"Dziabnąć... nie dziabnąć..." Dylematy Tajgi były prostego sortu. Tu i ówdzie miała poukrywane mniej lub bardziej mordercze narzędzia i dumała, czy bardziej jej się opłaca ich użyć i wymknąć się z miasta nim sprawa nabierze rozgłosu, czy też użyć bardziej przyjemnych, choć równie dla niej naturalnych sposobów. Nie znała Amn aż tak dobrze by móc swobodnie zniknąć w tłumie; przede wszystkim jednak od ucieczki przed babami bolały ją już nogi, była zmęczona i chciało jej się spać. Toteż wybrała bardziej komfortową - w jej mniemaniu - opcję. W końcu nie zdarzyło się jeszcze, by musiała spędzić noc w lochu! W końcu łóżek strażników w tychże nie można było zaliczyć jako uwięzienia. Powoli jednak - zbyt powoli - docierało do niej, że w Amn sprawy mają się chyba ciut inaczej: lochy są ciut głębsze, a strażnicy bardziej przepisowi i zamiast zająć się nią sami, zaprowadzą - nie wiedzieć po co - do dowódcy. Może i dobrze; łóżko będzie wygodniejsze. Tajga dyskretnie poprawiła włosy i odzienie, sprawdziła czy sztylet i szpilki są na miejscu, po czym posłała "swojemu" strażnikowi zalotny uśmiech. Ot tak, na wszelki wypadek. |