Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-11-2015, 19:22   #21
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Zatem oczekiwanie dobiegło końca. Desire jednocześnie poczuła ulgę i niepokój. Ani jedno, ani też drugie nie wstrzymały jej jednak przed odpowiednim przygotowaniem się do owej chwili, która miała tak wiele różnych dla nich znaczeń. Opuściwszy Raula udała się do wyznaczonej jej komnaty. Oczywistym było dla niej, który strój powinna wybrać. Cichy szept w jej głowie obiecywał ucztę dla duszy, a na takie tylko jedna suknia się nadawała.
Czarna, skórzana kreacja, tak obca i jednocześnie tak znajoma. Jej dotyk na nagiej skórze wzbudzał drżenie, chłodząc i rozgrzewając ją jednocześnie. Gorset drażnił mile zarówno ciało jak i umysł dziewczyny. Nawet trzewiki zdawały się wysyłać obietnice, które sprawiały, że uśmiech wyczekiwania nie spływał z jej ust. Była szczęśliwa niczym dziecko przed swym pierwszym, poważnym balem. Okręciła się nawet wokoło zakładając jednocześnie rękawiczki. O tak, w tej chwili czuła się jak księżniczka, która wkrótce spotka się ze swym księciem. Księciem, który spłynie krwią u jej stóp. Wspaniała, gorąca i nie dająca się porównać z niczym innym - pierwsza miłość.
Roześmiała się na głos. Oczywiście, że nie myślała o kardynale, lecz o kimś, kto zginąć miał z jej ręki tego wieczoru. Bowiem ktoś zginąć musiał, nie miała zamiaru kłaść głowy na poduszce bez wcześniejszego spełnienia. To byłą jej noc, jej bal i jej wybranek. Lub wybranka, wszak płeć ani wiek nie miały w tej kwestii znaczenia. Liczyła się śmierć, liczył się ból i nade wszystko liczyła się krew.

W szampańskim nastroju chwyciła w dłoń swój kuferek i bez pukania, ono bowiem zbędnym się stało lat parę wstecz, wkroczyła do sąsiedniej komnaty.
- Gotowy? - zapytała z błyskiem w oczach.

Był gotowy - tak fizycznie, jak i psychicznie. Mimo tego raz jeszcze sprawdził broń, po czym powiedział:
- Możemy iść.

Poszli zatem. Karoca, niczym się nie wyróżniająca i czarna niczym sama noc, stała przed głównym wejściem. Desire jako pierwsza wspięła się po stopniach by zająć w niej miejsce. Gdy tylko Raul do niej dołączył, konie ruszyły przy dźwięku trzaśnięcia batem. Uśmiech zagościł na twarzy dziewczyny. Lubiła ten dźwięk, szczególnie gdy łączył się z krzykiem ofiary. Czysty i ostry niczym sztylet. Ranił ale nie zabijał, idealne narzędzie do wymierzenia kary lub skłonienia ofiary do mówienia. Względnie do przedłużenia jej mąk. Z zasady jednak wolała inne narzędzia, bardziej efektowne i precyzyjne. Takie, które wiozła ze sobą. Być może dała się zwieść pragnieniom, jednak pewniej się czuła mając je pod ręką.

Podróż minęła w ciszy. Pogrążeni we własnych myślach nie odzywali się. Dość już wszak zostało powiedziane. Nie znaczyło to jednak, że atmosfera w karocy była sztywna i wymuszona. Oboje znali się dość by brak słów nie wzbudzał owej niezręczności, która zwykle towarzyszyła takim sytuacjom. Była to spokojna, łagodna cisza, która pozwalała ukoić nerwy i przygotować się na to, co los miał im zesłać.

Zesłał im zaś mężczyznę w kościele, odzianego w czarne szaty, niczym prosty siewca słowa Bożego. Dess, która raczej nie należała do dusz dobrze czujących się w miejscach takich jak kościół, do którego wkroczyli, rozejrzała się bacznie wokoło, szukając uzbrojonych strażników. Wszak kardynał, nawet przybywając gdzieś incognito winien mieć przy sobie przynajmniej kogoś ze swej zaufanej gwardii. Tak też było i tym razem, co niemal z ulgą przyjęła, dostrzegając ciemną sylwetkę skrytą w cieniu drzwi do zakrystii prowadzących. Z pewnością byli i inni, rozmieszczeni tak by zapewnić bezpieczeństwo dostojnej figurze. Gdyby chciała mogłaby ku nim sięgnąć, jednak… Jej uwaga ponownie skupiła się na mężczyźnie stojącym przy figurze Maryi z dzieciątkiem. Świece rozjaśniały jego twarz, pozwalając dostrzec malujące się na niej skupienie. Usta kardynała poruszały się w cichej modlitwie, oczy były przymknięte. Dess wierzącą nie była, zbytnio bowiem owa wiara kłóciła się z jej życiem i pragnieniami, jednak przez chwilę zdolna była uwierzyć, że ma przed sobą Bożego posłańca. Przystanęła nawet na chwilę, wpatrzona w jego twarz i blask jaki na nią padał. Chwila jednak minęła i to niezwykle szybko. Ruch powietrza, ostre ostrzeżenie szarej strefy. Przeciwnik pojawił się niczym duch, nie robiąc przy tym żadnego hałasu. Przeliczył się jednak jeżeli sądził, że uda się mu ją zaskoczyć. Okrzyk bólu rozdarł pełną nabożności ciszę. Krzyk, który bynajmniej nie z jej gardła się wydobył.
- Brawo - rozległ się głos, okraszony dźwiękiem powolnego i oszczędnego klaskania. - Czyżbym pozbył się jednego z mych wiernych gwardzistów?
Desire zignorowała kardynała, skupiając się na mężczyźnie, który wyrwał właśnie jeden z jej sztyletów ze swego ramienia. To co wydobyło się przy tym z ust jego nijak nie pasowało do tego świętego miejsca, jednak zostało wynagrodzone uprzejmym uśmiechem dziewczyny, która wyciągnęła dłoń po swoją broń.
- Radziłbym ci zwrócenie tego ostrza Alain, zanim sama go zabierze - rozbawienie było lekko wyczuwalne, jednak wystarczająco łatwe do wykrycia by mogła rozluźnić mięśnie. Najwyraźniej przeszła właśnie test, który został dla niej przygotowany. Wątpiła bowiem by to Raul miał być jego obiektem. Odbierając ostrze, skinęła głową gwardziście, ignorując jego wyraźną do niej niechęć. Kolejny wróg do kolekcji.
- Następnym razem nie zakładaj luźnej peleryny. Zdradził cię jej ruch - łaskawie udzieliła porady, następnie skłoniła mu głową odbierając swe ostrze. Krew, która na nim widniała sprawiła, że jej serce zabiło szybciej. Była ciekawa jak smakuje ów gwardzista, jednak zdradzanie zbyt wielu sekretów nie wydało się jej rozsądnym postępowaniem. Później - obiecała szarej strefie, chowając sztylet do pochwy.
Raul opuścił dłoń, która sięgnęła nie do rękojeści szpady, a do schowanego za pazuchą pistoletu. Zabawa w zaskakiwanie niezbyt mu odpowiadała, ale nie on był tu gospodarzem, ale odziany na czarno mężczyzna, w którym łatwo było rozpoznać najważniejszą osobę w królestwie. Tajemnicą poliszynela było to, że król słuchał tego, co mówi kardynał.
Zaś ów Alain miał dużo szczęścia i Raul miał nadzieję, dla jego dobra, że gwardzista nie będzie szukać zemsty. Wtedy kardynał będzie musiał szukać innego gwardzisty.

- Wasza Eminencjo. - Raul skłonił się, ni słowem nie komentując zajścia, jakie miało miejsce przed momentem.
- Wicehrabio - odpowiedział mu Richelieu lekko przy tym pochylając głowę i ruszając w ich stronę.
Desire w przeciwieństwie do jej pana, nie odezwała się słowem. Miast tego postąpiła krok w stronę Raula i spokojnie czekała, aż jego eminencja zbliży się do nich. Wszak nie musiała grać tej komedii przed, wedle słów hrabiny, własnym ojcem.
- Córko - powitał ją, wyciągając dłoń z sygnetem do pocałowania.
- Ojcze - odpowiedziała, składając pocałunek w powietrzu, tuż nad pierścieniem. Jej ukłon był idealny, jej głos obojętny, jedynie pewna sztywność mogła zasugerować, że chwila ta znaczy dla niej coś więcej niż spotkania z nieznajomym. To jednak mogło zostać zaobserwowane tylko przez jedną osobę przebywającą w owym kościele, a to akurat zbytnio jej nie przeszkadzało.
Raul z pozorną obojętnością obserwował to powitanie, chociaż dwuznaczność użytych tu słów była zabawna. Jednak nie zawsze trzeba było informować innych o tym, co się wie.
- Wiele o tobie słyszałem d’Arquien - zwrócił się do Raula, również jemu podając sygnet do pocałowania. - Twoja babka ma niezwykle dobre zdanie o przyszłej głowie rodu.
- Zaszczyt do dla mnie -
Raul pochylił się, naśladując gest Desire - słyszeć te słowa z ust Waszej Eminencji.
- Dlaczego nas wezwałeś? - Desire miała dość owej sztucznej rozmowy. Nie byli na zamku, nikt ich nie słyszał, nie licząc zaufanych gwardzistów kardynała, a ci wszak nie będą rozpowiadać wszem i wobec o tym co działo się pod dachem tego kościoła.
Richelieu drgnął nieznacznie, w sposób wyraźny nie będąc przyzwyczajonym to takiej bezczelności. Jego twarz pozostała jednak obojętna, a głos spokojny gdy odpowiedział.
- Mam drobny problem, który wymaga specjalnej uwagi z twej strony, córko - zmierzył ją ostrym spojrzeniem, co zapewne miało znaczyć iż co prawda nie ukarze jej od razu za jej bezczelność ale prędzej czy później przypomni jej o tym. - Gdy się tym zajmiesz zdecyduję w jaki sposób wykorzystać twoje umiejętności, a także jaką korzyść mogą one przynieść temu młodemu człowiekowi - wskazał przy tym na Raula, lekko jedynie pochylając głowę, jednak nie spoglądając w jego stronę. - Jak zapewne zostaliście już poinformowani, nasze rody dość ściśle ze sobą współpracują. Chciałbym podtrzymać tą tradycję, jednak nie mogę polegać jedynie na słowu. Mam nadzieję, że oboje to rozumiecie - w jego głosie nie było nawet cienia wątpliwości. Wszak gdyby takie zaistniały żadne z nich nie opuściłoby tego miejsca żywym.
Desire skinęła głową. Była ciekawa co też takiego dla niej przygotował. Była także kwestia hrabiny i jej morderczych zapatrywań na przyszłość Raula. Czy były tylko testem czy też szła za nimi jej własna inicjatywa, mająca za zadanie wyeliminowanie obojga, nim do tego spotkania doszło. Jeżeli tak, to poległa z kretesem, jednak przez wzgląd na jej pana, Desire miała nadzieję, że okażą się być tylko próbami.
- Co Wasza Eminencja rozkaże - powiedział Raul.
Osobiście był bardzo ciekaw, co knuje jego eminencja, kardynał Armand de Richelieu, przy współudziale szanownej i dostojnej hrabiny Marie de Riquet. Jednak ciekawość niejednego doprowadziła do piekła, a Raul, chociaż młody, wiedział aż za dobrze, że w rozgrywkach możnych tego świata on, a tym bardziej Desire, są i będą tylko i wyłącznie pionkami, które można poświęcić dla tak zwanych wyższych racji. Zwało się to "polityką" i "działaniem dla dobra Francji".
Zgodność Raula zdecydowanie bardziej przypadła kardynałowi do gustu niż zachowanie jego młodej towarzyszki. Obdarzył go nawet czymś co można było nazwać niemal szczerym uśmiechem.
- Pora zatem byśmy opuścili ten święty przybytek - orzekł, ruszając przy tym w stronę zakrystii.
Desire wraz z Raulem nie mieli innego wyjścia jak tylko podążyć za jego osobą.

Kolejna karoca, kolejne ulice nieco tylko rozświetlone blaskiem latarni. Kolejna, spędzona w ciszy podróż. Desire z ciekawością przyglądała się siedzącemu naprzeciw mężczyźnie, który wedle plotek sprawował władzę absolutną nad Francją. Nie wydawał się jej w żadnym stopniu szczególnym. Ot, człowiek jakich wielu spotkać można było na paryskich ulicach. Może i spojrzenie miał bystrze nieco i jego postawa była pewniejsza, jednak poza tym mogłaby z pewnością minąć go w tłumie i nie odwrócić głowy. Wygląd jednak nie zapewnił mu pozycji, w której obecnie się znajdował, a uczyniła to wiedza o tym jak manipulować tymi, którzy stali na samym szczycie oraz tymi, którzy ową drabinę władzy podtrzymywali u podstaw. Miała wiele pytań, które chciałaby zadać, jednak czas ku temu jeszcze nie nadszedł. Możliwe też, że nigdy miał nie nadejść.



Pałac, w którym rezydował, a który stanowił dar królewski, ciężko było przegapić. Znajdował się w samym centrum Paryża i był strzeżony przez gwardię, która podlegała tylko i wyłącznie jednej osobie. Desire z ulgą powitała fakt iż miast zatrzymać się przed głównym wejściem, stangret poprowadził konie ku bocznej uliczce, która prowadziła do bocznego.
Bogactwo siedziby kardynała przytłaczało. Dess nie mogła odmówić temu miejscu pewnego czaru, jednak na nią z jakiegoś powodu on nie działał. Dopiero gdy zeszli do podziemi, zdołała docenić owe miejsce w pełni. Chłód, mrok i sporadycznie się rozlegające krzyki znacznie bardziej przypadły do gustu dziewczynie. Miała jednak wrażenie, że z grupy, która wraz z gospodarze zapuściła się w to niezbyt przytulne miejsce, tylko ona czuła się dobrze. Nawet kardynał zdawał się nie być w szczególnie radosnym nastroju. Wydać babranie się w brudach wolał oddawać w dłonie swych podwładnych i tylko wyjątkiem robił im tą przyjemność i oprowadzał osobiście. Tylko po co? Pytanie to krążyło w jej głowie nie dając spokoju. Czyżby chciał im pokazać gdzie kończą ci, którzy sprzeciwią się jego woli? Wszak wiadomym było wszem i wobec, że tacy długo nie żyją, a ich ciała co ranek znaleźć można w wodach Sekwany.

Odpowiedź pojawiła się w jakiś czas później, gdy zatrzymali się w jednym z korytarzy, przy drzwiach prowadzących do, jak łatwo było się domyślić, celi. Osoba zawiadująca prywatnymi lochami Richelieu, wysoki, chudy mężczyzna, który został przedstawiony tylko jako kat, stanął przy nich i sięgnął po klucze, nim jednak drzwi zostały otwarte, został on powstrzymany przez swego pracodawcę.
- Za chwilę - rozkazał kardynał, odwracając się do swych gości i dłonią odprawiając gwardzistów. - Moi ludzie złapali tego człowieka. Wedle tego co zostało mi przekazane, które zostały mi przekazane jest on w posiadaniu informacji dotyczących spisku, w którego centrum znajdują się osoby z otoczenia królowej. W szczególności interesuje mnie jaki w nim udział mają muszkieterowie.
- Dlaczego więc nie każesz swym ludziom go wypytać?
- Desire nie miała co prawda nic przeciwko zabawieniu się z osobą, którą kryły przed jej wzrokiem drzwi, jednak chciała także wiedzieć, dlaczego to właśnie ona została do tego wybrana.
- Próbowali, jednak chcę mieć pewność, że to czego się dowiedzieli jest prawdą. Z tego co zostało mi przekazane wynika, że twoje umiejętności są szczególnie przydatne w takich właśnie sytuacjach, młody d’Arquien może potwierdzić, prawda? - Pytanie to zostało skierowane do Raula.
- Informacje Waszej Eminencji są prawdziwe - Raul był zadziwiająco uprzejmy, chociaż to miejsce nie podobało mu się w najmniejszym nawet stopniu. - Co prawda posiadam pewną wiedzę w tej materii, ale panna Desire jest prawdziwą mistrzynią.
- Zatem zostawiam go w twoich rękach - oznajmił kardynał.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 22-11-2015, 20:11   #22
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Raul ruszył za kardynałem, pełen niezbyt pochlebnych myśli związanych z miejscem, które właśnie opuszczał, ze stosownymi tu metodami, tudzież z człowiekiem, za którym właśnie podążał.
Prywatne więzienie, w którym można było przetrzymywać ludzi. Niewygodnych ludzi, po których ginął wszelki ślad, którzy przepadali bezpowrotnie, bo któż zgodziłby się, by ofiara tortur chodziła po ulicach Paryża i rozpowiadała wszem i wobec, jakich "przyjemności" doświadczyła podczas wizyty w kardynalskich lochach.
A same tortury?
Bardzo problematyczna metoda wyciągania informacji. Przy odrobinie umiejętności ze strony kata ofiara była w stanie bardzo długo żyć i równie długo cierpieć. Jeśli zaś chodzi o zeznania... W najgorszej sytuacji byli niewinni, którzy - z oczywistych względów - nie mieli do czego się przyznawać. Część z nich w końcu mówiła wszystko, co tylko oprawcy chcieli usłyszeć. Przeważająca część.
No i niewinność okazywała się czymś całkowicie względnym.
A swoją drogą Raul większą wiarę pokładał w ziołach, niż w wydobywaniu zeznań ogniem i żelazem.

A może to było zwykłe ostrzeżenie? Popatrz, jak kończą moi wrogowie?
Taka możliwość również istniała i była nawet bardzo prawdopodobna. Raul był pewien, że kardynał zwykł był łączyć przyjemne z pożytecznym. I że nic nie robił ot tak sobie.

Gabinet, do którego w końcu dotarli, znajdował się na pierwszym piętrze i w widoczny sposób należał do człowieka pracy. Szafy pełne ksiąg, biurko zawalone papierami, parę zwiniętych w rulony map. Światło parunastu świec wypędziło z pokoju mrok.
Kardynał zasiadł za biurkiem, po czym wskazał wicehrabiemu drugie krzesło.
- Co powiesz o tym? - Podał Raulowi zapełniony literami papier.
Litery jak litery. Raul należał do tych, co potrafili czytać bez poruszania ustami, a na dodatek potrafił to robić nie tylko w ojczystym języku, ale również władał (dość biegle) tak włoskim, jak i hiszpańskim czy angielskim. Nie potrafiłby zmylić rodowitego mieszkańca tych krajów, ale dogadać - i owszem. A nawet prawić komplementy paniom.
W tym jednak przypadku znajomość liter w niczym nie pomogła, choć bowiem alfabet był francuski, to litery nijak nie układały się w wyrazy.
Raul oczywiście nie zamierzał wyskakiwać z rewelacjami w stylu "Ojej, czy to szyfr?" albo też "A skąd to masz?". Był pewnie, że po takim "występie" kardynał wnet znalazłby dla niego miejsce wśród gości, spędzających czas w najniższych kondygnacjach kardynalskiego pałacu.
- Co zastosowano? Jakąś modyfikację szyfru Cezara, Vigenere'a, czy może cifrario a zigzag?
- Vigenere - odpowiedział kardynał, zaszczycając Raula czymś pośrednim między uśmiechem a skrzywieniem ust.
Raul przez moment jeszcze przyglądał się pergaminowi, po czym odłożył go na stół.
- Zatem - rozpoczął gospodarz Raula, opierając łokcie o biurko i składając dłonie jak do modlitwy, podpierając nimi brodę. - Jak sprawuje się moja córka w twej służbie?
Na szczęście Raul stał się również posiadaczem tej tajemnicy, nie zrobił więc głupiej miny i nie zapytał "Kto??", otwierając szeroko oczy.
Dess miała kilka cech, których idealny służący posiadać nie powinien, ale nie da się ukryć - dziewczyna nie była służącą sensu stricte, a w takim przypadku owe cechy bywały nad wyraz przydatne.
- Nie wyobrażam sobie nikogo, kto mógłby ją zastąpić - powiedział. Szczerze, bo wszak szczerości oczekiwał od niego kardynał.
- To dobrze - oświadczył ten, nie spuszczając czujnego wzroku ze swego gościa. - Zależy mi na dalszej współpracy jaką możecie mi zaoferować, a jej umiejętności będą tu dość istotne. Czy babka poinformowała was o charakterze naszej współpracy?
- Mówiła jedynie o współpracy - odparł Raul. - Zapewne uznała, że Wasza Eminencja lepiej niż ona przedstawi swe wymagania.
- Rozumiem - odparł, jednak najwyraźniej nie kwapił się z wyjaśnianiem owej kwestii, gdyż w gabinecie zapanowała cisza.
- Zobaczmy jak poradzi sobie Desire - oznajmił w końcu. - Uważam, że omawianie tej kwestii wcześniej będzie marnowaniem czasu. Wszak i ona ma tu coś do powiedzenia. - To, że zapewne niewiele tak naprawdę miała, zostało niedopowiedziane.
- Jestem pewien, że poradzi sobie - stwierdził Raul, chociaż, prawdę mówią, nigdy nie oglądał dziewczyny podczas wykonywania takiego zadania. - Ale jeżeli bezpośrednio z ust Waszej Eminencji usłyszy, czego Wasza Eminencja oczekuje, będzie wpłynie to korzystnie na ostateczny efekt naszej współpracy. Na wykonanie zadań, jakie Wasza Eminencja nam zleci.
- Liczę na to - odparł, jednak w słowach tych tkwiło wyraźne “oczekuję”. - Zdajesz się przyjmować jej specyficzne talenty dość spokojnie - mimo iż wyraźnego zapytania w jego głosie nie było to jednak wzrok domagał się odpowiedzi, a najlepiej zaś by dołączona do niej była pełne uzasadnienie.
- Znamy się już wiele lat - wyjaśnił Raul. Nie był pewien, ile kardynał wie o swojej córce, a niektóre sekrety dziewczyny powinny pozostawać sekretami. - Od początku była kimś nietypowym, nie pasującym do określenia "służąca". Do wielu rzeczy zdążyłem się przyzwyczaić.
- No cóż, zobaczymy - niezobowiązująca odpowiedź kardynała najwyraźniej była zakończeniem owego przesłuchania. Niedługo po tym rozległo się pukanie do drzwi, a po otrzymaniu pozwolenia, do gabinetu wszedł starszy służący.
- Wasza Eminencjo, kolację podano - oznajmił, kłaniając się nisko.
Odpowiedziało mi niedbałe skinięcie głową.
- Chodźmy zatem - orzekł wstając i kierując się ku bocznym drzwiom.
Raul wstał równocześnie z kardynałem i ruszył w ślad za nim.
Być może wielu uznałoby kolację z najważniejszym człowiekiem we Francji za nie wiadomo jaki zaszczyt, Raul jednak po pierwsze wiedział, że i tak nie będzie mógł się przed nikim pochwalić tą znajomością, a po drugie - zastanawiał się cały czas nad tym, na czym będzie polegała współpraca z Richelieu. Po tym, co widział w lochach, wątpił, by czekały ich same przyjemności.

Pomieszczenie, do którego wkroczyli, niczym nie przypominało okazałej sali jadalnej, którą szczyciła się rezydencja hrabiny, czy chociażby to, czego spodziewać się można było po pałacu kardynała. Prędzej pasowało ono do domu kupca lub szlachcica z uboższej gałęzi rodziny. Prosty, drewniany stół na sześć krzeseł, stanowił główny element wystroju. Przykryty białym obrusem i zastawiony dla trzech osób. Świece rzucały przyjemny, ciepły blask na srebro. Kryształowe kielichy lśniły różnokolorowym blaskiem. Cicha obecność służących nijak nie była w stanie zniszczyć domowej, niemal intymnej atmosfery.
Kardynał zajął miejsce u szczytu, siadając na odsuniętym dla niego krześle i gestem dłoni zapraszając swego gościa do zajęcia miejsca. Gdy tak się stało, służba, niczym posągi zbudzone do życia, ruszyła by obsłużyć swego pana oraz gościa jego. Puste miejsce, na którym powinna siedzieć Desire, raziło brakiem jej osoby, jednak z ust Richelieu nie padło nawet słowo na ten temat. Podjęta rozmowa tyczyła się spraw lekkich, błahych wręcz. Ogólnie znane plotki, wieści ze świata sztuki. Nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób naruszyć dobre imię kardynała. Tak przynajmniej było do momentu zakończenia posiłku.
- Wypadałoby sprawdzić jak sprawy wyglądają w tej chwili - oświadczył gospodarz, wstając i uprzejmie czekając na swego gościa.
Raul otarł usta, po czym poszedł w ślady gospodarza.

Kardynał poprowadził wicehrabiego tą samą drogą, jaką przybyli do gabinetu, do tego samego lochu, w którym gościli na samym początku wizyty w siedzibie kardynała.
Desire czekała na nich poza celą, której drzwi były otwarte, oparta plecami o ścianę, z włosami zakrywającymi pochyloną twarz. Z jej sukni na podłogę korytarza skapywały strużki krwi, jasno świadczące o tym, że miała za sobą pracowite chwile.
 
Kerm jest offline  
Stary 23-11-2015, 21:15   #23
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Zostawiona sam na sam z katem, jeszcze chwilę stała, spoglądając na oddalające się plecy dwóch najważniejszych mężczyzn w jej życiu. Przymknęła wreszcie oczy, odcinając się od tego widoku. Ów zastój nie trwał jednak długo. Niepotrzebne myśli zostały posłusznie zabrane przez szarą strefę, by nie przeszkadzały jej w tym, co zamierzała uczynić.
Ponaglające chrząknięcie zmusiło ją do otworzenia oczu. W jej spojrzeniu czaił się gniew. Jak śmiano przeszkodzić jej w przygotowaniach. Dłoń sięgnęła sztyletu. Wystarczyło tylko zadać cios. Mężczyzna nie wyglądał na takiego, który zdołałby ją powstrzymać. Nie w chwili gdy tuż za nią czaiła się szarość, gotowa pochłonąć wszystko i każdego, kto ośmieliłby się stanąć jej na drodze.

Drobny fragment jej myśli przedrzeć się musiał przez zapory i rozbłysnąć w szmaragdowych oczach, bowiem jej potencjalny przeciwnik cofnął się o krok, niepewny czy czasem nie powinien sięgnąć po przyczepiony do pasa bicz.
- Nie radzę - ostrzegła go, gdyż człowiek ten musiał być dobry w swej profesji skoro zasłużył na względy jej ojca, a o fachowców ciężko było w tych czasach. Jego utrata mogłaby sprawić kłopoty nie tylko jej ale i Raulowi, a jego musiała chronić za wszelką cenę.
- Otwórz - rozkazała, cofając dłoń i uśmiechając się słodko. - Proszę - dodała, przyoblekając swą twarz w maskę anioła, kryjącą diabła który w niej tkwił.

Rozkaz ów nie od razu został wykonany. Instynkt mężczyzny wciąż nie pozwalał mu spuścić jej z oczu, przez co wybranie właściwego klucza z pęku, który wyjął z kieszeni spodni, zabrało nieco czasu. Dess nie spieszyła się jednak, nie ponaglała go, nie wykonała najmniejszego ruchu. Cierpliwa niczym posąg i równie martwa wewnątrz. Wszak to, co żyje, tak naprawdę nie powinno śmierci zadawać. Każda kolejna odbierała bowiem to, co czyniło człowieka istotą żyjącą. Ona zaś dawno już osiągnęła ten moment, w którym wszystkie te dobre strony człowieczeństwa przestały mieć dla niej znaczenie. Oddała je szarej strefie w zamian za jej ochronę i troskę. Za jej obecność w chwilach potrzeby i wspieranie, gdy egzystencja stawała się trudną do zniesienia. Jedyne, co pozostało, to jasna i mocna iskra jaką był jej pan. Iskra, której nie wolno było zgasnąć.

Wreszcie jednak jej cierpliwość została nagrodzona. Szczęk zamka, ledwie słyszalny zgrzyt zawiasów. Drgnienie mięśni, które przypomniały sobie nagle do czego służą.
- Dziękuję - zwróciła się do kata, pełnym słodyczy głosem, okraszonym lekkim dygnięciem. Krok ostrożny, powolny. Chłonęła wszystko co ją otaczało, zapoznając się wpierw z grubym łańcuchami przeplecionymi przez uchwyty umieszczone w przeciwnych sobie ścianach. Była to solidna robota, mająca za zadanie utrzymać skazańca w pozycji stojącej, dzięki czemu kat mógł mieć swobodny dostęp z każdej strony. Nogi, na które zwróciła uwagę w następnej kolejności, skute były grubymi kajdanami z niewielką tylko możliwością ruchu jaką pozostawiono, a która ograniczona była kolejnym łańcuchem, nie dłuższym niż łokieć.

Po nogach kolej przyszła na ręce, Desire bowiem starannie wystrzegała się skupiania wzroku na twarzy czy torsie, na które za chwilę i tak przyjść pora miała, jednak jeszcze nie teraz. Ręce zaś, a konkretnie nadgarstki, ozdobione były kolejną parą kajdan, do których owe łańcuchy, co to pierwsze uwagę jej zwróciły, były przypięte. Wyraźne ślady krwi przy brzegach sugerowały, iż tkwią one tam już od czasu pewnego, jednak nie dłuższego niż dzień, być może dwa. Mięśnie ramion miał napięte, co nie winno dziwić biorąc pod uwagę, że nie będąc w stanie ustać na nogach, klęczał przed nią. Zapewne, gdyby nie obecność łańcuchów, upadłby na mokrą podłogę. Mokrą - to zaś sugerowało iż przed jej przybyciem ktoś postarał się o ty by efekty poprzednich zabiegów zostały usunięte. Nie zdziwił ją zatem fakt, iż tors mężczyzny, na który wreszcie zwróciła uwagę, pokryty był świeżymi i starymi ranami, widocznymi dokładnie dzięki owej, zapewne nie przebiegającej w sposób delikatny, kąpieli. Desire uznała iż był to miły gest ze strony ojca, lub też kata. Komu należały się podziękowanie nie obchodziło jej w tej chwili na tyle by użyć swego głosu i zapytać.

Na koniec, gdy zarówno rozmiary celi, jej wygląd oraz wygląd ofiary zostały dokładnie sprawdzone czujnym wzrokiem dziewczyny, a także przy użyciu szarej strefy każdym z pozostałych zmysłów, przekroczyła próg. Nie widziała twarzy nieznajomego, jednak cichy głos w jej głowie szeptał o tym iż nie jest on jej nieznany. Upewnienie się wymagało od niej jednak postąpienia owych kroków paru w jego stronę i chwycenia za włosy oraz pociągnięcia ich w górę. To zaś wiązało się z bezpośrednim kontaktem, a który nie była jeszcze gotowa. Szara strefa drgała tuż obok, pełna radości, jaka szalała w sercu młodej służki. Zbyt wiele czasu minęło od ostatniego takiego zdarzenia. Zbyt wiele nie do końca sycących mordów. Chciała chłonąć poniżenie tego człowieka, jednak zdawała sobie sprawę, iż nie było ono kompletne. Jeszcze nie, jeszcze tkwiła w nim nadzieja, wiara niemal. W co? O tym wkrótce miała się dowiedzieć.
Jej powolne kroki, gdy okrążała klęczącego, z dłońmi złączonymi na uchwycie kuferka, musiały poddawać cierpliwość kata na próbę, która w końcu zakończyła się jego upadkiem.
- Nie powinnaś zabrać się do roboty? - zapytał wreszcie, popełniając drugi błąd tego wieczoru. Artysty pospieszać nie należało. Szczególnie zaś tego, który miast pędzla czy dłuta, zwykł używać znacznie bardziej śmiercionośnych narzędzi.
Zatrzymała się i zwróciła spojrzenie w jego stronę. Nie była szczęśliwa, szczególnie że dźwięk głosu tego człowieka, ocucić zdołał jej ofiarę. Chciała wszak jeszcze chwil parę patrzeć i planować w spokoju, a kat owych chwil ją pozbawił.
- Wyjdź - wyszeptała, a mimo iż szept ów ledwie był słyszalny, zadziałał niczym trzask bicza na niegodnego jej uwagi mężczyznę. Cierpliwość była katuszą i rozkoszą jednocześnie, jednak nie należało dopuszczać do tego by ta pierwsza zbytnią przewagę zyskała. Szczególnie w tej chwili, co najwyraźniej prosty umysł kata zdołał pojąć na tyle szybko by powstrzymać język jego przed popełnieniem błędu trzeciego. Trzask drzwi, ów dźwięk mający tak wiele znaczeń, był niczym gong zapraszający przeciwników na arenę. Zamek jednak nie wydobył z siebie kolejnego zgrzytu co świadczyło o tym, że zostawiono jej swobodę opuszczenia celi w dowolnym momencie. Po cóż jednak miałaby to czynić? W pomieszczeniu tym miała wszak wszystko co jej do szczęścia w owych chwilach było potrzebne. Uśmiechnęła się, lekko, słodko, niczym dziecko, które za chwil parę otrzymać miało nagrodę. Uśmiech jednak zgasł gdy usłyszała dźwięk łańcuchów. Ofiara się budziła po to tylko by pozwolić jej na utulenie go do snu ostatniego.
Wciągnęła powietrze biorąc głębszy wdech i chłonąc jego strach, niepewność i ból. Zastanawiał się kim była, oceniał wzrokiem jej postać, przygotowywał się na sztuczki, jakich kardynał zapewne wymógł na niej, by ich użyła dla osiągnięcia celu. Może nawet nie zmusił, a zapłacił? Dlaczego tu była? Co miała oznaczać jej obecność? Niemal widziała te pytania pod powiekami na wpół przymkniętych oczu. Pora więc nadeszła odpowiednia, czuła to całym ciałem, by stanąć z nim oko w oko.

- Kawaler Beaumont - głos jej drgnął lekko, gdy wyrwane na wolność słowa zakłóciły ciszę celi. Jego twarz była posiniaczona, poraniona, włosy w stronkach, jednak… Oczy. Owe zwierciadła duszy nie mogły zostać zmienione, a przynajmniej nikt jeszcze nie posunął się do tego. Te oczy, błękitne niczym południowe niebo. Znajome, acz widziane tylko raz. Jej rycerz w srebrnej zbroi. Nie rozpoznał jej, co nie powinno dziwić. Była tylko jedną z wielu, być może wyglądającą znajomo, jednak od wyglądu do imienia droga była długa i kręta. Czy kardynał wiedział o owym spotkaniu w Sens? Wszak nawet jej pan nie miał o nim pojęcia. Jej mały sekret, który powrócił by ją prześladować. Potrząsnęła głową, sięgając przy tym po pomocną dłoń swej opiekunki. Oddając jej nagle zrodzone współczucie i pewną czułość, która wypłynęła na wspomnienie jego troski. Nie potrzebowała ich teraz.
- Kim jesteś - głos drżał i chrzęścił, starty przez krzyk.
- Poznaliśmy się w Sens - odparła, gdyż krycie tego drobnego faktu nie było do niczego potrzebne, a mogło ułatwić jej zadanie. Odłożyła kuferek na zimną, kamienną podłogę. Doceniła przy tym jakość owego kamienia, gładkiego i pozbawionego pęknięć oraz nierówności. Idealnego by zraszać go krwią. Uśmiechnęła się. Wszak niczego mniej perfekcyjnego nie należało się po kardynale spodziewać. - Wyratowałeś mnie z rąk dwóch napastników, w jednej z mniej uczęszczanych uliczek owego miasta. Wciąż jestem ci za to wdzięczna.
Mówiła łagodnym, spokojnym głosem, rozkładając jednocześnie przyniesione ze sobą narzędzia. Lśniące srebrem na tle czerni futerału. Jej ukochane ostrza i haki. Szczypce, leżące tuż przy wiertłach. Igły różnego kształtu, grubości i długości. Jej skarby, które tak wiernie służyły jej przez kolejne lata. Przyjaciele.
- Kim - uparty dźwięk jego głosu wdzierał się w owe pełne wspomnień chwile. Szkoda, że nie mogła uciszyć go od razu, jednak słowa jego były wszak istotne, nie wspominając nawet o krzykach.
- Desire Roux - przedstawiła się uprzejmie, wyciągając z kuferka fiolkę. Lubiła tą truciznę, gdyż poza zabójczym działaniem, miała także drugie, które jej w tej chwili pasowało. Ostrożnie podana, pobudzała ofiarę, dzięki czemu nie była w stanie odpłynąć w nieświadomość i uciec przed bólem, jaki łaskawie jej oferowała. Nalała odrobinę do kubka i odłożywszy fiolkę na jej miejsce, sięgnęła po wodę w manierce, którą to rozcieńczyła miksturę na dnie naczynia.
- Nie pamiętasz - stwierdziła, unosząc kubek i podchodząc bliżej. - Może to i lepiej - w jej głosie pojawiły się nutki współczucia, którego jednak w owej chwili nie czuło jej serce. Spojrzała mu w oczy, z troską, niczym pełna miłosierdzia niewiasta, przybyła wspomóc rannego.
- Wypij - poprosiła, jednak nie oczekiwała z jego strony potulnego posłuszeństwa. Była zatem gotowa na szarpnięcie głową i zaciśnięcie szczęki. Za kogóż ja miał… Podeszła bliżej, skóra jej sukni do jego skóry. Wtuliła dłoń w jego włosy, muskając placami kark. - Proszę - wyszeptała, kusząc i błagając swym głosem. Oczywiście, mogła go zmusić do tego, jednak czary te nie były jej nieprzyjemnymi. Były pełną słodyczy grą wstępna, po której mogła się cieszyć główną atrakcją, pozwalając ofierze zachować świadomość tego, że sama zgodziła się na los, jaki dla niej przygotowała.
- Uratowałeś mnie - oznajmiła mu, korzystając z owej chwili nieuwagi, gdy ciało jego zareagowało na jej bliskość, a pieszczota rąk wprawiła je w jakże znany stan, tak różny od koszmaru jaki doświadczył do tej pory. Jej oczy skupione były na jego, język zwilżył jej usta, wargi lekko rozchylone. - To pomoże odesłać ból, który czujesz. Nie jestem katem, kawalerze. Niosę ci pomoc i miłosierdzie. Nie odrzucaj ich, proszę…
Smutek i czułość. Zabójcze połączenie, które czarem swym omotać było w stanie większość mężczyzn i całkiem sporą liczbę kobiet. Każdy wszak w głębi duszy pragnie by ktoś o niego zadbał, by zatroszczył się o bolączki codziennego życia, ukoił strach. Ona zaś ofiarowywała mu każdą z owych usług i więcej, o czym świadczył zarówno wzrok jej jak i ciało tulące się do niego. Była delikatna, ciepła i pełna słodyczy. Prosiła… Prośbie damy zaś nie wypadało odmówić, tak uczyły matki swych synów. Tego wymagały zasady. Tym podszyta była skóra każdego szlachetnie urodzonego. Kawaler Gaspar Beaumont nie różnił się od pozostałych. Usta jego rozchyliły się by przyjąć ów dar. Spragnione, wyschnięte. Gorące trawiącą go gorączką ciała i ducha. Naiwności ludzka… Jakże Desire była jej wdzięczna za opiekę nad jej talentem.
- Teraz porozmawiajmy - rzekła, odstępując i zabierając ze sobą kubek, który stał się narzędziem zguby dla muszkietera. - Co ci wiadomo o spisku?
Zdziwienie, strach, złość, nienawiść. Uczucia wypisane na twarzy, dostępne na zawołanie. Roześmiała się, szczerze, radośnie.
- Kawalerze - wyszeptała, dotykając jego twarzy. Szarpnął się jakby przyłożyła mu do skóry rozpalony pręt. Obrzydzenie z jakim na nią spoglądał było takie urocze. - Czegóż się spodziewałeś? - zapytała.
- Żmija - wysyczał, co jedynie wywołało kolejny wybuch śmiechu dziewczyny.
- Nie pierwsza w twym życiu, jednak z pewnością ostatnia - krycie się nie było już potrzebne, podobnie kubek, który odłożyła na jego miejsce, obiecując doprowadzić go do stanu idealnej czystości, gdy tylko zakończy swe sprawy z młodzieńcem. Z namysłem przyjrzała się swym skarbom. Nie wydawało się właściwe zaczynać od wierteł czy haków. Wyrywanie paznokci zwykle zostawiała na czas późniejszy więc i szczypce nie były tu dobrym pomysłem.
- Spisek - przypomniała, sięgając po cienkie, płaskie ostrze, idealne do oskórowywania. Blask odbitych świec zadrżał na nim, potwierdzając iż to właśnie od niego winna zacząć. Głód wzmógł się na ową myśl. Serce zabiło szybciej. Szara strefa otuliła jej ramiona, sprawiając że poczuła się silna i bezpieczna. Nie była wszak sama. Nigdy, ale to nigdy, nie była sama.
- Już mówiłem, że nic nie wiem - odpowiedział gniewnie. Szarpnięcie zbudziło do życia łańcuchy, które zagrały swą melodię łącząc się z rytmem jej serca. Była nawet w stanie mu uwierzyć. Szczerze wątpiła by oddano jej do dyspozycji kogoś, kto faktycznie coś wiedział. To była tylko próba tego na co było ją stać. Ona zaś była gotowa dać kardynałowi dość by zastanowił się dwa razy nim postanowi zabawić się nimi ponownie.
- Wierzę - odparła, kłamstwo w obliczu tak dostojnej chwili jak śmierć ofiary, której poświęca się swój czas i miłość, byłoby bluźnierstwem. Od chwili w której wychylił kubek z trucizną, był jej, a ona była jego. Połączyła ich więź silniejsza niż ludzkie uczucia. Byli sobie przeznaczeni. Był jej kochankiem, a ona jego kochanką. Z rzadka jedynie oddawała się tak całkowicie, jak zamierzała w tym wypadku. Pomógł jej jednak, a to zasługiwało na pewne względy.
- Niestety, mam swoje obowiązki, kawalerze. Jestem jedynie marną służką mego pana i chwilowym narzędziem dla planów ojca. Moje dłonie są jego dłońmi. Twa śmierć na jego sumieniu osiądzie. Przyjemność jednak - odwróciła się w jego stronę - będzie tylko i wyłączenie moja.
- Potwór… - szept, cichy niczym skrzydła ćmi przecinającej nocne niebo. Zawierało w sobie prawdę, więc nie zamierzała go za nie karać. Nie mogła wszak nic poradzić na to, że nie potrafił dostrzec piękna ukrytego w jej czynach. Niewielu potrafiło, co niekiedy napawało ją smutkiem, jednak nie w tym momencie.
- Masz ostatnią szansę by rzec coś, co sprawi że poświęcę swą przyjemność na rzecz szybkiego zadania ci śmierci. Proszę kawalerze, nie zmarnuj jej - Podeszła do niego, powoli, z dostojeństwem, do którego prawo miała tylko w chwilach takich jak ta. Jakże pragnęła by Raul był tu z nią i zrozumiał. Jego brak ranił ją dogłębnie. Brak zrozumienia w jego oczach sprawiał, że pragnęła zaszyć się w swym świecie i nigdy z niego nie wychodzić. Los bywał okrutny dla swych dzieci…
- Powiedziałem co wiem! Czyli nic! Nic! - jego krzyk wdzierał się w jej duszę i napawał rozkoszą, o której nie zdawał sobie sprawy. Rozpacz, owa zdradliwa nuta w jego głosie, tańczyła z wściekłością, wirując jedna wokół drugiej. - Zostałem wysłany z misją do Sens by dostarczyć rozkazy do tamtejszego garnizonu. Wracałem już gdy zostałem napadnięty i przywleczony do tego miejsca. Nie wiem nic o żadnym spisku!
Kolejne szarpnięcie, kolejna pieśń łańcuchów. Wychylił swą twarz w jej stronę. Jego oczy zdradzały owe początkowe szaleństwo człowieka, który zaczął tracić nadzieję.
- Chciałem dołączyć do Gwardii Kardynała… - jęknął. - To była moja ostatnia misja, ostatni rozkaz… Król sam mi ją zlecił. To był zasz…
- Jak brzmiały rozkazy, które dostarczyłeś? - przerwała mu spokojnie, kontrolując swą żądzę, która czaiła się na granicy odczuwania. Słyszała prawdę w jego słowach i chciała jej więcej.
- Pieczęć… Były zapieczętowane… - zaczynał tracić oddech, co sugerowało że jej czas na pytania się kończył. Przymknęła oczy nie przejmując się tym, że stoi tuż przed nim. Gdyby chciał jej w jakikolwiek sposób przeszkodzić, szara strefa by ją ostrzegła. Czuła jej opiekę niczym delikatną szatę otulającą ją i pilnującą, by mogła w spokoju rozważyć jego słowa.
- Nie złamałeś pieczęci - stwierdziła fakt, nie wymagała od niego odpowiedzi.
- Nie… - a jednak odpowiedział, walcząc ze zbliżającą się niemocą. - Co…?
- Umierasz - odpowiedziała, nie czekając aż nabierze powietrza po raz kolejny. Trucizna zaczynała działać. Mięśnie powoli przestawały odpowiadać, zamierały. Proces ten do szybkich nie należał, zadbała o to by trwał dość długo dla jej celów. Śmierć, która na niego czekała była nieprzyjemna i marnotrawna. Ona zaś nie zamierzała na to pozwolić.
- Nie umrzesz jednak od trucizny, nie pozwolę na to - rzekła, skupiając na nim swe spojrzenie i chłonąc ową iskrę nadziei jaka zalśniła w jego spojrzeniu. - Zginiesz od ostrza - zgasiła ową iskrę z uśmiechem na ustach. - Mam dług do spłacenia, a ty stanowisz doskonałą zapłatę. Nie pozwolę także by ludzie kardynała po raz kolejny położyli na tobie swe łapska. Pomogłeś mi, pozwól że się odwdzięczę - ostatnie słowa, które padły z jej ust były pełne uczucia, silnego i płonącego jasno. Były jej podziękowaniem i wyznaniem. Były wszystkim tym co pragnęła mu przekazać nim szara strefa nasyci się jego krwią i bólem. Zignorowała to co jej odpowiedział. Zignorowała kolejne szarpnięcie. Pieśń krwi śpiewała w niej swą arię gdy ucałowała swe ostrze.

Pierwsza kropla otwarła bramy. Świat przestał istnieć, zakończył się na owe minuty, spędzone w celi. Nie był w stanie przyglądać się jak wszelkie zło jakie tkwiło na ziemi przejmowało władzę, kierując dłońmi swej służki. One zaś były pewne, ich ruchy przemyślane. Utrzymując głowę w stanie nieruchomym, przejechała ostrzem po lewym policzku Gaspara, głucha na krzyk jaki wydobył się z jego ust. Krzyk protestu i bólu, który pochłonęła szara strefa, niczym burza szalejąca wokół ich złączonych ciał. Byli niczym kochankowie z tą drobną różnicą, że przyjemność z owego aktu spływała tylko na tą, która go zainicjowała. Smak jego krwi rozpłynął się na jej języku, gdy spoglądając w pełne przerażenia oczy, przesunęła nim po ostrzu. Smakował słońcem i młodością. Kolejne liźnięcie przekazało jej wyraźny, mocny smak lojalności. Za nim przybyła szczerość i dobroć serca. Była także miłość, która płomieniem wypełniła jej usta, tak iż niemal zachłysnęła się powietrzem. To była dobra krew, szlachetna i czysta. Taka, z którą nigdy wcześniej nie miała do czynienia. Taka, jaką wyobrażała sobie krew Raula.
Rozkosz zalała ją niczym wzburzone fale oceanu zatapiające niebaczny statek, który ośmielił się stanąć im na drodze, nie doceniając ich siły i potęgi. Rozkosz ta bolała, niczym rozgrzane ostrze wbijające się w jej serce. Pragnęła jej więcej…

Płat skóry opadł na kamienie. Dess nie zwracała na niego więcej uwagi. Oddychając szybko, zanurzyła ostrze w drugim policzku, wprawnie oddzielając skórę od ciała. Nagie mięso lśniło w świetle świec. Krew, która spływała po szyi ofiary była tą samą, która barwiła jej wargi. Pochyliła się by ucałować go, trzymając jego głowę w swych dłoniach. Ślady trucizny na jego ustach tylko podsyciły jej żądzę. Wgryzła się w te wysuszone, wciąż otwarte do krzyku usta. Czuła jak napina mięśnie, wciąż i wciąż na nowo podejmując swą beznadziejną walkę. Roześmiała się, unosząc lekko głowę i spoglądając w pełne szaleństwa oczy. Jak można walczyć ze śmiercią? Wszak przed nią nie ma ucieczki. Oddanie się jej władzy to jedyne wyjście. Uparte serce wciąż jednak próbowało, sprzeciwiając się nieuniknionemu losowi. Nie było zdolne do pojęcia tego, że i ono wkrótce zaprzestanie swej pracy, tak jak te z mięśni, które zmusiły to ciało do opadnięcia przed nią na kolana, gdy tylko uwolniła głowę ze swego czułego uścisku.
Szept podpowiedział, że i ona winna uklęknąć w obliczu tej mocy, która zbliżała się do nich kierowana jej wołaniem i jego krzykami. Uklękła więc i wbiła swe ostrze w bark, głęboko, omijając kość i celując w mięśnie. Jeszcze czas nie nadszedł by wolność była mu dana. Ramiona kochanki śmierci wciąż nie były gotowe by go przyjąć. Z barku więc podążyła ku plecom, tnąc delikatną skórę, oddzielając ją od ciała z wprawą, której mógłby jej pozazdrościć niejeden kuśnierz. Jej jednak nie zależało na tym by uczynić z niej część przyodziewku. Nie szukała materiału, a tworzyła swe dzieło. Płaty zatem były nierówne, to większych, to znów mniejszych rozmiarów. Opadały za jego plecami, jeden za drugim, zwijając się, obracając, niczym wiórki z drzewa w pracowni rzeźbiarza.

Ostre, nagłe ostrzeżenie przywołało jej uwagę ku wątłej iskierce życia, jaka zanikać poczęła. Nie tego chciała i nie to dostać zamierzała. Obiecała mu wszak, że to nie trucizna go zabije, a raz danego słowa, słowa w chwili tak sakralnej, tak czystej jak ta poprzedzająca śmierć, należało dotrzymać. Przerwała zatem swą pracę, w której zdołała przejść z pleców na pierś mężczyzny i sięgnęła po swoją ukochaną broń. Sztylet odkąd sięgała pamięcią był tym, co skupiało na sobie jej uwagę. Proste, piękne ostrze, kierowane wprawną ręką, odbierające życie w sposób szybki lub powolny, w zależności od życzenia osoby, która go dzierżyła. Pocałunek nie miał swego świadka. Oczy Gaspara były zamknięte, ostatni oddech właśnie zamierał. Serce jednak biło, czuła je pod warstwą pozbawionego skóry ciała, gdy przyłożyła doń dłoń. Słabe, ledwie wyczuwalne uderzenia. Rozłożyła swe palce by wsunąć między nie końcówkę ostrza. Prawa dłoń pewnie trzymała rękojeść. Pochyliła głowę i wsłuchała się w uparty rytm. Szarość otoczyła ją niczym matka, szepcząc ciche słowa będące dla niej modlitwą. Oto odbierała życie, które jej oddano. Spłacała cenę za bezpieczeństwo jakie jej ofiarowano. Czyniła hołd dobru tkwiącemu w tym człowieku, którego przed nią postawiono. Pchnęła, a następnie wyjęła sztylet z jego ciała uwalniając krew zebraną w jego sercu. Cieszyła się jej blaskiem, klęcząc w powiększającej się kałuży. Chłonęła tkwiącą w niej siłę, pojąc tą, która ją otaczała. Na koniec uniosła jego głowę i złożyła ją na swym ramieniu, tuląc do siebie i dziękując za jego dar.

Opanowanie szarej strefy po owym akcie wymagało siły, której nie była pewna czy posiada. Jej ramiona były tak bliskie i zapraszające, tak kuszące. Mogła w nich utonąć, zaznać szczęścia i radości, odpocząć. To było tak proste, wystarczyło wyciągnąć dłoń i zniknąć. Tego jednak uczynić nie mogła bowiem wciąż na świecie tym był ktoś, dla kogo warto było istnieć. Roześmiała się i trwała w owym śmiechu przez chwile długie, które zdawały się jej nieskończonymi.
- Potwór… - wyszeptała, gdy sił już na śmiech brakło.
Podniosła się na nogi, chwiejna niczym płomień świecy przy otwartym oknie. Te kilka kroków jakie dzieliły ją od drzwi zdawały się być odległością ponad jej siły. Oddała wszystko. Całą moc, całą energię która spłynęła na nią w owej celi. Ukryła je w zakamarkach duszy, w szarej mgle, gdzie będą czekać na chwilę w której je uwolni. Została tylko złość i pragnienie by zobaczyć tak drogą jej twarz.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 24-11-2015 o 18:06.
Grave Witch jest offline  
Stary 27-11-2015, 22:02   #24
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Raul z trudem opanował chęć dopadnięcia do Desire i sprawdzenia, co jej się stało. I nie chodziło nawet o to, że dziewczyna wyglądała jakby przed momentem pracowała w taniej jatce. Desire sprawiała wrażenie do cna wyczerpanej.
Stanąwszy krok za kardynałem czekał na to, co powie lub zrobi Richelieu.
- Widzę, że owocnie spędziłaś te chwile, córko - odezwał się kardynał, podchodząc do Desire, jednak nie na tyle blisko, by znaleźć się w jej zasięgu. - Jakie wieści?

Wieści… Słowa te rozbrzmiały w umyśle Dess niczym rozpalone do czerwoności pręty. Przygarnęła do siebie szarą strefę, otulając się nią niczym płaszczem, jednak wciąż wzbraniając się przed jego założeniem. Czuła ich obecność, niepokój Raula i ostrożną ciekawość Richelieu. Chłód i gorąc. Wolała to pierwsze, jednak by w pełni się w nim zanurzyć musiała wpierw pozbyć się drugiego. Oddech, który wzięła był głęboki, oczyszczający. Potrzebowała go by uspokoić ciało, które drżało lekko, jakby w gorączce.
- Był niewinny - odpowiedziała, unosząc głowę i kierując swe spojrzenie tam, gdzie znajdował się jej pan. Puste, pozbawione emocji oczy, niczym studnie pozbawione wody.

- Czyli mówił prawdę - odparł ich gospodarz, z zadumą brzmiącą w jego głosie. - Miałem nadzieję, że mój kat przegapił coś istotnego. Cóż… Jesteś pewna? - dopytał jeszcze, jednak nie czekając na odpowiedź dodał:
- Szkoda, że go zabiłaś. Mógł być przydatny.

Raul nie powiedział nic, tylko przeniósł wzrok z dziewczyny na kardynała. A dokładniej - na jego plecy. Czekał na to, co powie Desire.
Sam wolał się nie odzywać, bowiem to, co w tym momencie usłyszałby kardynał, z pewnością nie spodobałoby się jego eminencji.
Dess zaś z początku nie odpowiedziała nic. Miast tego oderwała plecy od ściany i stanęła przed swoim ojcem. Jego słowa wirowały w szarości, podjudzając ją. Były niczym syki węży, których jad wlewał się z każdym słowem do jej serca. Przeniosła spojrzenie z Raula na kardynała. Była spokojna.. Tak dziwnie spokojna iż przez chwilę zastanawiała się czy wciąż znajduje się wśród żywych, czy też opuściła ten świat.
- Czy wiedziałeś że uratował mnie w Sens? - Zapytała, uśmiechając się lekko.
Skinięcie głową było niedbałe, ledwie dostrzegalne.
- Zostałem powiadomiony - padła lakoniczna odpowiedź. - Cieszę się jednak iż nie stanowiło to dla ciebie problemu. Teraz… - przerwał i zatopił się w myślach. Nie spoglądał na nią tylko gdzieś poza, jakby rozważał możliwości jakie malowały się w powietrzu wypełniającym korytarz.
Także Dess porzuciła obserwację jego postaci i skierowała swą uwagę na Raula. Głód obudził się na nowo, strefa szalała i żądała. Ból jaki przy tym odczuwała służka był przez krótką chwilę, ledwie mruknięcie trwającą, widoczny w owym spojrzeniu które w niego wbiła.

Wielkość, czy nikczemność? Trudno było jednoznacznie ocenić postawę kardynała.
Zabić kogoś dla dobra kraju.
Z jednej strony było to słuszne. Czy jest coś ważniejszego, niż ojczyzna?
Z drugiej... Co mogło usprawiedliwić zamordowanie niewinnego człowieka? Z pewnością nie była to konieczność.
A więc wielki mąż stanu, czy potwór bez serca?
A może jedno i drugie?
Ilu jeszcze ludzi poniesie śmierć dla fantazji, zachcianki, czy innej przyczyny?
Kiedy skończy się "dobro kraju", a zacznie "dobro kardynała"?

Spojrzenia Desire i Raula skrzyżowały się. Ten ostatni lekko skinął głową.
Ciche westchnienie ulgi opuściło usta dziewczyny. Rozwarła ramiona przywdziewając szary płaszcz swej duszy i znikając w jego czułych objęciach. Drgnienie ciała ofiary podsyciło głód, który zdołał w jednej chwili zawładnąć jej ciałem i umysłem. Oddała się mu, bowiem nic nie stało na przeszkodzie. Sztylet w jej dłoni lśnił czystym, białym światłem. Postąpiła krok w stronę kardynała, który uniósł głowę zaskoczony nagłym brakiem narzędzia, które planował ponownie wykorzystać.
- Gdzie… - z jego ust wydobyło się tylko to jedno słowo, pełne zaskoczenia i niewiary.
Uśmiech satysfakcji rozjaśnił jej twarz gdy wyłoniła się ze strefy tuż przed jego twarzą. Zatem nie wiedział wszystkiego. Niewiedza ta była kosztownym błędem, niezwykle kosztownym. Ostrze z łatwością przesunęło się po delikatnej skórze szyi wnikając w nią głęboko. Krew trysnęła dołączając do tej niewinnej, którą nakazano jej przelać. To jednak jej nie wystarczyło. Prosty akt odebrania życia był wyjściem zbyt łatwym, zbyt miłosiernym by zostało ofiarowane temu człowiekowi, który mienił się jej ojcem. Wyciągnęła dłoń by zacisnąć ją na jego szyi, ignorując jego własne ręce, zaciskające palce na jej nadgarstkach.
- W moim sercu zawsze znajdzie się miejsce dla troskliwego ojca - wyszeptała, pochylając głowę do jego ucha, starając się nie spoglądać na Raula. Szarość otoczyła oboje, ojca i córkę, gdy ta zabierała go by poznał w pełni to co stworzył.

Zniknięcie Desire i Richelieu oznaczało tylko jedno - kardynał poznał właśnie największy sekret swej córki - pełen szarości świat, gdzie nie istniało nic prócz braku nadziei i cierpienia. Świat, który Raul kiedyś odwiedził, gdzie przez ułamek wieczności został sam.
Czy Desire wróci z kardynałem?
Nie wiedział.
Powróciła sama. Krew skapywała z jej sukni, tworząc powoli powiększającą się kałużę u jej stóp. Uśmiechała się lekko, bowiem czuła pełne słodyczy szczęście wypełniające jej duszę. Palce prawej dłoni błądziły po rubinowych ustach, zostawiając na nich kolejną smugę krwi. Przechyliła głowę, spoglądając na Raula, po czym odrywając dłoń od ust, wykonała pełny, dworski ukłon. Gdy ponownie uniosła spojrzenie była w nim równa doza szaleństwa co bezgranicznego oddania.
- Mój panie - rzekła, prostując się i czekając na kolejne rozkazy.

Raul przez ułamek chwili zastanawiał się, czy kardynał żył jeszcze, gdy Desire wróciła do normalnego świata, jednak tego pytania nie zadał.
- Dess? - W tym jednym słowie wyraził całą swą troskę o jej osobę.
Troska… Nie mogła jej przyjąć. Gdyby to uczyniła nigdy by się nie wydostali z pałacu. Pomimo szaleństwa, któremu się oddała, zdawała sobie sprawę z wagi swojego czynu. Z tego co uczynili. Krzyk kardynała wciąż brzmiał w jej umyśle niczym pieśń anielska, słodycz niosąca. Użyła jej niczym tarczy by odgrodzić się od przekazu jaki niósł w sobie głos Raula. Czyn ten sprawił jej ból, a ona przyjęła go z pokorą. Pochylając głowę, uciekła spod czujnego wzroku mężczyzny.
- Twoje rozkazy, panie - jej cichy szept zburzył otaczającą ich ciszę. Głos był pusty, pozbawiony barw, niczym sprana materia. Oddała całą czułość i pragnienie owej troski, którą jej oferował, w chciwe dłonie szarej strefy. Były one bowiem zawadą, ryzykiem którego nie wolno jej było podjąć. Były słabością.
- Zmyj z siebie tę krew. - Ton Raula nieco ochłódł. - I chyba pójdziemy, bo zdaje się, że czas naszej wizyty minął.
Zadrżała, odczuwając ten chłód w sposób jak najbardziej fizyczny. Opanowała się jednak szybko i skinęła głową, a następnie odwróciła by ruszyć w stronę celi Gaspara, w której czekały na nią jej narzędzia. Wszak nie mogła ich zostawić za sobą. Służyły jej dobrze przez minione lata, a także w chwilach spędzonych wraz z młodym kawalerem. Przyjaciele…
Raul stanął przy wejściu do celi, rozglądając się na wszystkie strony. Wolał z góry wiedzieć, gdyby nagle się pojawił jakiś niespodziewany gość.
Szczęściem, nikt nie uznał za stosowne pojawić się w korytarzu prowadzącym do celi. Nie znaczyło to jednak, że sytuacja ta trwać będzie wiecznie. Dess jednak zdawała się nie brać tego pod uwagę. Jej ruchy były powolne, metodyczne i niemalże czułe, gdy składała czarny pas ze swymi narzędziami i układała go w kuferku. Gdy skończyła i poniosła go z kamiennej podłogi, obdarzyła klęczące ciało ostatnim, długim spojrzeniem. Ofiarował jej długie, pełne rozkoszy chwile. Teraz jednak był jedynie nikomu do niczego nie potrzebną zbieraniną mięsa, kości i skóry. Odwróciła się więc, otulona szarością, czerpiąc z niej siłę i odsyłając do niej każde uczucie, które mogłoby wpłynąć niekorzystnie na decyzje, które przyjdzie jej podjąć w najbliższym czasie. Ukryła w niej siebie, stając się obojętnym obserwatorem, pozwalając szarości kierować jej ciałem.
- Kat winien być w posiadaniu wody - stwierdziła, a głos jej brzmiał dokładnie tak samo jak chwilę wcześniej, na korytarzu. - Posiada także klucze - dodała, gdyż był to istotny fakt, który znacznie wpłynąć mógł na powodzenie ucieczki.
- Do cel, czy do drzwi wyjściowych? Gdzie go można znaleźć?
- Wystarczy zawołać - odparła, gdyż wątpiła by był on na tyle daleko by nie usłyszeć wezwania. - Nie wiem - dodała, odpowiadając na pierwsze pytanie. - Warto się jednak przekonać.
- Jak go zwą? - spytał Raul.
Desire wyjątkowo nie lubiła zawodzić wicehrabiego jednak jej odpowiedź nie mogła być inna jak tylko krótkie i puste w swym brzmieniu:
- Nie wiem - które padło z jej ust było wszystkim, co też się z nich wydobyło.
- Kacie!
Głos Raula poniósł się w głąb lochu. Po paru chwilach rozległy się kroki - zadziwiająco ciche, jak na posturę, jaką miał zajmujący się tą profesją człek.
Spojrzenie, jakim kat obrzucił Desire i stojącego obok niego Raula, dalekie było od przychylności. Aż dziw, że nie padło słowo "Czego?" i kat ograniczył się do czekania, w postawie wyraźnie sugerującej niechęć, na słowa Raula.
Przemówiła jednak Desire.
- Woda - nakazała mu dziewczyna, słodko się przy tym uśmiechając. Ów grymas nie zdołał go jednak zmylić tym razem, a widok zmasakrowanego ciała leżącego na podłodze był wystarczającym dowodem na to, iż należało trzymać się od gościa kardynała z daleka.
- Chcesz żebym ją tu przyniósł czy…? - niesprecyzowane zakończenie pytania wyraźnie sugerowało, że nie ma on ochoty wysilać się by spełnić jej życzenie. Spełnić je jednak musiał, Dess nie musiała być przy tym jak jej ojciec wydawał mu ów nakaz by wiedzieć o jego istnieniu. Zamiast odpowiedzieć zwróciła swe, wciąż uśmiechające się oblicze, ku Raulowi.
- Zaprowadź nas - odparł Raul.
Jeśli woda była w kwaterze kata, to tam też powinny się znajdować wszystkie klucze.
Mężczyzna niechętnie skłonił lekko głową towarzyszowi Dess, ją zaś całkiem pomijając. To akurat nie przeszkadzało jej w sposób żaden przez co w swej łasce odmówiła mu błędu trzeciego, który jednak tej nocy nastąpić musiał. Jej uśmiech pogłębił się i na krótką chwilę w jej szmaragdowych oczach zapłonęło życie. Moment ów był jednak krótkim, bowiem to skryło się na powrót w błogich odmętach szarości, pozwalając by to kukła jej ciała, a nie pełna osoba, ruszyła w ślady Raula i kata.

Pomieszczenie, do którego ich zaprowadzono, było prostą izbą acz dość znacznych rozmiarów. Drzwi na lewo z pewnością prowadzić musiały do sypialni kata, w której to odpoczywać mógł utulany do snu przez krzyki swych ofiar. Na ścianach wisiały narzędzia jego fachu, które to od razu uwagę dziewczyny zwróciły. Bicze, piły i haki w równych rzędach ułożone, dzielące płaską powierzchnię ze sznurami ozdobionymi gwoźdźmi, szczypcami i kajdanami.
- Woda jest tam - głos kata przerwał jej ocenianie owej kolekcji i nieco jedynie przy tym zirytował. Jej wzrok błądził jednak nadal, szukając tego co interesowało jej pana w tej chwili.
Klucze wisiały tam, gdzie większość normalnych ludzi klucze trzymała - pod ręką, czyli przy drzwiach.
- Dziękuję - powiedział Raul, gdy owe klucze ujrzał. - Jesteś nam już niepotrzebny.
Kat nie był kardynałem, co okazał szybką reakcją na słowa mężczyzny. Bicz w jego dłoni zapewne był powodem nieznośnego bólu dla wielu ofiar. Teraz zaś jego właściciel był gotowy użyć go w swej obronie. Dess rozbawiło jego zachowanie do tego stopnia, że się roześmiała. Oto i popełnił on swój trzeci błąd, którym było sądzenie, że będzie w stanie powstrzymać zbliżającą się śmierć. Wszak był na nią skazany w tym samym momencie co kardynał. Może nawet i wcześniej… Powolnym ruchem odłożyła kuferek na stół. Nie musiała się zbytnio spieszyć, co nie oznaczało że planowała zwlekać z wykonaniem rozkazu dłużej niż było to konieczne. Ot, nie chciała ubrudzić kuferka krwią tego człowieka. On zaś wykorzystał tą chwilę by wycofać się pod ścianę i stanąć przy drzwiach do sypialni prowadzących. Nie atakował, wzrok swój przenosząc od Raula do dziewczyny i z powrotem, wypatrując skąd nastąpić miał atak. Nie wołał o pomoc co pozwalało sądzić że na ów specjalny wieczór oddalono strażników lochu, lub też odesłano ich do dalszych jego części.
Desire przestała się śmiać. Przymknęła oczy, przywołała swą opiekunkę, zniknęła.
Kat wytrzeszczył oczy.
- Wiedźma... - wyrwało mu się z ust.
- Potwór - poprawiła go, wbijając sztylet w szyję ofiary. To jednak jej nie wystarczyło dlatego też szybkim ruchem wyrwała ostrze z miejsca, w którym je umieściła i wbiła je w serce. Z radością napawała się zanikającą iskrą życia w oczach kata, którego wytrzeszczone oczy utkwione były w jej własnych. Ostatnie myśli utrwalone przez ostatnią chwilę życia. Nie interesowały jej na tyle by się w nie zagłębić. Wyrwała broń i pozwoliła by ciało osunęło się na podłogę. Uniosła głowę i otrząsnęła się. Zdecydowanie tej nocy była rozpieszczana.
Raul odwrócił wzrok od ciała kata i chwycił pęk kluczy. Nie był pewien, czy zamknięto za nimi drzwi gdy zeszli do lochów, ale lepiej było mieć klucze, niż ich nie mieć. Gdyby nie mogli otworzyć drzwi, mogłyby być trudności z wydostaniem się z lochów. Nawet z umiejętnościami Desire mieliby kłopoty, a zbyt długo w tych lochach Raul nie zamierzał przebywać.
- Umyj się, proszę, i ruszamy - powiedział cicho. - Chyba nie będziemy mile widziani w tych murach.
Albo wprost przeciwnie, pomyślał. Mnóstwo osób będzie chciało nas tu zobaczyć.
Dess odwróciła się słysząc jego słowa. Nie wykonanie rozkazu nie wchodziło w grę, nawet jeżeli brzmiał on jak prośba. Uniosła dłoń do oczu, przyglądając się zaschniętej i świeżej posoce. Jej zapach był odurzający. Pozbycie się go pozwolić jednak miało nie tylko na wydostanie się z pałacu ale i powrót do normalnego stanu, przed którym tak się wzbraniała. Niechętnie zatem ruszyła ku misie i dzbanowi, w którym znajdowała się woda. Jej ilość była niewystarczająca by doczyścić suknię, ledwie starczyło by obmyła twarz i usunęła większość krwi z włosów. Zdjęcie rękawiczek likwidowało jeden z kłopotów jednak…
- Będę podążać tuż za tobą, mój panie. Nie mogę jednak pokazać się ludziom w tym stanie - w jej głosie pojawiła się wyraźna nuta żalu, że nie udało się jej spełnić jego życzenia.
- Nie zostań czasem za jakimiś zamkniętymi drzwiami - spróbował zażartować Raul.
- Nie opuszczę Cię - odparła, niewrażliwa na jego próby.
Raul skinął jedynie głową, po czym, z kluczami w dłoni, ruszył w stronę wyjścia z lochów.
 
Kerm jest offline  
Stary 30-11-2015, 23:07   #25
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Unosiła się w szarej mgle, szczęśliwa i bezpieczna niczym dziecko w ramionach swej matki. Świat poza ową osłoną nie był w stanie jej skrzywdzić. Były potężne, ona i szara strefa. Były jednością absolutną, która nie miała sobie równych.
Dźwięki i wrażenia napływały do niej przez ów troskliwy filtr, który pozwalał im na przejście dopiero gdy zadbał o to, by były przyjemne dla niej. Zarówno słowa Raula jak i śmierć kata, były jedynie obrazami w księdze życia, którą oglądała. Nie miały większego znaczenia, jednak przyjemnie było na nie popatrzeć. Jej kukiełka wykonywała rozkazy, które spływały do jej członków, kierując nimi. Poderżnij gardło, dbaj o pana, umyj twarz i włosy. Proste polecanie, które nie wymagały większego wysiłku i nie wybudzały jej z owego bezpiecznego stanu, w którym tkwiła.
Na obrzeżach jej świadomości lśniły krwistoczerwone błyski krzyków niekończącej się agonii. Kołysanka dla jej umysłu wyśpiewywana głosem tego, który ją spłodził. Była niczym słodycz skapująca na jej język. Kosztowała jej, delektowała się nią rozprowadzając po podniebieniu. Pozwalała by jej dusza drżała z rozkoszy, w której się pławiła. Nie chciała opuszczać tego miejsca, uparcie odrzucając tą nieprzyjemną myśl przypominającą jej, że zatracenie przyszło zbyt szybko. Miała zadanie do wykonania. Zadanie do którego kukiełka się nie nadawała. Powinna wrócić do niego i zadbać o jego potrzeby. Jej pan potrzebował całości, a nie pustej formy. Jakim prawem odmawiała mu tego? Kimże była…
- Potwór - cichy, ledwie słyszalny szept opuścił jej usta. Oto czym była i czym widział ją świat. Była jego złem, jego sumieniem i zgubą.

Tak, była potworem i … była z tego powodu dumna. Stwierdzenie to przyszło nagle i wstrząsnęło jej bezpiecznym schronieniem. Godzenie się z faktem, nawet czerpanie z jego przyjemności było jednak czymś zupełnie innym niż bycie z niego dumnym.
Otrząsnęła się, burząc stworzone przez szarą strefę bariery. Czas przyjemności nie nadszedł jeszcze. Musiała stanąć do walki nim wolno jej będzie zakosztować rozkoszy jakie gotowała dla niej jej opiekunka. Walka zaś osiągnęła w tej chwili kulminacyjny moment. Jej umiejętności były potrzebne by ochronić Raula przed konsekwencjami dokonanych czynów.

Podążanie za wicehrabią nie było trudnym zadaniem. Korytarze lochów zdawały się być opuszczone, co też wyjątkowo im pasowało. Drzwi, które prowadziły na parter pałacu były otwarte. Dwaj gwardziści spojrzeli zdziwieni na szlachcica, który powrócił samotnie. Brak towarzyszącego mu kardynała wyraźnie ich zaniepokoił. Dess była gotowa by pozbawić ich życia, jednak czekała cierpliwie na rozkaz Raula.
Raul zrobił coś, czego w żadnym wypadku nie powinien robić człowiek mający czyste sumienie - cofnął się, jakby chciał wracać do lochu. To wystarczyło - obaj gwardziści ruszyli za nim, niczym ogarnięte jedną myślą psy gończe - gdy ktoś ucieka, to trzeba go gonić.
Desire odczekała, aż cała trójka znajdzie się w zaciszu zejścia do lochów. Przytulając plecy do ściany, pozwoliła przejść obu gwardzistom, dzięki czemu znalazła się w dogodnej pozycji by zadać ciosy od tyłu. Problem stanowiła krew, która z pewnością pokryłaby podłogę korytarza, dzięki czemu ich zbrodnie zostałyby z pewnością odkryte wcześniej niż powinny dla bezpiecznego opuszczenia pałacu. Istniały jednak sposoby zabijania, którym posoka nie towarzyszyła. Nie były one co prawda tak satysfakcjonujące, jednak nie o jej przyjemność tu chodziło. Uderzenie rękojeścią sztyletu w tył głowy powaliło pierwszego z przeciwników. Drugi odwrócił się w jego stronę, gotowy zaatakować, jednak celu nie dostrzegając, powrócił wzrokiem ku Raulowi.
- Czary - splunął pod nogi wicehrabiego. Jego dłoń powędrowała do pistoletu, jednak nie dane jej było zacisnąć palców na broni. Ostrze tego samego sztyletu, który powalił jego towarzysza, zagłębiło się w jego piersi, sięgając serca. Obraza jakiej się dopuścił wymagała krwawej zapłaty i krwią za nią zapłacił. Wciągając go do swego świata uchroniła podłogę przed zakosztowaniem jej smaku, w całości oddając go szarej strefie. Gdy w chwilę później wyłoniła się z niej, była sama.
- Z drugim może być problem - oświadczyła Raulowi.
- Jaki? - Raul nie do końca rozumiał, w czym Desire widziała problem.
Dess nie lubiła zawodzić jego względem niej oczekiwań, jednak i ona miała pewne ograniczenia, które niekiedy stawały w sprzeczności z tym, czego się od niej wymagało.
- Zginął bez ofiary z krwi - wyjaśniła, jako że temat jej nietypowych umiejętności wciąż był świeży i wiele z niuansów wciąż pozostawało nieznanymi dla jej pana. Niektóre z nich nie były znane nawet jej samej, mimo iż obcowała z tamtym światem odkąd sięgała pamięcią. - Szarość go nie przyjmie. Ma swoje zasady, a ja nie mogę jej zmusić do ich złamania.
To, iż mówili o tym co jak uważała było jej duszą, nie wspomniała. Nie chciała zaśmiecać jej martwym mięsem. Ci zaś, którzy wciąż żyjąc zostali w ofierze złożeni, wpierw swą daninę krwi złożyli. Drobna różnica, jednak dla niej mająca istotne znaczenie.
- Na razie go schowamy, a potem... trudno. Znajdą go - odparł Raul. - Może ta śmierć zostanie przypisana temu, który też stał na warcie i zniknął. Był i go nie ma. Cóż innego można pomyśleć jak nie to, że uciekł.
Dess takie postawienie sprawy nie przeszkadzało. Schowanie jednego trupa w lochach kardynała nie powinno sprawić żadnego problemu. Co prawda stracą przy tym cenny czas, jednak lepsze to było niż zostawianie trupa tam gdzie leżał.

- Może spróbujemy wyjść... dyskretnie? - spytał Raul. - Bez kilku czy kilkunastu kolejnych tajemniczych zniknięć? Już kiedyś z tego skorzystaliśmy. - W głosie Raula entuzjazmu ani radości płynącej z tamtego zdarzenia nie dało się dostrzec. - Będę pamiętać, żeby nie puścić twojej ręki - zapewnił.
Dess zawahała się. Bez wątpienia pomysł ten był dobry i pozwalał ominąć większość problemów, jakie z pewnością na ich drodze się pojawią. Jednak… Szara strefa zmieniła się nieco od jego ostatniej wizyty. Napojona krwią ofiar, pełna mocy płynącej z ich cierpienia. Była miejscem przyjaznym tylko dla jednej osoby.
- Jeżeli tego sobie życzysz - odparła wyciągając w jego stronę swą dłoń. - Bez względu jednak na to co ujrzysz czy usłyszysz, nie zrywaj kontaktu - ostrzegła.
- Nie zerwę - obiecał Raul.
Najchętniej na wszelki wypadek by się do niej przywiązał, ale jego wiara w Desire była niezachwiana.
Tym razem ofiara z krwi potrzebna nie była. Szara strefa została napojona nią tego wieczoru, niemalże do stopnia przepełnienia. Widać to było od razu, gdy Raul został w nią wciągnięty. Szarość, która go otoczyła, miała lekko szkarłatny poblask, który tu i ówdzie posiadał mocniejsze natężenie. Szczególnie zaś rubinowa poświata otaczająca Dess była żywa, niczym świeżo przelana krew. Służka uśmiechnęła się lekko na powitanie swego pana, mocno palce zaciskając na jego dłoni. Bez wątpienia wyglądała na szczęśliwszą w tym świecie niż kiedykolwiek była w preferowanej przez Raula rzeczywistości. Nawet rozlegające się w tle krzyki zdawały się sprawiać jej prawdziwą przyjemność. Krzyki pełne bólu i rozpaczy, których źródła nie było jednak widać.

Podążając tą samą drogą, którą zostali do lochów przyprowadzeni, Dess co chwil parę przystawała by wybadać otoczenie. Wszak nie mogli otwierać drzwi na oczach przypadkowych służących. Czyn taki bez wątpienia wzbudziły zainteresowanie, którego nie potrzebowali. Nim jednak do samego wyjścia dotarli, dziewczyna zatrzymała się wsłuchując w głos, który tylko dla niej był słyszalny.
- Nim opuścimy to miejsce - zaczęła cicho, skupiając swą uwagę na towarzyszącym jej mężczyźnie. - Czy nie byłoby rozsądnym skorzystać z okazji do dowiedzenia się czegoś o planach kardynała?
- Nie sądzę, by służba grzebała w rzeczach jego eminencji podczas jego nieobecności - odparł równie cicho Raul.
- Dzięki czemu możemy zyskać cenne informacje - powiedziała. - Gdybyśmy zdołali w miarę krótkim czasie znaleźć jego gabinet, dałoby nam to szansę poznania jego dalszych planów, sekretów i kto wie, może nawet udziału twej babki w jego niecnych procederach.
- Im szybciej, tym lepiej - stwierdził Raul.
- Nie wiem jednak gdzie znajduje się jego gabinet - zwróciła mu uwagę. - Poszukiwania mogą potrwać czas pewien.
- Na szczęście ja wiem.

Pamięć Raul miał nie najgorszą i w gabinecie kardynała znaleźli się parę minut później. Widocznie nikt tu nie wchodził, bowiem w lichtarzach stale paliły się świece - tak jakby gospodarz miał za chwilę wrócić.
Raul po cichu zamknął drzwi.
Desire odczekała aż dźwięk ich zamknięcia przebrzmi, po czym uwolniła swego towarzysza z objęć szarości, podążając tuż za nim, acz niechętnie. Gabinet jej ojca prezentował się nazbyt niemal zwyczajnie. Swoje kroki od razu skierowała do biurka, sprawdzając które szuflady pozwalają się otworzyć, a które chronią swych sekretów w nieco bardziej kłopotliwy sposób. Z czterech tylko jedna stawiła jej opór, a i to nie na dość długi czas by musiała o tym wspominać swemu towarzyszowi. Dokumenty w niej skryte nosiły pieczecie zarówno samego Richelieu jak i króla. Były i inne, jednak czasu na ich dokładniejsze zbadanie brakowało. Najchętniej zabrałaby wszystkie, te z zamkniętej i te z otwartych, jednak to mogłoby wzbudzić czyjąś ciekawość. Zdecydowała się w końcu zabrać tylko te które były chronione, na ich miejsce wkładając część dokumentów z pozostałych. Dopiero wtedy uniosła spojrzenie by sprawdzić co też porabia jej pan.
Raul w tym czasie przeglądał zawartość stojącego pod ścianą wysokiego kabinetu. Jeden tylko dokument zwrócił jego uwagę. Widniało tam nazwisko de Riquet. Nie było jednak czasu na dokładne studia, więc dokument skrył się w wyłogach Raulowego kaftana.
- Chyba powinniśmy już iść.
- Dobrze - odparła Desire, przewracając lichtarz i zrzucając świece na papiery leżące na biurku. - Chodźmy - dodała, wyciągając dłoń w kierunku Raula.
Ten chwycił ją bez wahania

Dalsza droga do wyjścia pozbawiona była atrakcji w postaci kolejnych mordów czy zbaczania z drogi by przeszukiwać kolejne komnaty. Za każdym razem gdy przechodzili obok płonącej świecy, Dess używała jej by podpalić kolejne części wystroju pałacu. Czy to zasłony, czy gobeliny czy obrazy zdobiące ściany w mnogiej liczbie. Wyraźnie widać było iż niszczenie tego miejsca sprawia jej przyjemność, a chaos wywołany ogniem odzwierciedla się w gęstości szaro-szkarłatnej mgły, która ich otaczała. Gdyby nie dłoń Raula, zapewne służka jego wirowałaby w tańcu zniszczenia, którego była sprawczynią.

Gdy opuszczali gościnne progi, piękny do niedawna pałac kardynała przypominał mrowisko, do którego dobrał się spragniony smakołyków niedźwiedź. Służba biegała na wszystkie strony, okrzyki "Wody!" mieszały się z "Uciekać!". Ci, co biegli na ratunek mieszali się z tymi, którzy brali nogi za pas.
Czarna karoca czekała na nich przy bocznym wejściu, a stangret siedział na koźle, gotów w każdej chwili do ruszenia w drogę.
- Chodźmy pieszo - zaproponował Raul. - Podobno Paryż nocą również jest piękny.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 10-12-2015, 19:34   #26
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Paryż po północy był przede wszystkim Paryżem nocnych ptaszków. Kieszonkowcy, rzezimieszki, żebracy, panienki wykonujące najstarszy ponoć zawód świata... całe to towarzystwo zniknęło z ulic wraz ze zniknięciem tych, na których żerowali - porządnych, uczciwych ludzi. Wszak żaden kupiec nie szedł teraz do domu, niosąc za pazuchą całodzienny utarg, żaden mieszczanin nie paradował z wypchaną kiesą, żaden szlachcic nie wędrował ulicami z pełną sakiewką.
Ze swych nor wypełzły na ulice najgorsze męty, ci wszyscy, którzy nie śmieli wystawić głów na światło dzienne. Oczywiście była wśród nich elita złodziejskiego fachu - ci, co nocami włamywali się do domów, lecz pozostali to były zazwyczaj najgorsze szumowiny, z gatunku tych, co dla garści miedzi poderżną komuś gardło, za sztukę srebra sprzedadzą swą matkę, a kompana zadźgają z byle powodu.
W tej porze nocy mądrzy ludzie leżeli w łóżkach, a nie wałęsali się po ulicach, a jeśli już musieli, to robili to w licznej kompanii lub też brali powóz.
Mądrzy ludzie.

Spacer i trzymanie się za rączkę to ponoć preferowana przez zakochanych metodą przemieszczania się. Zazwyczaj jednak światło dnia przyświecało takim spacerom, czyniąc je przyjemnym sposobem spędzenia czasu z drugą osobą. Tej parze jednak za jedyny blask oświetlający drogę przed ich stopami, służył cienki sierp księżyca.
Poza tym spacer pary zakochanych nie polegał na kurczowym trzymaniu dłoni jednej osoby przez drugą, w obawie, by nie stracić z nią kontaktu.
- Już chyba jesteśmy dosyć daleko, by móc wrócić do realnego świata - zaproponował Raul.
Desire najchętniej została by w szarej strefie, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że jest ona przyjemnym miejscem tylko dla jednej osoby.
- Jak sobie życzysz - odparła więc, odrzucając delikatnie ów bezpieczny płaszcz i mrużąc oczy przed barwami świata realnego.
Szara strefa była bezpieczna, równocześnie jednak dla Raula stanowiła śmiertelne wprost niebezpieczeństwo, o czym zdołał się przekonać nie tak znowu dawno temu. I z tego też powodu odetchnął z pewną ulgą, gdy dokoła, miast szarości, ujrzał równie szary, lecz jednak całkiem normalny świat.
Do pałacu mieli kawałek, jednak tym Raul się nie przejmował.
- Jakie masz plany? - zapytała Dess, uważnie obserwując okolicę, aby dostrzec ewentualne niebezpieczeństwo zanim zacznie im faktycznie zagrażać.
- Zdobyłem pewien dokument, związany z moją rodziną. Muszę się z nim zapoznać. Potem zobaczymy. Zamieszanie, jakie się zrobi po zniknięciu Richelieu, trochę potrwa. To da nam czas byśmy się mogli zorientować, kogo trzeba będzie poprzeć.
- Na wszelki wypadek dobrze by było opracować ewentualne drogi ucieczki. Najlepiej więcej niż jedną - odparła służka. - Pozostaje także kwestia twej ciotecznej babki. W tym dokumencie mogą znajdować się informacje, które wskażą ją jako kolejny cel.
- Może poznamy opinię kardynała. Albo jego plany. Ale ten pałac wolałbym oszczędzić - powiedział Raul. - Bez względu na zawartość tego pisma.
- Jak sobie życzysz - odparła. - Postaram się omijać wszelkie lichtarze - dodała, z lekkim uśmiechem na ustach.
- Będę wdzięczny. - Raul również się uśmiechnął.
- Nie mogę jednak obiecać że oszczędzę hrabinę - ostrzegła lojalnie.
- Nie należy obiecywać rzeczy, których nie można dotrzymać - odparł.
- Czy służba także powinna zostać oszczędzona wraz z pałacem? - zapytała, woląc mieć jasny obraz tego, na co będzie mogła sobie pozwolić.
- W tej chwili nie potrafię ci odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiem, kto jest wierny rodzinie, a kto był na żołdzie Richelieu. Brak mocodawcy spowoduje panikę, to pewne. I wtedy zobaczymy, czy i kogo się pozbyć.
Dess skinęła głową w odpowiedzi, jednak jej skupienie na słowach Raula była tylko częściowe. Większość poświęcała zaułkowi, obok którego mieli wkrótce przejść. Cichy alarm, który rozbrzmiał w jej głowie, skłonił dziewczynę do sięgnięcia po sztylet ruchem powolnym i ostrożnym. Nie chciała za szybko rozpoczynać działania ani też spłoszyć ewentualnych napastników. Przymknęła oczy skupiając wszystkie zmysły na wybadaniu owego miejsca. Na jej ustach błądził lekki uśmiech, pełen oczekiwania na to co miało nastąpić.
- Mamy towarzystwo - wyszeptała, pochylając głowę nad ramieniem swego pana.
Raul skinął głową.
- Też mi się tak zdawało. Ilu? Jak sądzisz?
Nie musiała zgadywać. Ich oddechy były aż nazbyt głośne dla spotęgowanego szarością słuchu dziewczyny.
- Czterech - oznajmiła z pewnością w głosie.
- Niezbyt wielu. Biedacy. Załatwimy to po cichu, czy z rozmachem?
- Wedle twego życzenia - wyszeptała, a uśmiech jej nieco się pogłębił.
- Skoro jest ich tylko czterech, to załatwimy to po cichu, ale efektownie - odparł, wyciągając rapier i sztylet. - Dzielimy się pół na pół.
- Tylko dwóch dla mnie? - przymarudziła wesoło. - Cóż, niech i tak będzie, mój panie - dodała cicho, gdyż byli już o krok od zaułka i wyraźnie wyczuła że napastnicy są gotowi do działania.
- Szanowni państwo na spacerze? - zapytał pierwszy, wyłaniając się z cienia. Wysoki, acz chudy, nie sprawiał najgorszego wrażenia. Zadbany strój może i nie wyszedł spod ręki najlepszego z krawców, nie była jednak byle jakim. Także rapier w dłoni jego wyglądał na dobrej roboty oręż.
- Piękna noc na spacery - dodał drugi, niższy nieco i bardziej przy kości. Wyraźnie też biedniejszy, acz i u niego miecz był porządny, wyraźnie wykazujący dbałość z jaką się z nim obchodzono.
Pozostała dwójka nie rzekła nic, tylko obeszła pierwszych z boku, odcinając Raulowi i Desire obie drogi ucieczki.
- Który z nich bardziej ci się podoba? - zagadnął Raul, nie odpowiadając na zaczepkę.
- Tego wysokie zostawię tobie, może więc ten niższy? - odparła Dess uważnie przyglądając się obojgu. - Tamci po bokach i tak znaczenia nie mają.
- O czym wy gadacie? - zainteresował się wysoki, spoglądając na nich podejrzliwie jednak z dużą dozą lekceważenia.
- Zgoda - odparł Raul.
Ponownie zlekceważył pytanie przywódcy bandytów, co było zdecydowanie sprzeczne ze wszelkimi konwenansami. W tej jednak chwili szło nie o dobre wychowanie, lecz o pozbawienie tamtych życia.
Kolejne konwenanse i zasady dobrego wychowania łamiąc Raul, miast się przedstawić, tudzież poprosić swego przeciwnika o nazwisko, zaatakował.
Nie tamtego wszakże, który zadawał pytania, a tego, który zachodził go z lewej. Błyskawiczny wypad i celne pchnięcie wystarczyło, by opryszek wypuścił trzymaną w dłoni solidną pałkę. A Raul natychmiast wrócił na swoje miejsce, gotów do stoczenia właściwej walki.
Jego towarzysza zaś w pełni zignorowała napastnika z boku, skupiając się na niższym z dwójki, która przemawiała. Kuferek nieco przeszkadzał, jednak nie na tyle by miało to jakiekolwiek znaczenie. Z wesołym śmiechem zniknęła w szarości, by w jej bezpiecznych ramionach podejść do swej ofiary. Jego na wpół zdziwiona, na wpół przerażona twarz sprawiła jej przyjemność. Ostrze wbite w szyję, także. Podobnie jak rzężenie jakie wydobyło się z jego ust wraz z krwią. Wyszarpując sztylet, pchnęła ciało napastnika do tyłu, by nie przeszkadzał Raulowi w jego zabawie. Sama zaś zwróciła się do drugiego z tych, którzy zostali jej przeznaczeni. Ten bowiem nie widząc swego wcześniejszego celu, zwrócił się w stronę tego, którego widział. Desire uznała iż musiał on mieć nie do końca po kolei w głowie, skoro parł do przodu niczym oszalały koń. Podłożenie nogi w sposób znaczny przeszkodziło jego zamiarom. Zwalając się na ziemię wydał z siebie pełen zdziwienia jęk.
Porzucając szarą strefę, wyłoniła się przy nim, pochylając by spojrzeć w owe głupawe oczy.
- Niemal mi cię żal - rzekła, tuż przed tym jak wbiła sztylet w jego czaszkę. - Niemal - dodała wycierając ostrze i odwracając się by obserwować walkę Raula.
Jedno trzeba przyznać przywódcy bandytów - miał odwagę i, widząc klęskę swych kompanów, nie rzucił się do ucieczki.
Prima, kwarta, sekunda, tercja... Pchnięcia, cięcia, uniki, riposty i odbicia.
Przez parę chwil Raul sprawdzał umiejętności swego przeciwnika. Nie dało się ukryć - nie należał do prostaków, którzy machali rapierem jak baba miotłą. Szkolenie jakieś miał, a pewnie i doświadczenie. Z paru walk zapewne wyszedł cało i pewnie walka w mroku też nie była mu obca. To jednak nie mogło wystarczyć.
Raul sztyletem odparował pchnięcie, potem sam zaatakował. Zbir odbił jeden, drugi cios, jednak jego reakcje stawały się ciut wolniejsze. Mógł nie mieć wprawy w długiej walce, a mógł też po prostu udawać.
Raul nie zamierzał tego sprawdzać. Zwodem zmylił przeciwnika, po czym, odtrąciwszy broń przeciwnika, wbił mu rapier w pierś.
Zbir przez chwilę jeszcze stał, a potem nogi się pod nim ugięły. Wypuścił rapier z dłoni i zwalił się na bruk.
Raul stopą odsunął rapier przeciwnika na bok, po czym upewnił się, że zbir nie żyje.
- Zostawiamy ich tak? - zapytała, przeciągając mięśnie i uśmiechając się wesoło. - Czy zaciągamy do tego zaułka z którego wypełźli?
- Niech sobie tu odpoczną - odparł Raul. - A nuż za któregoś jest jakaś nagroda i ktoś się ucieszy.
Pochylił się, by podnieść rapier pokonanego bandyty. Szkody by było, by wpadł w łapy kolejnego zbira. Przy okazji sprawdził dłonie opryszka. Ciekaw był, czy to czasem nie jakiś zdeklasowany szlachcic.
- No proszę - mruknął, ściągając z palca tamtego pierścień. - Jakiś de Mailly... Ciekawe, czy z nudów napadał na przechodniów.
Schował pierścień do kieszeni, po czym wytarł ostrze rapiera w kaftan tamtego.
- Niech ci ziemia lekką będzie - powiedział.
- Jeżeli chcemy ominąć podobne atrakcje przydałby się fiakr - oznajmiła jego służka, nie wspominając o drugiej możliwości. - Powinniśmy jakiegoś poszukać - dodała, ściągając z zabitego szlachcica jego pelerynę i zarzucając ją na ramiona.
- Może po drodze jakiegoś znajdziemy. - Raul skinął głową.
- Nie musimy go jednak szukać zbyt wytrwale - oświadczyła, uśmiechając się.
- Tylko jeśli będzie usiłował nas rozjechać. Znaczy, nadziejemy się na niego.
- Jak sobie życzysz - skłoniła lekko głowę.

Najwyraźniej jednak paryscy fiakrzy uważali, że nocne jazdy po mieście nie należą do najbardziej opłacalnych. Albo też wędrująca przez noc para miała pecha...
Jak się okazało, po północy łatwiej było się natknąć na bandę pijaków, lub bandę zbirów, niż na zwykły powóz, do którego można by wsiąść i pojechać tam, gdzie się chce.
Szczęściem do pałacu hrabiny nie była aż tak daleko, by stanowiło to problem. Budowla pogrążona była w mroku. Najwyraźniej jego właścicielka nie marnowała nocy na czekaniu. Czyżby oczekiwała, że nie powrócą? Odźwierny jednak nie spał i otworzył drzwi przed młodym panem, pochylając głowę w geście szacunku.
Peleryna umarlaka zdołała zasłonić suknię Dess w stopniu wystarczającym by ślady krwi nie były widoczne. Nie mogła jednak pozostawić jej w takim stanie na dłużej. Nakazała więc by przyniesiono balię wody do jej pokoju, co nie spotkało się z życzliwym przyjęciem, jednak wystarczyło surowe spojrzenie Raula by wszelkie “ale” umilkły. Podążając za swym panem zastanawiała się, jakie konsekwencje czekać ich będą za czyny, których się dopuścili. Nie było cienia wątpliwości co do tego, że nie pozwoli, by Raulowi stała się z tego powodu krzywda. Miała jednak pewne ograniczenia, nie była bogiem. Być może zostaną zmuszeni do ucieczki poza granice. Kto wie, może nawet wyjdzie im to na dobre…

Balię wniesiono i napełniono wodą. Desire czekała cierpliwie, stojąc w otwartych drzwiach dzielących jej pokój od komnaty wicehrabiego. Gdy kąpiel była gotowa, odprawiła rozespane służące i dopiero wtedy zrzuciła płaszcz, który ją okrywał. Suknia nieprzyjemnie zesztywniała od pokrywającej ją kwi, sprawiała jej pewne problemy jednak nie były one na tyle poważne by nie dała sobie z nimi rady. Rękawiczki, trzewiki, nawet spodnia suknia. Wszystko skąpane było w krwi. Przyjemne wspomnienia napłynęły do jej umysłu wprawiając ją w wyśmienity humor. Gorąca kąpiel była zaś wiśnią na torcie tej nocy. Wiśnią, której kosztowania nie należało przedłużać. Odganiając zmęczenie, które wraz z ciepłem przeniknęło do jej ciała, zakończyła ową przyjemność w czasie wystarczająco krótkim by woda nie zdołała ostygnąć zbytnio. Wszak musiała się zająć częściami garderoby, które ucierpiały przy okazji swawoli, jakich się dopuszczała. Zmycie krwi z sukni zajęło jej nieco czasu, tym bardziej że skórę należało także pokryć warstwą specjalnego wosku, dzięki któremu przy kolejnym razie wystarczyć powinno przetarcie jej szmatką. Nauczona doświadczeniem tej nocy, zadbała także o pozostałe części owego roboczego stroju, obiecując sobie na przyszłość dbanie o owe drobne szczegóły. Także ostrze, którym posługiwała się w trakcie spotkania w celi należało odpowiednio oczyścić. Pochwa na sztylet także tego się domagała.

Czynności te zajęły jej dość czasu by Raul mógł w spokoju przejrzeć zabrane przez nich dokumenty. Narzuciwszy na siebie tylko lekką suknię nocną, wkroczyła do jego komnaty by dowiedzieć się jakie to informacje wykradli świętej pamięci kardynałowi.


Raul na zmianę stroju nie potrzebował ani kąpieli, ani dużej ilości czasu.
W stojącym na kominku dziele jednego z następców Henleina duża wskazówka przesunęła się o trzy raptem kreseczki, gdy przebrany w bardziej domowy strój Raul zapalił wszystkie świece i zasiadł przy biurku, by w spokoju zacząć przeglądać dokumenty, zabrane z gabinetu jego (nieżyjącej już) ekscelencji.
A rzeczy tam opisane do takich należały, że kłopoty paru osobom sprawić mogły, gdyby na jaw wyszły.
Pożyczka udzielona jednemu z książąt włoskich, sprzedaż dwóch biskupstw, porozumienie z pewnym hiszpańskim donem, paru wysoko postawionych Anglików na liście płac, kolejny książę, dla odmiany rosyjski.
Macki rozsnute przez kardynała sięgały daleko. Do Cesarstwa Niemieckiego również.
To jednak była tylko polityka, zaś o prawdziwych planach Richelieu dowiedzieć się z nich nic nie można było.
- Psu na budę. - Raul odsunął kolejne pismo, po czym zabrał się za czytanie najważniejszego, jego zdaniem, dokumentu. Tego, w którym pojawiło się nazwisko de Riquet.
Nazwisk było tam kilkanaście, a przy każdym widniała nazwa posiadłości. A raczej majątku ziemskiego czy zamku, które - jak Raul się orientował - nijak do owych osób należeć nie należały. Cóż więc kardynał miał zamiar zrobić z właścicielami? Na dodatek owi właściciele należeli do uznawanych za tych, co popierali władzę królewską...
Przy nazwisku Marie de Riquet widniała nazwa Chenonceau. Skreślona. Podobnie jak i nazwisko. Czyżby hrabina przestała zasługiwać na zaufanie? A skreślenie nie wyglądało na zrobione dzisiaj czy wczoraj.
Było jeszcze jedno skreślenie. Hrabia Clermont. A czym ten się naraził kardynałowi? Plotki mówiły, że wypadł z łask króla i musiał się udać do swych włości. Było to polecenie Ludwika Trzynastego, czy może jednak Jego Eminencji?
- Dziwnie to wygląda - powiedział Raul, gestem nakazując Desire, by usiadła. - Gdy to czytam to odnoszę wrażenie, że Richelieu zaplanował pozbycie się tych, co zawsze wspierali króla. Na wzmocnienie władzy królewskiej to bynajmniej nie wygląda. Wprost przeciwnie.
Z tego, co wiedział Raul, to byli i są najwierniejsi ludzie króla. Łatwo sobie wyobrazić co się stanie, gdyby ich zabrakło.
Służka posłusznie spełniła polecenie pana, podchodząc i siadając.
- Pozbywanie się wszystkich byłoby nierozsądne - odparła, wyrażając własne zdanie. - Chyba, że planował uczynić to w krótkich odstępach czasowych. W innym wypadku szanse sukcesu byłyby znacznie niższe. Wątpię by optował za opcją ryzykowną, gdy wystarczyło poczekać, przekupić część, część zabić, a innych zdyskredytować w oczach monarchy.
Gdyby to ona była na miejscu kardynała, wybrałaby powolniejszą opcję.
- Jeżeli jest jak mówisz, to świadczyłoby to o tym, że ktoś wywierał na niego nacisk. To z kolei mogłoby tłumaczyć naszą obecność w owych planach.
- Są dwie możliwości w takiej sytuacji. Albo by chciał za naszą pomocą pozbyć się tych z listy, albo też pozbyć się tego kogoś od nacisków.
- Tylko - mówił dalej Raul - nie do końca rozumiem chęć osłabienia króla. Po Ludwiku Trzynastym na tron wstąpiłby jego syn. Ewentualny inny następca na razie nie wchodził w grę. Ale gdyby usunąć króla, pozbyć się tych najwierniejszych, którzy wsparliby małego Ludwika... Kardynał miałby wtedy jeszcze większą władzę, niż obecnie. Zanim Ludwik osiągnąłby pełnoletność, pewnie bez kardynała nie zdołałby wybrać kaftana czy kapelusza.
- Osłabiony król, mocniejsze wpływy kardynała… Może sojusz z innym królestwem? Może chodziło mu tylko o umocnienie swojej pozycji. Może sam chciał przejąć władzę tylko dla siebie. Kto wie, co kryło się w jego głowie.
Bez wątpienia było już za późno by się dowiedzieć.
- Czy wśród tych dokumentów znajduje się coś, co mogłoby przydać się nam w razie konieczności ucieczki? - Zadała pytanie, które nieco bardziej ją interesowało od planów martwego ojca. - I czy znalazłeś coś co tłumaczyłoby udział hrabiny.
- Gdybyśmy chcieli zrobić nieco zamieszania, to treść tych listów z pewnością by nam pomogła. Jeśli chodzi o hrabinę, to ostatnimi czasy nie cieszyła się łaskami Richelieu.
Desire bez wątpienia wolałaby by jego odpowiedź była nieco inna.
- To mogłoby tłumaczyć jej starania - odparła, nie zamierzając odpuścić. Zbrodnia hrabiny wciąż pozostawała bez kary, a takowy stan rzeczy niezbyt się dziewczynie podobał.
- Nie do końca. Sądziłbym, że nie ma o tym pojęcia. Kardynał dał to odczuć hrabiemu Clermont, który teraz nudzi się w swej wiejskiej posiadłości. Marie de Riguet przebywa w Paryżu, a nie pod Tarbes czy w jakimś klasztorze.
- Więc dlaczego posunęła się do próby morderstwa? - Zadała pytanie, które zdawało się ich prześladować od tamtej pamiętnej chwili w ogrodzie.
- Nie mam pojęcia - przyznał Raul. - Jeżeli naprawdę myślała o zabiciu mnie, to powinna była tę próbę powtórzyć setkę razy, do skutku.
- To wciąż była próba, która zakończyłaby się twoją śmiercią - Dess nie zamierzała tak łatwo hrabinie odpuścić. - Zauważ iż stało się to na samym początku naszego w tym miejscu pobytu. Może i było to tylko testowanie naszej obrony, jednak fakt pozostaje faktem. Gdybyś wypił to wino, nawet moje umiejętności by tu nie pomogły. Rozumiem, że jest członkiem twej rodziny jednak wina ta wymaga kary.
Jej zasady były proste, obowiązki także. Likwidowanie tego co zagraża Raulowi było priorytetem. Wszystko inne można było dowolnie interpretować, można było pominąć, zmienić wedle potrzeby.
- Wolałbym, żeby trafiła do klasztoru - odparł Raul. - To jest również dobry sposób na pozbywanie się niewygodnych krewnych.
- Uważam - dodał po chwili - że powinniśmy poczekać ze dwa-trzy dni. Zniknięcie kardynała, pożar jego pałacu... to powinno nieco zamieszać w tym bagienku. Różne ciekawe rzeczy powinny wypłynąć na powierzchnię. No i zobaczymy, jak zachowa się hrabina. Zmartwi się, czy wprost przeciwnie.
- Oczywiście, mój panie - pochyliła głowę, głównie by ukryć swe niezadowolenie. Plan był rozsądny, jednak zwiększał nieco ryzyko, którego ona wolałaby uniknąć. Nikt nie widział żeby wychodzili z pałacu. Widziano ich jak wchodzą. Zapewne, szczególnie w pierwszych dniach, ludzie będą uważać że wydostali się wraz z innymi. Wkrótce jednak zaczną padać pytania, a nie trzeba wiele by wpaść na to, kto jako ostatni widział kardynała. Na dodatek tuż przed pożarem. Z drugiej strony ich nagłe zniknięcie także byłoby podejrzane… Westchnęła, gdyż żadne z wyjść nie wydawało się jej korzystnym. Z ulgą powitała więc uspokajające muśnięcie szarości. Było dokładnie tym, czego w obecnej chwili potrzebowała.
- Z klasztoru wciąż może czynić szkody - powróciła do tematu, który ją interesował.
- Wtedy trzeba będzie się jej pozbyć - odparł Raul. W jego głosie brzmiało zdecydowanie. - Na razie jest cennym źródłem informacji. Może zna plany kardynała, choćby w zarysie.
- Pragniesz ją o nie wypytać? - W jej głosie dało się wyczuć nutkę nadziei. Hrabina wciąż znajdowała się w jej zasięgu. Nieco więcej niż odrobina bólu powinna chwilowo wystarczyć jako zadośćuczynienie za jej grzechy.
- Rankiem. Jak tylko wieść o pożarze i zniknięciu kardynała się rozniesie.
- Dobrze - zgodziła się posłusznie. - W takim razie powinieneś odpocząć - zwróciła mu uwagę.
Raul uśmiechnął się blado.
- Mam nadzieję, że i ty odpoczniesz - odparł.
W odpowiedzi skinęła jedynie głową wstając.
- Dobrej nocy.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-01-2016, 17:34   #27
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Zamykając za sobą drzwi uśmiechnęła się leniwie. Odpoczywanie… Nie było to dokładnie to, co robić zamierzała. Przeciągnęła się, rozbudzając leniwe mięśnie. Jej wzrok padł na kuferek, a uśmiech się pogłębił. Zamierzała przygotować specjalny wywar z myślą o hrabinie. Wyjątkowo paskudy w działaniu chociaż przyjemny w smaku. Jego tworzenie miało jednak zająć jej znaczną część nocy, która jeszcze pozostała. Zebrała więc szarość wokół siebie i skorzystała z jej siły by podołać czekającemu ją zadaniu.

Gdy skończyła, słońce zaczynało nieśmiało wyglądać zza drzew. Ziewnęła szeroko, przetarła oczy. Godziny minęły niepostrzeżenie. Słyszała pierwsze odgłosy budzącego się domostwa. Mrówki otwierały oczy by po raz kolejny podjąć się zadania służenia swej królowej. Co zrobią gdy jej zabraknie?
Ponowne ziewnięcie uświadomiło jej, że zlekceważyła słowa Raula w stopniu grożącym konsekwencjami. Nie było to miłe wrażenie. Powodowało niepokój, który przyciągał wzrok do łączących ich komnaty drzwi. Te zaś gotowe były w każdej chwili stanąć otworem. Na chwilową panikę, która zbudziła się w jej myślach, odpowiedziała szarość. Łagodny dotyk przegonił ów niechciany strach i złagodził jego skutki. Otuliła się nim, oddzielając od świata. Ten, w którym się znalazła był o wiele przyjemniejszym. Ostre krawędzie nie raziły jej oczu. Nie było tu kolorów, które mogłyby ją rozpraszać. Istniał tylko spokój i siła, których potrzebowała i z których mogła czerpać pełnymi garściami. Tak też uczyniła. Moc pochodząca z cierpienia jej ofiar, które oddane zostało szarości, wypełniła ciało Dess wzbudzając cichy jęk rozkoszy, który wyrwał się z jej ust. Smugi mgły otaczały ją i wypełniały, rozbudzając mięśnie i przyspieszając oddech. Umysł oczyścił się ze zbędnych myśli, stając się czystym i gotowym do działania narzędziem. Wiedziała, że prędzej czy później przyjdzie jej odpokutować za to. Jej ciało miało granice, których przekroczenie groziło katastrofą. Ona zaś właśnie je przekraczała. Nie mogła jednak zawieść. Nie teraz. Nie gdy ich losy ważyły się na szali.

Gdy Raul pojawił się w drzwiach była gotowa by wyjść mu na spotkanie. Opuszczając szarą strefę, jak zwykle czuła niechęć do świata, dla którego musiała ją zostawić. Była niczym ryba wyjęta z wody, którą zmuszano do tego, by nagle pokochała stały ląd.
- Gotowa do zmierzenia się z trudnościami codziennego życia? - spytał.
- Oczywiście - odparła, poprawiając fałdy szkarłatnej sukni, jednej z tych, które otrzymała od hrabiny. Ostrzy, które miała na sobie nie było widać, jednak ona czuła ich dotyk, chłodzący jej skórę poprzez warstwy tkaniny. Wiedziała, że oczekują uczty. Wątpiła jednak by została im ofiarowana. Nie tym razem. No chyba, że hrabina wyjawi im coś, za co Raul pozwoli ją zabić. To by doprawdy było miłe losu zrządzenie.
- Przygotowałam prezent dla naszej gospodyni. - Mówiąc podeszła do stolika, na którym znajdowała się fiolka, nie większa niż naparstek. Owoc jej nocnej pracy.
- Jak to ma zadziałać?
- Sprawi, że powie nam wszystko, całą prawdę
- Desire była dumna ze swej sztuki i dumę tą słychać było w jej głosie. - Nie skłamie, bowiem za każde kłamstwo czekać ją będzie bardzo bolesna kara. Miksturę tą opracowano w zakonie tuż przed moim wyjazdem. Pozwoliłam sobie nieco ją udoskonalić.
- W takim razie dowiemy się wreszcie prawdy. Przynajmniej w takim zakresie, w jakim zna ją moja ciotka
- odparł Raul. - Dużo tego masz?
- Wystarczyło tylko na tyle -
uniosła niewielkie naczynie. - Może gdybym miała więcej czasu niż jedna noc i więcej składników...
- To jest dla jednej osoby, czy starczy dla dwóch lub trzech?
- Wystarczy jedna kropla dolana do wina
- wyjaśniła. - Powinno wystarczyć dla paru o ile używana będzie oszczędnie. Gdy zdobędę składniki mogę stworzyć więcej, jeżeli takie będzie twoje życzenie.
- Wszystko będzie zależało od tego, co powie hrabina. Możemy mieć potem pytania do paru osób. Ale to wiesz równie dobrze, jak ja.

Wiedziała. To że osobiście wolałaby wybrać nieco bardziej dosadne środki by uzyskać owe informacje, ból który doświadczą kłamiąc musiał jej wystarczyć. Liczyła na to, że hrabina spróbuje uciec się do naciągnięcia prawdy dla swoich celów. Liczyła, że uczyni to więcej niż ten pierwszy raz.
- Zrobię więc nieco więcej tej mikstury. - Obiecała, chowając obecnie posiadaną do skrytej w fałdach sukni kieszeni. - Śniadanie? - zapytała, przyoblekając twarz w miły wyraz przyjaznej obojętności, jaki dobra służka powinna nosić na co dzień.
- Moja droga, coś dobrego na dobry początek dnia, będzie mile widziane - odparł Raul. - Nie wiadomo, kiedy znów będzie okazja do zjedzenia czegoś ze wspaniałej kuchni hrabiny de Riquet.
- Jak sobie życzysz, mój panie -
odparła posłusznie, gotowa by po raz kolejny spełniać jego życzenia.

Śniadanie w pałacu de Riquest podawano w głównej jadalni, lecz tym razem gospodyni nie zeszła na dół, by towarzyszyć swym gościom.
- Pani hrabina źle się poczuła. - Młoda pokojówka dygnęła przed Raulem. - Prosi, żeby panicz odwiedził ją zaraz po śniadaniu. I panienka. - Te słowa skierowała do Desire.
Widać było, że służąca nieco niepokoi się o zdrowie hrabiny.
- Co jej dolega? - zainteresowała się Dess, bowiem owa nagła choroba była nieco zbyt na rękę hrabinie. Z drugiej strony gdyby było to tylko udawanie to z pewnością służąca nie byłaby zaniepokojona, a ta na taką właśnie wyglądała. - Może powinniśmy udać się do niej od razu? - Tym razem pytanie skierowane zostało do Raula.
Ten skinął głową

- Razi ją światło - szepnęła cicho służąca.
Hrabina leżała w swojej sypialni, przy szczelnie zasuniętych zasłonach, nie wpuszczających odrobiny nawet światła. Paliły się jedynie trzy świece w lichtarzu. Te dawały jednak dosyć światła, by można było zobaczyć oblicze hrabiny. Raul musiał szczerze przyznać, że widział już zdrowiej wyglądających nieboszczyków.
Desire nie potrzebowała dodatkowych informacji by rozpoznać objawy zatrucia. Szara strefa drgała wokół niej utrudniając nieco skupienie, a na to pozwolić sobie nie mogła. Nie chciała także odrzucać jej pomocy, która mogła okazać się niezbędną. Jedno spojrzenie na Raula uświadomiło jej, że także on zrozumiał powagę stanu, w jakim znalazła się hrabina. Ktoś zdecydowanie nie chciał by ta podzieliła się z nimi posiadanymi informacjami. Mogło też chodzić o zwykle pozbycie się niewygodnej osoby, za czym przemawiał stopień zaawansowania trucizny. Z pewnością nie podano jej wraz z poranną herbatą.
- Możesz jej jakoś pomóc? - spytał cicho Raul.
Nie mogła powiedzieć by się nad tym nie zastanawiała. Niestety, czas minął, a w wypadku trucizn każda chwila miała znaczenie.
- Tylko w jeden sposób - odpowiedziała, wiedząc że domyśli się o jaki sposób jej chodziło.
- Skoro to jedyne wyjście... - Raul skinął głową.
- Innego nie widzę - odparła, a zwracając się do towarzyszącej im służącej nakazała by ta przyniosła czajnik z gotowaną wodą, kubek i kuferek z komnaty, którą Dess zajmowała. To powinno zająć jej nieco czasu, potrzebnego na sprawdzenie ile można było dowiedzieć się od hrabiny nim skróci się jej cierpienie.
Wiedziała, że Raulowi zależało na posiadanych przez babkę informacjach, a nie chciała by jej pan musiał odejść z niczym. Gdy służąca zniknęła by wykonać jej polecenia, Desire podeszła do łóżka umierającej.
- Hrabino - powitała ją, raczej obojętnym głosem, w którym brzmiała lekka nuta niechęci. - Mogę ci pomóc jeżeli mi pozwolisz. Przez wzgląd na mego pana.


To, że starsza dama wyraziła zgodę nad wyraz zaskoczyło Desire. Nie tak jednak jak jej słowa, chociaż tych mogła się akurat spodziewać. Słuchając odpowiedzi, których udzielała hrabina, Dess uważnie śledziła jej twarz. Ból widoczny na obliczu kobiety sprawiał, że młoda dziewczyna czuła przyjemne zadowolenie. Co prawda nie ona była jego sprawczynią, jednak nie przeszkadzało to w niczym by czerpać z niego przyjemność. Podobnego zdania była szara strefa, która chłonęła go niczym spragniony wędrowiec. Powrót służącej przerwał na chwilę owe wynurzenia jednak Desire zdążyła usłyszeć dość by pozwolić jej zostać. Jedyny ruch jaki wykonała było przyłożenie palca do ust, nakazujące jej ciszę. Przeszkadzanie Raulowi nie było wskazane i nie zamierzała na to pozwolić.
Gdy spowiedź hrabiny dobiegła końca, a kolejny spazm bólu wykrzywił jej starczą twarz, Dess nakazała skinięciem głowy by służąca podeszła i podała jej kuferek, po który została wysłana. Co prawda śmierć zadana ostrzem sztyletu była przez nią preferowaną, to jednak uznała iż starsza dama nie zasługuje na ten zaszczyt. Wbrew temu co sądził Raul, zdanie jego służki się nie zmieniło. Desire nie była wierna królowi, nie obszedł jej los kardynała. Dla niej oni wszyscy mogliby zginąć, a ona co najwyżej uśmiechnęłaby się z zadowoleniem. Gdy jednak ktoś podniósł dłoń na jej pana… Tu sytuacja ulegała znacznej zmianie. Hrabina poważyła się na ten czyn, kierowana wiernością królowi i Dess potrafiła to zrozumieć. Zawiodła jednak, a za porażkę się płaci. Szczególnie gdy wybór ofiary jest taki, a nie inny. Prosta zasada, o której tak wyrafinowana graczka jak cioteczna babka Raula, powinna wiedzieć.
Przez wzgląd na niego wybrała truciznę, która działała szybko. Mogła co prawda poczekać, aż kobieta wyzionie ducha w mękach, które na nią sprowadzili ludzie kardynała, jednak wiedziała, że dla jej pana nie będzie to miłe doświadczenie. W przeciwieństwie do niej, był związane więzami rodzinnymi z tą kobietą. Może i za nią nie przepadał, jednak bez wątpienia darzył ją jakimś uczuciem, być może szacunkiem. Tego zaś brakowało jego służce.
Zalanie kubka wodą i dolanie do niej śmiertelnej dawki nie zajęło wiele czasu. Odczekała chwile, czujnie obserwowana przez służącą, by napar nieco ostygł, a następnie delikatnie przystawiła go do ust hrabiny. Wypełnione bólem oczy spoczęły na niej, a w spojrzeniu pojawiło się zrozumienie i … ulga. Akt miłosierdzia, coś z czym ciężko by kojarzyć istotę pokroju Desire, był darem który ofiarowała nie tej kobiecie, leżącej w łóżku, a temu który miał żyć dalej. Czy hrabina rozumiała ten drobny niuans? Możliwe, jednak nie miało to znaczenia. Jej spierzchnięte usta otwarły się dobrowolnie, a płyn spłynął do jej gardła niosąc ze sobą kojącą śmierć.

- Jakie są twe rozkazy, panie? - zapytała, wstając i nie poświęcając trupowi więcej uwagi. W przeciwieństwie do służącej hrabiny która z płaczem rzuciła się do łóżka swej pani.
- Zabiłaś ją! Morderczyni!
- Dałam jej łagodną śmierć, co było darem większym niż na to zasługiwała. Uspokój się teraz i pożegnaj z nią w ciszy
. - Nie tyle była to rada co wyraźne ostrzeżenie i takim też tonem słowa te zostały wypowiedziane. - Mój panie? - Ponownie zwróciła się do Raula, czekając cierpliwie, aż pozwoli jej na oczyszczenie rezydencji ze szkodników którymi została zbrukana.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 12-01-2016, 22:41   #28
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
To, co mówiła cioteczna babka, nie brzmiało w uszach Raula zbyt wesoło. I - mimo śmierci kardynała - wróżyło mnóstwo kłopotów. Nazwiska kilku bardzo wysoko postawionych osób wystarczyłyby, by przestraszyć przeciętnego śmiertelnika. I trudno było sądzić, by po zniknięciu Richelieu cała sprawa miała ucichnąć. Z pewnością znajdzie się kilka osób, które zechcą wspaniały plan kardynała wcielić w życie.
Pewnie było jeszcze paru naiwnych, co - jak Marie do Riquet - sądzili, że we wszystkim chodzi o wzmocnienie władzy króla. Boleśnie się rozczarują. I pewnie wylądują w zacisznych lochach, gdy któryś z tych największych sięgnie po władzę.
Nic dziwnego, że Richelieu postanowił pozbyć się hrabiny, gdy ta zorientowała się w jego planach. Szkoda tylko, że nie zdołała przekazać tej wiedzy dalej. Na przykład ciotecznemu wnukowi. Być może udałoby się zrobić coś mądrego...
- Jak ci na imię? - Raul zwrócił się do pokojówki, która już się uspokoiła i szeroko otwartymi oczami wpatrywała się to w Raula, to w Desire.
- Lisa.
- Siadaj w kącie i zacznij się zastanawiać, z kim z rodziny będziesz się chciała pożegnać przed wyjazdem z Paryża. - Lisa skupiła wzrok na Raulu.
- Hrabina już nie żyje, a ty, jako jej zaufana pokojówka, możesz być następna na liście.
Lisa pobladła i, jakby nagle straciła siły, opadła na krzesło.

- Desire, mogłabyś się rozejrzeć? Gdzieś tu powinna być skrytka z papierami świętej pamięci hrabiny.
- Oczywiście, mój panie - Dess, w przeciwieństwie do pokojówki, zachowała całkowity spokój. Pokojówkę zignorowała. Ów worek mięsa niewielkie dla niej miał w tej chwili znaczenie. Gdy zacznie sprawiać kłopoty pozbycie się jej zajmie jedynie chwilę. Raul wydał jej polecenie, to na nim zatem się skupiła, poświęcając jednak część owej uwagi, by kontrolować otoczenie. Nie byłoby pożądane, gdyby ktoś ich zaskoczył w niewłaściwym momencie. Co prawda miałaby odrobinę radości z podarowania takiej osobie ostatniego daru, jednak to nie o jej zachcianki chodziło. I tak z pewnością okazji do zabawy nie zabraknie.
Szara Strefa jak zwykle przybyła na wezwanie by służyć swej królowej. Nie mogła co prawda zanurzyć się w niej w pełni, nie gdy miała świadka. To jednak potrzebne nie było do tak prostego zadania. Przymknęła oczy by świat zewnętrzny nie przeszkadzał jej w poszukiwaniach. Nie potrzebowała go widzieć, był zbędny. To co potrzebowała, widziała bez konieczności używania oczu. Zgęstnienie szarości w pobliżu ciała hrabiny, nieco mniejsze i delikatnie podbite czernią przy pokojówce, wyraźny zarys postaci Raula, otoczonej mlecznym blaskiem. Poza nimi słabe zarysy mebli, niczym obraz zbyt długo na słońcu przebywający. Zaś wśród tego wszystkiego punkt soczystej czerwieni. Uśmiechnęła się, przechylając lekko głowę by wesprzeć ją na chwilę na tej opiekuńczej ręce, której dłoń spoczywała na jej ramieniu. Czymże by była bez niej.
- Z boku kominka, po prawej, w połowie jego wysokości. - Uniosła dłoń by wskazać właściwe miejsce. - Herb zwalnia zapadnię.

Desire, jak niemal zawsze, nie myliła się. Wystarczyło przesunąć nieco ozdobioną herbem płytkę, by odsunął się na bok fragment ściany.
Wnęka nie była duża, ale wypełniona papierami. Znajdowała się tam też niewielka, metalowa kasetka, oraz trzy rulony złotych monet - pistole, dublony i floreny. Prawdziwy majątek, umożliwiający wiele miesięcy wygodnego życia.
Odkładając na chwilę późniejszą przejrzenie wszystkich dokumentów Raul zwrócił się do Lisy.
- Kto leczył hrabinę? - spytał.
- Pan Samuel Rofe - odpowiedziała Lisa. - Jeszcze dwa lata temu przychodził do pani hrabiny. Na każde wezwanie. Ale potem pojawił się dottore Zerilli. Sam pan kardynał go polecił.
- Wiesz, gdzie mieszka pan Rofe? - spytał Raul.
- Przy Rue de Jouy.
Raul skinął głową.
Pociągnął za szarfę. Gdzieś w głębi pałacu odezwał się dzwonek, po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
Raul raczył osobiście uchylić wspomniane drzwi, po czym warknął niemal na stojącego na korytarzu lokaja.
- Posłać powóz po pana Rofe! - polecił. - Ma się tu zjawić natychmiast!
Poparł polecenie gniewnym machnięciem ręką.
Lokaja jakby wymiotło. Co prawda to hrabina była tu panią, ale każdy wiedział, w czyje ręce przejdzie kiedyś pałac. I nawet jeśli większość służby została tu przysłana przez Richelieu, to ciepła posadka nie musiała trwać wiecznie.
- Poczekaj przy drzwiach, na przybycie tego medyka - poprosił Raul.
Sam, od czasu do czasu spoglądając na siedzącą bez ruchu pokojówkę, zabrał się za przeglądanie papierów.
Wbrew jego oczekiwaniom nie były to żadne rewelacje - rachunki, zestawienia, sprawozdania, plany pałacu i wiejskich posiadłości, parę weksli. Żadnych nazwisk, danych o spiskowcach, planach kardynała. Same sprawy majątkowe.
Dwa dokumenty były ciekawe, bowiem dotyczyły kawałka świata leżącego za oceanem. Tym jednak Raul postanowił zająć się później. Teraz miał na głowie świętej pamięci hrabinę. A potem, zapewne, dużo zamieszania związanego ze śmiercią, a raczej ze zniknięciem, kardynała.

Polecenie, które otrzymała, wykonała bez słowa. Pilnowanie drzwi i tego co znajdywało się za nimi było prostym zadaniem. Nie znaczyło to jednak, że zamierzała wykonać je pobieżnie. O nie… Oparła się o ścianę, z pozoru niedbale, w rzeczywistości jednak wszystkie jej zmysły były rozciągnięte do granic możliwości. Przymknięte oczy pozwalały na skupienie się na tych, które w tym momencie były istotne. Słuch, węch i nieodłączna Szara Strefa. Rezydencja żyła swoim życiem, nie bacząc na śmierć, która zawitała w jej progi, ani też na tą, która wkrótce miała zawitać. Deski trzeszczały, wiatr uderzał w szyby, ludzie oddychali, rozmawiali. Dźwięk przestawianych naczyń, śmiech czy utyskiwanie. Wszystko to było codziennością tego miejsca i wszystko to odżyło w niej spotęgowane przez jej wierną opiekunkę. Zapach strachu pokojówki nieco ją dekoncentrował. O ile łatwiej by było pozbyć się dziewczyny, która wszak była tylko niepotrzebnym ciężarem. Desire nie rozumiała powodów, którymi kierował się Raul, trzymając tą osobę przy życiu. Nie była do niczego potrzebna… Pytać jednak nie zamierzała, a już w szczególności gdy dziewczyna znajdywała się w komnacie. Zastanawiała się jednak jak zareaguje ona gdy Dess będzie musiała pozbyć się kilku osób. Już raz nazwała ją morderczynią. Kim nazwie teraz?
Były to jednak nieistotne rozważania, które leniwie płynęły gdzieś na obrzeżach jej umysłu. Milczała przez cały czas, aż do momentu w którym na horyzoncie pojawiła się nowa postać.
- Mój panie - zwróciła uwagę Raula, jednocześnie wyprostowując się jednak nie opuszczając swego posterunku.
- Tak? - Raul oderwał się od papierów.
- Masz gościa - odparła, śledząc poczynania medyka, który coś nie bardzo spieszył się na górę.
- Zobaczymy, co powie... i jak zareaguje - powiedział Raul zamykając skrytkę.
Co prawda i tak zamierzał ją opróżnić, ale nie w tej chwili, a po co medyk miałby cokolwiek widzieć.
Rofe zaś postanowił w końcu zakończyć swą rozmowę z lokajem i ruszyć tam, gdzie go wzywano. Desire była na tyle uprzejma iż otworzyła drzwi gdy do nich zapukano i przepuściła gościa, obdarzając go przy tym pełnym smutku uśmiechem. Co się za nim kryło, pozostawiła dla siebie. Mężczyzna nie był już pierwszej młodości. Zmarszczki głębokimi bruzdami znaczyły jego twarz, a siwe pasma we włosach nadawały mu poważny wygląd uczonego. Na jej grymas odpowiedział podobnym, nieco zmęczonym uśmiechem. Dess byłaby nawet w stanie polubić go gdyby nie dalsze rewelacje, które jego pojawienie się przyniosło. Powstrzymanie pełnego kpiny prychnięcia było wyjątkowo trudną sztuką, gdy mając przed sobą zwłoki osoby otrutej, słyszy się iż zmarła ona w sposób naturalny. Na dalsze narzekania na przeklętych Włochów i szarlatanów Desire nie reagowała. Najwyraźniej hrabina otoczona była głupcami, ślepcami i zdrajcami. To niezbyt dobrze świadczyło o tej kobiecie. Nie żeby Dess potrzebowała dodatkowych powodów, by nawet po śmierci żywić niechęć dla ciotecznej babki Raula. Niechęć, z którą postanowiła się nie wychylać. Ograniczyła się jedynie do pilnowania pokojówki, by ta przypadkiem nie chlapnęła językiem w niewłaściwym momencie. Pozbycie się obojga nie sprawiłoby jej większego problemu, jednak nie chciała mieszać w planach, jakie miał jej pan. Lisa, na swoje własne szczęście, trzymała usta posłusznie zamknięte.
Raul starannie ukrył swe zaskoczenie. Nie bardzo wiedział, czy Rofe jest faktycznie stary, głupi i ślepy, czy też - podobnie jak jego następca - był na usługach kardynała.
- Czy zechce pan, doktorze, poczekać w jednej z komnat, na przybycie pana de Foix? Oraz proboszcza z parafii Świętego Andrzeja? Trzeba będzie załatwić wszystkie sprawy związane z pochówkiem...
W sakiewce, jaką podał medykowi, znajdowała się spora garść pistoli.
- Wiem, że przez wiele lat dbał pan o zdrowie pani hrabiny - powiedział Raul. Pociągnął za szarfę.
- Zaprowadź pana Rofe do Czerwonego Saloniku. Niech Elisa spełni wszystkie życzenia pana doktora. Poza tym poślij powóz po pana De Foix, a potem tu przyjdź.
- Tak, jaśnie panie. - Lokaj zgiął się w pół, po czym wyszedł, by wskazać drogę medykowi.
- Kto jest proboszczem u Świętego Andrzeja? - Raul zwrócił się do pokojówki, która do tej chwili siedziała bez ruchu, niczym zamieniona w słup soli.
Lisa zerwała się na równe nogi.
- Ksiądz kanonik de Suffren - odpowiedziała.
Raul skinął głową i zabrał się za pisanie.
Po chwili posypał piaskiem pismo, strzepnął, zwinął i zapieczętował.
- Zaniesiesz do parafii Świętego Andrzeja. - Podał pismo lokajowi, który zdążył już wrócić. - Oddasz księdzu kanonikowi. Przyniesiesz odpowiedź.
- Tak, jaśnie panie. - Lokaj po raz kolejny się skłonił i pospiesznie wyszedł.
Teraz trzeba było czekać ma przybycie gości.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-01-2016, 19:29   #29
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Kolejne dni okazały się być istną torturą dla Desire. Gdyby nie Szara Strefa bez wątpienia w pewnym momencie rzuciłaby się na to stado idiotów i zakończyła ich doczesne męki. Na szczęście nie była sama. Czuły dotyk szarości łagodził jej stan, pozwalając na wykonywanie obowiązków, a gdy noc zapadała dawał pełnię wytchnienia. Bez wątpienia Paryż pozbył się w tym czasie kilku swych mieszkańców. Nie wszyscy należeli do szlamu wypływającego nocami. Dess lubiła odmianę, tak samo jak lubiła ją szarość. Nowe smaki, nowe rodzaje strachu. Delektowały się nimi niczym śmietanka towarzyska swymi plotkami. Ich głód rósł z każdym kolejnym daniem, a miasto nie żałowało swych zasobów. Niekiedy, gdy już wracała korzystając z najciemniejszej pory nocy, miała problemy z określeniem gdzie przebiega granica ich świadomości. Napawało ją to strachem, jednak ten był szybko zabierany przez Szarą Strefę. Nie był potrzebny, wszak ona dbała o swoją panią. Dbała o wszystkie jej potrzeby niosąc ze sobą ukojenie.

Desire niewiele spała, jeszcze mniej jadła. Ciągła obecność zdrajców, ciągłe zagrożenie dla Raula nie pozwalały nawet na chwilę nieuwagi. Żywiła się odebranym życiem. Odpoczywała w ramionach śmierci. Uśmiechała i witała gości widząc w nich trupy, które tylko czekają by wsunąć sztylet w ich ciała i napełnić szarość ich bólem. Płynęła wśród nich niczym samotna łódka przemierzająca ocean. Lawirowała pośród fal, brała na siebie ich negatywną energię i niszczyła korzystając z własnej. Starała się by ten czas był dla Raula możliwie łagodnym i przyjemnym. Była tarczą, która chroniła swego pana przed atakami. Psem, który swą obecnością odstrasza intruzów i konfesjonałem, w którym nieświadome niczego ofiary mogły oddawać swe grzechy i liczyć na odkupienie. Otrzymywali je, niektórzy wręcz dosłownie, gdy później odwiedzała ich domy, ich łóżka i ciała. Gdy kończyła - wracała. Obecność jej pana była jedyną kotwicą, która ją utrzymywała, nie pozwalając by szare odmęty stały się jej domem. Łańcuch niekiedy zanikał, gubiąc swą moc, jednak zawsze powracał wraz z nastaniem poranka. Ile jeszcze nocy miało minąć nim nastanie dzień, w którym nie powróci? Myśli te nie były przyjemne więc i je pochłonęła szarość.

Kolejny wieczór nie różnił się zbytnio od pozostałych. Hrabinę złożono w grobie. Wyprawiono przyjęcie na jej cześć. Obłuda przelewała się niczym wino w kielichach. Desire czuła się chora wśród tych ludzi. Jedzenie w ich towarzystwie było zadaniem ponad siły więc i tym razem ograniczyła się do zabawy zawartością talerza. Kryjąc swą niechęć za wachlarzem słodkiego uśmiechu i niewinne trzepotania rzęs, prowadziła zwyczajową konwersację czujnie śledząc hrabiego. Nowe cele pojawiały się i znikały. Bez wątpienia jeden z nich miał tej nocy rozstać się z życiem. Może nawet dwóch jeżeli skróci nieco swą zabawę. Usłyszała, ze jednemu z nich urodziło się dziecko. Syn i to w dodatku pierworodny. Cóż za cudowna okazja. Szczęśliwa rodzinka do jej dyspozycji. Szara Strefa zadrżała w oczekiwaniu na ucztę, jaka pojawiła się na horyzoncie. Już zdecydowała kogo chce, teraz wystarczyło zapolować.

Gdy pałac opustoszał sprawdziła wszystkie wyjścia oraz okna na parterze. Co prawda w samym budynku nie brak było stanowiących potencjalne zagrożenie ludzi, jednak wolała znane ryzyko od nieznanego. Nim wymknie się tej nocy, sprawdzi je jeszcze raz, tym razem z zewnątrz. Zadowolona ruszyła do swojej komnaty. Należało się odpowiednio przygotować. Zmienić suknię, wybrać ostrza, upewnić się czy wszystko jest tam gdzie powinno i dobrze leży. Nie chciała popełnić gafy, wolała by jej polowania przebiegały wedle planu. W ten sposób dawały jej więcej radości.

Pozbywając się kreacji, którą miała na sobie tego wieczoru z pewnym zdziwieniem doszła do wniosku, że ta stała się nieco za luźna w pasie. Gdyby nie wymogi jakimi rządziły się salony paryskie, zapewne obyłaby się bez gorsetu. To z kolei wywołało uczucie niepokoju. Ciało było narzędziem, ostrzem które miało za zadanie razić wrogów jej pana. Jeżeli doprowadzi do jego zniszczenia, w jaki sposób zdoła wykonywać swoje obowiązki? Korzystając z lustra i blasku świec, przyjrzała się swojej sylwetce. Zmiany nie były bardzo widoczne. Zawsze była drobnej budowy, delikatnej rzec by można, aczkolwiek ona akurat tego określenia nie lubiła. Uniosła dłoń i dotknęła nią szyi. Skórę miała gładką, elastyczną. Napięte mięśnie wyraźnie się pod nią rysowały. Zsunęła palce nieco niżej, zatrzymując je pomiędzy piersiami. Przyjemny dreszcz wstrząsnął jej ciałem. Z westchnieniem powitała szarość, która zjawiła się, jak zawsze wierna i gotowa podać pomocną dłoń. Niemal czuła jej dotyk na nagiej skórze. Czuły, łagodny dotyk opiekunki. Nie była pewna, czy akurat tego teraz potrzebuje, jednak przyjęła go z radością. Zadrżała ponownie gdy druga dłoń spoczęła na brzuchu, badając okolice pępka, podjeżdżając nieco wyżej, do żeber, a następnie zataczając lekkie półkole, zsunęła się niżej. Powinna szykować się do drogi, miast tego marnowała czas przed lustrem. Nie miała jednak ochoty przerywać tego badania. Wkrótce to ciało będzie można wykorzystać do innych celów. Nie była pewna czy jest gotowa na podjęcie tej decyzji. To jednak nie od niej będzie zależało. Odsunęła dłonie. Była pobudzona, jednak ten rodzaj spełnienia nie był w tej chwili dostępny. Miast tego zadowoli się innym. Noc należała do niej. Przymknęła oczy, uśmiechając się na czekające ją przyjemności. Jeszcze jedno muśnięcie opuszkami palców, jeden dotyk wrażliwego miejsca i będzie mogła iść by objąć panowanie nad życiem i śmiercią niespodziewających się niczego ofiar.
- Dess...?

Drgnęła zaskoczona. Nie usłyszała otwieranych drzwi ani nie wyczuła jego obecności. Obie zwiodły. Fala gniewu zastąpiła przyjemność, nie pozwalając zawstydzeniu na dojście do głosu. Nie była zła na niego, a na siebie. Był to kolejny dowód na to, że zaczyna zaniedbywać swoje obowiązki, zbytnio pogrążając się w szarości. Ta jednak czuwała, nie pozwalała by uczucia te w jakikolwiek sposób wpłynęły na jej zachowanie czy reakcję. Odsunęła dłonie i odwróciła się otulona spokojem.
- Słucham, mój panie? - Zwróciła się do niego jak zwykle.
- Schudłaś. - W głosie Raula zabrzmiała troska, ale i coś, czego do tej pory nie słyszała. - Powinnaś odpocząć.
Podszedł do dziewczyny i położył dłonie na jej ramionach.
- Odpocznę - obiecała, wiedząc dokładnie, że jej forma odpoczynku nieco mijała się z tym, o czym myślał hrabia. Dotyk jego dłoni był przyjemny, jednak nie uważała by zasługiwała ani na jego troskę, ani nawet na jej okazywanie. Cieszenie się zatem nie było właściwe. Zamiast tego okazała skruchę, tak jak powinna osoba, która zawiodła oczekiwania. To, ze były to głównie jej własnymi, nie zmieniało sytuacji. Szara Strefa wydawała się być czymś zaniepokojona, jednak Desire nie była w stanie dostrzec powodu tego niepokoju. Najdziwniejsze zaś było to, że jego ogniskiem zdawał się być sam hrabia, co samo w sobie było niedorzeczne.
- Odpoczniesz? - W jednym słowie zawarł się cały ocean wątpliwości.
Zanim odpowiedziała, rzuciła szybkie spojrzenie na łóżko. Pościel nie była tknięta od ilu nocy? Nie była w sumie pewna. Nie chciała kłamać wprost, nigdy tego nie robiła, a przynajmniej nie w stosunku do niego.
- Ona zabierze zmęczenie - odparła więc, zgodnie z prawdą, jednak ponownie nie całą. Zmęczenie miało odejść wraz z przybyciem słodkiego bólu jej ofiar. Nie była to wysoka cena i Desire nie miała nic przeciwko temu by ją zapłacić.
- A jeśli cię poproszę, żebyś została?
Uniosła spojrzenie, zdziwiona. O ile wiedziała, nie mieli żadnych planów do omówienia, a swoje zwyczajowe obowiązki wypełniła jak zwykle, zanim ruszyła sprawdzić okna i drzwi. Czyżby o czymś zapomniała? Bo jaki inny powód miałby by ją zatrzymywać?
- Nie będę mogła odmówić. - Po raz kolejny była to prawda. Szarość nie była z niej zadowolona, jednak podobnie jak Dess, była zaciekawiona, więc nie protestowała i nie dopominała się o swoje prawa.
Raul skrzywił się odrobinę.
- To była przyjacielska prośba - powiedział - a nie polecenie.
Zatem nie musiała jej spełnić. Szept, który wydobył się z szarości ukazywał możliwości, które na nią czekały gdyby zdecydowała się na odrzucenie tej prośby. Skoro nie była poleceniem, nie musiała jej spełniać. Jej opiekunka pragnęła tego wyjścia, Dess jednak nie była pewna czy właściwym by było pozwolenie jej na kierowanie podejmowanymi decyzjami. Nawet odrzucenie przyjacielskiej prośby wiązało się z konsekwencjami. Uznała więc, że dla odmiany pełna szczerość mogłaby być wskazana.
- Ona chce wyjść - poinformowała Raula, nie spuszczając z niego wzroku.
- A ty? Wolałabyś iść, wraz z nią, czy zostać tu ze mną? Poleżeć? Odpocząć?
- Moje miejsce jest przy tobie - odparła, wciąż wierna postanowieniu szczerości.
- Cieszę się. - Raul na moment przytulił ją do siebie. Przez cienką koszulę, jaką miał na sobie, poczuła ciepło jego ciała.
Wrażenie było dziwne. W jednej chwili napływające ze strony szarości impulsy znikły, zostawiając ciszę. Uczucie jakie temu towarzyszyło było jednocześnie przyjemne i niepokojące. Strefa nie zostawiła jej, jednak wybrała ukrycie się w miejscu, z którego zwykle przybywała. Od jak dawna tego nie robiła? Dess miała wrażenie, że minęły lata.
- Odeszła - mruknęła cicho, wtulając się mocniej w swego pana. W słowie tym zawarta była zarówno ulga jak i niepewność, które pojawiły się nagle, sprawiając, że poczuła się jak… człowiek. Słaba istota, podatna na zranienie.
Raul nie wypuszczał dziewczyny z ramion, odczuwając dziwną radość z tego, że Dess znajduje się w jego objęciach.
Pogłaskał ją po głowie. Czule.

Dotyk ten nie był jej niemiły. Przechyliła głowę by ta nieco dłużej znajdowała się w kontakcie z jego dłonią. Niepokój zniknął gdzieś, zupełnie jakby szarość wciąż czuwała nad nią, tyle że z pewnej odległości, dając jej więcej swobody niż w przeciągu ostatnich dni. Ostrożnie, nie była bowiem pewna czy powinna to robić, położyła dłonie na piersi Raula. Musiała przyznać sama przed sobą, że nieco obawiała się tego, gdzie mogła ich zaprowadzić taka bliskość.
Raul z zaskoczeniem stwierdził, że jego odczucia nagle zaczęły odbiegać od zwykłej sympatii i przywiązania. I że Dess jest młodą i piękną kobietą. Pociągającą kobietą.
Nie dość, że nie miał ochoty na wypuszczanie jej z ramion. Miał ochotę na wiele, wiele więcej.
Pierwsza zerwała ów kontakt, jednak nie do końca. Odsunęła się jedynie trochę, wciąż dotykając jego piersi i uniosła spojrzenie.
- Mój panie? - Zapytanie to wydało się jej odpowiednie. Nie była niedoświadczoną młódką, jednak decyzja w tej chwili nie leżała w jej dłoniach. Czym innym było bycie obserwatorem, a czym innym wzięcie czynnego udziału. Do tej pory ograniczała się do tej biernej strony, czekając na moment, w którym Raul zdecyduje, że nadszedł czas.
Dłonie Raula w zdecydowanie jednoznacznym geście przesunęły się z ramion dziewczyny na jej piersi, obdarzając urocze krągłości delikatną pieszczotą.
Zatem czas nadszedł, a ona powinna stanąć na wysokości zadania. To, że za tym pragnieniem szło nieco inne, zdecydowanie przyjemniejsze, było tylko korzystnym dodatkiem. Przymknęła na chwilę oczy by myśli swoje i cel działań przestawić na właściwe tory. Oddała wątpliwości i strach swej towarzyszce, która jak zwykle przyjęła je i wyciszyła. Gdy ponownie powieki Desire się uniosły, nie było w jej oczach ani jednego, ani też drugiego. Jej dłonie przesunęły się wyżej, obejmując szyję Raula w czułej, delikatnej pieszczocie. Tym razem nie służyły do zadawania bólu, a poruszały się po to jedynie by sprawić przyjemność. Tą zaś nie tylko dawała ale i czerpała. Była ona nieco inna, niż ta której była w stanie dostarczyć sobie sama, jednakże nie znaczyło to, że dotyk dłoni Raula był w jakimkolwiek stopniu mniej satysfakcjonujący. Mogła wręcz rzec z czystym sumieniem iż przewyższał jej niewinne starania. Dowodem na to bez wątpienia był przyspieszony oddech, który raz po raz delikatnie się załamywał. Na wpół otwarte usta zwilżone zostały przesunięciem języka, gdy oczy błyszczące nowym, nieznanym dotąd rodzajem pożądania, otulały jego twarz chłonąć każdą zmianę jaka na niej zachodziła.
Raul, który najchętniej natychmiast zrzuciłby z siebie ubranie i zaciągnął Dess do łóżka, postanowił powściągnąć nieco te pragnienia i nie potraktować dziewczyny jak pierwszej z brzegu służki.
Usta Desire ułożyły się w lekki uśmiech. Nie potrzebowała cichego szeptu w swych myślach by dostrzec, że jej pan postanowił przełożyć jej potrzeby nad swoje. Zupełnie jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, że ona istniała tylko w jednym celu. To, że tym razem odbiegał on nieco od zwyczajowego pozbywania się zagrożeń, niewiele zmieniało. Jej dłonie opuściły jego szyję, zsuwając się powoli w dół, przez klatkę piersiową aż po brzuch. Zatrzymały się dopiero gdy natrafiły na materiał spodni. Wyłuskanie z nich koszuli nie było trudnym zadaniem. Robiła to już wielokrotnie. Tym jednak razem, jej ruchy były nieco powolniejsze, bardziej nastawione na jednoczesne czerpanie przyjemności z tej czynności i dostarczanie jej Raulowi. Gdy jej dłonie dotknęły skóry pod koszulą, zaczęła wspinaczkę będącą drogą powrotną. Tym razem wraz z dłońmi podążała koszula.
Śledzenie zmian w oddechu i napływających od niego fal sprawiało jej równie wielką przyjemność co sam dotyk. Była wdzięczna swej towarzyszce za możliwość doświadczenia tego w tak intensywny sposób. Dzięki niej mogła dostosować swój oddech do jego, odpowiadać na bodźce i dbać o to by z owej chwili czerpał jak największą przyjemność. Nie bez znaczenia były także nauki które odebrała, a także sama obserwacja tego, co zwykle w alkowach się działo.
Gdy z powrotem dotarła do szyi odczekała, aż uniesie ręce, a następnie przełożyła materiał przez jego głowę, jednocześnie przybliżając się na tyle, by jej nagie ciało dotknęło jego. Westchnienie wyrwało się z jej ust gdy do tego doszło. Intensywność doznania miała na nią dziwny wpływ. Zupełnie jak w chwili gdy jej ofiarę opuszczało życie. Jednoczesna siła i niemoc szarpiące zmysłami jakby pragnęły wydrzeć największy kęs dla siebie. Wiedziała jednak, że tym razem dane jej będzie doświadczyć więcej i była mu za to wdzięczna. Miała nadzieję, że był w stanie dostrzec tą wdzięczność gdy ponownie uniosła wzrok by na niego spojrzeć.
Raul patrzył prosto w oczy Dess, lecz niewiele był w stanie tym momencie dostrzec. Nie był niewinnym pacholęciem, którego szokuje choćby widok niewieściej kostki, ale dawno nie czuł takiego pragnienia. Krew w jego żyłach krążyła coraz szybciej, a ciepło nagich piersi dziewczyny spowodowało jeszcze szybsze bicie serca. Pocałował Dess, a jego ręce rozpoczęły wędrówkę po plecach dziewczyny - coraz niżej i niżej.
Pocałunek doprowadził jej krew do stanu wrzenia. O mały włos, a utraciłaby nad sobą kontrolę. Na to jednak nie mogła pozwolić, jeszcze nie teraz. Wciąż nie była w pełni zadowolona ze swych działań. Mimo iż jego oddech przyspieszał, a ciało zdawało się płonąć, to jednak cichy szept podpowiadał, że wciąż może dostarczyć mu więcej przyjemności nim czas nastanie na punkt kulminacyjny tego aktu. Jak zwykle posłuchała go, wierząc w każde słowo i sugestię. Szarość zawierała w sobie całą wiedzę, którą uznawała za niepotrzebną i oddawała jej na przechowanie. Nie zabrakło tam także tej, która okazać się miała właściwą na tą okazję. Przerywając pocałunek, aczkolwiek czyniąc to niechętnie, zsunęła się niżej, dotykając ustami wpierw szyi, a następnie znacząc muśnięciami warg swą drogę, ruszyła w dół. Jednocześnie dłonie jej odbywały podobną wędrówkę po plecach jej pana, ostrożnie gładząc je i zataczając delikatne kręgi, jakby chciały dokładnie poznać każdy fragment jego ciała.
W końcu uklękła, przesuwając dłonie z pleców na przód. Zdjęcie spodni w tej pozycji było czynnością łatwą, nie wymagającą specjalnych umiejętności. Co prawda ciężko było się jej skupić czując dłonie Raula na swojej głowie, a palce muskające jej uszy, jednak przywołała na pomoc całe zasoby samokontroli jakie posiadała. Wiele tego nie pozostało, więc i ruchy jej nieco szybsze się stały, aczkolwiek ani na chwilę nie zapomniała o tym, żeby dbać o jego przyjemność. Usta jej nie opuściły skóry brzucha, pieszcząc ją wargami i delikatnie podrażniając dotykiem zębów. W końcu żadna przeszkoda nie stała na dalszej ich drodze. Gorący, szybki oddech owionął tą jego część, która zdawała się być w pełni gotowa do dopełnienia tak niewinnie rozpoczętego aktu. Desire wiedziała jednak, że niektórzy mężczyźni lubili by przed owym finałem zadbać nieco bardziej o przyjemności ich ciała i wiedzę tą zamierzała wykorzystać. Wpierw dłońmi, tak delikatnie jak tylko potrafiła, a następnie wargami objęła go pozwalając by wniknął głębiej w jej usta. Gdy dłonie przestały być potrzebne, przeniosła je z powrotem na plecy, zatrzymując na wysokości pasa, by ponownie podjęły swój taniec.
Raul był pewien, że do tej pory niczego podobnego nie przeżył. Miał wrażenie, że cała jego świadomość skupiła się w jednym miejscu, miejscu, którym w cudowny wprost sposób zajęła się Dess. Targany dwiema wykluczającymi się pragnieniami nie wiedział, czy bardzie chce, by te pieszczoty trwały i trwały, doprowadzając do nieuniknionego finału, czy też powinien - póki jeszcze ma siły - przerwać te rozkoszne męczarnie i wejść w nią, by w taki sposób zaspokoić pożądanie.
Desire zdecydowała za niego. Wyczekała na moment tuż przed tym, nim miało być za późno, by wycofać się i rozdzielić ich ciała. Nie zamierzała ignorować ostrzeżenia szarości, która wiernie nad nią czuwała. Za jej podszeptami, które wszak stanowiły nieodłączną część jej samej, podniosła się z klęczek i chwyciwszy dłoń Raula, pokonała te parę kroków, które dzieliły ich od łóżka. Chwila ta miała być doskonałą i Dess nie zamierzała zrobić nic by temu zaszkodzić. Wręcz przeciwnie, robiła wszystko co też podsuwała jej szarość, po to by czerpać pełnymi garściami z tego szaleństwa, które ich ogarnęło, a które zwano pożądaniem. Opcje, które pojawiły się w jej umyśle były zróżnicowane, a ona wybrała z nich tą, która zdawała się dawać najwięcej zarówno osobie, która się oddawała jak i biorącemu.
Puściła jego dłoń tuż przed tym, jak jej kolana dotknęły materiału narzuty. Nie odwróciła się by na niego spojrzeć, miast tego oparła dłonie na łóżku, pochylając się by przyjąć odpowiednią pozycję.
Urocze krągłości...
Jeśli Mahometanie mieli swój pełen hurys raj, to z pewnością tak właśnie wyglądały wrota do owego raju, a Raul nie miał najmniejszych oporów przed tym, by do owego raju wkroczyć.
Pomimo tego, że była na to przygotowana, dotyk jego ciała sprawił iż drgnęła. Pragnąć ułatwić mu dostęp, pochyliła się niżej na rękach, tak by w końcu opaść na łokcie. Jej szybki oddech owionął materiał narzuty, a włosy niczym welon, skryły przed jej oczami świat gdy pochyliła głowę. W pełni zdała się na swą towarzyszkę, czekając by ta przejęła ją we władanie wraz z chwilą, w której pojawić miał się ból. Gdy zaś nadeszła, pękły wszystkie tamy. Było coś niezwykłego w tym krótkim cierpieniu jakiego doświadczyło jej ciało. Jednoczesna słodycz połączona z bólem. Jak śmierć i jej czuły pocałunek. Ból ten był końcem i początkiem zarazem. Wraz z westchnieniem, które z ust Desire się wyrwało, nadeszła szarość, na krótką chwilę pogrążając ich w sobie. To była jej nagroda, jej wolność. Zabrała to co niemiłe wraz z krwią, która przypieczętowała wstąpienie jej pani w nowy rozdział życia. Obie zlały się w jedno, jakby na tą właśnie chwile czekały całe życie. Nie było już szarości i nie było Desire. Była jedna moc wypełniająca ciało kobiety, bowiem tym właśnie się stała.
Opadła nieco niżej, przykładając twarz do narzuty, która to pochłonęła pełen satysfakcji jęk, jaki wydobył się z jej ust. Jęk, który wołał o więcej i jednocześnie dziękował za dar, który otrzymała. Za nim rozbrzmiał kolejny, gdy Raul odpowiedział głębszym wniknięciem w jej wnętrze. Palce dłoni zacisnęły się mocno na materiale, który nieświadom niczego nieopacznie dostał się w ich zasięg. Ciało Desire żyć poczęło własnym życiem, dostosowując się do potrzeb jej pana. Należało w końcu do niego, a akt ten był końcowym potwierdzeniem owego faktu. Poruszała się wraz z nim, dostosowując do tempa, które narzucał. Dotyk dłoni Raula parzył niczym rozgrzane do czerwoności węgle, dostarczając jej kolejnych wrażeń, których intensywność zwiększała się z każdym ruchem i każdą mijaną chwilą. Królująca w jej wnętrzu szarość potęgowała te doświadczenia dodając do nich fale, które od niego napływały i łącząc je ze sobą, tak jak oni byli połączeni. Dess miała wrażenie, jakby świat, który ją otaczał przestał istnieć zostawiając tylko ten maleńki fragment, w którym się znajdowali. Wreszcie i on zniknął, rozpadając się niczym strącony na podłogę kielich. Pozwoliła by szarość uniosła ją w swych ramionach chroniąc przed podobnym losem. Fale napływały jedna za drugą, szarpiąc jej wnętrzem i duszą. Chaos zapanował wszędzie i było to uczucie, które napełniało ją rozkosznym spełnieniem. Był niczym zakończona torturami śmierć ofiary. Był niczym ostrza tnące delikatną skórę by wydobyć na wierzch szkarłat nabiegłego krwią ciała. Był ostatnim oddechem konającego i był jego strachem.
Gdy fragmenty na nowo poczęły się składać w całość jaką byłą jej osoba, czuła jednocześnie pustkę i pełnię. Zlizała słoną kroplę, która dotarła do jej ust, także z niej czerpiąc pełnymi garściami. Odczekała, aż zwrócona jej zostanie wolność, a gdy tak się stało, usiadła na łóżku i uniosła wzrok by spojrzeć na Raula. Jej ciało drżało jakby wystawiła je na działanie zimowego wichru, jednak nie czuła zimna. To było dobre drżenie…
Raul przyklęknął przed dziewczyną.
- Dess...? - spytał z niepokojem. - Nic ci nie zrobiłem?
Był chyba zbyt gwałtowny, a Dess... nie miała do tej chwili doświadczeń z mężczyznami. Takich doświadczeń.
Jego troska przywołała czuły uśmiech na jej twarz. Żałowała, że nie mogła w pełni wyrazić swojej radości z tego co jej zrobił. Była poczwarką, a stała się motylem. Śmiercionośnym motylem, który jak nigdy dotąd pragnął wykorzystać nowe możliwości. Chciała sycić się wszystkimi kolorami śmierci i malować nimi cudowne obrazy, które godne byłyby osoby jej pana. Była jego, tak duszą jak i ciałem, a to napawało ją szczęściem, jakiego nigdy dotąd nie zaznała.
- Nic mi nie jest, mój panie - odparła. - Czy jesteś zadowolony?
Odpowiedź na to pytanie była dla niej niezwykle ważna. Starała się by nie zawieść jego oczekiwań i wedle informacji przekazywanych jej przez szarość, sztuka ta się jej udała. Dopóki jednak nie uzyskała potwierdzenia od niego, nie zamierzała gasić niepokoju.
- Zadowolony? - Raul uśmiechnął się i poczuł, jak wspomnienie tego, co zaszło przed chwilą, ponownie przyspiesza przepływ krwi w jego żyłach. - To za mało powiedziane. To było wspaniałe. Gdybym wcześniej wiedział...
- Nie wykazywałeś zainteresowania - odparła. - Nauka w zakonie obejmowała każdy aspekt życia, w którym sługa mógł okazać się pomocny. Razem uzupełniłyśmy swoją wiedzę i posłusznie czekałyśmy na podjęcie przez ciebie decyzji.

Była szczęśliwa. Radość rozpierała ją niczym worek, do którego nasypano zbyt wiele ziarna. Uniosła dłoń do oczu chcąc sprawdzić czy aby nie promienieje tym szczęściem. Szarość w niej drżała i falowała, pobudzając od nowa. Dotknęła piersi pragnąć uspokoić oddech. Czuła się inna… Widziała się inną… Szarość upewniła ją co do tego. Jej słodki szept brzmiał w jej uszach gdy przymknęła oczy. Widziała ją zupełnie jakby wciąż miała je otwarte, a ona pochłonęła otaczający ją świat. Była to nowe doświadczenie i wiedziała, że moc ta jest zasługą Raula. To on je połączył czyniąc jednością. Teraz zaś klęczał przed nimi. To w jakiś sposób wydało się Dess niewłaściwe. Szarość się z nią nie zgodziła. Wszak dla niej była panią. To, że istniał ktoś ponad nią, dla szarości się nie liczyło. Desire skinęła głową rozumiejąc jej podejście do tej sytuacji. W nagłym przypływie wdzięczności postanowiła iż określenie, które jej nadała stanie się jej mianem. Szarość przyjęła je z pokorną wdzięcznością.

Nie otwierając oczu, nie było wszak takiej potrzeby, śledziła zachowanie Raula. Jego emocje napływały do niej i pozwalały na to by mogła na nie odpowiedzieć. Czy mogła nimi kierować? Tego nie chciała nawet próbować. Wkrótce, obiecała Szarości, która namawiała ją do podjęcia tej próby. Przede wszystkim zaś nie na nim zamierzała próbować swych sił. Cokolwiek by się nie stało, czegokolwiek by nie zrobił…
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 18-01-2016, 13:44   #30
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Raul obudził się z miną kota, który dopadł wyjątkowo tłustą myszkę, a na deser dostał miseczkę pełną przepysznej śmietany.
Obudził się sam. Sądząc po słońcu wpadającym przez okno pora była dość późna. Desire zaś nie było nigdzie widać. Jego ubrania z poprzedniego wieczoru zostały zabrane, a na ich miejsce, na fotelu przy kominku, pojawił się komplet czystej odzieży. Nim zdążył opuścić łóżko, drzwi do komnaty jego służki otwarły się, a ona sama weszła trzymając w dłoni tacę z czymś, co bez wątpienia pachniało jak świeżo przygotowane śniadanie.
- Dzień dobry - przywitała go, zamykając za sobą drzwi i podchodząc wraz z tacą do łóżka.
- Dzień dobry - odparł, wskazując miejsce na łóżku, obok siebie. - Siadaj, proszę.
Desire posłusznie zajęła wskazane jej miejsce, tacę kładąc obok tak by przypadkiem nie została zrzucona na podłogę, ale jednocześnie była łatwo dostępna. Pogodny uśmiech ani na chwilę nie opuszczał jej oblicza. To jednak mogło oznaczać zarówno faktyczny, dobry nastrój, jak i zwyczajowo przez nią nakładaną maskę.
Przez moment Raul wpatrywał się w Desire zastanawiając się, co by było, gdyby dziewczyna zaszła w ciążę. Bez wątpienia byłoby to pewne utrudnienie, ale bardzo przyjemne. No a d'Arquienowie zawsze zajmowali się swoimi dziećmi, nawet jeśli były z nieprawego łoża. Bardzo dobrze się nimi opiekowali.
- Wolałbym budzić się z tobą u mego boku - powiedział.
- Nie chciałam cię budzić, mój panie, a pora zaczynała być dość późna. - Skruchy wielkiej w tych słowach ani głosie nie było. Dess przyglądała się mu chwilę, a następnie przymknęła oczy na kolejną. Jej usta skrzywiły się nieznacznie, jednak nic nie powiedziała gdy ponownie skupiła na nim swój wzrok. Podszepty Szarości były dość jednoznaczne, jednak ona uznała, że nie ma ochoty psuć sobie tego dnia niepotrzebnymi sprawami. Pozwoliła by ta zajęła się owymi myślami. Zamiast tego nalała do kielicha lekkiego wina, które przyniosła wraz z śniadaniem, czy raczej wczesnym obiadem.
- Nic by się nie stało - zapewnił. - Jadłaś już?
Chwila wahania jasno dawała do zrozumienia, że dziewczyna zastanawia się nad tym, czy aby nie byłoby lepiej skłamać.
- Nie byłam głodna - odparła, niechętnym spojrzeniem omiatając tacę. To akurat była prawda. Nie czuła głodu ani ochoty by go w sobie wzbudzić.
- Nie podoba mi się to. - W głosie Raula pojawił się cień zaniepokojenia. - Schudłaś, wiesz o tym równie dobrze, jak ja.
- Ona utrzymuje nas w pełni sił - odpowiedziała, umykając wzrokiem by skupić go na oknie. - To nie wpłynie na moją zdolność do wykonywania obowiązków.
Przekonywanie samej siebie szło jej ostatnio dość dobrze, podobnie jak tłumienie negujących owe stwierdzenie szeptów.
Raul westchnął.
- Przecież nie chodzi o to. O obowiązki. - Posmarował masłem kawałek chleba. - I nie o sam wygląd. Co się dzieje? - spytał.
Trzymając w dłoni chleb czekał na odpowiedź.
Desire długo zastanawiała się nad odpowiedzią. Tym razem nie była pewna, jakiej udzielić. Szarość szeptała jedno, napływające od Raula fale nakazywały drugie, a ona najchętniej zachowałaby milczenie. Z trzech jak zwykle wygrało życzenie jej pana. Westchnienie, które wydobyło się z jej ust było ciężkie. Opuściła głowę by nie musieć patrzeć na wesoły blask słońca za oknem, który ją drażnił, ani na Raula, którego reakcji się obawiała. Odczekała, aż ta obawa zostanie od niej zabrana i dopiero wtedy odpowiedziała.
- Zmieniam się. Odkąd przybyliśmy do Paryża straciłam kontrolę nad tymi zmianami. Jestem jednocześnie silniejsza i słabsza. W którymś momencie mogę już nie wrócić, jednak nie umiem tego powstrzymać.
Mówienie sprawiało jej trudność, bowiem było nowym doświadczeniem. Do tej pory tylko Szarość posiadała o niej wiedzę. Ludzie nie byli na nią gotowi. Przynajmniej takie wrażenie odnosiła Desire i do tej pory nikt nie udowodnił jej że się myliła. Raul jednak miał prawo wiedzieć. Szczególnie teraz.
Raul przez moment wpatrywał się w nią w milczeniu.
- Martwisz mnie - powiedział. - Za dużą cenę płacisz. Źle zrobiłem, przyjeżdżając tutaj. A na dodatek przestałem o ciebie dbać.
- To moja wina - odparła niemal natychmiast. - Nie powinieneś się tym martwić. Nic mi nie będzie - dodała, a by udowodnić mu, że faktycznie tak jest, ukazała mu swoją uśmiechniętą twarz. Co jak co, ale beztroskie oblicze miała opanowane do perfekcji.
Brak wiary w jej słowa był za to widoczny aż za dobrze na twarzy Raula.
- Jesteśmy silne. Ona nie pozwoli by coś mi się stało. - Tym razem darowała sobie grę. Najwyraźniej i tak nie za dobrze jej wychodziła. Zamiast tego obrała nieco inną taktykę. Skoro zaszła tak daleko, równie dobrze mogła iść dalej. Przywołała Szarość, tak by móc czuć jej dotyk na ramionach. Delikatne muśnięcie otuliło jej policzek, więc przechyliła głowę w jej stronę. Wszelkie uczucia i emocje zniknęły z jej oblicza. Oczy zalśniły niczym stal jej sztyletów. Kąciki ust uniosły się delikatnie, jednak nie był to “ładny” uśmiech. Nie zmieniła pozycji, w której siedziała jednak ta nagle zaczęła wywoływać uczucie zagrożenia. Oto kim były. Drapieżnikiem. Dwiema istotami w jednym ciele.
- Ona się o mnie troszczy - dodała, prosząc Szarość by ta zostawiła ją na chwilę. Kolejna zmiana była równie nagła jak poprzednia. Delikatny uśmiech zastąpił wcześniejszy grymas, a oczy zmatowiały nieco, dając świadectwo zmęczeniu. Cała jej sylwetka skuliła się niemal, mimo że Dess nie wykonała żadnego ruchu. - Zwykle jestem w stanie kontrolować ten proces, jednak ostatnie dni coś zmieniły. Nie jest to niemiła zmiana. Jest jednak niepokojąca - dodała, licząc na to, że Raul ją zrozumie i zaakceptuje.
- To się nazywa konfliktem interesów. - Raul nie wyglądał na zachwyconego. - Chciałbym mieć cię tylko dla siebie i mam wrażenie, że ona dąży dokładnie do tego samego.
- Obie istniejemy tylko po to by służyć - odpowiedziała. Jego stwierdzenia o zaistniałym konflikcie nie zamierzała komentować. Miał rację, chociaż nie do końca.
- Ona powinna zrozumieć, że żyjesz nie tylko tym, co jest w tamtej strefie. Musisz jeść i pić tak samo, jak inni ludzie, inaczej zmarniejesz do szczętu. To nie może być tak, że tam będziesz coraz silniejsza, a tu coraz mizerniejsza i słabsza.
Gdyby to był tylko i wyłącznie jej wybór i nie wiązał jej obowiązek oraz chęć służenia swojemu panu, Dess bez chwili wahania oddałaby się w objęcia Szarości. To nie pozostawiało żadnych wątpliwości.
- To się zmieni - obiecała tylko, nie wyjawiając swych myśli, które bez wątpienia dodałyby jedynie niepotrzebnych trosk Raulowi, a tych wszak powinna mu oszczędzać.
- Co powiesz na to, by dziś porozmawiać z dottore Zerillim? - Raul zmienił temat.
- Tylko porozmawiać? - Zapytała, czując jak serce przyspiesza jej nieco, a zapowiedź przyjemności budzi Szarość, z tej krótkiej drzemki, na którą ją wysłała. Jej spojrzenie padło na nóż do smarowania, który leżał na tacy. Miała w swym zestawie podobny, acz do nieco innych celów przeznaczony. W sam raz by poprawić nieco chęć do rozmowy, gdyby zaszła taka potrzeba.
- Wszystko będzie zależało od tego, co dottore zechce powiedzieć. Jeśli nie będzie zbytnio rozmowny, to trzeba będzie znaleźć jakiś sposób, by podzielił się z nami swoją wiedzą.
Resztki “słabej” Dess zniknęły, przywracając na powrót jej zwyczajową formę, z którą miał do czynienia przez ostatnie dni.
- Przygotuję wszystko do tego spotkania. Jeżeli jednak wymagać ono będzie dodatkowych środków to najlepiej by wynajmując pokój w podlejszym lokum i zwabić go tam obietnicą zapłaty. Bez wątpienia połasi się na to. Dla takich jak on złota bez wątpienia nigdy nie jest dość.
Desire wiedziała nawet, które lokum byłoby odpowiednie. Wypróbowała je już ze znakomitymi efektami, więc nie zaszkodzi i tym razem wynająć tam pokoju.
- Dla większości ludzi złota nigdy nie jest dosyć - skomentował dość obojętnie Raul. - Jeśli przypadkiem ma czyste sumienie, to jego uczciwość zostanie wynagrodzona.
Niekoniecznie złotem, dodał w myślach.
Jego służka szczerze wątpiła w to, by medyk miał cokolwiek wspólnego z czystym sumieniem. Tacy jak on zawsze mieli na nim plamy, a niektórzy byli całkiem pozbawieni tego tworu, który w pełni sakiewka zastąpiła.
Wstała z łóżka i poprawiła suknię.
- Czy mój pan życzy sobie coś więcej? - zapytała, uśmiechając się lekko na podszepty Szarości, które rozbrzmiały w jej umyśle. Bez względu na wszystko nigdy by się nie zgodziła by w pełni ją odesłać lub się jej pozbyć. Jedna istniała dla drugiej. Były jednością.
- Owszem... jeśli ci się nie spieszy. - Spojrzenie, jakim po niej powiódł, wyraźnie sugerowało, że nie chodzi o rozmowę. Przynajmniej nie w ogólnym tego słowa znaczeniu.
- Istniejemy by służyć - powtórzyła, sięgając do tasiemek by pozbyć się odzienia, które miała na sobie. Co prawda załatwienie wszystkiego tak, by było gotowe na wieczór z pewnością miało zająć nieco czasu, jednak bez wątpienia zostało go dość by zadowolić jej pana.
To zdecydowanie nie zabrzmiało optymistycznie. Ani zachęcająco. I nawet ślepy by zauważył, jak zainteresowanie znika z oczu Raula.
- Może to jednak odłożymy - powiedział. - Przypomniałem sobie, że mam coś do załatwienia.
- Uraziły cię moje słowa. - Niby było to pytanie jednak na takowe nie zabrzmiało. Desire przerwała wykonywaną czynność i postąpiła krok w stronę Raula. Jeżeli ich relacje miały być płynne powinien zrozumieć jedną prostą rzecz. - Istniejemy by służyć bowiem to sprawia nam przyjemność. I mimo iż zabrzmieć mogło to zniechęcająco jest wyrażeniem naszych pragnień. Musisz zrozumieć, mój panie, że bez względu na to co robimy, jesteśmy razem. Gdy wysyłasz nas by pozbyć się problemu czy też bierzesz do łoża, możliwość spełnienia twoich życzeń dostarcza nam równie wielką przyjemność co samo ich spełnianie. Czas jednak faktycznie nie jest najlepszy. Zorganizowanie spotkania zajmie mi parę godzin, podobnie jak przygotowania do tego. I bez względu na to, z jaką przyjemnością spędziłabym te chwile wraz z tobą, to jednak obawiam się, że mogę nie wywiązać się należycie z reszty swoich obowiązków.
Wiedziała, że prędzej czy później dojść musiało do tej rozmowy. Gdyby Raul był typowym szlachcicem jakich nie brak było na paryskich salonach, problem ten nigdy by nie zaistniał. Jej pan jednakże był człowiekiem szlachetnym i dobrym, a to delikatnie kolidowało z jej nastawieniem do życia. Póki rzecz się rozbijała o wytaczanie krwi, póty problemów nie było. Teraz jednak ich wzajemne relacje zmieniły nieco swój kierunek, a co za tym idzie pojawiły się kłody, których wcześniej nie było. Pozbycie się ich zapewne miało zająć nieco czasu, jednak Dess wolała by przynajmniej część z nich zniknęła jeszcze tego dnia, co by zbytnio w jej pracy nie przeszkadzały. Nie mogła jej wszak wykonywać odpowiednio, martwiąc się jednocześnie jak wpłynąć ona miała na inne sprawy.
Słowa, słowa, słowa...
Być może były od początku do końca szczere i prawdziwe, jednak w uszach Raula zabrzmiały nie tak, jak by tego chciał.
W zasadzie... może nawet do końca nie wiedział, czego chciał. Ale słowo 'służyć' kojarzyło mu się jak najgorzej. Równie dobrze mógłby wołać do siebie służące i kazać rozkładać nogi.
- Nie zamierzam was rozdzielać - zapewnił ją. - I jestem pewien, że będziesz należycie wypełniać wszystkie obowiązki.
Nagły i ostry wybuch gniewu targnął jej ciałem. Nie była na niego gotowa więc zadziałał jak cios sztyletu, który zagłębił się w jej serce po samą rękojeść. Ból jaki temu towarzyszył był na tyle realny, że uniosła dłoń by sprawdzić czy aby na pewno ostrze to było tylko złudą. Nie chciała by Raul dostrzegł ranę, której był sprawcą, dlatego pozwoliła by Szarość otuliła ją szczelnie i zabrała w swe objęcia. Brak zrozumienia z jego strony był ponad siły, które jej ciało posiadało. W tej jednej kwestii miał rację. Musiała odzyskać siły witalne jeżeli miała przetrwać ciosy, które miał jej nieświadomie wymierzyć.
Musiałby być ślepy, gdyby nie zauważył reakcji, jaką wywołały jego słowa. Nie to, prawdę mówiąc, chciał osiągnąć, chociaż przez moment miał ochotę po prostu wyrzucić ją za drzwi i nie oglądać przez najbliższy miesiąc.
Przez moment.
To jednak, że Dess zniknęła, zmartwiło go, i to podwójnie. Ale był równie uparty, jak jego 'służąca'.
Odłożył niedojedzony kawałek chleba, po czym odsunął tacę.
Desire, korzystająca z łagodzącego działania Szarości, obserwowała go przez cały czas. Nie chciała opuszczać bezpiecznego schronienia, które sprawiało, że mimo tego iż stała tuż przy łóżku, miała wrażenie że nigdy wcześniej nie była dalej od Raula. Uczucie to nie chciało odejść i wcale przyjemnym nie było. Jej opiekunka z jakiegoś powodu zostawiła je by wgryzało się w nie obie. Dess nie rozumiała dlaczego, a Szarość uparcie odmawiała odpowiedzi. Czyżby ten ból, który pojawił się wraz z owym uczuciem miał być w jakimś stopniu przydatny? Tylko do czego? Rozumiała ten związany z ranami, z trucizną trawiącą ciało, ból odtrącenia. Ten był jednak inny, nowy i nieznany. Gdy zaś Raul odłożył chleb, napłynęła nowa jego fala, niemal zwalając ją z nóg. Ochota na to by krzyczeć była nieznośnie mocna. Dess nigdy nie krzyczała, to było poniżej jej godności, a jednak usta jej otwarły się gotowe by dźwięk ten wypuścić na wolność. Oddychała szybciej, jakby ciało chciało tym sposobem pozbyć się bólu w piersi. Nawet jednak ta czynność zdawała się sprawiać jej problemy. Obroża, ciasna i mocna, zacisnęła się na jej szyi wstrzymując dopływ powietrza. Dotyk nie pozwalał na jej wyczucie, jednak bez wątpienia tam była. Ledwie poczuła uderzenie kolan o podłogę. Zdecydowanie jednak odczuła nagły brak wokół siebie. Czy to ona odepchnęła Szarość czy też Szarość uznała iż pora by zostawić ją z tymi uczuciami samą - tego nie była w stanie powiedzieć, jednak samotność którą poczuła bynajmniej kojącego działania nie miała. Odeszło bezpieczeństwo, zniknęły czułe, troskliwe ramiona. Dlaczego?...
- Dess? Dess!? - Raul przypadł do dziewczyny, która nagle pojawiła się znikąd, blada i roztrzęsiona, wyglądająca jakby nie mogła złapać tchu. - Dess, co się stało?
Potrząsnęła głową bowiem sama nie znała odpowiedzi na to pytanie, a szepty w jej myślach milczały. Szarość ją opuściła, skryła się z powrotem w duszy i obserwowała czekając. Nie napłynęły od niej żadne informacje, nie było uspokojenia. Starała się skupić na oddechu. Potrzebowała go i to panicznie. Wreszcie nadszedł, niewielki, nijak jej potrzebom nie odpowiadający, ale był.
- Nie… Nie wiem… - udało się jej skorzystać z tej niewielkiej dawki by odpowiedzieć na jego pytanie.
- Opanuj się... spokojnie... wszystko będzie dobrze... - usiłował uspokoić ją Raul. - Będzie dobrze... - Przytulił ją do siebie.
Dobrze… Desire nie potrafiła wyobrazić sobie jak niby miałoby być dobrze. Było jednak lepiej… Nie były to ramiona Szarości, tak dobrze jej znane i kojące, a jednak powoli kruszyły obrożę i łagodziły ból. Czy o to jej chodziło? Czy dlatego zostawiła ją słabą i bezradną by mogła doświadczyć ukojenia w innych niż jej ramionach? Po co?
- Boli… boli mniej. - Wciąż pozostawiona samej sobie nie była pewna czy te słowa były właściwymi. Gubiła się w chaosie który w niej panował. Całą sobą krzyczała by Szarość wróciła bowiem nie chciała radzić sobie z tym wszystkim w pojedynkę.
Raul nie wiedział, ani co zrobić, ani co powiedzieć. Jedyne, co mógł wymyślić, to trwać przy Desire i nie wypuszczać jej z objęć tak długo, jak długo go będzie potrzebować.
Chwile mijały, a wraz z nim przybył spokój którego potrzebowała. Nie był tak łagodny jak ten napływający z Szarości, jednak dawał wytchnienie, którego potrzebowała. Czuła się także lepiej, jakby siłę potrzebną jej do życia mogła czerpać z tego nowego źródła równie łatwo jak z Szarości. Nie tą samą co prawda, jednak istniejącą.
- Odsunąłeś śniadanie - odezwała się, biorąc głębszy oddech. Obroża wciąż istniała, jednak Dess czuła że stan ten nie utrzyma się już długo. - Ona zaś odmówiła zabrania bólu. Zostawiła mnie z nim... Dlaczego?
- Nie wiem. Ale to moja wina - powiedział cicho Raul.
- Nie - zaprzeczyła od razu, biorąc po owych słowach głęboki, uspokajający oddech. - Potrzebuję czasu by zrozumieć co się stało. Z pewnością jednak to nie ty zawiniłeś.
W tym momencie Raul nie zamierzał się z nią spierać, chociaż był pewien, ze to jego zachowanie się do tego przyczyniło.
- Będziesz musiała się dowiedzieć, zrozumieć - szepnął. - Ale nie w tej chwili dodał. Poczekaj trochę, proszę.
- Poczekam - nie była to prawda, jednak częściowo mogła za taką uchodzić bowiem bez wątpienia nie zamierzała zadawać pytań Szarości, gdy on był w pobliżu. Wesoły szept potwierdził iż ta przestała się bawić i powróciła by służyć. Dess nie była pewna czy w tej chwili bardziej ją to cieszy czy też złości. Było jej jednak lepiej, a tym wzgardzić nie miała zamiaru. - Będziemy musieli porozmawiać - dodała, kierując te słowa głównie do Szarości, która zgodnie przytaknęła, ale i w pewnej części do Raula.
- Kiedy tylko zechcesz - odparł Raul, który, nieco uspokojony, mógł sobie pozwolić na składanie obietnic nie będących obietnicami bez pokrycia.
- Najpierw jednak śniadanie - stwierdziła, wracając do swojej roli.
- Wspólne? - spytał. - Nie chcę, żebyś się zamieniła w szkielet.
- Oczywiście - odparła, czując jak przez jej ciało przechodzi dreszcz na wspomnienie własnej słabości, której doświadczyła, gdy Szarość ją zostawiła. Wolała nie sprawdzać czy w obecnym stanie byłaby w stanie przetrwać kolejne ciosy. Należało zatem zmienić ów stan rzeczy jak najszybciej. Szarość potwierdziła. - Może to był jej sposób na danie mi nauczki? - Zastanowiła się na głos, wstając i wygładzając suknię.
Raul wstał równocześnie z nią.
- Starczy dla dwóch osób - powiedział. - A w razie czego polecimy przynieść więcej. Usiądź. - To ostatnie słowo z tonu brzmiało trochę bardziej jak prośba, niż polecenie. Wskazał na łóżko, na którym stale leżała zastawiona taca.
Desire nie zwlekała ze spełnieniem jego życzenia, co zresztą nie różniło się zbytnio od jej normalnego zachowania. Ponaglenie jakie otrzymała od Szarości nadeszło wraz z ostrzeżeniem. Zbyt duża ilość mogła jej w tej chwili zaszkodzić. Z tym jednak problemu nie powinna mieć. Jedzenie wciąż nie wzbudzało w niej chęci by po nie sięgnąć.
- Kiedy jadłaś ostatni raz? - spytał Raul.
Odpowiedź wymagała czasu, bowiem sama nie była pewna kiedy ów ostatni raz był. Na szczęście, nie musiała szukać daleko. Uśmiechnęła się lekko dziękując za tą usłużną podpowiedź.
- Przed wizytą w pałacu - odparła. Wątpiła by skubnięte tu i tam kęsy uznać należało za jedzenie. Ostatni zaś posiłek jaki spożyli w pełni miał miejsce podczas kolacji, tuż przed wyruszeniem na spotkanie z kardynałem. Po tym… Po nim... wiele się zmieniło.
- Dobry Boże... - Raul nie starał się, by ukryć zaskoczenia i przerażenie. - Tyle dni?
Dla Dess te dni zlały się w jedno więc okres ów nie wydawał się wcale długim.
- Tylko parę - odparła, krzywiąc się na zaprzeczenie, jakie do niej dotarło. Świadomość upływu czasu nie była miłym doznaniem. Zdecydowanie wolała gdy Szarość pozwalała się jej pławić w nieświadomości i mocy, którą posiadała. Rozumiała jednak, że jej opiekunka stara się jedynie by jej pani zrozumiała to, co zostało im przekazane. Ciało, które posiadała było ważne dla ich obu i o ile przez czas jakich pogrążyć się mogła w błogim szaleństwie, to aby w pełni z mocy ich połączenia korzystać mogła, winna zadbać o nie. Skrucha, którą odczuła została przyjęta z wdzięcznością i ulgą. Po niej nastąpił spokój, który tylko nieznacznie zburzyły słowa Raula.
- Każę przygotować dla ciebie jakiś kleik.
- To nie będzie potrzebne, mój panie - odparła, obdarzając go łagodnym uśmiechem, który został dodatkowo wzmocniony pewnością, która lśniła w jej spojrzeniu.
Brak pełnego zaufania dał się zauważyć i spojrzeniu, i w słowach Raula.
- Powoli, mało i w miarę często? - upewnił się. Nie dodał jednak "będę cię pilnować".
Miała ochotę przewrócić oczami, jednak wstrzymała ją. Wszak sama zasłużyła sobie na takie traktowanie, aczkolwiek brak zaufania był niemiłym do niego dodatkiem.
- Postaram się - obiecała, uznając że wypomnienie mu tego iż nie jest dzieckiem, nie wypadłoby za dobrze.
- Nie chcę cię stracić - powiedział, po czym zabrał się za śniadanie, oszczędzając jej spojrzeń, kontrolujących każdy kęs jej strawy.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172