oznajmiła Oren gasząc blask jaki lśnił w jej spojrzeniu.
Modlitwa Hassana musiała najwyraźniej trafić na sprzyjający moment, gdyż Ulria odsunęła dłonie od uszu i skinęła głową z wdzięcznością.
- Dziękuję - rzekł Sitar, pomagając wstać kobiecie. - Więc co zamierzacie zrobić? Bo stanie tu jakoś nieszczególnie mi pasuje.
- Mi także - dołączyła się Nymph, na której czole zaczęły pojawiać się kropelki potu. - Długo tak nie wytrzymam.
- Dajemy nogę, teraz. - stwierdził Hassan. - Puki jeszcze mamy siły, może uda się przed nim zbiec, zyskać na czasie.
- Odnowienie kolejnych filarów coś da, czy teraz to tylko mrzonki? - Zapytał Litwor.
Hassan nie czekał na odpowiedź na pytanie współwybrańca, dosiadł za to konia i mocno chwycił lejce.
- Odnowienie to wciąż najważniejsze zadanie - odparła Oren.
- To po prowiant i do kolejnego filaru. - Wzruszył ramionami Aigam, całkiem jakby się otrząsnął z grozy, której niedawno spojrzał w oczy.
Towarzysze najwyraźniej nie mieli nic przeciwko gdyż każdy niemal natychmiast znalazł się w siodle swego wierzchowca.
Widząc że wszyscy byli gotowi Hassan pognał swojego konia w dół rzeki śladem Twema szepcząc cicho.
- Sylefie, Panie Lef, spraw proszę, prosimy Ciebie, by wiatr nam sprzyjał i wstąpił w wierzchowce nasze i naszych zwierzęcych towarzyszy, dając im sił i prędkości, byśmy przed zagrożeniem zbiegli nietknięci.
- Noooo, przyda się trochę modlitw, zwłaszcza jeśli następne są Łzy… - Litwor zawiesił głos wskakując na Puszka.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline