|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
15-11-2015, 15:52 | #11 |
Administrator Reputacja: 1 | Deszcz, wiatr i upierdliwi strażnicy, którzy za nic nie chcieli wpuścić wędrowców do miasta. A Rathan się zastanawiał, czy to naprawdę ktoś wydał taki rozkaz, czy też może strażnicy chcieli sobie dorobić na naiwniakach z dalekich stron. Jedno i drugie zdało mu się równie prawdopodobne. Gdy już się powoli zaczął oswajać z myślą, że jego sakiewka schudnie... i zaczął się zastanawiać, o ile sztuk złota stanie się lżejsza, stał się cud. Czy też raczej sprawiła to działalność Szarańczy, która od tej strony do tej pory nie dała się poznać. Przynajmniej nie Rathanowi. Podziękował w duchu Tymorze, dzięki której zapewne nie musiał spać gdzieś w lesie pod sosenką, ani szastać złotem, co było bardziej prawdopodobne - w końcu nie wypadało, by byle strażnik zdołał go powstrzymać przed odwiedzeniem miasta. Złoty klucz otwiera każde wrota - głosiło stare powiedzenie, a Rathan bardzo się cieszył, że nie musiał za pomocą własnej sakiewki dowodzić prawdziwości tego starego jak świat twierdzenia. A na siłę by nie przeszli. Halabardnika, jak się okazało, prócz krat wspierało coś jeszcze. A raczej ktoś jeszcze... No, powiedzmy kilku ktosiów, z pewnością uzbrojonych po zęby. Co się działo w tym miasteczku na zadupiu, że warty przy bramie były takie liczne? I czy miało to coś wspólnego z tym ogłoszeniem? Bo raczej nie z drużyną morderców. Rathan, który w dyskusji ze strażnikami nie brał udziału, nie zamierzał czekać, aż wspomniani strażnicy się rozmyślą i szybko przekroczył miejską bramę. - Do tego Ogona jak trafić? - spytał zatrzymując się na moment obok halabardnika. Fervan coś tam marudził, ale Rathan go nie słuchał. - Jest tuż przed wami - odparł strażnik, wskazując znajdujący się jakieś dwadzieścia metrów dalej wysoki budynek z szyldem, na którym był wymalowany obrazek świńskiego tyłka. Niezbyt dobrze widoczny w deszczu i mroku nocy, którego nie do końca rozpraszało światło latarni. - Dziękuję bardzo! - powiedział Rathan, po czym ruszył w stronę wspomnianego przybytku. Co prawda szyld sugerował, że właściciele mają swoich gości w zadku, ale liczył się dach nad głową. Jutro można było się rozejrzeć za innym lokum. Albo i spać pod chmurką, jeśli przepowiednia Szarańczy przypadkiem się spełni. Stonebrook okazało się miasteczkiem porządnym. Na tyle porządnym, że ulica nie stanowiła przedłużenia polnej drogi, a wybrukowana była kocimi łbami. Ktoś się postarał, pomyślał Rathan, omijając sporych rozmiarów kałużę - dowód na to, że tutaj także od dawna pada. Jeszcze parę kroków i znalazł się przed drzwiami, prowadzącymi do przybytku, który miał im zapewnić kolację, a możliwe że i nocleg. Dobiegający zza drzwi hałas sugerował, że Świński Ogon cieszy się powodzeniem. Oby to byli tylko miejscowi, pomyślał Rathan, po czym nacisnął klamkę i popchnął drzwi. Ostatnio edytowane przez Kerm : 15-11-2015 o 15:55. |
16-11-2015, 20:32 | #12 |
Reputacja: 1 | Chłodne powitanie w Stonebrook Odmieniec nie specjalnie przejął się widokiem, zastawiających im drogę strażników i bramy. Noc na deszczu nie stanowiła dla niego nowości, w przeciwieństwie do tego co znajdowało się za murami miasta. Gdyby stawiono go przed wyborem między spędzeniem miesiąca w kompletniej głuszy, a tygodniem w zaludnionym mieście, bez większego problemu wybrałby to pierwsze. Lorath urodził się w dziczy i do niej należał. Prawdopodobnie upłynie wiele wiosen, nim w końcu jego negatywna postawa wobec ludzkich osad się zmieni… O ile w ogóle to kiedyś nastąpi. Ostatnio edytowane przez Hazard : 16-11-2015 o 22:51. |
16-11-2015, 23:59 | #13 |
Reputacja: 1 | Tyrion był niemalże w skowronkach że nie musieli szastać złotem, ani poświęcać Szarej na wejście na do miasta. To ostatnie rozwiązanie miało zresztą same minusy. Komuś na pewno by się to nie spodobało, nawet jeśli tylko samej najbardziej zainteresowanej, to mogłoby być niewesoło. Zaś biorąc pod uwagę barbarzyńcę stojącego u jej boku, równie dobrze mogliby dołączyć następnego dnia do ściganych już morderców, bo skończyłoby się jatką. Przynajmniej coś poszło dobrze tego parszywego dnia, na dodatek pod sam jego koniec. Zaklinacz uśmiechnął się lekko do siebie. W połowie drogi do karczmy Sadim odezwał się do drużyny zamyślonym głosem. - Powinniśmy pomóc straży w ujęciu złoczyńców, może trochę nam to pomoże, jeśli będziemy chcieli tu zostać na dłużej, a i zapłata nas nie ominie - zerknął tutaj na Tyriona i Szarą - Moglibyśmy ruszyć od razu nad ranem. Wiem, co znajduje się pod drzewem oraz wiem, gdzie prowadzą ślady. Spojrzał w kierunku, w którym znajduje się Ciernisty Las, po czym wzrokiem wrócił do patrzenia przed siebie. - Najpierw odpocznijmy. - O świcie wyruszymy - rzekł niespodziewanie Odmieniec, wciąż niosąc wyczerpaną Szarańczę. Ciężko było stwierdzić, czy chciał pomóc straży dla nagrody, z dobroci serca czy pragnął po prostu jak najszybciej wyrwać się z miasta. Choć wyraz jego twarzy, na której malowało się ledwo dostrzegalne zmieszanie i niechęć odkąd przekroczyli bramy, najwyraźniej potwierdzało trzecią odpowiedź. - O świcie? Miejcie litość, nawet rytuałów tanecznych z Szamanem o takiej porze nie odprawiałam - zamarudziła dziewczyna i ziewając z otwartą buzią, rozciągnęła się, wyciągając ręce nad głowę. Najwyraźniej dobrze się czuła. - No ale skoro Lorath idzie, to też pójdę. Musimy się postarać by bogowie go dostrzegli - oznajmiła z powagą, ale wcale nie szarpała się do tego, by postawić ją na ziemi. Cwaniara. Słysząc o bogach Sadim wniósł na chwilę oczy ku niebu, by spojrzeć, czy widać księżyc. Oczywiście, że nie było widać, więc sobie szybko darował. Osobiście nie lubił, kiedy ktoś powołuje się na wszystkie istniejące bóstwa, bo coś się stało. Trochę współczuł Szarej, ale będzie musiał jej kazać wstać odrobinę wcześniej, niż zasugerował jej przyjaciel, jeśli można go przyjacielem nazwać. - Bogowie czy nie bogowie - na pewno pomożemy tym, którzy są w potrzebie, a dokładniej poczucia sprawiedliwości. Ruszmy jeszcze przed świtem. Będziemy mieli szansę, by zastać bandziorów, kiedy będą spać lub dopiero zbierać się, by wyruszyć dalej, gdzie ich już nie znajdziemy. - Bardzo mnie ciekawi, czy wpuszczą tutaj moją towarzyszkę. - zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową. -A niech mnie kule biją. Tyle gadałeś o pewnym zarobku, że byłem pewien że od razu zatrudnisz się w karczmie jako pomywacz, albo założysz hodowlę królików. Dobrze wiedzieć, że uganianie się po puszczach za bandą morderców to pewny sposób na utrzymanie! Har har!