Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2015, 20:01   #24
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Kred otrząsnął się i spojrzał na uciekających towarzyszy. Przez całą konwersację był wyrwany z rzeczywistości, analizując możliwości, jakie dawała mu obecna sytuacja. Nie do końca potrafił sobie uświadomić, iż kilkanaście metrów przed nim stał sam Darkar, a przynajmniej jego wcielenie. Spotkał już osobiście jedną Odwieczną, jednak wtedy nie odczuwał takiej grozy, jaka teraz pełzła pod jego skórą niczym paskudny robal. Mimo to wyczuł pewne podobieństwo, jakie zachodziło między Meandrą a Darkarem. Oboje byli ucieleśnieniem tego, czego nienawidził w tym świecie. A jednak… mroczny braciszek oferował możliwości, których nie mógł się spodziewać po reszcie tej bandy. Zniszczyć Oren? Czy to było możliwe? Nie była co prawda Odwiecznym, jednak znacznie przewyższała ludzi parających się magią. Majsterkowicz już kilka razy zaklinał się, iż doprowadzi do jej upadku, wraz z całym jej rodzajem. Jednak teraz, kiedy o tym pomyślał, te gniewne życzenia wydawały się tak odległe. Wszak sam był już tym, czego nie znosił.
Spojrzał w bok. Wciąż przy nim stała, niczym niechciany anioł stróż. Wszyscy postanowili się wycofać, czyniąc właściwie słuszną rzecz. Nie mogli się mierzyć z Darkarem. Nawet jeśli było to tylko jego jedno z wcieleń. W pełni mocy zapewne rozdeptałby ich jak robaki. Cholera, Kred też powinien wiać. Został jednak z tyłu a wraz z nim ognistowłosa. Inżynier pragnął być teraz w jej głowie i usłyszeć jej myśli. Co sądziła o obecnej sytuacji? Może nie zaproponowała się, by ją poświęcić, jednak na głos wyraziła taką możliwość. Czy dla niej było to obojętne? Wyrazy strachu zniknęły z jej twarzy. Pozostała zwyczajna nieprzenikliwość, która irytowała innowatora do granic możliwości.
Pomimo tego wszystkiego, myśląc o oddaniu Oren na pastwę tego, który zagrażał całej krainie wydawała się mu bezduszna. Ona nie jest człowiekiem - pomyślał. Nie możesz czuć żalu z tego powodu.
- Nie jestem w stanie zniszczyć Oren - odpowiedział, wpatrując się w istotę. Z każdą sekundą nad rzekę wcierała się coraz bardziej głucha cisza. Zwierzęta uciekły, podobnie jego towarzysze. Pozostała tylko ta zimna mgła. - Nie mam takiej mocy. Czy możesz uczynić, bym potrafił to zrobić? - zapytał, ze wszystkich sił starając nie odwracać głowy w stronę Oren.
Z przeciwnego brzegu dobiegł go śmiech.
- Oczywiście… Jednak nie muszę. Czy nie uczynili z niej twojego Towarzysza? Zapytaj ją sam. Ona nie może ci zagrozić, nie może użyć swojej siły, by się obronić. Jest podległa głupim prawom, jakie zostały ustalone wieki temu. Sama zgodziła się na to, tak jak zgodziła się przybrać tą formę. Zabij ją, a nie minie cię nagroda. Zabij, a uwolnisz się od tej nienawistnej siły, która ci towarzyszy.
- Co z pozostałymi? Co z resztą Odwiecznych i innych stworzeń podobnych do Oren?
- Nie istnieje nic co chociażby w drobnym stopniu przypomina tą, którą masz u swego boku - padła odpowiedź. - Odwieczni… Twoi współtowarzysze… Oni mnie nie interesują. Zrób o co cię proszę, a i ja dotrzymam słowa.
Kred pokiwał głową i spojrzał gdzieś przed siebie. Następnie wyrwał się z chwilowego zamyślenia i uderzył boki wierzchowca, by zmusić go do ruchu. Powolnym krokiem objechał Oren i zatrzymał się prostopadle do niej, twarzą w twarz. Wydawał się oszołomiony. Spoglądał na te szmaragdowe oczy, które swą głębią potrafiły wciągnąć człowieka jak najpotężniejszy wir. Zgrabnym ruchem zsunął z pleców Anioła Zguby i chwycił go pewnie. Był załadowany, zawsze gotowy, by posłać swój pocałunek śmierci.
- Jeszcze raz pytam, co z Odwiecznymi. Potrafisz wypędzić ich z tej krainy? - dociekał, nie odwracając spojrzenia od Oren.
- Gdy zapanuję nad tym światem, nie będzie w nim już dłużej miejsca dla tych marnych istnień - pogarda i czysta, niczym nie skrępowana nienawiść brzmiały w jego głosie.
Oren w międzyczasie nie spuszczała spojrzenia ze swego Wybrańca. Nie było w nim strachu ani prośby. Jej oczy były bramą, która zamknęła się z trzaskiem by strzec skrytych za nią skarbów.
- Boisz się? - wyszeptał niemal czule. Nie podniósł jeszcze broni przeciwko niej. - Boisz się o swoje życie?
- Nie jestem człowiekiem - odpowiedziała po chwili milczenia. - Strach jest mi obcy. Strach to ludzkie uczucie.
- A co z pragnieniem wolności? Okłamałaś mnie wtedy?
- Sam zdecyduj czy moje słowa były kłamstwem czy prawdą, jednak zrób to szybko - odwróciła spojrzenie, kierując je na niewyraźny kształt po drugiej stronie rzeki.
Kred pokiwał głową i także na moment odwrócił się do Darkara. W świetle tego, co miał zrobić Windath nie wydawał się taki straszny. Wręcz przeciwnie. Prawdziwy potwór siedział po tej stronie rzeki. Innowator poderwał karabin i wymierzył go w pierś Oren, celując w serce.
Pamiętaj o tym, czego nienawidzisz. Odwieczni i ich magia zniewoliła ten świat. Zmusili ludzi, by na nich polegali, odrywając ich od możliwości istnienia dla samych siebie. Ludzie w tym świecie żyją niczym niewolnicy. Nie ma już nikogo, kto mógł ich wyzwolić. Pamiętaj o tym, co ci zrobili. Ciebie także wywłaszczyli. Zdarli twoją godność, zniewolili, wypełniając cię tym paskudztwem. Ciągle czuł ten powiew wiatru pod skórą. Pogwałcili twoją wolną wolę. To tylko i wyłączni ich wina i powinni za to zapłacić.
Kred nie mógł jednak zapomnieć o Elissie. Zabił ją Darkar, jednak kto ją w to wszystko wpakował? Kto wysłużył się nią, by zadbać o własne bezpieczeństwo? Kto chowa się za tymi nędznymi Wybrańcami, sami siedząc z założonymi rękoma? Masz teraz możliwość, by się na nich zemścić.
- Ciężko mi już stwierdzić, co jest prawdą, a co kłamstwem - odpowiedział głucho. Palec delikatnie muskał spust. Drżał.
Co dzięki temu zyskasz? Przeciwstawisz się Darkarowi w pojedynkę, kiedy wszyscy już zginą? Jesteś w stanie poświęcić cały świat, by wyrównać swoje rachunki? Chciałeś go uratować. Uczynić lepszym. Nauka i wolność myśli nie zakwitnie pod jarzmem mrocznego Odwiecznego.
- Cholerny z ciebie hipokryta, Kredzie Windath - mruknął. Szybko odłożył broń i wyrwał z torby butelkę żywego ognia. Sprawnym ruchem rzucił go w miejsce przed mostem, tworząc zaporę ognia zaraz za tą wodną, stworzoną przez Nymph.
- Wiejemy! - krzyknął do Oren i popędził swojego konia za resztą Wybrańców. Ciągle spoglądał przez ramię, sprawdzając, czy ona ruszyła za nim.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline