Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2015, 10:56   #9
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

Nie ociągając się zbytnio, Kathil ruszyła na spotkanie z Ashką.
Przy wyjściu zatrzymała się jeszcze przy Kulgarze i nachylając się do niego, wręczyła mu niewielką sumkę.
- Kulgar, mój drogi, jutro pojawi się tutaj niejaki Jaegere, półelf. Będzie zapewne o mnie pytać. Upewnij się proszę, że wchodzi tutaj sam, nie chciałabym niespodzianek. - popatrzyła na półorka znacząco.
- A co zrobić z jego kompanem lub kompanami w takim razie?- zapytał obojętnym tonem głosu.
-Och, zaoferuj im inne miejsca. Liczę na Twój urok osobisty i dar przekonywania.- uśmiechnęła się do Kulgara.
- Oczywiście… urok.- uśmiechnął się półork prezentując pełen garnitur ostrych zębów.
-O właśnie! - Kathil musnęła palcem jego napięty w grymasie policzek i mrugnęła z uśmiechem. - Liczę na Ciebie, mój drogi.
Odsunęła się i pomachała mu lekko na pożegnanie. Ruszyła na spotkanie ze swoją elfią specjalistką w szpiegostwie.


Uliczka wybrana przez Ashkę była ciasna i pustawa… i zaniedbana. Karoca Kathil nie była w stanie do niej wjechać, więc baronessa musiała ostatnie metry pokonać na piechotę. Tam napotkała nastoletniego złodziejaszka o ładnym licu, ale spojrzeniu jak u łasicy. Skinął w milczeniu głową i ruszyli szybko przez labirynt uliczek, aż do starego budynku, będącego zamkniętym przed laty teatrem. Tam na murowanej scenia stała jej przyjaciółka, jasnowłosa elfka opierająca się o rapier. Lekko uśmiechnięta zerkała na wchodzącą Kathil z zaciekawieniem. Ashka miała na sobie swój typowy strój królowej złodziei, jak zwykła mawiać, i rysy twarzy nie tak szlachetne, mimo pochodzenia od najszlachetniejszych ponoć słonecznych elfów. Każdy purysta tej rasy oceniłby, że Ashka miała wśród swych przodków jednego lub dwa półelfy, więc… nic dziwnego że sama będąc elfką, za innymi słonecznymi nie przepadała.
- Co tam u ciebie w świecie wielkich przyjęć i wielkich majątków?- zapytała żartobliwie na powitanie.
- Och wiesz, ciągle to samo, podkopywanie dołków i podcinanie nóg tronów - Kathil uśmiechnęła się do przyjaciółki - Dostałam wiadomość, dowiedziałaś się czegoś ciekawego?
- Tak… trochę informacji mam. Nie tyle, ile byś chciała, acz…- wzruszyła ramionami.- Wiem tylko to co się dzieje na ulicy i wśród uliczników. Dwory są dla mnie niedostępne, takoż i gabinety. Od czego więc zacząć?
-Mmm, zacznij od półelfa, proszę. On jest pierwszy na liście terminarza.
- Ma wielu wielbicieli i wielbicielek. Co najmniej sześć ogonów śledzi jego ruchy i są to profesjonalni szpiedzy.- wyjaśniła Ashka wzdychając.- Moi chłopcy i dziewczęta nie mogli go pilnować bez narażania swego życia. Ale możesz być pewna, że i Miklos i Mirabeta mają wśród tych ogonów swoje oczy. Poza tym… miał wielu gości, różnej płci i pozycji. Głównie kupców. Pan Jaegere lubi przyjmować gości najwyraźniej…- zaczęła się przechadzać po scenie powoli. W ogóle nie było słychać jej kroków, mimo że scena była zbudowana tak, by każdy krok aktora był zauważalny.- Pełna lista nazwisk, zawiera raczej nudny spis różnych rodzin kupieckich zapewne chcących załatwić eksport swych towarów do Amm… albo na odwrót. Dwa się jednak wybijają. Jedno to…- sięgnęła po pergamin i przeczytała.- Trevail Czarnopióry, a drugie… czekaj… o jest… Matteo Selkirk.
Kathil westchnęła lekko. Ewidentnie perspektywy oraz potencjalne zyski zmamiły już chętnych na “wypłynięcie”. Postukała się paluszkiem po policzku w zamyśleniu. Jeżeli plotki na temat Pijawki są prawdziwe, jego połączenie się z Złodziejami Cieni w Sembii oznaczałoby zdecydowaną… katastrofę z punktu widzenia Kathil. Matteo… hm.. tu na dwoje babka wróżyła. Mógł działać z ramienia Miklosa, lub samodzielnie. Nie była jednak przekonana, że młodzik miał w sobie to coś, co sprawiłoby, że stałby się aż tak zdesperowany w sięganiu po władzę. Udział Pijawki zdecydowanie się jej nie podobał. Może warto by było przekonać Jaegere, że to jego konkurencja?
- Moja droga, potrzebuję, aby Twoi podopieczni mieli na oku Trevaila. Chodzą słuchy, że ma powiązania z Ognistymi Nożami. Więc ostrożnie i bez bohaterstwa. Jeśli słuchy znajdą swe potwierdzenie, to powinien mieć jakąś siatkę kontaktów, szpiegów itd. - machnęła niedbale dłonią - którą używa regularnie. Jeśli tak, to chcę wiedzieć kim ci ludzie są.
- A co z drugą kwestią?
- Jeśli to naprawdę Ogniste Noże, to moi podopieczni nie są dla nich wyzwaniem.- odparła z niechęcią w głosie Ashka i westchnęła.- Należy zacząć od tego, że ród Rediec, jest tak jakby… w długach. Typowa sytuacja, gdy się wydaje więcej niż ma, dwa trzy lata nieurodzaju pod rząd i w skarbcu zaczyna byc widoczne dno. Sami patriarchowie Rediec to wyjątkowo nie cierpiące siebie małżeństwo. Na pewno w ich alkowie są brudne sprawki, ale udają szczęśliwą parkę. Averan is typowym rodowym tyranem, być może z kochanką na boku. Ismera jego żona lubi flirtować, ale… raczej nikogo nie próbuje zaciągnąć do łóżka. A przynajmniej nie odkryłam żadnego poważnego romansu, są typowo…. nudni.
- Możesz dowiedzieć się jak duże te długi? Mają jakieś potomstwo z nieprawego łoża? Żyjące potomstwo? Szczególnie Averan? Brzmi jak papa, który wyrzuca niechciane dzieci, jeśli wierzyć typowym zagrywkom tyranów. Ta kochanka na jego utrzymaniu? Kochanka ma innych kochanków? Spróbuj się tego też dowiedzieć, dobrze?
- Najciekawszy jest najstarszy, Daniris. Wyruszył do Waterdeep na nauki i wrócił niedawno z kilkoma poplecznikami. Tworzy coś w rodzaju małej jednostki wojska do wynajęcia. Tyle wiem na razie. O pozostałych... nie wiem za wiele. Ma bowiem brata Tulvesa i siostrę Pertię. Ale oni są na prowincji w rodowym majątku Redieców, a jak wiesz na wsi nie mam kontaktów.- wzruszyła ramionami Ashka.- Trzeba by te sprawy badać u źródła.
Kathil pokiwała głową. Cała masa informacji dawała jej sporo do myślenia.
- Danirisa zlece Loganowi, może on da radę się czegoś więcej dowiedzieć. Co do wsi, nie martw się. Znajdę kogoś innego. Zajmij się kochanką i jej ewentualnymi wielbicielami. Ciekawe, czy mieliby coś ciekawego do powiedzenia. Zastanawiam się jeszcze nad Ismerą. Wierna żonka w tym całym obrazku jakoś nie do końca mi pasuje. - Kathil postukała w zamyśleniu o policzek i zorientowawszy się, odsunęła rękę od twarzy. Nie lubiła wyrabiać sobie typowych gestów, a stukanie w policzek zaczynało jej wchodzić w nawyk.
- I daj mi natychmiast znać, jeśli twoi podopieczni mieliby jakiekolwiek kłopoty z Mieczami. Wtedy przejmie ich Logan. Coś jeszcze? - spytała układając sobie wszystkie nowinki w głowie.
- Noooo… postawiłaś mnie w ciekawej sytuacji. Zwykle to ja zbieram plotki, a nie jestem ich roznosicielką. Chyba nikt w mieście nie wie, że Condrad wraca. Więcej… niewiele moich papużek wiedziało kim jest Condrad Vandyeck.- stwierdziła elfka splatając ręce razem.- Jesteś pewna wiarygodności swego źródełka?
- Mmmm raczej tak, wysyłka z zaproszeniem… cóż… dotarła do adresata. Zatem niestety muszę zaczekać na odpowiedź. Mimo wszystko, skoro żyje to wolę wiedzieć więcej niż mniej. Jutro planuję udać się do opactwa i porozmawiać z jedynym pozostałym męskim członkiem rodziny. Może ten mi nieco pomoże. - zasępiła się baronessa.
- Z poziomu ulicy nie bardzo mogę ci pomóc, natomiast… -zasępiła się elfka.- O jakim opactwie mówisz?
- Klasztorze Oghmy. Z tego co mi wiadomo, siostrzeniec Cristobala jest tam skrybą. Wiesz coś na temat samego klasztoru?
- Nieeeee…. aaaaaleeee… - oczy Ashki rozbłysły chciwością.- Wyobrażasz sobie jakie smaczne kąski kryją się w świątyniach Oghmy. Oni zbierają wszelkie opowieści i informacje, bez względu na ich wartość dla nich. A dla nas… Mogłabyś mnie tam wprowadzić, jako członka swej świty?
Kathil popatrzyła bacznie na Ashkę i pokręciła głową bez słów.
- Mogę Cię wprowadzić ale robótką zajmować się będziesz kiedy indziej. Jutro możesz sobie posprawdzać wejścia i wyjścia. Nie chcę palić sobie mostów tam - zaśmiała się cicho - nigdy nic nie wiadomo. Zgadzasz się?
- Kiedyś byłaś bardziej rozrywkowa… ten tytuł strasznie cię postarza.- mruknęła żartobliwie Ashka, przyjrzała się krytycznie strojowi Kathil.- A może to tylko te ciuszki? Zawsze uważałam, że do twarzy ci z odsłoniętymi nogami… suknie to… wymysł dziewięciu piekieł.
- Ech nie bierz mnie pod włos - Kathil odruchowo poprawiła gorset sukni - też wolę mój “roboczy” strój ale cóż - zaśmiała się - czego się nie robi dla osiągnięcia celu. Dobrze moja Ty rozrywkowa przyjaciółeczko, jeśli to tyle, bądź u mnie wczesnym rankiem. Teraz muszę pędzić dalej, niezapowiedziane wizyty nie mogą czekać. - dodała z uśmiechem.
- Jakieś wymagania co do stroju, broni, zachowania?- zapytała na koniec elfka.- Kogo mam udawać jutro?
-Zróbmy jak zwykle, służkę, ochroniarza i damę. - Kathil wiedziała, że Ashka nie cierpi takiego scenariusza - No już, już nie burmusz się. Pomyśl ile możesz na tym zyskać. Mogę Cię wysłać po wodę, albo po coś tam innego, a Ty sobie w między czasie pozwiedzasz. - trąciła lekko czubek nosa elfki z uśmiechem.
- Zgoda zgoda…-mruknęła Ashka zerkając wprost w oczy Kathil i dodając z bezczelnym uśmiechem.- A ty sobie uważaj.. z perspektywy elfów, jesteś bardzo młodziutka.
Kathil roześmiała się i uściskała Ashkę mocno:
- Gdy pewnego dnia nie usłyszę tego od Ciebie, oznaczać to będzie, że jestem cała siwa i w zmarszczkach. Wtedy będzie pora na zasłużony odpoczynek. Czas na mnie. - posłała jej buziaka i wyszła z uliczki.


Posiadłości Wiligiana była wyraźnie zaniedbana i nieco upiorna. Równie ekscentryczna co sam właściciel.

[MEDIA]http://img15.deviantart.net/dd44/i/2010/187/f/7/horror_mansion_by_akvisuals.jpg [/MEDIA]
Notariusz nie miał ponoć żadnego życia poza pracą. Na przyjęciach bywał, tylko gdy wymagały tego interesy, a z innych rozrywek… miał wykupioną na własność lożę w lokalnej operze. Poza tym jednak nie bywał nigdzie i nie bywał widziany z nikim. Ot, odludek.
Dom w którym mieszkał.. pasował do niego, zaniedbana posiadłość wyraźnie mająca odstraszyć potencjalnych ciekawskich. Czyż taki budynek nie rozbudzał wyobraźni w negatywny sposób?
Kathil pokręciła głową z przekąsem na twarzy. Wiligian zdecydowanie dbał o “właściwy” wizerunek. Przekaz był jasny: chciał być zostawiony w spokoju. Coś jednak mówiło Kathil, że to tylko część prawdy.
Zostawiła karocę w niejakim oddaleniu od posiadłości i ruszyła szybkim krokiem ku drzwiom uważając na ewentualne pułapki lub wilcze doły. Wszystkiego się po nim spodziewała.
Zastukała kołatką do drzwi.
Przez chwilę było cicho, aż wreszcie odezwał się głos mówiący grobowym tonem.- Pana nie ma w domu. - Co jakoś nie trzymało się kupy. Bo niby gdzie miałby być po zamknięciu notariatu? Opera też była już zamknięta.
- Jesteś waść przekonany? - spytała bezczelnie nasłuchując ruchy za drzwiami.
- Jestem.- odparł głośno mężczyzna po drugiej. Na pewno nie Wiligian. Głos był starszy i bardziej dudniący. I znajdował się zdecydowanie niżej. Tuż powyżej pasa Wesalt. Krasnolud może? Gnom?
- A gdzie mogę go znaleźć w takim razie, panie…. - Kathil pochyliła się nieco i zawiesiła głos próbując wydobyć z rozmówcy jego nazwisko.
- Nigdzie. Nigdzie. Proszę przyjść jutro do notariatu panienko.- odparł ów uparciuch po drugiej stronie drzwi.- O tej porze dobrze wychowane damy już śpią.
- Jak to nigdzie? Mam niezwykle pilną sprawę do pana Krantza i nie jestem panienką.
- Nikogo nie ma w domu! Nikogo nie ma w domu!- krzyknął w odpowiedzi uparciuch.
- Darpagonie… co się tu dzieje?-znajomy głos dołączył do kłótni.
- Jakaś pannica się awanturuje szefie.- burknął uparciuch.
- Wiligianie? To ja, Kathil i nie awanturuję. Próbuje przekonać imć Darpagona, że muszę się z Tobą, mój drogi, zobaczyć. Niestety tenże próbuje odprawić mnie z kwitkiem. - głosik Kathil napełnił się tonami smuteczku.
- Kathil? Co ty tu robisz?- w głosie Wiligiana słychać było różne nutki, od zaskoczenia przez ciekawość i radość po panikę. Drzwi się lekko otworzyły i notariusz stanął w nich pytając.- Co to za powód… tak nagłej wizyty?
- Wiligianie, proszę wpuść mnie. Już i tak robię scenę, stojąc pod drzwiami jak jakaś … - Kathil nie dokończyła.
- I tak nikt by nie zwróc…- mruknął imć Darpagon, ale Wiligian go uciszył słowami.- Idź lepiej, przygotuj wino dla dwóch osób.-... i wpuścił Wesalt do środka.
Kathil wślizgnęła się szybko przez drzwi i podała Wiligianowi dłoń na powitanie.
- Przepraszam, że przerywam Ci wieczorny, zasłużony odpoczynek. Ale mam dwie kwestie do omówienia. Niestety nie udało mi się przybyć o bardziej cywilizowanej porze do Twego biura. Mam nadzieję, że łatwiej się tam dostać niż tutaj. - mruknęła z lekką dezaprobatą podążając wzrokiem za Darpagonem. Starym zrzędliwym krasnoludem kuternogą w sfatygowanej liberii. Krantz również spojrzał za nim dodając.- Zadziwiająco dobrze odstrasza od wizyt.
Uspokoił się nieco, wracając do uprzejmego tonu: - Może chodźmy do sali jadalnej?
Zakurzonej, podobnie jak hol. Rezydencja przypominała nieco grobowiec, pełna starych pamiątek po poprzednich właścicielach, kurzu i pajęczyn. Tylko niewielka część była wysprzątana...resztę pokrywał kurz i pajęczyny. Najwyraźniej Wiligian nie potrzebował jej całej i porządek panował tylko na tych obszarach, które były mu użyteczne.
-Jakież to kwestie były tak… pilne? - zapytał.
- Po pierwsze, mam dla Ciebie doskonałą partię, towarzyszkę na przyjęcie u mnie - potwierdziła Kathil rozglądając się po przytulnej rezydencji. W myślach robiła porządek i odgruzowywała całość. W zasadzie gdyby tu posprzątać całość prezentowałaby się całkiem całkiem.
- To bardzo miłe, acz nie przeszkadzałoby mi dowiedzieć się o tym listownie.- odparł uprzejmie notariusz.- Jak ma na imię?
- Tak wiem, ale to tylko jedna z dwóch kwestii. Mieliśmy jeszcze omówić kwestie notarialne. Na imię na Emilia.- zabluffowała zupełnie naturalnie Kathil.
- Emilia… ładnie. Powinienem coś o niej wiedzieć. Dokąd ją odwieźć po balu?- zapytał naiwnym tonem Wiligian.
-To wszystko zależy od tego jak potoczy się wieczór, mój drogi. Gdzie możemy omówić drugą kwestię? - zmieniła szybko temat.
- Tutaj… to miejsce równie dobre jak wszystkie inne w tym domu.- wskazał kobiecie miejsce przy stole jadalnym czekając, aż usiądzie. W tej właśnie chwili dokuśtykał brodaty kamerdyner stawiając wino z dwoma srebrnymi kielichami i ruszył z powrotem do kuchni.
- O niego się nie martw. Jest lojalny i dyskretny. Nic co powiesz nie wyjdzie poza próg tego domu.- dodał Wiligian.
Kathil umościła się za stołem i pokiwała głową.
- Po naszej wczorajszej rozmowie doszłam do wniosku, że chciałabym zabezpieczyć jeśli nie całość to większość swoich aktywów. - Kathil podała Wiligianowi listę, którą wyciągnęła z rękawa sukni. - Tutaj jest oficjalny stan majątku.
- Hmmm… licht bitte.- mruknął przyglądając się liście,a świece w kandelabrze zapaliły się rozświetlając mrok pokoju.- Taki tam magiczny przedmiocik z mych rodzinnych stron.
Po tym wyjaśnieniu wrócił do przyglądaniu się papierowi.- Nieruchomości będzie ciężko… natomiast co do ruchomości, to już inna sprawa. Na jakie nazwisko chcesz je przepisać?
Kathil z ciekawością obserwowała “taki tam przedmiocik” i jego działanie. Wiligian krył więcej ciekawostek i zaczynał łechtać wścib…. ciekawość Kathil.
- Anice Claheshal - Kathil podała swój pseudonim, którego używała w rzadkich
okolicznościach. - Jak szybko mógłbyś się tym zająć? - powiedziała wyciągając kolejną listę, tym razem z nieoficjalnym wykazem dóbr jakie wniosła z posagiem ona sama.
- Hmmm… będę musiał otrzymać dokumentację z miejscowej świątyni w której zawarłaś kontrakt małżeński i zabrać się za to… Przeniesienie praw własności może być kłopotliwe, zwłaszcza tak nagłe… Wiesz jak to jest. Szlachta patrzy na ręce. Dalsza rodzinka pewnie też będzie zerkać. Zabiorę się za to jutro.- wyjaśniał skupiony na spisie.- Część mogłaby nieformalnie zniknąć. Wiadomo wydatki… ale nie będzie to za darmo. Fałszerstwo odpowiednich dokumentów opłacić też trzeba.
- Możesz przygotować kosztorys? Plus oczywiście honorarium dla siebie? Nie jestem pewna czy dam radę znaleźć czas jutro na omówienie tego, dlatego nachodzę Cię w domu. - Kathil podniosła oczka na Wiligiana. - I właśnie zdałam sobie sprawę, że nawet nie przeprosiłam Cię za to.
- Co…? Och drobiazg… przeżyję.- uśmiechnął się półgębkiem Wiligian i zażartował.- A już myślałem, że… oczarowana mną nie mogłaś zasnąć i dlatego też przybyłaś stęsknio… taaa.. za dużo oper się naoglądałem.
Po czym stuknął palcem w papier.- No… nie wiem. Trochę to potrwa. Posiadłości nie uratuję, ale i Condrad nie może jej, ot tak zagarnąć. Jest twoim opiekunem, pasożytem swego rodzaju… ale nie ma pełnych praw do twojej własności.
- Chcę ograniczyć możliwie jak najbardziej opcję pasożytowania na mnie - zrobiła naburmuszoną minkę - oraz zniechęcić do roztoczenia nade mną opieki. - uśmiechnęła się czarująco do Krantza. - Rozumiesz?
- Najlepszy byłby więc szybki ożenek. Patriarcha rodu opiekuje się wdową. Nie mężatką.- rzekł notariusz spokojnym tonem głosu.
- Ożenek oznacza opuszczenie posiadłości, która zostanie w rękach patriarchy. - Kathil skrzywiła się na tę myśl.
- To zależy od męża… ale rozumiem twoje obiekcje. Trudno jednak ocenić sytuację nie znając Condrada i jego obecnych układów finansowych.- zamyślił się notariusz. Westchnął dodając.- No tak… zobaczę co da się zrobić i postaram się wkrótce powiadomić cię listownie o możliwościach.
- Nie powiadamiaj mnie listownie, proszę. Wyślij umyślnego, stawię się na spotkanie. Wolę nie pozostawiać za sobą zbyt wielu … śladów.
Kathil podniosła się, położyła lekko dłoń na ramieniu Wiligiana:
-Liczę na Ciebie, mój drogi. - powiedziała z uśmiechem - Wiesz, że potrafię się odwdzięczyć. - zawiesiła spojrzenie na jego twarzy.
- Jestem w stanie sobie… wyobrazić… niestety.- zażartował notariusz.- Takie wyobrażenia potrafią wybić z medytacji.
Kathil skłoniła głowę:
- Pochlebiasz mi, mój drogi, że moja skromna osoba przewija się przez myśli takiego
ważnego mężczyzny jak Ty. - uśmiechnęła się leciutko, kierując się ku drzwiom.
- Byłbym kłamcą twierdzą, że przewijasz się tylko przez moje myśli.- rzekł kurtuazyjnie notariusz odprowadzając ją do wyjścia. O dziwo… mimo przyniesienie trunku nie zaproponował jej nawet jednego kieliszka wina. Ot, nieuwaga typowa dla Krantza.
- Och, Wiligianie, nie czaruj mojego wrażliwego serduszka. - zaśmiała się Kathil. - Będę oczekiwać na wieści od Ciebie i .. do zobaczenia niedługo. - podała mu dłoń na pożegnanie i ruszyła w drogę powrotną.


Dojechawszy do domu, Kathil wysłała jeszcze umyślnego do Logana aby ten stawił się u niej wczesnym rankiem. Chciała z nim wymienić dwa zdania zanim wyjadą do klasztoru. Potrzebowała go wieczorem przed spotkaniem z Jaegere - chciała upewnić się, że żaden z ogonów wspomnianych przez Ashkę nie podąży za półelfem do Żółtej Ciżemki.Kulgar był ostateczną zaporą, ale nie chciała ujawniać swego udziału lub zainteresowania agentem Złodziei Cienia, przynajmniej na razie… Po drugie pozostawała jeszcze kwestia Denirisa.
Przed udaniem się na spoczynek sprawdziła czy pani Percy ma wszystko czego potrzeba i odpowiedziała na wszelkie pozostałe kwestie.
- Ach i jeszcze aby muzykanci byli przygotowani na ten utwór - Baronessa podała
zapisany tytuł ochmistrzyni - zaśpiewam w trakcie deseru. - Kathil nigdy nie lubiła słodkości. A przynajmniej udawała przed samą sobą, że nie lubi. Unikała ciasteczek i czekoladek jak ognia, dbając o swą figurę i formę. Dbała o nią, traktując swe apetyczne ciało jako narzędzie. Nie mogło zardzewieć ani pokryć się pleśnią czy kurzem… w przenośni. - Pani Percy, czy była tutaj młoda dziewczyna? Blondynka? Jakie sprawiła wrażenie na pani, moja droga ochmistrzyni? - Kathil spojrzała badawczo na byłą burdelmamę i oczekując na odpowiedź pomyślała czy warto spytać ją także o kontakty na wsi.
- Wywłoka zadziera nosa jakby był już doświadczoną pogromczynią serc, a zapewne przeskoczyła ledwie kilkanaście łóżek. Za to wygadana strasznie. Pozuje na arystokratkę, a pewnie jedyne co potrafi to zadrzeć spódnicę. Za moich czasów, dziewka musiałaby się wykazać czymś więcej niż ładnym liczkiem, by być zaliczona do towaru z wyższej półki.- mruknęła z odrobiną dumy w głosie, chowając karteczkę z utworem w dekolt.
- Hmm, dobrze, nie mam za wiele czasu aby znaleźć zastępstwo. Niech służba ma ją na oku. Nie chcę aby coś zginęło, lub aby zaczęła zwiedzać posiadłość. - Kathil pochyliła się do ochmistrzyni znacząco. - Pani Percy, jest jeszcze coś. - Kathil poprowadziła kobietę do ławy i usiadła wraz z nią, przytrzymała jej spracowane dłonie w swoich - Potrzebuję zmyślną osobę na wsi, która byłaby niewidzialna, umiała patrzeć i byłaby bardzo, bardzo dyskretna. Zna pani kogoś takiego?
- Nie bardzo… tym bardziej, że o której wsi baronessa, o tej w naszym majątku. O tej w następnym majątku, czy też może o innej wiosce? W Sembii jest dużo wsi.- przypomniała Bartolomea i Kathil musiała przyznać jej rację. Wesalt miała dobrą siatkę zwiadowczą w stolicy, ale ta sieć nie rozciągała się na inne miasta niestety.
-No dobrze, to nie jest ważne. - Kathil postanowiła odpuścić. To i tak był strzał w ciemno. - Niech służba zbudzi mnie skoro brzask. I niech karoca będzie gotowa do drogi. Proszę przygotować skromne śniadanie dla mnie, pana Logana i pani Ashki.
Kathil udała się do swojego buduaru i z pomocą służącej ściągnęła uprzykrzony gorset i całą tą otoczkę: suknie, halki, pończochy. Każdego wieczoru z ulgą zostawała w skromnej sukni nocnej. Zadumała się przez chwilę, gdy służąca rozczesywała jej włosy. Jaki był ten Condrad? Jakie są szanse, że będzie zadufanym w sobie typkiem? Jeśli wypłynął i mimo przeciwności losu przeżył, raczej niewielkie. Krótko mówiąc bała się jego przybycia. Może faktycznie warto rozważyć ofertę Jaegere w kwestii ujęcia Condrada negocjacjami?
Z takimi myślami udała się na spoczynek.
Po drodze… mijała obwieszony kirem portret i zatrzymała się przy nim. Był na nim namalowane całe ostatnie pokolenie Vandyecków. Był jej mąż, rozkoszny aniołek z kręconymi włoskami. Jego siostra, bardziej poważna i włosami upiętymi w kok. I z widocznymi już zalążkami urody, która ostatecznie doprowadziła ją do zgonu. Byli też rodzice Cristobala. I jej mąż z pewnością wdał się w delikatną urodę matki, bowiem ojciec i jego wuj mieli urodę drapieżników. Twarde spojrzenia, ostre rysy twarzy i coś diabelskiego w oczach. Coś co budziło strach u dam i jednocześnie kusiło do nich. Cristobal tego nie miał, był przystojny, ale elfi w swej urodzie. Delikatny jak panienka.
Kathil westchnęła i przysunęła się do obrazu przyglądając się Condradowi uważnie, szukając w wyrazie namalowanej twarzy czegoś… czegokolowiek co mogłaby wykorzystać na swoją korzyść.
- Kim Ty jesteś? - wyszeptała bezwiednie. Obraz niestety nie chciał odpowiedzieć.
W sypialni jej myśli wciąż kręciły się wokół nieznanego członka rodziny. W końcu zasnęła.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 04-12-2015 o 08:31.
corax jest offline