06-11-2015, 15:30 | #41 |
Reputacja: 1 |
|
14-11-2015, 00:51 | #42 |
Reputacja: 1 | Tak. Punkt do zapamiętania. Jeśli mistrz Thyri twierdzi, że danych drzwi nie da się otworzyć, to tychże drzwi napewno i bezwzględnie nie da się otworzyć. A, że można je wyrwać wraz z kamienną ościeżnicą czyniąc tym samym skalny zawał i generalnie potworne zawalisko to już zupełnie inna historia. Historia, która na nieszczęście Hilly przytrafiła się właśnie jej. I to trochę na własne życzenie. Nie wzięła przecież ze sobą ani liny, którą powinna się obwiązać na taką okoliczność, ani Malborna, na którego wówczas była obrażona, a którego widok w tej konkretnej chwili powitałaby z najszczerszym entuzjazmem. Szybko więc po drugim już locie w dół jaki przytrafił się jej w ciągu ostatniej godziny, uświadomiła sobie, że po pierwsze jest sama. Po drugie łupie ją w kościach, kłuje w żebrach i tak dzwoni w uszach, że nie do końca wie gdzie jest góra, a gdzie dół. Po trzecie w końcu, że nie ma pojęcia co się stało z trollem. Mimo ciszy jaka zapadła, mógł przecież w tym garnku jak w hełmie wpaść na zupełnie zaskoczone krasnoludy i podjudzony jej słowami wywrzeć na nich swój gniew i głupotę… Tę drugą to zarówno swoją jak i jej… Na samą myśl czego, tak struchlała, że na dobrą chwilę pozostała w bezruchu. Miała gotową przemowę na temat tego jakim to zbiegiem okoliczności trafiła do rysy, gdy Amosowi zaszkodziła jego własna zupa. Ponieważ jednak Malborn nijak się dociekaniem winy nie zajął, a wręcz przeciwnie pośpieszył ją opatrzeć, a także krasnoludy bez ogródek wypaliły z pytaniem jak ona zamierza podzielić łupy, zaniechała swojego planu. Po czym sycząc i pokrzykując z bólu podczas pierwszych lekarskich zabiegów, zakomunikowała, że skarby krasnoludów są wyłącznie ich skarbami. I że jeśli wszyscy będa cicho to usłyszą dochodzące z głębin bębnienie, które ona słyszała już od dobrych kilku chwil, a które z każdą chwilą staje się głośniejsze.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
14-11-2015, 20:01 | #43 |
Reputacja: 1 | Malborn opatrywał pannę Oldbuck jak potrafił. Mimo że poraniona i obolała, to jeszcze się wymądrzała na temat dalszej proweniencji skarbów. - Młoda damo - nie wytrzymał w końcu z reprymendą. - Zawrzyj choć na chwilę usteczka swe. Wiem, że płynie w Tobie sławetna krew Hobbitonu i okolic. Ale spójrz na siebie. Wyglądasz niczym upudrowany pączek na Święto Wiosny. Przed chwilą omal nie straciłaś życia. I... - przerwał wszelkie próby protestu wskazującym palcem - mimo że pokonałaś trolla Amosa... yyy... na śmierć, teraz przywołałaś to bębnienie. Co my z Tobą poczniemy w dalszej podróży. Gdy skończył prowizoryczny opatrunek, otarł czoło spoconą dłonią i mruknął do towarzyszy. - Najchętniej, odesłał bym Pannę Oldbuck prosto do łóżka i kazał leżeć przez tydzień. Sęk w tym, że najbliższe łóżko jest wiele mil drogi stąd. Najprawdopodobniej w Rivendell. Zatem musimy stąd czmychać. Ten kogo skarby ten je niesie - zwrócił się do khazadów - choć nie wiem czy nie lepiej ich wymienić na życie, Panowie Krasnoludowie? Bierzcie swe złoto, ale z rozwagą. Poprowadzę naszą kompanię w kierunku Rivendell. Przynajmniej do zmierzchu. Do tego czasu zorientujemy się czy ciągnie za nami pościg. |
17-11-2015, 06:42 | #44 |
Northman Reputacja: 1 | Podróż do Ukrytej Doliny zajęła trzy dni. Pogoda dopisywała, wędrówka przebiegła bez opóźnień i komplikacji. Trójka krasnoludów towarzyszła w tej drodze, bo zdrowie najbardziej rannego wcale nie poprawiał się i Gondril ani myślała wysłać ich w długą drogę w takim stanie. Ostatniego dnia, u górskich stóp trzech elfich jeźdźców przywitało ich, odebrało skróconą wersję wydarzeń. Dwóch eskortowało kompanię do Domu Elronda, a jeden pojechał przodem. Bardzo wczesnym porankiem, gdy noc zasypiała, a budził się nowy dzień, Thyri, Hilly i Malborn zostali obudzeni i zaprowadzeni przez uprzejmego Lindira na wschodni taras. Słońce nie wzeszło jeszcze całkiem ponad rysy Gór Mglistych.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 17-11-2015 o 07:03. Powód: niektóre literówki |
19-11-2015, 19:23 | #45 |
Reputacja: 1 | Spotkanie z Panem Imladris o tak wczesnej porze zdumiało Dundeaina i wprawiło w zaniepokojenie. Mimo że mieszkał w Rivendell trochę czasu, Mistrza Elronda widywał rzadko i raczej wśród dworzan, aniżeli na prywatnej audiencji podczas uczonych dysput. Siedział teraz na zdobionym fotelu jak na przysłowiowych szpilkach. Tylko wrodzona przyzwoitość pozwoliła mu pozostanie w jako takim bezruchu. Pytanie Eldara zbiło go jednak z pantałyku. Obejrzawszy się mimochodem na towarzyszy ostatniej niebezpiecznej eskapady, wyczuł, że to on powinien jako pierwszy spróbować odpowiedzi na zadaną zagadkę. Pech chciał, że Malborn zagadek nie lubił. Jednakże lata spędzone z nosem w księgach do czegoś zobowiązywały. - Yhhmm... - zaczął niezbornie. "Już po mnie" - przemknęło przez głowę strażnikowi, ale w porę opanował atak paniki. - Odpowiedzi na trudne pytania nigdy nie są łatwe, Lordzie Elrondzie. Ze swej strony, mogę jedynie powiedzieć, że ważniejsza jest rola uzdrowiciela. Zadaniem naszym jest przecież budować, nie niszczyć, co jest cechą Cienia. Historia uczy nas, że siła nasza w tworzeniu, nie w destrukcji - to mówiąc spuścił skromnie oczy. "Brawo, Malbornie z rodu Kelemvara, to żeś się teraz przedstawił od najgorszej strony swoim uczonym bełkotem. Mędrzec z Zachodu się znalazł. Dobre sobie. Pfff" - łajał się akademik w myślach, a policzki płonęły mu niczym dojrzałe owoce wiśni. |
22-11-2015, 17:17 | #46 |
Reputacja: 1 | - Thyri z Esgaroth, mistrz budowniczy, do usług – wymamrotał krasnolud, demonstrując jeden ze swych najgrzeczniejszych ukłonów, ten, przy którym kasztanowa czupryna włosów niemal zamiatała posadzkę. Prezentacji dokonał jednak tak cicho i mrukliwie, że znad zdobionej mozaiką podłogi do uszu zgromadzonych dobiegło tylko niezrozumiałe „hm, hm, hm”. Ostatnio edytowane przez Asenat : 22-11-2015 o 17:20. |
22-11-2015, 23:05 | #47 |
Reputacja: 1 | Gdyby mogła to by tego trolla teraz połknęła. A w każdym razie ziewała z takim zacięciem, że można by ją było o to posądzić. Na pewno Lindir ją posądzał. Bo przy każdym ziewnięciu rzucał jej tak nazbyt wymowne spojrzenie, że celowo nie zasłaniała ust. Aż do momentu gdy zobaczyła dokąd ją wiodą. Na… jak się nazywa? Prywatną audiencję u Lorda elfów!
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
26-11-2015, 06:27 | #48 |
Northman Reputacja: 1 | Elf wysłuchał wszystkich uważnie i każdy odniósł wrażenie, że jego odpowiedź przypadła gospodarzowi do gustu, a zadający nie tyle poszukiwał rozwiązania, co sposobu rozumowania jego rozmówców. Cóż, jak sam pytający stwierdził, zagadka nie posiadała jedynej prawdziwej odpowiedzi.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 26-11-2015 o 06:30. |
26-11-2015, 19:28 | #49 |
Reputacja: 1 | Malborn wysłuchał wyjaśnień Lorda Elronda odnośnie roli Zielonej Kompanii w zdobyciu informacji na temat "Czarnego Kapitana" i przybladł lekko. W głowie kłębiły mu się posępne myśli. "Mamy tropić w Kraju Trolli potężnego wojownika, który włada starożytną Czarną Mową stworzoną w czasie Pierwszej Ery przez Morgotha. Nasza kompania. Akademik, khazad i hobbit. I to z rodu postrzelonych Oldbucków. Isildurze dodaj mi sił". By ukryć swe zaniepokojenie powstał z krzesła i pochylił głowę nad starożytną mapą. Studiował uważnie trasę ich potencjalnej wędrówki. Prosta z pozoru czynność przyniosła ukojenie nerwów. Dunedain odzyskał utracony rezon. - Z ust Twych płynie sama mądrość, Władco Imladris - odrzekł w końcu głośno opanowując drżenie głosu. Spojrzał na dwoje towarzyszy ostatniej wędrówki. Przez moment wydawało mu się, iż odczytał w nich to, co szeptało i jego serce. - Należy dowiedzieć się wszystkiego co możliwe o tym słudze Nieprzyjaciela. Wyruszymy jak najszybciej się da. Prawda, moi drodzy? |
28-11-2015, 08:55 | #50 |
Reputacja: 1 | Nagła zmiana w dyskusji – opuszczenie rejonów zwiewnych konstrukcji elfich zagadek filozoficznych na rzecz konkretnych i niezaprzeczalnych faktów ucieszyło mistrza Thyriego. To było coś, co było równie namacalne jak wszystko, co tworzył w życiu – nawet jeśli fundamenty przedsięwzięcia, czyli ich drużyna, nie były jego zdaniem najlepszym możliwym materiałem do tego celu. Ale, uznał, gdy się nie ma surowców najprzedniejszych, bierze się najlepsze z tych, które są pod ręką. |