- Zarechotał olbrzym. Powoli zaczynał kwestionować kontakt z rzeczywistością swoich towarzyszy, zwłaszcza po niecodziennym pokazie białowłosej dziewczyny. -Jeśli ktoś mnie pyta o zdanie, to właśnie przez takie sytuacje straż w miastach jest o kant dupy potłuc! Zawsze czekają na jakiegoś świętoszka, albo zwykłego biznesmena, żeby wykonał ich robotę za nich. Zajebać podatek, poczekać aż kogoś zamordują, a potem wydać te pieniądze na nagrodę dla jakiegoś leszcza za złapanie innych leszczy. O czasy, o obyczaje!- Daegr wzniósł ręce do twarzy w geście teatralnej rozpaczy. - Przede wszystkim jestem poszukiwaczem przygód, Wielkoludzie - wycedził z siebie przez zaciśnięte zęby przywoływacz, po czym machnął ręką i mówił już normalnie - A za pewne źródło zarobku biorę pracę, a nie hazard, którym jest występ w jakimś turnieju. Pracą równie dobrze może być schwytanie tych… awanturników. -Chyba poszukiwaczem guza! Har har! Sam jesteś hazard, chłopcze. Jeśli wchodzisz w szranki z jakimś melepetą, twoim zapewnieniem są te cudeńka- Daegr napiął bicepsy i pocałował jeden z nich z namaszczeniem. - Doprawdy. - półelf złapał się za głowę - Wolę myśleć głową, a nie mięśniami. A w walce może zdam się na swoją magię oraz moją towarzyszkę. Całkiem zgrany z nas duet. Ale może wróćmy do rzeczy, bo za bardzo zeszliśmy z głównego tematu - obejrzał się po pozostałych - Ruszamy przed świtem na poszukiwania, lecz wpierw odpoczywamy w karczmie. Komu pasuje taki układ? - Yeeeey, taak. Ja chcę jeeeść~ - wymamrotała słabo udając nadmierną radość. -Ha! Poleganie na innych i na sztuczkach, to jest właśnie hazard. Umiesz liczyć, licz na siebie, pół-elfie- Prychnął olbrzym. Podeszwy jego podkutych butów stukały miarowo na miejskim bruku, gdy zmierzał do karczmy Pod Świńskim Ogonem. Po drodze rzucił krzywe spojrzenie spode łba posągowi lokalnego lorda. Priorytet numer jeden - znaleźć Hurgansona. Jeśli poszukiwania okażą się owocne choćby w informacje, olbrzym był skłonny poszwędać się ze swoimi nowymi przyjaciółmi po leśnych ostępach. -Róbta co chceta, ja na pewno nie przepuszczę tego pieprzonego jarmarku! Obwarzanki, świąteczny miód i rzucanie podkową czeka na dzielnych poszukiwaczy przygód. - Och, ja też bym chciała festyn. Rozstawiłabym namiot z wróżbami i byśmy zarobili trochę grosza… - powiedziała cicho ciesząc się, że nie musi już dłużej chodzić i jest niesiona. - Moce Bogów to nie zabawki, żeby na nich zarabiać - rzekł po namyśle Kurg - Może i dobrze, że ci idioci spod bramy dali się nabrać na te sztuczki, ale to nie jest dobra droga. Marnie skończymy jak tak dalej będziesz postępować, kobieto - splunął. - To moje moce, a nie bogów, pf. - fuknęła jak dziecko, bo poczuła się zaatakowana. Od zawsze ludzie albo jej nienawidzili, albo po prostu nadmiernie uwielbiali, a obie te skrajności wywoływały w Szarej poczucie lęku. Zaszlochała i się zasmuciła. - Chcę już być w karczmie… - zamarudziła ze smutkiem w głosie i klepnęła Loratha w tors. Jeśli nie chciał przyspieszyć, to sama tam pójdzie, o! Półork popatrzył na Szarańczę i tknęła go odrobina zrozumienia. - Każdy ma jakiś dar, lecz byłbym naiwny, gdybym wierzył, że ta siła jest tylko moja - klepnął się w masywne jak pień ramię - Ale co do jednego masz rację, ciepła strawa nam się przyda. - Nie mam zamiaru wnikać, czyje są te moce, ale nie należy ich nadużywać, skoro są nadnaturalne. Przesądni ludzie mogą cię nazwać wiedźmą i chcieć spalić na stosie Szarańczo, chociaż oczywiście ci tego nie życzę - stwierdził Sadim krzywiąc się lekko na wzmiankę o stosie. Szara machnęła ręką. - Nie na festynie. Tam same dziwy… W sensie, dziwne rzeczy, nie że kurtyzany - zaśmiała się ze swojego żarciku patrząc na wielkoluda. Jego chyba to bawiło! Chyba. - Za dużo gadacie - warknął Lorath i przyspieszył kroku. -Ha ha! Obyś się myliła, mała walkirio. Kurtyzany są jak najbardziej mile widziane. - Nie rozumiem cię, Sadim - powiedział Ferval po chwili milczenia. - Wygrana w turnieju zależy od umiejętności twoich i innych uczestników. Wygrana w walce tak samo. W pierwszym przypadku nie tracisz nic, ewentualnie wpisowe. W drugim przypadku tracisz cały dobytek, zdrowie albo nawet życie. I to właśnie udział w turnieju nazywasz hazardem? Półelf westchnął ewidentnie się poddając. Stwierdził, że jeśli będzie musiał, to zmobilizuje kilku strażników i uda się w pogoń za przestępcami sam. - Widzisz, udział w turnieju nie wniesie nic pożytecznego. Ja bardzo chcę pomóc ludziom w tym mieście i tyle - rzucił szybko z uśmiechem na twarzy - I przyznaję, że jest to ryzykowne, jednak nawet podróżując wystawiamy się na ryzyko, czyż nie? I przyznaję, że w beznadziejny sposób starałem się ukryć kierujący mną motyw, by zająć się tą sprawą, więc was przepraszam. Wykonał lekki skłon - taki, na ile pozwalała mu obecna sytuacja. - Ryzyko czy nie, polując na tamtych, jest większa szansa na zarobek. W turnieju udział będą chcieli wziąć wszyscy, a tu mniejsza konkurencja. Chociaż nieszczególnie mi sie pali gonić za mordercami, to jeśli ich złapiemy, inaczej będą na nas patrzeć. – Tyrion przerwał na chwilę. – W sensie raz że nagroda, dwa, będą wiedzieć że potrafimy skutecznie działać, a nie jedynie błyszczeć w idealnych warunkach turnieju jeden na jeden. Nie chodzi tylko o tu i teraz, ale o perspektywy, przyszłość, możliwości. – Kontynuował przez chwile, odnosząc się do wizjonerstwa niektórych. – Tu i teraz przekłada się to na ryzyko, by w przyszłości mieć sławe, miód i jeśli ktoś życzy, ku... damy negocjowalnego afektu. Póki co jednak, znajdźmy pokoje i kąpiel. – Czarownik skończył wreszcie swój przedłużający się wywód. Była na to najwyższa pora, stali przed drzwiami gospody, część już nawet weszła do buchającego ciepłem środka. Nie miał zamiaru pozostawać w tyle, skoro nie wylecieli z niej z hukiem. Miał straszną ochotę się rozgrzać i zjeść coś ciepłego.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
17-11-2015, 01:51 | #14 |
Reputacja: 1 | Ostatnie dni były dziwnym doświadczeniem. Kurg nie spodziewał się podróży ramię w ramię z gromadą nieznajomych. Widział na swej drodze wielu naiwnych nieboraków, szczeniaków, których największą ambicją było wyrwać się spod maminej spódnicy, zapewne tamci długo nie pożyją… Jego towarzysze jednak byli inni. Niektórzy byli wojownikami, jak on. Inni na pierwszy rzut oka nie byli warci uwagi, jednak sposób, w jaki się poruszali i mówili świadczył o ich wyjątkowości. Do tego stopnia, że półork prawie nie czuł się odmieńcem pośród nich. Prawie, bo jak blisko dwumetrowy gigant o szarej cerze, rudym zaroście i wystających siekaczach, z którymi mógł rywalizować z dzikami w konkursie piękności, mógłby się nie wyróżniać? Przerzucony przez plecy masywny obosieczny topór z wygrawerowanym wizerunkiem gryfa oraz wystająca spod pancerza długa kiedyś-zapewne-biała-jak-śnieg szata ze skóry białego niedźwiedzia tylko dopełniały malowniczego obrazka barbarzyńcy z dalekich, niecywilizowanych krain. Pogoda zawsze była przyjaciółką Kurga. Słońce, czy deszcz; cisza, czy nawałnica; nie miało to znaczenia, wszak nierozsądnym byłoby poddawać w wątpliwość osądy Bogów, bo po co przejmować się tym, na co nawet on nie miał wpływu. I tak I tak musiał postawić kolejny krok, by dotrzeć do kolejnego miejsca przeznaczenia. Dużo większym utrapieniem było ciągłe słuchanie lamentów słabszych towarzyszy, którzy wyraźnie nie byli przystosowani do długich podróży. Nauczony ostatnimi doświadczeniami ugryzł się kilka razy w język, zamiast wprowadzać niezgodę w grupie, jednak trzy razy częściej dawał jasno znać, co o tym myśli. Prawie zawsze żałował swoich słów, na szczęście oni chyba nie mieli mu za złe, jeszcze gorzej podróżowałoby się w gronie nastawionym do siebie wrogo… Szczęśliwie towarzystwo ratowały osoby Daegra (pomimo jego nadwyraz widocznej prostoty) i Loratha (pomimo jego zamknięcia na otoczenie). Z tą dwójką było jak w klanie – nie koniecznie się z każdym dogadasz, ale w noc po bitwie będziesz z nim bliżej jak brat. Wszak krew przelana łączy bardziej, niż krew wylana. Każdy to wie. Kłopoty przy bramie nie zwiastowały nic dobrego. Kiedy żołnierze zaczęli gadać jeden przez drugiego tysiąc sposobów, dla których nie mogą wejść, cierpliwość Kurga była na wyczerpaniu. Już miał na nich ryknąć, kiedy Szarańcza odstawiła swój teatrzyk, bo tylko tak można było to nazwać. Bogowie nie zsyłają wizji w tak dogodnych warunkach i w tak pasującej formie, ta mała to jakaś wiedźma, a Kurg jeszcze nie wiedział, co o tym myśleć… Czas pokaże. Teraz wpadł w dziwny stan, bo nie wiedział, czy powinien wyzwać żołnierzy ryzykując pozostanie na deszczu resztę nocy – nie, żeby to był problem – czy zwrócić uwagę kobiecie, żeby uważała co robi, czy też zewrzeć gębę i poszukać z resztą ciepłego i suchego miejsca, gdzie będzie ciepłe żarcie. Ostatecznie wybrał po trochu drugie I trzecie rozwiązanie. Z rozmowy wynikło, że kolejnego dnia rzucą się w wir lokalnych spraw, co bardzo odpowiadało wojownikowi. Bierność to słabość, należy zawsze szukać nowych wyzwań. Krótka wyprawa do owianego mrokiem lasu nieopodal pomogłaby rozprostować zdrętwiałe ramiona półorka, któremu od jakiegoś czasu brakowało okazji, by dać niewielki upust nieustannym staraniom kontroli nad sobą. Kilka łbów bestii upadnie, Uthgar będzie sprzyjać i wrócić będzie można do porządku dziennego… co oznaczało poszukiwanie kolejnych wyzwań… Z zamyślenia wyrwał go powiew ciepłego powietrza z wnętrza pomieszczenia karczmy. Dość rozważań, czas odpocząć. Ostatnio edytowane przez Ryder : 17-11-2015 o 01:53. |
17-11-2015, 15:32 | #15 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Stojąc pod bramami miasta Sadim miał nieobecny wzrok. Nawet nie zauważył obserwujących ich kuszników, ponieważ w tym momencie wsłuchiwał się w raport swej towarzyszki będącej na miejscu zbrodni. Skupił uwagę na otaczającym go świecie tylko na chwilę ze względu na "przedstawienie" urządzone przez Szarą. Nie bardzo wierzył, że następnego dnia niebo im spadnie na głowę, jednak wiedział, że jeśli nie pospieszą do jakiegoś ciepłego miejsca, to nici z przygód. Jeszcze rozchorują się na jakieś paskudztwo... |
17-11-2015, 16:45 | #16 |
Reputacja: 1 | -Amatorzy- Olbrzym z północy wydął usta słysząc o eskapadzie grupy rozrabiaków. Zamordowanie bezbronnej rodziny każdemu może się zdarzyć, nie jemu było oceniać poczynania biednych grzeszników. Ale zostawić świadków wydarzenia, to jest bilet w jedną stronę do kazamatów, albo doskonała szansa by unieśmiertelnić swoje oblicze na liście gończym i skończyć jako worek treningowy dla innej grupy obłąkanych poszukiwaczy guza, tak jak zapewne będzie to miało miejsce tutaj. Ironia faktu, że - co było do przewidzenia - wołanie o pomoc mieszkańców Stonebrook przywołało typy spod ciemnej gwiazdy, jak rekiny które zwęszyły krew, bawiła go niezmiernie. Przed przejściem przez bramę, mężczyzna postanowił zagaić do bucowatych strażników. -Powiedzcie, panowie mundurowi, musicie mieć styczność z większością co przybywa do miasta? Miałem się spotkać w Stonebrook z moim starym znajomym. Jest krasnoludem, o, tego wzrostu- Daegr machnął ręką na wysokości swojego biodra. -Ma wytatuowaną łysą czaszkę, monobrew, czarną brodę i paskudne usposobienie. Sepleni w mowie. Zwą go Kai Hurganson, ale niekoniecznie tak się przedstawił. Przebywa tu taki?- Spytał uprzejmie, starając się zapamiętać twarze strażników. Będzie musiał pamiętać by skręcić ich karki zanim wyjedzie z miasta, z głową tego węża Hurgansona czy bez. - Ta, był tu taki - odparł przysadzisty strażnik, krzyżując ramiona na piersi. - Wielu tu krasnoludów przebywa, ale ten rzucił się nam w oczy. Nie jestem co prawda do końca pewny, czy o niego chodzi, bo imienia swego nie podał, podobnie jak wy, ale kręcił się tu przez kilka dni. -Do kroćset!- Zaklął olbrzym. -Musieliśmy się minąć. Nic to, coś mi mówi, że prędzej czy później nasze drogi znowu się zejdą- Daegr uśmiechnął się krzywo, ledwo tłumiąc zimną furię która nim zawładnęła. Ten przebrzydły pokurcz grzał teraz pewnie swoje cuchnące syry przy kominku w Bolfost-Tor. |
18-11-2015, 16:05 | #17 |
Reputacja: 1 | Czekał na towarzyszkę Sadima na drodze, gdy jednak zobaczył, że idzie w innym kierunku, wzruszył ramionami i podążył za grupą. Dołączył do nich przy bramie, w połowie rozmowy przywoływacza ze strażnikiem. - Prawie sami ludzie z wyjątkiem tego złodziejaszka, który był niziołkiem o wyjątkowo lepkich dłoniach. Ferval gwałtownie uniósł głowę i przyjrzał się stróżowi prawa. Poczekał, aż trwająca rozmowa się zakończy i zwrócił się do stróża prawa: - A powie mi pan: jak ten niziołek wyglądał? - Co tu dużo mówić - zastanowił się strażnik z długim, podkręconym wąsem, drapiąc się przy tym po brodzie. - Wyglądał jak niziołek. Trochę ponad dwa łokcie wzrostu, bokobrody, krótki zarost… Ach, no i te ich spojrzenie cwaniaka, który uważa, że wszystko ujdzie mu na sucho. Jak ja ich nie znoszę… - Taaa, coś o tym wiem… - mruknął Danre. Wiedział o tym aż za dobrze. Był przeciwny tej wyprawie. Pójście tam to była czysta głupota. Ryzykować odsiadkę to jedno, ale ryzykować życie? Zresztą nie krył się ze swoimi poglądami. O wiele bardziej wolałby zostać w mieście na festynie i zarobić pieniądze na turnieju. Niestety, istniało zbyt duże prawdopodobieństwo, że wspomniany przez strażnika niziołek jest właśnie tym niziołkiem, który zepsuł mu ostatnie święto. Chcąc, nie chcąc, musiałby iść z grupą, chociaż gotów byłby się założyć, że któreś z nich nie wróci do Stonebrook. Gdy odchodzili od bramy, usłyszał Rathana pytającego o drogę do karczmy. Odgłosy typowe dla tego typu przybytków docierały do bramy bez trudu, więc łucznik albo nigdy w karczmie nie był, albo był totalnie głuchy. Ferval prychnął z niesmakiem. - Naprawdę potrzebujesz pomocy w znalezieniu karczmy? Nie słyszysz stąd odgłosów picia i radości? Mężczyzna nie odpowiedział, więc prawdopodobnie był głuchy. Młodzieniec pokręcił głową z niedowierzaniem i skierował swoje kroki ku miejscu, gdzie mógł się w końcu wysuszyć, a przede wszystkim napić. |
18-11-2015, 22:55 | #18 | |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Pod Świńskim Ogonem, Stonebrook 15 Mirtul, 1367 DR Zmierzch Jedyna w mieście karczma, o zacnej nazwie ,,pod Świńskim Ogonem”, niewiele wyróżniała się na tle podobnych jej przybytków, a przynajmniej tyle mogli powiedzieć awanturnicy obserwując ją z zewnątrz. Wysoki na dwa piętra budynek z obustronnie spadzistym dachem pokrytym ciemnowiśniową dachówką i wyciętymi w nim okrągłymi oknami, był w dużej mierze wykonany z drewna - z wyjątkiem kamiennej podstawy wystającej na blisko metr od poziomu ulicy.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019 | |
19-11-2015, 22:35 | #19 |
INNA Reputacja: 1 | Uradowana z bycia niesioną aż do samej karczmy, Szara, szybko jednak przestała być taka zadowolona, kiedy omal nie oberwała krzesłem prosto w twarz. To, co się tutaj działo, przechodziło ludzkie i nieludzkie pojęcia, aż kobieta zrobiła wielkie oczy. Lorath odszedł trochę na bok i postawił ją na podłodze, a ta podziękowała mu uśmiechem i pogładziła dłonią jego zziębnięty policzek.
__________________ Discord podany w profilu Ostatnio edytowane przez Nami : 20-11-2015 o 07:52. |
20-11-2015, 00:50 | #20 |
Reputacja: 1 | - Ile za pokój, strawę i gorącą kąpiel gospodarzu? - zapytał Tyrion. - Jakbyś potrzebował pomocy w naprawie czegoś małego acz kosztownego co zostało zniszczone, to możemy się dogadać. Myślę że coś mógłbym zaradzić. - rzucił cicho. Karczmarz uniósł lewą brew, spoglądając na czarodzieja. Wpadł mu pewien pomysł do głowy, lecz nie był pewien czy stojący przed nim mężczyzna zdoła mu pomóc. - Cóż, mam pewien przedmiot, którego przydałoby się odrobinę odświeżyć. Moja żona Abria zerwała swój srebrny naszyjnik, który otrzymała od rodziców w dzień naszego ślubu. Miałem jej kupić nowy, bo amulet był nietknięty, ale jeśli potrafiłbyś go naprawić to sporo na tym zaoszczędzę, a Ty otrzymasz za to pokój, strawę i gorącą kąpiel. Co Ty na to? - Odparł Dagomir sięgając do kieszeni swego fartucha po zniszczony przedmiot. Przyjrzał się mu uważnie, po czym położył go na ladzie przed Tyrionem, czekając na ruch z jego strony. - Nie ma sprawy, zajmie to chwilę. - Powiedział Kąt i wziął się za naprawianie naszyjnika. Kilka mistycznych słów wyleciało z jego ust, następnie zaczął kreślić nad naszyjnikiem siatkę za pomocą ruchów dłoni. Ta po chwili oplotła naszyjnik, łącząc naszyjnik w całość. Całość zajęła około dziesięciu minut, ale po tym kawałek biżuterii lśnił jak nowy. Karczmarz wyglądał na zadowolonego z efektów zaklęcia. Podał Tyrionowi klucz do dwuosobowego pokoju, wcześniej uprzejmie dziękując za jego wysiłek. - Znajdź sobie wolny stolik, a moja żonka osobiście przyniesie Ci ciepły posiłek - powiedział Dagomir, po czym ruszył obsłużyć następnego klienta. Tyrion również podziękował i ruszył na górę złożyć rzeczy do pokoju, zanim udał się na kąpiel. Gorącą, czystą, przyjemną, właśnie tego mu było trzeba. Zaraz po zrzuceniu bagaży, zwlókł się ponownie na dół. Odświeżył się odrobinę magią, ale miał ochotę na więcej. Gdy rozsiadł się wygodnie w sali głównej, nie musiał długo czekać gdy Abria pojawiła się z posiłkiem. Gulasz z kaszą, ale widać w nim było niemalże więcej mięsa niż kaszy. Najwyraźniej naprawa naszyjnika musiała poprawić kobiecie humor i nałożyła mu porcję od serca. Tyrion zaś, zatarł ręce i zabrał się za pałaszowanie. Parująca strawa uderzyła go w nos wonią arkadyjskich niemalże rozkoszy. Cały dzień maszerowali w marszu, nic więc dziwnego że mogło mu się zdawać że podano mu ambrozję. Po prawdzie, nic tutejszej kuchni zarzucić nie było można. Piwo również nie było chrzczone, zostawało jeszcze sprawdzić jak się sprawy z kąpielą mają. Ruszył by przekonać się na własnej skórze. Łaźnia była prosta, ale schludna. Obłożone drewnem ściany w piwnicy, palenisko pod kotłem, nad nim sznur, zapewne otwierający klapę czy zawór by dolać wody do kotła, gdyby tej zaczęło brakować. Napełnił balię gorącą wodą i ułożył się wygodnie i roztoczył w powietrzu woń świeżych malin. Uśmiechnął się do siebie, stwierdzając, że dla takich chwil po ciężkim dniu warto było się babrać swego czasu w niezrozumiałych tajemnicach w wieży maga. Niecałą godzinę później wrócił do pozostałych na górze.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |