Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2015, 22:55   #18
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Pod Świńskim Ogonem, Stonebrook
15 Mirtul, 1367 DR
Zmierzch



Jedyna w mieście karczma, o zacnej nazwie ,,pod Świńskim Ogonem”, niewiele wyróżniała się na tle podobnych jej przybytków, a przynajmniej tyle mogli powiedzieć awanturnicy obserwując ją z zewnątrz. Wysoki na dwa piętra budynek z obustronnie spadzistym dachem pokrytym ciemnowiśniową dachówką i wyciętymi w nim okrągłymi oknami, był w dużej mierze wykonany z drewna - z wyjątkiem kamiennej podstawy wystającej na blisko metr od poziomu ulicy.
Po lewej stronie od podwójnych, zamykanych na klamkę drzwi, które wyglądały jakby niejeden osobnik przez nie wyleciał, znajdował się krótki, ceglany płot. W samym jego centrum, pomiędzy karczmą, a sąsiadującym budynkiem mieszkalnym, wmontowana została żelazna furtka prowadząca na tyły karczmy, gdzie znajdował się bujnie porośnięty krzewami ogród, lecz całkiem opustoszały z powodu paskudnej pogody.

Zachęceni przez dochodzący ze środka stłumiony gwar rozmów i widok tłumów roześmianych ludzi widocznych przez znajdujące się na parterze okna, awanturnicy przeszli pod drewnianym szyldem z wymalowanym nań świńskim zadem i weszli do środka.

Jako pierwszy na klamkę nacisnął Rathan. Po otwarciu drzwi i przekroczeniu ich progu, przywitał go zapach pieczonej dziczyzny, odór rozlanego alkoholu i… widok nadlatującego krzesła. Gdyby nie stała czujność łucznika, będąca efektem długich lat żołnierskiego treningu oraz błyskawiczny unik, który wykonał w dosłownie ostatnim momencie, to jego twarz dużo by straciła na swym uroku. Zamiast tego, krzesło uderzyło w ścianę za nim rozpadając się w tysiące drzazg.

Grube frontowe drzwi otwierają się do wielkiej sali zastawionej stolikami i krzesłami będącymi dziełem lokalnego stolarza słynącego z niezwykłej precyzji oraz oryginalnych dzieł. Z sufitu zwisa żyrandol wykonany z kości karpia kostkogłowego oraz srebrnych zdobień, które lśnią dziesiątkami małych szkarłatnych płomieni. Hojnie obdarzone przez naturę kelnerki lawirują z kuflami spienionego piwa pomiędzy stolikami pełnych snujących plany nocnych eskapad awanturników, od czasu do czasu zbierając klapsy od podchmielonej klienteli i wysłuchując sprośnych komentarzy na swój temat. Właścicielem tego jakże uroczego miejsca jest sędziwy karczmarz Dagomir, który otworzył ów lokal, aby móc raz na zawsze pożegnać się z awanturniczym życiem. W kierowaniu przybytkiem pomaga mu jego małżonka - wiecznie młoda półelfka, Abria, która w tłumieniu burd jest równie zaprawiona co w gotowaniu.

Nad ladą, od której krępy, łysy barman rzadko kiedy oddala się na dalej niż kilka metrów, wisi ogromna czaszka rogatego stwora, lecz nie sposób stwierdzić do jakiej dokładnie bestii ona należy. Robi wrażenie, tym bardziej, że podobno przed wieloma laty padła ofiarą nadludzkiej siły Dagomira i jego wiernego młota - Czaszkogniota.



Karczma robiła wrażenie, tym większe, iż poszukiwacze przygód wkroczyli w sam środek awantury, która rozgorzała pomiędzy kilkoma lokalnymi mieszkańcami, a wysokim wojownikiem o rysach orka. Trzech pijanych mężczyzn kierowało wobec przybysza wulgarne uwagi na temat jego pochodzenia, przy każdej okazji zaznaczając, że orkowie i ich zielonoskóre bękarty nie są tu mile widziani.
- Jeśli przed świtem nie wyniesiesz się z tego miasta to w zbliżającym się festynie posłużysz nam jako kukła do bicia! - Pogroził jeden z mieszkańców, który wyróżniał się na tle swych podchmielonych towarzyszy tym, że był wyjątkowo gruby, no i stał na stole, aby móc górować nad wysokim półorkiem.
- Najlepiej jakbyś zabrał ze sobą tę cuchnącą bandę chciwych skurwysynów z naszego podwórka! Mamy dość kłopotów przez was - dodał kosooki mężczyzna, mając na myśli otaczających go zewsząd awanturników. Część osób zignorowała tę jawną obelgę, ale w niektórych częściach karczmy przebiegł ponury szmer.
Ostatni z napastników stał w cieniu swojego, spasionego jak świnia, towarzysza. Wyglądał najmniej groźne ze względu na swą szczupłą i dość niską sylwetkę, ale z całej trójki był prawdopodobnie największych chojrakiem - zwłaszcza, że od zwalistego orka oddzielała go dwójka jego niezbyt bystrych kumpli. Co rusz sięgał po leżący obok zydel, aby cisnąć nim w spokojnego wojownika, który za każdym razem zręcznie unikał nadlatujących obiektów - gdyby nie pobielałe od zaciskania pięści knykcie można by było pomyśleć, że nic sobie nie robi z tego oczywistego afrontu.

Zebrani wokół nich klienci karczmy w ciszy obserwowali rozwój wydarzeń. Kolejne przedmioty rozbijały się o podłogę i ściany, a w ruchy poszły już nie tylko meble, ale znajdujące się na stołach kufle pełne spienionego piwa i butelki po krasnoludzkim spirytusie.
Zachęceni obojętnością pozostałych awanturników, podchmieleni mieszkańcy Stonebrook zaczęli wstawać z siedzeń i ciskać w półorka wszystkim co było pod ręką. Do wymiany “grzeczności” zaczęło się włączać coraz więcej osób po obu stronach karczmy. W ruch poszły pozostałe nietknięte krzesła i wszystko powoli wskazywało na to, że zaraz dojdzie do sporej burdy.

Miarka się przebrała, gdy stojący na stole napastnik sięgnął po wiszący u pasa krótki miecz, grożąc półorkowi, że osobiście wytnie mu uszy. To właśnie wtedy niespodziewanie z tłumu wyłonił się łysy mężczyzna w poplamionym fartuchu i bojowym młotem w dłoni. Pomimo, że był w dość podeszłym wieku - na co wskazywały jego głębokie zmarszczki - to jego potężne mięśnie wciąż budziły należyty szacunek.
Jarząca się od zaklętej w jej wnętrzu magicznej energii żelazna głowica Czaszkogniota przecięła z głuchym świstem powietrze trafiając spasionego łajdaka prosto w dół podkolanowy. Nieszczęśnik zwalił się ze stołu wprost na twarde dechy karczmy jak rażony piorunem i można by było uznać go za nieboszczyka, gdyby nie cichy jęk bólu, który wydarł się z jego ust chwilę po tym jak Dagomir postawił stopę na jego plecach, niczym na ustrzelonym dziku.
Kosooki towarzysz spaślaka zaniemówił z przerażenia. Rzucił się do ucieczki, lecz w tym samym momencie został powalony przez potężną pięść półorka, który postanowił wykorzystać nadarzającą się okazję, aby odwdzięczyć się pięknym za nadobne.

- Wyszedłem na chwilę, dosłownie, kurwa, na chwilę, aby móc przynieść wam beczkę piwa z piwnicy, a wy psubraty zdążyliście zdemolować mi pół karczmy! - Zagrzmiał zwalisty karczmarz, dysząc ze wściekłości jak stary parowóz.
- Nie wiem kto zaczął i niewiele mnie to obchodzi tak naprawdę. Dopilnuję jednak, byście zapłacili za poczynione szkody, jak nie złotem to pracą w kuchni! - Dagomir tak bardzo był pochłonięty pouczaniem awanturujących się klientów, że nie zauważył przemykającego wśród tłumu trzeciego z wcześniej napastujących półorka mężczyzn. Ten ruszył w stronę drzwi i pewnie zdołałby uciec z karczmy, gdyby nie Daegr, który jako jeden z ostatnich wszedł do karczmy. Cherlawy łotr trafił z rozpędu twarzą prosto w brzuch olbrzyma i odbił się od niego jak od ściany, lądując twardo na dechach karczmy.


 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline