Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2015, 14:36   #54
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Majaczył. Wiedział o tym. Jeszcze na tyle świadomości i siły zostało w nim by odróżniać prawdę od ułudy przynajmniej w stopniu ogólnym. Nie było jej tu. A jednak leżąc z twarzą przylgniętą do piachu patrzył i widział jej nogi. Jak w skórkowych butach jakie dostała w osadzie Iwgara podchodzi w jego kierunku miękko stąpając po pokrytej glonami plaży. Jak klęka obok. Ściąga z ramienia kronikarski tubus. I Mękę. Patrzył i mimo to nadal nie był w stanie się podnieść. Nawet spojrzenia unieść. Leżał na wpół żywy, na wpół śniący tam gdzie resztką sił zdołał wydostać się z tej przeklętej rzeki rozcinającej ten przeklęty kraj. Bardzo by chciał by była prawdziwa. Na wszystkie siły Śródziemia, tak bardzo chciał…
Wiosenny chłód, który do tej pory przeszywał jego ciało ustał zupełnie nagle gdy wyciągnęła do niego dłoń. Wierzchem dotknęła jego pokrytą szczeciną policzka, który od razu rozpromieniał na całe ciało poczuciem bezbrzeżnej ulgi. Westchnął. Zebrał się w sobie. Z trudem podniósł wzrok wyżej. Z premedytacją zapominając, że jej tu nie ma. Chcąc chociaż w tym majaku dostrzec jej twarz… Przypomnieć sobie...
Raptownie cofnęła rękę i zasłoniwszy się nią, odwróciła się bokiem.
- Wiesz Mikkelu, gdybyśmy … - zaczęła, a głos jej drżał – gdybyśmy mieli nigdy… - Przerwała. Nie mogła znaleźć słów dla wyrażenia jakiejś na pozór prostej rzeczy. Co ją oczywiście zezłościło – Zawsze wiesz, co robić. Myślałam z pójdziesz, a ty zostałeś i dzięki temu Belgo i ja żyjemy. Dziękuję.
Ale to nie był koniec wypowiedzi. Wiedział o tym. Pamiętał. Skądś. I pamiętał, że nie chciał słyszeć tego co później.
- …Fanny, nie… - poruszył niemal bezgłośnie ustami.
Fanny jeszcze chwilę się wahała i w końcu ściszonym głosem, tak, że nie był już pewien, czy to naprawdę jej głos, czy tylko jego echo dudniące we własnej głowie, dokończyła.
- A ja, bardziej niż Mrocznej Puszczy boję się, że nie rozpoznam, czy … czy kiedy robisz to, co słuszne, robisz to, czego pragniesz.
Zebrał się w sobie, podparł ramionami i uniósł na nich.
- Nie… proszę Cię…
Dłoń rycerza natrafiła na jakiś obmyty kawałek gałęzi i ześlizgnęła się po niej pozbawiając go równowagi. Znów runął na piach. A gdy ponownie otworzył oczy, był sam. Półnagi, zziębnięty i ze szczętem wyzuty. Nawet nie z siły. Ze swojej dalijskości. Odarty z resztek zbroi jakie zostały mu po ostatniej zimie.
Słońce chyliło się już ku zachodowi.
Ryknął w bezsilnej złości i zaczął okładać piach pięściami. Raz, drugi, trzeci, pokrzykując przy tym wściekle. Złapał gałąź, na której się pośliznął i cisnął nią w szumiące spokojnie wierzby, których witki były Paniami wyspy i które już pokazały mu, że tak łatwo go stąd nie wypuszczą.
- No dalej! - warknął na drzewa - Czekacie na zmierzch? Mi już czekanie zbrzydło…
Stanął na równe nogi, podniósł klingę i ruszył wgłąb zarośli.

Śpiew dobiegł jego uszy nim zbliżył się do pierwszego drzewa. Przystanął. Nie dowierzał z początku. Ani swoim zmysłom ani tej wyspie. Mimo to rozejrzał się i rzeczywiście dostrzegł. Anduiną płynęła łódź, a właściwie dom. Zdziwiłby się pewnie gdyby nie to, że słyszał o takich domach. Ludzie Rzeki. Wieczni Wędrowcy, którzy ongiś przed Cieniem uciekli na szerokie wody Anduiny i tam już pozostali przemierzając ją wzdłuż i wszerz. Żywiąc się tym co dawała i swój kontakt ze światem ograniczając do drobnego handlu i rozrywki.
Podbiegł na skraj plaży, chwycił włócznię, która w ostatnich promieniach słońca niemal świeciła odbitym światłem i zamachał do łodzi.
- Ahoj!!! - krzyknął.
Skutku jednak nie przyniosło to żadnego. Załoga zdawała się śpiewać i bawić w najlepsze, a jego głos rozpływał się w tym szumie po tafli rzecznej. Łódź też, co było zrozumiałe, z premedytacją trzymała się z dala od wyspy.
Mikkel rzucił się do swoich juków wygrzebując z nich kolejne rzeczy, szukając tej jednej która mogła go teraz wyrwać z tej wyspy. Znalazł.
Bursztynowy gwizdek. Dźwięk był dla człowieka ledwie słyszalny, ale na rudzielca działał jak bicie w dzwony na alarm. Pozostało mieć nadzieję, że skorzy do zabaw rzeczniacy nie stronili od zwierząt domowych…

Dmuchnął mocno. Odczekał chwilę. Dmuchnął ponownie. Śpiew przerwało szczekanie. Zamachał do łodzi, która zaraz zmieniła kurs. Do wyspy jednak nie podpłynęła. Zamiast tego rzeczniacy opuścili szalupę, która niesiona prądem zbliżyła się od rzeki. Reszty dokonały wierzbowe witki ściągając ją na plażę. Mikkel podbiegł do łodzi i bez namysłu wrzucił do niej swój dobytek. Uzbroił się w maczetę, którą wrzucono do łodzi i dał znać, że można wyciągać...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline