Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-11-2015, 01:10   #391
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Jayson "Godzilla" Atkinson - Pomiot Godzilli



Droga na złomowisko Jay'a

- O matko jak mnie takie typy wkurzają... - wycharczał przez zaciśnięte zęby Jay gdy ruszali po awanturze z bastetem. - Normalnie jak nie trzaśniesz, nie czai, że się do niego gada na poważnie i serio... - pokręcił głową w końcu przestając się wgapiać w tylnym lusterku w sylwetkę Chris'a przy automacie komunikacji publicznej. - Widać trzeba go trzaskać na powitanie by skumał, że się zaczyna o poważnych sprawach gadać. - podsumował swoje wnioski jakie wyniósł z właśnie zakończonej kłotni z bastetem.

- Ale kurwa! No chłopaki, mówię wam! Jak mi jebany sierściuch jeszcze raz przerwie albo zacznie zlewać jak ja do niego mówię to kurwa sam się prosi o łomot! - nie wytrzymał i aż uderzył ze złości w kierownicę gdy wyrzucił z siebie co mu leżało na wątrobie. Nie był tak opanowany i łagodny jak Steve to i nad takim zachowaniem jakie sprezentował mu właśnie kotołak nie mógł przejść do porządku dziennego. - A jak coś zrobi któremuś z was to tak samo. Ostrzegałem go jakby co sami widzieliście. - olbrzym za kierownica spiął się i wyciągnął swoje długie nogi i ramiona jakby miał zamiar siłą swoich pleców odsunąć fotel do tyłu. Ale jak wyrzucił swoje, i za kierownicą KITT'a i zbliżając się do znajomego terenu stopniowo złość i wzburzenie mu przysychały. Choć nie ukrywał, że kotołak zalazł mu za skórę i na pewno o tym nie zapomni ani dziś ani jutro ani nie wiadomo czy kiedykolwiek.


Złomowisko Jay'a



- Angie! Heeej, ślicznotko wreszcie do nas wróciłaś! - na złomowisku czekała ich miła niespodzianka. Na jej widok od razu się rozpogodził ciesząc się, że Muszkieterzy znów są w komplecie. Ale wieści jakie im sprzedała nie były zbyt wesołe a troska o kumpelę i robota do której zagnał ich Steve znacznie przytłoczyły złość na kotołaka. Dlatego gdy już tym razem turkusowym KITT'em pędzili na kwadrat gdzie mieli być młodzi i spotkanie był już skupiony na tym co ich czeka. Robota pozwoliła mu nieco spojrzeć z dalszej perspektywy i uznał, że nie warto się uzalac nad sobą z powodu jakiegoś sierściucha choć nie omieszkał poskarżyć się blondynie, że Chris go wkurzył po drodze niepomiernie. Ale detale zostawił na inna okazję.



Safe House



- Uuu, nieźle oberwałeś. Ale spoko, Steve się zaraz tym zajmie. Czasem jak coś z KITT'em odwalimy i trzeba cos potem palnikiem przyspawać... Eee... Znaczy się Steve się zna więc będzie spoko. - przywitał się z pozostałymi członkami grupy. Gdy wszedł do środka widział już jak jego kumpel zajmuje się ranami Bill'a a więc i same rany. Chciał więc dodać jakoś otuchy skoro fizycznie nie mógł pomóc ale się zająknął przy palnikach. Steve na pewno był mistrzem Miami albo i całej Florydy w posługiwaniu się tym narzędziem ale dopiero jak powiedział na głos zorientował się, że palnik i opatrywanie ran może zostać trochę źle zrozumiane więc spróbował jakoż wybrnąć z wtopy.

- A ty Cas? Jak się czujesz? Jesteś cała? Słuchajcie cieszę się, że udało wam się wrócić. - rzekł do drugiej uczestniczki akcji w umbrze lustrując ją przy okazji jak ona wygląda i się trzyma.

- Marcus? Co u ciebie? Miałeś jakieś przygody? - na koniec spytał drugiego wilkołaka bo niezbyt się orientował co się u niego działo od ostatniego spotkania a w końcu to on zwołał te spotkanie. Wszyscy pewnie mieli do pogadania a i szykował się im grubszy numer więc trzeba było się przygotować by nie leźć na głupa i w ciemno.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-11-2015, 11:18   #392
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Bill wyszedł z łazienki w ubraniu sztywnym od zaschniętej krwi, która co chwila osypywała się z niego niczym tynk w starym budynku. Jego krok był raczej chwiejny, widać było, że nie zna się na opatrunkach obwiązał sobie plecy tak mocno, że ledwo mógł oddychać, ale rzeczywiście przestał "przeciekać z ran".

Gaia widać sprzyjała głupim, bo udało mu się doczłapać do fotela bez padania na pysk i zaczął wcinać jajecznice z pajdą chleba prezentując, co w praktyce oznacza "głodny jak wilk".
- Dzięki, Cassey pyszne żarełko od razu poprawia humor - Powiedział pięć minut po rozpoczęciu posiłku.

Pokiwał głową na słowa Wypłosza i Jaya, po czym z uśmiechem stwierdził - Rób, co możesz, jeżeli trzeba z użyciem palnika. Twardy jestem wytrzymam ostatni raz taki wpierdol to dostałem jak miałem z osiem lat i podskakiwałem starszym w bidulu, ale odkąd uruchomiło się wilcze leczenie nie miałem z tym żadnych problemów. Cass zrobiła wczoraj, co mogła, ale te rany się jakoś paprzą, rozwaliłem te jej szwy z wczoraj, bo musiałem wrócić do ludzkiej postaci żeby z wami pogadać - Wyjaśnił nieco rozwlekle.

- Nie spodziewam się cudów do walki się pewnie nie nadam, ale tym się zajmie Jay Jakbyście wzięli mnie ze sobą to wciąż mogę węszyć, wypatrywać gniew rozmówców no i mam we łbie taki szósty zmysł, co ostrzega mnie przed zagrożeniem. Nie mam czasu na chorobowe

Kiedy pojawiło się nieuniknione pytanie o powód jego ran radosny do tej pory Arnul posmutniał - Zgodnie, z czym co ustaliliśmy sprawdziliśmy Umbrę wokół miejsca, co smarki zginęły, ale nic tam nie było żadnych duchów spotkaliśmy tylko jedną zmorę, więc podążyliśmy jej śladem ja w formie bojowej, bo miałem robić za ochronę. Zmora zaprowadziła nas przed instytut, elficy który w Umbrze wygląda jak coś wyjętego z pieprzonego horroru i tam zjadł ją gigantyczny pająk, który chyba pilnował wejścia. Jacob zagadał robaka a nasza kruczyca poleciała na przeszpiegi - Wilkołak przerwał na chwilę, zanim podjął wątek ciężko westchnął.

- Pajęcze bydle było nawet inteligentne chyba, bo Jakie z nim rozejm wynegocjował. Ale Cassey zaczęła drzeć się o pomoc jakby ktoś ją obdzierał ze skóry Jacob rzucił się do walki i kazał mi ratować młodą za wszelką cenę to były jego ostatnie słowa... - Bill przerwał i w napadzie wściekłości uderzył fotel, po czym wypluł z siebie całkiem barwną wiązankę przekleństw.

- Zawaliłem po całości! To Jacob powinien ją ratować a ja powinienem tam walczyć z pająkiem i zdechnąć za stado w razie potrzeby! Jestem CHOLERNYM POMIOTEM FENRISA i Arhunem! To nasz obowiązek żeby zdychać na polu walki! - Bill poczuł jak ogarnia go furia mięśnie powiększyły się i rozerwały bandaże oraz ubrania a oczy zaczynała mu przysłaniać czerwona mgła...

~USPOKÓJ SIĘ SZCZENIAKU!!!~ - Ryknął w jego głowie wujek Arnul, co podziałało jak zimny prysznic wściekłość zmieniła się w smutek a z jego oczu popłynęły łzy.

Sam siebie strzelił dwa razy w twarz z liścia i wytarł zaczerwienioną mordę kawałkiem bluzy zostawiając wzdłuż policzka ślad własnej krwi jak indiańskie barwy bojowe - Już jestem spokojny - Oznajmił bezbarwnym głosem w duchu dziękując przodkom za ich wsparcie.

- Wtedy wydawało się, że Cass jest w większym niebezpieczeństwie niż wilkołak atakowała ją jakaś potworniasta pielęgniara. Pochwyciłem dziewczynę żeby osłonić ją przed atakiem i jedną ręką spróbowałem trafić pigułę, ale odwinęła się i wytrąciła mi z ręki Cassey, młoda straciła przytomność, Jacob wydał z siebie ostatnie tchnienie a w drzewo obok mnie walną pierun... - Młody wilkołak zamilkł po raz drugi.

- Uwierzycie mi niczego w swoim życiu nie pragnąłem bardziej niż oddać się furii i rozerwać potworzyce i pająka na strzępy. Ale Przodkowie w swej mądrości mnie powstrzymali. Po pierwsze, dlatego że nie mam prawa sprzeniewierzać się ostatniej woli zmarłego towarzysza, po drugie, dlatego że nie wiemy czy przeciwnicy są tam z woli Kingston czy nie a za chwile może się zaroić tam od cholernych zaalarmowanych Fey więc zamiast się bronić chwyciłem nieprzytomną i przeskoczyłem przez murek, kiedy pizda w czepku szatkowała mi plecy, ledwo się ruszałem a musiałem nieść młodą więc nie mogłem nawet próbować odzyskać ciała Jacka - Spuścił smętnie głowę.

- Dałem, Cassey ten Bondowski telefon, co mi kazaliście z niego dzwonić, że niby bezpieczny, ale cholerstwo przestało działać. Spotkaliśmy jeszcze jakąś wampirzyce, która nas podwiozła - Dodał jakby od niechcenia.

- Ja wiem, że szukanie młodych jest najważniejsze, ale bardzo mi zależy żeby Dowiedzieć się czy Piguła i Pajęczak to zwierzaki, Sookie jeżeli to możliwe zabić je a co najważniejsze odzyskać zwłoki Jacoba o odprawić nad nimi rytuał przejścia duszy. Niestety go nie znam, więc potrzebuje się albo nauczyć albo znaleźć kogoś, kto zna... Wiem, że był z rozjemcami kilka godzin, ale był członkiem stada i musimy to dla niego zrobić - Oznajmił.

Nagle sobie o czymś przypomniał - Ktoś powinien pojechać do Czarnych Furii je przepytać żeby nikt nie mówił, że Rozjemcy są ten tego... "stronnicy?" - Nie był do końca pewien słowa. - Ja się nie nadaje bo nienawidzą Pomiotów i facetów w ogóle... Szkoda że Jacoba już z nami nie ma... Może niech pójdą nasze dziewczyny a do pomocy wezmą Marcusa albo Chrisa ? Bo jeden to wilk a drugi wygadany na Jaya chyba by nie zareagowały za dobrze nie jestem pewien co do Steva... Ona dziwne są takie.- Zastanawiał się na głos.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 18-11-2015 o 11:50.
Brilchan jest offline  
Stary 18-11-2015, 12:34   #393
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Cas siedziała na parapecie zaledwie jednym uchem słuchając zgromadzonych mężczyzn. I myślała.
Na chu.... cholerę Adrian wysłał taką ekipę na poszukiwania jakieś dwójki niewiadomokogo? Jakaś laska i jej facet zaginęli i nagle tworzy na to międzyrasową kuwa jego mać ekipę pieprzonych błędnych rycerzy? Przecież to nie ma żadnego sensu. Nagle się okazuje, że w to wplątani są fomorzy, fomorowie, fomory? A pies im mordy lizał jak się to odmienia. Do tego nagłe zaciekawienie z zewnątrz, porypane wróżki, robiące jakieś przekręty u siebie na podwórku plus pieprzone grecki Furie. Za chu... cholere nie rozumiem o co tu chodzi. Jak to się wszystko ma tej zaginionej dwójki?
Im bardzej dumała, tym bardziej wkurzona była na Adriana. Taki z niego cwaniak i twardziel, ale żyje jakimiś pieprzonymi mżonkami, kuwa Utopią. A w dodatku znowu czuła, że traci tę niewielką kontrolę, jaką udało jej się załapać w końcu po śmierci rodziny. Śmierć Jacoba, rany Billa. I to wszystko przez kogo? Przez imć jego wysokość. Cassey nieco podświadomie czuła, że to nie do końca prawda, ale teraz to nie było ważne. "Kto to wogóle jest? Dlaczego niby mam go słuchać? Ani ja garou ani on corax."
Coraz bardziej się napuszała, czupurniała i nabzdyczała na parapecie, kręcąc się i przekrzywiając głowę co i raz na boki jakby nasłuchując czegoś. W końcu prowadziła wewnętrzny monolog. Głupio by było nie słuchać samej siebie. Poruszyła parę razy nerwowo ramionami i w końcu wbiła zadziornie ręce w bluzę z gniewnym wyrazem na buzi. Oczka groźnie łypały spod nastroszonej grzywki.
- "Już ja mu nagadam!" – obiecała sobie.

Pytanie Jaya wyrwało ją nieco ze skupienia:
- Co? Ta, wszystko ok. – powiedziała roztargnionym tonem – Numer telefonu do tej wampirzycy to... – podała Wypłoszowi – może warto sprawdzić. Chociaż i tak pewnie lewy. Tak jak jej van. – Cassey opisała van i podała nr rejestracyjny. – Ta wampirzyca niby bezklanowiec. Ale cholera ją tam wie. Strasznie ciekawska była. Wypytywała co szeregowcy sądzą o układzie w mieście.
Zamilkła.
- A wogóle to w tym instytucie ostro nie gra. – wybuchła – wokół niego też, zero duchów, zmor. Pająk pilnuje instytutu ale raczej nie jest elfi. Nie właził przez mur wokół instytutu. Za dużo nitek porozplatanych w cholere w Umbre. Telefony padły i do nikogo nie można się było dodzwonić.
Znowu zamilkła.
 
corax jest offline  
Stary 18-11-2015, 12:44   #394
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Marcus, oparty o ścianę, przywitał się z przybyłymi zdawkowym - Siema. - widać że nie był w najlepszym humorze.
- Bill najprawdopodobniej na tydzień jest wyłączony z gry, i to tylko pod warunkiem że będziesz leżał na dupsku, w formie Pana Hyda, Crinos albo Hispo. Inaczej się nie wyliżesz z tych ran. Nie znam się na medycynie ale widziałem kilka razy takie przypadki kiedy pomagałem…. mojej Mentorce. No chyba że ktoś tu umie leczyć dotykiem.

Na wieści o firmie przewozowej i fomorze jeszcze bardziej sposępniał, do tego Bill opowiedział co dokładniej się stało w Umbrze. “Że też mię kurwa z nimi nie było” teraz tego żałował.

Zrobił kilka kroków do przodu żeby lepiej go słyszeli.
- Słyszałem że jakieś pijawy spoza miasta nas w nocy zaatakowały i to całkiem sprawnie, oddział alfa - "Ale to śmiesznie brzmi" - został nawet ranny na tyle że potrzebowali opieki szamanów. Ja sprawdziłem informacje o tym pająku, i o sposobach tropienia w Umbrze. Pająk rzeczywiście może być inteligenty, chociaż ponoć jakoś dziwnie, można z nim się spróbować dogadać, najprędzej ponoć zrobili by to jacyś Wirtualni Adepci, magowie, ale nie ma żadnego w Miami, ewentualnie można spróbować dogadać się z Tubylcami Betonu żeby z nim pogadali, też podobno czasem korzystają z usług tych duchów. Co do tropienia, można próbować samemu, ale trzeba się na tym znać, bo to w chuj trudne i można się samemu zgubić, można też poprosić duchy żeby nam w tym pomogły. Ktoś z was może Skakać w bok, poza mną i Billem? - odwrócił się twarzą do ściany - A zapomniał bym… - odwrócił profilem twarz w stronę środka pokoju - Miałem nieprzyjemne spotkanie z tym chujem Marvem, nie wiem skąd ale dowiedział się że byłem w porcie dwie noce temu. Dziad dał mi spokój jak dowiedział się co dokładnie tam robiłem, spokojnie mówiłem mu tylko o sobie, nic o was, ale nie wiem czy nie będzie się teraz nadmiernie mną interesował.
Na wspomnienie o spotkaniu z Marvem nie wytrzymał, porażki na prawie każdym kroku (a przynajmniej nie wielkie postępy), śmierć Jacoba, i poważnie ranny Bill, nawet pijawki, i jeszcze czepiająca się byle Małpa. Uderzył pięścią w ścianę posypując kilka kawałków tynku na ziemię. - KURWA! Dlaczego wszędzie same trudności?! Dlaczego kurwa wybrał mnie a nie kogoś bardziej kompetentnego?! Dlaczego na każdym kroku dostajemy po dupie?! - “Rozszarpie go. Wyrwę mu serce i je wpierdolę. Nic z chuja nie zostanie. Zajebie skurwysyna.” Szał powoli zaczynał się przelewać w nim, mięśnie się napięły, musiał się wyładować, przekleństwo Garou dawało o sobie znać “Powinieneś się trochę uspokoić, nie lecieć z pięściami na wszytko. Szkoła już się skończyła...” rozbrzmiały mu w głowię słowa Eileen, dzięki nim, udało mu się uspokoić. Odwrócił się spowrotem do wszystkich.
- Sorki za ten wybuch. Według mnie, od teraz nie powinniśmy się rozdzielać idąc na spytki, czy na akcje, czy gdziekolwiek indziej nie licząc kibla, czy domów. Jak widać oddzielnie jesteśmy leszcze, i wszyscy nami pomiatają, niech spróbują kiedy wszyscy jesteśmy razem. - “Nie pozwolę żeby ta Watah więcej ucierpiała” popatrzył się po wszystkich.
 

Ostatnio edytowane przez Raist2 : 18-11-2015 o 12:56. Powód: Dostosowanie posta do Cas oraz dołożenie info.
Raist2 jest offline  
Stary 18-11-2015, 13:13   #395
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Bill pokiwał głową - Dobry pomysł, trzeba się trzymać razem najlepiej postawić na nogi tą ciężarówkę ze złomowiska i jeździć w dwa wozy. Co do tych ran to nie wiem goją się jak na małpię a ja nie mogę sobie pozwolić żeby leżeć na dupie. Tak jak mówiłem mam kilka innych talentów po za walką nikomu nie będę zawadzał.

- Taa, teraz to trzeba ustalić jakiś raport dla Szefa i kto mu to powie. Trzeba by też się odezwać do Slada żeby dowiedzieć się czy ta ciekawska z ciężarówki faktycznie dostała jego zgodę czy to może ta zdzira co wrobiła Glii i Sinclera w szambo i trzeba coś zrobić z Umbrą bo nie można tak obrażać świata Duchów.
 
Brilchan jest offline  
Stary 18-11-2015, 13:25   #396
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Hialeah Gardens Police Department
Kocie dary wielokrotnie ratowały Chrisa z opresji lub pomagały przełamać “pierwsze lody” w kontaktach ze śmiertelnikami, a czasem i z niektórymi nadnaturalami w Miami. Tu aura kociej magii wystarczyła aby wzbudzić w patrolu litość i ograniczyć pytania wybawców z opresji do minimum. Co prawda trochę przedobrzył, bo gliniarze przejęci lekko soczystym wpierdolem jaki kotołak obskoczył od ‘złodziei’, chcieli prawie na siłę zabrać go do szpitala. Dopiero solenne zapewnienia, że zasadniczo trochę boli, ale nic mu nie jest i większe manta obrywał od swej świętej pamięci babci, poskutkowały przewiezieniem go na komisariat.

Nie było jednak zmiłuj i swoje odczekać na posterunku musiał siedząc z gazą przyciśniętą do czoła, dzięki czemu krew nie zalewała mu oka i cokolwiek widział. Gdy przyszła jego kolej na składanie zeznań, oficera bardzo zaciekawiła kwestia ukradzionego pistoletu półautomatycznego typu Beretta. Wprawdzie Floryda charakteryzowała się jednymi z najliberalniejszych praw stanowych dotyczących broni osobistej - to pewne pytania paść musiały. Chris bez mrugnięcia okiem wyjaśnił, że niósł uszkodzonego gnata do rusznikarza, bo przecież normalnie ani pomyślałby o tym żeby z pistoletem po ulicy chodzić. Oficer obrzucił wzrokiem porwaną kurtkę motocyklowego gangu, ale robienie go w konia przełknął godnie, wszak dowodów na zadawany mu kłam nie miał, a i samo chodzenie z bronią ukrytą zakazane nie było. Jedynie temperatura przesłuchania spadła o dobre kilka stopni i kolejne pytania stały się bardziej upierdliwe.
Kłopot z potwierdzeniem danych wobec utraty dokumentów był tylko teoretyczny. Oficer nawet nie pytał czy Chris jest notowany, potwierdzenie tożsamości za pomocą odcisków palców zarządził od razu. Cóż za niespodzianka, nie mylił się. Przesłuchiwany oczywiście notowany w policyjnej bazie był (żeby raz!), choć ku zawodowi policjanta (mógłby przecież radośnie pociągnąć temat broni osobistej) - był on niekarany.

Zanim jednak do tego doszło i wyniki daktyloskopii wylądowały na biurku, kotołak drzemał w poczekalni czekając na sprawdzanie tożsamości. Wtedy to na posterunek wpadł Doug przytomnie zostawiając wsparcie (Steva i Colina, największych gabarytowo sukinsynów z Cheshirers) na zewnątrz. Tak jak brat go prosił przybył z paszportem basteta który ten uczynnie zaniósł dyżurnemu.
W podziękowaniu nagrodzony został soczystą wiązanką i okraszonym kilkoma epitetami pytaniem czemu nie powiedział, że dokumenty lada chwila będą i zawracanie dupy z daktyloskopią nie jest potrzebne. Znów się ochłodziło, zaświadczenia zgłoszenia kradzieży komórki, pistoletu, kilku dokumentów i kart kredytowych Chris jednak w końcu otrzymał.
Gdy uprzejmie poprosił jeszcze o kartkę papieru i długopis kazano mu spieprzać, choć rzeczone fanty dano dla świętego spokoju.


* * *

- Jedziemy do Suicide? - spytał Doug, gdy wyszli na zewnątrz i podeszli do obu wielkich bikerów stojących przy motocyklach.
Okazało się, że maszyny są trzy, Chris ucieszył się widząc, że pod starbucksem nie stracił do tego wszystkiego jeszcze środka transportu.
- Nie, muszę jeszcze załatwić parę spraw, a się śpieszę. - Chris pokręcił głową i skrzywił się, bolało.
- Popieprzyło cię? Jakich spraw, spójrz jak ty wyglądasz, przecież ty się ledwo na nogach trzymasz.
- I o to chodzi! - Chris błysnął czerwienią zębów w uśmiechu, w jedynym widocznym oku pokazał się triumfalny błysk.
- Dobra, Steve, bierz go na motor, majaczy. - Colin postanowił przerwać ten absurd.
- Zostawcie mnie. AuaaAA!! - wydarł się kotołak, gdy oba wielkoludy chcąc unieść go naruszyły ulotne status quo jego zmaltretowanych kości, mięśni i organów wewnętrznych.
- W bankach, urzędach, wszędzie kolejki - wyjaśnił masując lekko żebra gdy go jednak puścili. - Muszę kartę telefoniczną zduplikować, karty bankomatowe. Krwawię, śmierdzę, prawie nie żyję, kto mi każe w kolejce czekać.
- No coś w tym jest. - Colin kiwnął głową.
- Jak wcześniej nie wyciągniesz kopyt w tym stanie. - Doug był bardziej sceptyczny.
- Z pewnością wyciągnie jak spróbuje twierdzić, że jedzie na swoim motorze. Sam go wtedy zajebię. Jedź jego maszyną Doug ja wezmę go na Leslie. - rzekł Steve zakładając kask.
Bastet nie oponował.
- Gdzie najbliższy Driver License Office? - spytał.
Sam nie myślał w aktualnym stanie zbyt prędko.
- Tu w Hialeach, obok autostrady, tuż przy wylocie na bagna obok 138 północno-zachodniej - przytomnie odpowiedział za to Doug.
- Chris, po drodze będzie chyba miejsce gdzie cię obili. - Steve wyłamał sobie lekko palce. - Skoczymy?
- Nie, nie ma czasu, a tamtym chłopakom powinienem podziękować.
Colin spojrzał na pozostałych i niedwuznacznie pokręcił palcem przy skroni.
- Musisz się położyć Chris. - Potężny jednooki biker zgodził się z diagnozą kumpla. - Koniecznie.
Kotołak zbył to.
- Wypłoszowi obiecałem, że jak najszybciej podjadę do Adrianowej ekipy. Doug tu masz upoważnienie, skocz wyrobić mi duplikat prawka, zabierz tymczasowy dokument potwierdzający wyrabianie dokumentu i podrzuć do Sweet. My skoczymy do AT&T i do banku.
- Ok brat. - Doug wsiadł na motor i założył kask. - To ty masz prawko? Co za debil ci dał? - rzucił odwracając się tuż przed tym zanim ruszył. Wyciągniętego palca kotołaka już nie zobaczył.

Sweet Suicide
Plan Chrisa nie powiódł się w pełni.
Jeżeli chodzi o punkt operatora AT&T kolejki prawie nie było i kartę z odnowionym numerem komórkowym załatwili zatem szybko. Schody zaczęły się w banku gdzie z miejsca pokrwawiony i obszarpany Chris został wyrzucony za drzwi. Wprawdzie gmach Bank of America przy Flagler Street był zaledwie dwie przecznice od Suicide, to Chris uparł się i Steve z Colinem znów zaczęli rozpatrywać wsadzenie go siłą na motor by zawieźć do klubu.
Awantura nabierała na mocy i lada chwila mógł zainteresować się tym patrol policji, przed bank wyszedł nawet jeden z managerów grożąc wprost zadzwonieniem po interwencję.
Chris prychając jak kot obrażony na cały świat odwrócił się na pięcie kierując się do motocyklów. Prawie zabijając się przy tym na szerokich schodach.

W Klubie przy barze siedzieli grając w karty: jak zawsze rozsiewający klimat angielskiej arystokracji Winston, oraz Jackson, Patrick i Harvie. Fanny stał/a za kontuarem przymierzając się do malowania paznokci. Krytycznie wybierał/a odcienie, zazwyczaj to trwało.
Przy scenie, otyły “Fat” Clarckson siłował się z głośnikami.
Wszyscy widząc w jakim stanie wchodzi Chris zaniemówili i zamierając w bezruchu śledzili tylko swego vice chwiejnym krokiem kulającego się do schodów. Tylko Patrick wyłamał się wykorzystując sytuację i zaglądając w karty Winstonowi. Oprócz Patricka nie zwróciła na wejście basteta uwagi również ruda dziewczyna siedząca przy jednym ze stołów, a właściwie drzemiąca na nim z głową na blacie. Kotołak machnął tylko ręką, że na razie nie chce o niczym gadać i zaczął wspinaczkę po schodach. Był wkurwiony sytuacją z bankiem do tego stopnia, że całe towarzystwo siedziało w ciszy i bezruchu, nie próbując oferować pomocy. Żywiołów wszak budzić nie należy. Steve i Colin podeszli do baru cicho wyjaśniając sytuację reszcie.

Chris po wejściu do swego pokoju położył na biurku duplikat karty sim, papierosy, zapalniczkę, poniszczone sygnety i teczkę z dokumentacją przyjęcia zgłoszenia policyjnego, po czym od razu skierował się pod prysznic nawet nie zdejmując dżinsów i kurtki. Ciepła woda spływając po nim zaczęła mocno czerwienić brodzik, a on stał tak przez dłuższą chwilę nawet się nie poruszając.
Najpierw zdjął podartą kurtkę i oczyścił ją nieco po czym rzucił na kosz do prania, w końcu zaczął zdejmować dżinsy. O mało się przy tym nie zabił stojąc w śliskim brodziku, a kilka ran, obić i stłuczeń odezwało się palącym bólem. Spod gorącej strugi wyszedł dopiero po piętnastu minutach nie zawracając sobie głowy ręcznikiem. Skierował się do pokoju ale jeszcze w łazience jego mięśnie nabrzmiały a skóra zaczęła porastać mu futrem. Koło łóżka zwalił się już jako ogromna kocio-ludzka hybryda. Zwinął się w kłębek i leżał tak przez kwadrans jak zmięta i wypluta włochata szmata.

Wkrótce później owinięty w ręcznik siedział przy biurku grzebiąc wśród telefonów w szufladzie biurka, w końcu wyjął jeden i włożył do niego kartę SIM. Odpalił laptopa zgrywając kontakty z niego na komórkę z bakupu poprzez łącze USB. Zdał sobie sprawę, że kilka kontaktów stracił bezpowrotnie i to nie tylko do “Rozjemców”. Uaktualnianie kopii zapasowej kontaktów raz na tydzień albo i rzadziej w końcu zemścić się musiało.
Wstał i przeciągnął się, po ranach i obiciach nie pozostało ani śladu, ubrał się w czyste rzeczy i po chwili wahania wziął podarta i mokrą kurtkę. Myślał, że najgorsze za nim.
Mylił się.


* * *
    • - Chris, zajrzyj na chwilę. - Usłyszał głos wuja, prezydenta Cheshirers, gdy mijał jego uchylone drzwi.
      Westchnął.
      Wszedł.
      - Słyszałem o “Marchewie”, co masz zamiar z tym zrobić?
      - Nie wiem, później. Mam masę roboty.
      - Masz. Musisz to ogarnąć.
      - Mam przeliterować? Mam masę roboty, nie mam teraz czasu.
      Shaun rąbnął pięścią w biurko.
      - Do kurwy nędzy Chris, ogarnij się! Słyszałem, że sprawa jest poważna, a jeszcze w całym mieście dom wariatów. Ty zaś będziesz popieprzał gdzie pośle cię ten frajer z Indian Creek? Chłopaki cię potrzebują.
      - Shaun, to co grozi nam przez Marchewę i ból dup mundurowych w całym mieście, jest niczym przy…
      - Jest ważne o tyle, byś pokazał zaangażowanie.
      - Wszyscy chcą mojego zaangażowania. - Chris odchylił się w fotelu i bezsilnie spojrzał na sufit.
      - Ale nie wszystkim jesteś je winny tak samo.
      - Zajmę się tym. - Kotołak podniósł się ciężko. - Ale naprawę liczę, że nie zostawisz wszystkiego na moim łbie wujek.
      - Jest bardzo źle?
      - W skali od 1 do 10?
      - Mhm.
      - Pierdyliard. - Chris skierował się ku drzwiom. - Zadzwonię do Amandy, zobaczymy co ustaliła.
      - Po śmierci Keitha robiłeś wszystko by nie zająć jego miejsca, w prezydenturę wrobiłeś mnie. To teraz będziesz robił co każę, zajmij się sprawą Marchewy. Chcesz przy tym lizać dupę wilkowi - proszę, wykaż się w takim razie większą kreatywnością w organizacji czasu.
      Chris trzasnął drzwiami.

* * *
    • Na ekranie przewijały się informacje jakie udało się skompletować względem Electronic Inc. Nie było tego dużo, to była jakaś pieprzona twierdza i to nie tylko jako budowala. Informacyjnie też.
      Telefon wyrwał go z zadumy.
      - Hallo?
      - Dzwoniłam do ciebie wcześniej, komórka padła? - pantera miała coś takiego w głosie, zmysłowość?
      - No coś w tym stylu. - Chris nie ciągnął tematu. - Miałem do ciebie dzwonić, co z Marchewą? Dobre wieści?
      - Tak i nie, dwie info, która najpierw?
      - Dobra, bardzo dziś potrzebuję dobrych info Amanda.
      - Zaczyna kontaktować. Wiem gdzie rwał tą laskę co go naćpała. Cafe 27’ North US Hwy 27, Weston. Potem biała plama. Przypadkiem słyszałam jak lekarz mówił policjantowi, że w różnych szpitalach pojawiło się parę przypadków z taką amnezją. Też z halucynogenami i też od jakiegoś momentu. I gadali o jakieś Pani czy Królowej.
      - Świetnie, dzięki.
      - I tu dobre wiadomości się kończą. Dowody są niezbite, nie znajdziesz czegoś uniewinniającego to Kevin skończy w więzieniu. Innego wyroku nie przewiduję.
      - Czyli jest źle.
      - Tak.
      - Chwilowa niepoczytalność?
      - Marna linia obrony.
      - A jakby udowodnić, że ktoś go naćpał celowo?
      - Zobaczymy, kombinuj.
      - Dzieki kotku.
      - Mrr, weź sobie urlop, podobno latasz po mieście jak kot z pęcherzem.
      - Musiałbym szefa zmienić, przy tym urlopów nie przewiduję. Do zobaczenia.

* * *
    • Przy schodach ktoś złapał go za rękę.
      - Chris, dasz mi pięć dych? - Około siedemnastoletnia wyzywająco ubrana dziewczyna zrobiła słodkie oczy.
      - Nie mam Eileen.
      - Przestań pieprzyć, no daj, mamy dziś wyjście.
      - Co znowu za wyjście.
      - Naaa… no, na… do ZOO! Wieczorem idziemy z Tilda i Moniką do ZOO.
      - ZOO jest wieczorem zamknięte.
      - To będziemy musiały coś wymyślić, no nie bądź sknera.
      - Kiedy naprawdę nie mam!!! - Kotołak wrzasnął na młodszą siostrę. Wspomniał wizytę w banku.
      - Ale z ciebie menda, pójdę na róg ulicy, może ktoś mi da!
      - Raz, dwa, trzy…
      - Nienawidzę cię!
      - … cztery, pięć, sześć…
      - Zwołam wszystkie koleżanki i będziemy gwizdać na waszym sobotnim koncercie.
      - … siedem, oś… hę? Przecież was tam nie wpuszczą, niepełnoletnich.
      - Gnida!, Przebrzydła…
      Chris przejechał dłonią po twarzy.
      - I tak nigdzie nie pójdziesz, przez kilka dni bądź albo tu albo w domu, bez łażenia po mieście.
      - Chyba cię po…
      - Siostra, możesz oberwać, polowanie mogą na mnie robić, schizole mogą wziąć na celownik ciebie żeby mi dowalić w ten sposób. Nie będziemy ryzykować. I będziesz mieć na oku Colina.
      Wyprostowany środkowy palec prawej reki prawie wybił mu oko, tak blisko pod nos mu go podsunęła.
      - Zajmiesz się bratem do cholery albo wyjdę z siebie! Gnojek musi też być pod okiem, gdzie on jest w ogóle?
      - W garażu, z Madem.
      - W garażu, z Madem… no pięknie.
      - Dasz te pięć dych?
      - Kilka dni bez wychodzenia, będziesz miała na oku brata.
      - Pierdo…
      - Paryż.
      - Słucham?
      - Paryż.
      - Mało.
      - Dla tych dwóch lafirynd z którymi się kręcisz też i nie przeginaj.
      - I jak mam albo w domu albo tu, to będziemy mogły zostawać tu wieczorem na imprezach.
      - Zapomnij. Nalot policji, niepełnoletnie w lokalu, będzie rzeź.
      - Ty albo chłopaki coś wymyślicie.
      - Jezu, dobra, niech ci będzie do jasnej cholery.
      - Braciszkuuuuu...? A zaprosisz Ajita? - Uśmiechnęła się rozmarzona.
      - Zwariuje. Po prostu zwariuję.

* * *
    • Na parkingu przed klubem stali we trzech i patrzyli na motocykl Chrisa.
      - Dasz radę sprawdzić czy mi nic nie podrzucili w maszynkę Mad? Nie wiem, podsłuch? Lokalizator? Zdalnie detonowana bomba?
      Mad i Doug cofnęli się odruchowo.
      - Tu nie, trzeba by do warsztatu i na części rozłożyć.
      - Byłbym wdzięczny. A tymczasem, któryś z was pożyczy mi maszynę jak w mojej będzie dłubanina?
      - Słyszałeś coś Doug?
      - Nieeee, to tylko wiatr Mad.
      - Dzięki chłopaki, po prostu dzięki. Mamy coś zapasowego?
      - Kaszlak stoi wolny.
      - Kaszlak?
      - Tuningowaliśmy go trochę, jest cichszy, wygląda… ehm, trochę lepiej.
      - Kaszlak?
      - Albo ten skuterek co twój młodszy brat na nim pyka. Zawsze wybór nie?
      - Kaszlak…
      - Stary dobry motocykl, wiesz przecież że ma duszę.
      - Taaaak, o tak. Wiem. Doug, załatwiłeś papier?
      - Yup, tylko jest problem, on tylko z dokumentem tożsamości ważny, a twój paszport zgubi…
      - Nie wkurwiajcie mnie już dziś, bardzo proszę.
      - Ok, trzymaj. choć jak patrol będzie wredny to i tak cię zatrzymają na dłużej by posprawdzać.
      - Kiedy Driver Licence nowa będzie?
      - No patrz Mad, jaki niezdecydowany. Raz mówi “nie wkurwiaj mnie więcej”, zaraz potem o takie rzeczy pyta… “Tok urzędowy został uruchomiony” Chris.

* * *
    • Kotołak ciężko usiadł przy barze.
      - Nalej mi Fanny jednego proszę.
      - Nie martw się tak Chris, dzień jeszcze młody.
      - Tego właśnie się boję. - Bastet wychylił pięćdziesiątkę - Zszyjesz mi kurtkę?
      - Za buziaka to nie tylko zszyję i nie tylko kurtkę koteczku. Ale sam widzisz. - odpowiedział/a wymownie wskazując wzrokiem na lakier jakim malował/a paznokcie.
      - No tak, a później?
      - Później to muszę skoczyć w parę miejsc. Weź Chris znajdź se krawcową.
      - Będę musiał. - Spojrzał ku stolikom, gdzie rudowłosa dziewczyna już nie drzemała, tylko siedziała przygarbiona. Kogoś mu przypominała. - Wcześnie dziś otworzyliśmy?
      - Aa, nie. Od Teda wczoraj po południu przyjechała, podobno sam chciałeś. Mówiłeś, że masz masę roboty to nie dzwoniliśmy, a ty nic nie mówiłeś o co z nią chodzi. Poszła przed północą, powiedzieliśmy, że z rana pewnie wpadniesz jak w nocy cie nie będzie. To wróciła z ranka i o, siedzi.
      - A już kojarzę. Boże, czemu wszystko na raz.
      - Nowa do agencji?
      - Nie, na kelnerkę. Wieczorem powiedz Ginie by pojechała do TeddyB.
      - Aaaa, transfer. Paru gości będzie niepocieszonych.
      - Lionel się ucieszy, mniej spermy ze ścianek w kiblu będzie musiał zmywać. A kogo przyprze to zamiast Ginie usta wypychać nad pisuarem, zniżkę weźmie od nas i skoczy do Heat, kasę im nabić.
      - A to też jakiś pomysł.
      - Zanim pojedziesz pokaż jej tu wszystko i wytłumacz co ma robić.

      Wstał od baru i podszedł do stolika. Usiadł okrakiem na krześle postawionym tył na przód.
      - Ca va?
      - Ca va bien, et Toi? - lekko się uśmiechnęła.
      - No i tyle mojego francuskiego. Mia, dobrze pamiętam?
      - Tak.
      - Co tak wcześnie, zajęć na studiach dziś nie masz?
      - Dziś nie, a wczoraj mówili, że może rano Pan będzie.
      - Chris.
      Kiwnęła głową.
      - Wiesz co tu będziesz robić Mia?
      - Teddy mówił, że gang…
      - Klub, klub motocyklowy.
      - Mhm, że gang jak on to ujął? “Kręcą się wokół wszystkiego co ma związek z cip…”
      - Nie kończ, tak, coś w tym stylu. Prochy to bagno, na punkcie broni federalni mają fioła, a z seksu jest niezła kasa. Legalnie. No powiedzmy.
      - To ja już pójdę.
      - Hm? - nie poruszył się widząc jak wstaje i się zbiera -To po co w ogóle tu przyszłaś wczoraj i dziś?
      - Teraz już nie wiem. Starczy mi propozycji tego chorego pojeba. Pieniądze to nie wszystko. Do widzenia.
      - To trzymaj się dziewucho. - Wyciągnął papierosa i odpalił. - A jakbyś chciała popracować jako kelnerka, to wpadnij kiedyś.
      - Kelnerka?
      - Taki zawód, może obiło ci się o uszy. Wiesz, szalona triada: bar-piwo-stolik, czasem czysta orgia szaleństwa i doniesienie burgera z kuchni. Nierzadko gorąca randka z mopem, a jak sytuacja kryzysowa, to pieszczenie się z dystrybutorem piwa za barem. Ale to dla ciebie nieprędko. Nasz nalewak nie jest z tych łatwych co to podejdzie tylko nowa dziewczyna i już może go obłapiać.
      W końcu zobaczył skąd miała te kurze łapki w kącikach oczu w tak młodym wieku.
      - Fanny pokaże ci co i jak, sprytna jesteś, złapiesz szybko. Potem masz wolne, prześpij się. Jak daleko mieszkasz i czasu na dojazd tam i z powrotem tracić nie chcesz to możesz kimnąć na zapleczu.
      - Pewnie zostanę, dziękuję.
      - Aha - Przypomniał sobie o czymś. - Miej sobie kręgosłup moralny jaki chcesz ale mamy tu taką zasadę, że nowa dziewczyna musi zrobić dobrze swojemu szefowi.
      Nie odwróciła się i nie ruszyła do drzwi.
      Chris zaciągnął się mocno i po chwili wydmuchał dym obserwując dziewczynę.
      - Umiesz szyć? - spytał rzucając podartą kurtkę na stół.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 18-11-2015, 13:33   #397
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Cas uśmiechnęła się ślicznie - jej buzia nagle zrobiła się całkiem sympatyczna:
- Ja mogę zanieść raport Adrianowi. I tak mam z nim spotkanie.- dodała zupełnie lekkim tonem i zamachała nogą, opuszczoną z parapetu.
 
corax jest offline  
Stary 18-11-2015, 21:58   #398
 
pppp's Avatar
 
Reputacja: 1 pppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skałpppp jest jak klejnot wśród skał
Wypłosz popatrzyła ciekawie na Cassie. Chwilę temu Marcus proponował, aby się już nie rozdzielali, a tutaj już ktoś się wyrywał, aby zrobić coś na własną rękę.
- Zaczekaj chwilę. Skoro udajesz się do Adriana, to proponuję, abyśmy podsumowali informacje dotyczące śledztwa. Udało się nam określić, że w miejscu, gdzie zaginęli Laura i Szczeniak, niemal chwilę po ich zniknięciu, znajdowała się furgonetka pewnej firmy przeprowadzkowej. Ta firma ma silne związki z korporacją Electronic Inc, korporacją, która jest prawdopodobnie prowadzona przez nieokreślonych nadnaturali. Parę dni temu Laura odwiedziła razem z klasą siedzibę tej firmy w Miami. Wiemy, że dziewczyna wróciła bardzo nieswoja, przerażona. Sprawdziliśmy mocniej firmę przeprowadzkową i niemal od razu nadzialiśmy się na fomora i cyborga. To czyni ich, przynajmniej w moich oczach, głównymi podejrzanymi w sprawie porwania - Stevie zamilkła na chwilę, a głos jej zadrżał - To udało nam się ustalić. Skoro mają tutaj fomora, możemy podejrzewać, że Electronic Inc zgromadziło tu całkiem duże siły. To oni mogli tak zaniepokoić Marva, Marcus. A co do pająka...

Stevie umilkła ze łzami w oczach. Chciała dodać coś jeszcze o odejściu Jacoba, ale brakło jej słów. Wilkołak odszedł tak szybko i w tak bezsensowny sposób. Jego strata była nieodżałowana.

- Co dokładnie dowiedziałaś się o Instytucie, Cassie? Co tam nie gra?
 
pppp jest offline  
Stary 19-11-2015, 00:23   #399
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Jayson "Godzilla" Atkinson - Pomiot Godzilli



- Wiesz Steve, ja myślę, że tam w Starbucksie to oni myśleli, że jesteś naprawdę sam. I skoro podstawili furgon pod tylne drzwi to od początku planowali cię porwać. Ale na szczęście nie byłeś na serio sam to im pokrzyżowaliśmy plany. - Jay zagadnął kumpla w pewnym momencie. Na jego rozum to gdyby tamci wiedzieli o reszcie Muszkieterów czekających w rezerwie to nie czekali by tak bezczynnie w furgonie widząc jak Jay i Chris czajnikują się przed wejściem. Chociaz z drugiej strony najwyraźniej nie zamierzali z niego korzystać od początku to mogło im to nie psuć planów.

- Noo... I wszystko wskazuje, ze te korpy to będzie nasz najbliższy i główny cel. Ten syf którym poczęstowali Steve'a w pączkodajni zdjął go od ręki. Nawet nie zdążył jęknąć. Gdyby KITT nie trzymał ręki na pulsie to byśmy nawet nie wiedzieli, że coś się stało albo byłoby już za późno. No i takie cacko wymaga już trochę hi - techowych technologii by wyprodukować bo w zwykłym sklepie z bronią czegoś takiego nie kupisz. Nawet w SWAT czy wojsku mortali wątpie by takie coś mieli. A czymś takim to myślę, że mogli zdjąć z zaskoka młodych. - pokiwał swoją wielką głową i poważnym wyrazem twarzy Godzilla. - Więc pasi sprzęcior do tych korpów. - dodał rozginając z pięści kciuk mając najwyraźniej zamiar rozliczyć swoje przemyślenia po kolei.

- Dalej ten pająk. To nie jest standardowy pająk z umbry ino podpakowany. Biała Łuska mówił, że jednym z tych co mogliby zmajstrować takie cudo są właśnie ci z technokracji. Więc kolejna rzecz wskazująca na nich. Teraz myślę, że coś węszy wokół szpitala na polecenie korpów. Czyli coś tam myślą, że jest ciekawego. - w tym miejscu rozgiął palec wskazujący.

- Całe porwanie zdarzyło się nie całą dobę po wizycie młodych w siedziby tej firmy. A Laura najwyraźniej coś musiała zauważyć bo była zdenerwowana. Tamci mogli się skumać, że ona coś skumała i ją znikli a przy okazji Szczeniaka. - rozgiął trzeci palec rozglądając się przy tym po twarzach zgromadzonych.

- Same porwanie zostało zorganizowane przez furgonetkę z firmy która jest firmą - córka dla naszych korpów i często robi dla nich zadania. - czwarty palec został otwarty.

- No i na koniec okazało się, że jeden z pracowników tej firmy furgonetkowej to pomiot technokracji tak samo jak jeden jego pomocników. - ostatni z palców został rozwarty i Jay stał z rozcapierzoną dłonią.

- Do tego do zamaskowania śladów porwania użyto nieprzeciętnie wysokich umiejętności techniczno - magicznych. Normalnie nic nie wskazuje na porwanie. Musieliśmy załatwić sprawę analogowo i z innej strony by się przebić przez tą mistyfikację. Więc prawdopodobnie na ich usługach jest jakiś magohaker czy duet albo zespół o niesamowitych możliwościach. Nie wiemy czy na stałe czy do tamtego numeru ale musimy się liczyć z tym, ze w razie ruchów wokół centrum będziemy mieć z nim do czynienia. - zacisnął dłoń w pięść gdy wspomniał o ostatnim ważnym elemencie powiązań z korpami na jakie się natknęli do tej pory.

- No ale cel wygląda na solidny do obrony. Trzeba go rozpoznać nim się przystąpi do właściwej infiltracji. Wiemy, że paru hakerów próbowało się włamać ale żadnemu się nie udało. Popaliło im dodatkowo kompy, jednemu mózg a inny w ogóle zniknął. Więc taki numer to nie przelewki. No ale jest szansa, że natkniemy się wreszcie na jakiś ślad młodych a kto wie, może samych młodych. - wzruszył na koniec swoimi wielkimi barami. Cel wyglądał mu na trudny i najeżony przeszkodami ale wierzył, że wspólnymi siłami znajdą jakąs lukę by się nia prześliznąć. W końcu spojrzał na Cas. Trochę się wtrącił w gadkę Steve ale teraz dał wygadać się reszcie. Zwłaszcza, ze też czekał na relację kruczycy na wydarzenia z ubry.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 19-11-2015, 12:18   #400
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Cas popatrzyła po zebranych:
- No ale ja na razie nigdzie nie idę – wzruszyła ramionami – na razie się naradzamy, nie? No i czekamy na tego jak mu tam... Chrisa. Wiadomo co z nim?
Spojrzała pytająco po Jayu i Wypłoszu siedzącym ze łzami w oczach. Ona sama sprawiała wrażenie, jakby jej śmierć Jacoba zupełnie nie obeszła. Ściągnęła brwi pod grzywką.
- Mówię tylko, że i tak mam coś do obgadania z Adrianem to mogę mu ten raport zanieść. Albo możemy pojechać wszyscy razem i pogadać z nim grupą. Obojętne. – wzruszyła ramionami - Ale spotkanie z nim chcę załatwić przed Furiami, ok?

Spojrzała na Jaya:
- Z tego samego założenia wyszłam, widząc, że w Umbrze siedzi mega wykuwiony pająk z wielgachną siatą a wokół Instytutu nie ma „żywej” – zrobiła w powietrzu znak cudzysłowu – duszy. On tam nie jest ze zlecenia Kingstone, on tam podsłuchuje, obserwuje i robi czystkę. Inaczej by go duchy i zmory zalały. W instytucie za dużo żarcia dla nich. – mówiła coraz szybciej.
- Problem w tym, że w środku też jakby pusto, coś tam się nie tak dzieje. Inaczej psychiatryk powinien być pełen. Nie udało się za wiele dowiedzieć. Spotkałam jedną dziewczynkę z lalką, która ciągle gadała o Panu Wilku, który przychodzi jak gasną światła. Wspomniała też o koteczku i jego pielęgniarce. I że Pan Wilk się pojawił po ich wizycie. Dodatkowo jak sprawdziłam po drugiej stronie zasłony to na miejscu ten dziewczynki siedziała stara kobieta też z lalką podpięta pod kroplówkę. W pokoju, w którym światło nie gasło. W którym zdjęto jakieś malunki ze ścian. – Cassey trajkotała jak najęta i nagle powiedziała nieswoim, dziecięcym głosikiem:
Nie umiem rysować. Nie pozwalają mi. Mówią, ze kredki są zbyt szpiczaste i mogłabym sobie zrobić krzywdę. Nowa pielęgniarka przyniosła kotka i przyszedł pan wilk. I popsuły się obrazki. Pielęgniarka i jej kotek chyba się przestraszyli, bo już nigdy nie przyszli.” - po czym jakgdyby nigdy nic wróciła do swojego głosu:
- No to teraz pytanie: czy dziewczynka, Jane, to był pasożytniczy duch czy nie? Jeśli tak to czemu akurat ona była tam w miarę bezpieczna. Gdy inne duchy zostały ewidentnie wywleczone do zielonego pokoju? Ta zmora co pilnowała wejścia jako pielęgniara, mogła by ją bez problemu zeżreć. A tego nie zrobiła...
Cassey nabrała wdechu i rzuciła po spojrzeniem po twarzach facetów wpatrujących się w nią jakby sama wyszła z zakładów dla czubków:
- No co? – nie czekając na odpowiedź kontynuowała – więc dla mnie to ta dziewczynka jest jakoś połączona z kobietą. Jeśli tak, i jeśli dziewczynka jest faktycznie odbiciem tej staruszki zza zasłony, to pytanie kim jest ta kobieta, co nie? No bo nie każdy pozostawia tak potężne odbcie w Umbrze, czaicie? – rozejrzała się po towarzystwie i zesunęła z parapetu. Zaczęła chodzić po salonie i machać rączkami. - Może to jakiś wilkołak albo nie wiem, ktoś mega hiper super duper mocno przebudzony. Jeśli tak, to są duże szanse, że tej Jane zza zasłony mogło po prostu odbić, jeśli np. nie została nauczona ogarniać jak to to kontrolować. No i sobie wymyśliła tego Pana Wilka jako wiecie inną personę? Może to ją pająk chce? Ale nie może wejść? Coś go ten mur otaczający powstrzymuje. – zaczęła mówić coraz bardziej skrótami nawet sobie nie zdając sprawy – Ale jeśli tak, to znaczy, ze w instytucie Kingstone przetrzymuje innych nadnaturali i robi na nich eksperymenty. I mi się to nie podoba. Ale jestem przeświadczona, że o pająku nie ma pojęcia. No i chciałabym wiedzieć, czemu koteczek i pielęgniarka mieliby tak bardzo wkurzyć Pana Wilka? Hm?? Ten Chris to kot, nie? Kiedy on przyjedzie?
 
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172