Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-11-2015, 15:52   #11
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Deszcz, wiatr i upierdliwi strażnicy, którzy za nic nie chcieli wpuścić wędrowców do miasta. A Rathan się zastanawiał, czy to naprawdę ktoś wydał taki rozkaz, czy też może strażnicy chcieli sobie dorobić na naiwniakach z dalekich stron.
Jedno i drugie zdało mu się równie prawdopodobne.

Gdy już się powoli zaczął oswajać z myślą, że jego sakiewka schudnie... i zaczął się zastanawiać, o ile sztuk złota stanie się lżejsza, stał się cud. Czy też raczej sprawiła to działalność Szarańczy, która od tej strony do tej pory nie dała się poznać. Przynajmniej nie Rathanowi.

Podziękował w duchu Tymorze, dzięki której zapewne nie musiał spać gdzieś w lesie pod sosenką, ani szastać złotem, co było bardziej prawdopodobne - w końcu nie wypadało, by byle strażnik zdołał go powstrzymać przed odwiedzeniem miasta.
Złoty klucz otwiera każde wrota - głosiło stare powiedzenie, a Rathan bardzo się cieszył, że nie musiał za pomocą własnej sakiewki dowodzić prawdziwości tego starego jak świat twierdzenia.
A na siłę by nie przeszli. Halabardnika, jak się okazało, prócz krat wspierało coś jeszcze. A raczej ktoś jeszcze... No, powiedzmy kilku ktosiów, z pewnością uzbrojonych po zęby.
Co się działo w tym miasteczku na zadupiu, że warty przy bramie były takie liczne?
I czy miało to coś wspólnego z tym ogłoszeniem? Bo raczej nie z drużyną morderców.

Rathan, który w dyskusji ze strażnikami nie brał udziału, nie zamierzał czekać, aż wspomniani strażnicy się rozmyślą i szybko przekroczył miejską bramę.
- Do tego Ogona jak trafić? - spytał zatrzymując się na moment obok halabardnika.
Fervan coś tam marudził, ale Rathan go nie słuchał.
- Jest tuż przed wami - odparł strażnik, wskazując znajdujący się jakieś dwadzieścia metrów dalej wysoki budynek z szyldem, na którym był wymalowany obrazek świńskiego tyłka. Niezbyt dobrze widoczny w deszczu i mroku nocy, którego nie do końca rozpraszało światło latarni.
- Dziękuję bardzo! - powiedział Rathan, po czym ruszył w stronę wspomnianego przybytku. Co prawda szyld sugerował, że właściciele mają swoich gości w zadku, ale liczył się dach nad głową. Jutro można było się rozejrzeć za innym lokum.
Albo i spać pod chmurką, jeśli przepowiednia Szarańczy przypadkiem się spełni.


Stonebrook okazało się miasteczkiem porządnym. Na tyle porządnym, że ulica nie stanowiła przedłużenia polnej drogi, a wybrukowana była kocimi łbami.
Ktoś się postarał, pomyślał Rathan, omijając sporych rozmiarów kałużę - dowód na to, że tutaj także od dawna pada.

Jeszcze parę kroków i znalazł się przed drzwiami, prowadzącymi do przybytku, który miał im zapewnić kolację, a możliwe że i nocleg.
Dobiegający zza drzwi hałas sugerował, że Świński Ogon cieszy się powodzeniem.
Oby to byli tylko miejscowi, pomyślał Rathan, po czym nacisnął klamkę i popchnął drzwi.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 15-11-2015 o 15:55.
Kerm jest offline  
Stary 16-11-2015, 20:32   #12
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Chłodne powitanie w Stonebrook

Odmieniec nie specjalnie przejął się widokiem, zastawiających im drogę strażników i bramy. Noc na deszczu nie stanowiła dla niego nowości, w przeciwieństwie do tego co znajdowało się za murami miasta. Gdyby stawiono go przed wyborem między spędzeniem miesiąca w kompletniej głuszy, a tygodniem w zaludnionym mieście, bez większego problemu wybrałby to pierwsze. Lorath urodził się w dziczy i do niej należał. Prawdopodobnie upłynie wiele wiosen, nim w końcu jego negatywna postawa wobec ludzkich osad się zmieni… O ile w ogóle to kiedyś nastąpi.

Jednak jego odczucia wobec strażników zmieniały się prędko, niczym woda w wartkim strumieniu. Z beznamiętnej obojętności na początku, przeszedł w stan ledwo zauważalnego zainteresowania, wysłuchując historię o mordercach i złodziejach, a następnie nagłego przypływu gniewu na propozycję wejścia w zamian za “usługi” Szarańczy. W reakcji na ostatnie słowa strażnika jedna ręka Odmieńca spoczęła na ramieniu Szarej, a druga nieznacznie przesunęła się w stronę zawieszonego za pasem topora. Jednak ruch na bramie i słowa towarzyszki zmusiły go do zaniechania pochopnych działań. W odróżnieniu od wielu jego braci, on nie był ani porywczy, ani głupi. Nie należał do tych barbarzyńców, którzy w akcie wściekłości rozpoczynali dziką szarżę na będący w przewadze obiekt gniewu. Ostrze lub grot broni powinny stanowić Twój ostatni argument, nie pierwszy - powiedział mu kiedyś ojciec.

Już niemal odwrócił się na pięcie, ciągnąc ze sobą Szarą, gdy ta niespodziewanie ścisnęła mocniej jego rękę i wyszeptała jakieś słowa, których nie dosłyszał. Następnie wyrwała się mu i rozpoczęła swą natchnioną przemowę. Lorath nie był w stanie powiedzieć, czy Szara kłamała, czy rzeczywiście przemawiała przez nią straszna wizja. Mimo tego, że znali się już od wielu lat, Odmieniec nadal nie był w stanie przewidzieć niekiedy jej postępowania. Zaś kiedy skończyła, szybko doskoczył do niej, by nie upadła na ziemię. Zbity z tropu, jakby zapomniał o gniewie do strażnika. Co okazało się szczęśliwym zbiegiem okoliczności, ponieważ ten, przekonany słowami Szarańczy, zdecydował się otworzyć przed nimi bramy. Niosąc w ramionach swą wyczerpaną (bądź grającą wyczerpaną) towarzyszkę, Odmieniec na kilka chwil zapomniał o niechęci do miasta.

Przechadzając się po opustoszałym placu, obok posągu władcy miasta, między jego towarzyszami wywiązała się rozmowa, która szybko zaczęła nużyć Odmieńca. Zgadzał się z Sadimem, że powinni zająć się sprawą bezwzględnych awanturników, jednak on potrzebował jedynie trzech słów by wyrazić swe zdanie w tej sprawie. Zaś inni najwyraźniej nie potrafili wyrażać się zwięźle i rzeczowo, przez co rozmowa zmusiła ich do przystanięcia na deszczu, kilka kroków od karczmy. W końcu znużony ich czczą gadaniną barbarzyńca, nadal trzymając w swych objęciach Szarą - której najwyraźniej zrobiło się bardzo wygodnie - ruszył za Rathanem, który jako pierwszy przekroczył drzwi karczmy. Odmieniec pchnął je lekko nogą, nim zdążyły się jeszcze całkiem zamknąć i wkroczył do środka. Hałasy ze środka nagle przypomniały mu, jak bardzo nie lubi miast.
 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 16-11-2015 o 22:51.
Hazard jest offline  
Stary 16-11-2015, 23:59   #13
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Tyrion był niemalże w skowronkach że nie musieli szastać złotem, ani poświęcać Szarej na wejście na do miasta. To ostatnie rozwiązanie miało zresztą same minusy. Komuś na pewno by się to nie spodobało, nawet jeśli tylko samej najbardziej zainteresowanej, to mogłoby być niewesoło. Zaś biorąc pod uwagę barbarzyńcę stojącego u jej boku, równie dobrze mogliby dołączyć następnego dnia do ściganych już morderców, bo skończyłoby się jatką. Przynajmniej coś poszło dobrze tego parszywego dnia, na dodatek pod sam jego koniec. Zaklinacz uśmiechnął się lekko do siebie.


W połowie drogi do karczmy Sadim odezwał się do drużyny zamyślonym głosem.
- Powinniśmy pomóc straży w ujęciu złoczyńców, może trochę nam to pomoże, jeśli będziemy chcieli tu zostać na dłużej, a i zapłata nas nie ominie - zerknął tutaj na Tyriona i Szarą - Moglibyśmy ruszyć od razu nad ranem. Wiem, co znajduje się pod drzewem oraz wiem, gdzie prowadzą ślady.
Spojrzał w kierunku, w którym znajduje się Ciernisty Las, po czym wzrokiem wrócił do patrzenia przed siebie.
- Najpierw odpocznijmy.
- O świcie wyruszymy - rzekł niespodziewanie Odmieniec, wciąż niosąc wyczerpaną Szarańczę. Ciężko było stwierdzić, czy chciał pomóc straży dla nagrody, z dobroci serca czy pragnął po prostu jak najszybciej wyrwać się z miasta. Choć wyraz jego twarzy, na której malowało się ledwo dostrzegalne zmieszanie i niechęć odkąd przekroczyli bramy, najwyraźniej potwierdzało trzecią odpowiedź.
- O świcie? Miejcie litość, nawet rytuałów tanecznych z Szamanem o takiej porze nie odprawiałam - zamarudziła dziewczyna i ziewając z otwartą buzią, rozciągnęła się, wyciągając ręce nad głowę. Najwyraźniej dobrze się czuła. - No ale skoro Lorath idzie, to też pójdę. Musimy się postarać by bogowie go dostrzegli - oznajmiła z powagą, ale wcale nie szarpała się do tego, by postawić ją na ziemi. Cwaniara.
Słysząc o bogach Sadim wniósł na chwilę oczy ku niebu, by spojrzeć, czy widać księżyc. Oczywiście, że nie było widać, więc sobie szybko darował. Osobiście nie lubił, kiedy ktoś powołuje się na wszystkie istniejące bóstwa, bo coś się stało.
Trochę współczuł Szarej, ale będzie musiał jej kazać wstać odrobinę wcześniej, niż zasugerował jej przyjaciel, jeśli można go przyjacielem nazwać.
- Bogowie czy nie bogowie - na pewno pomożemy tym, którzy są w potrzebie, a dokładniej poczucia sprawiedliwości. Ruszmy jeszcze przed świtem. Będziemy mieli szansę, by zastać bandziorów, kiedy będą spać lub dopiero zbierać się, by wyruszyć dalej, gdzie ich już nie znajdziemy.
- Bardzo mnie ciekawi, czy wpuszczą tutaj moją towarzyszkę. - zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.
-A niech mnie kule biją. Tyle gadałeś o pewnym zarobku, że byłem pewien że od razu zatrudnisz się w karczmie jako pomywacz, albo założysz hodowlę królików. Dobrze wiedzieć, że uganianie się po puszczach za bandą morderców to pewny sposób na utrzymanie! Har har!- Zarechotał olbrzym. Powoli zaczynał kwestionować kontakt z rzeczywistością swoich towarzyszy, zwłaszcza po niecodziennym pokazie białowłosej dziewczyny. -Jeśli ktoś mnie pyta o zdanie, to właśnie przez takie sytuacje straż w miastach jest o kant dupy potłuc! Zawsze czekają na jakiegoś świętoszka, albo zwykłego biznesmena, żeby wykonał ich robotę za nich. Zajebać podatek, poczekać aż kogoś zamordują, a potem wydać te pieniądze na nagrodę dla jakiegoś leszcza za złapanie innych leszczy. O czasy, o obyczaje!- Daegr wzniósł ręce do twarzy w geście teatralnej rozpaczy.
- Przede wszystkim jestem poszukiwaczem przygód, Wielkoludzie - wycedził z siebie przez zaciśnięte zęby przywoływacz, po czym machnął ręką i mówił już normalnie - A za pewne źródło zarobku biorę pracę, a nie hazard, którym jest występ w jakimś turnieju. Pracą równie dobrze może być schwytanie tych… awanturników.
-Chyba poszukiwaczem guza! Har har! Sam jesteś hazard, chłopcze. Jeśli wchodzisz w szranki z jakimś melepetą, twoim zapewnieniem są te cudeńka- Daegr napiął bicepsy i pocałował jeden z nich z namaszczeniem.
- Doprawdy. - półelf złapał się za głowę - Wolę myśleć głową, a nie mięśniami. A w walce może zdam się na swoją magię oraz moją towarzyszkę. Całkiem zgrany z nas duet. Ale może wróćmy do rzeczy, bo za bardzo zeszliśmy z głównego tematu - obejrzał się po pozostałych - Ruszamy przed świtem na poszukiwania, lecz wpierw odpoczywamy w karczmie. Komu pasuje taki układ?
- Yeeeey, taak. Ja chcę jeeeść~ - wymamrotała słabo udając nadmierną radość.
-Ha! Poleganie na innych i na sztuczkach, to jest właśnie hazard. Umiesz liczyć, licz na siebie, pół-elfie- Prychnął olbrzym. Podeszwy jego podkutych butów stukały miarowo na miejskim bruku, gdy zmierzał do karczmy Pod Świńskim Ogonem. Po drodze rzucił krzywe spojrzenie spode łba posągowi lokalnego lorda. Priorytet numer jeden - znaleźć Hurgansona. Jeśli poszukiwania okażą się owocne choćby w informacje, olbrzym był skłonny poszwędać się ze swoimi nowymi przyjaciółmi po leśnych ostępach. -Róbta co chceta, ja na pewno nie przepuszczę tego pieprzonego jarmarku! Obwarzanki, świąteczny miód i rzucanie podkową czeka na dzielnych poszukiwaczy przygód.
- Och, ja też bym chciała festyn. Rozstawiłabym namiot z wróżbami i byśmy zarobili trochę grosza… - powiedziała cicho ciesząc się, że nie musi już dłużej chodzić i jest niesiona.
- Moce Bogów to nie zabawki, żeby na nich zarabiać - rzekł po namyśle Kurg - Może i dobrze, że ci idioci spod bramy dali się nabrać na te sztuczki, ale to nie jest dobra droga. Marnie skończymy jak tak dalej będziesz postępować, kobieto - splunął.
- To moje moce, a nie bogów, pf. - fuknęła jak dziecko, bo poczuła się zaatakowana. Od zawsze ludzie albo jej nienawidzili, albo po prostu nadmiernie uwielbiali, a obie te skrajności wywoływały w Szarej poczucie lęku. Zaszlochała i się zasmuciła.
- Chcę już być w karczmie… - zamarudziła ze smutkiem w głosie i klepnęła Loratha w tors. Jeśli nie chciał przyspieszyć, to sama tam pójdzie, o!
Półork popatrzył na Szarańczę i tknęła go odrobina zrozumienia.
- Każdy ma jakiś dar, lecz byłbym naiwny, gdybym wierzył, że ta siła jest tylko moja - klepnął się w masywne jak pień ramię - Ale co do jednego masz rację, ciepła strawa nam się przyda.
- Nie mam zamiaru wnikać, czyje są te moce, ale nie należy ich nadużywać, skoro są nadnaturalne. Przesądni ludzie mogą cię nazwać wiedźmą i chcieć spalić na stosie Szarańczo, chociaż oczywiście ci tego nie życzę - stwierdził Sadim krzywiąc się lekko na wzmiankę o stosie.
Szara machnęła ręką.
- Nie na festynie. Tam same dziwy… W sensie, dziwne rzeczy, nie że kurtyzany - zaśmiała się ze swojego żarciku patrząc na wielkoluda. Jego chyba to bawiło! Chyba.
- Za dużo gadacie - warknął Lorath i przyspieszył kroku.
-Ha ha! Obyś się myliła, mała walkirio. Kurtyzany są jak najbardziej mile widziane.
- Nie rozumiem cię, Sadim - powiedział Ferval po chwili milczenia. - Wygrana w turnieju zależy od umiejętności twoich i innych uczestników. Wygrana w walce tak samo. W pierwszym przypadku nie tracisz nic, ewentualnie wpisowe. W drugim przypadku tracisz cały dobytek, zdrowie albo nawet życie. I to właśnie udział w turnieju nazywasz hazardem?
Półelf westchnął ewidentnie się poddając. Stwierdził, że jeśli będzie musiał, to zmobilizuje kilku strażników i uda się w pogoń za przestępcami sam.
- Widzisz, udział w turnieju nie wniesie nic pożytecznego. Ja bardzo chcę pomóc ludziom w tym mieście i tyle - rzucił szybko z uśmiechem na twarzy - I przyznaję, że jest to ryzykowne, jednak nawet podróżując wystawiamy się na ryzyko, czyż nie? I przyznaję, że w beznadziejny sposób starałem się ukryć kierujący mną motyw, by zająć się tą sprawą, więc was przepraszam.
Wykonał lekki skłon - taki, na ile pozwalała mu obecna sytuacja.
- Ryzyko czy nie, polując na tamtych, jest większa szansa na zarobek. W turnieju udział będą chcieli wziąć wszyscy, a tu mniejsza konkurencja. Chociaż nieszczególnie mi sie pali gonić za mordercami, to jeśli ich złapiemy, inaczej będą na nas patrzeć. – Tyrion przerwał na chwilę. – W sensie raz że nagroda, dwa, będą wiedzieć że potrafimy skutecznie działać, a nie jedynie błyszczeć w idealnych warunkach turnieju jeden na jeden. Nie chodzi tylko o tu i teraz, ale o perspektywy, przyszłość, możliwości. – Kontynuował przez chwile, odnosząc się do wizjonerstwa niektórych. – Tu i teraz przekłada się to na ryzyko, by w przyszłości mieć sławe, miód i jeśli ktoś życzy, ku... damy negocjowalnego afektu. Póki co jednak, znajdźmy pokoje i kąpiel. – Czarownik skończył wreszcie swój przedłużający się wywód. Była na to najwyższa pora, stali przed drzwiami gospody, część już nawet weszła do buchającego ciepłem środka. Nie miał zamiaru pozostawać w tyle, skoro nie wylecieli z niej z hukiem. Miał straszną ochotę się rozgrzać i zjeść coś ciepłego.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 17-11-2015, 01:51   #14
 
Ryder's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputacjęRyder ma wspaniałą reputację
Ostatnie dni były dziwnym doświadczeniem. Kurg nie spodziewał się podróży ramię w ramię z gromadą nieznajomych. Widział na swej drodze wielu naiwnych nieboraków, szczeniaków, których największą ambicją było wyrwać się spod maminej spódnicy, zapewne tamci długo nie pożyją… Jego towarzysze jednak byli inni. Niektórzy byli wojownikami, jak on. Inni na pierwszy rzut oka nie byli warci uwagi, jednak sposób, w jaki się poruszali i mówili świadczył o ich wyjątkowości. Do tego stopnia, że półork prawie nie czuł się odmieńcem pośród nich.

Prawie, bo jak blisko dwumetrowy gigant o szarej cerze, rudym zaroście i wystających siekaczach, z którymi mógł rywalizować z dzikami w konkursie piękności, mógłby się nie wyróżniać? Przerzucony przez plecy masywny obosieczny topór z wygrawerowanym wizerunkiem gryfa oraz wystająca spod pancerza długa kiedyś-zapewne-biała-jak-śnieg szata ze skóry białego niedźwiedzia tylko dopełniały malowniczego obrazka barbarzyńcy z dalekich, niecywilizowanych krain.

Pogoda zawsze była przyjaciółką Kurga. Słońce, czy deszcz; cisza, czy nawałnica; nie miało to znaczenia, wszak nierozsądnym byłoby poddawać w wątpliwość osądy Bogów, bo po co przejmować się tym, na co nawet on nie miał wpływu. I tak I tak musiał postawić kolejny krok, by dotrzeć do kolejnego miejsca przeznaczenia. Dużo większym utrapieniem było ciągłe słuchanie lamentów słabszych towarzyszy, którzy wyraźnie nie byli przystosowani do długich podróży. Nauczony ostatnimi doświadczeniami ugryzł się kilka razy w język, zamiast wprowadzać niezgodę w grupie, jednak trzy razy częściej dawał jasno znać, co o tym myśli. Prawie zawsze żałował swoich słów, na szczęście oni chyba nie mieli mu za złe, jeszcze gorzej podróżowałoby się w gronie nastawionym do siebie wrogo…

Szczęśliwie towarzystwo ratowały osoby Daegra (pomimo jego nadwyraz widocznej prostoty) i Loratha (pomimo jego zamknięcia na otoczenie). Z tą dwójką było jak w klanie – nie koniecznie się z każdym dogadasz, ale w noc po bitwie będziesz z nim bliżej jak brat. Wszak krew przelana łączy bardziej, niż krew wylana. Każdy to wie.

Kłopoty przy bramie nie zwiastowały nic dobrego. Kiedy żołnierze zaczęli gadać jeden przez drugiego tysiąc sposobów, dla których nie mogą wejść, cierpliwość Kurga była na wyczerpaniu. Już miał na nich ryknąć, kiedy Szarańcza odstawiła swój teatrzyk, bo tylko tak można było to nazwać. Bogowie nie zsyłają wizji w tak dogodnych warunkach i w tak pasującej formie, ta mała to jakaś wiedźma, a Kurg jeszcze nie wiedział, co o tym myśleć… Czas pokaże. Teraz wpadł w dziwny stan, bo nie wiedział, czy powinien wyzwać żołnierzy ryzykując pozostanie na deszczu resztę nocy – nie, żeby to był problem – czy zwrócić uwagę kobiecie, żeby uważała co robi, czy też zewrzeć gębę i poszukać z resztą ciepłego i suchego miejsca, gdzie będzie ciepłe żarcie. Ostatecznie wybrał po trochu drugie I trzecie rozwiązanie.

Z rozmowy wynikło, że kolejnego dnia rzucą się w wir lokalnych spraw, co bardzo odpowiadało wojownikowi. Bierność to słabość, należy zawsze szukać nowych wyzwań. Krótka wyprawa do owianego mrokiem lasu nieopodal pomogłaby rozprostować zdrętwiałe ramiona półorka, któremu od jakiegoś czasu brakowało okazji, by dać niewielki upust nieustannym staraniom kontroli nad sobą. Kilka łbów bestii upadnie, Uthgar będzie sprzyjać i wrócić będzie można do porządku dziennego… co oznaczało poszukiwanie kolejnych wyzwań…

Z zamyślenia wyrwał go powiew ciepłego powietrza z wnętrza pomieszczenia karczmy. Dość rozważań, czas odpocząć.
 

Ostatnio edytowane przez Ryder : 17-11-2015 o 01:53.
Ryder jest offline  
Stary 17-11-2015, 15:32   #15
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Stojąc pod bramami miasta Sadim miał nieobecny wzrok. Nawet nie zauważył obserwujących ich kuszników, ponieważ w tym momencie wsłuchiwał się w raport swej towarzyszki będącej na miejscu zbrodni. Skupił uwagę na otaczającym go świecie tylko na chwilę ze względu na "przedstawienie" urządzone przez Szarą. Nie bardzo wierzył, że następnego dnia niebo im spadnie na głowę, jednak wiedział, że jeśli nie pospieszą do jakiegoś ciepłego miejsca, to nici z przygód. Jeszcze rozchorują się na jakieś paskudztwo...

~ Wybacz, pod bramą dzieją się dziwne rzeczy. Kontynuuj ~ telepatycznie rzekł blondwłosej.

~ Problemy ze strażnikami, czy z towarzyszami? ~ zapytała z nutą sarkazmu, lecz przeszła do rzeczy ~ Paskudny widok, wiesz? Jakiś trup... W wieku około trzydziestu lat, przynajmniej tak mi się wydaje. ~ chwila przerwy ~ Umięśnienie oraz sprzęt wskazujące na wojownika. Ktoś mu rozpłatał brzuch, kiedy ten nie był zdolny do jakiejkolwiek obrony. Siedzi pod drzewem i patrzy w stronę miasta martwym spojrzeniem, aż mi go szkoda.

~ Daj jeszcze moment. Zapytam o coś strażników



Nim ktokolwiek z drużyny zdążył podjąć jakikolwiek temat ze strażnikami, postanowił zagaić ich w sprawie morderstw. Nie podobało mu się to. Nawet nazywanie ich "poszukiwaczami przygód" go drażniło. Jego defininicja poszukiwacza przygód była zupełnie inna, być może trochę naiwna. Wierzył, że jest on osobą, która pomaga innym, a przy okazji zbiera za to zapłatę, by móc żyć. Nie miało to jednak znaczenia w tym momencie. Zignorował zdanie strażników wspominające o wrzuceniu ich do więzienia dla własnych korzyści.

- Powiadacie, iż została wymordowana jedna z rodzin. Jesteście w stanie coś więcej opowiedzieć o sprawcach? - zapytał Sadim straż przy bramie - Może bylibyśmy w stanie pomóc… Jakoś.

- Owszem, pomóc zawsze możecie. Jest nawet nagroda wystawiona za ich głowy - odparł jeden ze strażników. - Do odebrania w koszarach miejskich.

- Jedna z rodzin widziała jak udają się w stronę wspomnianego drzewa. Tam najwyraźniej musiało dość do sprzeczki, a później byli jeszcze widziani jak idą w stronę Ciernistego Lasu, mijając farmę należącą do Derrika i jego rodziny.

- Wiadomym jest jakim wyposażeniem dysponowali? Ubrania lub ich kolor? Cokolwiek charakterystycznego?

- Z tego co mi wiadomo to było ich z początku sześciu, ale po tej małej sprzeczce zostało ich mniej. Typowa ekipa awanturników, wam podobnych. Jakiś czarodziej, dwóch wojaków, tropiciel, no i ktoś na miarę łotrzyka, bo wcześniej mieliśmy przez niego sporo kłopotów - odpowiedział strażnik.
- Prawie sami ludzi z wyjątkiem tego złodziejaszka, który był niziołkiem o wyjątkowo lepkich dłoniach.

Półelf lekko się zasępił, kiedy zwrócił uwagę na wspomniany Ciernisty Las. Postanowił zapytać o jeszcze jedną rzecz.
- Czy w Ciernistym Lesie istnieją jakieś siedziby leśniczych? Stróżówki? Chatki myśliwskie? Mogli sobie obrać tego typu miejsce za siedzibę, jeśli takie się tam znajduje.

- Jest ich kilka, owszem. Ambony są rozsiane po lesie i jest też kilka chatek myśliwskich w okolicy - powiedział strażnik z wąsem, rozglądając się uważnie po okolicy czy nikt ich nie podsłuchuje. Wolałby nie nadziać się na kapitana straży, zaraz po tym jak złamał jego rozkazy. Mimowolnie ściszył głos:
- Większość znajduje się dość blisko Stonebrook lub w okolicy bardziej uczęszczanych ścieżek. Mało kto jest odważny na tyle by zapuścić się dalej w las. To niebezpieczne miejsce…

- Podejrzewam, że jeśli zapuścili się w las, to przywłaszczyli sobie jedno z takich miejsc, by znaleźć schronienie przed deszczem i chłodem. Ziemia jest grząska, więc rabusie powinni pozostawić jakieś ślady. Ci, co będą ich szukać, mogą obrać kierunek ich marszu - analizował Sadim pod nosem, jednak na tyle głośno, by słyszeli go strażnicy. Po chwili spojrzał w końcu swemu rozmówcy w oczy - Jeśli uda nam się czegoś dowiedzieć, to damy wam znać. Być może uda nam się schwytać sprawców.

Po tych słowach znów zatopił się w rozmowę ze swą towarzyszką będącą pod drzewem.
~ To bandyci. A osoba, którą znalazłaś, to jeden z nich. Wymordowali jedną rodzinę w Stonebrook przywłaszczając sobie ich majątek. Kilku ludzi i jeden niziołek. Dalej mówisz, że ci go szkoda?

Chwila mentalnego milczenia, która nastała, zdawała się trwać wieczność.

~ Chyba znalazłam ślady. Prowadzą w stronę... Ciernistego Lasu. O jej - przywoływacz od razu wiedział, że jej spojrzenie stało się równie posępne, jak jego, gdy ktoś wspominał o tym miejscu - Zobaczę, czy niczego szczególnego nie znajdę po drodze na jego obrzeża.



*

Blondwłosa dobyła wielkiego miecza i ruszyła po śladach kierujących się w stronę Ciernistego Lasu. Powoli analizowała sytuację, a jeszcze wolniej dlatego, że znajdowała się poza najsilniejszym obszarem więzi życia łączącej ją z tym światem. Nie przejmowała się tym za bardzo. Będzie wiedzieć, kiedy osiągnie limit, jej powłoka na planie materialnym zostanie zdezintegrowana, a ona sama wróci na własny plan.
Sadim robił głupie rzeczy, jednak wiedziała, iż swe czyny motywuje chęcią czynienia dobra - w przeciwieństwie do osoby, której sama służyła kiedyś. Śmierć jej mistrza przyjęła z ulgą. Nie była w stanie zdzierżyć więcej kłamstw i oszustw tak hojnie serwowanych jej przez "właściciela", albowiem traktowana była niczym pies myśliwski. Zbyt wiele bezsensownego zabijania. Zbyt wiele... Może lepiej było, że nikt nie widział jej kompletnej formy. Ani jej poprzedni mistrz, ani aktualny.
Szła małymi krokami przyglądając się znalezionym śladom na rozmiękłej ziemi. Wśród nich znajdowały się wskazujące na ciągnięcie czegoś. Worek? Skrzynia? A może inny człowiek? I dlaczego zostawili sprzętZadawała sobie te pytania, aż wreszcie stanęła przed granicą złowrogiego lasu. Wyglądnęła dalej, czy nie widać było żadnych świateł ognisk czy innego rodzaju obozów lub siedzib, jednak pogoda skutecznie zakłócała jej próby odnalezienia czegokolwiek. Machnęła ręką i znów nawiązała telepatyczną rozmowę ze swym przywoływaczem.

~ Ślady prowadzą w las. Dalej sama nie idę. ~ rzuciła szybko odkładając miecz w poprzednie miejsce - Wracam do miasta.

~ Nawet cię nie zmuszam. W sumie... Chyba będziesz musiała poczekać, ponieważ pewni strażnicy pewnie nie będą chcieli cię przepuścić bez złota. ~ usłyszała znany głos, w którym słychać było konsternację.

~ Nie mam zamiaru czekać całą noc na zewnątrz! ~ krzyknęła, aż w jej własnej głosie zahuczało ~ Dobrze... Przywołaj mnie, kiedy znajdziesz się w bezpiecznym miejscu. Ja zaznaczę miejsce, w którym aktualnie się znajduję.

~ Rozumiem, za chwilę będziemy w karczmie. Do zobaczenia!



Na wzmiankę o karczmie aż się uśmiechnęła. Jedzenie! Dużo jedzenia! I brak pieniędzy. Miała wrażenie, że mają jeszcze jakieś pięć sztuk złota. Chyba... Ale w tym momencie musiała zająć się zadaniem. Rozejrzała się za jakimiś kamieniami, z którymi można zrobić stos, lecz nie znalazła odpowiednio dużej ilości. Jeszcze bardziej przemoczona i zirytowana, niż przed chwilą, ściągła rękawiczki i spojrzała na ostre jak brzytwa paznokcie, a następnie na pobliskie drzewa.
- No cóż, chyba jestem do tego zmuszona. - mamrotnęła z przekąsem i drapnęła pobliskie dwa pnie.
W sumie... Może wypadałoby powiedzieć Sadimowi jak się nazywam? Chyba już za długo podróżował z nią bez znajomości jej imienia - pomyślała.

Po chwili znów odezwał się półelf.

~ Jesteśmy w pobliżu karczmy. Odsyłam cię. Zaczekaj, aż cię przyzwę.

~ Najwyższa pora, ech... ~ rzekła przeciągle oglądając swój przemoczony strój.



Dostrzegła, jak jej palce zaczęły powoli przeistaczać się w srebrny, lekko lśniący pył, nabierając prędkości z każdym pochłoniętym centrymetrem jej ziemskiej powłoki, aż wreszcie całkowicie znikła z tego świata, nie pozostawiając po sobie w tamtym miejscu nic, poza urwanymi śladami butów oraz śladami na pniach drzew.

*

Sadim i jego drużyna przeszli przez bramę. Zdołał się nawet poślignąć na bruku w tym czasie, lecz nie upaść (na szczęście). Widząc szyld karczmy stwierdził w myślach, że piękną nazwę sobie wybrali, a obrazek jeszcze lepszy. Nie miał zamiaru komentować tego głośno. Zaczął natomiat rozmowę, która pociągła się aż pod karczemne drzwi. Pokrzepił półelfa fakt, że ktoś ma zamiar z nim iść pochwycić morderców, choć nie uśmiechał mu się obowiązek wstania przed świtem. Miał jednak cel i miał zamiar się go trzymać - pomóc tutejszym mieszkańcom oraz strażnikom, jakkolwiek ich charakter może być nieprzyjemny.
Wraz ze znikającym z czoła znakiem - wszedł do karczmy.
 

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 18-11-2015 o 23:20.
Flamedancer jest offline  
Stary 17-11-2015, 16:45   #16
 
Krieger's Avatar
 
Reputacja: 1 Krieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputację
-Amatorzy- Olbrzym z północy wydął usta słysząc o eskapadzie grupy rozrabiaków. Zamordowanie bezbronnej rodziny każdemu może się zdarzyć, nie jemu było oceniać poczynania biednych grzeszników. Ale zostawić świadków wydarzenia, to jest bilet w jedną stronę do kazamatów, albo doskonała szansa by unieśmiertelnić swoje oblicze na liście gończym i skończyć jako worek treningowy dla innej grupy obłąkanych poszukiwaczy guza, tak jak zapewne będzie to miało miejsce tutaj. Ironia faktu, że - co było do przewidzenia - wołanie o pomoc mieszkańców Stonebrook przywołało typy spod ciemnej gwiazdy, jak rekiny które zwęszyły krew, bawiła go niezmiernie.

Przed przejściem przez bramę, mężczyzna postanowił zagaić do bucowatych strażników.

-Powiedzcie, panowie mundurowi, musicie mieć styczność z większością co przybywa do miasta? Miałem się spotkać w Stonebrook z moim starym znajomym. Jest krasnoludem, o, tego wzrostu- Daegr machnął ręką na wysokości swojego biodra. -Ma wytatuowaną łysą czaszkę, monobrew, czarną brodę i paskudne usposobienie. Sepleni w mowie. Zwą go Kai Hurganson, ale niekoniecznie tak się przedstawił. Przebywa tu taki?- Spytał uprzejmie, starając się zapamiętać twarze strażników. Będzie musiał pamiętać by skręcić ich karki zanim wyjedzie z miasta, z głową tego węża Hurgansona czy bez.

- Ta, był tu taki - odparł przysadzisty strażnik, krzyżując ramiona na piersi. - Wielu tu krasnoludów przebywa, ale ten rzucił się nam w oczy. Nie jestem co prawda do końca pewny, czy o niego chodzi, bo imienia swego nie podał, podobnie jak wy, ale kręcił się tu przez kilka dni.

-Do kroćset!- Zaklął olbrzym. -Musieliśmy się minąć. Nic to, coś mi mówi, że prędzej czy później nasze drogi znowu się zejdą- Daegr uśmiechnął się krzywo, ledwo tłumiąc zimną furię która nim zawładnęła. Ten przebrzydły pokurcz grzał teraz pewnie swoje cuchnące syry przy kominku w Bolfost-Tor.
 
Krieger jest offline  
Stary 18-11-2015, 16:05   #17
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Czekał na towarzyszkę Sadima na drodze, gdy jednak zobaczył, że idzie w innym kierunku, wzruszył ramionami i podążył za grupą. Dołączył do nich przy bramie, w połowie rozmowy przywoływacza ze strażnikiem.
- Prawie sami ludzie z wyjątkiem tego złodziejaszka, który był niziołkiem o wyjątkowo lepkich dłoniach.
Ferval gwałtownie uniósł głowę i przyjrzał się stróżowi prawa. Poczekał, aż trwająca rozmowa się zakończy i zwrócił się do stróża prawa:
- A powie mi pan: jak ten niziołek wyglądał?
- Co tu dużo mówić - zastanowił się strażnik z długim, podkręconym wąsem, drapiąc się przy tym po brodzie. - Wyglądał jak niziołek. Trochę ponad dwa łokcie wzrostu, bokobrody, krótki zarost… Ach, no i te ich spojrzenie cwaniaka, który uważa, że wszystko ujdzie mu na sucho. Jak ja ich nie znoszę…
- Taaa, coś o tym wiem… - mruknął Danre. Wiedział o tym aż za dobrze.

Był przeciwny tej wyprawie. Pójście tam to była czysta głupota. Ryzykować odsiadkę to jedno, ale ryzykować życie? Zresztą nie krył się ze swoimi poglądami. O wiele bardziej wolałby zostać w mieście na festynie i zarobić pieniądze na turnieju. Niestety, istniało zbyt duże prawdopodobieństwo, że wspomniany przez strażnika niziołek jest właśnie tym niziołkiem, który zepsuł mu ostatnie święto. Chcąc, nie chcąc, musiałby iść z grupą, chociaż gotów byłby się założyć, że któreś z nich nie wróci do Stonebrook.

Gdy odchodzili od bramy, usłyszał Rathana pytającego o drogę do karczmy. Odgłosy typowe dla tego typu przybytków docierały do bramy bez trudu, więc łucznik albo nigdy w karczmie nie był, albo był totalnie głuchy. Ferval prychnął z niesmakiem.
- Naprawdę potrzebujesz pomocy w znalezieniu karczmy? Nie słyszysz stąd odgłosów picia i radości?
Mężczyzna nie odpowiedział, więc prawdopodobnie był głuchy. Młodzieniec pokręcił głową z niedowierzaniem i skierował swoje kroki ku miejscu, gdzie mógł się w końcu wysuszyć, a przede wszystkim napić.
 
Aveane jest offline  
Stary 18-11-2015, 22:55   #18
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Pod Świńskim Ogonem, Stonebrook
15 Mirtul, 1367 DR
Zmierzch



Jedyna w mieście karczma, o zacnej nazwie ,,pod Świńskim Ogonem”, niewiele wyróżniała się na tle podobnych jej przybytków, a przynajmniej tyle mogli powiedzieć awanturnicy obserwując ją z zewnątrz. Wysoki na dwa piętra budynek z obustronnie spadzistym dachem pokrytym ciemnowiśniową dachówką i wyciętymi w nim okrągłymi oknami, był w dużej mierze wykonany z drewna - z wyjątkiem kamiennej podstawy wystającej na blisko metr od poziomu ulicy.
Po lewej stronie od podwójnych, zamykanych na klamkę drzwi, które wyglądały jakby niejeden osobnik przez nie wyleciał, znajdował się krótki, ceglany płot. W samym jego centrum, pomiędzy karczmą, a sąsiadującym budynkiem mieszkalnym, wmontowana została żelazna furtka prowadząca na tyły karczmy, gdzie znajdował się bujnie porośnięty krzewami ogród, lecz całkiem opustoszały z powodu paskudnej pogody.

Zachęceni przez dochodzący ze środka stłumiony gwar rozmów i widok tłumów roześmianych ludzi widocznych przez znajdujące się na parterze okna, awanturnicy przeszli pod drewnianym szyldem z wymalowanym nań świńskim zadem i weszli do środka.

Jako pierwszy na klamkę nacisnął Rathan. Po otwarciu drzwi i przekroczeniu ich progu, przywitał go zapach pieczonej dziczyzny, odór rozlanego alkoholu i… widok nadlatującego krzesła. Gdyby nie stała czujność łucznika, będąca efektem długich lat żołnierskiego treningu oraz błyskawiczny unik, który wykonał w dosłownie ostatnim momencie, to jego twarz dużo by straciła na swym uroku. Zamiast tego, krzesło uderzyło w ścianę za nim rozpadając się w tysiące drzazg.

Grube frontowe drzwi otwierają się do wielkiej sali zastawionej stolikami i krzesłami będącymi dziełem lokalnego stolarza słynącego z niezwykłej precyzji oraz oryginalnych dzieł. Z sufitu zwisa żyrandol wykonany z kości karpia kostkogłowego oraz srebrnych zdobień, które lśnią dziesiątkami małych szkarłatnych płomieni. Hojnie obdarzone przez naturę kelnerki lawirują z kuflami spienionego piwa pomiędzy stolikami pełnych snujących plany nocnych eskapad awanturników, od czasu do czasu zbierając klapsy od podchmielonej klienteli i wysłuchując sprośnych komentarzy na swój temat. Właścicielem tego jakże uroczego miejsca jest sędziwy karczmarz Dagomir, który otworzył ów lokal, aby móc raz na zawsze pożegnać się z awanturniczym życiem. W kierowaniu przybytkiem pomaga mu jego małżonka - wiecznie młoda półelfka, Abria, która w tłumieniu burd jest równie zaprawiona co w gotowaniu.

Nad ladą, od której krępy, łysy barman rzadko kiedy oddala się na dalej niż kilka metrów, wisi ogromna czaszka rogatego stwora, lecz nie sposób stwierdzić do jakiej dokładnie bestii ona należy. Robi wrażenie, tym bardziej, że podobno przed wieloma laty padła ofiarą nadludzkiej siły Dagomira i jego wiernego młota - Czaszkogniota.



Karczma robiła wrażenie, tym większe, iż poszukiwacze przygód wkroczyli w sam środek awantury, która rozgorzała pomiędzy kilkoma lokalnymi mieszkańcami, a wysokim wojownikiem o rysach orka. Trzech pijanych mężczyzn kierowało wobec przybysza wulgarne uwagi na temat jego pochodzenia, przy każdej okazji zaznaczając, że orkowie i ich zielonoskóre bękarty nie są tu mile widziani.
- Jeśli przed świtem nie wyniesiesz się z tego miasta to w zbliżającym się festynie posłużysz nam jako kukła do bicia! - Pogroził jeden z mieszkańców, który wyróżniał się na tle swych podchmielonych towarzyszy tym, że był wyjątkowo gruby, no i stał na stole, aby móc górować nad wysokim półorkiem.
- Najlepiej jakbyś zabrał ze sobą tę cuchnącą bandę chciwych skurwysynów z naszego podwórka! Mamy dość kłopotów przez was - dodał kosooki mężczyzna, mając na myśli otaczających go zewsząd awanturników. Część osób zignorowała tę jawną obelgę, ale w niektórych częściach karczmy przebiegł ponury szmer.
Ostatni z napastników stał w cieniu swojego, spasionego jak świnia, towarzysza. Wyglądał najmniej groźne ze względu na swą szczupłą i dość niską sylwetkę, ale z całej trójki był prawdopodobnie największych chojrakiem - zwłaszcza, że od zwalistego orka oddzielała go dwójka jego niezbyt bystrych kumpli. Co rusz sięgał po leżący obok zydel, aby cisnąć nim w spokojnego wojownika, który za każdym razem zręcznie unikał nadlatujących obiektów - gdyby nie pobielałe od zaciskania pięści knykcie można by było pomyśleć, że nic sobie nie robi z tego oczywistego afrontu.

Zebrani wokół nich klienci karczmy w ciszy obserwowali rozwój wydarzeń. Kolejne przedmioty rozbijały się o podłogę i ściany, a w ruchy poszły już nie tylko meble, ale znajdujące się na stołach kufle pełne spienionego piwa i butelki po krasnoludzkim spirytusie.
Zachęceni obojętnością pozostałych awanturników, podchmieleni mieszkańcy Stonebrook zaczęli wstawać z siedzeń i ciskać w półorka wszystkim co było pod ręką. Do wymiany “grzeczności” zaczęło się włączać coraz więcej osób po obu stronach karczmy. W ruch poszły pozostałe nietknięte krzesła i wszystko powoli wskazywało na to, że zaraz dojdzie do sporej burdy.

Miarka się przebrała, gdy stojący na stole napastnik sięgnął po wiszący u pasa krótki miecz, grożąc półorkowi, że osobiście wytnie mu uszy. To właśnie wtedy niespodziewanie z tłumu wyłonił się łysy mężczyzna w poplamionym fartuchu i bojowym młotem w dłoni. Pomimo, że był w dość podeszłym wieku - na co wskazywały jego głębokie zmarszczki - to jego potężne mięśnie wciąż budziły należyty szacunek.
Jarząca się od zaklętej w jej wnętrzu magicznej energii żelazna głowica Czaszkogniota przecięła z głuchym świstem powietrze trafiając spasionego łajdaka prosto w dół podkolanowy. Nieszczęśnik zwalił się ze stołu wprost na twarde dechy karczmy jak rażony piorunem i można by było uznać go za nieboszczyka, gdyby nie cichy jęk bólu, który wydarł się z jego ust chwilę po tym jak Dagomir postawił stopę na jego plecach, niczym na ustrzelonym dziku.
Kosooki towarzysz spaślaka zaniemówił z przerażenia. Rzucił się do ucieczki, lecz w tym samym momencie został powalony przez potężną pięść półorka, który postanowił wykorzystać nadarzającą się okazję, aby odwdzięczyć się pięknym za nadobne.

- Wyszedłem na chwilę, dosłownie, kurwa, na chwilę, aby móc przynieść wam beczkę piwa z piwnicy, a wy psubraty zdążyliście zdemolować mi pół karczmy! - Zagrzmiał zwalisty karczmarz, dysząc ze wściekłości jak stary parowóz.
- Nie wiem kto zaczął i niewiele mnie to obchodzi tak naprawdę. Dopilnuję jednak, byście zapłacili za poczynione szkody, jak nie złotem to pracą w kuchni! - Dagomir tak bardzo był pochłonięty pouczaniem awanturujących się klientów, że nie zauważył przemykającego wśród tłumu trzeciego z wcześniej napastujących półorka mężczyzn. Ten ruszył w stronę drzwi i pewnie zdołałby uciec z karczmy, gdyby nie Daegr, który jako jeden z ostatnich wszedł do karczmy. Cherlawy łotr trafił z rozpędu twarzą prosto w brzuch olbrzyma i odbił się od niego jak od ściany, lądując twardo na dechach karczmy.


 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
Stary 19-11-2015, 22:35   #19
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Uradowana z bycia niesioną aż do samej karczmy, Szara, szybko jednak przestała być taka zadowolona, kiedy omal nie oberwała krzesłem prosto w twarz. To, co się tutaj działo, przechodziło ludzkie i nieludzkie pojęcia, aż kobieta zrobiła wielkie oczy. Lorath odszedł trochę na bok i postawił ją na podłodze, a ta podziękowała mu uśmiechem i pogładziła dłonią jego zziębnięty policzek.
Po tym geście odwróciła się i od razu podeszła do lady, za którą stał karczmarz. Źle trafiła, bo chyba po tej burdzie nie miał zbyt dobrego humoru, ale jakoś musiała temu sprostać. Poprawiła trochę swój ubrudzony wygląd, choć zwykłe przeczesanie ręką włosów nie mogło niczego naprawić. Odchrząknęła z powagą.
- Witam, chciałam się spytać o ziółka - rzekła stonowanym głosem dorosłej osoby i uśmiechnęła się lekko. Liczyła na łut szczęścia, a jakby się nie pofarciło, to przyśle kogoś innego.
- Ach, no i pokój bym kupiła. Najlepszy - dodała niby nieznacząco, ale tymże sposobem chciała nadmienić, że ma pieniądze i nie jest byle jakim klientem z zapijaczoną lub zaćpaną mordą.
Zajęty czyszczeniem blatu brudną ścierą, spojrzał na kobietę z ukosa. Wyglądała mu na niewiele więcej niż kilkanaście zim, ale nie miała obrączki zaręczynowej, więc pewnie była jeszcze młodsza. Nie miał jednak zamiaru komuś odmawiać zakupu, tym bardziej, że w tych trudnych czasach trudno o złoto, choć jemu ostatnio interes się dobrze kręcił, dzięki decyzji kapłanki Tyra, która postanowiła zwabić do Stonebrook tłumy poszukiwaczy przygód.
- W ofercie mamy wiele gatunków ziela, także te egzotyczne, sprowadzane z odległych regionów Faerunu - odparł karczmarz podając kobiecie skrawek pergaminu, na którym zapisane były sprzedawane zioła i alkohole.
- Mam nadzieję, że umiesz czytać - dodał z lekkim uśmiechem na twarzy, po czym sięgnął pod ladę po zestaw kluczy i położył je przed dziewczyną.
- Owszem, dziękuję. - odparła krótko przysuwając pergamin pod swój nosek.
- Są trzy rodzaje pokoi do wyboru; najtańszy chłopski z jednym łóżkiem za marne 7 srebrników za noc. Standardowy z dwoma łóżkami za dwie sztuki złota oraz luksusowy z czterema łóżkami i śniadaniem gratis za 6 sztuk złota.
Szarańcza od samego początku starała się zachować pozory. Była uśmiechnięta, miła i udawała, że wcale nie zauważyła tego zerknięcia na jej dłonie, które szybko zabrała z lady. Dobrze wiedziała, czemu tak dziwnie na nią zerknął i zrozumiała, że musi to zmienić. Miała zamiar zrobić to jak najszybciej będzie to możliwe. Na chwilę obejrzała się za siebie i spojrzała na Fervala. Tak długo i bezczelnie wlepiała w niego swoje duże, umalowane na strach, oczy, że w końcu ich spojrzenia się zetknęły, a wtedy ta uśmiechnąwszy się półgębkiem, z powrotem odwróciła się w stronę właściciela dobrobytku.
- W takim razie chciałabym pokój za 6 złota - odparła bez większego namysłu i grzebiąc przy swoim pasie tuż pod płaszczem, wyciągnęła tyle monet, ile się należało za nocleg. - Rozumiem, że ten pokój ma wszystko co najlepsze? Kąpiel, materac grubaśny, koce, kołdry, miękkie podusie. I to śniadanie o której? Nie mogłam się takiego doczekać! - dodała i biorąc do ręki pergamin zamyśliła się. Niby z zastanowieniem czytała kartę, ale i tak doskonale wiedziała, czego jej trzeba.
- Więc tak… Prócz pokoju wezmę Ale Mrocznego Cienia razy dwa, Sarninę oraz Ziele Salteriańskie 4 gramy. Ta sarnina to z łowów? Żadne czary-mary? Bo mój… Przyjaciel, tylko takie je. - zakończyła z uśmiechem.
- Zwolnij mała, zbyt szybko nawijasz - odparł karczmarz szczerząc do niej pożółkłe zęby, po czym popchnął palcem największy kluczyk w jej stronę i zabrał od niej pieniądze.
- Tak, kąpiel i wygody godne królowej. Śniadanie najpóźniej do południa, bo potem będę mieć masę klienteli z festynu. Sam zresztą muszę się tam wybrać i rozłożyć jakiś stragan z beczką piwa i dobrą zagrychą.
Dagomir wysunął szufladę spod szynkwasu, gdzie znajdowały się zawinięte w pergamin zioła. Na małej srebrnej wadze odpowiednio odważył je, po czym wręczył dziewczynie odbierając zapłatę.

Szarańcza odebrała swoje zamówienie, chowając zioło za pazuchę. Ferval pojawił się obok niej szybciej, niż się tego spodziewała. Zaszczyciła go swoim uśmiechem i odebrała z lady kufle z alkoholem, udając się z chłopakiem do osobnego stolika. Jakkolwiek by to nie wyglądało w oczach jej towarzyszy, potrzebowała odrobinę prywatnej rozmowy, która nie trwała jakoś nadmiernie długo, jednak wszyscy mogli się napatrzeć na ten obrazek dwójki młodych osób, którzy patrzą na siebie z uśmiechem. Szkoda tylko, że z widoku trzeciej osoby, można było to źle odczytać.

Gdy tylko skończyła rozmowę, udała się do stolika, przy którym siedział Lorath. Postawiła przed nim mocny trunek, czym sugerowała, że jest dla niego. Może się upije! Spojrzała na mężczyznę, a na jej twarzy gościł ten sam uroczy uśmiech co zawsze, a po niedługim czasie podali sarninę, którą to Szara miała zamiar się podzielić, jako że sama nie jadała zbyt wiele. Może nie każdy by się tym najadł, ona zjadła zaledwie jedną czwartą posiłku, a resztę zostawiła dla innych. Była hojna, a może po prostu głupiutka i zbyt delikatna.

Gdy skonczyla zostawiając resztę jedzenia, udala się do swojego pokoju, gdzie zostawila tobół oraz schowa sakwe, biorac ze sobą jedynie kilka srebnikow, tylke powinno jej wystarczyć by sie napic porządnie. Zdjela zbroję, umyla sie na szybko, by nie tracic czasu po czym ubrala sie zakladajac na czarna koszule gorset, zaciskajac go w pasie zas na nogi naciagnela obcisle az dopasowane spodnie ze skory i dlugie buty. Wychodzac z pokoju zamknęła go na klucz, ktory to schowala w dekolcie.

Gdy powrocila hopsnela tylkiem na wolne krzeslo, przeciagajac sie w gore i napinajac mocno cialo. Wygladala o wiele lepiej gdy nie zdobilo jej bloto, nie miala plaszcza ani zbroi.
- Uwielbiam konkursy mocnej głowy - rzuciła popijając swoj trunek. Jeszcze jedno lub dwa i będzie chodziła zygzakiem, ale to nie przeszkodziło jej w tym, by wyrazić swoją opinię na temat chlania.
Nagle uderzyła spodem kufla o drewno stolika.
- DAEGR - uniosła się nagle, jakby olśniła ją przepowiednia - Weź udział, cooo?! Weźmiesz? Będę Ci kibicować, co? - zaproponowała podekscytowana, po czym szybko spojrzała na Loratha.
- Wzięłam pokój, bdziesz spał ze mną - oznajmila przy wszystkich nie widzac w tym nic zlego i upila łyk mocnego napoju.
 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 20-11-2015 o 07:52.
Nami jest offline  
Stary 20-11-2015, 00:50   #20
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Ile za pokój, strawę i gorącą kąpiel gospodarzu? - zapytał Tyrion. - Jakbyś potrzebował pomocy w naprawie czegoś małego acz kosztownego co zostało zniszczone, to możemy się dogadać. Myślę że coś mógłbym zaradzić. - rzucił cicho.
Karczmarz uniósł lewą brew, spoglądając na czarodzieja. Wpadł mu pewien pomysł do głowy, lecz nie był pewien czy stojący przed nim mężczyzna zdoła mu pomóc.
- Cóż, mam pewien przedmiot, którego przydałoby się odrobinę odświeżyć. Moja żona Abria zerwała swój srebrny naszyjnik, który otrzymała od rodziców w dzień naszego ślubu. Miałem jej kupić nowy, bo amulet był nietknięty, ale jeśli potrafiłbyś go naprawić to sporo na tym zaoszczędzę, a Ty otrzymasz za to pokój, strawę i gorącą kąpiel. Co Ty na to? - Odparł Dagomir sięgając do kieszeni swego fartucha po zniszczony przedmiot. Przyjrzał się mu uważnie, po czym położył go na ladzie przed Tyrionem, czekając na ruch z jego strony.
- Nie ma sprawy, zajmie to chwilę. - Powiedział Kąt i wziął się za naprawianie naszyjnika. Kilka mistycznych słów wyleciało z jego ust, następnie zaczął kreślić nad naszyjnikiem siatkę za pomocą ruchów dłoni. Ta po chwili oplotła naszyjnik, łącząc naszyjnik w całość. Całość zajęła około dziesięciu minut, ale po tym kawałek biżuterii lśnił jak nowy.
Karczmarz wyglądał na zadowolonego z efektów zaklęcia. Podał Tyrionowi klucz do dwuosobowego pokoju, wcześniej uprzejmie dziękując za jego wysiłek.
- Znajdź sobie wolny stolik, a moja żonka osobiście przyniesie Ci ciepły posiłek - powiedział Dagomir, po czym ruszył obsłużyć następnego klienta. Tyrion również podziękował i ruszył na górę złożyć rzeczy do pokoju, zanim udał się na kąpiel. Gorącą, czystą, przyjemną, właśnie tego mu było trzeba.



Zaraz po zrzuceniu bagaży, zwlókł się ponownie na dół. Odświeżył się odrobinę magią, ale miał ochotę na więcej. Gdy rozsiadł się wygodnie w sali głównej, nie musiał długo czekać gdy Abria pojawiła się z posiłkiem. Gulasz z kaszą, ale widać w nim było niemalże więcej mięsa niż kaszy. Najwyraźniej naprawa naszyjnika musiała poprawić kobiecie humor i nałożyła mu porcję od serca. Tyrion zaś, zatarł ręce i zabrał się za pałaszowanie. Parująca strawa uderzyła go w nos wonią arkadyjskich niemalże rozkoszy. Cały dzień maszerowali w marszu, nic więc dziwnego że mogło mu się zdawać że podano mu ambrozję. Po prawdzie, nic tutejszej kuchni zarzucić nie było można. Piwo również nie było chrzczone, zostawało jeszcze sprawdzić jak się sprawy z kąpielą mają. Ruszył by przekonać się na własnej skórze.



Łaźnia była prosta, ale schludna. Obłożone drewnem ściany w piwnicy, palenisko pod kotłem, nad nim sznur, zapewne otwierający klapę czy zawór by dolać wody do kotła, gdyby tej zaczęło brakować. Napełnił balię gorącą wodą i ułożył się wygodnie i roztoczył w powietrzu woń świeżych malin. Uśmiechnął się do siebie, stwierdzając, że dla takich chwil po ciężkim dniu warto było się babrać swego czasu w niezrozumiałych tajemnicach w wieży maga. Niecałą godzinę później wrócił do pozostałych na górze.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172