Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2015, 14:47   #13
Smirrnov
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
_____Wejście do lochu kończyło się ścianą. Wnęka po prawej stronie skrywała drzwi maźnięte niedbale na kolor ścian. Niezbyt świeża farba, ale nie widać było oznak nadgryzienia przez wilgoć co sugerowało miesięczny, może trochę dłuższy odstęp czasu od ostatniego malowania. Pięść strażnika zapukała w te wrota. Raz. Pauza. Drugi. Pauza. Trzy krótkie. Pauza. Kopniak.
-Już otwieram już! - słychać było stłumione wołanie zza drewna. Szczęk zasuwy i ukazała się przybyłym lekko zapita morda niegrzesząca sprytem. Za to oczka lubieżnie spoglądały na odzienie przetrzymywanych. - Ładne pierścionki – zarechotał śmierdzący starą przepalanką odźwierny.
_____Korytarz zawracał i znów skręcał w prawo. Na ścianie z lewej strony widać było przeszklony świetlik umożliwiający osobom wewnątrz przyjrzeć się „gościom”. Widocznie od zewnętrznej strony chroniła szybę iluzja. Podwójne wrota skrywały szczelnie wszelkie więzienne zapachy. Gdy jednak zostały uchylone do nozdrzy przybyłych dotarła wyrazista, lepka macka odoru. Pot, alkohol, specyfiki chemiczne stosowane przy torturach, mocz, kał, rzygowiny, słodycz rozkładającego się mięsa, szczurze bobki, krew, a wszystko wymieszane w wilgotnej stęchłej chmurze własnego zapachu samego lochu. Po obu stronach prostego korytarza, ciągnęły się zakratowane cele. Sam „tunel” niknął w mroku z którego dochodziły ciche świsty i nieco głośniejsze jęki. Saretha i Visa zaprowadzono jednak do innego pomieszczenia. Był to pokój strażników i sala „odwiedzin” jednocześnie. Akurat drzwi były szeroko otwarte.
Odwiedziny dotyczyły oczywiście straży, która zamawiała sobie kurwy. Właśnie jedna kończyła „pracę” klęcząc do wejścia plecami. Rozsupłana suknia zsunęła jej się na biodra, a plecy znaczyły ślady bicza, chrosty świadczące o chorobach skóry i tatuaż określonego burdelu. Dziwka klęczała w kałuży błyszczącej w świetle pochodni. Gdy jęk gwardzisty, oznajmił o wykonaniu zadania podniosła się z klęczek kapiąc spermą na swe uda i podłogę. Zasłoniła tors, odwróciła się z uśmiechem i zagarniając sporą sakiewkę minęła nowo przybyłych.

- Na pierdolone sieroty świata ! - ryknął Lynneth – Posprzątać mi tutaj. Mamy gości oczekujących na Dzierzbę. Ma tu być co najmniej znośnie! - głos zmobilizował pozostałą czwórkę „domowników” oraz ochronę samego Lynnetha do sprawnej krzątaniny.

Stół przetarto, na plamę po spermie i sądząc z zapachu moczu, wylano dwa wiadra wody – ot, niektórzy więźniowie nie dostaną dziś pić – i przyniesiono skądś krzesła. Wszystko ustawiono w zaledwie 2minuty. Więźniów czy też gości przepchnięto pod ścianę i przykuto im nogi żelaznymi klamrami z łańcuchem. Prawą do lewej nogi towarzysza, a lewą do ściany. Rąk czarodziejowi nie rozwiązano, a bardową lutnię odstawiono w przeciwległy kąt. Po krzątaninie w pomieszczeniu został tylko Lynneth. Niecałe trzy oddechy później wejście – zamknięte po porządkach - otworzyło się skrzypiąc.
Wchodząca postać była cała odziana w czerń. Szczupłą sylwetkę skrywały szaty o ziołowym zapachu. Zakryta dziobem twarz rozejrzała się po strażniczej klitce. Skinęła głową Lynnethowi a ten milcząc wyszedł, zostawiając przykutych więźniów sam na sam z… jak się domyślali, Dzierzbą.

-Witajcie - cichy świszczący głos wydobył się spod maski. Na stolik przed wami zaczął wyciągać narzędzia chirurgiczne poukładane w specjalne kieszonki przy skórzanym pasie. - Och, nie martwcie się, to nie na was. Może. Jeśli będziecie grzeczni - może się uśmiechał, a może nie. Z powodu zakrytej twarzy trudno było stwierdzić. - Jesteście przyjezdni prawda? I nikt z was nie chce żadnych kłopotów o ile dobrze myślę. To bardzo dobrze się składa. Chcę wam pomóc. Straż tutaj jest nadgorliwa, szczególnie Lynneth. On, cóż. Nieważne… skupmy się na was. Co was sprowadza do naszego pięknego miasta? - spokojny głos ukrywał nutę niebezpieczeństwa dudniącą gdzieś ze struny ich podświadomości.

Vis pochylił głowę w lekkim ukłonie i zaczął mówić.
- Jestem przejezdnym bardem, ale imam się niemal każdego zawodu. Swego czasu byłem pomocnikiem chirurga, spędziłem miesiąc oswajając dzikie konie, byłem prawnikiem w Neverwinter, miałem przyjemność namalowania kilku portretów, koło roku mojego krótkiego życia uczyłem się różnych języków w Silverymoon. Kolejny rok spędziłem w Ghaldaneth gdzie pobierałem nauki na Wielkim Uniwersytecie. Mam luźną wiedzę na temat sztuk pięknych, anatomii, religii, historii, inżynierii, oddziaływań planów i botaniki.
Opanowałem również grę na praktycznie każdym znanym ludzkości instrumencie, lecz preferuję śpiew. Do tego pięknego miasta przybyłem bez żadnego specyficznego celu. Zawsze podróżuję naprzód i piszę, wiecznie piszę, by zostawić potomnym mały fragment mnie, odrobinę spuścizny. Staram się występować w mniej elitarnych przybytkach, powiem wprost zazwyczaj ukrywam moje umiejętności, ciągnie mnie do prostego ludu. Codzienność jest niezwykle liryczna i to staram się właśnie ująć w ramy słów.
Mam nadzieję że pewnego dnia natrafię na coś co pozwoli mi napisać dzieło które przetrwa dłużej niż życie moje, moich hipotetycznych potomków i nie mniej wyimaginowanych wnuków. Jeśli państwo sobie tego życzą to oczywiście opuszczę mury miasta bo szybkim zaopatrzeniu się w prowiant konieczny do dalszej podróży. -
w końców skończył swój wywód.

Bard niby wyglądał tak samo jak kilka sekund temu, ale wszyscy zebrani mieli wrażenie jakby jego rysy odrobinę wyszlachetniały, a oczy nabrały przenikliwości charakterystycznej dla mędrców.

- Rozumiem, wielce szlachetne opowieści i marzenia. - spod maski wydobył się lekki chichot - A jak się to ma w przypadku naszego drugiego gościa czarodzieja? Jakiś połów na nowych służących? Poszukiwania narybku? A może próba nawiązania kontaktu z Gildią? Tyle możliwości, tyle pytań. Tyle zmiennych. Taak, ciekawe ciekawe. No słucham? - było to złudzenie (a może nie?), lecz Sarethowi wydawało się, że zamaskowana postać przygląda mu się dużo uważniej niż bardowi.

Sareth spojrzał na barda. Nie dziwił się, że ten zaczął czarować swoim głosem i opowieścią, ale gdy potok słów z jego ust się nie zatrzymywał, na twarzy maga pojawił się wyraz zdziwienia. Lekko uniesiona prawa brew powędrowała jeszcze wyżej i otwarte usta wyraźnie to sugerowały. Gdy bard skończył, mag kłapnął ustami, uświadamiając sobie, że miał je otwarte. Na głos mężczyzny, którego oblicze skryte było za maską, zwrócił twarz w jego kierunku.

-Nic z tych rzeczy, ale zanim powiem coś więcej, chciałbym wiedzieć dlaczego zostałem zatrzymany. Rozumiem, że straż jest nadgorliwa, ale tak witacie każdego przyjezdnego? Magia może i jest zakazana, ale jej używanie, a tego zakazu jak mi wiadomo nie złamałem. A co do celu mojej wizyty to cóż, szukam informacji, które potrzebne mi się do badań. Szukam starych tekstów, ksiąg i pism, które mogą mi w tym pomóc, dlatego też rozpytywałem o świątynię. Miałem podejrzenia, że znajdę tam potrzebną mi wiedzę. - przerwał na chwilę, spojrzał prosto w miejsce, gdzie powinny znajdować się oczy mężczyzny, ale przesłaniała je maska
-Nie chodzi tu o potężną wiedzę magiczną ani o tajemnice państwowe, nie bój się. No, także jak rozumiesz, nie robię tu nic nielegalnego i nieprzyzwoitego, co zasługiwałoby na takie traktowanie. Jestem tutaj zwykłym gościem, utrudzonym podróżą, ale też nie mam zamiaru kryć się z moim pochodzeniem i przynależnością. - po raz kolejny przerwał, rozejrzał się wokół i kontynuował
[i]- Jeśli już to ustaliliśmy to prosiłbym o przedstawienie zarzutów, a jeśli takowych nie ma to o zwolnienie mnie z tego… “aresztu”.

- Ależ skąd. Nie zatrzymaliśmy Cię bo cię podejrzewamy. I tak, najczęściej wszystkich magicznych gości co najmniej obserwujemy. Jednak reputacja twojej - tu Dzierzba zachichotał ponownie - frakcji sprawia, że mieliśmy Cię na szczególnej uwadze. A będąc szczerym ja miałem. Bo czy tego chcesz czy nie, jesteś mi potrzebny. W jaki sposób, hmmm uznajmy, że w adekwatny do umiejętności i zainteresowań. Ale o szczegółach może nieco później. Na razie skupmy się na waszych… nogach - to powiedziawszy zarówno Vis jak i Sareth poczuli cienką nitkę obcej świadomości, próbującą się przedostać do ich umysłów. Nie była nachalna. Stanowiła raczej delikatne muśnięcia niczym oddech kochanki - Nie stawiajcie oporu, zaboli. No i mam na to całą noc. - dziobaty podszedł do nich ze skalpelem w ręku. Naciął delikatnie skórę każdego z nich. Na wierzchu dłoni, po czym zebrał po kropelce do osobnych fiolek - to takie zabezpieczenie. Na przyszłość.

Nim jednak zdążył dokończyć zdanie skrzypiące drzwi otworzyły się do wewnątrz a całej trójce ukazała się dość dziwna “pielgrzymka”. Był nią zdezorientowany Gwardzista, całkiem atrakcyjna blondyna i pomarszczony, brzydki i rzucający wszędzie złowrogo-wkurzone spojrzenia… kurdupel.
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline