Tę noc Neida przespała całą. Nic jej nie obudziło, nawet głośna burza, panująca na zewnątrz.
W końcu, kiedy nastał świt, dziewczyna otworzyła leniwie oczy, przeciągnęła się i zeszła z pryczy. Szybko wyciągnęła swój zestaw do makijażu i zaczęła rozczesywać długie, jasne włosy, jednocześnie dekorując twarz.
Gdy była już gotowa, nałożyła na siebie błękitne szaty, we włosy wpięła piękną, czerwoną różę, po czym z uśmiechem wyszła na pokład, gdzie z zadowoleniem stwierdziła, iż dopłynęli do jakiegoś lądu. Czy był on nieznany, czy też znany, nie miało najmniejszego znaczenia dla kapłanki.
Uśmiechnęła się promiennie spoglądając w niebo i myśląc o swojej bogini, Afrodycie.
Neida wyszła na ląd i zauważyła sowę, która po chwili znikła z pola widzenia. Dziewczyna prawie w ogóle nie przejęła się tym znakiem i ruszyła w stronę towarzyszy.
Podeszła do Adr...Ad...Ar... do kapłana Zeusa, który szedł za kapłanką Ateny.
- Witam cię, mój miły panie - rzekła, po czym ukłoniła się mężczyźnie. - Piękny dzień dziś mamy, prawda?
__________________ Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska. |