Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2015, 22:11   #56
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Plac Zamkowy.
Syntyche Nekri.

Tłum skierowany w stronę kamienicy Darkberga rozstępował się przed nimi jak fale pod dziobem koraba. Kto nie usłyszał wołania Nekri to albo ustępował smagnięty biczem albo odrzucany był przez Charesa. Gdzieś tuż za nimi szli anakratoi. Nie oglądała się za siebie. Ale wiedziała, że tam są. Czuła ustępującą obok ciżbę. Słyszała pojedyncze stęknięcia, cichnący za nią tłum. Słyszała Białego, który w typowy dla niego sposób, rzucając mięsem wydawał krótkie rozkazy oddziałowi tagmatoi, który pętał się przy placu.

Wszystko szło gładko do czasu...

Bez większych problemów dotarli do wrót posiadłości Bezuchego. Chares złapał za kark buntownika, który w zapamiętaniu dobijał się do wierzei. Pchnął go na bramę. Mocno. Czaszka pękła z głuchym stukotem, wylewając brunatną substancję. Ktoś nie zdążył rzucić kamieniem, gdy bełt przeszył go z odległości zaledwie kilku metrów. Ktoś padł pod mieczem nerwowego tagmatosa. Wylani na Zamkowy mieszkańcy Skilthry zaczęli ustępować. Tumult cichł. Wśród prostego ludu nie znalazł się nikt, kto poprowadziłby ciżbę, kto pokierowałby jej ruchem. Anakratoi, chociaż w mniejszości, prezentowali siłę, której nikt nie chciał się sprzeciwić.

Wszystko szło gładko a później się spierdoliło.


Siedziba Darkberga.
Cyric, Garrosh, Parwiz

Czas zdawał się zatrzymać, gdy wyciągnięta dłoń niedoszłego mordercy wskazała tłustego kupca. Meresius patrzył oniemiały na drżący, oskarżający go paluch. Parwiz oniemiały patrzył na całą tą scenę i na bledszego jeszcze, tak mu się zdawało grubasa. Stolicznik zaśmiał się nerwowo, wprawiając dwa swoje podbródki w drżenie i wtedy, gdy archigos już zakrzyknąć miał do tagmatoi. Wtedy to się stało...

Przeraźliwie wysoki dźwięk rozdarł rzeczywistość, która rozsypała się w w nicość.

Dach kamienicy Darkberga.
Shar Srebrzysta.

Z dachu kamienicy, pochylona nisko, zza jednego z kominów widziała wszystko. Widziała przepoczwarzonych na placu, prowadzonych na długich łańcuchach. Widziała zamieszanie na krużganku. Chłopaka, w którego dłoni błysnął odbity promień słońca. Ciemnoskórego olbrzyma, który chwilę później go dopadł. Tłum, który się wokół nich zagęścił.

Widziała też kogoś z wynajętych kuglarzy który ośmielony spętanymi skrzywieńcami śmiało podszedł na wewnętrzny dziedziniec i bluzgał stworzeńcom. Widziała tagmatosów biegnących w jego kierunku, cyrkowca, w który złapał jakiś przedmiot i rzucił go w kierunku jednego ze stworzeńców. Widziała jak ten przedmiot wiruje w powietrzu, jak uderza o spętaną, półnagą postać, jak ta się prostuje, wygina unosząc do góry twarz a później ból rozdarł jej głowę na strzępy i straciła przytomność.

Plac Zamkowy.
Syntyche Nekri.

Wysoki, świdrujący, przeciągły świst, który wdarł się w jej czaszkę i zalał umysł pulsującą czerwienią sprawił, że odruchowo skuliła się w sobie. Gdy wybrzmiał i rozejrzała się wokół, zobaczyła, że większość ludzi na placu przytyka uszy dłońmi, chowa głowę w ramionach bądź leży na ziemi w pozycji embrionalnej. Część z nich, niepokojąco - nie ruszała się w ogóle. Jakiś chłopiec szarpał z płaczem nieruchomą kobietę. Ci nieliczni, którzy stali, rozglądali się wokół oszołomieni i chwiejnym krokiem starali się opuścić plac. Chares siedział blady, oparty o drzwi, patrząc na nią tępym wzrokiem. Z uszu płynęła mu brunatna wydzielina. Biały podszedł do niej niepewnym krokiem. Przyciskając palcami nos smarknął krwią na bruk.

- Ja pierdolę. Co to było?

Zza zamkniętej bramy prowadzącej na Darkbergową posiadłość dochodziły tylko mlaśnięcia jakby kilka dużych psów jednocześnie chłeptało wodę.

Siedziba Darkberga.
Garrosh.

Odzyskanie świadomości było jednym, wielkim cierpieniem. Nie słyszał nic, poza przeciągłym gwizdem, który jaśniał bólem tuż za oczami, lecz to co widział poprzez ten poblask przerażało...

Podniósł się z ciała niedoszłego zabójcy, na którego upadł tracąc przytomność. Wszyscy leżeli pokotem, jedni na drugich, plątanina ciał na całych krużgankach krwawiących z oczu, nosów i z uszu. Początkowo sądził, że nie żyją, lecz później zauważył, że ten i ów porusza się a kilka osób starało się podnieść. Fitzgerald był nieprzytomny, lecz oddychał płytko. Wielki wojownik podniósł się z trudem, na drżących nogach. Coś kazało mu podejść do balustrady. Na dziedzińcu Darkbergowej kamienicy, leżały ciała tagmatosów, którzy jeszcze chwilę wcześniej trzymali łańcuchy. W miejsce głowy ziała krwawa czerwona masa. Bruk lepił się od krwi. Czterech pokrzywieńców zamieniło plac w rzeź. Gołymi rękami rozszarpywali ciała nieprzytomnych tagmatoi i kuglarzy, którzy nie uciekli do kamienicy. Zatapiali zęby w szyję. Rozgryzali tętnice.

W podcieniach zauważył przytomnego, starszego tagmatoi z siwą brodą, który kulejąc na jedną nogę, popychał przed sobą dwóch innych, ledwie przytomnych w kierunku wejścia do kamienicy, na krużganki. Jeden z pokrzywieńców ryknął i rzucił się w ich stronę. Złapał jednego ze strażników, owinął łańcuch wokół jego szyi i ścisnął. Siwobrody, z tagmatosem zniknęli wewnątrz budynku, zatrzaskując i ryglując za sobą bramę.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline