Jayson "Godzilla" Atkinson - Pomiot Godzilli
Droga na złomowisko Jay'a
- O matko jak mnie takie typy wkurzają... - wycharczał przez zaciśnięte zęby Jay gdy ruszali po awanturze z bastetem.
- Normalnie jak nie trzaśniesz, nie czai, że się do niego gada na poważnie i serio... - pokręcił głową w końcu przestając się wgapiać w tylnym lusterku w sylwetkę Chris'a przy automacie komunikacji publicznej.
- Widać trzeba go trzaskać na powitanie by skumał, że się zaczyna o poważnych sprawach gadać. - podsumował swoje wnioski jakie wyniósł z właśnie zakończonej kłotni z bastetem.
- Ale kurwa! No chłopaki, mówię wam! Jak mi jebany sierściuch jeszcze raz przerwie albo zacznie zlewać jak ja do niego mówię to kurwa sam się prosi o łomot! - nie wytrzymał i aż uderzył ze złości w kierownicę gdy wyrzucił z siebie co mu leżało na wątrobie. Nie był tak opanowany i łagodny jak Steve to i nad takim zachowaniem jakie sprezentował mu właśnie kotołak nie mógł przejść do porządku dziennego.
- A jak coś zrobi któremuś z was to tak samo. Ostrzegałem go jakby co sami widzieliście. - olbrzym za kierownica spiął się i wyciągnął swoje długie nogi i ramiona jakby miał zamiar siłą swoich pleców odsunąć fotel do tyłu. Ale jak wyrzucił swoje, i za kierownicą KITT'a i zbliżając się do znajomego terenu stopniowo złość i wzburzenie mu przysychały. Choć nie ukrywał, że kotołak zalazł mu za skórę i na pewno o tym nie zapomni ani dziś ani jutro ani nie wiadomo czy kiedykolwiek.
Złomowisko Jay'a
- Angie! Heeej, ślicznotko wreszcie do nas wróciłaś! - na złomowisku czekała ich miła niespodzianka. Na jej widok od razu się rozpogodził ciesząc się, że Muszkieterzy znów są w komplecie. Ale wieści jakie im sprzedała nie były zbyt wesołe a troska o kumpelę i robota do której zagnał ich Steve znacznie przytłoczyły złość na kotołaka. Dlatego gdy już tym razem turkusowym KITT'em pędzili na kwadrat gdzie mieli być młodzi i spotkanie był już skupiony na tym co ich czeka. Robota pozwoliła mu nieco spojrzeć z dalszej perspektywy i uznał, że nie warto się uzalac nad sobą z powodu jakiegoś sierściucha choć nie omieszkał poskarżyć się blondynie, że Chris go wkurzył po drodze niepomiernie. Ale detale zostawił na inna okazję.
Safe House
- Uuu, nieźle oberwałeś. Ale spoko, Steve się zaraz tym zajmie. Czasem jak coś z KITT'em odwalimy i trzeba cos potem palnikiem przyspawać... Eee... Znaczy się Steve się zna więc będzie spoko. - przywitał się z pozostałymi członkami grupy. Gdy wszedł do środka widział już jak jego kumpel zajmuje się ranami Bill'a a więc i same rany. Chciał więc dodać jakoś otuchy skoro fizycznie nie mógł pomóc ale się zająknął przy palnikach. Steve na pewno był mistrzem Miami albo i całej Florydy w posługiwaniu się tym narzędziem ale dopiero jak powiedział na głos zorientował się, że palnik i opatrywanie ran może zostać trochę źle zrozumiane więc spróbował jakoż wybrnąć z wtopy.
- A ty Cas? Jak się czujesz? Jesteś cała? Słuchajcie cieszę się, że udało wam się wrócić. - rzekł do drugiej uczestniczki akcji w umbrze lustrując ją przy okazji jak ona wygląda i się trzyma.
- Marcus? Co u ciebie? Miałeś jakieś przygody? - na koniec spytał drugiego wilkołaka bo niezbyt się orientował co się u niego działo od ostatniego spotkania a w końcu to on zwołał te spotkanie. Wszyscy pewnie mieli do pogadania a i szykował się im grubszy numer więc trzeba było się przygotować by nie leźć na głupa i w ciemno.