Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2015, 19:22   #21
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Zatem oczekiwanie dobiegło końca. Desire jednocześnie poczuła ulgę i niepokój. Ani jedno, ani też drugie nie wstrzymały jej jednak przed odpowiednim przygotowaniem się do owej chwili, która miała tak wiele różnych dla nich znaczeń. Opuściwszy Raula udała się do wyznaczonej jej komnaty. Oczywistym było dla niej, który strój powinna wybrać. Cichy szept w jej głowie obiecywał ucztę dla duszy, a na takie tylko jedna suknia się nadawała.
Czarna, skórzana kreacja, tak obca i jednocześnie tak znajoma. Jej dotyk na nagiej skórze wzbudzał drżenie, chłodząc i rozgrzewając ją jednocześnie. Gorset drażnił mile zarówno ciało jak i umysł dziewczyny. Nawet trzewiki zdawały się wysyłać obietnice, które sprawiały, że uśmiech wyczekiwania nie spływał z jej ust. Była szczęśliwa niczym dziecko przed swym pierwszym, poważnym balem. Okręciła się nawet wokoło zakładając jednocześnie rękawiczki. O tak, w tej chwili czuła się jak księżniczka, która wkrótce spotka się ze swym księciem. Księciem, który spłynie krwią u jej stóp. Wspaniała, gorąca i nie dająca się porównać z niczym innym - pierwsza miłość.
Roześmiała się na głos. Oczywiście, że nie myślała o kardynale, lecz o kimś, kto zginąć miał z jej ręki tego wieczoru. Bowiem ktoś zginąć musiał, nie miała zamiaru kłaść głowy na poduszce bez wcześniejszego spełnienia. To byłą jej noc, jej bal i jej wybranek. Lub wybranka, wszak płeć ani wiek nie miały w tej kwestii znaczenia. Liczyła się śmierć, liczył się ból i nade wszystko liczyła się krew.

W szampańskim nastroju chwyciła w dłoń swój kuferek i bez pukania, ono bowiem zbędnym się stało lat parę wstecz, wkroczyła do sąsiedniej komnaty.
- Gotowy? - zapytała z błyskiem w oczach.

Był gotowy - tak fizycznie, jak i psychicznie. Mimo tego raz jeszcze sprawdził broń, po czym powiedział:
- Możemy iść.

Poszli zatem. Karoca, niczym się nie wyróżniająca i czarna niczym sama noc, stała przed głównym wejściem. Desire jako pierwsza wspięła się po stopniach by zająć w niej miejsce. Gdy tylko Raul do niej dołączył, konie ruszyły przy dźwięku trzaśnięcia batem. Uśmiech zagościł na twarzy dziewczyny. Lubiła ten dźwięk, szczególnie gdy łączył się z krzykiem ofiary. Czysty i ostry niczym sztylet. Ranił ale nie zabijał, idealne narzędzie do wymierzenia kary lub skłonienia ofiary do mówienia. Względnie do przedłużenia jej mąk. Z zasady jednak wolała inne narzędzia, bardziej efektowne i precyzyjne. Takie, które wiozła ze sobą. Być może dała się zwieść pragnieniom, jednak pewniej się czuła mając je pod ręką.

Podróż minęła w ciszy. Pogrążeni we własnych myślach nie odzywali się. Dość już wszak zostało powiedziane. Nie znaczyło to jednak, że atmosfera w karocy była sztywna i wymuszona. Oboje znali się dość by brak słów nie wzbudzał owej niezręczności, która zwykle towarzyszyła takim sytuacjom. Była to spokojna, łagodna cisza, która pozwalała ukoić nerwy i przygotować się na to, co los miał im zesłać.

Zesłał im zaś mężczyznę w kościele, odzianego w czarne szaty, niczym prosty siewca słowa Bożego. Dess, która raczej nie należała do dusz dobrze czujących się w miejscach takich jak kościół, do którego wkroczyli, rozejrzała się bacznie wokoło, szukając uzbrojonych strażników. Wszak kardynał, nawet przybywając gdzieś incognito winien mieć przy sobie przynajmniej kogoś ze swej zaufanej gwardii. Tak też było i tym razem, co niemal z ulgą przyjęła, dostrzegając ciemną sylwetkę skrytą w cieniu drzwi do zakrystii prowadzących. Z pewnością byli i inni, rozmieszczeni tak by zapewnić bezpieczeństwo dostojnej figurze. Gdyby chciała mogłaby ku nim sięgnąć, jednak… Jej uwaga ponownie skupiła się na mężczyźnie stojącym przy figurze Maryi z dzieciątkiem. Świece rozjaśniały jego twarz, pozwalając dostrzec malujące się na niej skupienie. Usta kardynała poruszały się w cichej modlitwie, oczy były przymknięte. Dess wierzącą nie była, zbytnio bowiem owa wiara kłóciła się z jej życiem i pragnieniami, jednak przez chwilę zdolna była uwierzyć, że ma przed sobą Bożego posłańca. Przystanęła nawet na chwilę, wpatrzona w jego twarz i blask jaki na nią padał. Chwila jednak minęła i to niezwykle szybko. Ruch powietrza, ostre ostrzeżenie szarej strefy. Przeciwnik pojawił się niczym duch, nie robiąc przy tym żadnego hałasu. Przeliczył się jednak jeżeli sądził, że uda się mu ją zaskoczyć. Okrzyk bólu rozdarł pełną nabożności ciszę. Krzyk, który bynajmniej nie z jej gardła się wydobył.
- Brawo - rozległ się głos, okraszony dźwiękiem powolnego i oszczędnego klaskania. - Czyżbym pozbył się jednego z mych wiernych gwardzistów?
Desire zignorowała kardynała, skupiając się na mężczyźnie, który wyrwał właśnie jeden z jej sztyletów ze swego ramienia. To co wydobyło się przy tym z ust jego nijak nie pasowało do tego świętego miejsca, jednak zostało wynagrodzone uprzejmym uśmiechem dziewczyny, która wyciągnęła dłoń po swoją broń.
- Radziłbym ci zwrócenie tego ostrza Alain, zanim sama go zabierze - rozbawienie było lekko wyczuwalne, jednak wystarczająco łatwe do wykrycia by mogła rozluźnić mięśnie. Najwyraźniej przeszła właśnie test, który został dla niej przygotowany. Wątpiła bowiem by to Raul miał być jego obiektem. Odbierając ostrze, skinęła głową gwardziście, ignorując jego wyraźną do niej niechęć. Kolejny wróg do kolekcji.
- Następnym razem nie zakładaj luźnej peleryny. Zdradził cię jej ruch - łaskawie udzieliła porady, następnie skłoniła mu głową odbierając swe ostrze. Krew, która na nim widniała sprawiła, że jej serce zabiło szybciej. Była ciekawa jak smakuje ów gwardzista, jednak zdradzanie zbyt wielu sekretów nie wydało się jej rozsądnym postępowaniem. Później - obiecała szarej strefie, chowając sztylet do pochwy.
Raul opuścił dłoń, która sięgnęła nie do rękojeści szpady, a do schowanego za pazuchą pistoletu. Zabawa w zaskakiwanie niezbyt mu odpowiadała, ale nie on był tu gospodarzem, ale odziany na czarno mężczyzna, w którym łatwo było rozpoznać najważniejszą osobę w królestwie. Tajemnicą poliszynela było to, że król słuchał tego, co mówi kardynał.
Zaś ów Alain miał dużo szczęścia i Raul miał nadzieję, dla jego dobra, że gwardzista nie będzie szukać zemsty. Wtedy kardynał będzie musiał szukać innego gwardzisty.

- Wasza Eminencjo. - Raul skłonił się, ni słowem nie komentując zajścia, jakie miało miejsce przed momentem.
- Wicehrabio - odpowiedział mu Richelieu lekko przy tym pochylając głowę i ruszając w ich stronę.
Desire w przeciwieństwie do jej pana, nie odezwała się słowem. Miast tego postąpiła krok w stronę Raula i spokojnie czekała, aż jego eminencja zbliży się do nich. Wszak nie musiała grać tej komedii przed, wedle słów hrabiny, własnym ojcem.
- Córko - powitał ją, wyciągając dłoń z sygnetem do pocałowania.
- Ojcze - odpowiedziała, składając pocałunek w powietrzu, tuż nad pierścieniem. Jej ukłon był idealny, jej głos obojętny, jedynie pewna sztywność mogła zasugerować, że chwila ta znaczy dla niej coś więcej niż spotkania z nieznajomym. To jednak mogło zostać zaobserwowane tylko przez jedną osobę przebywającą w owym kościele, a to akurat zbytnio jej nie przeszkadzało.
Raul z pozorną obojętnością obserwował to powitanie, chociaż dwuznaczność użytych tu słów była zabawna. Jednak nie zawsze trzeba było informować innych o tym, co się wie.
- Wiele o tobie słyszałem d’Arquien - zwrócił się do Raula, również jemu podając sygnet do pocałowania. - Twoja babka ma niezwykle dobre zdanie o przyszłej głowie rodu.
- Zaszczyt do dla mnie -
Raul pochylił się, naśladując gest Desire - słyszeć te słowa z ust Waszej Eminencji.
- Dlaczego nas wezwałeś? - Desire miała dość owej sztucznej rozmowy. Nie byli na zamku, nikt ich nie słyszał, nie licząc zaufanych gwardzistów kardynała, a ci wszak nie będą rozpowiadać wszem i wobec o tym co działo się pod dachem tego kościoła.
Richelieu drgnął nieznacznie, w sposób wyraźny nie będąc przyzwyczajonym to takiej bezczelności. Jego twarz pozostała jednak obojętna, a głos spokojny gdy odpowiedział.
- Mam drobny problem, który wymaga specjalnej uwagi z twej strony, córko - zmierzył ją ostrym spojrzeniem, co zapewne miało znaczyć iż co prawda nie ukarze jej od razu za jej bezczelność ale prędzej czy później przypomni jej o tym. - Gdy się tym zajmiesz zdecyduję w jaki sposób wykorzystać twoje umiejętności, a także jaką korzyść mogą one przynieść temu młodemu człowiekowi - wskazał przy tym na Raula, lekko jedynie pochylając głowę, jednak nie spoglądając w jego stronę. - Jak zapewne zostaliście już poinformowani, nasze rody dość ściśle ze sobą współpracują. Chciałbym podtrzymać tą tradycję, jednak nie mogę polegać jedynie na słowu. Mam nadzieję, że oboje to rozumiecie - w jego głosie nie było nawet cienia wątpliwości. Wszak gdyby takie zaistniały żadne z nich nie opuściłoby tego miejsca żywym.
Desire skinęła głową. Była ciekawa co też takiego dla niej przygotował. Była także kwestia hrabiny i jej morderczych zapatrywań na przyszłość Raula. Czy były tylko testem czy też szła za nimi jej własna inicjatywa, mająca za zadanie wyeliminowanie obojga, nim do tego spotkania doszło. Jeżeli tak, to poległa z kretesem, jednak przez wzgląd na jej pana, Desire miała nadzieję, że okażą się być tylko próbami.
- Co Wasza Eminencja rozkaże - powiedział Raul.
Osobiście był bardzo ciekaw, co knuje jego eminencja, kardynał Armand de Richelieu, przy współudziale szanownej i dostojnej hrabiny Marie de Riquet. Jednak ciekawość niejednego doprowadziła do piekła, a Raul, chociaż młody, wiedział aż za dobrze, że w rozgrywkach możnych tego świata on, a tym bardziej Desire, są i będą tylko i wyłącznie pionkami, które można poświęcić dla tak zwanych wyższych racji. Zwało się to "polityką" i "działaniem dla dobra Francji".
Zgodność Raula zdecydowanie bardziej przypadła kardynałowi do gustu niż zachowanie jego młodej towarzyszki. Obdarzył go nawet czymś co można było nazwać niemal szczerym uśmiechem.
- Pora zatem byśmy opuścili ten święty przybytek - orzekł, ruszając przy tym w stronę zakrystii.
Desire wraz z Raulem nie mieli innego wyjścia jak tylko podążyć za jego osobą.

