Malborn opatrywał pannę Oldbuck jak potrafił. Mimo że poraniona i obolała, to jeszcze się wymądrzała na temat dalszej proweniencji skarbów. - Młoda damo - nie wytrzymał w końcu z reprymendą. - Zawrzyj choć na chwilę usteczka swe. Wiem, że płynie w Tobie sławetna krew Hobbitonu i okolic. Ale spójrz na siebie. Wyglądasz niczym upudrowany pączek na Święto Wiosny. Przed chwilą omal nie straciłaś życia. I... - przerwał wszelkie próby protestu wskazującym palcem - mimo że pokonałaś trolla Amosa... yyy... na śmierć, teraz przywołałaś to bębnienie. Co my z Tobą poczniemy w dalszej podróży.
Gdy skończył prowizoryczny opatrunek, otarł czoło spoconą dłonią i mruknął do towarzyszy. - Najchętniej, odesłał bym Pannę Oldbuck prosto do łóżka i kazał leżeć przez tydzień. Sęk w tym, że najbliższe łóżko jest wiele mil drogi stąd. Najprawdopodobniej w Rivendell. Zatem musimy stąd czmychać. Ten kogo skarby ten je niesie - zwrócił się do khazadów - choć nie wiem czy nie lepiej ich wymienić na życie, Panowie Krasnoludowie? Bierzcie swe złoto, ale z rozwagą. Poprowadzę naszą kompanię w kierunku Rivendell. Przynajmniej do zmierzchu. Do tego czasu zorientujemy się czy ciągnie za nami pościg. |