Kolejna karoca, kolejne ulice nieco tylko rozświetlone blaskiem latarni. Kolejna, spędzona w ciszy podróż. Desire z ciekawością przyglądała się siedzącemu naprzeciw mężczyźnie, który wedle plotek sprawował władzę absolutną nad Francją. Nie wydawał się jej w żadnym stopniu szczególnym. Ot, człowiek jakich wielu spotkać można było na paryskich ulicach. Może i spojrzenie miał bystrze nieco i jego postawa była pewniejsza, jednak poza tym mogłaby z pewnością minąć go w tłumie i nie odwrócić głowy. Wygląd jednak nie zapewnił mu pozycji, w której obecnie się znajdował, a uczyniła to wiedza o tym jak manipulować tymi, którzy stali na samym szczycie oraz tymi, którzy ową drabinę władzy podtrzymywali u podstaw. Miała wiele pytań, które chciałaby zadać, jednak czas ku temu jeszcze nie nadszedł. Możliwe też, że nigdy miał nie nadejść.



Pałac, w którym rezydował, a który stanowił dar królewski, ciężko było przegapić. Znajdował się w samym centrum Paryża i był strzeżony przez gwardię, która podlegała tylko i wyłącznie jednej osobie. Desire z ulgą powitała fakt iż miast zatrzymać się przed głównym wejściem, stangret poprowadził konie ku bocznej uliczce, która prowadziła do bocznego.
Bogactwo siedziby kardynała przytłaczało. Dess nie mogła odmówić temu miejscu pewnego czaru, jednak na nią z jakiegoś powodu on nie działał. Dopiero gdy zeszli do podziemi, zdołała docenić owe miejsce w pełni. Chłód, mrok i sporadycznie się rozlegające krzyki znacznie bardziej przypadły do gustu dziewczynie. Miała jednak wrażenie, że z grupy, która wraz z gospodarze zapuściła się w to niezbyt przytulne miejsce, tylko ona czuła się dobrze. Nawet kardynał zdawał się nie być w szczególnie radosnym nastroju. Wydać babranie się w brudach wolał oddawać w dłonie swych podwładnych i tylko wyjątkiem robił im tą przyjemność i oprowadzał osobiście. Tylko po co? Pytanie to krążyło w jej głowie nie dając spokoju. Czyżby chciał im pokazać gdzie kończą ci, którzy sprzeciwią się jego woli? Wszak wiadomym było wszem i wobec, że tacy długo nie żyją, a ich ciała co ranek znaleźć można w wodach Sekwany.

Odpowiedź pojawiła się w jakiś czas później, gdy zatrzymali się w jednym z korytarzy, przy drzwiach prowadzących do, jak łatwo było się domyślić, celi. Osoba zawiadująca prywatnymi lochami Richelieu, wysoki, chudy mężczyzna, który został przedstawiony tylko jako kat, stanął przy nich i sięgnął po klucze, nim jednak drzwi zostały otwarte, został on powstrzymany przez swego pracodawcę.
- Za chwilę - rozkazał kardynał, odwracając się do swych gości i dłonią odprawiając gwardzistów. - Moi ludzie złapali tego człowieka. Wedle tego co zostało mi przekazane, które zostały mi przekazane jest on w posiadaniu informacji dotyczących spisku, w którego centrum znajdują się osoby z otoczenia królowej. W szczególności interesuje mnie jaki w nim udział mają muszkieterowie.
- Dlaczego więc nie każesz swym ludziom go wypytać?
- Desire nie miała co prawda nic przeciwko zabawieniu się z osobą, którą kryły przed jej wzrokiem drzwi, jednak chciała także wiedzieć, dlaczego to właśnie ona została do tego wybrana.
- Próbowali, jednak chcę mieć pewność, że to czego się dowiedzieli jest prawdą. Z tego co zostało mi przekazane wynika, że twoje umiejętności są szczególnie przydatne w takich właśnie sytuacjach, młody d’Arquien może potwierdzić, prawda? - Pytanie to zostało skierowane do Raula.
- Informacje Waszej Eminencji są prawdziwe - Raul był zadziwiająco uprzejmy, chociaż to miejsce nie podobało mu się w najmniejszym nawet stopniu. - Co prawda posiadam pewną wiedzę w tej materii, ale panna Desire jest prawdziwą mistrzynią.
- Zatem zostawiam go w twoich rękach - oznajmił kardynał.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline